“Polak mądry przed szkodą”. Koncepcja osi Warszawa-Berlin w pisarstwie politycznym Władysława Studnickiego – cz. 2

“Polak mądry przed szkodą”. Koncepcja osi Warszawa-Berlin w pisarstwie politycznym Władysława Studnickiego – cz. 2
granicaDawid Madejski
 
Polska w systemie międzynarodowym Europy
Po zakończeniu I wojny światowej odrodzone z ponad wiekowego niebytu państwo polskie znalazło się w niezwykle trudnym położeniu geopolitycznym. Od wschodu zagrożenie stwarzała bolszewicka Rosja (od 1922 r. Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich), która mimo klęski, jaką Armii Czerwonej zadały wojska polskie nad Wisłą w sierpniu 1920 r., nie zamierzała w dłuższej perspektywie czasowej respektować postanowień traktatu ryskiego z 1921 r. Z kolei od zachodu równie wrogie nastawienie prezentowały upokorzone traktatem wersalskim Niemcy, które utraciły na rzecz Polski sporą cześć swoich „kresów wschodnich” pod postacią Pomorza Gdańskiego, Wielkopolski i niewielką, lecz istotną z gospodarczego punktu część Górnego Śląska.
 
Chcąc zneutralizować tę zagrażającą bezpieczeństwu państwa sytuację władze polskie zdecydowały się w 1921 r. na zawarcie dwóch sojuszy polityczno-wojskowych: z nastawioną antyniemiecko Francją i obawiająca się rosyjskich roszczeń wobec Besarabii Rumunią. Nie trzeba specjalnie spoglądać na mapę, aby się przekonać, jak fatalny był to krok. Rozwiązanie takie dopuszczało, bowiem możliwość udziału państwa polskiego w niemożliwej do wygrania wojnie na dwa fronty toczonej z dwoma jej największymi sąsiadami jednocześnie. Jakby tego było mało Niemcy i Rosjanie już w 1922 r. podpisali w Rapallo porozumienie współpracy na polu gospodarczym.
 
Dostrzegając niebezpieczeństwo takiego układu sił dla państwa polskiego, Studnicki szedł pod prąd ówczesnej opinii publicznej, której polityczne przekonania były urabiane przez skrajnie antyniemiecką endecję i w dalszym ciągu niewzruszenie głosił pogląd, że głównym wrogiem Polski jest ZSRR nie zaś Niemcy, z którymi przy okazaniu minimum dobrej woli możliwe byłoby osiągnięcie zadowalającego obie strony modus vivendi. Dlatego stanowczo występował przeciw wplątaniu Polski przez Romana Dmowskiego i kierowany przezeń obóz polityczny w „egzotyczny sojusz” z Francją. Krytykując optykę polityczną przyjętą przez „ojca polskiego nacjonalizmu” Studnicki przedstawił następujący zespół argumentów: „Rosja została rozbita przez opancerzoną żelazną pięść niemiecką. Niech będzie za to ta pięść błogosławiona. Rosja od cara Piotra I do Aleksandra III dużo zawdzięczała Niemcom. Niemcy organizowali nie tylko rosyjskie życie gospodarcze, ale rosyjską maszynę wojskową. Przyszedł głupi car Aleksander III. Rozpoczął walkę z pierwiastkiem niemieckim w Rosji, zdezorganizował rosyjską maszynę wojskową i politykę zewnętrzną rosyjską wprowadził na francuskie tory, i to doprowadziło Rosję do katastrofy. Rosja jednak przez długi czas wyzyskiwała swój stosunek z Francją. Francja była bankierem świata i zasilała Rosję kapitałem. Polska idzie tymi samymi torami, które Rosję doprowadziły do katastrofy, z tą tylko różnicą, że gdy Rosja wyzyskiwała Francję, Polska jest wyzyskiwana przez Francję. Weszliśmy w katastrofalny system polityczny”[1].
 
Czołowy „germanofil polski” nie godził się również z próbami rozszerzenia sojuszu polsko-francuskiego o Wielką Brytanię. Rozpatrując zasadność tego konceptu nie pozostawiał „suchej nitki” na przywódcy endecji i jego bezkrytycznej wierze w poparcie angielskie dla umacniania międzynarodowej pozycji Polski. Studnicki był zdania, że zawód, jaki Roman Dmowski odczuwał wobec postawy polityków angielskich wspierających Niemcy kosztem Polski „pochodzi z jego głębokiej nieznajomości stosunków gospodarczych Europy i świata” albowiem „Niemcy – jak zauważał słusznie Studnicki – są głównym warsztatem świata, ich upadek odbija się fatalnie na stosunkach angielskich. Uszczuplenie, więc Niemiec na korzyść Polski nie leżało w interesach Anglii. Anglii zagraża Rosja w Azji, dla Anglii, więc ma znaczenie Polska antyrosyjska. Pan Dmowski i jego przyjaciele rysowali Polskę, jako wyłącznie antyniemiecką koncepcję. Rzucają hasło: «My albo Niemcy», sądząc, że tym hasłem pozyskają cywilizowany świat – i coraz częściej otrzymują odpowiedź «nie wy, ale Niemcy». Nawet opętana histerią antyniemiecką Francja gotowa jest dziś dla dobrych stosunków z Niemcami poświęcić Polskę”[2].
 
Dodajmy, że Studnicki napisał te słowa w 1925 r. tuż przed zawarciem porozumienia francusko-niemieckiego w Locarno, które – za sprawą gwarancji udzielonych przez Wielką Brytanię i Włochy – ustanawiało nienaruszalność niemieckiej granicy zachodniej (z Francją) stwarzając tym samym możliwość dokonania przez Republikę Weimarską rewizji jej granicy wschodniej (z Polską). Autor „Sprawy polskiej” bardzo trafnie zauważał, zatem, iż „Polska jest wyzyskiwana przez Francję”, jako użyteczne narzędzie o orientacji antyniemieckiej, która to orientacja służy wyłącznie interesom francuskim nie zaś żywotnym interesom narodowym polskim.
 
Dopiero po uwzględnieniu takiego spojrzenia na rolę spełnianą przez państwo polskie w systemie międzynarodowym Europy możemy w pełni zrozumieć otwarcie proniemieckie stanowisko, jakie głosił Władysław Studnicki. Najpełniejszy obraz tego stanowiska zawarł on w książce, która weszła do kanonu polskiej myśli geopolitycznej. Była nią wydana w 1935 r. publikacja pt. „System polityczny Europy a Polska”.
 
W pracy tej Studnicki na nowo podjął i gruntownie rozwinął – głoszoną przez siebie podczas I wojny światowej – koncepcję powołania do życia środkowoeuropejskiej „wielkiej przestrzeni” pod wspólnym przewodnictwem Niemiec i Polski, dwóch państw, największych pod względem rozmiarów posiadanego terytorium i liczby posiadanej ludności[3]. Na samym początku swoich rozważań Studnicki wyraźnie podkreślił, że „Polska umieszczona między Niemcami a Rosją, nie mogłaby odeprzeć napadu obu tych sąsiadów”[4]. Chcąc temu zapobiec proponował – będąc jakby po lekturze dzieł Eugeniusza Romera, – aby „Polska ze względu na swe pomostowe położenie między Morzem Czarnym a Bałtyckim, na swe granice z Rumunią i Czechosłowacją oraz możliwość wspólnej granicy z Węgrami” podjęła ostateczną decyzję „o tym, czy państwa środkowoeuropejskie będą w orbicie politycznej Francji czy zaś bloku środkowoeuropejskiego”[5]. Studnicki będąc przeciwny pierwszemu z tych rozwiązań uważał, że państwo polskie ze względu na swe geograficzne położenie” powinno dążyć do „zbliżenia z Niemcami, do wytworzenia z nimi wspólnego bloku środkowoeuropejskiego”[6]. Utworzenie takiego bloku zapewniłoby Polsce znacznie większy poziom bezpieczeństwa niż wątpliwej jakości przymierze z odległą od Polski Francją, ponieważ prawidłowo rozumiana „niemiecka racja stanu musi je pociągnąć bardziej do powołania do życia bloku środkowoeuropejskiego, niż zblokowania się z Rosją”[7].
 
Studnicki odrzucał sojusz z Francją nie tylko z powodu zbyt dużej odległości dzielącej ją od Polski (już Machiavelli mawiał, że „należy mieć przyjaciół blisko, a wrogów daleko”), ale dlatego, że Francja działając czyniła próby umacniania swojego bezpieczeństwa poprzez budowanie wokół Niemiec „pierścienia okrążenia” tworzonego przez zależne od niej państwa „satelity” (Polskę i tzw. Małą Ententę) odwracając przy tym ich uwagę (przede wszystkim Polski i Rumunii) od realnego zagrożenia ze strony ZSRR, któremu dyplomacja francuska umożliwiła wejście do grona państw członkowskich tworzących Ligę Narodów. Tymczasem Liga Narodów mogłaby według Studnickiego „mieć znaczenie, gdyby albo była uniwersalną, albo tylko europejską, tj. obejmującą wszystkie państwa Europy bez Rosji. W tym ostatnim wypadku byłaby organem zarysowującej się Paneuropy”[8]. Zdaniem Studnickiego sowiecka Rosja „wprowadzona do Ligi Narodów, uzyska nowy posterunek dla swojej propagandy”[9]. W tej sytuacji Studnicki stał na stanowisku, że „Liga Narodów i pakty międzynarodowe nie dają Polsce należytego zabezpieczenia”[10].
 
Państwo polskie nie mogło, zatem liczyć w żaden sposób na przychylność Francji oraz Wielkiej Brytanii, ponieważ „Francja pragnęła, aby Polska nie osiągnęła prowincji, będących przedmiotem dziejowego sporu polsko-rosyjskiego, dbała bowiem o Rosję, jako przyszłego sprzymierzeńca”[11], z kolei Wielka Brytania traktowała Polskę jako wyłączną strefę wpływów Francji i nie życząc sobie, aby Francja zyskała dominującą pozycję w Europie, dążyła – jak wspomniano już wyżej – do wytworzenia na kontynencie balans of power w rezultacie czego wspierała Niemcy kosztem Polski sprzymierzonej z Francją.
 
Władzom Rzeczypospolitej Polskiej pozostawało, zatem dokonanie stanowiącego nie lada wyzwanie wyboru: albo sprzymierzyć się z sąsiadem z zachodu (tj. z Niemcami) albo ze wschodu (tj. z ZSRR). Wybór drugiej z tych opcji oznaczałby dla Polski katastrofę, ponieważ jak zauważał Studnicki „Rosja sowiecka jest państwem, z którym przymierze i dobre stosunki są niebezpieczniejsze niż antagonizm. Armia rosyjska, która by weszła do sąsiedniego kraju, jako sprzymierzona usiłowałaby tam wzniecić rewolucje komunistyczną, wprowadzić ustrój sowiecki, co wywołałoby przyłączenie tego kraju do Rosji”[12]. Pozostawała, więc tylko opcja pierwsza polegająca na „zblokowaniu się” z Niemcami.
 
Opowiadając się za realizacją koncepcji sojuszniczego związku polsko-niemieckiego, – której nadaliśmy miano „osi Warszawa-Berlin” – Studnicki uzasadniał, że „Polska i Niemcy mogą być podstawą olbrzymiego bloku środkowoeuropejskiego, który musi objąć Austrię, Węgry, Czechy, Rumunię, Bułgarię, Jugosławię, Grecję, Turcję oraz państwa nadbałtyckie – bloku liczącego około 200 milionów mieszkańców. Taki blok – kontynuował autor „Sprawy polskiej” – byłby pierwszorzędną potęgą gospodarczą i militarną. Niemcy z natury rzeczy zajęłyby w nim pierwsze miejsce, lecz drugie miejsce należałoby się Polsce”[13]. Reagując na zarzut, iż tworzenie takiego bloku to „pangermański imperializm” zauważał przytomnie, że byłby on w takiej samej mierze „imperializmem Polski, jeżeli przez imperializm rozumieć dążność do potęgi”[14]. Pomnażanie potęgi Polski postrzegał natomiast poprzez realizację ściśle określonych przedsięwzięć natury gospodarczej: „Każde nowe 1000 km kolei wybudowanych w Polsce – pisał – dzięki przynależności jej do bloku, każde przymnożenie jej elektryfikacji, przeprowadzenie kanału, wzmacnia ją w międzynarodowej walce o byt, zmienia stosunek sił miedzy nią a Rosją i Niemcami na jej korzyść”[15]. W ramach bloku polsko-niemieckiego mógłby także swobodnie się wykształcić „oprócz narodowego, pewien patriotyzm blokowy, środkowoeuropejski, pojmujący, że rozwój każdego z członków bloku jest organicznie związany nie z pomniejszeniem, lecz z powiększeniem Europy Środkowej”[16].
 
Mimo swej pełnej rezerwy i krytycyzmu postawy wobec poczynań Francji na arenie międzynarodowej Studnicki godził się, aby zajęła ona należne jej miejsce w projektowanym przez siebie europejskim „sercu lądu”. „Francja – pisał najsłynniejszy germanofil polski – może w przyszłości wejść do bloku środkowoeuropejskiego a przez to przeobrazić go w blok paneuropejski”[17]. Niestety państwo to stanęło przed wyborem: „albo przymierzem z Eurazją zwalczać konsolidację Europy Środkowej (…) słowem być zdrajcą Europy, albo wejść do współpracy z Europą Środkową, zasilając ją w odpowiedni kredyt (…). Zależnie od wyboru jednej lub drugiej drogi będzie miała Polskę przeciw lub za sobą”[18].
 
Studnicki był przekonany, że państwo polskie będzie w stanie ponownie prawidłowo rozpoznać swoich naturalnych sojuszników i odwiecznych wrogów. Jego zdaniem „Polska ze względu na swą geograficzną pozycję jest ogniwem łączącym państwa północno-wschodniej Europy z państwami południowo-wschodniej Europy”, dlatego też nigdy „nie powinna zniżać się do niezaszczytnej funkcji narzędzia polityki francuskiej wymierzonego przeciw Europie Środkowej, właściwie przeciwko Europie w ogóle, bo osłabienie centrum europejskiego to upadek Europy. To zarazem śmierć Polski, opanowanej przez Rosję”[19]. Czas pokazał, że geopolityczna analiza dokonana przez Władysława Studnickiego sprawdziła się w całej pełni, z tą tylko różnicą, że było to wołanie w próżnię. Nie dość bowiem, że żaden przedstawiciel ówczesnych polskich „elit” politycznych nie podzielał poglądów Studnickiego, to jeszcze powszechnie wyśmiewano jego „czarnowidztwo”, wytaczano mu procesy o zniesławienie (jak np. wojewoda śląski Michał Grażyński czy prezydent Warszawy Stefan Starzyński) oraz przyczepiano etykietę niezrównoważonego „germanofila”. Mimo szykan i ostracyzmu, jakich doznawał od środowisk „patriotycznych” Władysław Studnicki wytrwał w swoich poglądach. Nie zważając na osobiste korzyści pragnął, bowiem ocalić Polskę przed katastrofą wojny dwufrontowej i związaną z nią groźbą nowego rozbioru, który oznaczałby definitywną utratę samodzielnego bytu państwowego. Bijąc na alarm przed zbliżającym się niebezpieczeństwem napisał swoją ostatnią w II RP książkę pt. „Wobec zbliżającej się II wojny światowej”.

Polska w obliczu II wojny światowej
Począwszy od 1934 r., kiedy to na okres dziesięciu lat został zawarty polsko-niemiecki pakt o nieagresji (nazywany też paktem Piłsudski-Hitler), władze państwa polskiego przyjęły postawę, co najmniej życzliwej neutralności wobec poczynań niemieckich względem Austrii zaś w obliczu konfliktu niemiecko-czechosłowackiego, gdy Warszawa aktywnie opowiedziała się po stronie Berlina w Europie powstało wrażenie, że Polska już w niedługim okresie czasu znajdzie się w obozie państw osi. Na taki rozwój wydarzeń liczył Władysław Studnicki, który po dokonaniu „amputacji Czechosłowacji” stanowiącej zagrażający tak Polsce jak i Niemcom „posterunek sowiecki” żywił głęboką nadzieję, że wreszcie rozpocznie się tak długo przez niego oczekiwany proces pokojowej integracji państw leżących w Europie Środkowej na polu gospodarczym i polityczno-militarnym[20].
 
Fatalny splot wydarzeń sprawił jednak, że historia potoczyła się inaczej niż życzyłby sobie tego autor „Sprawy polskiej”. Jak sam zauważył w chwili, gdy wydawało się, że Wielka Brytania i Francja były w stanie pogodzić się z dominacją niemiecką w Europie Środkowej, kanclerz Niemiec Adolf Hitler zażądał o zwrotu kolonii niemieckich[21]. Wywołało to niepokój w Anglii, która wreszcie zdała sobie sprawę z faktu, że ktokolwiek „dyktuje prawa Europie będzie również ustanawiał je na zewnątrz jej, i to we wszystkim tym, co się tyczy podległych europejskim mocarstwom terytoriów Afryki i Azji, zmuszając do ich odstąpienia”[22].
 
Kiedy więc Wielka Brytania zrozumiała, że blok montowany przez Niemcy stanowi zwiększające się zagrożenie dla jej interesów, zaczęła czynić próby wzmocnienia swoich wpływów w tych państwach, do których skierowana była oferta niemiecka. Ponieważ głównym jej adresatem była Polska to na niej skupiły się wysiłki Londynu mające na celu odciągnięcie Warszawy od zawarcia sojuszu z Berlinem. Studnicki ostrzegał przed „pójściem na lep” propozycji Wielkiej Brytanii zwracając uwagę na dwa aspekty gry toczonej przez Londyn: 1) „Otóż ta opinia, że Polacy są doskonałymi żołnierzami jest dziś podstawą nadziei Anglii na dywersję, jaką może zrobić Polska, ściągając na siebie wojnę z Niemcami, podczas której Anglia będzie tworzyła sobie armię”; 2) „Największe jednak niebezpieczeństwo ze strony Anglii polega na tym, że pragnie udziału Rosji Sowieckiej w koalicji (przeciw Rzeszy Niemieckiej – D.M.). Czym jednak za ten udział może Rosji zapłacić? Tylko ziemiami polskimi, tylko naszym wschodem, tj. województwami leżącymi za Bugiem i Sanem”[23].
 
Analogiczne działania jak Wielka Brytania podejmowała wobec Polski także Francja. Paryż bojąc się „amputacji” swego terytorium na zachodzie przez dążące do rewizji ustaleń traktatu wersalskiego Niemcy „reklamował”, bowiem Warszawie korzyści, jakie odniesie ona z zawarcia sojuszu z ZSRR. Tymczasem jak zauważał Studnicki „Rosja Sowiecka, gdyby przyszła do Polski w charakterze sprzymierzeńca (przeciw Niemcom – D.M.) miałaby na celu przeobrażenie Polski w kilka sowieckich republik”[24]. Jednocześnie ganił polskie partie polityczne za to, że będąc „zapatrzeni w niebezpieczeństwo od zachodu, stają się niemal ślepi na niebezpieczeństwo ze wschodu”[25].
 
Studnicki przestrzegał ponadto przed powszechnym lekceważeniem Niemiec, których znaczenie gospodarcze i siłę militarną oceniał bardzo wysoko wobec możliwości, jakie w tych dziedzinach reprezentowały Wielka Brytania razem z Francją. „Dziś niepodobna przewidzieć rezultatów starcia zbrojnego państw zachodnich z państwami osi” – pisał Studnicki – słusznie sądził jednak, że te ostatnie „posiadają więcej wojska lepiej wyszkolonego i prawdopodobnie lepiej dowodzonego ze względu na to, że Włochy i Niemcy żyły w atmosferze militaryzmu, przygotowania się do wojny, gdy Francja i Anglia w okresie powojennym były przeważnie pogrążone w pacyfizmie”[26]. Mając to na uwadze piętnował panującą w Polsce tendencję do „pomniejszania, lekceważenia sił Niemiec” i pouczał, że może to „zemścić się w wysokim stopniu na naszej polityce, zwiększając prawdopodobieństwo wojny, (…) na naszych siłach, przygotowanych do ewentualnej wojny oraz podczas wojny, gdy okaże się, że przeciwnik jest całkiem inny i nie posiada tych braków, o jakich u nas na każdym kroku dziś mówią”[27].
 
Tak oto według Władysława Studnickiego kształtowała się pozycja Polski na arenie międzynarodowej tuż przed wybuchem II wojny światowej. Ostateczne wskazówki dla Polski jak powinna się zachować w zbliżającym się konflikcie Studnicki przedstawił w rozdziale pt. „Neutralność czy udział Polski w wojnie”, w którym opowiedział się za tym, aby Warszawa zawarła sojusz z Berlinem. „Polska, jako duże państwo neutralne, o życzliwej neutralności wobec Niemiec, posiada dla Niemiec olbrzymie znaczenie. Jest dosyć silna, by być zdolną do obrony swej neutralności; nie tak silna, aby zagrażać Rzeszy Niemieckiej” stąd też „Polska sprzymierzona z Niemcami przeciw Rosji, dla jej przepołowienia przez odbiór i emancypację Ukrainy oraz przez odcięcie Kaukazu z jego naftą i manganowym żelazem posiada znaczenie dla Niemiec większe niż wszelkie inne państwa środkowej i wschodniej Europy”[28].
 
Aby jednak sojusz polsko-niemiecki stał się faktem należało zdaniem Studnickiego zlikwidować punkty zapalne i rozwiązać z korzyścią dla obu stron wszelkie kwestie sporne, których istnienie było na rękę państwom trzecim usiłującym nie dopuścić do powstania osi Warszawa-Berlin.
 
Najważniejszym punktem zapalnym stosunków polsko-niemieckich stanowiło żądanie Berlina zbudowania eksterytorialnej autostrady łączącej Niemcy z Prusami a przebiegającej przez polskie Pomorze Wschodnie a także kwestia powrotu Gdańska do Rzeszy Niemieckiej. Jeśli chodzi o pierwszy problem Studnicki był zdania, że Polska winna poczynić ustępstwo na rzecz Niemiec, ale równocześnie przedstawić własne żądanie zbudowania autostrady i linii kolejowej prowadzącej z Pomorza Wschodniego przez niemieckie Prusy na Wileńszczyznę (zauważmy, że rozwiązanie to wzmocniłoby niepomiernie polskie pozycje obronne na terenie województw północno-wschodnich narażonych w pierwszej kolejności na ewentualną agresję sowiecką), albowiem jak słusznie zauważył zacytowany przez Studnickiego minister Beck: „Szanujące się państwo nie czyni deklaracji jednostronnych”[29].
 
Jako państwowiec polski Studnicki stał na straży integralności terytorialnej Polski wobec zakusów sąsiadów ze wschodu i zachodu, pisząc: „Ani Śląsk, ani Pomorze, ani ziemia wileńska, nowogródzka nie są jakimiś protezami. Strata każdej prowincji musiałaby wywołać zaburzenie w całym naszym państwowym, gospodarczym i narodowym organizmie”[30]. Co się jednak tyczy drugiego problemu wskazywał on, że Polska nie ma najmniejszych podstaw, aby wołać z przejęciem „nie oddamy Gdańska”, ponieważ nie może oddać czegoś, co w świetle prawa międzynarodowego nie stanowi jej własności. „Gdańsk jest republiką pod opieką Ligi Narodów z wysokim komisarzem mianowanym przez Ligę”, przypominał Studnicki z kolei „administracja Gdańska jak i jego ludność jest niemiecka, jest narodowo-socjalistyczna, jest cząstką partii, rządzoną z Berlina. To jest stan faktyczny”[31]. Zdaniem Studnickiego Polska nie miałaby, więc czego żałować, jeśli Niemcy dokonaliby inkorporacji tego miasta do Rzeszy Niemieckiej. Jeśli jednak tak by się stało i państwo polskie utraciłaby możliwość korzystania z portów i swoich własnych magazynów niepodlegających Republice Gdańskiej to wówczas interesy polskie w basenie Morza Bałtyckiego zabezpieczałaby Gdynia. „Co więc tracimy?”[32] pytał retorycznie autor „Sprawy polskiej”.
 
Analizując powyższe fakty Studnicki doszedł do wniosku, że „Obiektywnych podstaw do wojny polsko-niemieckiej nie ma”, ponieważ czynnikiem decydującym o wojnie wcale nie jest problem zbudowania autostrady czy przynależności Gdańska, lecz tylko to „czy Niemcy będą przekonane, że Polska w razie wojny na zachodzie (z Francją – D.M.) wystąpi czynnie przeciwko nim, czy zajdzie znaczne prawdopodobieństwo neutralności Polski i obrony tej neutralności oraz neutralności Litwy i Łotwy, którą Sowiety zechcą naruszyć dla ukrytych dziś celów aneksyjnych. Mając przed sobą prawdopodobieństwo wojny na zachodzie, Niemcy nie mogą mieć chęci wywoływania wojny na dwóch frontach”[33]. Mając na uwadze dokonane przez siebie ustalenia Studnicki nie wahał się stwierdzić, że „Polska w imię swych interesów gospodarczych winna była wejść do państw osi. Tereny osadnicze Polska może uzyskać tylko na wschodzie, co też stawia ją na biegunie antyrosyjskim”[34].

Polak „mądry przed szkodą”
Z perspektywy czasu, znając dokładny przebieg wydarzeń, jakie miały miejsce zaraz po tym jak zakończyły się przedwojenne próby przeciwdziałania Władysława Studnickiego od katastrofy narodowej z lat 1939-1945, możemy z całą mocą stwierdzić, że był on Polakiem „mądrym przed szkodą”, którego cennych rad i wskazówek, jakich wytrwale udzielał przez tyle długich lat, nie chciano słuchać uznając je za rojenia umysłu zaślepionego „germanofila” i chorego z nienawiści „rusofoba”.
 
Przypadek Władysława Studnickiego po raz kolejny dowiódł, jak to zwykle bywa, że niezwykle trudno jest być „prorokiem we własnym kraju”. Tymczasem dowiódł on, że był prorokiem bardzo skutecznym z wyprzedzeniem, bowiem kilku lat przewidział dwa poważne konflikty zbrojne: wojnę rosyjsko-japońską z 1905 r. oraz I wojnę światową. Ostrzegał, że zaraz na progu niepodległości odrodzona z zaborów Polska będzie musiała stoczyć śmiertelny bój o zachowanie swej młodej niepodległości z bolszewicką Rosją, wreszcie począwszy od 1935 r. trafnie przewidział, jaki układ sił, wykształci się w momencie wybuchu nowego, tym razem już globalnego konfliktu zbrojnego o nowy podział świata oraz jakie będą jego skutki dla państwa polskiego. Mimo to nie został wysłuchany przez władze polskie, które poczyniły działania dyplomatyczne dokładnie odwrotne do tych, jakie zalecał tzn. zamiast związać się sojuszem z Rzeszą Niemiecką zdecydowały się przyjąć fikcyjne w swej istocie gwarancje bezpieczeństwa, jakich udzieliła im Wielką Brytania. Kroki podjęte przez Warszawę uznane zostały w Berlinie za zdradę wcześniejszego życzliwie neutralnego stanowiska Polski wobec Niemiec i potraktowane przez władze tegoż państwa, jako causus belli. Stało się wówczas to, czego Władysław Studnicki obawiał się najbardziej: Polska w imię realizacji egoistycznych, antyeuropejskich interesów narodowych Wielkiej Brytanii i Francji, została użyta w formie przynęty w pułapce zastawionej przez te dwa państwa na Niemcy, które na skutek odmowy zawarcia z nimi sojuszu przez Warszawę zapatrzoną na „potęgę” Londynu i Paryża, uznały, że nie pozostało im nic innego jak tylko zawarcie porozumienia – z najważniejszym zdaniem Studnickiego – wrogiem państwowości polskiej, jakim była, jest i będzie azjatycka Rosja. Rezultatem tego osobliwego sojuszu niemiecko-rosyjskiego stało się wspólne zdruzgotanie przejawiającej schizofrenicznie z geopolitycznego punktu widzenia zachowania Polski.
 
Po klęsce wrześniowej Studnicki całą swoją energię poświęcił na działania mające na celu zminimalizowanie strat demograficznych po stronie narodu polskiego znajdującego się pod okupacją niemiecką, której wyjątkowo barbarzyńskim obliczem był przykro zaskoczony. Wielokrotnie interweniował u władz niemieckich w obronie uwięzionych rodaków, piętnował represyjną politykę niemiecką tak wobec zwykłej ludności jak i elit intelektualnych wprost nazywając ją „pospolitym mordem” sprowadzającym „rycerskość rzemiosła żołnierskiego do poziomu bandytów”[35]. Za swą działalność był dwukrotnie aresztowany: w 1940 r. i w 1941 r. (za pierwszym razem został wywieziony do Niemiec, a kiedy po upływie pół roku wrócił do Warszawy został ponownie osadzony na czternaście miesięcy na Pawiaku). Po opuszczeniu murów więziennych w 1942 r. przestał namawiać władze niemieckie do zmiany prowadzonej przez nie polityki wobec okupowanej Polski uznając to za działanie bezcelowe. Poznał już, bowiem metody działania okupanta i rozgoryczony oceniał, że Niemcy rządzone w dalszym ciągu przez nazistów „po krótkiej fazie nadzwyczajnego dobrobytu i potęgi pójdą do upadku, a wraz z nimi cała cywilizacja europejska”[36].

* * *

W 1917 r. przejawiający wielką życzliwość dla „sprawy polskiej” Friedrich Naumann napisał znamienne słowa: „Polak, który dobrze pojmuje swój narodowy rozwój, musi chcieć połączyć go z rozwojem niemieckim i środkowoeuropejskim”[37]. Karol Władysław Studnicki jakkolwiek stał się wyrazicielem tej idei nie udało mu się sprawić by „stała się ciałem”. Idea ta jest jednak nadal aktualna i czeka na realizację. Czy znajdą się odważni, aby ją wskrzesić?
 

***

 


[1] Zob. W. Studnicki, Polityka polska i odbudowa państwa. Odpowiedź na książkę p. Dmowskiego, Warszawa 1925, s. 36.

[2] Ibidem, s. 39-40.

[3] Zob. W. Studnicki, System polityczny…., s. 25.

[4] Oceniając rezultat ewentualnego konfliktu z Niemcami Studnicki pisał, że „Polska pozostająca w koalicji antyniemieckiej kierowanej przez Francję, może ponieść olbrzymie rany ze strony Niemiec” i stwierdzał: „wojnę polsko-niemiecką uważam, za klęskę dla Polski i rzecz niebezpieczną dla Niemiec, udział zaś Polski w koalicji antyniemieckiej za cios wymierzony w cywilizację europejską”, ibidem, s. 24.

[5] Ibidem, s. 24.

[6] Ibidem, s. 24.

[7] Ibidem, s. 25 i nast.

[8] Ibidem, s. 40.

[9] Ibidem, s. 40-41.

[10] Ibidem, s. 53.

[11] Ibidem, s. 154.

[12] Ibidem, s. 185.

[13] Ibidem, s. 186-187.

[14] Ibidem, s. 257.

[15] Ibidem, s. 257.

[16] Ibidem, s. 257.

[17] Ibidem, s. 188.

[18] Ibidem, s. 262.

[19] Ibidem, s. 262.

[20] Zob. W. Studnicki, Wobec nadchodzącej…, s. 269.

[21] Ibidem, s. 271.

[22] Ibidem, s. 272.

[23] Ibidem, s. 311.

[24] Ibidem, s. 318.

[25] Ibidem, s. 319.

[26] Ibidem, s. 337-338.

[27] Ibidem, s. 337.

[28] Ibidem, s. 341.

[29] Ibidem, s. 346-347. Niewielu zdaje sobie sprawę, że już w końcu lat dwudziestych projekt budowy autostrady eksterytorialnej i linii kolejowej łączącej Niemcy z Prusami Wschodnimi przedstawili władzom w Berlinie sami Polacy, a konkretnie prezes zarządu Polskiej Ligi Drogowej Stefan Tyszkiewicz. Niestety ta cenna inicjatywa nie zyskała poparcia ówczesnego polskiego MSZ. Na ten temat zob. M. Pruszyński, Tajemnica Piłsudskiego, Warszawa 1997, s. 165.

[30] Zob. W. Studnicki, Wobec nadchodzącej..., s. 351.

[31] Ibidem, s. 346-347.

[32] Ibidem, s. 347.

[33] Ibidem, s. 350.

[34] Ibidem, s. 339.

[35] Zob. W. Studnicki, Tragiczne manowce (w:) op. cit., s. 8.

[36] Ibidem, s. 10.

[37] Zob. F. Naumann, Co będzie z Polską? (w:) Przestrzeń i polityka. Z dziejów niemieckiej myśli politycznej, Poznań 2000, s. 304.
 
 
 
 
 

Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Powrót na górę