Rozmowa z Władysławem Gulewiczem, ukraińskim dziennikarzem, ekspertem ds. międzynarodowych
W końcu 2011 r. Parlament Europejski nazwał proces byłej premier Julii Tymoszenko "sądowym nadużyciem", wymierzonym w jednego z czołowych polityków opozycyjnych. Z kolei prezydent Wiktor Janukowycz nazwał rezolucję PE dotyczącą Ukrainy potwierdzeniem europejskiej przyszłości tego kraju. Zgadza się Pan z taką opinią? Jak Pan widzi w tym kontekście perspektywę wstąpienia Ukrainy do UE.
Władysław Gulewicz: Administracja prezydenta Janukowycza podtrzymuje w społeczeństwie optymistyczne nastroje związane z perspektywami integracji Ukrainy z UE, dlatego każde spotkanie z urzędnikami europejskimi, bez względu na jego rezultat, jest przedstawiane jako sukces. Nie sądzę, aby Kijów miał realne szanse wstąpienia do UE w najbliższej przyszłości i to widać gołym okiem. Dziwne, że Europa wspiera Julię Tymoszenko, polityka grającego na profaszystowskich nastrojach najbardziej radykalnej części elektoratu.
Czy realne jest uczestnictwo Ukrainy we Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej i Unii Celnej z Rosją, Białorusią i Kazachstanem (a w dalszej perspektywie w Unii Eurazjatyckiej) i jak ten wariant wpisuje się w inne wektory ukraińskiej polityki zagranicznej i strategii rozwoju gospodarczego Ukrainy?
– Dla Ukrainy byłoby korzystne wznowić wszystkie te kontakty przemysłowo-handlowe, które istniały między republikami radzieckimi, zwłaszcza dziś, kiedy społeczeństwo ukraińskie żyje w trudnych warunkach gospodarczych. Ale to nie odpowiada interesom oligarchów na szczytach ukraińskich władz. Do lekkomyślnej orientacji na Europę wzywają ci, których interesy handlowe związane są z europejskim rynkiem. To właśnie nasi oligarchowie. Na zamrażaniu stosunków przemysłowych z Rosją, Kazachstanem i innymi byłymi republikami radzieckimi i reorientacją polityki na Zachód skorzystają głównie tylko oni, a nie zwykli obywatele.
Ukraińską sceną polityczną w znacznym stopniu tworzą oligarchowie, którzy w niepodległym państwie szukają gwarancji dla swoich interesów. Na ile ich wpływ może osłabić tendencje w przystąpieniu Ukrainy do Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej?
– Oligarchowie to mniejszość, ale to oni definiują politykę zagraniczną Kijowa. Dlaczego Kijów nadal ignoruje wiele projektów gospodarczych w ramach Eurazjatyckiej Przestrzeni Gospodarczej? Dlaczego Kazachstan i Białoruś są członkami Unii Celnej a Ukraina nie? Dlatego, że ukraińscy oligarchowie obawiają się o swoje aktywa, nie chcą dzielić się władzą. Dopóty interesy ukraińskich oligarchów będą leżeć na Zachodzie, dopóki nie należy oczekiwać znaczących zmian w eurazjatyckiej integracji Ukrainy.
Ukraina dysponuje znacznym potencjałem naukowo-technicznym w zakresie ważnych technologii. W zeszłym roku Kijów podpisał porozumienie o strefie wolnego handlu WNP. Jakie będą jego losy w przyszłości?
– Podpisanie umowy o strefie wolnego handlu to dobry krok naprzód. Szkoda tylko, że nie stało się to wcześniej. Handel bez ceł przywozowych nie opiera się na umowach dwustronnych, jak to było wcześniej, ale na wielostronnych umowach, które pozwalają optymalizować gospodarki państw WNP. Kijów już zadeklarował gotowość do ratyfikowania porozumienia w sprawie strefy wolnego handlu z krajami WNP. Zapewni to dodatkowe możliwości dla Kijowa w transporcie surowców energetycznych, na przykład z Azji Środkowej przez Rosję na Ukrainę. Ale to tylko część tego, co może uczynić Ukraina.
Jak Kijów zachowa się w przyszłości? W tej chwili trudno powiedzieć, ponieważ wszystko będzie zależało od jego stosunków z Europą. Można jednak zdecydowanie powiedzieć, że nie nastąpi pełne włączenie ukraińskiej gospodarki do gospodarki Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej.
Czy może Pan przedstawić pokrótce główne kierunki współczesnej ukraińskiej myśli geopolitycznej?
– Być może niektórzy na Ukrainie będą postrzegać moje słowa jako bunt, ale nie widzę autentycznej ukraińskiej geopolityki. Na „swoją” geopolitykę mogą sobie pozwolić jedynie supermocarstwa albo regionalni liderzy. Ukraina nie jest ani jednym, ani drugim. Dlatego geopolityczne teorie Ukraińców to „typ idealny” (według Webera), tj. stały cel lub konstrukcja, która odzwierciedla idealne istnienie państwa ukraińskiego, a pod wieloma względami służy jako kalka geopolitycznych poglądów państw zachodnich. Ukraina zajmuje pozycję pośrednią pomiędzy Europą i Eurazją i wobec obu jest to położenie peryferyjne. Kijów nie jest autorem żadnej oryginalnej teorii geopolitycznej. Ukraińska geopolityka jest albo „intelektualnym duplikatem” zachodniej geopolityki, gdzie Ukraina jest postrzegana jako państwo wrogie Rosji, albo rosyjską geopolityką, zgodnie z którą Ukraina, jako była Małorosja, skłania się ku Moskwie. Kijów położony jest między dwiema stolicami – Warszawą i Moskwą, które są geopolitycznie bardziej atrakcyjne i silniejsze. Dlatego też, jeśli nazywać coś ukraińską geopolityką, to tylko taktykę balansowania między Wschodem a Zachodem.
Jak Pan ocenia rozwój stosunków polsko-ukraińskich po 1991 roku? Jakie są sukcesy i porażki?
– Relacje polsko-ukraińskie po 1991 roku to seria konfliktów, a jednocześnie przyjaznych gestów. Niektóre kroki ukraińskich władz nie przyczyniły się do wzmocnienia stosunków polsko-ukraińskich (np. próby Kijowa, za kadencji Wiktora Juszczenki, rehabilitacji członków OUN-UPA). Jednocześnie, dążenia Warszawy do wykorzystania Ukrainy w konfrontacji z Moskwą, która miała miejsce pod rządami prezydenta Lecha Kaczyńskiego, doprowadziły do ??protestów w rosyjskojęzycznej wschodniej Ukrainie. Widzieliśmy styl rządów prozachodniego Wiktora Juszczenki. Widzimy styl rządów Wiktora Janukowycza, który został tymczasowo uznany za przywódcę prorosyjskiego. Przed nim, widzieliśmy ten sam styl u Leonida Kuczmy. Juszczenko i Janukowycz – to dwa bieguny, pierwszy ze znakiem „minus”, drugi ze znakiem „plus”, które są możliwe w odniesieniu do Warszawy i Kijowa. Tymi dwoma figurami ograniczona jest swoboda manewrów polsko-ukraińskich. W Kijowie, może zasiadać albo prozachodni prezydent, sprzyjający nacjonalizmowi ukraińskiemu, albo umownie prorosyjski, balansujący pomiędzy Rosją i Polską, i nie tak często, ale regularnie odnoszący się do nacjonalistycznego dyskursu.
Zachodnia Ukraina pod względem ekonomicznym, gospodarczym jest głęboką prowincją państwa, niezdolną do samodzielnego funkcjonowania nawet przy znacznej autonomii regionu. Jakie strategiczne cele polityczne przyświecają administracji samorządowej w tym regionie mając na uwadze, iż cztery obwody zdominowane przez „Swobodę” liczące około 8 mln obywateli walczą o wpływy na Ukrainie z dwukrotnie liczniejszą mniejszością rosyjską zamieszkałą zwarcie we wschodniej i południowej części państwa?
– „Swoboda” – to partia marginalna. Mówi wiele o tym, co jest sensem jej istnienia – odciągnięcie niektórych z najbardziej radykalnych wyborców Julii Tymoszenko. Zarówno Tymoszenko jak i Ołeh Tiahnybok działają na nacjonalistycznym polu wyborczym. Ich hasła są bardzo podobne. Dopóki, istnieje „Swoboda”, nie należy obawiać się wzmocnienia bloku Julii Tymoszenko. Ponadto, w przyszłości, członkowie „Swobody” mogą być użyci jako ideologiczna bariera dla ekspansji rumuńskiej czy węgierskiej. Jeśli chodzi o węgierski separatyzm, członkowie „Swobody” byli wykorzystywani już nie raz. Istnienie takiej ultra-nacjonalistycznej partii, jak „Swoboda”, pobudza ukraińską ideę, dając jej impuls i efektowność, sprzeciwiając się idei Ukrainy jako Małorosji. Ideologia niepodległej Ukrainy opiera się na maksymalizacji perspektywy ukrainocentrycznej, charakterystycznej dla zachodnio-ukraińskiego społeczeństwa, który stanowi jedynie 15 proc. ogółu ludności kraju, ale nie całej Ukrainy, w której żyje kolejne 85 proc. populacji. „Swoboda” jest właśnie przedstawicielem ideologii zachodnio-ukraińskiej.
Jaki wpływ na ukraińską gospodarkę i geopolitykę będzie miało uruchomienie gazociągu South Stream?
– „Południowy Potok” może znacząco obniżyć pozycję Ukrainy jako państwa tranzytowego. Ucierpi ukraiński budżet, mający spore wpływy od tranzytu rosyjskiego gazu do Europy. Kijów utraci możliwość wpływu na wiele spraw dotyczących współpracy ukraińsko-rosyjskiej, straci swój główny argument – niezbędność swojego systemu przesyłowego. Każdy rok opóźnienia budowy „South Stream” jest dla Ukrainy wytchnieniem. Potem Kijów zamieni się w zwykłego konsumenta rosyjskiego gazu.
Aleksander Rahr, znany niemiecki politolog i wschodoznawca, powiedział, że Ukraina to „państwo upadłe” (failed state). Dmitrij Rogozin, stały przedstawiciel Rosji przy NATO i wicepremier, w wywiadzie dla BBC stwierdził, że ewentualne wstąpienie Ukrainy do NATO, całkowicie zdestabilizuje sytuację polityczną w tym kraju. Dodał przy tym, że „istnieje realne niebezpieczeństwo rozpadu państwa ukraińskiego”. Nawet w poważnych ukraińskich czasopismach (np. Witalij Pomazanow w „Ukraińskiej Prawdzie”) analizowane są możliwe perspektywy rozpadu Ukrainy. Jak Pan uważa, skąd się biorą takie oceny? Mają one dostateczne podstawy?
– Ukraina była stabilna tylko w ramach większych organizmów państwowych. Na przykład w ZSRR. Wraz z upadkiem Związku Radzieckiego Ukraina pożegnała się z wewnętrzną stabilnością. Przyczyną jest to, że do Ukrainy zostały włączone ziemie, które albo nigdy, albo przez długi okres nie wchodziły w jej skład – ziemie zachodnio-ukraińskie, Donbas, Krym, Odessa. Linia cywilizacyjnego podziału przechodzi przez Dniepr. Zachodnia Ukraina nie jest podobna do Wschodniej Ukrainy, choć co roku obchodzimy święto jedności w światopoglądzie obywateli nie ma żadnej wspólnoty. Południowy Wschód zmierza w kierunku Rosji. Nie jest to zaskoczenie, ponieważ wcześniej obszar ten wraz z częścią terytorium na południu Rosji nazywano Noworosją. Zachodnia część Ukrainy ciągnie w stronę Europy, ale przy tym buduje swoją tożsamość narodową na polonofobii i rusofobii. Centralna Ukraina jest ideologicznie podzielona, krzyżują się tam nastroje prorosyjskie, prozachodnie i nacjonalistycznie. Zakarpaccy Rusini zazwyczaj domagają się specjalnego statusu i praw, uważając się za czwarty wschodnio-słowiański naród, wraz z rosyjskim, ukraińskim i białoruskim. Dlatego utajone zagrożenie podziałem na Ukrainie istnieje.
Europejski Trybunał pozbawił Ukrainę praw do Wyspy Wężowej z jej bogatym szelfem. Po masowym wydawaniu paszportów rumuńskich i węgierskich może powstać sytuacja, gdzie na obszarach Ukrainy, gdzie będzie znaczna liczba osób z osób z obcymi paszportami będzie domagać się autonomii. Czy Pańskim zdaniem możliwy jest na Ukrainie scenariusz podobny do Kosowa (delta Dunaju, Krym, Ruś Karpacka)? Czy istnieją jakieś poważniejsze tendencje separatystyczne na Ukrainie?
– Rumuński i węgierski ekspansjonizm – to główne wyzwania dla Ukrainy w dającej się przewidzieć przyszłości. Najbardziej agresywne działa Bukareszt, przedstawiając ideę Wielkiej Rumunii, w skład której powinna wchodzić Mołdawia, Naddniestrze, część Ukrainy (Bukowina i Odessa). Utrata Wyspy Wężowej to pierwsze ustępstwo Kijowa wobec Bukaresztu. Teraz Rumuni wysuwają pretensje do wielu strategicznie ważnych wysp w delcie Dunaju, starając się propagować nastroje panrumuńskie wśród Rumunów na Ukrainie. Kijów sam wsadził głowę w tę pułapkę, kiedy w przypływie głupiej naiwności, zdecydował, że Zachód będzie jego najlepszym sprzymierzeńcem. Wtedy Rumunia poparła prozachodnie dążenia Kijowa, a następnie uderzyła pierwsza biorąc Wyspę Wężową.
Węgry starają się zdobyć Zakarpacie, gdzie mieszka większość ze 156 tys. Węgrów na Ukrainie. W przygranicznej miejscowości Berehowe (pol. Bereg Saski – przyp. red.) większość mieszkańców stanowią Węgrzy. W swoim czasie lokalne władze zdecydowały, aby posiedzenia rozpoczynały się od wykonania węgierskiego hymnu narodowego. Wywołało to wiele hałasu na Ukrainie i otworzyło nam oczy na problem węgierskiego separatyzmu. Groźba separatyzmu na Ukrainie istnieje, ale ma jeszcze ukryty charakter. Wszystko będzie zależeć od sytuacji geopolitycznej w regionie.
Jeden z uznanych ukraińskich politologów Mykoła Riabczuk w ubiegłym roku zwrócił uwagę na realne zagrożenie powstania na zachodniej Ukrainie konfliktu o charakterze zbliżonym do trwającego przez lata zbrojnego konfliktu w Ulsterze? Jak Pan ocenia realną możliwość powstania na Ukrainie terroryzmu politycznego?
– Jeśli panowie pamiętacie, w 2010 r. zostało aresztowanych kilku członków organizacji nacjonalistycznych za organizację zamachów bombowych. To przestępstwo zostało zakwalifikowane jako akt terrorystyczny. Ale były to działania pojedynczych ekstremistów. Nie sądzę, aby był powód, aby mówić o groźbie terroryzmu politycznego w najbliższym czasie. Konfliktów na szeroką skalę, takich jak w Ulsterze, na zachodniej Ukrainie nie zobaczymy. Tam wszystko jest zbyt zukrainizowane i nie ma sił zdolnych rzucić wyzwanie ukraińskim nacjonalistom. Wszystkie ogranicza się do lokalnych potyczek, takich jak we Lwowie 9 maja 2011 r.
Jak Kijów postrzega próbę powołania Trójkąta Kaliningradzkiego, tj. osi współpracy Polski, Rosji i Niemiec?
– Problemem Ukrainy jest prowincjonalne myślenie jej politycznych elit. Wąskie geopolityczne horyzonty większości ukraińskich polityków nie pozwalają im zrozumieć ogromu wielu procesów, w tym i idei Trójkąta Kaliningradzkiego. Tych, którzy myślą inaczej, w Kijowie nie słuchają. Dlatego Kijów nie uwzględnia koncepcji Trójkąta Kaliningradzkiego. I tym gorzej dla Kijowa. Nie mam na myśli ekspertów i analityków, którzy bez wątpienia, trzymają rękę na pulsie, a elitę polityczną, która jest bardziej zaniepokojona bieżącą kondycją gospodarczą niż ideami geopolitycznymi. Moim prywatnym zdaniem, koncepcja Trójkąta Kaliningradzkiego ma przyszłość i niesie w sobie konstruktywny potencjał. A czy ten potencjał zostanie wykorzystany, zależy od politycznej woli wszystkich trzech stolic.
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiali: dr Leszek Sykulski i dr Andrzej Zapałowski