Rozmowa z Orazzio M. Gnerre z projektu Millennivm
Ronald Lasecki: Czy mógłby Pan powiedzieć coś na temat projektu Millennivm i czasopisma „Nomos”? Czym są i jakie są ich cele?
Orazio M. Gnerre: Millennivum jest projektem politycznym, będącym odpowiedzią na potrzebę obrony wspólnotowych i tradycyjnych wartości ludów wobec nihilistycznych tendencji postmodernizmu. W tym sensie, formuje on swoich członków na gruncie istotnych zagadnień z zakresu geopolityki, geostrategii i stosunków międzynarodowych (zarówno w wymiarze analizy historycznej, jak i filozofii) W skład projektu, będącego jednostką międzynarodową, wchodzą obecnie także członkowie spoza obszaru Włoch. Millennivm deklaruje się jako think tank, działając poprzez organizację spotkań, konferencji, wewnętrznych i zewnętrznych szkoleń, oraz publikację materiałów własnych. Biuletyn studyjno-analityczny „Nomos” mieści się w tej formule. Zawarte w nim naukowe opracowania – o szerokim zakresie rozciągającym się od polityki międzynarodowej do studiów teologicznych – mają charakter formacyjny, z jednej strony techniczno-strategiczny, z drugiej kulturowy i ideowy.
R.L. : Jakie są najbardziej znaczące geopolityczne idee i ośrodki konceptualne w dzisiejszych Włoszech? Jak mocno reprezentowana jest idea geopolitycznej integracji obszaru pomiędzy Atlantykiem a Władywostokiem?
O. M. G.: Na to mogę odpowiedzieć z perspektywy Millennivum: najlepszą perspektywą dla Włoch, z którą łączymy nadzieje, to z pewnością ta reprezentowana przez odzyskanie suwerenności z poszanowaniem związków północnoatlantyckich. Po drugie, konieczne będzie ufundowanie Unii Europejskiej na nowej podstawie, zważywszy że wspólnotowa struktura Europy Zachodniej, mniej niż kiedykolwiek, odpowiada interesom składających się na nią narodów, reprezentując w to miejsce interesy kilku państw, lub, co gorsze, międzynarodowej finansjery. Millennivm ma również nadzieję, że Europa włączy się w proces przejścia do systemu wielobiegunowego, wypełniając swoją naturalną funkcję „wielkiej przestrzeni”, wraz z państwami (jak Rosja i Chiny), które nie tylko współuczestniczą w tym procesie w najlepszy możliwy sposób, ale także przestawiają go na ów „alterglobalizm”, niezbędny do rozbicia zjawiska mondializmu i ustanowienia na nowo tożsamości formacji geopolitycznych, przede wszystkim w oparciu o ich kulturową suwerenność.
Jeśli chodzi o geopolityczną integrację Europy od Atlantyku do Władywostoku, muszę powiedzieć, że region Azji Centralnej zdecydowanie różni się od europejskiego, mając swoją własną tożsamość geopolityczną. O ile geopolityczna perspektywa „od Szkocji do Rosji” z pewnością jawi się jako atrakcyjna, bardziej realistycznie oczekujemy integracji Europa-Eurazja w oparciu o faktor kulturowy i partnerstwo ekonomiczne.
R.L.: Jak zapatruje się Pan na geopolityczną koherencję dzisiejszych Włoch? Jest ona kwestionowana z jednej strony przez „padańskich” separatystów na północy, z drugiej zaś przez burbońskich legitymistów na południu…
O.M. G.: Mówienie o geopolitycznej koherencji w przypadku państwa, które zapomniało o wszystkich swoich strategicznych porozumieniach z libijską Dżamahiriją, wydaje mi się czymś przesadnym. Włochy muszą stać się zdolne do zidentyfikowania swojego własnego paradygmatu strategicznego i umieszczenia go w kontekście zmieniającego się świata. Nasz poprzedni rząd odznaczył się utrzymywaniem świetnych bliskich relacji z Rosją, z państwami byłego bloku wschodniego jak Białoruś, z Turcją, z Afryką Północną (przed dokonaniem przez NATO bezprawnej agresji na Libię), z Chinami… Dziś mamy w to miejsce rząd techniczny narzucony nam przez Europę, złożony z osób, które pracowały dla NATO, finansistów i międzynarodowych koncernów. Nasz premier, Mario Monti nazywany jest „człowiekiem Goldman Sachs”. Jasne jest, że takie warunki nie dają możliwości sformułowania własnej koherentnej linii geopolitycznej.
Co się tyczy padańskiego ruchu niepodległościowego, miał on swoją reprezentację w Lega Nord, partii będącej w poprzednim rządzie. O ile pierwotnie zajmowała ona stanowisko secesjonistyczne, o tyle obecnie proponuje mniej nieprawdopodobny federalizm. Jednak od czasu rezygnacji poprzedniego premiera Silvio Berlusconiego, popularność Lega Nord się zmniejsza, zaś w ostatnich dniach ujawniono wiele skandali (co stało się w „nienaturalnym” czasie), co spowodowało upadek zaufania do tego ugrupowania. W odniesieniu do fenomenu znanego jako „neo-burboński” (ale to samo można powiedzieć o fenomenie „neo-habsburskim”…), to nie istnieje on zupełnie na scenie politycznej, ale jest wynikiem słusznego dążenia do regeneracji regionalnych tożsamości kulturowych, oraz bardziej uczciwego skonfrontowania się z defektami procesu narodowego zjednoczenia, opartego na liberalnej, kapitalistycznej i antyludowej bazie ideologicznej (pod tym względem, opinia Antonio Gramsciego na temat „kwestii Południa” jest pouczająca). Podjęliśmy ten problem na niektórych z naszych seminariów, analizując relacje pomiędzy Zjednoczeniem Italii a geopolityką, podkreślając anglosaską ingerencję w politykę Piemontu, oraz wpływ jaki (Zjednoczone Królestwo) wywarło na ideologiczne grupy, które odegrały kluczową rolę w procesie zjednoczenia, kontekstualizując to wydarzenie w globalnym scenariuszu, pisanym przez Imperium Brytyjskie stosownie do swoich interesów gospodarczych od czasu wojny krymskiej (zob. Angelo D' Ambra, Dwie Sycylie i wojna krymska, „Nomos” III i „Nomos” IV).
Pomimo że wszelkie propozycje niepodległościowe nie pasują dziś do rzeczywistości i są zdecydowanie nieaktualne w zestawieniu z potrzebą stworzenia rozległych przestrzeni strategicznych, funkcjonalnych wobec procesu przejścia do systemu wielobiegunowego, nie możemy nie zauważyć że lokalne suwerenności były pierwszymi połkniętymi przez dośrodkowe siły procesu mondializacji, w perspektywie których, brytyjska polityka handlowa była prekursorem zajmującego po niej miejsce amerykańskiego systemu jednobiegunowego. Napoleoński jakobinizm z jednej strony, i każda ideologiczna pochodna liberalizmu z drugiej strony, grały wybitnie znaczącą rolę w tym procesie, raz w imieniu Francji, raz w imieniu Anglii – w każdym przypadku w imieniu oświeceniowego i zideologizowanego poglądu na świat, opartego na dogmatach rządów prawa, ekonomii wolnej od skrępowania więzami organicznymi lub państwowymi, potrzeby stworzenia globalnego organizmu ponadnarodowego. W każdym razie, wszelkie odrodzenie lokalnych kultur jest czymś pożądanym, musi być jednak umieszczone w ramach poprawnego spojrzenia na politykę międzynarodową, w ogólnej koncepcji alterglobalistycznej, oraz – co nie najmniej ważne – w ramach klarownej analizy umożliwiającej obiektywne zbilansowanie go z rzeczywistością, czego na ogół tego rodzaju kręgom brakuje.
R.L. Czy basem Morza Adriatyckiego i kraje zachodnich Bałkanów są wciąż istotne dla geopolityki Włoch?
O.M. G.: Wraz z przyjęciem do Unii Europejskiej Cypru, Estonii, Łotwy, Litwy, Malty, Polski, Republiki Czeskiej, Słowacji, Słowenii i Węgier w 2004 roku, Włochy dotknęło ryzyko marginalizacji, mając na uwadze, że europejskie centrum przyciągania, siłą okoliczności, przesunęło się na północ od Alp. By pozostać protagonistą wspólnotowego scenariusza, dla Włoch rozwiązaniem jest promowanie stabilizacji terytorium Bałkanów poprzez stworzenie „korytarza adriatyckiego”, który, poprzez integrację której sprzyjać będzie partnerstwo ekonomiczne, pozwoli im zachować kierowniczą rolę w tym procesie. Relacje historyczne pomiędzy Włochami a zachodnimi Bałkanami mogą jedynie ułatwić ten proces. Już w 2000 roku, w Anconie, na terytorium Włoch, otwarta została Konferencja na temat rozwoju i Bezpieczeństwa na Morzach Adriatyckim i Jońskim, z Włochami, Grecją i Słowenią jako państwami członkowskimi UE, oraz Chorwacją, Bośnią i Hercegowiną, Albanią i Czarnogórą jako wówczas państwami nieczłonkowskimi. Z pewnością oddziaływanie raczej pomiędzy terytoriami niż państwami jest ważnym krokiem w konstruowaniu systemu wielobiegunowego. Idąca z tym integracja, w rzeczywistości brać musi pod uwagę znaczenie czynnika geopolitycznego nawet bardziej niż stosunków międzynarodowych.
R.L.: Jak Pan widzi możliwą geopolityczną organizację basenu Morza Śródziemnego? – mam na myśli formę możliwych relacji pomiędzy Europą i muzułmańskimi państwami regionu. Jakie jest znaczenie geopolityczne ostatnich konfliktów w Libii i w Syrii? Jakie powinno być rozwiązanie dla konfliktu cypryjskiego?
O.M.G.: Jedyna możliwa organizacja basenu śródziemnomorskiego była efektywnie konstruowana dzięki stabilizującej roli odgrywanej w regionie przez libijską Dżamahiriję. Kaddafi wywiódł koncepcję „panafrykańską” z modelu nasserowskiego panarabizmu którego był dziedzicem, co pozwoliłoby nie tylko stworzyć spójny biegun północnoafrykański zorientowany na strategiczne partnerstwo ze swoimi sąsiadami w Europie Południowej (przede wszystkim z Włochami), ale pomogłoby też w skonstruowaniu, z pomocą Afryki Południowej, zjednoczonej organizacji afrykańskiej. Obecnie, żadna forma integracji regionalnej nie jest możliwa: kraj stabilizujący region jest w rękach zbrojnych gangów i nielegalnych podmiotów politycznych. Nie jest możliwe wejście w relacje dyplomatyczne z tymi fakcjami. Gdyby nie te państwa europejskie, które współpracowały w dziele zniszczenia prawowitego rządu Libii w zamian za możliwość podziału łupów, Europa mogłaby pomóc w stworzeniu nowego porządku politycznego w kraju, w zamian za nowe, uprzywilejowane stosunki partnerskie i bezpieczeństwo w regionie śródziemnomorskim. Niestety, jak już powiedziałem, nie istnieje jednolita europejska polityka, przez co rozwiązania korzystne dla całej Wspólnoty są poświęcane na ołtarzu ekonomicznych interesów kilku państw.
Jeśli chodzi o wojny domowe w Libii i w Syrii, jedynym pozwalającym je zrozumieć kluczem okazuje się całkowicie kontrolowana rebelia nazywana też „Rewoltą Arabską”. W przypadku Libii ewidentnie zaowocowało to zjawiskiem destabilizacji, i państwo to zapłaciło cenę, w postaci ataku NATO, za wyrzeczenie się rozwijania militarnego programu nuklearnego. Interesy niektórych państw europejskich w Libii, dotyczące przede wszystkim zasobów energii, miały zdecydowanie mniejsze znaczenie niż północnoatlantycka potrzeba powstrzymania polityki Chin w Afryce, przecięcia relacji dyplomatycznych istniejących z państwami BRICS i z Włochami, i co nie najmniej ważne, zlikwidowania niesojuszniczego państwa. Ten ostatni powód może zostać również odniesiony do Syrii, ale musimy dodać, że rolę grają tu także czynniki dużo ważniejsze: upadek Syrii to pierwszy krok do izolacji Iranu, który pozostaje celem ogniskującym na sobie uwagę Stanów Zjednoczonych. Co się tyczy Cypru, problem jest daleki od rozwiązania: próba zajęcia przez Turcję hegemonicznej pozycji poprzez integrowanie terytoriów wchodzących wcześniej w skład Imperium Ottomańskiego nie dopuszcza z jej strony jakichkolwiek ustępstw. Jednak rozwiązanie problemu cypryjskiego jest elementem naszego bezpośredniego interesu, mając na uwadze że Cypr jest państwem członkowskim Unii Europejskiej.
R.L : Czy Erytrea, Etiopia i Somalia powinny wciąż odgrywać ważną rolę we włoskim myśleniu o geopolityce? Co sądzi Pan o koncepcji Eurafyki?
O.M.G.: Żadne z państw europejskich położone nad Morzem Śródziemnym nie może zawieść w sprawie relacji z państwami afrykańskimi położonymi po drugiej stronie tego, co ostatecznie jest tylko dużym jeziorem. Włochy zawsze utrzymywały specjalne stosunki z krajami Afryki Północnej, od czasów rzymskich aż do epoki kolonialnej minionego wieku. Jest jasne, że model kolonialny nie ma dłużej żadnej przesłanki istnienia, podobnie jak jasne jest, że Włochy nie mogą ignorować tych państw, z którymi na dobre lub na złe, utrzymywały zawsze szczególnie bliskie związki. Byłoby właściwe rozwinąć mechanizm współpracy, który reprezentowałby wspólne interesy Europy i Afryki, by dojść wreszcie do konstrukcji eurafrykańskiego obszaru geoekonomicznego. Jak powiedziałem wcześniej, dziś warunki są dalekie od sprzyjających, ale musimy mimo wszystko próbować popchnąć je w tym kierunku. W owej ponadnarodowej strukturze chroniącej wspólną tożsamość wielkich przestrzeni wchodzących w jej skład, Włochy powinny odgrywać czołową rolę, stosownie do swojej pozycji historycznej i geograficznej.
R.L. Jaka jest Pańska opinia na temat Związku Europy – rodzaju geopolitycznej konfederacji Unii Europejskiej i Rosji, która została zaproponowana przez prof. Sergiusza Karaganowa w lipcu 2010 roku, zaś w Polsce jest wspierana jest przez prezesa Instytutu Geopolityki, pana Leszka Sykulskiego? Jakie powinny być relacje takiego tworu z Chinami?
O.M.G.: Kluczowe jest by powiedzieć raz jeszcze, że Europa i Eurazja są różnymi biegunami geopolitycznymi. Powinny one stać się elementami wielkiego wielobiegunowego projektu globalnego, z EaWG jako jednym z nich, oraz z wciąż niedoskonałą Unią Europejską jako drugim. Nie uważam za stosowne by integrować Rosję w ramach geopolityki europejskiej, szczególnie że dziś buduje ona efektywnie własną regionalna wielką przestrzeń, podobnie jak czerpie z modelu Wspólnoty Europejskiej. Chiny także muszą iść w tym kierunku, wzmacniając swoje wpływy w regionach geopolitycznych o które rywalizują. Tym co musimy zagwarantować, jest proces ewolucyjnego zbliżenia kulturowego pomiędzy Rosją i Europą, który prowadzić powinien do wielkiego historycznego, i miejmy nadzieję również religijnego pojednania (którego promotorem, podczas wizyty złożonej 27 kwietnia 2009 r. Ojcu Świętemu, Benedyktowi XVI, obiecał być prezydent Łukaszenko), pamiętając o naszych wspólnych korzeniach kulturowych. Ostatecznie tylko Rosja może występować jako mediator w stworzeniu wielkiego eurazjatyckiego „ekumenizmu”, w którym duchowa kategoria łacińskości oraz głębokie korzenie kultury wschodniej będą mogły ponownie się spotkać.
R.L. Jak powinny wyglądać relacje pomiędzy Europą a państwami latynoamerykańskimi? Co myśli Pan na temat ALBA? Jak Pan widzi rolę i przyszłość Quebecku?
O.M.G.: Europa powinna wiedzieć, jak przedstawić się jako partner do rozmów z BRICS. Ze względu na wzrost ich gospodarek, nie jest to już dłużej jedna z opcji, ale staje się to wymogiem w dzisiejszej rzeczywistości globalnej. Jedyny wybór stojący przed Europą, to zintegrować się z nowymi modelami przedsiębiorczości, lub przepaść wraz z obecnym systemem. Brazylia jako członek BRICS, i cała Ameryka Łacińska są centralnymi biegunami tego procesu globalnej zmiany. Europa, daleka od przyswojenia sobie lekcji południowoamerykańskiej, pada pod ciosami Finansów i pod ciężarem długu publicznego. Każde wzajemne oddziaływanie w skali międzynarodowej, które inspirowane jest przez powszechne zasady społecznej sprawiedliwości, jest efektywnym potencjałem. W przypadku Bolivariańskiego Sojuszu dla Ameryk mamy przykład konkretnego projektu dla wspólnego rozwoju regionu latynosko-karaibskiego, z powodzeniem promowanego przez Wenezuelę i Kubę. Przyjęcie przez te dwa państwa wiodącej roli jasno wskazuje punkt zwrotny, ku któremu zmierza ten region; podkopując także północnoatlantyckie wpływy na światowym Południu. Jeśli chodzi o Quebeck, to zjawiska autonomizmu nie opłaca się po prostu delegitymizować; francuska tożsamość kulturowa jest czynnikiem wymagającym podniesienia i rzeczywistych rozwiązań.
R.L.: Jaką rolę w formułowaniu geopolitycznej tożsamości Europy powinien odgrywać czynnik religijny, szczególnie Kościół katolicki i państwa katolickie?
O.M.G.: Jak wcześniej sobie powiedzieliśmy, Europa powinna odbudować się moralnie na nowych podstawach, i powinno zostać to zrobione przede wszystkim na poziomie kulturowym. Nie jest już dłużej akceptowalne (jeżeli w ogóle kiedykolwiek było) przyjmowanie historycznie obcych dla nas modeli socjokulturowych, które podsumować można jako dogmat o świecie jako wielkim supermarkecie. W tym sensie, kultura musi odgrywać rolę czynnika budującego wspólną tożsamość. Podobnie jak w przypadku regionu eurazjatyckiego, gdzie jedność pomiędzy poszczególnymi etnicznymi komponentami obracała się wokół prawosławnej „oikoumene”, tak też ludy Europy były zdolne do zbudowania cywilizacji na bazie katolicyzmu. Prawdziwie katolicka Europa, zapożyczając łaciński model imperialny, była w stanie zachować i spotęgować wszystkie zróżnicowane tożsamości historyczne, kulturowe i etniczne, umieszczając je w jednym projekcie politycznym, w Świętym Cesarstwie Rzymskim. Wielki europejski podział nastąpił po odejściu władców od zasady rzymskiej, oraz konsekwentnym porzuceniu etycznej orientacji, którą obdzielali sfery społeczną i polityczną. Największe represje dotknęły protestujących chłopów ze strony niemieckich książąt legitymizowanych przez Lutra. Z drugiej strony, Kościół (katolicki) zdolny był do zbudowania organicznego systemu „zabezpieczenia socjalnego”, do dziś nie mającego historycznego porównania. W tym sensie, nigdy nie możemy zapomnieć by podkreślać, że zachodni kapitalizm jest synem anglosaskiego liberalizmu, nie zaś cywilizacji europejskiej. Nie jest przypadkiem, że najważniejsi XX-wieczni teoretycy europejskiego komunitaryzmu wiele zapożyczyli z doktryny katolickiej lub z jej wytworów społecznych. Dwoma przykładami mogą być neotomistyczny komunitaryzm MacIntyre'a (w filozofii) i feudalny socjalizm Otto Strassera (w ekonomii).
R.L.: Jak Pan się zapatruje na ideę geopolitycznej osi Berlin-Warszawa-Moskwa (Trójkąt Królewiecki) jako fundamentu Wielkiej Europy? Jak zapatruje się Pan na możliwość ustanowienia Królewieckiej Strefy Bezpieczeństwa (KSB) z Niemcami, Polską i Rosją jako filarami regionalnej stabilności w północnej części Europy Centralnej? Czy widzi Pan możliwość koordynacji działań państw KSB z Włochami i Turcją w formie Pentarchii, dla zagwarantowania regionalnej stabilności w obszarze pomiędzy Morzem Adriatyckim, Morzem Bałtyckim i Morzem Czarnym?
O.M.G.: Podczas II wojny światowej zarówno Niemcy jak i Rosja przypisywały sobie prawo do pocięcia Polski wbrew dyktatowi terytorialnemu Traktatu Wersalskiego. Epoka dwubiegunowości ujrzała Polskę, która stała się państwem socjalistycznym, dołączając do bloku wschodniego. Dziś jest ważne, by Polska, ustanowiwszy swoją własną tożsamość kulturową, wciąż dziedzicząc wiekowe tradycje i tysiącletnią Wiarę, mądrze była zdolna do prowadzenia dialogu zarówno z krajami Europy Zachodniej, jak i Europy Wschodniej. Z jednej strony, polska opinia publiczna, zabezpieczona przez wiele lat przed wpływami Zachodu poprzez przynależność do bloku wschodniego, opiera się dziś europejskiej sekularyzacji, manifestującej się w negacji tradycyjnych i religijnych zasad, narzucaniu poddaństwa finansowego i kulturowej liberalizacji; z drugiej zaś strony, będąc pomna wydarzeń historycznych, odwraca się plecami od Wschodu, utożsamiając go z despotyzmem i obcą okupacją, oraz podtrzymuje swoją własną tożsamość europejską. Obydwie te opinie – poprzez widoczną niezgodę – w istocie demonstrują istnienie pozytywnej tendencji, pozwalającej Polsce zachować przy życiu głęboką tożsamość kulturową, zakorzenioną na przeciągu ostatniego wieku. Problem polega na tym, że opinie te mogą czerpać z dwóch krótkowzrocznych stanowisk: radykalnego anty-europeizmu z jednej strony, zaś nieusprawiedliwionej rusofobii z drugiej strony.
Odpowiedniejszym przykładem do naśladowania jest przypadek Węgier Viktora Orbana, prowadzących otwartą walkę przeciw brukselskiej biurokracji, rozumiejących jednak równocześnie jak istotna jest europejska struktura wspólnotowa dla relacji z sąsiadami wschodnimi, którzy z sukcesem już prowadzą politykę wielobiegunowości, tak by przedstawić się jako doskonały partner zarówno dla Rosji, jak i dla Chin. Członkostwo w dawnym bloku wschodnim nie oznacza że Węgry zapomniały o swoich czysto europejskich korzeniach kulturowych, lub że zapomniały o politycznych i kulturowych relacjach łączących je z państwami ze wschodniej strony dawnej „żelaznej kurtyny”. To właśnie zwycięski model węgierski: nie eurosceptyczny secesjonizm, ale konkretny wkład w budowę nowej Europy. Jeśli Polska, jako kraj wschodnioeuropejski, będzie naśladować tą opcję polityczną, będzie to jeszcze jeden krok zarówno w kierunku integracji europejskiej, jak i w relacjach europejsko-rosyjskich. W tym sensie, każda polityka nakierowana na stabilizowanie ścisłych relacji politycznych i ekonomicznych na kontynencie może być widziana tylko przychylnie. Ponadto, Włochy podążają tą drogą poprzez zawiązanie zagęszczonych stosunków gospodarczych, między innymi z Rosją i Turcją, i jest oczywiste, że jako geograficznego krańca kontynentu i bezpośredniego wyjścia na Morze Śródziemne, ich rola we współpracy z tymi państwami jest nieunikniona i potrzebna dla jakiejkolwiek polityki nabrania makro-kontynentalnego oddechu.
R.L.: Dziękuję za rozmowę.
(rozmawiał i tłumaczył z angielskiego Ronald Lasecki)
Orazio Maria Gnerre – włoski publicysta i geopolityk, związany z projektem Millennivm (http://www.millennivm.org/) i biuletynem studiów i analiz „Nomos”(http://www.millennivm.org/nomos/). Autor artykułów udostępnionych na blogu http://oraziognerre.blogspot.com/ Materiały wideo związane z projektem Millennivm udostępnione zostały na kanale: http://www.youtube.com/user/millennivm
Wywiad ukazał się w e-biuletynie "Geopolityka" nr 15 (6/2012).
Komentarze
Aleksander ŁukaszenkaalterglobalizmAngelo D' AmbraAntonio GramsciBenedykt XVIBRICSDżamahirijągeopolitykakomunitaryzmKrólewiecka Strefa BezpieczeństwaMario MontiMillennivmmondializmMuammar KaddafiNomosOrazio M. GnerreOtto StrasserSergiusz KaraganowSilvio BerlusconiSojusz dla AmerykTrójkąt Królewiecki