Z prof. Stanisławem Bieleniem* rozmawia Tomasz Szeląg
Onet: Dlaczego Rosjanie od tylu lat gremialnie popierają Władimira Putina, podczas gdy na Zachodzie (również w Polsce) nie ma on dobrej prasy? Z czego to wynika?
Prof. Stanisław Bieleń: Wszelkie analizy sytuacji politycznej w Rosji natrafiają obecnie na różne przeszkody natury psychologicznej i emocjonalnej. Pod wpływem "gorączki ukraińskiej" i antyrosyjskiej histerii, mamy do czynienia z niezwykle wypaczonym obrazem Rosji i samego Putina. Trwa medialna i polityczna akcja etykietowania, tzn. negatywnego naznaczania i deprecjonowania. Od czasów zakończenia "zimnej wojny" jest to najpoważniejsza próba zdyskredytowania wizerunku Rosji i jej przywódcy jako wroga Zachodu. To oczywiście sprzyja konsolidacji władzy w Rosji i wzrostowi popularności samego Putina.
Niezależnie jednak od uwarunkowań związanych z Ukrainą, spróbuję odpowiedzieć na postawione pytanie, przywołując przede wszystkim doświadczenia "drugiej smuty", która trwała w nowej Rosji przez dekadę lat 90. ubiegłego wieku. Rozpad radzieckiego mocarstwa wywołał u wielu Rosjan nie tylko głęboką traumę w sensie psychologicznym, ale naraził miliony ludzi na dramatyczne przeżycia, zagrażające wprost ich egzystencji fizycznej.
Grabież majątku narodowego w imię reform rynkowych oraz demontaż aparatu administracyjnego państwa, w imię przemian demokratycznych, a także groźba dezintegracji Rosji – wszystko to wywołało, niczym po klęsce wojny czy rewolucji – silną tęsknotę za stabilnością ładu społecznego i gwarancjami spokojnego bytowania. Jeśli do tych doświadczeń dodamy rosyjski respekt dla tradycji silnej władzy, to nie powinniśmy się dziwić, zachowując jasność analitycznego umysłu, dlaczego Rosjanie tak gremialnie popierają Władimira Putina.
On jest przecież dla nich prawdziwym "carem-odnowicielem" i "wielkim reanimatorem"! To Putin zapewnił stabilność i bezpieczeństwo wewnętrzne, on symbolizuje podniesienie Rosji "z kolan" i przywrócenie wiary w mocarstwową świetność.
Mówi Pan o tradycyjnym w Rosji respekcie dla silnej władzy, a jaką rolę odgrywa czynnik przestrzeni? Mamy przecież do czynienia z największym terytorialnie państwem świata.
Silne jednoosobowe przywództwo polityczne w Rosji opiera się na wielowiekowej tradycji patrymonialnej i autorytarnej. Do tego, faktycznie, dochodzi czynnik ogromnej przestrzeni i surowego klimatu. Już Katarzyna II zaobserwowała, że wielkie imperium, jakim jest Rosja, rozpadłoby się, jeśliby zaprowadzono w nim rządy inne niż samowładcze. Jedynie one mogą z należytą szybkością zaspokajać potrzeby odległych stron, a każda inna władza jest zgubna z powodu powolności swojego działania.
Przestrzeń ma więc charakter deterministyczny. Decyduje o kształcie ustrojowym, ale i o definicji interesu narodowego. Potencjał geograficzny i geopolityczny przesądza o scentralizowanej i autorytarnej surowości państwa, ale i o pretensjach do odgrywania dominującej roli w świecie. Prowadzenie polityki musi zatem odpowiadać rozmiarom państwa, stale zagrożonego przez niespodziewane ataki czy zagrożenia ze strony katastrof wewnętrznych i wrogich sił zewnętrznych. Unikalny transkontynentalny charakter i znaczenie Rosji jako jednego z głównych ośrodków potęgi w świecie wielobiegunowym decydują o koncentracji i centralizacji władzy politycznej.
Zapytam wprost: czy Rosja jest "skazana" na samowładztwo?
Sięgając do myśli teoretycznej Maxa Webera, można wskazać, że w Rosji zawsze przeważały dwa typy legitymizacji władzy: tradycyjna (dynastyczna sukcesja i sakralny charakter) oraz charyzmatyczna (posłannictwo dziejowe i nadnaturalne właściwości rządzących). Legitymizacja normatywna – najbardziej pożądana z punktu widzenia woli powszechnej – nigdy nie miała szans na wykształcenie się ze względu na lekceważenie konstytucji i rządów prawa. Taki stan rzeczy utrzymuje się do dzisiaj. Przez pryzmat postaci prezydenta i jego osobowości postrzegane jest całe państwo, jego instytucje władcze i charakter rządów.
Ludzie naprawdę wierzą, że w Rosji jedynie silny przywódca, a nie partie polityczne czy parlament, jest gwarantem bezpieczeństwa i dobrobytu, gdyż to on sprawuje władzę z woli narodu i tę wolę najskuteczniej realizuje. To oczywiście musi prowadzić do rozmaitych aberracji. Musi też wywoływać niechęć i krytykę u tych wszystkich, którzy hołdują alternatywnym sposobom legitymizacji władzy państwowej. Nie dziwi więc brak dobrej prasy na Zachodzie, którego wartości putinowska Rosja lekceważy.
Czy w takich warunkach jest jakakolwiek szansa na powstanie silnej opozycji politycznej?
Mimo 20 lat transformacji ustrojowej w Rosji dotąd nie zaistniały warunki dla wykształcenia się instytucjonalnej opozycji politycznej, która byłaby w stanie w drodze wyborów przejąć władzę i nie naruszyć konstytucyjnych podstaw istniejącego porządku. Jedyny raz w 1996 r. powstała groźba powrotu do władzy komunistów, co z pewnością pociągnęłoby za sobą antysystemowe konsekwencje. Od końca lat 90. ub. wieku trwa natomiast polityka marginalizowania partii opozycyjnych i umacniania monopolu "partii władzy", tj. Jednej Rosji, tak na szczeblu federalnym, jak i na poziomie podmiotów federacji.
Obserwatorzy rosyjskiej sceny politycznej uświadamiają sobie, że petryfikacja obecnego układu sił, pozbawionego "hamulców i równowag", prowadzi do recydywy autorytarnej.
Jedna Rosja w ostatnich wyborach parlamentarnych zdobyła wprawdzie mniej niż 50 proc., ale obecne elity nie zamierzają oddać władzy…
Państwo zdaje egzamin demokratyczny, jeśli przynajmniej raz jego władza w drodze wyborów powszechnych przechodzi z rąk jednej partii do innej. Ma to ważne znaczenie nie tylko dla umocnienia pluralizmu politycznego, ale także dla legitymizacji ustroju ekonomicznego, zwłaszcza podziału bogactwa społecznego, jaki w sposób żywiołowy – jak w Rosji lat 90. ub. wieku – ukształtował się podczas "kapitalistycznej" rewolucji. W większości europejskich państw pokomunistycznych dokonała się właśnie taka zmiana, kiedy partie lewicowe, socjaldemokratyczne czy pokomunistyczne, przejęły na drodze wyborów władzę i zaakceptowały faktycznie przejście do nowego ustroju ekonomicznego.
A jak jest w Rosji?
Przed rosyjskim państwem ciągle stoi takie właśnie zadanie, aby dopuścić do rządzenia prosystemową partię centrolewicową, która dokonałaby legitymizacji nowego ładu. Taki zamysł towarzyszył powstaniu partii. Taki zamysł towarzyszył powstaniu partii Rodina, a następnie Sprawiedliwej Rosji.
W samej Jednej Rosji pozwolono na rozwój frakcji, celem utrzymania pewnej dynamiki w definiowaniu interesów różnych kręgów społeczeństwa. Dotąd nie doszło jednak do alternacji na drodze demokratycznych wyborów. Na tym tle trudno np. ocenić potencjał nowej partii opozycyjnej Sojusz Narodowy, na czele z Aleksiejem Nawalnym, powołanej jesienią 2013 roku.
Rosyjscy politolodzy i politycy bardzo nie lubią, jak im się robi wykłady dotyczące demokracji. Uwielbiają natomiast cytować zachodnich kolegów, którzy wskazują, że budowanie demokracji to mozolny proces…
Gdyby przewertować karty historii brytyjskiego parlamentaryzmu czy amerykańskiego prezydencjalizmu, to okazałoby się, że w tych państwach w początkach kształtowania się nowoczesnej demokracji także pod znakiem zapytania stawało dopuszczenie legalnej opozycji do władzy (wigowie – torysi, a potem laburzyści w Wielkiej Brytanii oraz federaliści, później demokraci i republikanie w USA).
Ostatecznie w procesie długotrwałej walki politycznej wykształcił się tam konsensus, polegający na tym, że wszystkie siły polityczne, chcące uczestniczyć w procesie rządzenia, muszą zaakceptować pewne "warunki brzegowe", poza które nie mogą wyjść, bez zagrożenia dla istoty całego systemu. Kierując się mądrością i wiedzą, na przeobrażenia ustrojowe w innych państwach należy zatem spoglądać z dystansem i cierpliwością.
Nawet gdy udziela się nam euforia spowodowana zwycięstwem kijowskiego Majdanu na Ukrainie, nie powinniśmy oczekiwać, aby o zmianie reżimu politycznego w tak szczególnym państwie jak Rosja zadecydowała kolejna "rewolucja ludowa".
Stawka w grze o władzę w Rosji jest zbyt wysoka. Choćby dlatego, że jest to potężne mocarstwo atomowe, od którego kondycji zależy pewność kontroli nad arsenałem jądrowym, a zatem i bezpieczeństwo globu.
To jaka jest realna siła opozycji wobec Putina i rządzącej elity?
W dzisiejszej Rosji mamy do czynienia ze słabością oporu intelektualnej i moralnej opozycji wobec wszelkich przejawów samowładztwa. Inteligencja przestała być nosicielem kryteriów i wartości moralnych. Współcześni intelektualiści, co nie jest zresztą rosyjskim wyjątkiem, stali się propagandystami, doradcami i ekspertami na usługach urzędników i władzy. Wiąże się z tym zjawisko atomizacji społeczeństwa, braku społecznej alternatywy i zorganizowanego protestu, który mógłby stać się podstawą systemowej (a nie antysystemowej) opozycji.
A tacy ludzie jak Aleksiej Nawalny, Borys Niemcow, Ilja Jaszyn czy Michaił Prochorow. Czy oni mają szansę rozruszać rosyjską politykę? Czy są realną alternatywą dla rządów Putina?
Doświadczenia z Aleksiejem Nawalnym, Borysem Niemcowem, Ilją Jaszynem i innymi opozycjonistami, których znakiem rozpoznawczym stał się Plac Błotny w Moskwie, pokazują, że uliczna opozycja, uciekająca się do populizmu i demagogii, jest "niewybieralna" (choć w wyborach na mera Moskwy Nawalny zdobył aż 27 proc. głosów, jednakże przy 32 proc. frekwencji) i nie stanowi raczej realnej alternatywy dla rządzenia państwem.
Z kolei tacy "niezależni" kandydaci w wyborach prezydenckich, jak Michaił Prochorow szybko mogą podzielić los innych oligarchów z lat 90., gdy okaże się, że swoje interesy wiążą z kapitałem zachodnim.
W Rosji mamy do czynienia z systemem politycznym, w którym aktywność i możliwość oddziaływania opozycji antysystemowej jest ograniczona. Dużą rolę w budowaniu świadomości obywatelskiej mogą jednak odegrać organizacje pozarządowe, których w 2013 roku było zarejestrowanych ponad 220 tys., odgrywające rolę demaskatora niezgodnych z prawem działań funkcjonariuszy państwowych (demaskowanie korupcji, nepotyzmu czy brutalności policji).
Do najbardziej znanych należą: Memoriał, Gołos, Demos czy Komitet Przeciwko Torturom. Na terytorium Rosji swoje oddziały mają też międzynarodowe organizacje pozarządowe, takie jak: Amnesty International, Freedom House czy The Open Society Institute.
Na kształtowanie opinii społecznej oddziałują również niezależne ośrodki, jak Centrum Lewady czy moskiewski oddział amerykańskiej fundacji Carnegie Center. Ich wyniki badań, m.in. dzięki internetowi, trafiają do szerokich odbiorców i mają wpływ na kształtowanie ich poglądów politycznych. Warto zauważyć, że polityczne zaangażowanie organizacji pozarządowych wywołuje zaostrzanie rygorów prawnych ich funkcjonowania, zwłaszcza w kontekście finansowego wsparcia z zagranicy.
Na mocy ustawy z 2012 r. wiele z nich otrzymało miano "zagranicznych agentów", co służy ich dyskredytacji w społeczeństwie rosyjskim. Dość powszechnie stosowanym chwytem ze strony władz jest także inkorporowanie różnych organizacji pozarządowych w struktury państwowe, czemu służyło powołanie Forum Obywatelskiego czy Izby Społecznej. Tworzenie przez władze własnego "trzeciego sektora" i nagłaśnianie jego działalności jest celowym sposobem osłabiania "oddolnych" obywatelskich ruchów społecznych.
Wszystko, co Pan mówi, składa się na obraz raczej słabo zorganizowanego i mało aktywnego społeczeństwa. Jak można by je zaktywizować?
Obecnie jest to bardzo trudne. Społeczeństwo rosyjskie, które przez lata było traktowane przedmiotowo, nie miało możliwości demokratycznego wyboru władzy, ani jej kontrolowania. Być może w przypadku rosyjskim musi dojść do pewnego przesilenia w samych elitach politycznych, które uznają konieczność reform demokratycznych za nieuniknioną. Może to nastąpić także pod wpływem presji rodzącego się społeczeństwa obywatelskiego, które wymusi ustępstwa i dopuszczenie części opozycji do rządzenia.
Póki co, w Rosji władza dozuje i kontroluje "importowane" wartości z Zachodu, tak aby nie doprowadziły one do wykształcenia się alternatywy systemowej. To oznacza, że świadomość imperialna i egoizm elit rosyjskich stoi na przeszkodzie procesom innowacyjnym, a odruchy obronne reżimu Putina wskazują, iż władza nie chce wziąć udziału w dyskursie modernizacyjnym (wbrew głoszonym hasłom i sloganom). Stosuje rozmaite chwyty manipulacyjne i kamuflażowe, dążąc do zachowania za wszelką cenę "status quo".
Gra toczy się bowiem o redystrybucję bogactwa społecznego, a obecnie rządzący są beneficjentami systemu ekonomicznego, ukształtowanego w okresie transformacji i nie zamierzają rezygnować z posiadanych przewag.
Porozmawiajmy chwilę o polityce zagranicznej. Jakie poglądy na politykę wobec Polski i UE mają partie opozycyjne w Dumie (Liberalno Demokratyczna Partia Rosji, komuniści, Sprawiedliwa Rosja), a jakie tzw. opozycja pozaparlamentarna (Nawalny, demokraci, Prochorow, Limonow)?
Władimir Putin uosabia nostalgię imperialną, która dominuje w świadomości rosyjskich elit politycznych, ale i w świadomości masowej społeczeństwa, cierpiącego na deficyt akceptacji na Zachodzie, potrzebę wyróżniania się, a nawet przewodzenia innym. Wielu Rosjan, czując się spadkobiercami wielkiej tradycji, nie ma więc powodów, by wstydzić się tradycji rosyjskiego imperializmu, będącego dla nich synonimem wielowiekowej ekspansji cywilizacyjnej i kulturowej. W każdym razie nie bardziej niż Brytyjczycy, Niemcy czy Francuzi.
W takim kontekście w społeczeństwie rosyjskim, upokorzonym rozpadem wielkiego mocarstwa, jakim był ZSRR, górę biorą nastroje proimperialne. Wyrażają się one w rozbudzaniu instynktu imperialnego, sprzyjającego kreowaniu mitów wielkomocarstwowych, powrotowi do "Realpolitik" i polityki siły, szukaniu koalicji z najsilniejszymi, przy jednoczesnym lekceważeniu państw słabszych.
Żadna z rosyjskich sił politycznych, będąca w opozycji parlamentarnej czy pozaparlamentarnej, nie artykułuje sprzeciwu wobec takiego postrzegania roli Rosji w świecie. Żadna też z wymienionych w pytaniu sił politycznych nie definiuje alternatywnej strategii międzynarodowej, tym bardziej wobec Unii Europejskiej czy Polski.
Nasz kraj wbrew własnym wyobrażeniom nie skupia w moskiewskich kręgach władzy, ani opozycji jakiejś nadzwyczajnej uwagi. W kontekście ukraińskim politykę Warszawy ocenia się jednoznacznie krytycznie, jako marionetkę w strategii amerykańskiej. To daje podstawy przekonaniu, że zmiana ustroju z niedemokratycznego na demokratyczny nie podważy istoty rosyjskiej polityki zagranicznej, która opiera się na wzorach mocarstwowych i imperialnych.
Demokraci rosyjscy, w co nikt nie chce wierzyć, wcale nie muszą być mniej wielkoruscy i mniej imperialistyczni niż ekipa Putina. Śmiem twierdzić, że Putin ma dziś znacznie większą szansę na spokojną przebudowę Rosji niż oni.
Nadający z Ameryki Mariusz Max Kolonko uznał Władimira Putina za "człowieka roku 2013", wyliczając jego sukcesy na arenie międzynarodowej. A jak Pan ocenia politykę zagraniczną prowadzoną przez putinowską Rosję?
Współcześnie rozmaite tożsamości zbiorowe ulegają dynamicznym zmianom ze względu na intensyfikację wszelkich przepływów związanych z globalizacją. Jeśli przyjmie się, że globalizacja w dużej mierze odnosi się do rozprzestrzeniania wartości zachodnich w skali globu ziemskiego, pociągając za sobą rosnącą transparentność granic i desuwerenizację państw, to w perspektywie nieuchronnie musi ona prowadzić do zmiany tożsamości i ograniczenia tradycyjnych funkcji, charakterystycznych dla danego państwa.
Coraz mniejsza liczba państw jest w stanie samodzielnie bronić swojej tożsamości i suwerenności, nie mówiąc o funkcjach kontrolnych w takich sferach, jak gospodarka, finanse (w tym podatki), oświata czy media. O samodzielnej obronie przed zagrożeniem zewnętrznym mogą myśleć nieliczni. Rosja Putina podejmuje właśnie takie wysiłki, aby nie ulec naciskom międzynarodowym (zachodnim) i zachować niezależność gospodarczą, potęgę wojskową i tożsamość kulturową. O sile suwerennego państwa przesądza też narodowy charakter elity, cokolwiek miałoby to oznaczać.
Putin często używa języka, który na Zachodzie jest odbierany jako konfrontacyjny. Czasem można odnieść wrażenie, że Rosja wciąż – jak mawiał car Aleksander III – ma tylko dwóch sojuszników – armię i flotę…
W dziedzinie międzynarodowej Rosja trwa przy strategiach rywalizacyjnych, co wynika z odziedziczonego po poprzedniej formacji ustrojowej respektu przed siłą. Być może z powodu klęski w wojnach z lat 1904-1905, 1914-1918 i 1920 r., a może przede wszystkim z powodu głębokiej traumy, jaką pociągnęła za sobą hekatomba II wojny światowej, przywódcy radzieccy, a po nich rosyjscy przyjęli założenie, że nikt więcej nie zaatakuje tego, kto jest dużo potężniejszy od innych. Stąd bierze się niechęć do demilitaryzacji polityki zagranicznej i trudności z przestawieniem się na strategie kooperacyjne i akomodacyjne.
Pewnym usprawiedliwieniem dla Rosji jest fakt, że strategie rywalizacyjne utrzymują się także po stronie Zachodu. Brakuje tam strategii włączenia Rosji w mechanizmy integracyjne i gremia decyzyjne wielkich potęg. Nadal mocno trzymają się schematy zimnowojenne, które nakazują widzieć w Rosji rywala, a nie partnera.
Jak długo Zachód będzie rozumował w kategoriach zdobycia nowych stref geopolitycznych wpływów, także w przestrzeni poradzieckiej, często kosztem Rosji, tak długo będzie istnieć uzasadnienie dla jej imperialnego modelu rozwoju. Wszystkie "wielkie gry" prowadzone przez Zachód na poradzieckiej "wielkiej szachownicy" jedynie umacniają w Rosjanach determinację do obrony stanu posiadania i zamykania się w "oblężonej twierdzy".
Jeden z najwybitniejszych polskich rosjoznawców, prof. Andrzej Walicki, w 2004 roku w tekście dla "Przeglądu" wyraził wątpliwość wobec tezy, że "tylko siły demokratyczne zapewnić mogą Rosji stabilność i ewolucyjny postęp", stwierdzając, że "antyputinowska mobilizacja polskich mediów jest jednak przejawem szczególnej rusofobii". Czy zgadza się Pan z poglądem profesora? Czy jest on aktualny?
Blisko mi do poglądów Bronisława Łagowskiego i Andrzeja Walickiego, których głosy z trudem przebijają się do polskiej opinii publicznej. Uważam, że rusofobia jest zjawiskiem powszechnym w Polsce.
Z czego ona, Pana zdaniem, wynika?
Jest ona wynikiem nie tylko głębokich nawarstwień historycznych i kompleksów psychologicznych, ale również codziennego wychowania w domu, szkole, kościele itp. Nastroje rusofobiczne, bardziej lub mniej eksponowane, nasilające się w różnych okresach historycznych, to na nieszczęście permanentna cecha i atrybut tradycyjnie pojmowanej polskości. To element tożsamości narodowej, kryterium identyfikujące "prawdziwą" postawę patriotyczną. Rusofobia jest pewną modą, nad której zasadnością nikt się nie zastanawia.
Modą…?
Wystarczy rozejrzeć się i posłuchać, co mówią o "ruskich" znajomi, bezkrytyczni prezenterzy i tzw. eksperci telewizyjni, transmitujący do publicznej wiadomości inwektywy i insynuacje. Przekaz publiczny charakteryzuje "pejoratywizacja" określeń Rosji i Rosjan, kreowanie ich negatywnych wizerunków, bezalternatywność percepcji i etykietowanie jako uosobienia zła.
Towarzyszy temu świadome utożsamianie antysowietyzmu z antyrosyjskością, a demonizacja postaci Władimira Putina jako sprawcy wszelkich nieszczęść (jako wroga demokracji, praw człowieka i tolerancji, a obecnie "agresora", "szaleńca", "bandziora" i "drapieżnika") jest wyróżnikiem tej karykaturalnej kultury politycznej i medialnej. Polska pamięć historyczna utożsamia Rosję z wrogiem, państwem represyjnym i agresywnym wobec innych państw. Odnosi się wrażenie, że rusofobia to dla wielu ludzi polityczna karma, bez której nie potrafią funkcjonować w życiu publicznym.
Sądzi Pan, że Polacy mają wypaczony obraz Rosji?
Polacy w większości pozostają w sferze mentalnej niewolnikami archaicznych, stereotypowych, często surrealistycznych i skrajnie uproszczonych wyobrażeń o Rosji. Zastanawia to, że mało komu w Polsce zależy na odwróceniu tych negatywnych i szkodliwych dla międzynarodowego wizerunku Polski trendów. Niewiele czyni się dla niwelowania owych obsesji, lęków i fobii, które utrudniają spojrzenie na Rosję jak na normalne państwo, mające prawo do definiowania własnych interesów, nawet gdy kolidują one z interesami Polski.
W obliczu kwitnącej w Polsce rusofobii potrzebny jest nowy impuls w stronę terapii pamięci, uwolnienia jej od szkodliwych obsesji i strachu przed Rosją. Pewną próbą paradyplomatycznego wsparcia dla pojednania polsko-rosyjskiego było powołanie w 2002 roku Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych i jej reaktywowanie w 2008 roku. Artiom Malgin ze strony rosyjskiej za nadrzędną wartość pracy doradczej rosyjskich i polskich historyków uważa poszanowanie oraz wzajemne zrozumienie w interpretacji wydarzeń historycznych, przy jednoczesnym nieuleganiu naciskom politycznym.
Nie jest jednak pewne, czy historykom obu stron uda się odwrócenie uwagi od przeszłości i skoncentrowanie się na przyszłości.
Trudna historia przesłania nam teraźniejszość?
Jak na razie, nikt nie zastanawia się, jak poprzez wzajemne zbliżenie zbudować podstawy pokojowego współżycia następnych pokoleń. Obstawanie każdej ze stron przy swojej wersji prawdy historycznej i dopominanie się satysfakcji moralnej (a także materialnej) blokuje postęp na drodze normalizacji i pojednania.
Nieprzejednanie rodzi nieustępliwość, zacietrzewienie prowadzi do konfrontacji i eskalacji napięć. Polska opinia społeczna, reprezentowana w dużej mierze przez media, inspirowane politycznie, nie uświadamia sobie, że demonstrowanie arogancji i forsowanie jedynie słusznych racji przynosi krótkotrwałe korzyści.
Irracjonalne jest rozumienie swojej zawziętości i nieustępliwości, a także negatywnego stosunku do władz politycznych Rosji jako wyrazu siły i znaczącej pozycji Polski w Europie. Podobnie niedorzeczne jest uznawanie gotowości do rozmów i kompromisu jako wyrazu słabości i serwilizmu.
W kontekście konfliktu na Ukrainie warto przemyśleć zasadność wojennej retoryki przeciw Rosji. Taka retoryka najłatwiej służy rusofobicznej propagandzie, ale nie prowadzi do żadnych pozytywnych skutków politycznych w dalszej perspektywie. Polskę stać, żeby oceniać sytuację spokojnie i powściągliwie. Emocje antyrosyjskie są złym doradcą w uprawianiu skutecznej dyplomacji.
Poza tym kryzys kiedyś się skończy, bo taka jest natura kryzysów, a Polska pozostanie nadal sąsiadem Rosji i musi myśleć o swoich z nią interesach, a nie tylko o cudzej sprawie, bo przecież taką jest dla nas – jakby nie patrzeć – sprawa ukraińska. Przydałoby się więcej realizmu, a mniej moralizmu. Nie pierwszy zresztą raz w historii.
Trzeba znać przede wszystkim cenę własnego interesu narodowego, a nie "wymachiwać szabelką" dla publicznego poklasku i osobistej satysfakcji polityków.
Dziękuję za rozmowę
Źródło: wiadomosci.onet.pl
(przedruk za zgodą Autora)
***
*Prof. Stanisław Bieleń – doktor habilitowany nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce, specjalność: stosunki międzynarodowe. Zatrudniony w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego na stanowisku profesora nadzwyczajnego. W latach 1984-1987 i 2002-2008 zastępca dyrektora Instytutu, w latach 1993-1999 i 2008-2012 – prodziekan Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Od 1999 roku redaktor naczelny czasopisma "Stosunki Międzynarodowe-International Relations". Zajmuje się polityką zagraniczną Rosji, polityką wschodnią Polski, a także problemami tożsamości i procesami negocjacyjnymi w stosunkach międzynarodowych. Autor wielu książek, w tym: "Tożsamość międzynarodowa Federacji Rosyjskiej" (2006); "Polityka w stosunkach międzynarodowych" (2010); "Negocjacje w stosunkach międzynarodowych (2013). Redaktor naukowy wielu prac zbiorowych: "Polska w stosunkach międzynarodowych" (2007); "Polityka zagraniczna Rosji" (2008); "Rosja w okresie prezydentury Władimira Putina" (2008); "Stosunki Rosji z Unią Europejską. Otnoszenija Rossiji z Jewrosojuzom" (2009); "Rosja. Refleksje o transformacji" (2010); "Polityka zagraniczna Polski po wstąpieniu do NATO i do Unii Europejskiej. Problemy tożsamości i adaptacji (2010); "Wizerunki międzynarodowe Rosji" (2011); "Poland’s Foreign Policy in the 21st Century" (2011); "Geopolityka w stosunkach polsko-rosyjskich" (2012); "Rosja w procesach globalizacji" (2013). Członek Rady Naukowej Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, laureat nagrody głównej w konkursie Książka Geopolityczna Roku 2012 (wraz z prof. Andrzejem Skrzypkiem) za książkę pt. "Geopolityka w stosunkach polsko-rosyjskich".