Dawid Madejski: Spojrzenie z góry. Geopolityka jako nauka pomocnicza historii

Dawid Madejski: Spojrzenie z góry. Geopolityka jako nauka pomocnicza historii
antique_mapDawid Madejski
  
„Geopolityka to spojrzenie z góry”.
Yves Lacoste (1973)
 
Historia jest samodzielną dyscypliną naukową, która dysponuje własnymi naukami pomocniczymi. Należą do nich m.in. numizmatyka, archiwistyka, papirologia, czy też epigrafika. Mimo ich oczywistej użyteczności dla zawodowych badaczy nie znajdują one praktycznego zastosowania w procesie nauczania historii na szczeblu podstawowym i gimnazjalnym, ale również – co stanowi główny przedmiot troski piszącego te słowa – na szczeblu średnim. Jaka zatem nauka mogłaby się okazać przydatna?
           
Otóż w warsztacie historyka nie znalazła się jak dotąd dziedzina wiedzy, której zadaniem byłoby rozpatrywanie biegu dziejów w oparciu o wiedzę z zakresu szeroko rozumianej geografii. Jakkolwiek nauczyciele historii w trakcie prowadzonych przez siebie lekcji korzystają z map (wydarzenia historyczne rozgrywają się wszak nie tylko w czasie, ale w ściśle określonej przestrzeni), to niestety nie dysponują jeszcze narzędziami analizy geograficznej, które pozwoliłyby im posługiwać się mapą, aby uzyskać pełny obraz wydarzeń tak w czasie jak i w przestrzeni. I tutaj właśnie pojawia się miejsce dla geopolityki.
 
I. „Potęga w czasie i przestrzeni”
Jak trafnie zauważył Leszek Moczulski „[…] trwającą współczesność i minione dzieje często rozważamy tylko w czasie, przestrzeń traktując jako jeden z czynników pomocniczych”[1]. Tymczasem „[…] każdy kraj jest częścią większej przestrzeni i uczestnikiem procesów rozwijających się w szerszej skali”[2]. Taki stan rzeczy powoduje, iż badacze nieustannie poszukują różnorakich syntez (np. ekonomicznych lub kulturowych)[3]. Dlatego też według L. Moczulskiego najważniejszą spośród tych syntez jest geopolityka „[…] biorącą pod uwagę w równej mierze zjawiska czasowe i przestrzenne”, dzięki zastosowaniu, której możliwe staje się lepsze zrozumienie przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości, w którą wkraczamy[4].
 
W podobnym tonie zresztą wypowiadał się sir Halford Mackinder jeden z „ojców założycieli” geopolityki klasycznej. Wskazywał on na potrzebę „[…] korelacji między szerszymi uogólnieniami historycznymi a geograficznymi”, w celu wypracowania takiej formuły, która z jednej strony ujawni „[…] różne aspekty wpływu czynników geograficznych na historię powszechną” ze strony drugiej zaś pozwoli na „[…] umiejscowienie w szerszej perspektywie sił, współzawodniczących w bieżącej, polityce międzynarodowej”[5].
 
Formułą taką jest geopolityka, dyscyplina naukowa zajmująca się – wedle definicji zaproponowanej przez Moczulskiego – analizowaniem „[…] zmiennych układów sił na niezmiennej przestrzeni”[6]. Dokonując jej tłumaczenia z myślą o uczniach szkół średnich należy przyjąć, iż pod pojęciem „zmiennych układów sił” powinni oni rozumieć „potęgi” o charakterze regionalnym, kontynentalnym lub globalnym (będą to pojedyncze państwa, imperia oraz cywilizacje, zarówno te historyczne jak i współczesne); z kolei „niezmienna przestrzeń” to terytoria, na których powstawały owe „potęgi” i kształtowały swój potencjał strategiczny, jak również terytoria stanowiące obszary stykowe rywalizacji między tymi „potęgami”.
 
II. „Spojrzenie z góry”
Niestety w chwili obecnej szkolna dydaktyka historii w dalszym ciągu ogranicza się do analizowania wyłącznie „zmiennych układów sił” bez prawidłowego lokalizowania ich w „niezmiennej przestrzeni”. Powoduje to sytuację, w której zdobycie przez uczniów zasobu wiedzy mieszczącego się w obrębie pytań: „kto? – kogo?”, „gdzie? i kiedy?” oraz „jak? i dlaczego?” jest znacznie utrudnione ponieważ – z czego nie zdają sobie oni sprawy – uzyskanie prawidłowych odpowiedzi na w/w pytania zależy w pierwszej kolejności od szczegółowego wyjaśnienia zagadnienia „gdzie”. Rozpatrzmy ten problem na konkretnym przykładzie. Nauczyciel omawia okoliczności ekspansji starożytnego, republikańskiego Rzymu w basenie Morza Śródziemnego. W toku lekcji uczniowie dowiadują się, że („kto?”) Rzymianie pokonali kolejno („kogo?”) Etrusków, Samnitów oraz Greków, przez co udało im się zapanować („gdzie?”) nad całym Półwyspem Apenińskim („kiedy?”) w okresie od V wieku do połowy III wieku p.n.e. W dalszej kolejności informuje uczniów o sposobach prowadzenia ówczesnych działań zbrojnych („jak?”), a także przyczynach ekspansji Rzymu („dlaczego?”).
 
Wykorzystując ten sam schemat dydaktyk prezentuje przebieg wojen punickich (na Zachodzie) i macedońskich (na Wschodzie), jakie Rzym toczył do połowy II wieku p.n.e., a które uczyniły zeń hegemona będącego w stanie w I wieku przed Chr. zapanować nad wszystkim terytoriami znajdującymi się wokół Morza Śródziemnego – odtąd „jeziora wewnętrznego” Wiecznego Miasta. Uczniowie – oczywiście ci zaangażowani – są pod wrażeniem. Oto bowiem w ciągu jednej lekcji (ewentualnie dwóch) nauczyciel streścił im okoliczności narodzin najbardziej znaczącej potęgi świata starożytnego: na przestrzeni niespełna pięciu stuleci mała i niewiele znaczącą osada nad Tybrem stała się uniwersalnym imperium sięgającym od Hiszpanii na Zachodzie aż do obszarów Żyznego Półksiężyca na Wschodzie, od wybrzeży Północnej Afryki na Południu do Morza Północnego, Renu i Dunaju na Północy. Zaiste imponujące osiągnięcie.
 
W dalszym ciągu jednak wspomnianą grupę uczniów intrygować będzie pytanie „dlaczego?”. Dlaczego tak się stało? Dlaczego po „władzę absolutną” nad ówczesnym światem sięgnęli właśnie ci „prymitywni” i „brutalni” Rzymianie[7] a nie na przykład „przedsiębiorczy” i „waleczni” Punijczycy lub „kulturalni” i „wykształceni” Grecy czy wreszcie „genialni” i „pomysłowi” Egipcjanie? Czyżby przyczyną sukcesów odnoszonych przez Rzymian był doskonały ustrój polityczny, nieustające błogosławieństwo bogów, a może sprawna organizacja ich armii lub też za przeproszeniem – atrakcyjna „oferta kulturalna”? Właściwej odpowiedzi na to pytanie nie udzieli nam „historia ustroju i prawa”, ani „historia wierzeń i idei religijnych” ani „historia wojskowości” ani też „historia sztuki” – jakkolwiek ich dorobek jest znaczący i zasługuje na uznanie. Właściwą odpowiedź znajdziemy tylko wtedy, gdy będziemy jej szukać w „niezmiennej przestrzeni”.
           
Analizując uważnie „niezmienną przestrzeń” możemy spostrzec, iż Rzym leży w centrum Półwyspu Apenińskiego ten natomiast z racji swego wyjątkowego położenia geograficznego w naturalny sposób był predestynowany do tego, aby odegrać w dziejach świata antycznego niezwykle istotną rolę. Półwysep ten przypomina bowiem swoim kształtem but z wysoką cholewą, wbijający się głęboko w Morze Śródziemne. But ten wraz z Sycylią, stanowiącą jego naturalne przedłużenie, tworzy pomost w kierunku Afryki leżący na osi Północ-Południe. Ponadto Półwysep Apeniński wyraźnie dzieli basen śródziemnomorski na dwie części: zachodnią (gdzie przeciwnikami Rzymian byli Punijczycy) oraz wschodnią, (w której egzystowali Grecy i Egipcjanie). Takie położenie musiało prędzej czy później uczynić z Italii centrum ówczesnego świata pod każdym względem: politycznym, ekonomicznym i religijno-kulturowym. Republika Rzymska była bowiem ówczesnym sworzniem geopolitycznym centralnie usytuowanym na obszarze Śródziemnomorza, takim Mackinderowskim pivot area na styku Europy, Afryki Północnej i Azji Mniejszej[8].
           
I to właśnie od tego typu spostrzeżeń odnoszących się do „niezmiennej przestrzeni”, od postawienia i udzielania wnikliwej odpowiedzi na pytanie brzmiące: „gdzie?” powinna się rozpoczynać każda lekcja historii zapoczątkowująca analizę danego okresu dziejów rozpatrywanego przez pryzmat Braudelowskiej kategorii „długiego trwania”. Kiedy nauczyciel przekaże już uczniom wiedzę „gdzie?” i ustali dokładnie „kiedy?” wówczas stworzy wyraźne ramy czasoprzestrzenne, dzięki którym znacznie łatwiej zrozumieją oni proces „długiego trwania” jakim były narodziny, wzrost, istnienie oraz schyłek starożytnego państwa rzymskiego, proces składający się z tak wielu czynników jak wojny punickie i macedońskie (integrująca ekspansja z centrum Śródziemnomorza), ale także i te odnoszące się do czasów późniejszych jak np. rozszerzanie się chrześcijaństwa w Imperium Rzymskim (integrująca ekspansja wewnętrzna) lub najazdy plemion germańskich i wojny z Persją (dezintegrujące ekspansje zewnętrzne z peryferii).
           
Funkcjonujący w tej chwili model nauczania historii nie stwarza jednak możliwości wykorzystania wiedzy z zakresu geopolityki. Świadczyć o tym może choćby układ materiału faktograficznego z historii starożytnej. Otóż realizując założenia podstawy programowej nauczyciel przeprowadza uczniów przez bloki tematyczne obejmujące dzieje Bliskiego Wschodu, Grecji i Rzymu. Metoda ta zmusza ich dosłownie do „skakania” po osi czasu, co u wielu z nich – zwłaszcza tych nie zainteresowanych historią – powoduje dezorientację czasowo-przestrzenną. Powodem tego jest fakt, iż poznają oni najpierw (zupełnie od siebie niezależnie!) dzieje cywilizacji bliskowschodnich tzn. Sumero-Akadu, Babilonii, Asyrii, Egiptu, Izraela, Fenicji i Persji (w okresie od 3000 do V wieku p.n.e.) następnie historię Hellady (cofając się przy tym znów do połowy III tysiąclecia by zakończyć u schyłku IV wieku p.n.e.) i wreszcie historię Wiecznego Miasta i stworzonego przezeń imperium śródziemnomorskiego (także cofając się w czasie tym razem tylko do połowy VIII wieku p.n.e., lecz „zapędzając się” aż do V wieku n.e.).
           
W efekcie finalnym po „przerobieniu” części podręcznika pt.: Historia starożytna uczniowie nie są w stanie określić, które wydarzenia z rejonu Śródziemnomorza miały miejsce w podobnym przedziale czasowym i w jaki sposób warunkowały się przestrzennie. Zbudowana na takich podstawach „dydaktyka” historii lekceważy „niezmienną przestrzeń”, w której rozgrywały się wydarzenia z przeszłości (w tym przypadku wydarzenia z rejonu antycznego Śródziemnomorza), ale też w znacznym stopniu zaburza bardzo ważny dla zrozumienia przebiegu procesów dziejowych porządek chronologiczny (jak mawiał Feliks Koneczny: „należy zawsze liczyć się z chronologią”).
           
Tymczasem chcąc prawidłowo rozpoznać wymiar czasoprzestrzenny danego procesu dziejowego należy „spojrzeć z góry”, aby możliwe stało się zidentyfikowanie wszystkich pól znajdujących się na geopolitycznej szachownicy rozpatrywanego okresu. Nie możemy bowiem spoglądać tylko na wybrane pola przy jednoczesnym ignorowaniu pozostałych, gdyż może to spowodować błędne odczytanie całej struktury geopolitycznej. Zilustrujmy to konkretnym przykładem. Otóż pod koniec stulecia IV wieku p.n.e. we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego nastąpiło polityczne zjednoczenie Hellady. Państwem, które dokonało tej sztuki była Macedonia rządzona przez króla Filipa II. Z inicjatywy tego władcy utworzony został Związek Koryncki stanowiący niezwykle skuteczne narzędzie w dziele podboju Persji, jakiego już po śmierci Filipa II dokonał jego syn i następca Aleksander Wielki.           
 
Powyższy zakres tematyczny obejmuje lekcje: „Macedonia a świat grecki” i oczywiście „Wyprawę Aleksandra Wielkiego”. Realizując ten materiał nauczyciel stosuje zwykle metodę „wyliczanki”, tzn. po kolei wymienia zwycięskie bitwy stoczone przez władcę Hellenów z Persami, co w jego przekonaniu ma wyjaśnić kwestię powstania „imperium Aleksandra” jako „monarchii uniwersalnej” sięgającej od Grecji na Zachodzie do granic Indii na Wschodzie, gdzie po jego rychłej śmierci mógł się narodzić wspaniały „nowy świat” hellenistyczny.     
I na tym koniec. W takim ujęciu próba refleksji nad zagadnieniem zmieniających się „układów sił” występujących w „niezmiennej przestrzeni” nie wchodzi w ogóle w rachubę.
 
A przecież nauczyciel mógłby wspomnieć, iż w tymże samym 338 roku p.n.e., gdy Filip II rozgromił pod Cheroneą w Beocji sprzymierzone siły Aten i Teb stwarzając tym samym podstawy do scalenia Grecji, w centrum antycznego Śródziemnomorza Rzymianie dokonali likwidacji Związku Latyńskiego i wcielili znaczną część jego terytoriów do własnego państwa, dzięki czemu zyskali idealną bazę do opanowania całego Półwyspu Apenińskiego. W basenie Morza Śródziemnego pojawił się zatem całkowicie nowy „aktor geopolityczny” dzięki któremu zaczął się wykształcać zupełnie nowy „ośrodek siły” o znaczącym już wtedy potencjale, stosunkowo szybko rozszerzającym się „polu geopolitycznym” i – jak pokazały jego późniejsze dzieje –imponującym „horyzoncie geopolitycznym”. Uczynienie przez nauczyciela takiej uwagi dałoby uczniom – w zdecydowanej większości „wzrokowcom” – czytelny obraz przestrzenny tak istniejących już „potęg” jak i tych dopiero się kształtujących a wszystko to przy pełnym poszanowaniu dla chronologii wydarzeń.
 
W tym miejscu można poczynić zarzut, iż umieszczenie Rzymu w strukturze geopolitycznej końca IV wieku p.n.e. jest błędne, ponieważ nie znajdował się on w grecko-perskim kręgu geopolitycznym, czyli ściśle określonym wycinku przestrzeni związanej odrębnym procesem geopolitycznym, polegającym na zbrojnej rywalizacji o panowanie nad terytoriami leżącymi w basenie Morza Egejskiego. Jak wiadomo Rzym starł się z Persją „na serio” dopiero na początku II wieku n.e. (wojna partyjska cesarza Trajana). Jaki więc sens ma odnotowywanie jego aktywności geopolitycznej już w IV wieku p.n.e.? Odpowiedź na to pytanie należy udzielić w ramach Braudelowskiej kategorii „długiego trwania”. Oto bowiem niespełna 150 lat po zjednoczeniu Grecji przez Filipa II „przeciętny” rzymski „ośrodek siły” z dziecinną łatwością pokonał dwa najsilniejsze państwa sukcesyjne imperium Aleksandra Wielkiego: królestwo Macedonii w 197 roku p.n.e. (klęska Filipa V w bitwie pod Kynoskefalai) i monarchię Seleukidów w 190 roku p.n.e. (klęska Antiocha III w bitwie pod Magnezją). Z kolei ostateczny cios zadany Macedonii przez Rzymian w 168 roku p.n.e. pod Pydną, czyli dokładnie 170 lat od zwycięstwa Filipa II w bitwie pod Cheroneą, był już tylko formalnością. Rzym – z racji swego położenia na Półwyspie Apenińskim – stał się bowiem absolutnym hegemonem w basenie Morza Śródziemnego.
           
Tak więc przy okazji omawiania podboju Persji dokonanego przez Macedończyków i ich greckich sojuszników nauczyciel historii winien odnotować choćby „na marginesie” pozycję „międzynarodową” Republiki Rzymskiej pod koniec IV wieku p.n.e. Potomkowie Romulusa po dokonaniu podboju Grecji, stali się przecież pełnoprawnymi uczestnikami struktury geopolitycznej obejmującej wschodnią część Śródziemnomorza, przejęli bowiem „w spadku” po Hellenach rolę nowego przeciwnika Persji[9].
 
Zwróćmy uwagę, że porównywalna sytuacja miała miejsce w 1385 roku, kiedy to podpisany został akt unii polsko-litewskiej. Jeśli przyjmiemy, że Polska to „Rzym”, Litwa to „Grecja” zaś Wielkie Księstwo Moskiewskie to „Persja” zrozumiemy wówczas, że od chwili, gdy Polska związała się sojuszem z Litwą (nie doświadczając wcześniej żadnych kontaktów z Wielkim Księstwem Moskiewskim) to po zawarciu unii w Krewie chcąc nie chcąc wkroczyła na drogę ostrej rywalizacji z Moskwą. Z takiego punktu widzenia rozpatrywanie zagadnienia unii polsko-litewskiej jedynie w kontekście konfliktu Polski – „Rzymu” z państwem Zakonu Krzyżackiego pełniącym rolę swoistej „Kartaginy”, jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. Zwycięstwa, jakie Polacy odnieśli nad Krzyżakami w trzech wojnach „punickich” (lata 1409-1411, 1454-1466, 1519-1525), stanowiły dla Polski – „Rzymu” jedynie etap pośredni prowadzący do długotrwałych wojen z Rosją – „Persją”, mające na celu utrzymanie panowania nad Litwą – „Grecją”.
           
Na tym jednak podobieństwa się kończą. Zasadniczą różnicą w dokonanym powyżej „egzotycznym porównaniu” jest to, że Rzeczpospolita Polska nie zdecydowała się wzorem Rzeczpospolitej Rzymskiej na całkowite zniszczenie i podporządkowanie swej władzy „Kartaginy” – Krzyżaków. W taki oto sposób Polska – „Rzym” popełniła poważny błąd, który zaowocował odrodzeniem się „Kartaginy” pod postacią Brandenburgii–Prus. Po upływie trzech stuleci ta „Nowa Kartagina” sprzymierzyła z Rosją – „Persją” doprowadzając do rozbiorów a tym samym do likwidacji Polski – „Rzymu”. Tymczasem egzystencja właściwego Imperium Romanum nie została zakończona przez „spisek” Kartaginy i Persji, ale w głównej mierze przez wędrówki ludów. Poza tym w momencie, gdy na „horyzoncie geopolitycznym” zaczął się zarysowywać konflikt z Rosją – „Persją”, Polska – „Rzym” pozostawała w zdecydowanie luźniejszym związku z Litwą – „Grecją” (unia personalna), aniżeli właściwy Rzym po dokonaniu podboju właściwej Kartaginy i właściwej Grecji.
           
Zaprezentowany tutaj, nieco przydługi wywód stanowi jedynie propozycję sugerującą, w jaki sposób nauczyciel mógłby podjąć próbę wykształcenia u swoich uczniów umiejętności myślenia w kategoriach czasoprzestrzennych poprzez zastosowanie metody „spojrzenia z góry”. Okazuje się bowiem, że zupełnie niepowiązane ze sobą „zmienne układy sił” z różnych epok, a więc umieszczone w odległych od siebie przedziałach czasowych i rozgrywające się w odrębnej „niezmiennej przestrzeni” charakteryzują się bardzo podobnym wzorcem aktywności geopolitycznej. Po dokonaniu zestawienia tych dwóch okresów „długiego trwania”, a mianowicie rzymskiego i jagiellońskiego, nauczyciel mógłby zasugerować uczniom wyciągnięcie poniższego wniosku: gdyby Polacy znali doświadczenia Rzymian, jakie nabyli oni podczas swej ekspansji w rejonie antycznego Śródziemnomorza wówczas budując własną „potęgę” w rejonie Międzymorza powinni byli po pierwsze: dosłownie „zetrzeć w proch” państwo Zakonu Krzyżackiego („Kartagina musi zostać zniszczona”) i po drugie: podporządkować sobie Wielkie Księstwo Litewskie poprzez bezwzględne złamanie oporu Litwinów dążących nieustannie do uniezależnienia się od Polski („Korynt musi zostać ukarany”). Realizując tak pojętą taktykę z całą pewnością potrafiliby skutecznie przeciwstawić się geopolitycznej ofensywie Wielkiego Księstwa Moskiewskiego i „na wieki wieków” ustalić wschodnie granice Europy w oparciu o terytoria Sarmacji europejskiej tak jak widział to w 1517 roku Maciej Miechowita[10]. Niestety zamiast skutecznie zastosować brutalną procedurę „podboju i przemocy” (L. Gumplowicz) Polacy wybrali humanitarną drogę „umowy społecznej” (J. J. Russeau) w efekcie, czego stworzone przez nich Imperium Jagiellonicum zostało skazane przez nich samych na powolną agonię.
 
III. Behemot kontra Lewiatan
Posiłkowanie się wiedzą z zakresu geopolityki w procesie nauczania historii nadałoby niewątpliwie nowy sens słynnej łacińskiej maksymie – Historia magistra vitae. Wykształciłaby się wtedy zupełnie nowatorska koncepcja nauczania tego przedmiotu uwzględniająca w nieporównywalnie większym stopniu przestrzenny charakter wydarzeń z przeszłości i szanująca przy tym chronologię. Nauczyciele historii mogliby podjąć wraz z uczniami rozważania o różnych typach cywilizacji (pluralizm!), które rozwijały się w tej samej „niezmiennej przestrzeni” i – mniej więcej – w tym samym czasie. Jednakże narodziny takiej koncepcji wiązałyby się z odrzuceniem „europocentrycznego” punktu widzenia na historię powszechną oraz ze znalezieniem uniwersalnego „klucza”, który otworzyłby drzwi do poznania geopolitycznych mechanizmów wpływających na bieg dziejów.
 
Wydaje się, że „klucz” taki już istnieje. Jako jeden z pierwszych zidentyfikował go Carl Schmitt. Zwrócił on uwagę, iż po zakończeniu I wojny światowej na ziemskim globie uwidocznił się wyraźny podział na dwie strefy: Wschód i Zachód. Ponieważ nie istnieją bieguny wschodni ani zachodni ich odpowiednikiem jest podział na Ląd i Morze. „Wschód bowiem to olbrzymie kontynentalne masy lądowe, Zachód zaś oblany jest bezkresnymi wodami Pacyfiku i Atlantyku”[11]. Z tego też powodu walka, jaką toczą między sobą Lewiatan (czyli potwór morski) i Behemot (czyli potwór lądowy), lub inaczej rzecz ujmując: tallassokracja (potęga morska) z tellurokracją (potęgą lądową) stanowi „[…] fragment odwiecznego zmagania Mo­rza i Lądu, archetypicznej walki żywiołów Ziemi i Wody”[12].       
  
Mimo głosów sprzeciwu usiłujących zdeprecjonować posługiwanie się Schmittiańskim „kluczem”[13] do badania „zmiennych układów sił w niezmiennej przestrzeni” uznać należy, iż stanowi on niezastąpione narzędzie za pomocą, którego nauczyciel może wyjaśnić uczniom, iż wiele spośród konfliktów, jakie miały miejsce w różnych epokach historycznych odbywało się według podobnego scenariusza tzn., że były one generowane przez „potęgi” o odmiennej „orientacji przestrzennej” – lądowej lub morskiej.
           
I tak np. w epoce starożytnej uosobieniem konfliktu Ziemi i Wody były zmagania tellurokratycznych Myken z tallasokratyczną Troją, w dalszej kolejności niesłychanie krwawa wojna peloponeska, w której „[…] kupieckie, demokratyczne i morskie Ateny” starły się z „militarystyczną, kastową i lądową Spartą” czy wreszcie wojny punickie gdzie „morska" Karta­gina walczyła o przetrwanie z „lądowym” Rzymem[14]. W epoce średniowiecza za klasyczne potęgi lądowe należałoby uznać państwa: Karola Wielkiego (Frankowie) i Czyngis-chana (Mongołowie). Co się zaś tyczy ich morskich odpowiedników to byli nimi Normanowie i Wenecjanie z tą jednak różnicą, iż Wenecjanie nie wchodzili w interakcje z Mongołami, w przeciwieństwie do Franków zmagających się z systematycznymi najazdami Normanów (Wikingów). Z kolei w epoce nowożytnej wyłoniły się tellurokratyczna Hiszpania i tallasokratyczna Portugalia[15]. Następnie po wielu „przetasowaniach” w trwającym kilka stuleci europejskim „koncercie mocarstw” pojawiły się „lądowe” Niemcy i „morska” Wielka Brytania. Na Dalekim Wschodzie zaś swoja obecność zaznaczyły „lądowe” Chiny i „morska” Japonia. W skali globalnej natomiast zachodnia cywilizacja Morza i wschodnia cywilizacja Lądu starły się dopiero po zakończeniu II wojny światowej, gdy narodziły się dwa przeciwstawne bloki: wschodni kierowany przez ZSRR, czyli sowiecki Behomot i zachodni pod przywództwem USA, czyli amerykański Lewiatan.
           
Jakkolwiek Schmitt opracował swój „klucz” w oparciu o założenia „geografii sakralnej”[16], to o jego naukowej wartości świadczy to, że podstawowymi stałymi czynnikami geopolitycznymi obok przestrzeni, położenia, odległości, kultury, klimatu, zasobów naturalnych uznaje się właśnie charakter kontynentalny (lądowy) lub wyspiarski (morski)[17]. W opinii Carlo Jeana czynnik lądowy jak i morski określa nie tylko „temperament” przestrzenny danej „potęgi”, ale w znaczący sposób wpływa również „[…] na typ gospodarki, struktury politycznej oraz kultury różnych narodów”[18].
Sprawdźmy teraz jak Schmittiański „klucz” może wykazać swoją przydatność w analizie wydarzeń historycznych rozgrywających się w całkiem odrębnych przedziałach czasowych. Skupimy naszą uwagę kolejno na: wyjaśnieniu różnic ustrojowych Sparty i Aten a także omówieniu ekonomicznych przyczyn rewolucji angielskiej oraz amerykańskiej wojny secesyjnej.
           
Jedną z najważniejszych lekcji traktujących o dziejach starożytnej Hellady jest ta, podczas której nauczyciel ma za zadanie zapoznać uczniów z odmiennymi ustrojami dwóch greckich polis: Sparty i Aten. W trakcie jej trwania uczniowie dowiadują się, że Sparta była jednym z pierwszych państw o charakterze „totalitarnym” zaś Ateny zmierzały w kierunku „demokracji” (sic!). Stało się tak dlatego, że ustrój Sparty został ustanowiony jakoby jednym „dyktatorskim” aktem niejakiego Likurga, podczas gdy ustrój Aten miał ewoluować za sprawą wytrwałej pracy aż pięciu najważniejszych prawodawców: Drakona, Solona, Pizystrata, Klejstenesa i „ojca założyciela” demokracji ateńskiej, tj. Peryklesa. W jaki sposób nauczyciel powinien wytłumaczyć uczniom, że prawodawca spartański był tylko jeden a „legistów” ateńskich było aż pięciu? Czyżby Spartanie reprezentowali niższy stopień rozwoju intelektualnego aniżeli Ateńczycy?
           
W tej sytuacji wszelkie wątpliwości wyjaśnia „klucz” stworzony przez Schmitta, którego zadaniem jest identyfikowanie wszelkich przejawów opozycji Ląd-Morze. Z punktu widzenia geografii sakralnej Ląd, czyli żywioł Ziemi „to stabilność, gęstość, przestrzeń i trwałość” z kolei Morze, czyli żywioł Wody „to ruch, miękkość, dynamika i czas”[19]. A zatem jeśli przyjmiemy, że Sparta stanowiła uosobienie Lądu zaś Ateny były typowym przedstawicielem Morza wówczas możemy uzyskać interesującą nas odpowiedź: ustrój Sparty miał charakter stabilny z racji położenia lądowego natomiast ustrój Aten był w nieustannym ruchu z powodu położenia wyspiarskiego. Sparta była „stała i niezmienna jak ląd”, dlatego Spartanie mieli tylko jednego prawodawcę, podczas gdy Ateny były „zmienne i niestałe jak morze”, stąd też Ateńczycy doczekali się aż pięciu „legistów”. Tak oto przedstawia się przyczyna różnic w strukturach politycznych obydwu tych polis[20].
           
Przenieśmy się teraz na Wyspy Brytyjskie do Anglii gdzie w połowie XVII wieku trwała „sławna rewolucja angielska”. Starły się w niej dwa obozy: zwolennicy króla (monarchii) i zwolennicy Parlamentu (demokracji), a więc na swój sposób „Spartanie” i „Ateńczycy”[21]. Pierwszy z nich (złożony z anglikanów) grupował wielkich właścicieli ziemskich (arystokrację) pragnących zachować ustrój feudalny. Drugi zaś (złożony z kalwinów) grupował drobną szlachtę (getry) i nieliczne jeszcze wtedy mieszczaństwo dążące do ograniczenia skostniałego feudalizmu na rzecz rozwoju systemu kapitalistycznego. Zwróćmy uwagę, iż typ preferowanej gospodarki (oraz ustroju politycznego) precyzyjnie odzwierciedla opozycję Ląd-Morze: obóz zwolenników króla opierał się na przywiązaniu do „stałej i niezmiennej” ziemi natomiast obóz jego przeciwników zmierzał do ustanowienia prymatu „płynnego i zmiennego” kapitału. Analogiczna sytuacja miała miejsce podczas amerykańskiej wojny secesyjnej, kiedy hierarchiczno-feudalne „lądowe” Południe starło się w nierównej walce z demokratyczno-kapitalistyczną „morską” Północą. A więc we wszystkich trzech przypadkach mamy do czynienia z konfliktem żywiołów Ziemi i Wody, czyli Lądu i Morza[22].
 
IV. „Geograficzny rdzeń historii”
Ponieważ zaprezentowane wyżej przykłady wnioskowania wykazały celowość stosowania „klucza” Schmitta w procesie nauczania historii, przyjrzyjmy się drugiej innowacji dydaktycznej, jaką jest postulat odrzucenia „europocentrycznego” punktu widzenia na historię powszechną. Na chwilę obecną programy nauczania historii skonstruowane w oparciu o aktualnie obowiązującą podstawę programową prezentują przebieg dziejów jedynie w kontekście wydarzeń rozgrywających się w Europie. W tym szablonie nauczania szczegółowe poznawanie historii własnej ojczyzny uzupełniane jest o wybrane zagadnienia z historii powszechnej. Niestety tak rozumiana koncepcja nauczania jest nie do przyjęcia, jeśli zamierzamy wzbogacić zajęcia dydaktyczne o elementy geopolityki. „Europocentryczny” punkt widzenia pod pewnym względem stanowi bowiem odzwierciedlenie arystotelesowskiej wizji „żaby nad sadzawką”, która jest przekonana, że sadzawka to jedyny akwen wodny i nie ma pojęcia o tym, że jest on usytuowany na wielkiej polanie, gdzie znajdują się inne sadzawki wraz z żyjącymi nad nimi żabami[23]. Aby dokonać zmiany tego podejścia badawczego niezbędne jest znaczne poszerzenie „pola widzenia” przez odrzucenie sposobu postrzegania rzeczywistości przez żabę i jednoczesne przyjęcie optyki lecącego w przestworzach bociana, który „spoglądając z góry” prawidłowo oceni rozmiary polany, znajdujących się na niej sadzawek, ich ilości oraz gęstości występowania żab.
           
Uzyskanie poszerzonego „pola widzenia” jest dzisiaj możliwe dzięki zastosowaniu optymalnego modelu przestrzennego globu ziemskiego, jaki został genialnie dostrzeżony przez Halforda Mackindera. Można śmiało stwierdzić, iż jest to model „kanoniczny”, gdyż oparty na trwałych czynnikach fizycznych. Otóż angielski uczony stwierdził, że istnieje jeden światowy Ocean, na nim zaś znajduje się największy masyw lądowy naszej planety: połączone w olbrzymią całość Europa, Azja i Afryka, całość, której nadał miano Wyspy Świata (World Island). Wokół niej natomiast na błękitnej tafli Oceanu unoszą się znacznie mniejsze wyspy-satelity: obydwie Ameryki i Australia. Z kolei strefą o fundamentalnym znaczeniu dla zdobycia panowania nad Światową Wyspą a tym samym zdobycia władzy nad światem jest Heartland (Śródziemie wg określenia Roberta Potockiego): obszar osiowy, kraj rdzeniowy znajdujący się w centrum Światowej Wyspy. Jest on otoczony przez dwie strefy: wewnętrzną brzegową (pokrywa się ona z obrzeżami Światowej Wyspy i rozciąga się od Wysp Brytyjskich, przez Bliski Wschód, Azję Południowo-Wschodnią aż po Wyspy Japońskie) oraz zewnętrzną wyspiarską (składającą się z wspomnianych wyżej wysp-satelitów)[24].
           
Nauczyciel posługując się takim modelem mógłby na nim precyzyjnie lokalizować najważniejsze „warstwy cywilizacyjne”, jakie zostały wytworzone i naniesione w ciągu wielu wieków na „niezmienną przestrzeń” przez wysoko rozwinięte społeczeństwa od starożytności aż po dzień dzisiejszy. Wiązałoby się to z przyznaniem równorzędnego statusu wszystkim bez wyjątku rozpatrywanym cywilizacjom, co w praktyce położyłoby kres spekulacjom, która z nich jest lepsza a która gorsza, jeśli chodzi o spełnianie „europejskich standardów”[25]. Co więcej: jak zauważył Moczulski przestrzenny model świata stworzony przez H. Mackindera byłby pomocny „w zrozumieniu każdej epoki historycznej”[26].
 
Tak, zgadza się – każdej. Nie tylko „epoki” zimnowojennego ładu, ale również każdego z trzech wielkich okresów w dziejach: starożytności, średniowiecza i nowożytności. Albowiem w każdym z tych okresów z Heartlandu kierowały się ekspansje do wewnętrznej strefy brzegowej Światowej Wyspy, czyli w rejon planetarnego „Żyznego Półksiężyca” na obszarze, którego rozwijały się najważniejsze cywilizacje stworzone przez człowieka: europejska (według Feliksa Konecznego „chrześcijańsko-klasyczna” lub „łacińska”), bizantyjska a następnie na jej geopolitycznym obszarze islamska, perska (irańska), indyjska oraz chińska. Każda z nich miała okazję spotkać się z „życzliwym zainteresowaniem” stepowych rabusiów takich jak Hunowie (w V wieku), Mongołowie (w XIII/XIV wieku) czy wreszcie Rosjanie (począwszy od końca wieku XV do dnia dzisiejszego).     Kolejną niezwykle istotną zaletą, jaką posiada Mackinderowski model przestrzenny świata jest to, że w miejsce „prowincjonalno-zaściankowego” sposobu patrzenia na zmieniające się układy sił narzuca on całościowy, globalny punkt widzenia. Ta pożyteczna cecha rozwija umiejętność myślenia w kategoriach przestrzeni np. w kwestii zdefiniowania właściwego położenia w „niezmiennej przestrzeni” wybranej „potęgi” względem innych, które z nią rywalizują.
           
Aby to wyjaśnić sięgnijmy po przykład z początku naszych rozważań a dotyczący wzajemnych relacji między największymi „potęgami” świata antycznego: Rzymu, Grecji i Persji. Analizę ich położenia możemy przeprowadzić w dwóch wariantach: regionalnym i globalnym.      Pierwszy z nich wskazuje jednoznacznie, że w rejonie Śródziemnomorza mocarstwem centralnym jest Rzym, zaś Grecja pełni względem niego rolę mocarstwa zewnętrznego. Jednak z punktu widzenia Grecji znajdującej się między Rzymem leżącym na Zachodzie a Persją leżącą na Wschodzie to ona a nie Rzym pełni rolę mocarstwa centralnego, ale o tym za chwilę. Drugi wariant szybko „sprowadza nas na ziemię” okazuje się bowiem, że ani Rzym ani Grecja nie mogą pretendować do miana mocarstwa centralnego ponieważ z perspektywy Światowej Wyspy państwa te mają rangę mocarstw zewnętrznych. Natomiast mocarstwem centralnym jest Persja. W obu przypadkach prawidłowo zidentyfikowaliśmy położenie Rzymu (wariant regionalny) i Persji (wariant globalny). Jeśli zaś chodzi o Grecję to w obu wariantach pełni ona rolę mocarstwa zewnętrznego znajdującego się w „strefie ścisku” pomiędzy dwoma ówczesnymi mocarstwami centralnymi: regionalną potęgą Rzymem i globalną potęgą Persji.
           
I znowu możemy pokusić się o analogie do Polski, Litwy i Rosji. Litwa mając na Zachodzie Polskę a na Wschodzie Rosję mogłaby się uważać za mocarstwo centralne gdyby nie fakt, iż stanowiła obiekt ekspansji ze strony tak Polski (ekspansja „od wewnątrz”), jak i Rosji (ekspansja zewnętrzna). W wariancie regionalnym mocarstwem centralnym, byłaby Polska wyraźnie oddzielająca Rosję od Europy Zachodniej. W wariancie globalnym zaś to Rosja – zajmująca znaczną część Heartlandu – pełniłaby rolę mocarstwa centralnego wobec mocarstw zewnętrznych: Polski z Litwą i pozostałych „potęg” Europy Zachodniej.
 
Sceptycy mogliby teraz skomentować, że są to interesujące aczkolwiek mało przydatne „zabawy” materiałem historycznym, z których nie wynika nic pożytecznego. Gdyby taki zarzut został przedstawiony należałoby przypomnieć jeszcze nie tak dawne debaty toczone przez ekspertów od oświaty twierdzących, że polska szkoła zmusza uczniów do gromadzenia ogromnych zasobów wiedzy, których ci nie są w stanie wykorzystać w praktyce. Tak się jednak składa, że na dzień dzisiejszy jedyną dziedziną wiedzy, która wyciąga z historii praktyczne wnioski dla teraźniejszości i przyszłości jest właśnie geopolityka[27]. I tylko od samych nauczycieli tego zacnego przedmiotu zależeć będzie czy dostrzegą oni potrzebę „korelacji między szerszymi uogólnieniami historycznymi a geograficznymi”[28], a następnie czy wystarczy im sił oraz chęci, aby zapoznać swoich uczniów z osiągnięciami geopolityki.
 
*   *   *
           
Podsumujmy nasze rozważania. Geopolityka uczy, że zmiana układu sił, jaka nastąpiła w danym czasie w znacznym stopniu uzależniona jest od charakteru obszaru, na którym się dokonała. Z tego też powodu każdy nauczyciel, który zamierza wzbogacić program nauczania historii o elementy geopolityki powinien przyjąć określoną strategię metodologiczną.
           
Primo: analizy wybranego procesu dziejowego mieszczącego się w ramach Braudelowskiej kategorii „długiego trwania”, należy dokonać przez prawidłowe rozpoznanie „niezmiennej przestrzeni”, następnie identyfikację wszystkich najważniejszych aktorów geopolitycznych i zbadanie zachodzących między nimi interakcji (np. w IV wieku p.n.e. nie tylko Macedonii, Aten, Teb i Persji ale także kształtującego się wtedy Rzymu)[29];
           
Secundo: do wytłumaczenia różnic zachodzących w ustroju politycznym, systemie ekonomicznym czy formacji kulturowej dwóch nastawionych antagonistycznie „ośrodków siły” warto zastosować „klucz” zaproponowany przez Schmitta, który znakomicie ujawnia „odwieczną” walkę żywiołów Ziemi i Wody, czyli opozycję Lądu i Morza, stanowiącą odzwierciedlenie konfliktu cywilizacji Wschodu z cywilizacją Zachodu[30];
           
Tertio: w celu uzyskania całościowego i obiektywnego obrazu różnorodnych „ośrodków siły”, jakie pojawiały się na Ziemi w czasie i przestrzeni nieodzowne jest posłużenie się modelem podziału świata według Mackindera, umożliwia on bowiem stopniową lokalizację na obszarze „wielkiej szachownicy” Światowej Wyspy i na jej wyspach-satelitach kolejnych „aktorów geopolitycznych” rywalizujących ze sobą o panowanie regionalne lub globalne[31].
 
Tak rozumiane „spojrzenie z góry” na historię nadaje tej nauce niespotykany jak dotychczas wymiar przestrzenny. Lecz nauczanie historii wzbogaconej o treści z zakresu geopolityki nie jest rzeczą łatwą. Nauczyciel ma wprawdzie do dyspozycji narzędzia prawne pozwalające mu skonstruować tzw. innowację pedagogiczną (zadanie łatwiejsze) lub napisać autorski program nauczania (zadanie trudniejsze), ale musi mieć na uwadze, że zagadnienia z geopolityki, które opracował dla uczniów nie znajdą się na egzaminie maturalnym. Istotnym problemem jest także umiejętność pogodzenia innowacji lub programu autorskiego z podstawą programową oraz – co nastręcza dużych trudności – „wyrobienie się” w czasie ograniczonym do pięciu godzin lekcyjnych w trzyletnim cyklu nauczania (system 2+2+1). Ostatnim dylematem, jaki stoi przed nauczycielem jest podjęcie decyzji czy nauczanie historii posiłkowane przez elementy geopolityki powinno objąć wszystkich jego uczniów czy tylko ich część[32].
           
Pomimo tych ograniczeń włączenie geopolityki do programu nauczania historii otwiera drogę do urzeczywistnienia koncepcji interdyscyplinarności nauk humanistycznych, która – w tym konkretnym przypadku – mogłaby być realizowana przez ścisłą współpracę historyków i geografów. Geopolityka wprowadza ponadto do historii autentyczny obiektywizm eliminując próby niebezpiecznej i szkodliwej ideologizacji procesów dziejowych. Można zaryzykować stwierdzenie, że geopolityczna analiza zjawisk historycznych sytuuje się „poza dobrem i złem”, ponieważ dla każdego kręgu cywilizacyjnego pojęcie dobra i zła posiada różnorakie znaczenie. Dlatego też geopolityka nie stawia pytań w rodzaju, kto jest „dobry” a kto jest „zły”. Charakterystyczna dla geopolitycznego „stylu myślenia” jest, bowiem pozbawiona wszelkich emocji chłodna kalkulacja, pozwalająca na prawidłowe odwzorowanie sytuacji przestrzennej zarówno dawnych jak i obecnych państw oraz imperiów.
 
 
Źródło: „Geopolityka” 2008, nr 1, s. 124-140.
 

 


[1] L. Moczulski, Geopolityk:. Potęga w czasie i przestrzeni, Warszawa 1999, s. 5.

[2] Ibidem, s. 5.

[3] Przykładem syntezy o charakterze ekonomicznym jest paradygmat New Economic History. Z kolei w wielkich uogólnieniach historycznych celowali Feliks Koneczny, Arnold Toynbee, Oskar Spengler. Ostatnio do grona tego dołączył Samuel Huntington.

[4] L. Moczulski, op.cit., s. 5-6.

[5] Ibidem, s. 75.

[6] Ibidem.

[7] Niewielu historyków chce pamiętać, że tacy np. Persowie uważali Rzymian za stojących niżej od siebie „barbarzyńców”.

[8] W języku angielskim słowo pivot oznacza oś, zawias, sworzeń, rdzeń lub też punkt centralny ruchu obrotowego. Termin ten można także tłumaczyć jako „kraj geopolitycznie osiowy” lub „sworzeń geopolityczny”.

[9] Do pierwszego starcia Rzymu z Persją doszło w połowie I wieku p.n.e. gdy na Wschód wyprawili się kolejno Krassus (54 r.) oraz M. Antoniusz (38 r.). Przedmiotem rywalizacji obydwu potęg był rejon hellenistycznej Azji Mniejszej ze szczególnym uwzględnieniem Armenii. Kolejne działania zbrojne miały miejsce od I do IV wieku n.e. włącznie. Najważniejsze z nich to: konflikt królów Artabanesa popieranego przez Persję z Tiridatesem popieranym przez Rzym (lata 34-35); rozwiązanie tego konfliktu przez Karbulona na korzyść Tiridatesa (lata 55-60 i 63-66), wojna partyjska cesarza Trajana (lata 114-117), najazd króla Wologazesa III na Syrię i wyprawa odwetowa Lucjusza Werusa (lata 161-166), I wojna partyjska o Syrię (lata 195-196), II wojna partyjska o Mezopotamię (lata 197-199), kolejna wojna o Mezopotamię (lata 230-232), najazdy króla Szapura I na Azję Mniejszą (lata 241-244), Wielkie zwycięstwa Szapura I: zajęcie Armenii, wtargnięcie do Syrii i zajęcie Antiochii, podczas bitwy o Edessę cesarz rzymski Walerianus dostaje się do niewoli, z której już nie powraca (lata 259-260); wyprawa przeciw Persji cesarza Karusa i jego syna Numeriana (lata 282-284), wyprawa przeciw Persji cesarza Galeriusza (lata 297-298), najazd króla Szapura II na Armenię (lata 333-337), najazd Szapura II na Mezopotamię, wyprawa odwetowa cesarza Juliana Apostaty, jego śmierć i pokój z Persją (lata 359-363). Zob. Tablice chronologiczne [w:] M. Jaczynowska, Historia starożytnego Rzymu, Warszawa 1983, s. 382-388. Mimo faktu, iż w/w wojny były arcyważne dla utrzymania rzymskiego panowania na Wschodzie podręczniki historii nie wymieniają prawie żadnej z nich (sic!). Tymczasem wojny punickie opracowane są dosyć szczegółowo. Takie rozłożenie akcentów strategicznych całkowicie wypacza możliwość całościowego zrozumienia przestrzennej sytuacji państwa rzymskiego: uczeń musi zapamiętać, w jaki sposób państwo to powstało, ale nie za bardzo orientuje się jak trudno było utrzymać stan jego posiadania i to tylko na „kresach wschodnich”.

[10] M. Miechowita, Opis Sarmacji azjatyckiej i europejskiej, Wrocław 1972.

[11] M. Konopko, Walka Behemota z Lewiatanem: Nomos ziemi według Carla Schmitta, <http://www.fron-da.pl/arch/17-18/109.htm> (20 IV 2008).

[12] Ibidem.

[13] Część badaczy deprecjonuje zasadność Schmittiańskiego „klucza”. Uważają oni, że na skutek pojawienia się broni masowego rażenia kategorie czasu i przestrzeni uległy relatywizacji. Ich zdaniem nawet najbardziej korzystnie usytuowane pod względem geograficznym państwa nie są w stanie obronić swych obszarów przy obecnej strategii i technice prowadzenia wojen. Dlatego też atut lub fatalizm położenia geograficznego oraz podział na mocarstwa lądowe i morskie utraciły rację bytu. Zob. A. Wolff-Powęska, E. Schulz, Przestrzeń i polityka w niemieckiej myśli politycznej XIX i XX wieku [w:] Przestrzeń i polityka: Z dziejów niemieckiej myśli politycznej, Poznań 2000, s. 10.

[14] Cywilizacje będące odzwierciedleniem Lądu i Morza niekoniecznie musiały być skazane na wyniszczającą rywalizację. Dobrym tego przykładem jest w miarę pokojowa koegzystencja lądowego Egiptu i morskiej Krety a także tellurokratycznego Izraela i tallasokratycznej Fenicji.

[15] Zestawienie to może początkowo budzić zdziwienie. Hiszpania i Portugalia są przecież postrzegane jako dwie potęgi morskie zwłaszcza w kontekście lekcji pt. „Wielkie odkrycia geograficzne”. Wątpliwości wyjaśnia rzut oka na mapę i analiza traktatów, jakie wspomniane państwa zawarły najpierw w Tordesillas (1494) a następnie w Saragossie (1529). Z ich treści wynika, że strefa wpływów Portugalii miała obejmować szlaki morskie opasujące Światową Wyspę z oceanami Atlantyckim i Indyjskim natomiast strefa wpływów Hiszpanii miała się zamykać w basenie Oceanu Spokojnego łącznie z wyspami-satelitami: Ameryką Północną i Południową. Taki podział wskazywałby na przyjęcie lądowego kierunku rozwoju Portugalii i morskiego Hiszpanii. Tymczasem państwa te rozwinęły się dokładnie w przeciwstawnych kierunkach: Portugalczycy zbudowali typowe mocarstwo morskie oparte na sieci baz usytuowanych wzdłuż wybrzeży Afryki. Inaczej Hiszpanie, którzy wkroczyli głęboko w terytoria zamieszkałe przez Indian i stworzyli klasyczne mocarstwo lądowe, nad którym „słońce nie zachodziło”.

[16] A. Fiderkiewicz, Wielka wojna kontynentów: Rozważania o konflikcie żywiołów, eurazjatyzmie i atlantyzmie, „Stańczyk” 1998, nr 1/32, s. 28.

[17] C. Jean, Geopolityka, Wrocław 2003, s. 145.

[18] Ibidem, s. 150.

[19] A. Fiderkiewicz, op. cit., s. 27.

[20] G.K. Chesterton, Wojna tallasokracji z tellurokracją, <http://www.fronda.pl/arch/17-18/111-114.htm> (20 VI 2008).

[21] Zasadnicza różnica polegała tutaj na tym, że w przypadku Sparty i Aten mamy do czynienia z dwoma odrębnymi państwami toczącymi wojnę zaś w przypadku XVII-wiecznej Anglii mamy do czynienia w jednym państwie z dwoma przeciwstawnymi obozami polityczno-religijnymi walczącymi o władzę w wojnie domowej.

[22] Finałem dwóch ostatnich było całkowite zwycięstwo Morza nad Lądem, czego koronnym dowodem jest ogłoszenie w 1651 roku przez Olivera Cromwella Aktu nawigacyjnego wymierzonego swym ostrzem w morską potęgę Holendrów oraz zastosowanie przez Jankesów strategii Anakondy przeciw konfederatom. Warto tutaj odnotować, iż podział według kryteriów Ląd-Morze dotknął już wcześniej XVI-wiecznej Europy w dobie wielkich odkryć geograficznych. Zachód wybrał egzystencję morską, kapitalistyczną natomiast wschód postał przy egzystencji lądowej, neofeudalnej. Granicą między tymi dwoma blokami cywilizacyjnymi była rzeka Łaba. Podczas gdy Europejczycy zachodni (Anglicy, Francuzi, Hiszpanie, Portugalczycy i Holendrzy) zdobywali dla swoich państw terytoria zamorskie Europejczycy wschodni skierowali swoje zainteresowanie na zdobywanie kolonii lądowych vide Polacy, Rosjanie, Turcy, Szwedzi, (w wieku XVII) a następnie Rosjanie, Austriacy i Prusacy/Niemcy w wieku XVIII i XIX.

[23] Mianem „żab nad sadzawką” należałoby określić wszystkich tych nauczycieli historii, którzy ucząc o wybranym zagadnieniu nie uwzględniają w swoich wywodach szerszego aspektu przestrzennego omawianych wydarzeń. Przykładem takiego podejścia może być lekcja o reformach Sejmu Wielkiego, na której uczniowie nie są informowani, że obrady tegoż gremium mogły się odbyć z racji zaistnienia bardzo korzystnej dla Rzeczypospolitej koniunktury geopolitycznej. W owym czasie bowiem Rosja, Austria i Prusy bardziej niż sytuacją w Polsce były zainteresowane toczonymi przez siebie wojnami. Na Zachodzie połączone armie Prus i Austrii toczyły walki z siłami rewolucyjnej Francji z kolei na Wschodzie uwagę Rosji absorbowała wojna toczona na froncie północnym ze Szwecją i na froncie południowym z Turcją. Ilu nauczycieli podaje uczniom tę informację na lekcjach historii?

[24] L. Moczulski, op. cit., s. 12-14; A. Maśnica, Świat kolisty i zwycięstwo w historii sir Halforda Mackindera, „Stańczyk” 1995, nr 1/24, s. 24-36.

[25] Trzeba pamiętać, że „standardy europejskie” ulegają ciągłej zmianie zupełne jak w świecie mody. Oto bowiem w „sezonie” 1815-1871 dominowały szaro-bure kolory legitymizmu, restauracji i równowagi sił. Sezon 1918-1939 przyniósł ze sobą feerię barw demokracji narodowych. Z kolei sezon zapoczątkowany w 1945 roku nadal trwa i jakkolwiek przez blisko pięćdziesiąt lat dominowały w nim biel i czerń (a raczej czerwień), to w chwili obecnej jest bardziej kolorowy od swego poprzednika i urzeka prawami człowieka, liberalną demokracją i ekologicznym stylem życia. Ciekawe, jakimi „standardami” uraczy nas kolejny sezon? Dowiemy się tego jak zwykle dopiero po zakończeniu działań zbrojnych. Vivere militarne est.

[26] L. Moczulski, op. cit., s. 530.

[27] Aby uzmysłowić sobie jak ważne jest prawidłowe określanie położenia państwa względem konkurencyjnych potęg warto przypomnieć serię katastrofalnych błędów popełnionych przez Adolfa Hitlera i jego najbliższych współpracowników w ocenie położenia Niemiec. Wychodząc z założenia o centralnym położeniu Rzeszy w europejskim układzie regionalnym politycy ci uznali, że analogiczną pozycję zajmuje ona w układzie globalnym, tzn. stanowi centrum świata znajdujące się dokładnie między USA na Zachodzie i ZSRR na Wschodzie. Tymczasem w układzie globalnym Rzesza była jedynie potęgą o charakterze zewnętrznym otoczoną przez dwie potęgi centralne: śródlądową ZSRR i oceaniczną USA. Kierownictwo Rzeszy z A. Hitlerem na czele nie dostrzegało tego faktu i podjęło decyzję o rozbiciu ZSRR, błędnie uznawanego za mocarstwo zewnętrzne. Być może plan ten powiódłby się gdyby Hitler przyjął opcję wojny dwufrontowej, czyli dążył do związania sił ZSRR od Zachodu przez Niemcy i od Wschodu przez Japonię. Niestety tak się nie stało, ponieważ dyplomacja niemiecka nakłaniała cesarską Japonię do rozpoczęcia wojny z USA. Jakby tego było mało Hitler wypowiedział wojnę drugiemu mocarstwu centralnemu, czyli USA również błędnie postrzeganemu jako zewnętrzne. Taktyka przyjęta przez Hitlera spowodowała, iż przeciw Rzeszy wystąpiły dwa planetarne mocarstwa centralne: amerykański Lewiatan i sowiecki Behemot, które zrównały z ziemią Rzeszę i podzieliły się Europą. Co by się stało gdyby Hitler prawidłowo odczytał geopolityczne położenie Niemiec? Według Moczulskiego przed Hitlerem rysowałyby się wówczas dwie alternatywy: zawarcie i utrzymanie za wszelką cenę sojuszu z mocarstwem centralnym, czyli z ZSRR, albo podjęcie próby rozbicia ZSRR przy pomocy Japonii przy jednoczesnym szukaniu modus vivendi z USA. Niestety jak długo uważano w Berlinie, że to Niemcy są mocarstwem centralnym nie zaś zewnętrznym sformułowanie tych dwóch alternatywnych rozwiązań było niemożliwe. Zob. L. Moczulski, op. cit., s. 438-440. A jak jest dzisiaj w Polsce? Czy polskie elity polityczne potrafiłyby prawidłowo rozpoznać położenie Rzeczypospolitej w „niezmiennej przestrzeni” a następnie w oparciu o taką wiedzę rozsądnie desygnować sojuszników i wrogów? Należy szczerze w to wątpić.

[28] L. Moczulski, op.cit., s. 75.

[29] Natomiast w XIV wieku nie tylko Polski i Krzyżaków, ale też Brandenburgii, Czech, Węgier i Litwy. Analizowanie geopolitycznego położenia Polski w XIV wieku jedynie przez pryzmat konfliktu z Krzyżakami pozbawione jest sensu, bez uwzględnienia geopolitycznych wektorów ekspansji sąsiednich państw: Brandenburgii, Czech i Litwy. Dopiero rozerwanie tego „pierścienia okrążenia” przez inkorporację Rusi Halickiej i zawarcie sojuszu z Węgrami ocaliło suwerenność państwa piastowskiego.

[30] Stosując „klucz” Schmitta rzeczywiście można dowieść, że wiele państw grających „główne role” w wielkich wydarzeniach historycznych wiernie odzwierciedla archetyp cywilizacji Wody i Ziemi, Morza i Lądu – np. państwa o doskonale rozwiniętej linii brzegowej takie jak starożytne Ateny, Wielka Brytania lub USA decydowały się budować imperia morskie z kolei państwa silnie umocowane na lądzie jak starożytna Sparta, Niemcy czy też Rosja podejmowały próby ekspansji kontynentalnej. Jednak nie zawsze cywilizacyjny Wschód odpowiada Wschodowi geograficznemu. To samo tyczy się cywilizacyjnego Zachodu, który wcale nie musi być tożsamy z Zachodem geograficznym. Świadczą o tym następujące przykłady: Sparta uosabiająca wschodnią cywilizację Lądu leżała na zachodzie zaś Ateny reprezentujące zachodnią cywilizację Morza leżały na wschodzie; podobnie było w przypadku słynnej wojny trojańskiej: tellurokratyczne Mykeny położone były na zachodzie zaś tallasokratyczna Troja położona była na wschodzie. Analogiczna sytuacja miała miejsce podczas rewolucji angielskiej, gdy starli się popierający króla anglikańscy feudałowie zajmujący terytoria na zachodzie i opowiadający się za parlamentem kalwińscy kapitaliści skupieni we wschodniej części Wyspy. Można tutaj jeszcze dodać, że lądowy „Wschodni” Rzym usytuowany był na geograficznej północy z kolei morska „Zachodnia” Kartagina ulokowana była na geograficznym południu. Odwrotna sytuacja wystąpiła w czasie amerykańskiej wojny secesyjnej, tam bowiem o interesy cywilizacji „Zachodu” walczyli Jankesi z północy a broniący tradycji „Wschodu” konfederaci zgrupowani byli na południu.

[31] Z punktu widzenia modelu Mackindera kontynenty stają się „półwyspami” (kontynentalna Europa z perspektywy „Światowej Wyspy” to zaledwie Półwysep Europejski) natomiast morza zamieniają się z „jeziora” (Morza: Śródziemne, Czarne, Bałtyckie oraz Północne to jeziora atlantyckie, stanowią bowiem zlewisko tegoż oceanu).

[32] Chodzi tutaj o rozstrzygnięcie czy nauczaniem należy objąć wszystkie klasy w danym roczniku czy np. tylko jedną wybraną, ale taką, która rokuje nadzieje na to, że wysiłek nauczyciela nie będzie szedł na marne. Inna opcja zakłada prowadzenie zajęć dydaktycznych w ramach koła zainteresowań (np. Koło Młodych Geopolityków) albo realizowanie dodatkowego przedmiotu z odrębną oceną wpisywaną na świadectwo.
 
 

Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Powrót na górę