Jan Filip Libicki
Nie wiem, co z tego będzie – i pewnie narażę się bardzo gdańskim kibicom – ale uważam, że gdyby ta transakcja się udała i Rosjanin został by właścicielem gdańskiego klubu, to stało by się bardzo dobrze. Bo przykład ten pokazałby z całą wyrazistością, że Polacy bronią się przed rosyjskimi pieniędzmi tylko tam, gdzie idzie o nasze naprawdę strategiczne interesy. Tam zaś, gdzie z takimi interesami nie mamy do czynienia, tam rosyjskie pieniądze witane są tak samo przyjaźnie jak angielskie, niemieckie czy amerykańskie.
Trawa walka o Tarnowskie Azoty. A może nawet – wedle wczorajszych przecieków – już się zakończyła. Spółkę tę chciał przejąć rosyjski koncern chemiczny Arcon. Dawał akcjonariuszom dobre warunki, a Ministerstwo Skarbu Państwa robiło co mogło, by do tego przejęcia nie doszło. Tak o tym pisze wtorkowa Rzeczpospolita (http://www.ekonomia24.pl/artykul/10,914509-Stop-kapitalowi-z-Rosji.html). Sprawa ta jest ciekawa sama w sobie, ale moim zdaniem jeszcze ciekawsza jest w szerszym kontekście. Dlaczego?
Publicysta tej samej Rzeczpospolitej Andrzej Talaga, w oparciu o ten przykład pisze komentarz, który opatruje tytułem znamionującym niechęć do rosyjskiego kapitału w ogóle: (http://www.rp.pl/artykul/914379.html). Pod koniec co prawda precyzuje, że uważać trzeba na rosyjski kapitał w branżach strategicznych, a w innych już nie, ale wydźwięk jego tekstu jest taki, jaki jest.
Tymczasem sprawa jest bardziej skomplikowana i trzeba do niej podchodzić bardzo ostrożnie. Nie znam się na przemyśle chemicznym, ale przemawia do mnie argumentacja, że zakupienie przez Rosjan naszego chemicznego lidera może mieć ścisły związek z kwestiami gazowymi. Z teoretyczną możliwością naszego energetycznego uzależnienia. Jeśli tak jest i mamy w tej sprawie twardą wiedzę, to rząd postępuje w tej kwestii absolutnie słusznie.
Trzeba jednak pamiętać o wydźwięku, jaki ta sprawa może ze sobą nieść. Trzeba moim zdaniem, by sygnał, który będzie płynął do Rosjan z tej sprawy był niezwykle precyzyjny. A mianowicie taki, że niechętnie widzimy kapitał rosyjski w naszych sektorach strategicznych, ale że nie oznacza to absolutnie naszej niechęci do kapitału rosyjskiego w ogóle. Do kapitału, którego funkcjonowanie u nas z sukcesem w branży nie strategicznej może być nie tylko korzystne dla naszych przedsiębiorców, ale może być też szerszym otwarciem drzwi dla naszego kapitału na obszarze Federacji, zgodnie za naturalną zasadą wzajemności.
Dlaczego o tym piszę? Nie tylko dlatego, że pisałem już o tym na tym blogu, relacjonując moje spotkanie z byłym ambasadorem RP w Moskwie, Stanisławem Cioskiem (http://jflibicki.salon24.pl/400643,czy-zawsze-musimy-bac-sie-rosjan). Nie tylko dlatego, że jestem świeżo po wizycie w Wielkopolsce rosyjskich senatorów. Także dlatego, że 7 lipca spotkałem się w podpoznańskim Będlewie z grupą ponad 40 obywateli rosyjskich uczących się w Kaliningradzie języka polskiego. Jakie mam wrażenia po tych spotkaniach?
Wrażenia mam takie, że Polska jest dla Rosji i Rosjan bardzo ważnym i interesującym krajem. Dlaczego? Bo przed rosyjską gospodarką i życiem społecznym stoi wyzwanie olbrzymiej zmiany. Wszyscy moi rozmówcy wiedzą doskonale, że surowcowy model funkcjonowania ich państwa musi być zmieniony i to w bardzo szybkim tempie. Że muszą nastąpić też poważne, decentralizacyjne zmiany społeczne. I że w tej kwestii Polska, która sama sprawnie przeszła od stanu postkomunistycznego do nowoczesnej gospodarki i nowoczesnego państwa, może być dla Rosji interesującym eksporterem tego doświadczenia. Doświadczenie to, to nie tylko kwestia poznania choćby naszych rozwiązań samorządowych, to także możliwość otworzenia u nas firmy czy swobodnego inwestowania. Takie właśnie doświadczenia mam z powyższych spotkań, a szczególnie ze spotkania z 40, uczącymi się polskiego, mieszkańcami Kaliningradu. Oni, ich chęć nauki, ich kapitał są czymś, czego nie można tracić. To jest coś, co trzeba przeciągnąć, z korzyścią także dla naszej gospodarki. Trzeba więc bardzo uważać, aby sprawa Arconu nie była przez Rosjan odczytana jako niechęć do nich samych i ich pieniędzy tak po prostu. Tak jak w wielu rosyjskich kręgach postrzegana jest dziś sprawa inwestycji rosyjskiego kapitału w fabrykę samochodów w Lublinie. Trudno ocenić przyczyny niepowodzenia tej inwestycji, ale jasne jest, że przez Rosjan jest ona dziś wskazywana, jako sztandarowy przykład niechęci Polaków do rosyjskich inwestycji. I bardzo niedobrze, że tak się dzieje.
Jest jednak rzecz, która przy całym zamieszaniu z Arconem i Tarnowskimi Azotami może być dobrym sygnałem, o którego potrzebie wysłania piszę. Dzisiejsze media donoszą bowiem, że rosyjski biznesmen, Anton Zingarevich chce kupić piłkarski klub Lechii Gdańsk (http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,12146813,Lechia_polska_Chelsea__Wiemy__kto_chce_kupic_bialo_zielonych.html).
Nie wiem co z tego będzie – i pewnie narażę się bardzo gdańskim kibicom – ale uważam, że gdyby ta transakcja się udała i Rosjanin został by właścicielem gdańskiego klubu, to stało by się bardzo dobrze. Bo przykład ten pokazałby z całą wyrazistością, że Polacy bronią się przed rosyjskimi pieniędzmi tylko tam, gdzie idzie o nasze naprawdę strategiczne interesy. Tam zaś, gdzie z takimi interesami nie mamy do czynienia, tam rosyjskie pieniądze witane są tak samo przyjaźnie jak angielskie, niemieckie czy amerykańskie.
Tak więc – pewnie wbrew gdańskim kibicom – trzymam kciuki za Antona Zingarevicha. Oby udało mu się kupić zasłużoną gdańską Lechię i na polską skalę zrobić z niej to, co Roman Abramowicz zrobił ze słynną angielską Chealsą.
Źródło: http://www.jflibicki.salon24.pl/