Przygotowania do szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie

Przygotowania do szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie

EU-Eastern_Partnership_forum._Tbilisi,_2012Adam Kowalczyk

W listopadzie tego roku odbędzie się istotny z polskiego punktu widzenia Szczyt Partnerstwa Wschodniego w Wilnie. Jego konsekwencje mogą mieć długofalowy charakter, a ich zasięg nie musi ograniczyć się wyłącznie do kilku państw w nim uczestniczących.

Już za nieco ponad miesiąc w Wilnie może zostać podpisana Umowa Stowarzyszeniowa (Association Agreement-AA) Unii Europejskiej z Ukrainą. Podobne dokumenty mają szansę być parafowane z Gruzją, Mołdawią oraz Armenią. Należy pamiętać, że w ich ramach zawierają się także Umowy o Pogłębionych i Całościowych Strefach Wolnego Handlu (Deep and Comprehensive Free Trade Areas-DCFTA). Nie są one standardowymi umowami tego typu, których Bruksela podpisała w swojej historii już kilkadziesiąt – są dłuższe, bardziej precyzyjne, obejmują więcej sfer współpracy niż było to dotychczas przyjęte. Należy pamiętać, że w ich ramach zawierają się także Umowy o Pogłębionych i Całościowych Strefach Wolnego Handlu (Deep and Comprehensive Free Trade Areas – DCFTA). Oba typy umów stanowią integralną całość. Konsekwencją tego jest nieograniczanie się w nich do niewiele znaczącego pustosłowia, charakterystycznego dla typowych politycznych deklaracji. Ich treść nie obejmuje także wyłącznie konieczności pewnych reform administracyjno-instytucjonalnych, które siłą rzeczy mogą przyjąć charakter fasadowy. Umowy DCFTA obejmują bardzo konkretne, policzalne finansowo aspekty współpracy powyższych państw z Brukselą. Zaliczyć możemy do nich chociażby sprawy związane ze zniesieniem ceł i kwot we wzajemnym handlu towarami i usługami, likwidację barier pozataryfowych, przyjęcie unijnych regulacji w zakresie zamówień publicznych czy też dostosowanie części przepisów dotyczących funkcjonowania prywatnego biznesu do acquis communautaire.

Pokazuje to po pierwsze perspektywę realnego zbliżenia gospodarczego pomiędzy Kijowem, Tbilisi, Kiszyniowem oraz (być może) Erywaniem a całą Unią Europejską. Stanowić będzie to asumpt do poprawienia w owych państwach, w dłuższej perspektywie czasowej, wskaźników makrogospodarczych, takich jak wzrost PKB czy poziom bezrobocia. To także szansa zbudowania nowych powiązań biznesowo-handlowych oraz zintensyfikowania dotychczas istniejących. Zwiększenie wymiany handlowej, otwarcie się na nowe rynki zbytu, wymuszenie większej konkurencyjności, poznanie mechanizmów funkcjonowania normalnego, europejskiego biznesu – to nie slogany wypowiadane przez polityków, lecz bardzo konkretne perspektywy stojące przed biznesmenami i przedsiębiorcami z wyżej wymienionych państw. Perspektywy modernizacji gospodarki, na którą czekają nie tylko przedsiębiorcy, ale i zwykli obywatele. Modernizacji, której jedną z konsekwencji może być stopniowa westernizacja.

Owszem – powiedzą krytycy – ale jakie będzie miało to znaczenie w sytuacji braku w powyższych państwach politycznej woli do implementacji postanowień DCFTA? Zakładając nawet tak pesymistyczny scenariusz, pamiętać należy, że po parafowaniu (a zwłaszcza podpisaniu w przypadku Ukrainy) opisywanych dokumentów możliwości unijnej presji stają się większe. Ponadto w sytuacji wytworzenia się grup nacisku lobbujących za gospodarczym status quo – a takie z pewnością się pojawią – praktycznie pewne jest skonsolidowanie się kontrgrup dążących do wdrożenia regulacji zawartych w AA, a zwłaszcza DCFTA, dla których stanowić one będą szansę na możliwość realizacji intratnych interesów na rynkach unijnych. Wreszcie, last but not least, niebagatelne znaczenie będzie mieć również perspektywa napływu istotnego kapitału z państw UE w postaci zagranicznych inwestycji bezpośrednich. Będzie to możliwe tylko w sytuacji polepszenia klimatu inwestycyjnego, czego niezbędnym warunkiem implementacja postanowień zawartych w Umowach Stowarzyszeniowych.

Ktoś może zapytać dlaczego wileńskie spotkanie może wpłynąć na polityczną przyszłość całego regionu Europy Środkowej i Wschodniej czy też Kaukazu Południowego? Aby spróbować odpowiedzieć na powyższe pytanie do naszych rozważań musimy włączyć kolejnego aktora – Federację Rosyjską.

Po mizernej, jeśli chodzi osiągnięcia polityce zagranicznej, dekadzie lat 90-tych, Rosja zaczyna być graczem mającym coraz większe ambicje na arenie międzynarodowej. Następuje proces konsekwentnego budzenia się aspiracji FR w zakresie reintegracji gospodarczo-politycznej obszaru byłego Związku Sowieckiego. Do obszaru tego Rosjanie zaliczają również Europę Wschodnią oraz Zakaukazie, które w zamiarach Kremla mają być finalnie włączone do powstałej w 2010 Unii Celnej Rosji, Białorusi i Kazachstanu. Włączone, w percepcji Rosji, oznacza podporządkowane jej interesom. Rywalizacja pomiędzy Unią Europejską, a Federacją Rosyjską o wpływy gospodarcze i kierunek finalnego wektora politycznego państw objętych Partnerstwem Wschodnim musi być więc w skutek sprzeczności interesów czytelna.

Wydarzenia, których jesteśmy świadkami przez ostatnich kilka tygodni, wypełniają ten scenariusz w 100 procentach. Kreml spokojnie poczekał, aż unijni negocjatorzy uzgodnią z Ukrainą, Mołdawią, Gruzją i Armenią ostateczne warunki Umów Stowarzyszeniowych i przeszedł do butnej i często prowadzonej „na oślep”  kontrofensywy. Najważniejsza z rosyjskiego (i europejskiego oraz co zrozumiałe polskiego) punktu widzenia jest w tej grze oczywiście Ukraina. Kraj ten jest większy, liczniejszy i generuje większy procent PKB niż wszystkie pozostałe państwa objęte programem PW włącznie. Jest ważnym terytorium tranzytowym dla rosyjskiego gazu transportowanego do UE. Rację miał Z. Brzeziński twierdząc, że „Rosja bez Ukrainy nie potrafi być imperium”. A Rosja imperium zamierza się stać, dlatego też rozpoczęła wobec Kijowa grę na wielu fortepianach mającą finalnie doprowadzić do niepodpisywania przez Janukowycza AA oraz DCFTA.

Wśród zabiegów Kremla znalazło się krótkookresowe wypowiedzenie wojny handlowej mającej pokazać co czeka Ukrainę, gdy okaże się wobec Rosji nieposłuszna. Codziennością są także daleko posunięte groźby oraz próby zastraszania i upokarzania Ukrainy. Skutek? Odwrotny do zamierzonego. Po pierwsze względną sprawność wykazała będąca na wakacjach Unia Europejska, grzecznie, acz stanowczo stając w obronie Kijowa. Po drugie, na początku września ukraińska Rada Najwyższa, po miesiącach zwłoki, rozpatrzyła 5 ustaw koniecznych do podpisania Umowy Stowarzyszeniowej. Po trzecie, działania Rosji pomogły chwilowemu zakopaniu toporu wojennego pomiędzy rządzącymi a siłami opozycyjnymi (oprócz komunistów). Po czwarte, lawirujący dotychczas Janukowycz na zamkniętym spotkaniu Partii Regionów zapowiedział jednoznacznie kurs na podpisanie AA. Po piąte, bezczelne zachowanie Rosji zirytowało znaczną część ukraińskiego społeczeństwa (w tym oligarchów), którym nie podoba się protekcjonalne traktowanie ze strony Rosji. Po szóste wreszcie, zmobilizowała Rinata Achmetowa – najbogatszego ukraińskiego oligarchę – do czasowego zaprzestania wysyłki stali do Rosji. Oznacza to ni mniej ni więcej, że ta grupa społeczna ma potencjał i wolę do przeciwstawienia się agresywnej polityce handlowej Kremla. Symboliczny gest Achmetowa pokazał, parafrazując J. Chiraca, że ukraińscy biznesmeni stracili okazję do tego by siedzieć cicho. Niezależnie od tego, czy finalnie uda się podpisać Umowę Stowarzyszeniową na spotkaniu w Wilnie, można zaryzykować już chyba tezę: Rosja poprzez swoje ostatnie działania oddaliła od siebie Ukrainę.

Kreml nie odpuszcza jednak i innych państw gotowych (nawet w większym niż Ukraina stopniu) na zbliżenie z Brukselą, stosując podobne jak wobec Ukrainy instrumenty i środki nacisku. Pomimo tego, Gruzja oraz Mołdawia nadal deklarują proeuropejski kurs. Niestety nie można najprawdopodobniej powiedzieć już tego o Armenii, która po bezproblemowo zakończonych negocjacjach z unijnymi urzędnikami, niespodziewane podjęła decyzję o przystąpieniu do wspominanej już Unii Celnej. Oznacza to, że jeśli chodzi o twarde fakty, Rosja prowadzi na chwilę obecną z Unią Europejską 1:0, gdyż obie strony jasno zadeklarowały, że niemożliwe jest zbliżanie się do obydwu organizacji jednocześnie.

Jaki będzie finalny wynik tej rozgrywki? Wciąż nie wiadomo. Ostatnie wydarzenia na linii Bruksela-Kijów związane z uwięzioną nadal Julią Tymoszenko nie napawają optymizmem. Specjalna misja „ostatniej szansy” wysłanników Parlamentu Europejskiego P. Coxa i A. Kwaśniewskiego w tej sprawie nie przyniosła satysfakcjonujących rezultatów. Została finalnie przedłużona do listopada, trudno jednak nie odnieść wrażenia, że to gest tyleż rozpaczliwy, co pokazujący daleko idącą bezradność. Coraz częściej słychać, nawet u bardzo przychylnie wobec Kijowa nastawionych polityków np. J. Saryusza-Wolskiego czy P. Kowala, głosy, że bez rozwiązania tego problemu podpisanie Umowy Stowarzyszeniowej nie będzie możliwe. Ten pierwszy stwierdził w polskiej prasie bez ogródek: Szanse na zawarcie porozumienia nie są większe niż 50% proc. jeśli chodzi o położenie byłej premier Ukrainy. Bruksela nadal ma jednak szansę w tej rozgrywce znacząco ograć Kreml. Musi „tylko” w Wilnie podpisać AA z Jankukowyczem oraz parafować analogiczne dokumenty z B. Iwaniszwilim i I. Leancą.

Geopolityczna batalia pomiędzy Brukselą a Moskwą o Europę Wschodnią i Kaukaz Południowy trwa w najlepsze. Przypuszczalnie jej pierwsze wymierne efekty będziemy mogli ocenić już po zakończeniu Szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie. Występuje pewne zagrożenie, że w przypadku fiaska unijnego spotkania Zachód przestanie wyrażać poważniejsze zainteresowanie Ukrainą, Mołdawią czy Gruzją. Warszawie pozostaje zrobić wszystko co możliwe, aby do tego nie dopuścić. Niestety, istnieje niebezpieczeństwo, że alternatywą wobec trudnego i kosztownego zbliżania się do struktur unijnych może stać się dla powyższych państw integracja z Unią Celną i stopniowe – najpierw gospodarcze, a następnie polityczne – podporządkowanie Moskwie. A to byłby dla Polski iście fatalny scenariusz.

Komentarze

komentarze

Powrót na górę