Andrzej Piskozub: Wspólnota cywilizacyjna mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej

Andrzej Piskozub: Wspólnota cywilizacyjna mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej
 prof. dr hab. Andrzej Piskozub
 
Europa Środkowo-Wschodnia to nazwa alternatywna regionu, do schyłku XVIII wieku stanowiącego Rzeczpospolitą Obojga Narodów (1569-1795). W jej granicach mieściły się ziemie ojczyste pięciu narodów europejskich, które w XX wieku uformowały tutaj własne, odrębne państwa narodowe: Polaków, Ukraińców, Białorusinów, Litwinów i Łotyszy. Bezpośrednio przed jej rozbiorami, w 1771 roku, obszar Rzeczpospolitej Obojga Narodów wynosił 733,5 tys.km kw.
Było to tylko trzy czwarte maksymalnego jej zasięgu, szacowanego w XVII wieku – zanim pomniejszyły go straty terytorialne na rzecz Szwecji w Inflantach i carstwa moskiewskiego na Zadnieprzu – na 990 tys.km kw. Mamy tu zatem do czynienia z regionem historycznym o rozmiarach miliona kilometrów kwadratowych. Pięć państw narodowych, będących obecnie sukcersorami Rzeczpospolitej Obojga Narodów: Ukraina (604 tys.km kw.), Polska (313 tys.km kw.), Białoruś (208 tys. km kw.), Litwa (65 tys.km kw), Łotwa (64 tys.km kw.) ma łączną powierzchnię większą nawet od tamtej maksymalnej o ponad 25% – wynosi ona 1.254 tysiące kilometrów kwadratowych. Jest to konsekwencją dokonanych w XX wieku dwóch dużych aneksji terytoriów nie wchodzących w granice Rzeczpospolitej Obojga Narodów: powiększenia terytorium Polski na zachodzie i północy o tzw. Ziemie Odzyskane oraz – jeszcze większe o tamtego – powiększenie terytorium Ukrainy na południu i wschodzie o potatarskie obszary nadczarnomorskie. Obszarami tymi tekst niniejszy się nie zajmuje; jego rozważania ograniczają się tylko do przemian terytorialnych, jakie w ciągu XX wieku dokonały się na obszarze przedrozbiorowej Rzeczpospolitej, w jej granicach z 1771 roku. 
           
Jak tworzyła się wspólnota kulturowa mieszkańców Środkowo-Wschodniej Europy i jakim było miejsce tego obszaru w cywilizacji europejskiej, w tym jej zasięgu, w jakim ta większa wspólnota kulturowa rozrosła się i okrzepła w wiekach średnich? Pytaniami tymi sięgamy w głęboką przeszłość, aż ku początkom tworzącego się w X wieku państwa polskiego. Okazuje się to niezbędne dla zrozumienia genezy procesu, który współcześnie jako koncepcja Europy dwóch prędkości dychotomicznie próbuje różnicować państwa członkowskie Unii Europejskiej.
           
Genetycznie zróżnicowanie to wyznaczył odstęp czasu pomiędzy dwiema istotnymi dla cywilizacji zachodniej datami: roku 800 i roku 962. Rok 800 to data stworzenia przez Karola Wielkiego pierwszego poantycznego cesarstwa – Świętego Cesarstwa Rzymskiego – na obszarze Europy, wyznaniowo podporządkowanej Rzymowi, a zatem Europy rzymsko-katolickiej. Obok terytoriów wcześniej należących do antycznego cesarstwa rzymskiego do cesarstwa Karola Wielkiego weszły też, położone na wschód od Renu ziemie niemieckie, których opanowanie nie udało się antycznemu Rzymowi, a które ujarzmił i schrystianizował Karol Wielki. Stworzone przez niego cesarstwo okazało się efemerydą wieku IX. Święte Rzymskie Cesarstwo za sprawą Ottona I odrodziło się w 962 roku, na owych ziemiach niemieckich dla świata chrześcijańskiego pozyskanych przez Karola Wielkiego.
           
W podręcznikach szkolnych Unii Europejskiej upowszechniono mapę, na której nałożono na siebie terytorium cesarstwa Karola Wielkiego i terytorium zalążkowe dzisiejszej Unii Europejskiej – owej Szóstki, która pół wieku temu podpisała Traktat Rzymski, tworząc fundament integrującej się, a właściwie reintegrującej się po wiekach dezintegracji, europejskiej wspólnoty kulturowej z czasów średniowiecza. Już 33 lata później, w roku 1990, nastąpiło zjednoczenie Niemiec, otwierające drugi etap integracji współczesnej Europy, taki sam, jaki dla Europy średniowiecznej nastąpił po roku 962. Wtedy do chrześcijaństwa szybko dołączyły kraje położone przy wschodniej i północnej granicy tego odrodzonego w 962 roku Świętego Cesarstwa Rzymskiego: pierwsza Polska, już w roku 966, a w roku 1000 Węgry na południowym wschodzie i Skandynawia na północy Europy. Christopher Dawson[1] właśnie rok 1000 uważa za zamknięcie owego procesu, kiedy to zręby średniowiecznej wspólnoty kulturowej Europy rzymsko- katolickiej zostały wytyczone. Data tamtego przełomu milenijnego odnosi się zresztą nie tylko do Węgier i Skandynawii ale i do Polski: historyk Adam Vetulani podkreślał, że właściwym uznaniem wejścia Polski do chrześcijańskiego Zachodu, był także rok 1000, poprzez wizytę cesarza Ottona III w Gnieźnie i ustanowienie tam arcybiskupstwa – polskiej prowincji kościelnej. Czyż nie jest wymownym potwierdzeniem opinii, że historia w jej geopolitycznym wymiarze lubi się powtarzać, fakt, że wkrótce po współczesnym zjednoczeniu Niemiec do Unii Europejskiej rychło przyjęto państwa skandynawskie (1995) a po nich Polskę i Węgry wraz z resztą grupy wyszehradzkiej (2004)?
           
Współczesna integracja Europy w ciągu półwiecza 1957-2007 powiększyła liczbę jej państw członkowskich z sześciu do dwudziestu siedmiu; integracja średniowieczna, licząc od roku 800   dopiero w wiek i dwie trzecie następnego – o klasyczny cykl sekularny Fernanda Braudela później – ogarnęła Polskę; dwa wieki, nim objęła Węgry i Skandynawię; pięć wieków minęło, nim pogaństwo ustąpiło z południowych i wschodnich obrzeży Bałtyku a blisko sześć wieków, nim Litwa jako ostatnia w Europie enklawa pogaństwa w Europie, przyjęła w 1386 roku chrzest w obrządku łacińskim. Tak znaczne odstępy czasu uzasadniają ideę Europy dwóch prędkości różnicującą starszą, Małą Europę na zachodzie od Młodszej Europy (to tytuł książki Jerzego Kłoczowskiego)[2] na wschodzie. Młodsza Europa, to określenie właściwsze niż podział Europy na dwa płuca, przez Jana Pawła II: polskiemu papieżowi chodziło bowiem o zróżnicowanie średniowiecznej Europy na katolicką i prawosławną, podczas gdy w ujęciu Kłoczowskiego jest to zróżnicowanie wewnętrzne, w obrębie naszej części Europy, ongiś jednolicie rzymsko-katolickiej.
           
Wschodnie obrzeże cesarstwa Karola Wielkiego to strefa rozgraniczająca Europę na przełomie średniowiecza i czasów nowożytnych na część zachodnią, budującą nowoczesny stan trzeci na oczynszowanej gospodarce rolnej i coraz silniejszym mieszczaństwie i na część wschodnią z pańszczyźnianym chłopstwem i postępującą atrofią miast – poza niewielu największymi – w porównaniu z ich stanem z późnego średniowiecza. Zróżnicowanie to ignorowało ówczesne granice państw: część wschodnia Rzeszy – osławione Ostelbien, z ich junkierską gospodarką folwarczną – o wiele bliższa była jej strukturą społeczną Rzeczpospolitej Obojga Narodów, aniżeli sytuacji na zachodzie Niemiec. Czy to przypadek, że owa geopolityczna linia od Bałtyku do Adriatyku, między Lubeką a Triestem, kolejny raz dała o sobie znać po drugiej wojnie światowej jako pojałtańska granica żelaznej kurtyny?
           
Losem historycznym Młodszej Europy  było doganianie Zachodu, zmniejszanie tej wyjściowej cezury pomiędzy startem jednej i drugiej części Europy. Obserwować ten proces można na wielu przykładach – dajmy na to, na rozwoju sieci miast lokowanych na prawie zachodnim w XIII,XIV,XV i dalszych stuleciach. Najwymowniej proces ten ilustruje adaptacja w Europie Środkowo-Wschodniej kolejnych stylów architektury zachodniej. Styl karoliński z oczywistych względów nie wchodzi tu w rachubę, tak daleko ku wschodowi nie sięgął. Styl romański pojawił się wraz z odrodzeniem Świętego Cesarstwa Rzymskiego w X wieku. W Rzeszy skończył się w XII wieku: lata 1200-1500 są tam wyznaczane jako epoka gotyku. Tymczasem w Polsce przeważająca liczba budowli romańskich powstała w XIII wieku, a więc z sekularnym opóźnieniem. Ich zasięg ku wschodowi pokazuje Mapa rozmieszczenia budowli romańskich w Polsce w albumie Sztuka romańska w Polsce[3] : kończyły się one na linii Wisły i Popradu. Rzymski geograf z I wieku n.e., Pomponiusz Mela, uznawał Wisłę za granicę Europy z Azją. W dwanaście wieków po nim, taką właśnie rolę Wisła pełniła: wschodniej granicy cywilizacji europejskiej. Doprowadzenie cywilizacji Zachodu do tej granicy było zasługą książąt piastowskich z epoki podziałów dzielnicowych Polski. 
           
 
26 czerwca 1295 roku koronacja księcia wielkopolskiego Przemysła II w Gnieźnie powołała do życia Królestwo Polskie. Istniało ono dokładnie pięćset lat, zlikwidowane przez zaborców w 1795 roku, wraz z ostatnim rozbiorem państwa. Te pięć wieków przekształciło całą Europę Środkowo-Wschodnią we wspólnotę kulturową zamieszkujących ten obszar grup etnicznych. Podwaliny pod tę wspólnotę położone zostały w XIV wieku, w pierwszym stuleciu istnienia Królestwa Polskiego. Pierwsze dziesięciolecie jego istnienia zupełnie tej wielkiej zmiany nie zapowiadało, przeciwnie, wydarzenia biegły w zupełnie innym kierunku. W rok po koronacji król Przemysł został zamordowany a kres bezkrólewiu, jakie po jego śmierci nastąpiło, położyło wydanie jego córki, Reiczki, za Wacława II króla Czech. Jako król Czech i Polski objął on w 1300 roku tron polski. Nie unia polsko-litewska, ale unia czesko-polska rozpoczęła wiek XIV; nie trwała długo: Wacław II zmarł w roku 1305 a jego następca, Wacław III, został w rok później zamordowany. Na nim wygasła czeska dynastia Przemyślidów i zapanowało kolejne bezkrólewie, tym razem trwające lat czternaście. Czeska Korona św. Wacława przeszła na Jana Luksemburczyka i on to, jako sukcesor Przemyślidów, pretendował do objęcia również tronu polskiego. O tron ten walczył z nim Władysław Łokietek z linii Piastów kujawskich, aż wreszcie w Krakowie, w roku 1320 , koronowany został na króla Polski.
           
Władysław Łokietek (podobnie jak Bolesław Chrobry), został przereklamowany przez nowożytną nacjonalistyczną historiografię polską. Sukces jego, jako “zjednoczyciela państwa” był zgoła połowiczny. Pochodził z jednego z tych drobnych księstw piastowskich w dawnej dzielnicy senioralnej i owa historiografia chwali go za to, że swych krewniaków z owych księstewek zmediatyzował, czyli mówiąc polszczyzną dzisiejszą, “rozstawił po kątach”. Natomiast z czterech głównych dzielnic piastowskich, opanował tylko te dwie, w których linie władców piastowskich wcześniej wygasły: Małopolskę (ta linia wygasła w 1279 roku, ze śmiercią bezpotomnego Bolesława Wstydliwego) i Wielkopolskę (ta linia wygasła w 1296 roku z zamordowaniem króla Przemysła). Na Śląsku i na Mazowszu panowały rozgałęzione linie tamtejszych Piastów, mające przed sobą długą przyszłość – na Mazowszu do 1526, na Śląsku do 1675 roku. Obie one, po koronacji Łokietka, nie chciały mieć nic wspólnego z owym “królem krakowskim”, kontynuując zależność lenną od czeskiej Korony św. Wacława. Gdy Łokietek podjął wojnę z Państwem Zakonnym (jedyny to Piast walczący z Krzyżakami!), stworzyło ono przeciwko niemu koalicję, obejmującą Czechy, Śląsk i Mazowsze. Również w XV wieku, już za Jagiellonów śląscy Piastowie walczyli po stronie krzyżackiej, zarówno pod Grunwaldem w roku 1410, jak i podczas wojny trzynastoletniej 1454-1466. 
             
Syn Łokietka, Kazimierz Wielki ( wielkim nieporozumieniem nazwał ten jego przydomek Stanisław Mackiewicz-Cat)[4], wyciągnął wnioski z tego rewolucyjnego zerwania z rodem Piastów. Stawiając na Realpolitik, poniechał awanturniczej polityki swego ojca: w traktacie wyszehradzkim (1335) uzyskał kompromis z królem czeskim, uznając jego zwierzchnictwo lenne nad Śląskiem a otrzymując wzamian zwierzchność lenną Królestwa Polskiego nad Mazowszem; na zasadzie dziedziczenia objął władzę nad Rusią Czerwoną (1340); traktatem kaliskim (1343) zakończył konflikt z Państwem Zakonnym, zrzekając się na jego rzecz Pomorza Gdańskiego a otrzymując wzamian Kujawy i ziemię dobrzyńską, zajęte przez Państwo Zakonne podczas wojny z Łokietkiem. Dla przełamania izolacji swego państwa, podjął politykę zbliżenia z Węgrami, potrzebną i z tej przyczyny, iż oba państwa rywalizowały o posiadanie Rusi Czerwonej. Weszła ona na pewien czas w posiadanie węgierskie już na przełomie XII i XIII wieku: władca węgierski, Andrzej II przyjął wówczas, w 1215 roku, tytuł Rex Galiciae et Lodomeriae ( w XVIII wieku tytuł ten wykorzystali, władający wtedy Węgrami Habsburgowie, dla uzasadnienia swego udziału w I rozbiorze Rzeczpospolitej). Elżbieta, siostra bezpotomnego Kazimierza, była żoną króla węgierskiego, więc on testamentem przekazał tron polski swemu siostrzeńcowi, Ludwikowi Węgierskiemu. Tak doszło do unii węgiersko-polskiej: oba trony złączył on w latach 1370-1384, co nie przeszkadzało, że na czas swego panowania odłączył on Ruś Czerwoną od Polski i przyłączył do Węgier. Po jego śmierci oba trony zostały rozdzielone pomiędzy jego niezamężne córki, Marię i Jadwigę. Otworzyło to drogę do najważniejszego wydarzenia w pięćsetletnich dziejach Królestwa Polskiego: do unii polsko-litewskiej. 
           
Równoległym do kariery politycznej Władysława Łokietka w Polsce (1306-1333) było panowanie Giedymina na Litwie (1315-1341). Skonsolidował on państwowość Litwy, poszerzył jej granice od strony Rusi Kijowskiej i założył dynastię, która przez blisko dwa wieki (1386-1572) zasiadała na tronie Królestwa Polskiego. Syn Giedymina, Olgierd (1345-1377) niepomiernie poszerzył terytorium Litwy, czyniąc z niej państwo większe od każdego z dzisiejszych państw Europy. Uwolnił on Ruś Kijowską od jarzma tatarskiego, włączając w granice Litwy całe dorzecze Dniepru (503 tys.km2 – tyle co dzisiejsza Hiszpania, prawie tyle, co dzisiejsza Francja). Do tego dodać trzeba prawie całe dorzecze Niemna i fragmenty dorzeczy Dźwiny i Wisły: obszar sześciokrotnie większy od Polski Władysława Łokietka (106 tys.km2), trzykrotnie większy od Polski Kazimierzowskiej (208 tys.km2).
           
To Litwa, a nie Polska, była w tej części Europy państwem, sięgającym od morza, do morza: od Żmudzi nad Bałtykiem po Pola Oczakowskie nad Morzem Czarnym (utracone na rzecz Turcji dopiero w roku 1525, tym samym, w którym zsekularyzowane Państwo Zakonne stało się poprzez hołd pruski świeckim lennem Królestwa Polskiego). Do pozycji mocarstwa europejskiego brakowało Litwie tylko jednej rzeczy: legitymizmu w Europie. Była bowiem ostatnim tu państwem, rządzonym przez pogan (aczkolwiek przeważającą większość jego mieszkańców stanowili chrześcijanie obrządku wschodniego) i z tej racji pozostawała w Europie państwem poza prawem, od strony zachodniej systematycznie nękanym najazdami przez Państwo Zakonne.
            W roku 1377 władzę nad tym państwem przejął Jagiełło – syn Olgierda a wnuk Giedymina. Od niego to dynastię Giedyminowiczów nazwano w Polsce dynastią Jagiellonów ( coś tak, jakby dynastię Piastów nazywać od pierwszego jej chrześcijąńskiego władcy – Mieszkową). Pamięć historyczna przetrwała w Wielkim Księstwie Litewskim: Stanisław Mackiewicz-Cat wspominał, jak to premierując na uchodztwie rządowi polskiemu w Londynie, na posiedzeniu Rady Ministrów zawołał: To dom Giedymina stworzył to państwo! [5]  Miał tu na myśli tę Polskę, która dopiero poprzez unię z Litwą, zyskała wysoką rangę wśród państw europejskich. 
           
Układ w Krewie, zawarty w 1385 roku, zobowązywał Jagiełłę do chrystianizacji Litwy w obrządku zachodnim i do trwałego połączenia Wielkiego Księstwa Litewskiego unią z Królestwem Polskim. Na tych warunkach został Jagiełło obrany królem Polski i mężem Jadwigi. O trwałości tej unii przesądził fakt olbrzymich korzyści, wyniesionych z niej przez obydwa łączace się państwa: Polska urastała dzięki niej do potęgi, przewyższającej każdego z jej sąsiadów, Litwa wchodziła do Europy, przyjmując jej wartości cywilizacyjne; jedyną przegraną tego układu stała się królowa Jadwiga, dla której ślub z Jagiełłą był małżeństwem z rozsądku, a nie z miłości, któremu poddała się dla dobra sprawy. Po 420 latach powtórzył się scenariusz z czasu chrztu Polski: wtedy chrystianizację kraju poprzedziło małżeństwo Mieszka z chrześcijańską księżniczką czeską, teraz chrystianizację Litwy poprzedziło małżeństwo Jagiełły z chrześcijańską królową Polski. Mieszko manewrem tym zwiększał swobodę ruchów w stosunku do Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Jagiełło decyzją swą pozbawiał Państwo Zakonne podstaw do najazdów na Litwę pod pretekstem jej chrystianizowania.
           
W X wieku cywilizacja Zachodu ogarnęła Polskę, teraz Polska poniosła tę cywilizację ku wschodowi, na Ruś Czerwoną i do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Mapę. dokumentująca pierwszy etap ekspansji tam tej cywilizacji, przedstawia Zasięg budownictwa gotyckiego na wschodzie Europy (od Bałtyku do Karpat). Autorem mapy jest Oskar Sosnowski, który przedstawił ją w swej książce z 1935 roku [6]. Architektura gotycka, powstająca tam z opóźnieniem w stosunku do Zachodu, ogarnęła wschodnie krańce dorzecza Wisły i stamtąd rozgałęziła się dwoma ramionami dalej ku wschodowi: południowym w dorzeczu Dniestru aż po Kamieniec Podolski i północnym na całe dorzecze Niemna. Pierwsze z nich było związane z inkorporacją Rusi Czerwonej do Królestwa Polskiego, drugie – z chrystianizacją Litwy w obrządku rzymsko-katolickim. Ten zasięg gotyku na wschodzie Europy dotarł zatem do granic zamieszkanego przez ludność prawosławną dorzecza Dniepru, wkraczając w to dorzecze jedynie wąskim pasmem na pograniczu Rusi Czerwonej z Wołyniem.
           
Następny etap ekspansji architektury europejskiej ku wschodowi, wyznaczyły budowle barokowe Rzeczpospolitej Obojga Narodów, zapoczątkowane w XVII wieku i kontynuowane w następnym, aż po rok 1763. Ta architektura ogarnęła prawobrzeżną część dorzecza Dniepru a jej wschodnia granica pokrywała się praktycznie z przedrozbiorową granicą wschodnią Rzeczypospolitej. Kościoły barokowe wyznaczają tam rozprzestrzenianie się wyznania rzymsko-katolickiego ale zarazem należą do szerszego zjawiska, jakim było integrowanie się tamtejszego społeczeństwa (między innymi, poprzez kościelną unię brzeską, łączącą prawosławie z katolicyzmem), w wieloetniczną i wielokulturową wspólnotę cywilizacyjną Europy Środkowo-Wschodniej; przez wieki przedrozbiorowe integracja ta coraz silniej spajajała wzajemnie mieszkańców tej części Europy, złączonych unią polsko- litewską. Pierwszy etap tej integracji zapoczątkował w 1385 roku układ w Krewie, drugi w 1569 roku Unia Lubelska, perspektywy trzeciego etapu, nakreśliła w 1791 roku Konstytucja Trzeciego Maja.
             
Układ w Krewie wystarczał dla trwałości unii polsko-litewskiej przez blisko dwa wieki, kiedy złączonymi państwami władał  dom Giedymina. Ostatni jego przedstawiciel, Zygmunt August, wobec perspektywy nieuchronnego końca dynastii, zabezpieczył dalszą trwałość związku obu państw, poprzez Unię Lubelską, stanowiącą że Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie tworzą jeden nierozdzielny organizm, posiadający jednego króla, wybieranego na wspólnym sejmie. Tak powstała Rzeczpospolita Obojga Narodów: “narodów” nie w późniejszym znaczeniu odrębnych grup etnicznych; wówczas jeszcze termin naród rozumiano w znaczeniu mieszkańcy państwa, bez względu na to, jakimi macierzystymi językami oni władali. Po dokonanych w Unii Lubelskiej nowych rozgraniczeniach Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, w pierwszym znalazły się ziemie macierzyste Polaków i Ukraińców, w drugim ziemie macierzyste Litwinów i Białorusinów. Owe ziemie macierzyste nie były klatkami, strefami osiedlenia, ograniczającymi swobodę ruchów ich mieszkańców (wyjąwszy tych, którzy byli glebae adscripti). W następstwie rozmaitych decyzji życiowych, przemieszczali się oni w obu zjednoczonych państwach, poprzez międzyetniczne małżeństwa integrowali się we wspólnotę kulturową jednej Rzeczypospolitej, nie dzielącej się na swoich i obcych, na naród dominujący i na mniejszości narodowe. Nie miał żadnego istotnego znaczenia fakt, iż Radziwiłłowie byli z pochodzenia Litwinami, Sapiehowie – Białorusinami a Wiśniowieccy – Ukraińcami.
 
Wielkie powstanie 1648 roku zainicjował szlachcic Bohdan Chmielnicki a tłumił je kniaź Jarema Wiśniowiecki, obaj pochodzenia ukraińskiego; a Michał Korybut Wiśniowiecki, syn owego Jaremy, został po Janie Kazimierzu wybrany kolejnym królem Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Profesor Askenazy napisał na początku XX wieku rzecz obrazoburczą dla współczesnych mu polskich nacjonalistów, mianowicie, że rodzina Kościuszków z etnicznego punktu widzenia, była jednak bardziej białoruską, niż polską. Spór o to, do jakiego narodu przynależał Mikołaj Kopernik, wywołali nacjonaliści polscy i niemieccy w XIX wieku; za życia Kopernika byłoby to absurdem. Urodził się w 1473 roku w Toruniu, w siedem lat po zawarciu pokoju, przyznającego to miasto Królestwu Polskiemu. Będąc etnicznym Niemcem, jako poddany króla polskiego był wedle ówczesnego prawa Polakiem. Tak samo jak Daniel Chodowiecki, etnicznie niemiecki XVIII-wieczny gdańszczanin (niech nie wprowadza w błąd jego słowiańskie nazwisko!), w pisanym po niemiecku liście do przyjaciela informował go z dumą: wiedz Pan, iżem Polak; z dumą, gdyż jako Prusak (poddany króla pruskiego) nie posiadałby tych rozległych przywilejów, które posiadał jako mieszczanin gdański – poddany króla polskiego.
           
Za Jagiełły, w 1413 roku, bojarowie litewscy wyznania katolickiego zostali prawnie zrównani ze szlachtą polską, przyjęci przez nią do polskich herbów, co oznaczało tyle, co przyjęcie do poszczególnych polskich rodów. Tenże Jagiełło, aktem z 1432 roku, rozciągnął te same prawa i przywileje na bojarów ruskich wyznania prawosławnego. Nic dziwnego, że już w późnym średniowieczu zaczęła się kształtować bariera cywilizacyjna, różnicująca jednolitą wcześniej Słowiańszczyznę Wschodnią, po obu stronach granicy między Wielkim Księstwem Litewskim a Wielkim Księstwem Moskiewskim, na Ukraińców i Białorusinów, żyjących po jej zachodniej i Moskali, żyjących po jej wschodniej stronie. Swobody szlacheckie w Rzeczpospolitej Obojga Narodów i kontrastujący z nimi autokratyzm carski w Moskwie, zrodziły przysłowie: musi – to na Rusi, u nas jak kto chce.
           
Dzieje Rzeczpospolitej Obojga Narodów zdeterminowało opóźnienie cywilizacyjne Młodszej Europy w stosunku do zachodniej części kontynentu. W tamtej, dzieje nowożytne przebiegały w sekwencji trzech cykli sekularnych o odmiennym typie państwowości. W wieku XVI tamta część Europy podzieliła się na państwa wyznaniowe, z ich krwawymi konfliktami; pokój westfalski (1648) zakończył tę epokę i odtąd przez półtora wieku zdominowały Europę monarchie dynastyczne; rewolucja francuska (1789) zakwestionowała ich legitymizm i odtąd Europa zaczęła się przekształcać w państwa narodowe; finał drugiej wojny światowej (1945), uświadomił zachodniej Europie,że to państwa narodowe spowodowały jego katastrofę i odtąd państwa te zaczęły się integrować, widząc w integracji europejskiej odbudowę jej dawnej jedności, utraconej z końcem średniowiecza.
           
Rzeczpospolita Obojga Narodów przechodziła przez te fazy rozwojowe z sekularnym opóźnieniem w stosunku do zachodu Europy. Gdy tam szalały krwawe konflikty wyznaniowe, tutaj w XVI wieku, przeżywano spóźniony koniec średniowiecza, w aurze XV-wiecznego italskiego humanizmu. Gdy na Zachodzie szalała paryska noc św.Bartłomieja (1572), czy rzeź Antwerpii (1576), w Rzeczpospolitej zawiązywano międzywyznaniową zgodę sandomierską (1570). Dopiero później zaczęła tu dochodzić dochodzić do głosu katolicka kontrreformacja. Jej dziełem była wyznaniowa unia brzeska (1596), która przez następne pół wieku konfliktowała Ukrainę, rozdartą między unitów i dyzunitów, aż doszło do wielkiego powstania, w następstwie którego zadnieprzańska Ukraina odpadła od Rzeczpospolitej.
           
Rok 1647 był to dziwny rok – tym zdaniem rozpoczyna się Trylogia Sienkiewicza. W tym samym czasie, kiedy Zachód zakopywał topory bojowe wojen wyznaniowych, zdominowały one w Rzeczpospolitej całą drugą połowę XVII wieku. Wszelkie znamiona wojny wyznaniowej nosiło powstanie Chmielnickiego, po nim przyszła kolej na zmagania z lutrami szwedzkimi z północy, ze schizmatykami moskiewskimi ze wschodu, z bisurmanami ottomańskimi z południa. Tylko zachodnia granica Rzeczpospolitej z Cesarstwem była spokojną, kontynuując swą wielowiekową rolę granicy pokoju. Zagrożona, przez napierających z tylu stron innowierców, Rzeczpospolita przekształcała się w państwo fundamentalizmu katolickiego. Dawniejszą tolerancję religijną zastąpiono wygnaniem arian, stworzeniem stereotypu Polaka-katolika i ten stan rzeczy utrzymał się aż do epoki rozbiorowej, ośmieszając Rzeczpospolitą w oczach Zachodu,przeżywającego równolegle swe XVIII-wieczne Oświecenie.
           
Dopiero pierwszy rozbiór Rzeczpospolitej z 1772 roku, spowodował zarazem szok po tym, co się stało, ale i ozdrowieńczą reakcję, wołającą o ustrojową modernizację państwa na wzór zachodni. Stało się to zadaniem Sejmu Czteroletniego (1788-1792) i znalazło swój wyraz w Konstytucji Trzeciego Maja, przekształcającej Rzeczpospolitą Obojga Narodów w państwo dynastyczne, z dziedziczną monarchią. Konstytucja ta nigdy nie weszła w życie, gdyż po jej uchwaleniu carska Rosja w dwóch dalszych, szybko po sobie następujących rozbiorach (1793-95) położyła kres istnieniu Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Postawmy jednak hipotetyczne pytanie: a co by było, gdyby do tej katastrofy państwa nie doszło, gdyby Rzeczpospolita istniała nadal, zreformowana przez Konstytucję 1791 roku? Mielibyśmy monarchię dynastyczną, powstałą z opóźnieniem półtora wieku w stosunku do zachodu Europy, akurat wtedy, gdy rewolucja francuska odeszła od takiej formy państwowości i głosząc wojnę ludów przeciwko królom, emancypowała owe ludy, czyli narody w ich współczesnym, etnicznym rozumieniu, do roli twórców państw narodowych. Co w takiej Europie narodów stałoby się z Rzeczpospolitą Obojga Narodów, pokazał wiek XX, gdy epoka porozbiorowa dobiegła kresu, a żyjące w jej granicach grupy etniczne zdążył już opętać demon nacjonalizmu. 
           
Ale zanim to nastąpiło, trwał ponad stuletni, porozbiorowy cykl sekularny, podczas którego patrioci dawnej Rzeczpospolitej o różnej przynależności etnicznej – nie tylko starzy Polacy – żyli nadzieją jej odbudowy jako państwa o granicach przedrozbiorowych. Z jakimi realiami geopolitycznymi owe pokolenia porozbiorowe miały do czynienia? Mieliśmy do czynienia z dwoma, zasadniczo różnymi podziałami ziem Rzeczypospolitej pomiędzy zaborców – tym, dokonanym w rozbiorach 1772-1795, i tym drugim, dokonanym dwadzieścia lat później, po wojnach napoleońskich, w 1815 roku.  W rozbiorach 1772-1795 zagarnęła Rosja niespełna dwie trzecie, Prusy niespełna jedną piątą, a Austria ponad jedną szóstą, terytorium Rzeczpospolitej. Udział Rosji był tu największy, ale nie tak miażdżący jak po Kongresie Wiedeńskim. Rosja dogatarła wówczas zaledwie do miejsca później nazwanego linią Curzona: przekroczyła dzisiejszą wschodnią granicę Polski tylko na obszarze Puszczy Białowieskiej. Historyk rosyjski Karamzin mógł jej ówczesny zabór uzasadniać: Rosja tylko swoje (?) wzięła, tylko ruskie (?) ziemie. Dodałem tu znaki zapytania, bo ani to ziemie “swoje”, ani wyłącznie “ruskie”- jak terytoria Bałtów. Faktem jest jednakże, że wszystkie ziemie polskie z czasów piastowskich znalazły się wtedy albo w zaborze pruskim, albo austriackim: granica między obu tamtymi zaborami była niemal identyczna z granicą z lat drugiej wojny światowej: obszary wcielone wtedy do Trzeciej Rzeszy odpowiadają zaborowi pruskiemu a Generalne Gubernatorstwo – zaborowi austriackiemu według ich stanu z 1795 roku.
           
W podziale, jaki w 1815 roku Kongres Wiedeński narzucił na całe następne stulecie, udział Rosji wzrósł do 81,7 %, czyli do pięciu siódmych, zabór austriacki zmalał do jednej dziesiątej a zabór pruski do mniej niż jednej dwunastej, terytorium Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Można wprawdzie dowodzić, że lwią część tych nowych nabytków rosyjskich 127 tys.km2) stanowiło tzw. Królestwo Polskie, jedynie na zasadzie unii personalnej powiązane z caratem; ale to tak, jak dowodzić, ze pojałtańska Polska Ludowa była państwem całkowicie niepodległym. Po powstaniu listopadowym, autonomia tego tworu została zasadniczo uszczuplona, a po powstaniu styczniowym, całkowicie zniesiona: ową Kongresówkę zamieniono wtedy na dziesięć guberni rosyjskich.
           
Półwiecze pomiędzy powstaniem styczniowym a pierwszą wojną światową bilansuje stan strat poniesionych przez mieszkańców dawnej Rzeczpospolitej pod zaborami. Niemcy przekształciły się w 1871 roku w państwo narodowe, obejmujące zabór pruski. Wobec polskiej mniejszości narodowej prowadzono tam politykę nacjonalistyczną, ale utrzymaną w rygorach państwa prawa; że zaś państwo to było z wszystkich zaborców najbardziej rozwiniętym społecznie i gospodarczo, umożliwiało tamtejszemu społeczeństwu dojście do poziomu najwyższego z wszystkich zaborów, który porównawczo można określić jako Polskę A. Zabór austriacki natomiast, od przekształcenia w 1867 roku monarchii habsburskiej w federację austro-węgierską, z wszystkich zaborów dawał jego społecznościom najwięcej autonomii; dotyczyło to zarówno polskiej, jak i ukraińskiej ludności w tym zaborze. Polacy mieli tutaj dwa polskie uniwersytety w Krakowie i we Lwowie, Ukraińcy, warunki do tworzenia z wschodniej części tego zaboru ukraińskiego Piemontu, z którego wyznanie unickie, język i kultura ukraińska, mogła promieniować na Ukrainę pozostającą pod zaborem rosyjskim. Tym możliwościom rozwijania własnych kultur narodowych w przeciwwadze towarzyszyła jednak przysłowiowa “nędza Galicji”, pozostawiająca ją daleko w tyle za rozwojem społecznym i gospodarczym Niemiec: w sumie obszar pod przyszłą Polskę B.
           
Najgorsza sytuacja panowała w zaborze rosyjskim. Samodzierżawna władza carska demoralizowała poddanych, zabijała w nich ducha obywatelskiego, zniechęcała do inicjatywy, w odniesieniu do społeczności wychowanej w wartościach cywilizacyjnych Zachodu wykazywała same negatywy. Jej sekularne oddziaływanie na ludność dawnej Rzeczpospolitej, tworzyło fundamenty pod przyszłą Polskę C (C= spod Cara). Polityka rusyfikacyjna była nieomal bezsilna w oddziaływaniu na społeczności cywilizacyjnie odmienne od orientalnego despotyzmu; mogła je co najwyżej szykanować. Szykany te były dotkliwe dla ludności polskiej na kresach dawnej Rzeczypospolitej: tam konfiskaty własności ziemskiej sprzyjały wręcz depolonizacji tamtych obszarów. Gorsze było położenie ludności ukraińskiej i białoruskiej: polityka carska, programowo niszcząc unię kościelną, podporządkowywała tę ludność cerkwi rosyjskiej; zakazując używania języków ukraińskiego i białoruskiego, rozszerzała pole polityki rusyfikacyjnej wobec tej ludności. A jednak i Ukraińcy i Białorusini w swej masie przetrwali epokę porozbiorową, pozostając świadomymi swej tożsamości i nie dając się przerobić na Rosjan. Cywilizacyjna odrębność Bałtów od Rosji, tym bardziej sprzyjała zachowaniu ich narodowej tożsamości: ewenementem XIX-wiecznym stało się odrodzenie języka litewskiego; jego Piemontem  stały się Prusy Wschodnie, drukujące książki w języku litewskim, przemycane na Litwę poprzez carską granicę.
           
 Zróżnicowanie narodowościowe ziem przedrozbiorowej Rzeczpospolitej na przełomie XIX i XX wieku, a zatem w końcowej fazie epoki porozbiorowej, zestawił Piotr Eberhardt w książce Między Rosją a Niemcami. Przemiany narodowościowe w Europie Środkowo-Wschodniej w XX w. [7], w przekroju jednostek administracyjnych, na jakie terytorium Rzeczpospolitej Obojga Narodów podzielono w poszczególnych zaborach. Zestawienie to pokazuje, jak na samym już schyłku epoki porozbiorowej przemieszane były między sobą narody, których wspólnym domem ojczystym była Rzeczpospolita Obojga Narodów. Każdy z nich miał swoją core area – strefę rdzeniową – w której jego przedstawiciele stanowili większość mieszkańców. Dla Polaków owa core area to zachodnia część Galicji, Kongresówka i Poznańskie; dla Ukraińców gubernie kijowska, podolska i wołyńska oraz wschodnia część Galicji; dla Białorusinów gubernie mohylewska i mińska; dla Litwinów gubernia kowieńska; dla Łotyszów gubernia kurlandzka. To tylko bardzo niedokładny zarys miejsc “kde domov muj”; gdyby statystyki te przedstawić w przekroju bardziej “drobnoziarnistych” jednostek terytorialnych: nie według prowincji czy guberni, ale w przekroju powiatów, wówczas zarysowana tutaj core area zostałaby mocno zmodyfikowana i uściślona. Obraz jej uległby dalszym zmianom, gdyby przedstawiał ówczesne zróżnicowania etniczne w przekroju poszczególnych miejscowości i gmin. Okazałoby się wówczas, jak taka core area  była w rzeczywistości podziurawiona, niby ser szwajcarski, enklawami i eksklawami, w których większość absolutną posiadali przedstawiciele innych narodowości.
             
Nawet w tym “gruboziarnistym” przekroju można jednak dokonać korekty w dwóch co najmniej regionach. Pierwszy, to gubernia witebska, w której Białorusini stanowili “tylko” 47% mieszkańców; ale do guberni tej włączono przedrozbiorowe województwo inflanckie w zdecydowanej większości zamieszkałe przez Łotyszy; reszta guberni witebskiej, to oczywista core area Białorusinów. Przypadek drugi: w statystyce tej, dziesięć zachodnich guberni Rosji ujęto łącznie jako “Królestwo Polskie” a ponieważ pominięto grupy etniczne, których udział wynosił mniej niż 10%, brak tu danych dla Litwinów. W skali całego Królestwa Polskiego ich udział to 3,3% ludności, ale w guberni suwalskiej stanowili ponad połowę mieszkańców i stąd gubernia ta – obok kowieńskiej – należała do litewskiej core area.
           
Nanosząc na mapę wszystkie powyższe narodowościowe obszary rdzeniowe ujawnilibyśmy na terytorium przedrozbiorowej Rzeczpospolitej białą plamę obszaru, na jakim żadna grupa narodowościowa nie stanowiła absolutnej większości mieszkańców; są to gubernie wileńska i grodzieńska – “Litwa Środkowa” z lat sporów o to terytorium po pierwszej wojnie światowej. W guberni wileńskiej najwięcej było Polaków (42%), drugie miejsce zajmowali Białorusini (23%), trzecie Litwini (18%), czwarte Żydzi (13%); łącznie stanowili 96% mieszkańców Wileńszczyzny. Komu powinno ona przypaść, według zasady samostanowienia narodów? W guberni grodzieńskiej proporcje zamieszkujących ją narodowości były bardziej wyrównane: najwięcej było tu Białorusinów (31%), następnie Polaków (25%), po nich Ukraińców (22%) wreszcie Żydów (18%); łącznie było to również 96% mieszkańców Grodzieńszczyzny. Iście to szwajcarskie kantony czterech narodów. Zaskakuje fakt, że w guberni wileńskiej mniej było Litwinów (275 tys.) niż w guberni suwalskiej (305 tys.) oraz propagandowe kłamstwa, jakoby Polska etnograficzna nie sięgała poza linię Curzona, skoro udział Polaków w ludności Wileńszczyzny wynosił 42% – więcej niż w ludności Prus Zachodnich – dawnych Prus Królewskich (34%).
           
Uznanie za core area określonego narodu regionów, w których naród ten posiada absolutną większość mieszkańców, nie oznacza, że zwycięzca bierze wszystko, że są to regiony jednorodne narodowościowo. W omawianym zestawieniu zwracają uwagę znaczące mniejszości, o zróżnicowanej skali: powyżej 40%, powyżej 30%, powyżej 20%, powyżej 10%. Ich obecność oznacza, że mamy do czynienia z regionami o ludności w różnej skali mieszanej. A więc do takich regionów należała i wschodnia część Galicji z jej 21% ludności polskiej i zachodnia część Galicji z jej 13% ludności ukraińskiej i gubernie kowieńska, mińska, wołyńska z udziałem 10-11% ludności polskiej i wszystkie gubernie zaboru rosyjskiego a nadto wschodnia część Galicji z udziałem ludności żydowskiej od 12% do 18%. Przedstawienie takich obszarów w skali bardziej “drobnoziarnistej” ujawniłoby, że na przykład obie wieloetniczne gubernie: wileńska i etniczna składały się z powiatów (a tymbardziej z gmin i miejscowości), w których absolutną większość posiadała tylko jedna z tamtejszych narodowości.
           
Omawiane zestawienie pokazuje bogatą mozaikę narodowościową dawnej przedrozbiorowej Rzeczpospolitej, mozaikę, której nie potrafiła zatrzeć ani w znaczącym stopniu zdeformować, epoka porozbiorowa. Uwzględniono w niej również narodowości zaborców – Rosjan i Niemców. Tylko w jednej guberni witebskiej występują Rosjanie jako znacząca mniejszość, z udziałem 12% ludności. Ich znacznie większy udział w ludności dzisiejszej Ukrainy nie dotyczy tych jej regionów, które znajdowały się w przedrozbiorowej Rzeczpospolitej, lecz tych nadczarnomorskich, które Rosja odebrała Turcji i zasiedliła w znacznej mierze ludnością rosyjską. Co się tyczy Niemców, to posiadali oni absolutną większość w obu prowincjach pokrzyżackich: Prusach Wschodnich (80%) i Prusach Zachodnich (64%), lecz już w czasach przedrozbiorowych udział ludności niemieckiej był tam duży. Znaczącą mniejszością (i to bardzo znaczącą) byli Niemcy w Poznańskiem (43%) – udział podobny jak Polaków na Wileńszczyźnie – ale w przypadku Poznańskiego była to ludność głównie napływająca tam w czasach zaboru pruskiego. Prezentacja rozmieszczenia tej ludności niemieckiej w skali “drobnoziarnistej” i to nie tylko w zaborze pruskim, ale i rosyjskim, gdzie udział tej ludności wynosił w guberni wołyńskiej 5,8%, w guberni kurlandzkiej 5,7%, w Kongresówce 4,4% ogółu ludności, byłaby poznawczo bardzo istotnym uzupełnieniem powyższej analizy.    
           
Gdyby ta mozaika narodowościowa Europy Środkowo-Wschodniej dotrwała do XXI wieku, miałaby szanse znalezienia rozwiązania, satysfakcjonującego wszystkie jej grupy etniczne w strukturze Unii Europejskiej. Byłoby to rozwiązanie, mające w sobie coś z ducha i tradycji jednej i niepodzielnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Niestety cała ta narodowowościowo tak bardzo zróżnicowana mozaika narodowościowa Europy Środkowo-Wschodniej, została brutalnie zniszczona w ciągu zaledwie jednej trzeciej części XX wieku – w latach pomiędzy końcem pierwszej wojny światowej a półmetkiem minionego stulecia.
           
Pierwsze i ostatnie słowo w tym dziele zniszczenia tradycji narodowościowych Rzeczpospolitej Obojga Narodów miał nacjonalizm, który w tej części Europy pojawił się na schyłku XIX wieku, blisko z sekularnym opóźnieniem w stosunku do europejskiego Zachodu. To kolejne spóźnienie Młodszej Europy w stosunku do Zachodu, było znacznie bardziej brzemienne w negatywne następstwa, niż opóźnienia wcześniejsze: widoczne jest ono obecnie, w próbach opóźniania przez państwa tej części Europy tempa budowy jej integracji. Gdy skończyła się druga wojna światowa, narody zachodniej części Europy miały już dość suwerenności swych państw, owocującej tu powtarzającymi się bratobójczymi wojnami i w efekcie całkowitą zatratą tej przodującej roli Europy w świecie, jaką miała ona przed pierwszą wojną światową. Po drugiej wojnie światowej żelazna kurtyna  podzieliła Europę na część wschodnią, podporządkowaną imperium sowieckiemu i część zachodnią, zdaną na dobrą wolę imperium amerykańskiego w roli “parasola ochronnego” przed groźbą wchłonięcia jej także przez Sowiety.
             
W tym samym czasie, gdy George Orwell opublikował swą prognozę ostrzegawczą Rok 1984, ukazała się książka Arnolda J.Toynbee Hellenism.The History of Civilization. W jej epilogu brytyjski historyk cywilizacji przestrzega Europę przed tragicznym losem antycznej Hellady, jeśli nadal będzie się ona zasklepiać w kulcie swych suwerennych państw narodowych, jak tamta w kulcie jej suwerennych miast-państw:
           
W dziedzinie polityki, odrodzenie helleńskiego kultu lokalnych jest dzisiaj religią panującą Zachodu i gwałtownie westernizującego się świata… Tragiczna historia świata helleńskiego ukazuje, że helleńska forma bałwochwalstwa jest upiorem hellenizmu, którego przygarniamy na własne nieszczęście. Świat współczesny musi egzorcyzmować tego demona zdecydowanie, jeżeli ma się on ocalić od doznania losu jego helleńskiego poprzednika. [8]
           
Zachód Europy poszedł za tą radą i w połowie XX stulecia podjął energicznie budowę zintegrowanej Europy. Doktryna państwa narodowego tam już wyczerpała swe możliwości (jak wcześniej doktryna państwa dynastycznego w czasach rewolucji francuskiej, a epoka konfliktów wyznaniowych w trakcie XVII-wiecznej wojny trzydziestoletniej); tam też spóźnieni wielbiciele nacjonalizmu spadli po drugiej wojnie światowej do rangi nieuleczalnej ekstremy politycznej, Natomiast na wschód od żelaznej kurtyny nacjonalizm, w osobliwej symbiozie z ideologią komunistyczną, był w połowie minionego wieku równie ekspansywny, jak nacjonalizm na zachodzie Europy sto lat wcześniej, w czasach Wiosny Ludów; tutaj wszedł w fazę schyłkową dopiero po zrzuceniu sowieckiej kurateli nad tą częścią Europy ale i dziś jeszcze, jako prawicowa ekstrema polityczna, raz po raz próbuje wkładać kij w szprychy europejskiej machiny integracyjnej.
           
W początkach XX wieku, idee nacjonalistyczne na terytorium dawnej Rzeczpospolitej ujawniły się jako znacząca siła odśrodkowa wobec dawnej jednej i niepodzielnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Wyzwolenie Stanisława Wyspiańskiego (1902) chciało dla Polaków mieć to, co mają inni – takie same polskie państwo narodowe, jak tamte, na Zachodzie; Ukraina, jako państwo narodowe, było celem organizatorów ukraińskiego Piemontu w Galicji; Litwa, jako państwo narodowe, marzeniem odrodzicieli języka litewskiego nad Niemnem. Wszystko to były potencjalne zagrożenia przyszłościowe, do rozrywania między sobą ziem dawnej Rzeczpospolitej jakoby postawu czerwonego sukna. Do czasu pierwszej wojny światowej, Realpolitik sprowadzała się do pojmowania państwa jako całości w jego granicach przedrozbiorowych i do pytania: jaką drogą postępowania uwolnić te ziemie z jarzma zaborów? A była to sprawa podobna, do dzisiejszej w Kurdystanie, podzielonym między Iran, Turcję i Irak. Zarazem jeszcze trudniejsza od “sprawy kurdyjskiej”, bo tamte państwa azjatyckie, niczego im nie ujmując, nie są takimi potęgami, jakimi były Rosja, Niemcy i Austro-Węgry w przede dniu pierwszej wojny światowej.
           
Traktowanie wszystkich trzech zaborców równorzędnie i jednoczesna walka przeciwko nim wszystkim, byłaby taktyką samobójcy. Wcześniej, trzy wielkie zrywy niepodległościowe: insurekcja kościuszkowska 1794, powstanie listopadowe 1830, powstanie styczniowe 1863, skierowane przeciwko jednemu tylko zaborcy rosyjskiemu, kończyły się klęskami, bez wsparcia zewnętrznego i to wsparcia z najbliższego sąsiedztwa, a nie z oddali, jak w roku 1939. Koniunktura polityczna z początków XX wieku, rozdzielająca zaborców Rzeczpospolitej pomiędzy dwa obozy: Niemcy z Austro-Węgrami po jednej, Rosję po drugiej stronie, stawiała pytanie: gdy dojdzie do wojny pomiędzy nimi, po czyjej stronie stanąć i przeciwko komu walczyć?
           
Dla Realpolitik odpowiedź była jednoznaczna: przeciwko największemu i najgroźniejszemu z zaborców – czyli Rosji. O równorzędnych trzech zaborcach można było mówić sensownie po roku 1795: wprawdzie wtedy ci dwaj pozostali zabrali łącznie znacznie mniej obszaru niż Rosja, ale przecież w ich granicach znalazły się wówczas w całości polskie ziemie macierzyste. Sytuacja zmieniła się zasadniczo w XIX wieku, kiedy po zamianie wcześniej autonomicznej Kongresówki  w zwykłe rosyjskie gubernie, 81,7% terytorium dawnej Rzeczpospolitej stało się Rosją. Pozostali zaborcy przestali być równorzędnymi: zabór austriacki zmniejszony do 10,7% i pruski zmniejszony do 7,6% terytorium dawnej Rzeczpospolitej, stały się – używając modnego ostatnio w politologii polskiej terminu – zaledwie przystawkami do zaboru rosyjskiego. Przystawkami do wchłonięcia przez Rosję przy pierwszej nadarzającej się okazji, co bez ogródek potwierdziła Rosja, przystępując do pierwszej wojny światowej. W manifeście, skierowanym wówczas do Polaków, zapowiedziała to jako zjednoczenie ziem polskich… pod berłem cara – coś jak ich wyzwolenie przez Sowiety w końcówce drugiej wojny światowej.
           
Władysław Studnicki był tym politykiem polskim, który ową Realpolitik dogłębnie przemyślał i przedstawił w Sprawie polskiej, wydanej w roku 1910; Józef Piłsudski był tym, który tę politykę realizował podczas pierwszej wojny światowej, już w tygodniu wojnę tą rozpoczynającym, wyruszając w głąb Kongresówki ze swym Legionem – wówczas tylko symboliczną, w 1916 roku już realnie armie państw centralnych wspomagającą, polską siłą zbrojną. Kto ma wątpliwości, przeciwko komu armia ta wtedy maszerowała, temu dedykuję tę zwrotkę popularnej piosenki legionowej O mój rozmarynie – zwrotkę skrzętnie opuszczaną i starannie skrywaną w czasach Polski Ludowej: Dadzą mi medalik z Matką Boską, / dadzą mi medalik z Matką Boską,/ ażebym nie płakał, ażebym nie płakał, / tam, pod Moskwą.
           
Studnicki za swe poglądy i działalność polityczną, przez nacjonalistów polskich piętnowany w epoce międzywojennej jako germanofil, taki dał im odpór w 1932 roku w Wyznaniu germanofila polskiego: Mówię z podniesionym czołem: “Jestem germanofilem polskim”. Czy znajdzie się polityk, który będąc moskalofilem, powie to o sobie? Moskalofilstwo bowiem, to przystosowanie się do niewoli, do jarzma rosyjskiego; germanofilstwo natomiast u Polaka, pochodzącego z zaboru rosyjskiego, który obejmował 80% naszego terytorium historycznego, było dążnością do wyzwolenia politycznego Polski, do bytu samodzielnego. Kto realnie ujmował sprawę polską, ten zrozumiał, że tylko opancerzona pięść niemiecka zdolna była do rozbicia Rosji, do oderwania od niej tak olbrzymich połaci kraju polskiego, że o wcieleniu, o asymilacji nie mogło być mowy, że więc musiała nastąpić prawnopaństwowa odrębność Polski; jeżeli nawet na razie nie mogłaby powstać Polska, posiadająca wszystkie swe dzielnice, to w każdym razie posiadałaby ośrodek krystalizacyjny, który stałby się słońcem i magnesem wszystkich jej dzielnic.[9]
           
Taką też politykę na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej realizowały podczas tamtej wojny państwa centralne. 5 listopada 1916 roku ogłoszony został doniosły akt dwóch cesarzy, przekreślający rozbiory Rzeczpospolitej i stanowiący by z ziem polskich utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchią i konstytucyjnym ustrojem czyli to, co zapowiadała Konstytucja Trzeciego Maja. Zdanie: Dokładniejsze określenie granic zastrzega się – nie oznacza, by jakąkolwiek część zaboru rosyjskiego miano później przyłączyć do państw centralnych. Chciano tylko oddalić w czasie moment wytyczania na terytorium dawnej Rzeczpospolitej granic państwowych, pomiędzy państwami narodowymi, jakich powstanie na tym obszarze, w świetle doktryny samostanowienia narodów, uznawano za oczywistość. I stało się to faktem po rewolucji bolszewickiej, kiedy w pierwszym kwartale 1918 roku, pod osłoną armii niemieckiej, proklamowały niepodległość kolejno: w styczniu Ukraina, w lutym Litwa i Estonia, w marcu Łotwa i Białoruś, zaś Rosja została wyparta z Europy do swych granic etnicznych, do strefy, w jakiej po 1991 roku graniczy z Estonią, Łotwą, Białorusią i Ukrainą. Była to zarazem strefa, w której przebiegała granica wschodnia Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Wszystko, co Rosja zabrała podczas rozbiorów Rzeczpospolitej, zostało w 1918 roku wyzwolone spod jej panowania.
 
Chociaż dzieło pokoju brzeskiego nie przeżyło końca pierwszej wojny światowej a narody z zaboru rosyjskiego, które   podczas tej wojny uzyskały niepodległość, w różnych momentach XX wieku niepodległość tą traciły, czczą one tamte rocznice proklamowania ich niepodległości pod osłoną państw centralnych. Z tej przyczyny Estonia obchodzi święto niepodległości 24 lutego a opozycja białoruska demonstruje na ulicach Mińska 25 marca. Tylko w Polsce, z całkowitym brakiem konsekwencji, wytarto z pamięci narodowej datę 5 listopada 1916 roku, wyznaczająca początek odbudowywanej po okresie zaborów państwowości polskiej; chociaż co roku władze polskie 24 lutego składają gratulacje w ambasadzie estońskiej w Warszawie a TVP rokrocznie z uznaniem prezentuje 25 marca pamięć o tamtej rocznicy w stolicy Białorusi.
           
Jak doszło do tak doniosłego sukcesu i dlaczego nie dało się go wtedy utrzymać? Helene Carrere d'Encausse, francuska profesor politologii, tak odpowiada na to pytanie:
           
Przypomnijmy, że Niemcy – powołując się na deklarację Lenina o “prawie narodów do samostanowienia” – zażądały wyłączenia z granic byłego imperium rosyjskiego Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii, Białorusi ( z Ukrainą pertraktowano oddzielnie ). Lenin jednak nie przystał na te żądania. Dlatego w lutym 1918 r. wojska niemieckie ruszyły naprzód, nie napotykając oporu. Ostatecznie, gdy Niemcy zajęli kraje bałtyckie, Białoruś, Ukrainę, opanowali Krym, doszli do Donu, podeszli pod Petersburg – bolszewicy zgodzili się podpisać traktat pokojowy. Nastąpiło to w Brześciu Litewskim 3 marca 1918 roku. W tym momencie wojska niemieckie tworzyły “kordon sanitarny” przed bolszewizmem… Kordon ten pękł, gdy wybuchła w Niemczech rewolucja (9 listopada 1918 r.). Cesarskie Niemcy, zwycięskie na wschodzie, lecz pokonane na zachodzie, zostały zmuszone do podpisania kapitulacji 11 listopada 1918 r.[10]
           
“Na miejscu”, sytuację po podpisaniu pokoju brzeskiego obserwował dziesięcioletni wówczas Paweł Jasienica, przebywający wtedy w Taraszczy koło Białej Cerkwi na Ukrainie i tak ją opisał:
           
Na wschodzie nie było siły zdolnej do naruszenia choćby,nie mówiąc o obaleniu, jego granicy. Ludzie typu feldmarszałka von Hindenburga nie bez powściągliwej przychylności wyrażali się czasem o narodowościach wschodnich, od Polaków poczynając. Twierdzili, że może być z nich pociecha, byle im zapewnić sprawne i rozsądne kierownictwo niemieckie… Poczynione przez nich zdjęcia były reprodukowane w rozmaitych książkach. Mam przed sobą w tej chwili tylko jedno, lecz takie, co przedstawia uzbrojonego w karabin i lornetę polową wartownika germańskiego w Orszy właśnie. Gdyby te fotografie zgromadzić, powstałoby archiwum historyczne o nieodpartej wymowie. Można by w nim oglądać żołnierzy cesarza Wilhelma na tle Zatoki Fińskiej, jeziora Pejpus, różnych innych fragmentów wschodnioeuropejskiego pejzażu – aż po Krym i Kaukaz włącznie. Wszędzie tam stali oni z bronią, jako zwycięzcy, lecz już nie uwikłani w walkę. Ich dzieło na wschodzie zdawało się dokonane… Odmarsz Niemców z Taraszczy odbył się oczywiście w listopadzie 1918 roku… Przyglądałem się ciekawie znikającym za zakrętem kompaniom piechoty, ani rozumiejąc, że wynoszą się one z Taraszczy dlatego, że Mitteleuropa przegrała walkę z Zachodem. Mówiąc ściślej: z zaoceanicznym Zachodem. Gdyby nie przekraczające zakres naśmielszych marzeń wojskowe i materiałowe poparcie ze strony Stanów Zjednoczonych, zdani na własne siły Anglicy i Francuzi nie pokonaliby Niemiec.[11]
           
Po wycofaniu się Niemców z obszaru byłego zaboru rosyjskiego, w tej części Europy Środkowo- Wschodniej zapanowała głęboka destabilizacja, w różnych miejscach przechodząca wręcz w chaos. Od wschodu wdarły się tu wojska bolszewickie, chcące swe idee rewolucyjne ponieść na Zachód. Wewnątrz mnożyły się konflikty zbrojne powstałych tu państw narodowych o sporne pogranicza: polsko-ukraiński o Lwów i Galicję, polsko-litewski o Wilno i “Litwę Środkową” były największymi z nich. Ideę federacji narodów, niegdyś składających się na Rzeczpospolitą Obojga Narodów, odrzucali zgodnie nacjonaliści z wszystkich tutejszych państw narodowych: nie-polscy, gdyż federację taką uważali za narzędzie polskiej dominacji nad pozostałymi; polscy – gdyż marzyło im się państwo jednego narodu, w którym wszelkie mniejszości narodowe  ( teraz ten termin zastąpił dawną wspólnotę wolnych z wolnymi, równych z równymi – nowym podziałem na swoich i obcych) stawały się niemile widzianymi.
           
Wygrana w 1920 roku wojna z bolszewikami ustabilizowała na okres międzywojenny niepodległość Polski (a pośrednio także niepodległość państw bałtyckich) – ale nie Ukrainy i Białorusi. Nacjonaliści polscy sabotowali plany Piłsudskiego, zapewnienia także im niezależności od Rosji. Józef Piłsudski uważał sprawę Ukrainy i sprawę Białorusi za podstawowe cele polskiej polityki wschodniej, narodowcy odwrotnie – za cel polskiej polityki wschodniej uznawali rozbiór ziem ukraińskich i białoruskich pomiędzy Polskę a Rosję (obojętnie – carską, sowiecką, czy jeszcze inną). Wojnę bolszewicką wygrał Piłsudski, ale kończący tę wojnę traktat ryski wynegocjowali wrodzy Piłsudskiemu narodowcy. Stanisław Mackiewicz-Cat tak przedstawia postanowienia i następstwa tego traktatu:       
           
Ziemie wschodnie dawnej Rzeczypospolitej podzielono pomiędzy Sowietami a Polską w ten sposób, że bolszewicy otrzymali większość tych ziem, my – mniejszość. Na swoich ziemiach bolszewicy, oczywiście zorganizowali państwa bolszewickie, które dając Ukraińcom i Białorusinom wszelką zresztą swobodę używalności ich języków, uniemożliwiły im propagowanie aspiracyj narodowych. Każde hasło narodowo-ukraińskie było prześladowane tam z energią, siłą i okrucieństwem na które nigdyby nie stać było państwo polskie. W ten sposób ukraińskie czy też białoruskie hasła narodowe mogły już teraz rozbrzmiewać i działać tylko na naszem terytorjum, czyli ewentualny rozwój nacjonalizmu ukraińskiego, albo białoruskiego, nie zmieniałby już w niczem statutu terytorjalnego Rosji sowieckiej, natomiast uderzałby w Polskę. Nacjonalizm ukraiński czy też białoruski nie mógł już teraz być użyty do rozczłonkowania Rosji, mógł osłabiać tylko Polskę. [12]   
           
A podsumowaniem tego wywodu jest jego zdanie końcowe: Polska otrzymała tyle Ukraińców i Białorusinów ile mogła ich strawić – oto było zwycięstwo programu Dmowskiego i Grabskiego.[13] “Ile mogła ich strawić”: co to właściwie znaczy? Znaczy to: anektować tereny o ludności etnicznie mieszanej na wschodzie dawnej Rzeczpospolitej; nawet takie, na jakich ludność polska stanowi ewidentną mniejszość, byle nie przekroczyć punktu krytycznego, poza którym Polacy spadliby w ludności własnego państwa narodowego do rangi mniejszości a rzeczywiste mniejszości narodowe łącznie, miałyby większość. Zatem arytmetyka wyborcza (skoro czasy były takie, iż należało mieć rządy parlamentarne) – a nie racje historyczne, etniczne, moralne itp. – decydować tu miały o zasięgu terytorium państwa polskiego. Wybrano bezpieczny wariant Polski na dwie trzecie polskiej : w spisie powszechnym z połowy okresu międzywojennego, co trzeci mieszkaniec stolicy Polski deklarował wyznanie mojżeszowe, a i w skali całego państwa co trzeci jego mieszkaniec należał do którejś z mniejszości narodowych.
           
Charakterystyczny jest przebieg “linii Dmowskiego”, postulowanej jako pożądana granica Polski na zachodzie i na wschodzie kraju. Na zachodzie przebiegała ona w strefie przedrozbiorowej granicy Rzeczpospolitej z Rzeszą, miejscami nawet ją przekraczając: ale tutaj chodziło o ludność polską, osiadłą na tym pograniczu. Na wschodzie “linia Dmowskiego” biegła równolegle do międzywojennej granicy polsko-sowieckiej, o kilkadziesiąt kilometrów poza nią: tam z góry oddawano bolszewikom większość ukraińskiej i białoruskiej ludności z obszaru dawnej Rzeczpospolitej, ale także sporo ludności polskiej, pomiędzy tamtą ludnością od wieków osiadłej. Już przed drugą wojną światową tamtejsza ludność polska jako “pierwszy naród ukarany” została poddana brutalnym stalinowskim represjom, rozstrzeliwana, albo wywożona do azjatyckiej części czerwonego imperium. O tej polskiej ludności (z terenu Ukrainy, ale podobnie było i na Białorusi) napisano: Odkąd w traktacie ryskim Polska opuściła włościaństwo polskie na Ukrainie, w żaden sposób nie zabezpieczając jego narodowych interesów, znikli oni ze świadomości narodu. II Rzeczpospolita “godnie” poprzedzała PRL w swej obojętności na los sowieckich Polaków po zakończeniu “repatriacji” lat dwudziestych.[14]
           
Komentarza wymaga określenie II Rzeczpospolita, występujące w cytowanym tekście. Moda na “numerowanie Rzeczpospolitych”, odrodzona w ostatnich latach, zapoczątkowana została w okresie międzywojennym, kiedy to ówczesne państwo narodowe spontanicznie ( nie było to narzucone urzędowo) zaczęto nazywać “Drugą Rzeczpospolitą”, jako rzekomą kontynuatorkę przedrozbiorowej – a zatem “Pierwszej” Rzeczpospolitej. Nic fałszywszego! Obie one były tworami z zupełnie innych baśni. Państwo przedrozbiorowe było wieloetniczną i wielokulturową Rzeczpospolitą Obojga Narodów; powstałe po pierwszej wojnie światowej, było państwem jednego tylko narodu – Rzeczpospolitą Polską. O żadnej “kontynuacji” mowy tu być nie może. Ponadto do dawnej Rzeczpospolitej, jako do wspólnego dziedzictwa historycznego i kulturowego, ma prawo przyznawać się każde z dzisiejszych państw narodowych Europy Środkowo-Wschodniej: na równi z Polską i Litwa i Ukraina i Białoruś i nawet Łotwa.
           
W dwudziestoleciu międzywojennym, to Sowiety dokonały największego spustoszenia w tej mozaice etnicznej ludności dawnej Rzeczpospolitej, jaka przetrwała do XX wieku (Tabela II); na szczęście w ich władzy z ziem dawnej Rzeczpospolitej pozostawały wtedy tylko sowieckie republiki ukraińska i białoruska. Wielomilionowe ofiary wielkiego głodu, sztucznie wywołanego podczas kolektywizacji na Ukrainie, miejsca masowych straceń, jak białoruskie Kuropaty, skalą prześladowań przekraczały te, których doznała wtedy polska ludność obu tych republik. Dawna mozaika etniczna w ich wyniku zaczęła doznawać pierwszych poważniejszych zmian. Następowały one również w państwach narodowych międzywojennej Europy Środkowo-Wschodniej – jeszcze nie w następstwie przymusowych wysiedleń, a tym bardziej eksterminacji “obcych”, tylko poprzez ich dobrowolne decyzje emigracji stamtąd.
           
Okres drugiej wojny światowej to kolejny etap planowego niszczenia tej zróżnicowanej struktury etnicznej, odziedziczonej po Rzeczpospolitej Obojga Narodów. W sojuszu z Trzecią Rzeszą zagarnęły Sowiety w 1939 roku ponad połowę terytorium Polski (52% – 202 tys.km2), a w 1940 Litwę i Łotwę. Od razu rozpoczęto tam masowe wywózki ludności – głównie polskiej, ale nie tylko – na Syberię i do Kazachstanu; oraz masowe egzekucje i aresztowania na wielką skalę; wszystkie te represje w odniesieniu do ludności polskiej, ilościowo przewyższały znacznie równoczesne represje wobec tej ludności, ze strony okupanta niemieckiego.[15]   Wysiedlenia Polaków do Generalnego Gubernatorstwa z ziem wcielonych do Rzeszy, nie mają porównania z dokonywanymi przez Sowiety; tamtych w Azji eksterminował głód i mróz a po wojnie wielu z nich nie było dane wydostać się stamtąd; tutaj przesiedlenia następowały do innego regionu Polski, skąd każdy miał możliwość łatwego powrotu do przedwojennych miejsc zamieszkania, gdy tylko skończyła się okupacja niemiecka.
           
Trzecia Rzesza, planując zaatakowanie Sowietów, podjęła akcję wyprowadzenia stamtąd ludności niemieckiej, zanim dojdzie do wojny. W znacznej części było to osadnictwo na terytoriach dawnej Rzeczpospolitej, takich jak Wołyń czy Kurlandia. Niewymuszone opuszczenie tych regionów przez dawnych niemieckich osadników, było kolejną trwałą zmianą struktury etnicznej ziem dawnej Rzeczpospolitej. Po ataku na Sowiety, całe terytorium dawnej Rzeczpospolitej znalazło się w roku 1941 pod okupacja niemiecką. Trzecia Rzesza realizowała na nim program całkowitej eksterminacji jego licznej ludności żydowskiej. Drugą wojnę światową przeżyli tylko nieliczni Żydzi a i z nich większość wkrótce emigrowała do Izraela i gdzie indziej.
           
Trzeci i ostatni etap przemieszczeń ludności osiadłej na terytorium przedrozbiorowej Rzeczpospolitej nastąpił po drugiej wojnie światowej. Teraz Stalinowi podporządkowano pół Europy, aż po żelazną kurtynę, w tym całe terytorium Rzeczpospolitej Obojga Narodów i mógł na nim eksperymentować, z wytyczaniem granic i przemieszczeniami ludności. W porównaniu z 1939 rokiem ograniczył rozmiar zaboru ziem przedwojennej Polski do 180 tys.km2 (46% jej terytorium), wcielonego do sowieckich republik ukraińskiej, białoruskiej i litewskiej. Zrealizował program usunięcia z tego obszaru jaknajwiększej liczby zamieszkałych tam Polaków, przewrotnie nazwany “repatriacją” (“powrotem do ojczyzny”), podczas gdy właściwą byłaby tu nazwa “depatriacja”    (“opuszczenie ziem ojczystych”). Ludność ta opuszczała miejsca, w jakich od wieków żyli jej przodkowie, formalnie dobrowolnie – chociaż na Ukrainie sprowokowana terrorem, świadomie w tym celu zorganizowanym, wobec polskiej ludności wiejskiej; uciekała ona przed tym terrorem masowo do Lwowa, a stamtąd poza granice Sowietów. Poza tym przenoszenie się do Polski było zgoła niewymuszone – ludzie byli radzi, że mogą się wydostać z sowieckiego piekła.
           
Powojenna Polska Ludowa nie była już dla Stalina tym bękartem Wersalu, której nawet imię pragnął na zawsze wymazać z map[16]; teraz Polska była jego protektoratem, zasługującym na rekompensatę za utracone obszary na wschodzie. Wymógł zatem na swych aliantach oddanie Polsce 101 tys.km2 terytorium przedwojennych Niemiec, położonego na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej i usunięcie z owych Ziem Odzyskanych  całej ich niemieckiej ludności. A poza zachodnią granicą , czy to Rzeczpospolitej Obojga Narodów, czy to międzywojennej Rzeczpospolitej Polskiej – z wyjątkiem tylko górnośląskiego pogranicza – żyła od wieków praktycznie wyłącznie ludność niemiecka. Na przełomie XIX i XX wieku jej udział w ogólnej liczbie mieszkańców wynosił: w rejencji wrocławskiej 95,7%, w koszalińskiej 97,5%, we frankfurckiej 97,7%, w szczecińskiej 98,0%, w legnickiej 98,5%.[17]   Teraz, po akcji, którą jej organizatorzy nazywali wysiedleniem, a jej ofiary wypędzeniem Niemców, Ziemie Odzyskane zaczęto nazywać “odwiecznie polskimi” a Kresy Wschodnie, na których ludność polska osiadała od XIV wieku, przenosząc do nich cywilizację zachodnią, w propagandzie Polski Ludowej stały się Ziemiami Zapomnianymi.
           
W taki to sposób Polska Ludowa krzepła jako państwo jednonarodowe – według sławnej definicji Bolesława Bieruta (czyżby przez podświadomość mu podpowiedzianej?), stając się państwem narodowym w formie a socjalistycznym wtreści (zwróćmy uwagę na zbitkę tych dwóch przymiotników!). Polska Ludowa, po wysiedleniu Niemców poza swe granice, w 1948 roku przesiedliła Ukraińców z ich ojczystych siedzib na Ziemie Odzyskane, a w 1968 roku doprowadziła do emigracji żydowskich syjonistów. Przekształcono ją w typowy dla modelu sowieckiego organizm terytorialny (obojętnie, czy to w granicach Sowietów, czy też w demoludach), budowany według zasady: każdy naród do swojej własnej klatki. Jak do tego dojść? Recepta jest prosta: przyjąć do siebie naszych, których pozbywają się inni, usunąć stąd obcych, a pozostaną sami swoi, którzy są narodem. Doprawdy? Czy o wspólnocie narodowej decyduje tylko to jedno kryterium lingwistyczne, że cała ta zbieranina ludzka posługuje się tym samym, wspólnym językiem?  
           
Zachód Europy, już od ponad półwiecza, otrząsnął się z takiego nacjonalistycznego złudzenia. Jest on świadom tego, że wartością, tworzącą dziś wspólnotę, nie jest ani wspólne wyznanie religijne, ani wierność wspólnemu władcy, ani wreszcie wspólnota lingwistyczna. Spoiwem tej wspólnoty są łączące ją wartości cywilizacyjne. I w nich to wyraża się dusza, duchowa jakość Unii Europejskiej, tak jak przed wiekami wspólnota cywilizacyjna średniowiecznego Zachodu a w jego obrębie także wspólnota cywilizacyjna naszej Rzeczpospolitej Obojga Narodów.
           
W Hańbie domowej Jacka Trznadla znajduje się następująca wypowiedź Zbigniewa Herberta: W tej chwili społeczeństwo polskie składa się prawie w stu procentach z Polaków… Dla mnie Polska bez Żydów, bez Ukraińców, bez Ormian, tak jak to było we Lwowie, bez Włochów, bez rodzin pochodzenia włoskiego – przestała być Polską. Ten ideał państwa jednonarodowego jest ideałem faszystowskim, co tu dużo gadać.[18] Może jeszcze właściwiej należało powiedzieć: dla mnie taka Polska przestała być Europą.
           
Wiek XX uczynił Europę Środkowo-Wschodnią miejscem największej w Europie zbrodni. Nie wolno pod nią rozumieć jedynie holocaustu, lecz sumę tych wszystkich zbrodni, które wówczas dotknęły różne społeczności zamieszkujące to terytorium. Dawna mozaika narodowościowa przetrwała tu do początku minionego stulecia, lecz następnie, w ciągu praktycznie trzech dekad, została doszczętnie zniszczona: ci, co przeżyli, zostali według kryterium lingwistycznego, zapędzeni do klatek odpowiednich państw narodowych. Zabytki przeszłości – pałace,dworki,budowle sakralne i świeckie, cmentarze, zostały w sporej części planowo zniszczone, bądź zdewastowane. Czy po tym wszystkim wspólne tradycje mieszkańców dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów mogą doczekać się swego renesansu? Zależy to od spełnienia dwóch warunków. Po pierwsze, od znalezienia się całej Europy Środkowo-Wschodniej – a więc razem z Ukrainą i Białorusią – w obrębie Unii Europejskiej; po drugie, od dalszego zasadniczego postępu procesu integracji Europy. I jedno, i drugie to nie sprawa najbliższych lat; ale są uzasadnione nadzieje, że obie zostaną pomyślnie rozstrzygnięte w najbliższych dziesięcioleciach.
           
Po tym, jak Bałtowie – Litwa i Łotwa – znalazły się zarówno w Unii Europejskiej, jak w NATO, teren objęty polską polityką wschodnią skurczył się już tylko do obu wschodnich sąsiadów Polski: Ukrainy i Białorusi. Kiedy i one obie znajdą się w strukturach euroatlantyckich, zadanie polskiej polityki wschodniej zostanie dopełnione: całe terytorium dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów będzie wówczas zintegrowane z Zachodem. Ukraina – w odróżnieniu od Białorusi – raz po raz wysyła Zachodowi sygnały o swej gotowości przystąpienia zarówno do Unii Europejskiej, jak i do NATO. Białoruś, dopóki pozostaje ostatnią w Europie autokratyczną dyktaturą, jest przez Zachód bojkotowana, w związku z czym sprawa jej powiązania ze strukturami euroatlantyckimi narazie w ogóle nie jest brana pod uwagę.
           
Ilekroć w Unii Europejskiej pojawiają się apele na rzecz rozpoczęcia przez nią konkretnych decyzji w sprawie akcesu Ukrainy do UE – a Polska jest tego głównym rzecznikiem – natychmiast odzywają się oponenci, mówiący: najpierw załatwmy sprawę akcesu Turcji. Ponieważ, z upływem lat, ubywa zwolenników przyjęcia Turcji do Unii Europejskiej, z uwagi na zasadnicze rożnice między Turcją a kręgiem cywilizacji zachodniej, rozmowy w sprawie jej akcesu do UE są kontynuowane tylko pro forma, a w praktyce jakiekolwiek decyzje co do tego są odsyłane  Ad Kalendas Graecas. W tej sytuacji argumentowanie: Ukraina tak, ale po Turcji, oznacza zamrożenie i tej sprawy na długo, może na zawsze.
           
A przecież ani o Ukrainie, ani o Białorusi, nie można powiedzieć tego, co o Turcji: że to kraje obce wartościom cywilizacji zachodniej. Kilka wieków przedrozbiorowych powiązań tych krajów z Zachodem, poprzez unię polsko-litewską a następnie przez Rzeczpospolitą Obojga Narodów, wydało owoc: świadomość, że zarówno Ukraina, jak Białoruś, w sensie cywilizacyjnym to jednak jest prawdziwa Europa. W okresie międzywojennym rozumiał to Richard Coudenhove-Kalergi, tak definiując granice lansowanej przez niego Paneuropy: Paneuropa obejmuje półwysep między Rosją, Oceanem Atlantyckim i Morzem Śródziemnym.[19] W okresie powojennym, kiedy na Zachodzie integrować się poczęła Mała Europa, z emigracyjnej perspektywy pisał Wacław Zbyszewski: Wierzę najgłębiej, że do zjednoczenia Europy dojdzie, bo dojść musi. Nie obejmuje ona w żadnym wypadku mocarstw pozaeuropejskich, Rosji, Turcji, Arabów, bo wówczas żadnej Europy by nie było.[20] W rozwinięciu tej myśli dodaje on: Rosja do Europy nie należy cywilizacyjnie, a cywilizacja jest ważniejsza od etnografii i ona powinna dyktować granice a nie odwrotnie. [21]
           
Integracja całej tak rozumianej Europy, po ostatnich rozszerzeniach Unii Europejskiej bliska jest już urzeczywistnienia. Na zachodzie Unia sięga ściany atlantyckiej ( akces Norwegii zależy tylko od niej, ze strony Unii nie ma żadnych do tego przeszkód); na ścianie śródziemnomorskiej dzieło integracji zostało doprowadzone do końca: wszystkie wyspy Śródziemnomorza, od Balearów na zachodzie, po Cypr na wschodzie, znajdują się od 2004 roku w Unii Europejskiej. Do zintegrowania z Unią pozostały już tylko dwa obszary. Jednym z nich są zachodnie Bałkany: państwa tam powstałe w następstwie rozpadu Jugosławii, oraz Albania. Rozszerzenie Unii Europejskiej na ten obszar, odłożone do czasu przyjęcia przez nią traktatu konstytucyjnego, jest kwestią kilku najbliższych lat. A wtedy poza Unią pozostanie już tylko ostatni obszar, położony przy ścianie rosyjskiej, ten z Ukrainą i Białorusią. Byłoby niegodziwością, dalsze blokowanie temu ostatniemu fragmentowi Europy, dostępu do Unii Europejskiej.
           
Integracja Białorusi wymagać będzie od niej reform dostosowawczych do Unii Europejskiej o skali mniejszej, niż te, jakie oczekiwane są od Ukrainy. Ukraina jest od Białorusi trzykrotnie większa obszarem, cztero i półkrotnie ludnością, z ogromnym potencjałem przemysłowym, wymagającym dostosowania go do warunków gospodarki wolnorynkowej. Ma jednak nad Białorusią przewagę, w postaci rządu, starającego się o akces do Unii Europejskiej. I tu jest sedno sprawy: dopóki Białoruś nie wróci do demokracji, jaka tam istniała bezpośrednio po odzyskaniu przez nią niepodległości w 1991 roku, dopóty formalne warunki do podjęcia z Unią Europejską pertraktacji integracyjnych będą niemożliwe. Istnieje jednak precedens “wariantu hiszpańskiego”: rozmowy integracyjne tego państwa także były niemożliwe, dopóki rządziła nim dyktatura frankistowska; lecz uwiąd tej dyktatury i wyczerpywanie się jej możliwości wraz ze starzeniem się dyktatora, sprawiły podjęcie w Hiszpanii reform, dostosowujących ją do integracji z Europą, jeszcze za życia generała Franco. Dzięki temu, gdy z jego śmiercią hiszpańska dyktatura upadła i rozpoczęła się procedura akcesyjna, w ciągu jednej tylko dekady Hiszpania została przyjęta do Unii Europejskiej. Czy podobną integracyjną “drogę na skróty” wybierze także Białoruś? 
           
Dopiero znalezienie się całego terytorium Rzeczpospolitej Obojga Narodów w Unii Europejskiej stworzy warunki odbudowy tego, co jeszcze się da uratować z dziedzictwa istniejącej tu przed rozbiorami wspólnoty cywilizacyjnej, niszczonej przez zaborców – przede wszystkim przez rosyjskiego – a następnie, podczas tragicznych losów dziejowych Europy Środkowo-Wschodniej w XX wieku. A jakie po temu potencjalne możliwości istnieją, możemy per analogiam wskazywać, spoglądając na ich odpowiedniki na tych obszarach w otoczeniu Polski, jakie wraz z nią już dziś znajdują się w Unii Europejskiej.
           
Integrowania Europy nie udaje się eurosceptykom zatrzymać; co najwyżej potrafią ją jedynie na krótki czas przyhamować. Krok po kroku postępuje ona dalej i pogłębia się. Ogromnym benefisem ludności państw, dopiero w XXI wieku przyjętych do Unii Europejskiej, było rozciągnięcie na nią układu z Schengen, dopuszczającego swobodne i bez kontroli przemieszczanie się mieszkańców UE poprzez wszystkie granice państwowe tutaj istniejące; dzięki temu, chociaż te granice nadal są na mapach, ale już tak, jakby ich nie było. I do naszej części Europy dotarła dzięki temu euforia, podobna do tej, jaka miała miejsce w Małej Europie, kiedy tam zapoczątkowano jej integrację. Wspomina ją Józef Czapski: Spotkałem niedawno sympatyczną grupę młodych federalistów europejskich. Był Belg, Francuz, Szwajcar. Opowiadali mi z niekłamanym entuzjazmem, jak to zrywali słupy graniczne między Niemcami a Francją, jak w akcji tej byli popierani przez niektórych ministrów, jak policja patrzyła na to życzliwie przez palce.[22]
 
Był to niestety, tylko happening. Granice państwowe pomiędzy państwami członkowskimi Unii istnieją nadal, chociaż z każdym postępem integracji stają się coraz bardziej “dziurawe” a przez to mniej uciążliwe dla mieszkańców Unii. Kiedy nastąpi poprzez nie swobodny przepływ ludzi, towarów i kapitału, kiedy każdemu wolno będzie, bez pozwolenia tego czy owego państwa członkowskiego Unii, przenieść się w dowolne na jej terytorium miejsce, aby tam pracować, zbudować sobie dom albo domek letni, kupić ziemię w mieście, czy na wsi i tak dalej, wtedy znikną wszelkie animozje związane z arbitralnie narzuconymi granicami państwowymi, z podzielonymi tymi granicami miastami czy też historycznymi regionami Europy. W prawdziwie zintegrowanej Europie bezprzedmiotowe staną się spory o to, czy Alzacja to kraina francuska, czy niemiecka, czy Korsyka to wyspa francuska czy włoska, skoro obie są regionami UE; czy Wrocław, lub Szczecin to miasto polskie, czy niemieckie – ważne, że są one miastami UE.
           
Tak samo, jak dzisiejsze Wilno, z którego sukcesywnie eliminuje się nacjonalistyczne spory, uprzedzenia i szykany litewsko-polskie. Litwa odnajduje wspólną z Polską historię i także zaczęla świętować rocznice uchwalenia Konstytucji Trzeciego Maja, będącej przecież wspólnym dziełem obu “narodów” dawnej Rzeczpospolitej. Ale Lwów nie jest miastem UE, dopóki nie nastąpi akces Ukrainy do Unii. I mimo wszelkich obopólnych wysiłków, polskich i ukraińskich, w zacieraniu nacjonalistycznych animozji między tymi narodami, nadal jedna z głównych ulic tego miasta nosi nazwę Ulicy 17 Września, na pamiątkę daty z roku 1939, która dla Ukraińców upamiętnia ówczesne odzyskanie ich Ziem Zachodnich, a która dla Polaków oznacza dzień niesprowokowanej sowieckiej agresji na Polskę, wymordowania jej korpusu oficerskiego i skazanie mas polskiej ludności kresowej na wywózkę w głąb Azji, dla wielu z nich równoznacznej z eksterminacją.     
           
Kresy Wschodnie to miejsca rodzinne kwiatu polskiej literatury porozbiorowej z    Adamem Mickiewiczem i Juliuszem Słowackim na czele; dowódców – od Tadeusza Kościuszki po Władysława Andersa; i mnóstwa innych znakomitości z różnych dziedzin. Wymienieni, to przecież tylko przysłowiowy wierzchołek góry lodowej. Tych wielu tutaj niewymienionych także zasługuje na to, aby w ich stronach rodzinnych – jak to określił poeta – ich ślad na drodze/ocaliæ od zapomnienia. Radoœæ budzi to, ¿e nawet ogl¹daj¹cy przesz³oœæ przez nacjonalistyczne okulary, widz¹ w niektórych z nich bohaterów dwóch narodów. Takimi na dzisiejszej Bia³orusi s¹ Tadeusz Koœciuszko i Konstanty Kalinowski, powstaniec styczniowy, powieszony za to przez Rosjan. Ilu wiêcej ich bêdzie, gdy na Ukrainie i na Bia³orusi nadejdzie czas odk³amywania i przypominania wspólnej przesz³oœci dziejowej mieszkañców Europy Œrodkowo-Wschodniej?
           
Ziemia gromadzi prochy… Przeszłość poznajemy nie tylko poprzez mieszkańców określonego terytorium. Jest ona zakodowana również w samej ziemi, w jej regionalnym zróżnicowaniu, a więc w Geografii historycznej ziem dawnej Polski. To tytuł książki Zygmunta Glogera, opublikowanej na progu XX wieku[23], aż dotąd niedoścignionej kopalni materiałów o regionach historycznych Europy Środkowo-Wschodniej. W dobie integrowania się Europy, nie jej państwa narodowe, lecz jej regiony historyczne stają się klockami lego tej wielkiej struktury terytorialnej. Uzasadnia to Denis de Rougemont w znakomitym a niedocenianym Liście otwartym do Europejczyków[24]. Drogę integrowania się Europy przedstawia w rozdziale Ku federacji regionów, którego podtytuły mówią same za siebie: Kryzys narodów; Państwo Narodowe: nieudane cesarstwo; Jednocześnie za małe i za duże; Pojawienie się koncepcji regionu w XX wieku;Granice wymazane, regiony wyzwolone; Wzrost znaczenia regionów; Od regionów do federacji; Ku polityce regionalnej; Region nie jest miniaturą Państwa Narodowego; O federalistyczną formułę państwa; Od Europy narodowych mitów do Europy rzeczywistej.[25]
           
Europy rzeczywistej, czyli Europy Regionów. To docelowy ideał wszystkich europejskich federalistów. Lecz państwa narodowe Unii Europejskiej boją się tej koncepcji jak diabeł święconej wody. Z własnej woli nie rozwiążą się one pewnego pięknego dnia, jak to w 1991 roku uczynił Związek Sowiecki w Puszczy Białowieskiej. Trzeba zatem do celu tego dążyć konsekwentnie realizując zasadę: im mniej państwa narodowego – tym lepiej; im większa samorządność regionów – tym lepiej; a we wszystkich regionalistycznych przedsięwzięciach dbać o to, tworzone jednostki regionalne odpowiadały, na ile to możliwe, historycznym regionom kiedyś tam istniejącym.
           
Szczególne znaczenie ma to w odniesieniu do euroregionów, rozciągających się poprzez granice międzypaństwowe. Z reguły tworzy się je ad hoc, dla różnych lokalnych interesów, jak budowa komunikacyjnych przejść przez granicę, skoordynowanie gospodarki wodnej na rzece granicznej i tym podobnych. Przy tak utylitarnym podejściu, uwadze decydentów umyka sprawa zasadnicza: aby taki euroregion scalał krainy historyczne, porozcinane dziś granicami państwowymi.W nadmorskiej części Polski dwa klasyczne przykłady tego stanowią: na wschodzie region wschodniopruski, na zachodzie region pomorski ( w granicach dawnego Ducatus Pomeraniae, późniejszej Provinz Pommern) – oba rozcięte narzuconymi tam w 1945 roku granicami państwowymi.
           
Lecz dla naszego tematu najciekawsze są regiony historyczne na wschodzie dorzecza Wisły, tam gdzie płyną duże rzeki: San, Bug oraz Narew. Przy każdej z nich ukształtowały się już w średniowieczu regiony historyczne. Nad Sanem była to ziemia przemyska, dziś nazywana Podkarpaciem; nad Narwią i Biebrzą ukształtowało się Podlasie w jego najdawniejszym zasięgu; pierwszy z nich niemal cały, drugi w całości, na obecnym terytorium Polski. Na szczególną uwagę zasługuje region środkowy, nadbużański, który śmiało nazwać można zapomnianym regionem historycznym. Region ten to średniowieczna Lodomeria, czyli Księstwo Włodzimierskie. W XIII wieku obejmowało ono obszary górnej i środkowej części dorzecza Bugu, od źródeł tej rzeki, aż po granicę Mazowsza. Wyznaczały ją dopływy Bugu: od północy Nurzec, od południa Liwiec; nad nimi zbudowano grody Nur i Liw, będące pogranicznymi strażnicami Mazowsza od strony Rusi. Powierzchnia dorzecza Bugu w granicach Księstwa Włodzimierskiego (33,4 tys.km2) była tego samego rzędu, co dorzecza Warty od jej źródeł po ujście Noteci (34,6 tys.km2); nad Wartą ukształtowała się Wielkopolska, nad Bugiem równie rozległe Księstwo Włodzimierskie.
           
Region ten przestał istnieć w XIV wieku, kiedy rozpadł się na części inkorporowane albo przez Królestwo Polskie, albo przez Wielkie Księstwo Litewskie. Królestwo Polskie przejęło z niego ziemię chełmską, wcieloną do województwa ruskiego; część jej – ziemię bełzką, w roku 1387 oddał Jagiełło w lenno Mazowszu; kiedy wróciła do Królestwa Polskiego w 1462 roku, utworzono z niej odrębne województwo bełzkie; gdy Litwa ubiegła Królestwo w opanowaniu Wołynia, razem z nim przejęła ziemię włodzimierską; została ona powiatem włodzimierskim w województwie wołyńskim (zaś sam Włodzimierz był odtąd nazywany Wołyńskim); w XIV wieku Litwa opanowała też środkową część dorzecza Bugu; tamtejsza ziemia brzeska przekształciła się w powiat brzeski województwa brzesko-litewskiego (gdyż Brześć był odtąd nazywany Brześciem Litewskim); natomiast najbliżej Mazowsza położona ziemia drohicka, została częścią województwa podlaskiego.
           
Zwróćmy uwagę, iż każda z tych pięciu części dawnej Lodomerii należała w Rzeczypospolitej Obojga Narodów do innego województwa. Już wówczas pamięć o tym regionie historycznym całkowicie się zatarła – a szkoda, gdyż region ten byłby doskonałym zwornikiem sąsiednich regionów, na tym dawnym pograniczu polsko-ruskim. W jego to historycznych granicach powinien się ukształtować dzisiejszy Euroregion Bug, jako podobny zwornik regionalny na obecnym pograniczu Polski, Ukrainy i Białorusi.
 
 
Źródło: P. Eberhardt (red.), Problematyka geopolityczna ziem polskich, Warszawa 2008, ss. 187-216.
 
 
 

[1]Ch. Dawson, Tworzenie się Europy, Przekład J. W. Zielińska, IW PAX, Warszawa 1961.

[2]J. Kłoczowski, Młodsza Europa. Europa Środkowo-Wschodnia w kręgu cywilizacji chrześcijańskiej średniowiecza, PIW 1998.

[3]Z. Świechowski, Sztuka romańska w Polsce, Arkady 1982, s. 273.

[4]St. Mackiewicz – Cat, Herezje I prawdy, IW PAX, Warszawa 1962, s. 126.

[5]Ibidem, s.112.

[6]O. Sosnowski, Uwagi o gotyckim budownictwie drzewnym w Polsce, Warszawa 1935, s.21.

[7]P. Eberhardt, Między Rosją a Niemcami. Przemiany w Europie Środkowo-Wschodniej w XX w.,PWNWarszawa 1996, s. 88n.

[8]A. J. Toynbee, Hellenizm. Dzieje cywilizacji, Przekład A. Piskozub, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2002, s. 248.

[9]Wł. Studnicki, Wyznanie germanofila polskiego, (w:) Pisma Wybrane, t.III, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2000, s. 19.

[10]H. Carrere d'Encausse, Bolszewicy i narody czyli Wielkie Urągowisko 1917-1930, Przekład K.Kowalski, Oficyna Wydawnicza MOST, Warszawa 1992, s. 60.

[11]P. Jasienica (Lech Beynar), Pamiętnik, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 1989, s. 32n.

[12]St. Mackiewicz-Cat, Historja Polski od 11 listopada 1918 r. do 17 września 1939 r., Wydawnictwo KURS, Wrocław 1986, s. 129.

[13]Ibidem.

[14]T. A. Olszański, Zarys historii Ukrainy w XX wieku, Warszawa 1990, s. 208.

[15]A. Jezierski, C. Leszczyńska, Dzieje społeczno-gospodarcze Polski do roku 1950. Próba syntezy, UWWarszawa1992, s.166n.

[16]P. Zaremba, Historia dwudziestolecia 1918-1939, Instytut Literacki, Paryż 1981, s. 492.

[17]Eberhardt, op.cit., s. 88n.

[18]J. Trznadel, Hańba domowa. Rozmowy z pisarzami, InstytutLiteracki, Paryż1988 s. 191.

[19]R. Coudenhove-Kalergi, Naród europejski, Przekład A. Piskozub i M. Urbanowicz, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 1997, s. 121.

[20]W. A. Zbyszewski, Zagubieni romantycy i inni, Instytut Literacki, Paryż 1992, s. 37.

[21]Ibidem, s.87.

[22]O jedność Europy. Antologia polskiej XX-wiecznej myśli europejskiej, UKIE Warszawa 2007, s.107.

[23]Z. Gloger, Geografia historyczna ziem dawnej Polski, Kraków1900( II wydanie Kraków 1903).

[24]D. de Rougemont, List otwarty do Europejczyków, Przekład A. Olędzka-Frybesowa. Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 1995.

[25]Ibidem, s. 132-172.
 
 
 
 
 
 
 

Komentarze

komentarze

Powrót na górę