Andrzej Piskozub: Umbilicus Mundi: Gdańsk Güntera Grassa

Andrzej Piskozub: Umbilicus Mundi: Gdańsk Güntera Grassa

Gunter_Grass

[cykl: Septet gdański – odcinek siódmy]

prof. dr hab. Andrzej  Piskozub

Umbilicus mundi – pępek świata, jego punkt środkowy. O tym, że takim jest dla Güntera Grassa miasto, w którym się w 1927 roku urodził, wątpliwości nie ma czytelnik jego powieści.Temu zawdzięcza  Grass niezwykłą popularność, okazywaną mu w Gdańsku, ilekroć z Niemiec tutaj przybywa. Jej przyczynę objaśnia niemiecka krytyka literacka. Karl Lothar Tank, niemiecki biograf Grassa pisze, iż Gdańsk wraz z przedmieściem Wrzeszczem, to dla tego pisarza stolica, punkt centralny świata; miasta niemieckie, w jakich Grass po opuszczeniu Gdańska przebywał – Düsseldorf, Hamburg, Kolonia, Berlin – to tylko przedmieścia albo miasta satelickie owego centrum gdańskiego, wokół którego i dziś jeszcze wszystko się obraca. Inny niemiecki autor, Hans Georg Siegler w eseju Günter Grass und Danzig pisze, że krytycy niemieccy są pod wrażeniem owej „ironizującej megalomanii” , stawiającej  znak równości między Gdańskiem a resztą świata: Danzig / also die Welt.

Wyznaniem wiary” – grassowym Credo – nazwać można ów słynny passus z Psich lat: Było sobie kiedyś miasto, które obok przedmieść Orunia, Siedlce, Oliwa, Emaus, Pruszcz, Święty Wojciech, Młyniska i  Nowy Port miało przedmieście o nazwie Wrzeszcz. Wrzeszcz był tak duży i tak mały, że wszystko, co na tym świecie wydarza się lub mogłoby się wydarzyć, wydarzyło się też lub mogło byłoby się wydarzyć we Wrzeszczu.

Ale czy tego samego nie głosił wcześniej James Joyce?  Pięć lat przed narodzinami Grassa, opublikował Joyce Ulissesa. Nie sformułował w nim podobnego Credo w odniesieniu do irlandzkiej stolicy, ale wyraził je treścią owej sławnej książki. Dublin był tak duży i tak mały, że i w nim mogłoby wydarzyć się wszystko. Na przykład Odyseja, sprowadzona do jedności miejsca, czasu i akcji. Dzień 16 czerwca 1904 roku przeszedł w nim do historii literatury światowej. W ciągu osiemnastu godzin tego dnia  dokonała się w Dublinie zmodyfikowana akcja  Odysei: każdy z osiemnastu jej kluczowych epizodów pomieścił Joyce w godzinie wędrówki Leopolda Blooma i Stefana Dedalusa po irlandzkiej stolicy. Czy Grass w Psich latach powtarzał jedynie scenariusz przedstawiony w treści Ulissesa? Wręcz przeciwnie, przeciwstawił tamtemu założenie odwrone do przyjętego przez Joyce'a, który aby uzyskać pożądaną trójjedność akcji., czasu i przestrzeni, musiał unicestwić czasoprzestrzeń: dziesięcioletnią drogę powrotną Odysa spod Troi na Itakę sprowadził do jednego dnia, a  rozległy obszar Śródziemnomorza do rozmiaru swojego rodzinnego miasta.

U Grassa natomiast akcja toczy się w realnym czasie i w realnej przestrzeni. Czas akcji to owe Psie lata – dwunastoletnie dzieje Trzeciej Rzeszy, a szczególnie druga ich połowa, kiedy wchłonęła ona Wolne Miasto i uczestniczyła w drugiej wojnie światowej. Przestrzeń akcji – jej  otwartość, wielkość i groza – jest  również realną. Wydarzenia opisywane, mają miejsce w Berchtesgaden i w Sopocie, w kwaterach Führera pod Winnicą i pod Kętrzynem, w podziemiach Kancelarii Rzeszy w oblężonym Berlinie. Ale punkt obserwacyjny, z którego się je obserwuje, wartościuje i komentuje znajduje się w pępku świata: we Wrzeszczu, na gdańskim przedmieściu, a dokładnie w tej jego części, w której przyszedł na świat Günter Grass, a także pies Prinz, fikcyjny główny bohater Psich lat.

Z tego punktu obserwacyjnego zaczęto Führera postrzegać i doceniać, odkąd przyszły gdański gauleiter podarował mu Prinza, spłodzonego przez Harrasa, psa stolarza Liebenaua z Wrzeszcza. To spowodowało, że Liebenau, jego szwagier i pracownicy jego stolarni pod wrażeniem tego wydarzenia, kolejno wstępowali  do partii nazistowskiej. Młody Harry Liebenau – alter ego Güntera Grassa? – z września 1939 roku zapamiętał, że o mały włos  zobaczyłby wtedy Führera w Sopocie: Ludność za kordonem dopytuje się, czy widzieliśmy Führera. Ojciec potrząsa stolarską głową: – Nie, ludzie, Führera nie, ale widzieliśmy jego psa, czarny jest, mówię wam, jak czarny był nasz Harras… W kilka lat później Harry z kuzynką oglądaią w kinie poprzedzającą film kronikę tygodniową: Nowa muzyka. Inny kamerzysta: spokój, jesienne liście w słońcu, popołudnie i wysypane żwirem alejki; kwatera główna Hitlera. – Rany, popatrz tylko. Biegnie, stoi, merda ogonem. Między nim a tym lotnikiem. Jasne, że to on: nasz pies. Pies naszego psa, znaczy się wykapany: Prinz, to jest Prinz, którego nasz Harras…Kapitalna jest pointa do wiadomości o lipcowym zamachu na Hitlera w 1944 roku: Harry Liebenau ze służby pomocniczej lotnictwa – aby z wielkiego świata zamachowców, map sztabowych i ocalałej postaci Führera powrócić na  przedmieście Wrzeszcz – dowiedział się z głośno nastawionego radia o nieudanym zamachu. Wymieniono też nazwisko zamachowca i jego wspólników. Harry martwił się o psa Prinza, który był potomkiem psa Harrasa: bo żaden komunikat specjalny, żadna wzmianka w gazecie ani nawet szeptem wypowiedziane hasło nie zdradzało, czy pies był jedną z ofiar, czy też Opatrzność oszczędziła go podobnie jak jego pana.

Prinzowi podczas zamachu dokonanego w  Wilczym Szańcu nic się nie stało i nadal wiernie służył swemu panu. Dopóki to czynił, symbolizował skupiony przy swoim wodzu naród, który nie poparł zamachowców i  nadal wykrwawiał się w narzuconej mu wojnie totalnej. Przełom w psie nastąpił dopiero podczas świętowania urodzin Hitlera w bunkrze pod Kancelarią Rzeszy, w Berlinie oblężonym przez Armię Czerwoną . Grass tak to opisuje: Był sobie kiedyś pies, który należał do Führera i kanclerza i był jego ulubionym psem. Pewnego dnia ten pies uciekł od Führera. Dlaczegóż to? Na ogół pies nie potrafił mówić, ale tutaj, zapytany o wielkie dlaczego, mówi i wyjaśnia dlaczego: – Bo dość tego przenoszenia się z miejsca na miejsce. Bo nie było stałego psiego tutaj, psiego tam psiego teraz… Bo żadnej swobody. Bo wciąż na terenie zastrzeżonym. Bo od psich lat w drodze, od operacji do operacji…Psu to wystarczy… Wyrwać się. Być-w-przestrzeni. Nie-być-już-wiernym-jak-pies. Pies, który w zasadzie i na ogół nie potrafi mówić, powiada: Spływam! Podczas gdy w bunkrze Führera przygotowania urodzinowe postępowały naprzód, on przemknął bez przeszkód przez dziedziniec Kancelarii Rzeszy… I wyznaczył sobie most na Łabie pod Magdeburgiem – Burgiem jako pierwszy cel etapowy.

Teraz uciekający z Kancelarii Rzeszy pies symbolizuje kierunek powszechnej ucieczki: pies dezerter, który ma wiatr w plecy, bo wiatr też chce dostać się na zachód, jak wszyscy: dwunasta armia, resztki dziewiątej armii, to co zostało z grup Steinera i Holstego, zmęczone grupy wojsk Lohra, Schörnera, Rendulica, na próżno grupy wojsk Prusy Wschodnie i Kurlandia z portów Libawy i Windawy, załoga wyspy Rugia, to co może się wyrwać z Helu i delty Wisły, czyli resztki drugiej armii; kto ma nosa ten jedzie, płynie, wlecze się: byle dalej od wschodniego nieprzyjaciela, ku nieprzyjacielowi zachodniemu; a cywile pieszo, konno, załadowani na dawne statki wycieczkowe kuśtykają w samych skarpetkach, topią się owinięci papierowymi pieniędzmi, męczą się z niedostatkiem benzyny i nadmiarem bagażu, patrzcie na młynarza z dwudziestofuntowym woreczkiem mąki, na stolarza obładowanego okuciami do drzwi i kostnym klejem, na krewnych i powinowatych, aktywistów i sympatyków, dzieci z lalkami i babcie z albumami fotografii, na wymyślonych i prawdziwych, wszyscy, wszyscy, wszyscy widzą wschodzące słońce na zachodzie i biorą przykład z psa.

Był sobie kiedyś pies, który opuścił swego pana i przebył długą drogę. Tylko króliki marzczą nos; lecz nikt, kto umie czytać, niech nie sądzi, że pies nie dotarł. Ósmego maja tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku, o czwartej czterdzieści pięć ran, przepłynął Łabę powyżej Magdeburga prawie nie zauważony i na zachodnim brzegu rzeki zaczął szukać sobie nowego pana.

Wielkimi humanistami, szczególnie  dla Gdańska zasłużonymi w XX wieku są dwaj gdańszczanie: historyk Erich Keyser( 1895-1968) i pisarz Günter Grass (ur. 1927). Przed obydwoma ich gdańska  Heimat jako miejsce stałego pobytu skończyła się w 1945 roku. Keyser miał wtedy 50 lat i swe główne książki o Gdańsku (z nich najważniejsza Danzigs Geschichte, II wydanie 1928) oraz o jego regionie miał już za sobą). Po wojnie związał się z uniwersytetem w Marburgu, gdzie pracował do śmierci w 1968 roku .Grass skończył w 1945 roku zaledwie 18 lat. Jego wielka kariera pisarska zaczęła się kilkanaście lat później. Poprzedzały ją  duże problemy z przystosowaniem się do życia w którymś z miast zachodnioniemieckich. Zaczął od Düsseldorfu. W Blaszanym bębenku, pierwszej części „Trylogii gdańskiej” jest to miasto, w którym osiadł Oskar Matzerath, bohater tamtej powieści po opuszczeniu Gdańska i dopiero tam zaczął rosnąć. Wygląda to na pochwałę Düsseldorfu, lecz jakżeż negatywną o tym mieście opinię wyraża  Walter Matern, przyjaciel Grassa  w Psich latach: Tego siedliska zarazy udawało mu się dotychczas unikać. Zawsze tylko przejeżdżał, nigdy nie wysiadał.Kolonia? Tak. Również Neuss z drutem do robótek. Tydzień w Benrath. Zagłębie Ruhry, od Dortmundu do Duisburga. Raz dwa dni w Kaiserswerth. Chętnie wspomina się Akwizgran. Przenocować w Büderich, ale nigdy w tym burdelu na kółkach. Spędzić Boże Narodzenie w Sauerlandzie, ale nie u fikaczy. Krefeld, Düren, Gladbach, okolica między Viersen a Dülken, wszystko dość marne, ale jeszcze marniejsza ta gangrena z oprawnymi w ołów wypukłymi szybkami, ta obraza nieistniejącego Boga, ten musztardowy kleks zaschnięty między Düssel a Renem, to bijące na ileś tam pięter zwietrzałe przefermentowane piwsko, ten poroniony płód, pozostałość po tym, jak Jan Wellem obskoczył Lorelei. Miasto artystów teraz, miasto wystaw, miasto ogrodów. Biedermeierowska Wieża Babel. Dolnoreńska czapa smogu i dolnoreńska stolica. Patronackie miasto Gdańska.

Późniejsze doświadczenia z przenosinami do kolejnych  miast Niemieckiej Republiki Federalnej nauczyły go jednego: żadne z nich nie mogło mu zastąpić miasta jego młodości, świata który wiosną 1945 roku zastygł w statycznym kształcie, przeszłości z upływem czasu coraz bardziej  idealizowanej. Günter Grass pisał o utraconej Heimat: Matern wyrósł nad Wisłą. Każda Wisła jest we wspomnieniach szersza od każdego Renu. Adam Mickiewicz, wywieziony w młodości z jego stron rodzinnych, wołał Litwo! Ojczyzno moja! Juliusz Słowacki: Ach! Ukrainy nie będzie!, sentymentalnie wspominając krzemieniecką Ikwę, jak Czesław Miłosz litewską dolinę Issy, a Florian Czarnyszewski nadberezyńców z lat jego młodości. Dwudziestoletni Julian Tuwim, którego nikt nie repatriował, o przeprowadzce z rodzimej Łodzi do Warszawy pisał w „Kwiatach Polskich”: Nie miałem serca do Warszawy, gdy opuszczałem miasto Łódź.     

Śladem wszystkich wymienionych, powołaniem Güntera Grassa jako pisarza było stać się piewcą  gdańskiej małej ojczyzny. Uczynił to w sposób mistrzowski, nikt inny mu w tym nie dorównał, czy bodaj zbliżył się do niego w przyswajaniu literaturze światowej miasta Gdańska.

Fot. manifesto-surrealista.blogspot.com

Komentarze

komentarze

Powrót na górę