- przez admin
płk. rez. Jan Stec
Minął miesiąc od zawarcia porozumień rozejmowych na Ukrainie. Jak już podkreślałem porozumienia te były niezbędne dla obydwu walczących stron. Zostały one zaakceptowane zarówno przez Rosję jak i Stany Zjednoczone, z różnych zresztą powodów. Rosja wciąż liczy na powolne ukształtowanie się odrębnego statusu zbuntowanych republik, zaś Amerykanie ugrzęźli jak się wydaje na czas dłuższy na Środkowym Wschodzie, podejmując operację przeciw siłom tzw. Państwa Islamskiego. Porozumienie samo w sobie należy uznać za krok we właściwym kierunku, choć jak przewidywano jest ono dość często naruszane przez obydwie strony. Są postępy w tworzeniu strefy buforowej oddzielającej siły walczących stron, chociaż ostatnio komisja mieszana złożona z przedstawicieli Ukrainy, Rosji (ok. 80 oficerów) i OBWE musiała przerwać prace ze względu na brak konkretnych ustaleń dotyczących sił ukraińskich, które w momencie podpisania rozejmu pozostawały w całkowitym bądź częściowym okrążeniu. Są to tereny Doniecka (lotnisko międzynarodowe), węzła komunikacyjnego Diebalcewo oraz rejonu położonego na północny wschód od Mariupola.
Na tych właśnie odcinkach dochodzi najczęściej do naruszeń układu rozejmowego, przy czym kilkudniowe nękające ostrzeliwanie dzielnic mieszkaniowych Doniecka (ponad 80 ofiar) na pewno było sankcjonowane przez ukraińskie dowództwo. Pewne nadzieje na zmniejszenie zbrojnych incydentów daje podpisane ostatnio porozumienie między przedstawicielami dowództwem ukraińskim i DNR dotyczące szczegółów tworzenia strefy buforowej. Natomiast dość sprawnie odbywa się wymiana jeńców.
Sprawą, która na pewno w sposób znaczący utrudni dalsze rokowania jest ujawnienie przestępstw wojennych. To już nie jest problem użycia przeciwko ludności cywilnej zabronionych konwencjami międzynarodowymi środków walki w rodzaju ładunków fosforowych bądź bomb kasetonowych. To jest problem zbrodni. Otóż na terenach opuszczonych przez siły ukraińskie znaleziono, jak dotąd, ponad 400 ciał w większości osób cywilnych. Niektóre z nich znajdowały się w zbiorowych mogiłach ukrytych i zamaskowanych. Potwierdzają to obserwatorzy OBWE. Liczba tych ofiar będzie zapewne wyższa, bowiem wiele osób jest nadal poszukiwanych jako zaginione. W tej sytuacji zarówno Rosja jak i przywódcy konfederatów postulują powołanie niezależnej komisji śledczej, najlepiej pod egidą ONZ. Z dotychczasowych doświadczeń wynika, ze władze ukraińskie nie będą aktywnie współdziałać w zakresie ustalenia winnych i ich ukarania. Tak było przecież w przypadku ofiar na Majdanie czy też zbrodni w Odessie, gdzie oficjalne śledztwa skończyły się bez efektu. Nadmienić należy, że ogromną większość wspomnianych zbrodni dokonano na terenach, gdzie działały ukraińskie formacje ochotnicze.
Jak dotychczas Zachód pozostaje dosłownie głuchy i ślepy na te wydarzenia. Dotyczy to nie tylko agend rządowych, ale również międzynarodowych organizacji humanitarnych i większości środków masowego przekazu. Panuje coś w rodzaju zmowy milczenia. Jest to niebezpieczne nie tylko w kontekście Ukrainy. Okazuje się bowiem, że w imię osiągniecia określonych celów politycznych można usprawiedliwić i pozostawić bez odpowiedzialności każdy czyn zbrodniczy. Tak czy owak w konflikcie ukraińskim przybył jeszcze jeden bardzo trudny problem do rozwiązania.
Oceniając choćby pobieżnie aktualna sytuację na Ukrainie, nasuwa się podstawowe pytanie: czy w najbliższych miesiącach możliwe jest wznowienie walk na wielką skalę. Wydaje się, że nie. Ukraina wchodząca w okres zimy z rozregulowaną gospodarką, ze szczególnym uwzględnieniem nierozwiązanych problemów energetycznych, rosnącym bezrobociem i spadającą stopą życiową ludności nie jest w stanie podjąć aktualnie takiego wysiłku.
Oczywiście retoryka wojenna jest bardzo wyraźna w programach wyborczych wszystkich ważniejszych partii i ugrupowań. Dominuje stanowisko nieprzejednane. Liczy się tylko zjednoczona, zintegrowana Ukraina bez żadnych ustępstw. Niektóre partie, jak na przykład „Bat’kiwszczyna” J. Tymoszenko, żądają referendum w sprawie przystąpienia Ukrainy do NATO. Nadal prowadzone są prace fortyfikacyjne na granicy z Rosją (tzw. Linia Jaceniuka). Zlikwidowano około 1/3 lokalnych przejść granicznych. Istnieje projekt przekazania ochrony granicy Gwardii Narodowej. To są fakty, ale nie one decydują. Sytuacja wewnątrz kraju jest mało stabilna. Rośnie przestępczość. Nadal kilkadziesiąt tysięcy osób posiada nielegalnie broń. Wiele zamieszania wywołuje uchwalony niedawno na zyczenie międzynarodowych organizacji finansowych pakiet ustaw antykorupcyjnych. Między innymi przewidziana jest lustracja większości urzędników państwowych średniego i wyższego szczebla. Już obecnie w wielu rejonach dochodzi do tzw. Dzikiej lustracji, kończącej się często po prostu linczem. Z dotychczasowego przebiegu kampanii wyborczej do Rady Najwyższej wynika, że wybory wygra ugrupowanie prezydenckie ze znaczną przewagą. Jak widać w sondażach, notowania ugrupowań skrajnie nacjonalistycznych (np. partia „Swoboda”) są stosunkowo niskie. Może to być jednak mylące, ponieważ wielu działaczy, szczególnie wywodzących się ze struktur siłowych (Gwardia Narodowa, Prawy Sektor), kandyduje z powodzeniem z list czołowych partii politycznych. Tak czy owak rysuje się sytuacja, ze nowo wybrana rada Najwyższa będzie miała oblicze bardziej nacjonalistyczne niż obecna, a to źle wróży dla dalszych rokowań pokojowych.
Sytuacja w zbuntowanych republikach Donieckiej i Ługańskiej wcale nie jest lepsza. Ogromne zniszczenia i nadal niepewna sytuacja powodują, że przywrócenie normalnego toku życia przebiega bardzo powoli. W wielu rejonach problemem jest przywrócenie zaopatrzenia w energię elektryczną i wodę. Nie pracuje większość zakładów, rozregulowany jest system finansowy. Fragmentarycznie przywracane jest funkcjonowanie placówek oświatowych. W kontekście nadchodzącej zimy dotychczasowa pomoc humanitarna nie wystarczy. Rosja ma oczywiście możliwości udzielenia szerokiej pomocy tym terenom, ale do tego niezbędne jest choćby czasowe określenie statusu „Noworosji” i przyzwolenie organów międzynarodowych.
Wypada teraz przejść do naszych polskich reakcji na rozwój wydarzeń na Ukrainie. Otóż w tej dziedzinie nic się nie zmieniło. Możliwości wpływania na rozwój wydarzeń poprzez działalność dyplomacji są praktycznie żadne. W zakresie propagandy i polityki informacyjnej niezmiennie dominuje doprowadzona do granic absurdu rusofobia, często prymitywna, a także histeria wojenna. W tej dziedzinie jesteśmy zgodni, od osób z pierwszych stron gazet poprzez różnego rodzaju znawców i ekspertów, aż po rzeszę dyspozycyjnych dziennikarzy. Wyróżniają się między innymi byli generałowie, którzy stosunkowo wcześnie odeszli z sił zbrojnych w okolicznościach mówiąc delikatnie nieciekawych. Postacią niezwykle barwną jest pewien profesor nauk wojskowych, nota bene nie rozróżniający haubicy od armaty, przez szereg lat członek ścisłego kierownictwa MON. Ci ludzie są doskonale zorientowani, wiedzą kiedy i jak nastąpi agresja i co w tej sytuacji należy robić. Czytając lub słuchając tych „wybitnych” ekspertów odnosi się wrażenie, że bywają oni na posiedzeniach Rady Obrony Federacji. Cóż, prognozy bywają mylne. Nie tak dawno jeden z tych panów wieszczył zerwanie igrzysk olimpijskich w Soczi z powodu nasilonych aktów terroru.
Drugi temat dyżurny to mizeria naszej armii zwłaszcza pod względem technicznym oraz ogółem słabość systemu obronnego państwa. W tym oczywiście jest wiele racji, ale kuriozalne jest to, że tego rodzaju opinie wypowiadają ludzie, którzy w znacznym stopniu są odpowiedzialni za ten stan. Dziś po ciągnących się latami restrukturyzacjach i zmianach nasza armia istotnie przypomina firmę usługową, której głównym zadaniem jest zabezpieczenie prowadzonych przez naszego najważniejszego sojusznika operacji i misji zwanych pokojowymi, często w bardzo odległych rejonach świata. Wydźwięk tych rozważań i lamentów jest jeden. Trzeba przygotować nasze społeczeństwo na konieczność wydatkowania kilkudziesięciu miliardów złotych na zakup sprzętu wojskowego za granicą, bowiem nasz rodzimy przemysł obronny znajduje się w stanie upadku. Główny kierunek zakupu tych „nowoczesnych” urządzeń (kłania się F-16) jest jeden – nasz najważniejszy sojusznik. I to jest główna przyczyna tego larum.
Na Ukrainie usiłujemy być obecni na różne sposoby. W miarę upływu czasu wychodzą na jaw różnego rodzaju fakty, jak np. szkolenie w naszych ośrodkach aktywistów tzw. „Prawego Sektora”, przerzut ludzi i sprzętu itp. Aktualnie ponad 30 fundacji, stowarzyszeń i różnego rodzaju ośrodków zajmuje się pomocą dla Ukrainy. Byłoby interesujące poznanie źródeł finansowania tych podmiotów, bowiem w spontaniczną reakcję naszego społeczeństwa jakoś trudno uwierzyć. Wygląda to różnie. Oto na przykład Fundacja Otwarty Dialog kupuje dla ukraińskich jednostek ochotniczych kamizelki kuloodporne, wyposażenie dla strzelców wyborowych itp. Cóż, dialog przy pomocy karabinów też bywa niekiedy skuteczny.
Czytając tego rodzaju doniesienia, zastanowić by się trzeba, czy to jest bałagan samorzutny, czy też kontrolowany. No bo jak ocenić na przykład fakt sprzedaży przez MON prywatnej firmie 150 zestawów ręcznych wyrzutni plot typu „Strzała”. Do dziś nie wiadomo, w jakim celu owa firma nabyła ten sprzęt. Dla porządku stwierdzić należy, że wyrzutnie te aczkolwiek przestarzałe są nadal sprawne i średnio wyszkolony operator potrafi przy ich użyciu stracić każdy samolot lub śmigłowiec cywilny na wysokości do 2,5 km.
Wspominałem już w poprzednim artykule, że modyfikacja zasad działania Sił Szybkiego reagowania NATO i tworzenie dla nich wysuniętych punktów oparcia na terenie Polski i krajów nadbałtyckich w zasadzie nie zmieni sytuacji geostrategicznej na naszym teatrze działań wojennych. Czym innym jest natomiast ulokowanie elementów obrony przeciwrakietowej uznawanych przez Rosję za broń ofensywną. Warto o tym pamiętać w kontekście zmian w doktrynie wojennej federacji Rosyjskiej, które mają być wprowadzone od 1 stycznia 2015 roku. Zmiany te nie dziwią, bowiem Rosja znalazła się w sytuacji przed którą przestrzegał prof. Z. Brzeziński. Nie ma ona gdzie się cofać. Bez obawy popełnienia większego błędu można stwierdzić, ze nasza armia, taka jaka mamy aktualnie i będziemy mieć w najbliższym czasie, nie będzie przedmiotem szczególnej uwagi sztabowców rosyjskich. Polska to przede wszystkim przestrzeń – teren i infrastruktura. Naszemu krajowi ani obecnie, ani w najbliższych latach nie zagraża bezpośrednia inwazja. Warto jednak zastanowić się (a czynią to nasi sąsiedzi), aby bez wyraźnej potrzeby nie stać się obiektem uderzeń prewencyjnych bądź odwetowych.
Biorąc pod uwagę przedstawione fragmentarycznie niektóre aspekty aktualnej sytuacji na Ukrainie, można by sformułować pewne wnioski ogólne. A mianowicie:
1. Zarówno w działaniach politycznych jak i w operacjach wojskowych na Ukrainie zaistniała okresowo sytuacja patowa. W najbliższym okresie nie ma warunków zarówno na rozstrzygniecie militarne jak i pokojowe uregulowania konfliktu. Taka sytuacja może trwać dość długo.
2. Zbliżające się wybory parlamentarne umocnią zapewne pozycję prezydenta P. Poroszenki, a z drugiej strony spowodują radykalizację nowej Rady Najwyższej.
3. Postępy w osiągnięciu choćby częściowego porozumienia będą utrudnione z powodu ujawnionych dość licznych przypadków przestępstw wojennych.
4. Radykalny postęp w rokowaniach pokojowych jest niemożliwy bez wyraźnej poprawy stosunków rosyjsko-amerykańskich, bowiem z jednej strony przywódcy zbuntowanych republik nie podejmą żadnej strategicznej decyzji wbrew intencjom Kremla, a z drugiej rząd kijowski też nie uczyni tego bez akceptacji Stanów Zjednoczonych, nad czym czuwa liczna rzesza doradców i ekspertów stale znajdujących się na Ukrainie.
Zmiany w stosunkach rosyjsko-amerykańskich w znacznym stopniu zależeć będą od sytuacji w rejonach konfliktowych, tam gdzie krzyżują się interesy mocarstw.
5. Swoista weryfikacją możliwości walczących stron będzie przygotowanie się i przetrwanie zbliżającej się zimy.
6. W sytuacji przedłużającego się konfliktu, którego wynik trudno przewidzieć, wszelkie formy pomocy militarnej dla jednej ze stron, ze szczególnym uwzględnieniem transferu broni i środków walki, prób powoływania nieznanych jednostek wojskowych oraz czynnego uczestnictwa obywateli polskich w działaniach zbrojnych są głęboko sprzeczne z podstawowymi interesami Rzeczypospolitej. To jest po prostu przysłowiowe „wpychanie palców między drzwi”.
7. Z doświadczeń ostatnich lat wynika, ze procesy krystalizacji jednolitego narodu na Ukrainie nadal trwają i nie obejmują całego społeczeństwa. Są one tym boleśniejsze, im większa jest interwencja z zewnątrz.
Podsumowując można z całą pewnością stwierdzić, że droga Ukrainy do pokoju będzie długa i ciernista.
I na zakończenie kolejna uwaga dotycząca uczenia się błędach. Tym razem będzie to błąd gruziński. Otóż kiedy w listopadzie 2003 r. po tzw. „rewolucji róż” ekipa M. Saakaszwilego objęła władzę w Gruzji zachwytom nie było końca. Wreszcie pojawił się młody, dynamiczny, zdolny polityk, który wyruguje wpływy rosyjskie na Zakaukaziu, a być może i na samym Kaukazie. Wkrótce ten mąż stanu był kawalerem najwyższych polskich odznaczeń, doktorem honoris causa kilku uczelni itp. Mnożyły się akty poparcia politycznego, ale także i materialnego. Trwały nieustające pielgrzymki naszych polityków do Tbilisi w trakcie których zainscenizowano zamach na prezydenta RP. W okresie konfliktu 2008 r. podjęliśmy wysiłek montowania doraźnej antyrosyjskiej koalicji z udziałem głównie „potęg” nadbałtyckich. Wkrótce okazało się, że przysłowiowy król jest nagi. Sprowokowany na życzenie mocodawców konflikt graniczny skończył się utratą dwóch prowincji. Gospodarka kraju znalazła się na skraju ruiny. W kraju szerzyła się anarchia i terror. Obecnie czołowi przedstawiciele ekipy Saakaszwilego, łącznie z nim samym, są uznani za przestępców zagrożonych wieloletnim więzieniem. Sam główny bohater tuła się po Europie szukając zajęcia, bowiem nawet w USA nie dostał zezwolenia na pracę w jednej z uczelni nowojorskich.
Pytanie rodzi się samo. Panowie do ilu razy sztuka? Jak długo jeszcze będziemy ponosić koszty politycznych fanaberii?
9.10.2014.
Fot. tsn.ua