Mateusz Ambrożek
Dość się już rozpisywano na temat zmiany ładu międzynarodowego oraz jego potencjalnych kierunków rozwoju. Bardzo charakterystycznym jest, że nawet polscy komentatorzy piszą o skutkach owej zmiany z perspektywy możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji na świecie, a także z punktu widzenia spójności ogólnoświatowych warunków pokoju wytworzonych po II wojnie światowej. Bardzo mało mówi się o Polsce i jej pozycji, tudzież naszego wkładu w jej kształtowanie, co dla nas powinno być kwestią najbardziej interesującą.
Z CZYM MAMY DO CZYNIENIA?
Mówi się o tym, że mamy do czynienia z kolejną zmianą perspektywy światowej, która najogólniej wygląda tak: następuje przewartościowanie dotychczasowych paradygmatów ideowych – zamiast demokracji i wolnego rynku pojawiają się tendencje autorytarne oraz państwowo-kapitalistyczne. Zamiast konsensusu co do wspólnego parcia do pokoju i wolności, uciekamy z powrotem do dziedziny koncertu mocarstw i przedmiotowego traktowania państw. Bardzo szkodliwym jest nie tylko popadanie w tego rodzaju dychotomie nie ze względów naszej perspektywy na dane zjawiska, ale ograniczoność spojrzenia, które sobie w ten sposób fundujemy. Oczywistym wnioskiem płynących z nauki historii oraz geopolityki powinno być twierdzenie, że nie można funkcjonować na podstawie stałych warunków historycznej świadomości. Zaniechanie tego twierdzenia może być tak samo szkodliwe, jak nieuwzględniania stałych pryncypiów działania państwa, takich jak interes czy obrona terytorium. Zapominamy o tym, że otwieranie się furtki geopolitycznej pozwala nam na formułowanie nowych planów, możliwości działania, perspektyw, które mogą odbiegać od znanych nam wcześniej rozwiązań. Dla państwa, które cały czas nie może sobie poradzić z tzw. pułapką średniego rozwoju taka perspektywa powinna być niezwykle kusząca.
Z polityką mamy jednak pewien problem. Mimo całokształtu interesów, kierunków, nurtu, w pewnym momencie decydenci muszą obrać jeden, konkretny kierunek. Rządzący, zdając sobie sprawę ze zmian zachodzących w przestrzeni międzynarodowej, muszą jak najszybciej ustalić potencjalne cele, jednak z możliwie jak najszerszych wachlarzem perspektywy. Dzięki temu możliwa będzie weryfikacja naszych tymczasowych dokonań i poczynienie ewentualnej korekty w planach. Czymże jest bowiem rzeczywistość, jak nie syntezą różnych oddziaływań różnych ludzi, którzy decydując o pewnych sytuacjach nie postępują zgodnie? Ta rzeczywistość jest tym bardziej niestabilna, im większe zawahania międzynarodowe mają miejsce. Remedium na te problemy właśnie naturalny punkt polityki, który jest przeciwny rzeczywistości – polityka wymusza jedność. Jedność we wszelkich płaszczyznach – działania, decyzji, wizji. Bez uwzględnienia ułomności polityki względem rzeczywistości nie jesteśmy w stanie skutecznie decydować o tym, jak ta rzeczywistość jest w stanie na nas oddziaływać. Polityka bowiem nie zadowoli wszystkich ludzi, zawsze będzie krytykowana przez niektórych, ponieważ nie będzie uwzględniać ich wizji. Kapitalnie widać przejście polityki od swobodnej deliberacji nad kwestiami (rozumienie arystotelesowskie) do konieczności podjęcia konkretnej decyzji (rozumienie autorytarne).
ODPOWIEDŹ GEOPOLITYKI
W tym zakresie właśnie uruchamia nam się geopolityka, teorie stosunków międzynarodowych, ale także historia dyplomacji i stosunków. Gdy spojrzymy partykularnie na problemy międzynarodowe, z perspektywy każdego z państw, automatycznie widzimy, że oczywistym jest także wielość polityk. Polityki te są w głównej mierze zależne od danego spojrzenia na rzeczywistość – tak jak kultura, socjalizacja, historia, środowisko wpłynęło na nasz sposób myślenia, tak i my sami go odbieramy. Jest to naturalne, koszula zawsze jest bliższa ciału. Niemniej jednak, jeżeli spojrzymy choćby na rywalizację o hegemonię pomiędzy dwoma państwami z odrębnych kręgów kulturowych, musimy poczynić kilka spostrzeżeń.
Po pierwsze, rezultat tej rozgrywki może być tylko jeden – porażka lub zwycięstwo. Oczywiście można dopuszczać możliwość nierozstrzygnięcia sytuacji, ale zazwyczaj w takich sytuacjach mamy do czynienia z „dogrywką”. Po drugie, koniecznym jest to, że dane państwo nie może być zarówno wygrane, jak i przegrane. Powyższe stwierdzenie zakrawa na truizm, i tak jest w istocie. Ale chciałbym się wybronić z tego stwierdzenia i zauważyć, że niezależnie od tego, z jakiego pułapu politycznego startujemy, to koniecznym jest podejmowanie konkretnych decyzji, niezależnie czy są one uważane za moralne w danym kręgu kulturowym, czy nie, gdy chcemy osiągnąć dominację. Jeżeli państwo walczące o ład nie dostosuje się do danych środków, rywalizacji tej nie wygra. Po trzecie, natura ludzka zawsze dąży do dominacji. Skoro uznamy, że państwa są personifikacją ludzi, którzy nimi kierują, to takie twierdzenie wpisuje się w teorię państwa. Oczywiście ta dominacja nie musi rozgrywać się na zasadzie nagiej siły. Przecież każdy z nas lubi, gdy jego głos jest decydujący. To jest naturalne pragnienie człowieka, którego nie należy marginalizować, gdy weźmiemy pod uwagę decyzje podejmowane przez rządzących.
Wniosek z tych warunków płynie jeden – decyzja polityczna i jej rezultat zawsze są dla wszystkich jednakowe. A skoro tak, to niezależnie od uwarunkowań kulturowych, skutki jej odczujemy tak samo, jak inni gracze polityczni. I tu właśnie pojawia się problem z konstruktywistami, którzy uzależniają politykę od wartości danej grupy, która tworzy „konstrukty”. Pojmują oni politykę jedynie jako tę, która dzieje się w ich otoczeniu, na którą mają swobodny wpływ. W rzeczywistości, koniecznym jest dopuszczenie czynnika zewnętrznego, innego od nas, gdy mówimy o dominacji. Jak bowiem wyjaśnić to, że w nauce wytworzono setki różnych systemów i modeli? Umysł ludzki pragnie systematyzacji i ujednolicenia, ponieważ tylko w ten sposób ogarnia chaos, który ujawnia się w rzeczywistości. Tylko w ten sposób jest w stanie odnaleźć się w nim i podejmować kolejne decyzje. Gdy dodamy do tego replikację wzorca, możemy mówić o pewnych naukach i wnioskach, jakie może wyciągać.
Właśnie czymś takim dla stosunków międzynarodowych jest geopolityka i paradygmat realistyczny. Pozwalają one sprowadzić proces polityczny do jego pierwocin na zasadzie dedukcji wywodząc od tego, co jest najważniejsze. Od piramidy racja stanu -> przetrwanie państwa -> interes -> rywalizacja -> biologia oba te czynniki potrafiły dokładnie wyjaśnić nam to, jak funkcjonuje rzeczywistość w polityce. Mówiąc o odmiennych sposobach patrzenia na zjawiska, nieustannie podkreślają te same skutki dla wszystkich. Poprzez determinizm przedstawiciele tych dwóch dziedzin próbowali zauważyć, że naturalny pęd wydarzeń pcha je do przodu oraz że są one powtarzalne w postaci cykli koniunkturalnych, które wskazują na fale spadku, depresji, wzrostu, szczytu.
WPŁYW IDEALIZMU I KONSTRUKTYWIZMU NA SYTUACJĘ MIĘDZYNARODOWĄ
Jaki zatem mamy problem z przedstawicielami innych szkół oraz krytyków geopolityki? Najczęściej patrzą oni na dane zjawisko z perspektywy stałej, jak gdyby miało ono istnieć na zawsze. Warto zwrócić uwagę, że w tym zakresie zarówno idealiści, jak i konstruktywiści, mimo pewnych różnic co do interpretacji zjawisk politycznych idą ramię w ramię.
Pierwsi z nich próbują oprzeć rzeczywistość polityczną na pewnym katalogu wartości, który musi być nieustannie potwierdzany legitymizacją demokratyczną. Rodzi to poważne problemy co do ewentualnej stałości takiego ładu. W momencie, gdy tak jak teraz obserwujemy zmiany w stosunkach międzynarodowych, taki ład staje się niezwykle kruchy. Poprzez paralele historyczne bardzo łatwo zauważyć, że okres względnego pokoju w stosunkach międzynarodowych był albo spowodowany dominacją jednego państwa lub grupy państw nad innymi, albo równowagą polityczną poszczególnych sił politycznych, ponieważ żadna z nich nie umiała zagwarantować sobie maksymalnego wpływu politycznego. Sytuacja, z którą mieliśmy do czynienia po 1945 r. – czyli powszechnej zgody co do kształtu stosunków politycznych bez jakiejkolwiek próby rewizji ze strony państw środka układu – była pierwszą taką w historii. I, co ciekawe, przez dłuższy czas rokowała szansę na utrzymanie się. Wpisując się w fukuyamowski paradygmat „końca historii” wszyscy uwierzyli w to, że taka sytuacja będzie dana raz na zawsze.
I tu przechodzimy gładko do punktu widzenia konstruktywistów. To oni jako pierwsi zauważyli, że stałość ładu międzynarodowego może być zagwarantowana tylko i wyłącznie w momencie, w którym sami uczestnicy zdają sobie sprawę z jego aktualności. W przypadku, gdy wśród uczestników stosunków międzynarodowych brakuje wiary w aktualny porządek, zaczyna się chylić ku upadkowi. To kapitalne stwierdzenie pozwala nam zauważyć jedną rzecz – że obok warunków materialnych polityki istnieje jeszcze sfera świadomości poszczególnych graczy, którzy z różnych pobudek mogą utożsamiać się z daną infrastrukturą bezpieczeństwa.
Problem pojawia się w momencie przełożenia tej teorii, tudzież filozofii, na praktykę, co już pozwoliłem sobie poruszyć nieco wcześniej. Żeby zdać sobie sprawę ze zmiany położenia międzynarodowego, dane państwa – a właściwie ich decydenci – muszą uświadomić sobie, że aktualne uwarunkowania międzynarodowe nie pozwalają realizować interesów państwa. W związku z tym mamy do czynienia z czymś, co konstruktywiści nazwali „konstruktami”, czyli pewnymi wyobrażeniami na temat własnego wyobrażenia sytuacji.
Po pierwsze, przekonania decydentów poszczególnych państw wcale nie muszą pokrywać się z rzeczywistą sytuacją. Bardzo często może być tak, że dana struktura może być odporna na zagrożenia, które według konstruktywistów mogą być wyolbrzymiane. W związku z tym dochodzi do przewartościowania pozycji międzynarodowej, które mogłoby być niezauważone, gdyby starano badać się politykę z perspektywy warunków obiektywnych.
Po drugie, co jest konsekwencją sytuacji opisanej przeze mnie powyżej, absolutyzacja sfery świadomościowej może za sobą pociągnąć także ograniczoność odczytywania sytuacji międzynarodowej oraz środków, które mogą być użyte w niej. Tu konstruktywiści odwołują się do pojęć kultury, cywilizacji oraz innych wartości i idei, które na przestrzeni lat mogły kształtować świadomość danego narodu lub grupy narodów. O ile możemy się zgodzić co do tego, że wielość cywilizacji i kultur warunkuje odmienny sposób interpretowania zjawisk politycznych, to jednak musimy zwrócić uwagę na jedną negatywną konsekwencję takiego sposobu odczytywania działań politycznych. Taka odmienna interpretacja nie warunkuje odmiennej decyzji politycznej dla każdego z państw. Nie zapominajmy jednak o przesłaniu z początku tekstu – warunki polityczne są obiektywne dla każdego z graczy, czyli ktoś przegrywa, ktoś wygrywa, Innymi słowy, decyzja i jej rezultat jest zawsze jednakowa dla wszystkich. Jeżeli oba państwa odmiennie zdefiniują dany akt – np. jedno z nich uzna za akt wrogi, drugie za neutralny – to bardzo prawdopodobne, że to pierwsze może przejść w czyn, neutralizując państwo drugie. Geopolityka w tym zakresie mówi, że należy pokonać kulturowe ograniczenia i interpretować dane zjawisko uniwersalnie, czyli odwołując się do tego, co człowiekowi najbliższe – biologii lub determinizmu. W ten sposób pragnie ona wyczulić decydentów na pewne kroki, które mogą odwrócić ich uwagę. Geopolityka nie działa w próżni – redukuje się dane zjawiska po to, by uchwycić to, co dla danego państwa jest najistotniejsze – zagrożenie interesów lub otwarcie nowych możliwości ich realizacji.
Warto zatem zauważyć, że nowe kierunki teorii stosunków międzynarodowych pozwalają wytłumaczyć procesy polityczne w momencie, gdy inne teorie na to nie pozwalają. Jednak mimo wszystko podstawą do działania politycznego jest geopolityka oraz realizm – ta pierwsza dzięki wykorzystaniu obiektywnych warunków miejsca oraz czasu, zaś ta druga dzięki uwzględnieniu żywotnych interesów państwa, które są konsekwencją uświadomienia sobie przez decydentów położenia na mapie świata.