Andrzej Piskozub: Podzwonne dla Sarmackiej Rzeczypospolitej

Andrzej Piskozub: Podzwonne dla Sarmackiej Rzeczypospolitej

I_RPprof. dr hab. Andrzej Piskozub

Dopiero po 1989 roku zaistniały w naszym kraju warunki do rzetelnego uprawiania historiografii. Od zakończenia drugiej wojny światowej była ona krępowana  wytycznymi propagandy sowieckiego protektora a wcześniej, w okresie międzywojennym, hałaśliwą rodzimą propagandą nacjonalistyczną. Kiedy krajową naukę historii z obu tych kagańców wyzwolono, szybko uzgodniono dwa datowania, będące  odtąd kanonami periodyzacji dziejów ojczystych.  

Profesor  Magdalena Mączyńska, swą znakomitą książką Wędrówki Ludów. Historia niespokojnej epoki IV i V wieku przekonująco uzasadniła pierwszy z tych kanonów, stwierdzając, że Słowianie przenosili się do swych nowych siedzib w Europie, dopiero po tym, jak ziemie te zostały opuszczone przez Germanów po podboju przez nich cesarstwa zachodniorzymskiego, a zatem od przełomu V i VI wieku a wcześniej żadnej Prasłowiańszczyzny w Europie nie było. Teza ta była szokującą dla wielu, ponieważ zaprzeczała nieomal całej wcześniejszej krajowej historiografii. Z tej przyczyny książka ta została najpierw wydana po niemiecku w 2003 roku w Szwajcarii a w Polsce dopiero trzy lata później. To polskie wydanie  autorka uzupełniła rozdziałem Ci którzy nadeszli. Słowianie i Awarowie,w którym ostro, niekiedy nawet imiennie, rozprawia się ze swoimi krajowymi adwersarzami. Ogranicza się do stwierdzenia, że na obszarze, jaki Słowianie zasiedlili  w epoce Wędrówki Ludów, wcześniejsza Prasłowiańszczyzna nie istniała. Nie zabiera natomiast głosu w sprawie skąd Słowianie przybyli, bo chociaż hipotez  co do tego było niemało, dowodów na nie brakowało. Wszystkie były zgodne co do tego, że  Słowianie przybyli ze wschodu. Geograficznie najbliższa, ale jednoczesnie  najgłupsza z nich głosiła, że Słowianie już w czasach Herodota ukryli się przed wrogami na bagnach Prypeci i dlatego przez tyle stuleci ich obecności tam nie zauważono.

Merytorycznie tylko jedna z nich zasługuje na uwagę. Ponad stulecie temu Zygmunt Gloger w Geografii historycznej ziem dawnej Polski sugerował: Wymienieni przez Ptolemeusza w drugim wieku po Chrystusie Suoveni może oznaczają Słowian. Na mapie Ptolemeusza nazwa ta jest umieszczona daleko, pomiędzy Wołgą a górami Uralu. Ale przecież Węgrzy mieli swą dawną siedzibę jeszcze dalej i stamtąd przenieśli się nad Dunaj a trasę ich wędrówki Powołżem i obszarem obecnej Ukrainy w IX wieku, dostrzeżono i opisano w  kronikach. W tym samym stuleciu tzw. Geograf Bawarski, autor Opisu grodów i terytoriów z północnej strony Dunaju pisał o Słowianach: Zeriuani a to jest kraj, że z niego pochodzą wszystkie plemiona słowiańskie i początek jak powiadają wywodzą. Jest to to samo miejsce, jakie wskazuje mapa Ptolemeusza: dorzecze Kamy, wschodniego dopływu Wołgi, kraina  fińskiego plemienia Zyrian.

Profesor Przemysław Urbańczyk w wydanej w 2008 roku książce Trudne początki Polski zajął się narodzinami następnej  epoki dziejowej, gdy  po pięciu wiekach od przybycia do Europy ojczysta Słowiańszczyzna podzieliła się ostatecznie na odrębne państwa, zróżnicowane wyznaniowo i cywilizacyjnie. Jedno z tych państw otrzymało swoją nazwę: Polska. Autor dowodzi, że nie była to nazwa rodzima, ale powstała na Zachodzie i stamtąd  przeniesiona do księstwa Bolesława Chrobrego, przez którego została zaaprobowana. Jak to się stało? Wkrótce po zabójstwie biskupa Wojciecha w 997 roku, podczas jego misyjnej wyprawy do Prus, rzymski benedyktyn Jan Kanapariusz napisał jego biografię Vita Sancti Adalberti. Jego informatorami byli uczestnicy tej wyprawy biskupa Wojciecha. Pytani skąd pochodzą, odpowiadali Poloni vel Polani. Kanapariiusz uznał, że jest to nazwa ich kraju i przez niego nazwa ta się upowszechniła. Jest prawdopodobne, że nazwę tę cesarz Otton III podczas Zjazdu Gnieźnieńskiego Bolesławowi Chrobremu, któremu się ona spodobała, czego dowodem jest wybity w tymże roku 1000 pierwszy denar tego władcy z napisem: Princeps Polonie. Wraz z nazwą Polonia zrodziła się Ojczysta Polska. Odnoszenie tej nazwy do wydarzeń sprzed roku 1000 jest anachronizmem. Nie mogło być w roku 966 chrztu Polski, bo takiej nazwy wówczas nie znano: był to chrzest Mieszka I, lub ewentualnie chrzest państwa gnieźnieńskiego. Nie istniała też żadna Prapolska, tak jak wcześniej Prasłowiańszczyzna. Z najnowszych podręczników historii ojczystej usunięto całą tę mitologię prapolską, postaci Piasta, Rzepichy, domniemanych przodków Mieszka. Zamiast nich pojawił się ród Mieszka I, nazwany później Piastami. Usunięto także wszelkie wzmianki o Polanach, bo ich na ziemiach polskich nie było. Plemię Polan istniało natomiast na Rusi Kijowskiej. Jeśli Kanapariusz miał za rozmówców rzeczywistych Polan, to tylko wtedy, gdyby Bolesław Chrobry do misyjnej wyprawy na pobrzeże Bałtyku zaangażował kijowskich wikingów a oni swoją  załogę uzupełnili podkijowskimi Polanami. Co zresztą wydaje się i możliwe i sensowne.

Najnowsza historiografia polska, dzięki swemu uwolnieniu się od  prahistorycznych mitów i legend, sprowadziła  średniowieczne dzieje ojczyste do dwóch epok: ojczystej Słowiańszczyzny, zapoczątkowanej na przełomie V i VI wieku a następnie ojczystej Polski, zapoczątkowanej na przełomie  X i XI wieku. Ojczyzna to swojskie miejsce pod niebem, na określonym terytorium. Kiedy owo terytorium ulega zasadniczej zmianie, kształtuje się nowa ojczyzna. Ojczysta Słowiańszczyzna obejmowała ogromny obszar tak zwanej  Młodszej Europy, na zachodzie sięgający granic cesarstwa Karolingów (albo niedawnej  żelaznej kurtyny od Lubeki nad  Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem), a na wschodzie wkraczający na obrzeża obecnej Federacji Rosyjskiej. Ojczysta Polska  była znacznie mniejsza, obejmowała tylko nieduży fragment swej poprzedniczki w  dorzeczach Wisły i Warty. Razem z  Czechami i Węgrami stanowiła wschodnie obrzeże cesarstwa Ludolfingów, średniowieczną Mitteleuropę, w tym trójkącie, przypominającym współczesną Grupę Wyszehradzką, prowadząc swą regionalną politykę zbliżeń i konfliktów.

Ojczysta Polska miała swe wielkie stulecie w XIII wieku, kiedy Sacrum Imperium Romanum utraciło pozycję uniwersalnego arbitra Europy, a w dawnych rzymskich prowincjach Italii, Hispanii, Gallii i Britannii odrodzili się państwowcy, odrzucający średniowieczny feudalizm, na rzecz powrotu do absolutum dominium państwa policyjnego na wzór starorzymski. Wówczas to, po wschodniej stronie Sacrum Imperium Romanum ówczesna <Polska w podziałach – Polska wolna>, jak ją w paryskich wykładach historii Polski określał Adam Mickiewicz, wypracowała alternatywny model postfeudalnego ustroju wolnościowego i samorządnego. Feliks Koneczny nazwał tę reformę ustrojową  przekształceniem wcześniejszego państwa społeczeństwu narzuconego na królestwo przez społeczeństwo wytworzone. Królestwo Polskie, zawdzięcza temu wolnościowemu ustrojowi swoją wielką epokę w dziejach nowożytnych na międzymorzu bałtycko-czarnomorskim. Powstałe w 1295 roku, przez pierwszy wiek swego istnienia miotało się w regionalnych powiązaniach dynastycznych z czeskimi Przemyślidami, rodzimymi Piastami oraz węgierskimi Andegawenami, zanim drogę wyjścia z tego trójkąta znalazło w unii personalnej polsko-litewskiej zawartej w 1385 roku.

Wielkie Księstwo Litewskie w XIV wieku, pod rządami dynastii Giedymina, wyrosło na największe państwo Europy. Nie było to następstwem podbojów, lecz wyzwalania ziem Rusi Kijowskiej spod jarzma Złotej Ordy. W rezultacie w granicach Litwy znalazło się całe dorzecze Dniepru o powierzchni ponad pół miliona kilometrów kwadratowych, a ludność tego państwa, przez krzyżackie Państwo Zakonne piętnowanego jako ostatnia w Europie enklawa pogaństwa,  stanowili głównie chrześcijanie wyznania prawosławnego. Jagiełło, wielki książę litewski od 1377 roku, zdecydował dlatego o chrzcie etnicznych Litwinów w obrządku rzymsko-katolickim. Taki chrzest Litwy i jej władcy dokonał się w 1386 roku, następnym po zawarciu w Krewie unii personalnej z Królestwie Polskim. Energicznie przenosił na szlachtę Wielkiego Księstwa, najpierw na katolickich bojarów litewskich a następnie na prawosławnych bojarów ruskich, wolnościowe prawa i przywileje szlachty polskiej. Kiedy po 57 latach panowania zmarł w 1434 roku, adaptacja samorządnego ustroju Królestwa Polskiego przez Wielkie Księstwo Litewskie  była już zaawansowana.Kontynuował dzieło ojca jego syn Kazimierz, będący wielkim księciem litewskim przez 58 lat (1434-1492). Łącznie ich rządy trwające  ponad stulecie sprawiły, że to, co zaczęło się unią personalną Polski z Litwą, stało się jagiellońskim dwupaństwem, rozszerzonym na całe bałtycko-czarnomorskie międzymorze, dojrzałym do przekształcenia się w jedno państwo. Próbę trego podjęto już w 1501 roku unią zawartą w Mielniku, lecz sparaliżowali ją świeccy i duchowni możnowładcy. Trwałą okazała się dopiero unia lubelska, powołująca w 1569 roku Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Niemniej już na przełomie XV i XVI wieku upowszechniało się traktowanie jagiellońskiego dwupaństwa jako jednej całości –  Sarmacji, której wieloetniczna szlachta  stanowi naród sarmacki.

Nazwa tej kolejnej epoki ojczyźnianej, podobnie jak pięć wieków wcześniej nazwa Polski powstała na zachodzie Europy i stamtąd została przejęta. Poznali ją renesansowi humaniści, kiedy na początku XV wieku przełożono na łacinę geograficzne dzieło Ptolemeusza. Żyjący w II wieku jego grecki autor przedstawiając ówczesne rozmieszczenie ludów poza granicami Imperium Romanum wymienił Sarmatów, jeden z ludów irańskich, rozsiadły wtedy pomiędzy Wisłą na zachodzie a Morzem Kaspijskim na wschodzie. Rzeka Don, grecki Tanais, płynący przez ten obszar południkowo ku Morzu Azowskiemu  stanowiła w geografii antycznej  granicę między Europą i Azją. Zgodnie z tym Ptolemeusz rozróżniał  Sarmację Europejską pomiędzy Wisłą a Donem oraz Sarmację Azjatycką  pomiędzy Donem a Morzem Kaspijskim. Irański lud Sarmatów,   rychło zniknął z historii, rozpływając się między innymi koczownikami stepowymi, do czasu łacińskiego przekładu dzieła Ptolemeusza  pozostając zupełnie nieznanym średniowiecznej Europie. Zachodni humaniści wydedukowali, że skoro Sarmację Europejską  zamieszkują Słowianie, to zapewne ich przedstawił Ptolemeusz pod nazwą Sarmatów. Stąd już krok tylko do identyfikacji jagielońskiego dwupaństwa z ptolemeuszową Sarmacją Europejską. Bodajże pierwszym potwierdzeniem tego w dokumentach jest list z 1498 roku, w którym król Jan Olbracht to: Serenissimus Iohannes Albertus Sarmacie rex.

Tak zrodziła się ojczysta Sarmacja, trzecia w kolejności, a zarazem najwspanialsza jak dotąd epoka naszych dziejów ojczystych. Jej  szczytowym osiągnięciem była Rzeczpospolita Obojga  Narodów, powstała w 1569 roku jako wieloetniczne i wielowyznaniowe państwo wolnościowe, przyjazne dla wszystkich zamieszkujących ją narodowości i tolerancyjne wobec wszystkich wyznań religijnych jego mieszkańców. Ojczysta Sarmacja zdominowała długie życie naukowe profesora Tadeusza Ulewicza (1917-2012). Podstawowym źródłem informacji o tej epoce pozostaje jego, wydana w 1950 roku:  „Sarmacja. Studium z problematyki słowiańskiej XV i XVI wieku”. Autor koncentruje się w nim na XVI wieku, owym „złotym stuleciu”, kiedy nowożytna Sarmacja była przedmiotem zachwytu i podziwu całej postępowej Europy. Jedynie ostatni rozdział tej książki „W stronę baroku” dotyczy fatalnego regresu w stronę  religijnej nietolerancji i fanatyzmu  jaki za dynastii Wazów przyniosła ze sobą z zagranicy katolicka kontrreformacja. Szaleństwem było w państwie wielowyznaniowym uprzywilejowywanie tylko jednego z nich, gdyż oznaczało to nierównoprawność dla wyznań pozostałych. Skutki były natychmiastowe: odpadły od Rzeczypospolitej protestanckie Inflanty i Prusy Wschodnie, i niemal w całości prawosławne Zadnieprze. Pod panowaniem Jana Kazimierza została Rzeczpospolita skurczona do obszaru, w jakim dotrwała do pierwszego jej rozbioru w 1772 roku.

Profesor Ulewicz w związku z tym, w owym ostatnim rozdziale „Sarmacji” odróżnia ją od negatywnego sarmatyzmu, czyli stylu życia owych sfanatyzowanych bigotów. Autor tutaj wyraźnie zagalopował się za daleko, gdyż „sarmacki styl życia” ogarniał cały naród szlachecki a zatem nietylko religijnych fanatyków i dewotów. Oświeceniowi luminarze drwiąc z sarmatyzmu, nie dostrzegali, że sami w swym życiu codziennym są z nim od dziecka zrośnięci. 56 lat po ukazaniu się „Sarmacji” Tadeusz Ulewicz w rozprawie „Zagadnienie sarmatyzmu w kulturze i literaturze polskiej” wyraźnie zrewidował swe początkowe stanowisko, które zdaje się teraz definiować tak: „sarmatyzm, to styl życia Sarmaty”. Ogarniał on zarówno rzeczników  reform, jak ich wrogów w czasach stanisławowskich, zarówno literatów klasycyzmu jak romantyzmu w epoce porozbiorowej.

Rozdział: „Epoka romantyzmu i tzw. sarmatyzmu  romantycznego w poezji po r. 1831”, który  przytacza półtorej setki przykładów potwierdzających  tę tezę, doprowadza dzieje sarmatyzmu aż po powstania styczniowego, będącego również „sarmackim z ducha” zrywem, ostatnim za cel swój stawiającym wskrzeszenie Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Dotarliśmy zatem do czasu tylko 60 lat poprzedzającego wydanie „Paneuropy” Richarda Coudenhove-Kalergiego, 90 lat poprzedzającego rozpoczęcie integracji Europy, 130 lat poprzedzającego powstanie Unii Europejskiej a 140 lat poprzedzającego przyjęcie  Polski do owej ojczystej Europy, równające się rozpoczęciu czwartej epoki dziejów ojczystych. Przejście od ojczystej Sarmacji do ojczystej Europy bardzo się różniło od wcześniejszych zmian epokowych. Tamte następowały „poślizgiem”, przypominającym przekazywanie pałeczki w sztafecie: na przełomie IX i X wieku od ojczystej Słowiańszczyzny do ojczystej Polski, na przełomie XV i XVI wieku od ojczystej Polski do ojczystej Sarmacji. Ona to ostatni raz przypomniała o porozbiorowej swej żywotności powstaniem styczniowym 1863-1864 roku. Dopiero po 125  latach  mogła Polska powrócić do idei unijnej wielonarodowej wspólnoty,   znacznie większej od Rzeczypospolitej Obojga Narodów, mianowicie do Unii Europejskiej.

Co spowowało tę długą lukę lat 1864-1989 w ojczyźnianej ciągłości cywilizacyjnej? Czy pamięć o tradycjach i osiągnięciach ojczystej Sarmacji  wygasła i  zatraciła się, zanim Polska znalazła się w ojczystej Europie? Tematem mojej najnowszej książki „Dziedzictwo sarmackiej ojczyzny” jest próba  odpowiedzi na tak postawione pytanie. To nie ucisk zaborców sprawił, że sarmacki  naród szlachecki po upadku powstania styczniowego stracił swe znaczenie jako siła społeczna walcząca o odrodzenie przedrozbiorowej unijnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W XVII wieku spójność jej wielowyznaniowego społeczeństwa  podważył  wpuszczony do Rzeczypospolitej jej wróg zewnętrzny: nietolerancyjna wobec innych wyznań wojująca kontrreformacja. Po powstaniu styczniowym koncepcję unijnej wieloetnicznej Rzeczypospolitej zakwestionował wróg wewnętrzny. Był nim nacjonalizm, jak zaraza ogarniający poszczególne narody, złączone unią lubelską we wspólnej sarmackiej ojczyźnie.  Do powstania styczniowego wszyscy pragnący jej prawdziwego wskrzeszenia widzieli ją jako Rzeczpospolitą Obojga Narodów, państwo w jego przedrozbiorowych granicach z 1771 roku. Na przełomie XIX i XX wieku tych, którzy nadal tak myśleli, nacjonaliści nazywali dziwacznie Starymi Polakami, gdyż naprawdę to oni nadal  pozostawali Sarmatami.

Dzieje polskiego nacjonalizmu najlepiej periodyzować w takiej samej triadzie, w jakiej Leszek Kołakowski przedstawił dzieje marksizmu, a zatem kolejno jako powstanie, rozwój i rozkład polskiego nacjonalizmu.  Powstanie dokonało się w półwieczu pomiędzy upadkiem powstania styczniowego a pierwszą wojną światową (1864- 1914), rozwój w ćwierćwieczu pomiędzy rozpoczęciem pierwszej i drugiej wojny światowej (1914-1939), rozkład w półwieczu sowieckiego zniewolenia Polski, kiedy  polskim  nacjonalizmem manipulowała komunistyczna propaganda.  

Nacjonalizm polski jako zorganizowane stronnictwo polityczne pojawił się w ostatniej dekadzie XIX wieku, ale społeczne po temu warunki  stworzyło uwłaszczenie wieśniaków, w Królestwie Kongresowym po upadku powstania styczniowego w 1864 roku, w reszcie imperium carskiego o trzy lata wcześniej. Był to głęboki przewrót  polityczny. Czesław Miłosz w Historii literatury polskiej podaje, że okazało się, iż ludność Kongresówki składała się wtedy w 90 % z analfabetów a nie daje satysfakcji fakt, że w reszcie Cesarstwa Rosyjskiego było jeszcze gorzej, gdyż tam anafabeci stanowili 94% ludności. Najwięcej tych ludzi nowych, u których nieraz przez  kilka pokoleń dojrzewała ich identyfikacja narodowościowa, kierowało  się do nacjonalistów, lub do stronnictw klasowych, lecz i te często miały zbliżoną mentalność , jako ludowo-narodowe lub narodowo-robotnicze. Przy urnach wyborczych  potomkowie Sarmatów byli liczbowo bez szans. Zniesienie pańszczyzny ponadto zubożyło naród szlachecki, zmusiło sporą jego część do migracji do miast, gdzie podejmowali pracę zarobkową. W następstwie tych zmian ich etos sarmacki  się nie zatracał, kultywowany w życiu rodzinnym i środowiskowym, chociaż z życia publicznego wypierali ich ludzie nowi.

Nacjonalizm polski miał jednego niekwestionowanego przywódcę, który osobowością swoją przerastał i marginalizował całe swe otoczenie. Był nim Roman Dmowski (1864-1939). Urodzony w roku upadku powstania styczniowego a zmarły w roku rozpoczęcia drugiej wojny światowej, przeżył w całości oba okresy, powstania i rozwoju nacjonalizmu polskiego. Przed pierwszą wojną światową opublikował on trzy książki, poświęcone ideologii i programowi swojego stronnictwa: „Myśli nowoczesnego Polaka” (1904), „Niemcy, Rosja i kwestia polska” (1908) i„Upadek myśli konserwatywnej w Polsce” (1914). W książkach tych można znaleźć to wszystko, w czym się nie sposób  z Dmowskim zgodzić. W pierwszej nauczał, że nacjonalizm powinien być narzucany społeczeństwu autorytarnie, Polska winna być państwem narodu polskiego a mniejszości narodowe (pojęcie nieznane w Rzeczypospolitej Obojga Narodów) muszą się temu podporządkować. Tak, jak Prusacy utrzymują w ryzach polską ludność na Górnym Śląsku, tak Polacy  powinni traktować nacjonalistów ukraińskich w Galicji . Znacznie liczniejsi Ukraińcy z zaboru   rosyjskiego według tej książki nie stanowili narodowości a jedynie pognój pod naród moskiewski. Autor tej książki z pewnością nie był Sarmatą, lecz tylko przywódcą polskich ludzi nowych. Ale jego poglądy, inspirowały  bodaj  przejściowo przedstawicieli wyższej półki społeczeństwa. „Myśli nowoczesnego Polaka” przed wydaniem książkowym, drukował w 1902 roku „Przegląd Wszechpolski”. Wtedy zapoznał się z nimi Stanisław Wyspiański i wiele z nich włożył w usta Konrada, głównej postaci „Wyzwolenia”. Już we wcześniejszym „Weselu”, rozmowa Żyda z Panem Młodym  zapowiada  antysemityzm, który z  czasem  stał się główną fobią polskich nacjonalistów.

W początkowej fazie istnienia stronnictwo narodowe, deklarując się jako wszechpolskie, demonstrowało przy różnych okazjach przeciwko wszystkim trzem zaborcom. Rychło jednak uznało, że jego Realpolitik to trzymanie się carskiej klamki głównego zaborcy, w którego granicach znalazło się ponad 80% obszaru Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Polskim nacjonalistom nie przeszkadzało, że Rosja była śmiertelnym wrogiem tego unijnego państwa, gdyż oni sami odbudowy tej wielotenicznej wspólnoty nie chcieli. Zdając sobie sprawę, że Rosja nie dopuści do niepodległości  nawet okrojonej etnicznie polskiej części „Kongresówki”, za szczyt marzeń uznawali uzyskanie autonomii dla takiego terytorium. Zaczęli od uczestnictwa w ruchu panslawistycznym, co kompromitowało nacjonalistów w polskiej opinii publicznej, świadomej, że cel stawiany temu słowiańskiemu rasizmowi: „niech wszystkie słowiańskie strumienie zbiegną się w rosyjskim morzu”, oznacza wcielenie do cesarstwa rosyjskiego całej Słowiańszczyzny. Aby nie być przez własny naród odrzuconym, stronnictwo Dmowskiego zerwało kontakty z panslawistami i nowe pole współpracy polsko-rosyjskiej  znalazło w haśle wspólnej walki obu narodów z germańskim Drang nach Osten. Uzasadnienie tego nowego programu swej partii przedstawił Dmowski w książce „Niemcy, Rosja i kwestia polska”. Nie zgadzając się z tą antyniemiecką propagandą, rozstał się z partią Dmowskiego „Sarmata z ducha” Władysław Studnicki w  pożegnalnym artykule Chorzy na Prusaków, pisząc: Nasz skołatany organizm narodowy  przeżywa różne cierpienia. Od paru lat jesteśmy chorzy na Prusaków. Ta choroba psychiczna jest wynikiem hipnozy, uprawianej przez szereg szarlatanów politycznych… Chorzy na Prusaków są ubezwładnieni, do żadnego czynu politycznego niezdolni, majaczy się im zawsze: Prusacy idą. Chorzy na Prusaków każdy objaw polityczny wstręt w nich budzący, przypisują Prusom. Dodajmy, że choroba ta czepia się słabej lub osłabionej inteligencji.

Odtąd Studnicki stał się propagatorem polityki polskiej, przeciwstawnej prorosyjskiej polityce Dmowskiego. Zaprzyjaźniony z Józefem Piłsudskim (obaj, urodzeni w 1867 roku byli krajanami z ziem W.Ks.Litewskiego) liczył na to, że Piłsudski będzie tę politykę realizował. W 1910 roku ukazało się w Poznaniu, w zaborze pruskim, dzieło Studnickiego „Sprawa polska”, będące odpowiedzią na książkę Dmowskiego sprzed dwóch lat. Wskazywał w niej, że zachodnia granica Rzeczypospolitej aż do rozbiorów była nieodmiennie granicą pokoju, podczas gdy na wschodzie sarmacka ojczyzna w tym czasie stoczyła 15 wojen z caratem a później trzy przeciwko niemu skierowane porozbiorowe powstania. Przewidując wielką wojnę, w której carska Rosja, główny zaborca ziem Rzeczypospolitej będzie przeciwnikiem obu cesarstw zachodnich, wzywał do tworzenia w nich polskich sił zbrojnych, które będą w tej wojnie ich sojusznikiem w walce z caratem. Piłsudski, idąc za tą  myślą, w czasie pokoju zorganizował   w Galicji paramilitarnego „Sokoła” a już w pierwszym tygodniu wojny wyruszył z legionową Pierwszą Brygadą z  Krakowa do Kongresówki  Kiedy Legiony rozrosły się do rozmiarów liczącej się armii, Studnicki doradzał aby dalszą politykę polską  opierać na Niemczech a nie Austro-Węgrzech, które jak trafnie oceniał, nie przetrwają  tej wojny. Pilsudski tak postąpił i owocem tego był Wielki Dzień 5 listopada 1916, w którym wspólnym aktem obu cesarzy przekreślono  rozbiory Rzeczypospolitej i zapowiedziano odbudowę niepodległego Królestwa Polskiego. Ta data, a nie mizerny przy niej 11 listopada 1918, była prawdziwym punktem zwrotnym sprawy polskiej podczas Wielkiej Wojny.

Zanim do wojny tej doszło, w endecji – jak powszechnie nazywano stronnictwo polskich nacjonalistów, doszło do incydentu brzemiennego w następstwa. Rewolucja 1905 roku zmusiła cara do stworzenia wybieralnego parlamentu. Do  owej Dumy posłowali także poddani carscy z ziem polskich. Dumę często rozwiązywano i ponawiano wybory. W nich do IV Dumy w 1912 roku  ubiegał się Roman Dmowski o mandat poselski z Warszawy. Został w nich pokonany przez Żyda nazwiskiem… Jagiełło. Ta upokarzająca porażka i jej komiczne okoliczności sprawiły, że odtąd emocjonalny endecki antysemityzm górować zaczął nawet nad tamtejszą fobią antyniemiecką.

W roku rozpoczynającym Wielką Wojnę ukazała się kolejna książka Dmowskiego „Upadek myśli konserwatywnej w Polsce”. W zamyśle autora miało to być podzwonne dla sarmackiej przeszłości, która była nośnikiem owej myśli konserwatywnej. Dmowski odrzucał w niej tradycję wielonarodowej unijnej państwowości i triumfował, że w warunkach powszechnego głosowania ta sarmacka przeszłość nigdy już się w polskiej polityce nie pojawi. Wielka wojna przyniosła wielki zawód przywódcy polskich nacjonalistów. <Sprawa polska> wyciszana i blokowana przez carat, odżyła i zwyciężyła, dzięki inicjatywie mocarstw centralnych, co po tej wojnie przypomniał Benedykt Hertz w wierszu zatytułowanym „Romanowi Dmowskiemu”:

                                   Gdy legion do boju wystąpił z orężem,

                                   endeki do Pitra zmykały.

                                   Gdy młodzież wołała: zginiem lub zwyciężym,

                                   endeki kraj carom dawały.

                                   Z legionów tysiące na polu, gdy legły

                                   i szwaba swym czynem zmusiły,

                                   by, krztusząc się, w Polsce znał kraj niepodległy,

                                   im wciąż awtonomie się śniły.

Największył ciosem dla Dmowskiego, który swe polityczne nadzieje pokładał w carskiej Rosji, stał się  upadek tego państwa w następstwie dwóch rewolucji 1917 roku. Znaleziony wówczas w archiwach carskiej policji politycznej i opublikowany dokument stanowił <rosyjskie podzwonne dla endecji>, ujawniając tamtejszą opinię o stronnictwie polskich nacjonalistów: Jest to partia niesolidna zbankrutowanych właścicieli ziemskich, drobnych mieszczan i różnych ciemnych indywiduów, którzy nieraz wykorzystują dla celów osobistych zebrane na cele społeczne pieniądze. Nie mozna tej partii zaufać ! Zawsze musi szczuć na kogoś. Przedtem na nas, potem na Niemców, dziś na Żydów.

Społeczeństwo państwa, które publicyści nierozumnie przezwali Drugą Rzeczpospolitą ( ponieważ od  tej „pierwszej”, Rzeczypospolitej Obojga Narodów,  wszystko ją różniło), przez   całe dwudziestolecie  istnienia tego państwa (1918-1939)  było rozdarte sporem politycznym państwowców , skupionych wokół Józefa Piłsudskiego i narodowców , skupionych wokół Romana Dmowskiego. Stronnictwo Narodowe było najsilniejszą partią polityczną, Piłsudski, zamachem wojskowym w 1926 roku ustanowił dyktaturę  państwowców, nazywanych odtąd sanacją. Dmowski miał osobowość  XIX-wiecznego Europejczyka, wykluczającego przemoc dla osiągania władzy. Nie nadawał się do metod rządzenia, jakimi międzywojenny europejski totalitaryzm posługiwał się u siebie i  dawał nimi wzór do naśladowania innym. I chwała mu za to.

U schyłku XIX wieku w książce  Tako rzecze Zaratustra znajdujemy  rozdział O nowym bożku, gdzie Fryderyk Nietzsche przedstawia tragiczną wizję narodu zniewolonego przez państwo i uwikłanego w kult państwa. Po kilkudziesięciu latach wizję tę urzeczywistnił faszyzm, ustrój Italii wprowadzony przez Benito Mussoliniego. Faszyzm był specyficznym ustrojem międzywojennej Italii i nazywanie faszystowskimi innych państw autorytarnych, dlatego, że adaptowały u siebie różne elementy ustrojowe Włoch Mussoliniego  jest niewłaściwe. Dyktatura sanacyjna nie uczyniła Polski państwem faszystowskim, można co najwyżej mówić o faszyzacji  jej, a także innych państw, rozwiązaniami prawnymi przejmowanymi z faszystowskich Włoch. Zaś  krzyczącą nieprawdą jest, częściej świadomie niż z niedouczenia, nazywanie faszyzmem ustroju panującego w Niemczech w latach 1933-1945. Był to bowiem narodowy socjalizm, ustrój nie tylko inny niż faszyzm, lecz programowo całkowicie przeciwstawny faszyzmowi. Hasło faszyzmu: „Wszystko dla Państwa!” dawało zwycięstwo państwowcom nad narodowcami; hasło narodowego socjalizmu: „Wszystko dla Narodu!” głosiło zwycięstwo narodowców nad państwowcami. Włoski faszyzm upaństwowił naród; niemiecki narodowy socjalizm unarodowił państwo. Określenie „Państwo stanu wyjątkowego” pasuje do włoskiego faszyzmu; do niemieckiego narodowego socjalizmu bardziej przystaje określenie „Nation im Kriege”, jakim Sven Hedin zatytułował swą książkę o pobycie w walczących Niemczech podczas pierwszej wojny światowej.

Rok po objęciu przez Adolfa Hitlera władzy w Niemczech doszło do rozłamu w partii polskich nacjonalistów. Młode ich pokolenie wyłamalo się spod kurateli starego kierownictwa, tworząc Obóz Narodowo-Radykalny. Dla 70-letniego wówczas Dmowskiego rozłam ten równał się praktycznie przejściu na emeryturę. Zachował autorytet zasłużonego przywódcy, ale radykalna młodzież  nadała polskiemu nacjonalizmowi nową treść i nową formę. Pokazuje to lektura „Prosto z mostu”, jej tygodnika ukazującego się w latach 1935-1939. Porównanie formy w jakiej Stanisław Wyspiański przenosił do swej twórczości „Myśli nowoczesnego Polaka” z agresywnością drukowanych w tym tygodniku wierszy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, ilustruje dobitnie zmianę epoki. W podobnej sytuacji postawił rządząca sanację zgon Piłsudskiego w 1935 roku. Tam też w młodym pokoleniu mnożyły się obyczaje, jak gdyby żywcem przejmowane zza zachodniej granicy. Ale adaptowaniu  od sąsiada  norm zachowywania się, wcale nie musi towarzyszyć adaptacja jego światopoglądu.

Najwymowniej ilustrują to krańcowo odmienne poglądy Dmowskiego i ONR-owców na zasięg terytorialny państwa polskiego. Mapa proponowanych przez niego granic Polski, jaką przedstawił  konferencji pokojowej w Wersalu, optowała za przyznaniem jej terytorium równego powierzchni Hiszpanii. Gdyby ową  „linię Dmowskiego” zaakceptowano, w Europie tylko Francja byłaby większą od  Polski. Zarówno na wschodzie, jak i na północy „linia Dmowskiego” sięgała daleko poza międzywojenną granicę Polski. Natomiast przy całej swej antyniemieckiej fobii opcje Dmowskiego w odniesieniu do zachodniej granicy polsko-niemieckiej były realistyczne i zarazem umiarkowane. Miał to być powrót do zachodniej granicy Rzeczypospolitej Obojga Narodów, sięgający poza nią tylko na górnośląski obszar plebiscytowy. Mitem jest przypisywanie Dmowskiemu chęci sięgania po „piastowskie” Nadodrze. Polska, jakiej sobie życzył, miała być repliką przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, tyle że państwem unitarnym a nie federalnym i na wschodzie okrojonym „do tylu Ukraińców i Białorusinów, ilu mogłaby strawić”. Zasięgiem swym byłaby zatem pomniejszoną na wschodzie Sarmacją, przebudowaną na polskie państwo narodowe.

To ONR w przedwojennym piecioleciu swego istnienia wymyślił i rozpropagował mit nadodrzańskiej „Polski piastowskiej”. Pod okupacją niemiecką w 1940 roku opublikował jej program w konspiracyjnym piśmie „Szaniec” : Polska musi odzyskać całe Prusy Wschodnie, a na zachodzie co najmniej linię dolnej  Odry (ujście obustronne) i cały Śląsk  po Nissę (!) Łużycką. Nad  tym punktem rozwodzić się nie trzeba, dostatecznie jest on wyjaśniony i tkwi już mocno w świadomości całego narodu. Państwu polskiemu przysługiwać będzie prawo wysiedlenia do Niemiec całej ludności niemieckiej, niezależnie od ewentualnej opcji tej ludności według swobodnego uznania właściwych władz polskich. Jak daleko miała ta piastowska kraina sięgać ku Wschodowi? To zależało od koniunktury politycznej. Kiedy w 1942 roku stworzono NSZ, „zbrojne ramię Oeneru”, siedziby jego okręgów powstawały w Generalnym Gubernatorstwie, najdalsza we Lwowie, w 1941 roku wraz z dystryktem galicyjskim włączonym do GG. Następny miał powstać w Brześciu nad Bugiem. Wkrótce jednak oddział lwowski rozwiązano a do tworzenia oddziału w Brześciu nawet nie przystąpiono. Czy miały to być sygnały do kogo trzeba, iż tej partyzantki nie będzie na obszarze spornym politycznie?

Zanim w 1932 roku doszło w Niemczech do wyborów parlamentarnych, w których faworytami byli tylko albo narodowi socjaliści Hitlera, albo komuniści Thälmanna, Komintern imał się  wszelkich chwytów propagandowych, aby zwycięstwo przypadło tym drugim. Na jego polecenie Komunistyczna Partia Polski wydała oświadczenie, iż kiedy obejmie władzę w Polsce, zwróci Niemcom Górny Śląsk i „korytarz” pomorski. Dwanaście lat później, kiedy Armia Czerwona przekroczyła Bug, doprowadzając do władzy polskich komunistów,  wydany w ich imieniu Manifest PKWN zapowiadał realizację wszystkiego, co stawiał sobie za cel  opublikowany w „Szańcu” program oenerowski. Ta akceptacja żądań terytorialnych radykalnego skrzydła polskich nacjonalistów miała złagodzić reakcję polskiego społeczeństwa na dokonaną w Teheranie a przypieczętowaną w  Jałcie zdradę wojennego sojusznika, przekazaniem  Polski w zależność od Związku Sowieckiego. W podobnej sytuacji postawiona została rządzona przez komunistów Jugosławia, ale już w 1948 roku zdołali  oni sami wyrwać ją spod  uzależnienia od Moskwy. Nad  resztą ziem europejskich położonych na wschód od  żelaznej kurtyny trwało długie 45-letnie zniewolenie jałtańskie. Szczególna sytuacja Polski sprawiła, że akcje rozluźniania sowieckiej nad nią kurateli, dokonane w 1956 a następnie w 1980 roku, nie zostały zdławione przez armię sowiecką, jak to miało miejsce w Berlinie w 1953, w Budapeszcie w 1956,w Pradze w 1968 roku. Dzięki temu Polska miała u jej zniewolonych sąsiadów opinię najwygodniejszego baraku w sowieckim łagrze.

Największe zaniepokojenie sowieckich władców budziła, postępująca po drugiej stronie żelaznej kurtyny integracja wolnej części Europy. Dołączenie do niej było marzeniem społeczeństw zniewolonych przez Kreml demoludów. Dlatego faworyzowanymi przez sowieckich nadzorców byli miejscowi w demoludach nacjonaliści, opętani fobią utraty suwerenności (!) w razie dołączenia ich państwa do zintegrowanej Europy. W najlepszej kondycji przechowali się oni w Polsce, gdzie powiększała szeregi ich sympatyków zachodnia granica ustalona na Odrze i Nysie Łużyckiej  oraz obawa, że rozgniewanie sowieckiego Wielkiego Brata doprowadzi do jej utraty. Tym się tłumaczy niezwykłe, chociaż z pewnością uzgodnione z moskiewską centralą określenie Polski Ludowej przez prezydenta Bieruta jako państwa narodowego w formie a socjalistycznego w treści.        

W Salonie Warszawskim, w scenerii przypominającej lata fraternizacji nacjonalistów Dmowskiego ze słowianofilami, dokonywał się proces rozkładu nacjonalizmu polskiego. Był to nacjonalizm koncesjonowany, w którym wzywano społeczeństwo polskie do integrowania się  we Froncie Narodowym, w którym Gałczyński wrócił do poezji bliżniaczo podobnej do drukowanej w Prosto z Mostu, a którego znakomitą syntezę przekazał  Czesław Miłosz w Traktacie Poetyckim:

                                               Niech tutaj będzie wreszcie powiedziane :

                                               Jest ONR-u spadkobiercą Partia.

                                               A poza nimi nic nigdy nie było

                                               Prócz buntu godnych pogardy jednostek.

                                               Któż miecz Chrobrego wydobywał z pleśni?

                                               Któż wbijał myślą słupy aż w dno Odry?

                                               I któż namiętność uznał narodową

                                               Za cement wielkich budowli przyszłości?

                                               Gałczyński związał wszystkie elementy :

                                               Kpinę z burżuja, polską pieśń Horst Wessel

                                               I dumę, że się jest z plemienia Scytów.

                                               Przez dwie epoki biegła jego sława.

W tym samym czasie w stolicy Francji, dokonywała się inna powtórka z ojczystej historii. Jak podczas Wielkiej Emigracji po upadku powstania listopadowego, tak i podczas jałtańskiego zniewolenia tam przeszła duchowa stolica Polski. W XIX wieku do  paryskiego Hotelu Lambert, skąd patronował jej książę Adam Czartoryski, w XX wieku  do podparyskiego Maisons-Laffitte, skąd patronował jej książę Jerzy Giedroyć. Tam biło serce wolnej Polski, tam wychodziła znakomita paryska „Kultura”, owoc zakazany,  rozchwytywana w Polsce, jak wiek wcześniej londyński „Kołokoł” Herzena w carskiej Rosji. Tam  istniał Instytut Literacki, drukujący zarówno książki powstające na emigracji, jak i nadsyłane z kraju samizdaty najodważniejszych twórców opozycyjnych. Tam wreszcie powstawał program UBL (Ukraina, Białoruś, Litwa) Giedroycia, łączący tradycje sarmackiej przeszłości Rzeczypospolitej ze współczesnością państw narodowych, wyłonionych z jej obszaru. Zgon Giedroycia w 2000 roku zakończył tą wspaniałą działalność, stanowiąc prawdziwe podzwonne dla sarmackiej przeszłości. Polska była już wtedy od jedenastu lat niepodległą i finalizującą swe rokowania o przyjęcie do Unii Europejskiej. Nastąpiło to w noc pierwszomajową 2004 roku, otwierającą  nową epokę polskich dziejów – w ojczystej Europie.

 

Grafika: Wikimedia Commons, public domain

 

Komentarze

komentarze

Powrót na górę