dr Rafał Matyja
Po wszystkich dotychczasowych wyborach do Parlamentu Europejskiego rozlegają się głosy domagające się zmiany zbyt skomplikowanej ordynacji wyborczej. Zbyt skomplikowanej dla kogo? Z pewnością nie dla wyborców, którzy głosują tak jak zwykle. Jak w wyborach do Sejmu, sejmików wojewódzkich, w wielu miejscach – do rad miast.
Nie mówmy więc o skomplikowaniu ordynacji, a mówiąc precyzyjnie – tych części Kodeksu Wyborczego, które dotyczą wyborów do PE – ale o względnie sprawiedliwych i zgodnych z sensem głosowania do PE wynikach. Sens ten wyraża się – moim zdaniem w tym, iż posłowie do PE reprezentują zróżnicowaną politycznie opinię obywateli Rzeczypospolitej, a nie środowiska lokalne czy regionalne. Reprezentację, której różnorodności nie musi ograniczać wzgląd na tworzenie rządu, który prowadzi do ograniczenia liczby ugrupowań obecnych w parlamencie krajowym.
Proponując zmiany można wziąć pod uwagę zatem trzy elementy składające się na system wyborczy w wyborach do PE – próg wyborczy, sposób przydzielania mandatów posłom oraz powiązany z nim podział kraju na okręgi, a także otwarty charakter list.
Proporcjonalnie, czyli bez progu?
Pierwsza kwestia dotyczy tego, czy potrzebny jest pięcioprocentowy próg, który wprowadzono po to, by zredukować liczbę ugrupowań reprezentowanych w Sejmie. A zatem tam, gdzie potrzebna jest większość popierająca rząd. Jednak wybory do PE nie mają podobnej funkcji. Nic nie stoi na przeszkodzie, by ordynacja była na tyle proporcjonalna na ile to tylko możliwe.
Dziś sam fakt, iż dzielimy 51 mandatów oznacza, że w praktyce będziemy mieli do czynienia z barierą na poziomie 1-2 proc. Jeżeli wprowadzimy podział na okręgi, na poziomie których będą rozdzielane mandaty, to realny próg wyborczy wzrośnie, choć może się zdarzyć tak, że lista, która w skali kraju ma niewielkie poparcie otrzymuje mandat dzięki wysokiemu poparciu w regionie.
Zacznijmy zatem nasze badanie od tego, jak zmieniłyby się wyniki wyborów z lat 2004-2014 gdybyśmy zrezygnowali z wysokiego, pięcioprocentowego progu. Zakładamy przy tym, że pozostałe elementy ordynacji pozostają bez zmian. W 2004 roku dodatkowy mandat objęłaby Unia Polityki Realnej (1,87 proc.), w 2009 – centrolewicowe Porozumienie dla Przyszłości (2,44) i Prawica Rzeczypospolitej (1,95). W 2014 mandaty zdobyłyby trzy ugrupowania – Solidarna Polska Zbigniewa Ziobro (3,98 proc.), Europa Plus Twój Ruch (3,58) i Polska Razem Jarosława Gowina (3,16). Jedynie w tym przypadku trzecich wyborów możemy mówić o istotnej zmianie wyniku, w ramach której innym ugrupowaniom przypadło blisko 10 proc. mandatów.
Mandat w 2004 objąłby Janusz Korwin-Mikke (UPR), w 2009 – Dariusz Rosati (PdP) i Marek Jurek (PR), a obecnie – Zbigniew Ziobro i Tomasz Adamek (SPZZ), Ryszard Kalisz i Kazimierz Kutz (EPTR) oraz Jarosław Gowin (PRJG).
Pobierz cały artykuł w pliku pdf.
Źródło: Nowa Politologia
Photo: WL, CC BY-SA 3.0