Leszek Sykulski: Kto się boi geopolityki?

end-of-worlddr Leszek Sykulski

„Od geopolityki nie ma więc ucieczki, jeśli chce się przetrwać”
dr Jacek Bartosiak
[1]

W ostatnich kilku tygodniach obserwujemy wzmożony atak na geopolitykę w Polsce. Głosy krytyki płyną od prawa do lewa. Od środowisk politycznych (np. Bartłomiej Sienkiewicz), postkomunistycznych środowisk mundurowych (np. płk Piotr Wroński), aż na akademickich skończywszy (np. prof. Adam Wielomski czy dr Michał Lubina).

Niniejszy tekst jest głównie polemiką z artykułem dra Michała Lubiny, choć odniosę się pokrótce także do ogólnych zarzutów formułowanych przez innych krytyków. Do części zarzutów ustosunkowałem się także jakiś czas temu w polemice wideo. Zainteresowanych odsyłam do tego nagrania.

Walka z geopolityką ma w Polsce długą tradycję. W okresie PRL-u zabronione było jej uprawianie, co wiązało się oczywiście z dążeniem Sowietów do eliminowania refleksji na poziomie strategicznym wśród polskich decydentów. Oficerowie Ludowego Wojska Polskiego i tajnych służb, odbywający szkolenie w ZSRS, nie byli dopuszczani do studiów strategicznych. Przygotowywani byli wyłącznie do roli wykonawców rozkazów z Moskwy.

Niech będzie mi wolno przywołać dłuższy cytat z mojej najnowszej książki, pochodzący z opracowania leksykograficznego z 1955 r., który dobrze ilustruje stosunek komunistów do geopolityki.

Geopolityka to faszystowska, pseudonaukowa teoria, która stara się uzasadnić politykę zagraniczną imperialistów przy pomocy odwoływania się do czynników geograficznych. Geopolityka usiłuje dowieść, że samo położenie geograficzne mocarstw imperialistycznych wymaga rzekomo przesunięcia granic i rozszerzenia "przestrzeni życiowej" kosztem terytoriów innych krajów. Pseudo-teoretyczną podstawą geopolityki jest z gruntu fałszywa teza o decydującym znaczeniu środowiska geograficznego dla rozwoju społeczeństwa. Marksizm uczy, że środowisko geograficzne nie może być główną przyczyną rozwoju społecznego. Wynika stąd jasno, że polityka zagraniczna państwa, która (jak wskazuje doświadczenie historyczne) zmienia się zasadniczo wraz ze zmianą ustroju społeczno-ekonomicznego, nie może być rezultatem bardzo powoli zmieniających się warunków geograficznych. Geopolityka jest wytworem kapitalizmu monopolistycznego z jego dążeniem do grabieży w imię maksymalnego zysku kapitalistycznego.

Po raz pierwszy termin „geopolityka” puszczony został w obieg przez reakcyjnego szwedzkiego teoretyka zagadnień państwowości – pangermanistę R. Kjelléna podczas pierwszej wojny światowej. Jednakże próby udowodnienia, że środowisko geograficzne warunkuje politykę ekspansji i agresji, były dokonywane już w zaraniu epoki imperializmu, na przełomie XIX i XX wieku w USA, Niemczech i Anglii.

Propagowaniem „idei” geopolitycznych zajmował się w Niemczech twórca burżuazyjnej geografii politycznej F. Ratzel, w Anglii – reakcyjny geograf Mackinder, w USA – wojujący marynista Mahan. (…) Po bankructwie geopolityki jako ideologii bandytów hitlerowskich, stała się ona jednym z podstawowych elementów ideologii amerykańskich imperialistów, zmierzających z kolei do panowania nad światem. Już od czasu drugiej wojny światowej, geopolitycy amerykańscy (Spykman, Weller, Kieffer i inni) zaczęli wzywać otwarcie do otoczenia ZSRR i krajów demokracji ludowej pierścieniem bloków militarnych i baz wojskowych, powołując się na geopolityczną „teorię” o antagonizmie między półkulą wschodnią a zachodnią i temu podobne bzdury. (…)”[2].

Jakichże podobnych argumentów używają współcześni krytycy geopolityki w Polsce. Michał Lubina pisze: „Geopolityka nie jest obiektywną nauką, która niby odkryła odwieczne prawa, lecz powstałą w specyficznym momencie (przełom XIX i XX w.), opartą o darwinizm społeczny ideologią, mającą legitymizować imperializm europejski”. Geopolityka może być oczywiście uprawiana i często jest jako ideologia czy doktryna polityczna. Historia czy medycyna również mogą być na przykład uprawiane w sposób antynaukowy, jako ideologia czy zwykłe hochsztaplerstwo, czego przykładów mieliśmy w historii aż nadto. Geopolityka ma wymiar naukowy, wszędzie tam, gdzie stosuje naukowe metody i kryteria ogólnie przyjęte dla procesu badawczego w naukach humanistycznych i społecznych.

Twierdzenie M. Lubiny, że „Mackinder oferował „uspołeczniony prymitywizm, intelektualizm zbudowany na antyintelektualizmie”, tak naprawdę zdradza nieznajomość prac jednego założycieli London School of Economics i recepcji jego prac w poważnych ośrodkach naukowych na Zachodzie. Wkrótce ukaże się w Polsce nowy przekład najważniejszych prac Mackindera z komentarzem naukowym, więc każdy będzie miał możliwość konfrontacji ze źródłem.

Geopolityka jest szkołą badawczą w ramach nauk politycznych. Szkołą eksponującą i badającą znaczenie przestrzeni geograficznej w procesach politycznych. Eksponującą, a nie determinującą. Uprawianie geopolityki, które zachowuje naczelne zasady formułowania twierdzeń naukowych, jest naukowe i rozumieją to dziesiątki tysięcy badaczy na całym świecie. W przyszłym roku będziemy obchodzić 110. rocznicę powstania terminu geopolityka. Od tego czasu społeczność uczonych zajmująca się nią zdążyła wypracować własny język badawczy i oryginalne podejścia do badanych zagadnień, w tym własne metody badawcze (np. potęgometria).

Badania prowadzone przez geopolityków pozwalają sformułować kryteria spełniające zasady falsyfikowalności, jak i intersubiektywnej komunikowalności według zasad Karla R. Poppera. Dają możliwość stosowania kryterium precyzji Józefa Bocheńskiego, jak i mieszczą się w tzw. widłach Hume’a, czyli ograniczają się do empirycznie doświadczalnej lub logicznie definiowanej rzeczywistości. Wreszcie badania geopolityczne pozwalają nie tylko na eksplantację, wyjaśnienie rzeczywistości, ale także służą prognostyce zgodnie z koncepcją nauki normalnej Thomasa Kuhna. Zarzut redukcjonizmu formułowany wobec geopolityki jest niesłuszny w świetle koncepcji tzw. Brzytwy Ockhama, która zaleca formułowanie twierdzeń, będących najprostszym z możliwych opisów świata.

Geopolityka jest dziś uprawiana we wszystkich ważniejszych państwach świata. Na wielu prestiżowych uczelniach jest uprawiana jako odrębna dyscyplina badawcza, z której  można się doktoryzować (np. Sorbona). W wielu mniejszych państwach od Polski jest wykładana jako osobny kierunek akademicki i to na uczelniach stojących o wiele wyżej w rankingach takich jak Lista Szanghajska od takich uczelni jak Uniwersytet Warszawski czy Jagielloński. Najlepszym przykładem jest Uniwersytet Karola w Pradze, gdzie na poziomie magisterskim można studiować geopolitykę po angielsku. Proszę zerknąć na wykaz najważniejszych książek nt. geopolityki w ostatnim czasie, by zobaczyć skalę zainteresowań i wagę podejmowanych problemów przez badaczy geopolityki na całym świecie[3].

Nie zgadzam się z dr. Lubiną, że „geopolityka, zdobywając szerokie poparcie społeczne, stała się celem w samym w sobie, swoistym intelektualnym perpetuum mobile: dziś wszystko można wytłumaczyć geopolityką”. Po pierwsze, obserwując skalę zainteresowania tą dziedziną wiedzy w mediach społecznościowych, analizując wskaźniki subskrypcji kanałów geopolitycznych na YouTube, obserwując statystyki oglądalności branżowych portali i czasopism (np. Geopolityka.net, „Przegląd Geopolityczny”), czy dostępne statystyki sprzedażowe wydawnictw publikujących i sprzedających branżową literaturę (np. Zona Zero, PWN, Bellona) mogę oszacować zainteresowanie geopolityką w Polsce na ok. 20-30 tysięcy osób. To nisza.

Przejdźmy zatem do kilku „grzechów ciężkich” geopolityki, które opisuje dr Lubina takich jak pycha, determinizm czy sekciarstwo.

Przekonanie, że „wszystko można wyjaśnić geopolityką”, jest złudzeniem osób nie uprawiających geopolityki zawodowo. Zarzut pychy pojawia się wobec geopolityków, ale jest zarzutem krzywdzącym, opierającym się na nieznajomości środowiska geopolitycznego. Od jedenastu lat mam przyjemność i zaszczyt zawodowego uprawiania geopolityki. Pisałem w tym czasie i analizy, które trafiały na biurko głowy naszego państwa, jak i opracowania dla studentów w kraju i zagranicą. Regularnie biorę udział w większości cyklicznych konferencji naukowych poświęconych geopolityce w Polsce, na czele z corocznymi Zjazdami Geopolityków Polskich, i nigdy nie słyszałem opinii od badacza czy analityka zajmującego się tą dziedziną wiedzy na poważnie, aby był to „klucz do wszystkich drzwi”.

Kolejny zarzut, chyba najczęściej podnoszony to zarzut o determinizm geograficzny. Przekonanie, że geografia w sposób absolutny wpływa na procesy polityczne. To absolutny  nonsens. Poza przełomem XIX/XX wieku i środowiskami geografów politycznych to pogląd odosobniony. W Polsce nigdy nie miał wpływowych zwolenników. Najwięksi polscy myśliciele geopolityczni to antydeterminiści (np. Władysław Studnicki, Leszek Moczulski, Jacek Bartosiak).

Jak pisał Tomasz Gabiś, jeden z najważniejszych przedstawicieli współczesnej polskiej myśli konserwatywnej, a także zwolennik geopolityki:

Geopolityka to nie jest paraliżujące przekonanie, że wszystko jest z góry zdeterminowane, ale że jest ona najwierniejszą pomocnicą człowieka twórczego, chcącego nadawać kształt polityce[4].

 

Zarzut determinizmu jest całkowicie chybiony. Świetnie rozprawił się z nim w swojej najnowszej książce dr Jacek Bartosiak[5].

Absurdalnym przykładem rzekomych twierdzeń geopolityków jest stwierdzenie: „Od dobrych kilku lat słyszę od geopolityków, że Rosja jest słaba i na pewno się rozpadnie”. Nie wiem, z jakimi „geopolitykami” rozmawiał dr Lubina (pomijam tzw. ekspertów od „kociej geopolityki”, bo na nich szkoda czasu), ale wystarczy przyjechać na chociaż jeden Zjazd Geopolityków Polskich (np. tegoroczny, jubileuszowy, już dziesiąty; 2 XII, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie), żeby od osób zawodowo uprawiających geopolitykę dostać diametralnie inne analizy. Pogłoski o rychłym rozpadzie Rosji pojawiały się już w latach dziewięćdziesiątych XX wieku w Ośrodku Studiów Wschodnich, który z geopolityką nie ma nic wspólnego (moim zdaniem, jest jedną z najbardziej antygeopolitycznych instytucji w Polsce). Warto przypomnieć choćby dzieła dra Wojciecha Zajączkowskiego, ówczesnego analityka OSW pt. „Czy Rosja przetrwa do roku 2000” (Oficyna Wydawnicza MOST, Warszawa 1993) czy „Federacja czy rozpad Rosji?” (Ośrodek Studiów Wschodnich, Warszawa 1994), późniejszego ambasadora RP w Federacji Rosyjskiej (sic!), a obecnie w ChRL.

Ostatni zarzut dra Lubiny to sekciarstwo. Oczywiście w środowisku sympatyków geopolityki zdarzają się ludzie zapatrzeni bezkrytycznie w pojedynczego badacza czy nawet całą dziedzinę. Przed laty doświadczał tego prof. Leszek Moczulski, który miał swoich „wiernych wyznawców”. Obecnie dr Jacek Bartosiak. Ale czy to domena wyłącznie geopolityki? Czy w socjologii, filozofii, a nawet medycynie nie ma sekciarstwa? Wiele zależy od samego środowiska i pojedynczych badaczy. Ja zawsze starałem się i dążę nieustannie do tego, aby rugować bezkrytyczne podejście do nauki i autorytetów wśród swoich studentów.

Nie sposób nie odnieść się jeszcze do jednego zarzutu, nie sformułowanego przez dra Lubinę, ale obecnego w ostatnich atakach na geopolitykę: geopolitycy to „agenci wpływu”: [proszę wpisać nazwę dowolnego kraju, począwszy oczywiście od dyżurnych „ruskich agentów”, na amerykańskich, żydowskich i chińskich skończywszy; oficerowie Departamentu Kontrwywiadu ABW – pozdrawiam serdecznie – mają trudny żywot w obliczu tylu donosów na geopolityków], a samo uprawianie geopolityki w Polsce jest realizacją interesów obcych mocarstw. Szermowanie epitetami w stylu „ruski agent”, „amerykański agent”, „żydowski agent” jest z jednej strony prymitywnym stylem prowadzenia debaty, z drugiej niebezpiecznym nawykiem, odciągającym uwagę decydentów i służb od realnych zagrożeń. Przykład działalności jednej z fundacji promującej dialog, której aktywiści szermowali tego typu hasłami, a ich sympatycy w mediach społecznościowych bawili się w samozwańczych ekspertów od kontrwywiadu, polujących na V kolumny, jest znaczący. Sama fundacja okazała się narzędziem finansowanym przez służby rosyjskie, a jej działacze przygotowywali w Warszawie „drugi majdan”.

Tym co realnie zagraża naszemu krajowi, to nie uprawianie geopolityki, ale ignorancja wobec niej. Od zbicia termometru nie spadnie gorączka. W interesie państwa polskiego jest prowadzenie głębokich studiów i analiz dotyczących myśli geopolitycznej, koncepcji i metod w ramach geopolityki stosowanych w innych państwach. Bez tego nasi decydenci będą po raz kolejni ślepi i głusi, tak jak to było w lutym 2014 r., choć (niszowe) środowisko geopolityczne od sześciu lat głośno wskazywało na taki scenariusz, opierając się na analizie rosyjskiej myśli geopolitycznej.

I na koniec chyba najsmutniejsza konstatacja. Podłożem wielu ataków na geopolitykę jest obecnie niestety najzwyklejsza polska zawiść. Chorobliwa zazdrość o sukces drugiego Polaka. Wielu polskich badaczy, posiadających nawet tytuł naukowy profesora, nie może znieść faktu, że świeżo upieczony doktor (J. Bartosiak) sprzedał ponad 14 tysięcy egzemplarzy swojej pierwszej książki. „Czarę goryczy” zawistników przelała w ostatnim czasie informacja, że dr Bartosiak ma zostać prezesem spółki odpowiedzialnej za budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego. To był moim zdaniem katalizator ostatnich ataków na geopolitykę. Polska rzeczywistość potwierdza tylko puentę smutnego w gruncie rzeczy dowcipu o kotle w piekle, którego nikt nie pilnuje, bo znajdują się w nim Polacy. A jak tylko jeden próbuje się z niego wydostać, to reszta go łapie i ściąga z powrotem w dół.

 

* * *

Leszek Sykulski – dr nauk o polityce w specjalności: geopolityka i geografia polityczna. Nauczyciel akademicki w Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im. Jana Długosza w Częstochowie, gdzie pełni funkcję zastępcy dyrektora Instytutu Nauk Społecznych i Bezpieczeństwa ds. dydaktycznych. Założyciel i pierwszy prezes Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego. Pracował jako analityk ds. bezpieczeństwa międzynarodowego w Kancelarii Prezydenta RP w okresie prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Biegły sądowy w zakresie bezpieczeństwa państwa. Były członek komisji weryfikacyjnej ds. WSI z nominacji Prezydenta RP.  www.leszeksykulski.pl

 


[1] J. Bartosiak, Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju, Warszawa 2018, s. 31.

[2] M. Rozental, P. Juin (red.), Krótki słownik filozoficzny, Warszawa 1955, s. 200-201.

[3] L. Sykulski, Bibliografia geopolityki współczesnej (1989-2009). Wybór, Częstochowa 2014, ss. 372. Wersja elektroniczna do bezpłatnego pobrania w serwisie Akademia.edu (https://www.academia.edu/leszeksykulski).

[4] J. Bartosiak, Rzeczpospolita…, s. 59.

[5] Tamże, s. 51-52.

 

 

 

 

Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Jeden komentarz do “Leszek Sykulski: Kto się boi geopolityki?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót na górę