Czym jest ekonomiczna granica w zglobalizowanej gospodarce?

Czym jest ekonomiczna granica w zglobalizowanej gospodarce?

800px-IMF_advanced_economies_2008.svg[1]Jérôme Sgard

Przedstawienie przestrzeni i granic ekonomicznych jest związane z podstawową trudnością. Z jednej strony, najbardziej abstrakcyjna analiza, którą proponują ekonomiści, jest pozbawiona jakiegokolwiek wymiaru przestrzennego: według niej dochodzi do wymiany pomiędzy podmiotami bez uwzględnienia jakościowego aspektu przestrzeni, bez oddziaływań, bez jakiegokolwiek rodzaju kartografii. Z drugiej strony, ekonomia stosowana wytworzyła wielką ilość koncepcji przestrzennych, aby odpowiedzieć na problemy i dylematy powodowane przez wyraźne zróźnicowanie geograficzne światowej gospodarki. Jednak w większym stopniu chodzi tu o dodanie kolejnych perspektyw niż o jednolite ramy.

Przykładowo, rozwój miast tłumaczony jest przez efekt domina, czy raczej efekt wzajemnego oddziaływania, generowany w szczególności przez komplementarność pomiędzy specjalizacjami w przemyśle, infrastrukturę publiczną oraz pracowników o różnych kwalifikacjach. A contrario, skutki zatłoczenia będą mogły także wytworzyć siły odśrodkowe potężnejsze niż koszty związane z pokonywaniem odległości. Spadek znaczenia kluczowych gałęzi przemysłu, takich jak tekstylny czy motoryzacyjny, pociągnie za sobą cały region czy ośrodek przemysłowy, a zarazem zagłębie miejsc pracy: odbudowa ich pozycji nie będzie mogła spoczywać wyłącznie na barkach instytucji prywatnych, lecz wymagać będzie bardziej zintegrowanego podejścia różnych elementów składowych lokalnej gospodarki. Występuje tutaj zatem potężny efekt przestrzenny, a nie sytuacja, w której podmioty działają w pustce.

Optymalny obszar walutowy, mający za zadanie wskazywać do jakiej przestrzeni gospodarczej powinna być zastosowana jednolita waluta i jednocześnie identyczna polityka monetarna, to następny przykład. Toteż budowa europejskiej unii walutowej stanowiła okazję do powstania bardzo licznych prac na ten temat, chociaż niedawny kryzys grecki sugeruje, że nie wyciągnięto z nich słusznych wniosków. W samej tylko teorii spójność tych stref walutowych opiera się na koherencji realnych gospodarek: symultaniczności cykli koniunkturalnych, specjalizacji, elastyczności rynków pracy etc. W każdym razie to państwa, będące gwarantami systemu walutowego, są w dużym stopniu zaangażowane i wnoszą wraz ze swoją obecnością potężny fundament ograniczenia terytorialnego: zasadę suwerenności. Jeden z przedstawicieli brazylijskiego Banku Centralnego pytany przed kilkoma laty o możliwość zarządzania optymalnym obszarem walutowym nie był zachwycony tym pytaniem, w przeciwieństwie do jednego ze swych islandzkich kolegów po fachu. Było to jeszcze przed kryzysem, który przetoczył się przez Islandię. Sprecyzował on mianowicie, że koszty przejścia do bardziej efektywnego systemu monetarnego (tzn. wejścia do strefy euro) przekraczają potencjalne zyski. Innymi słowy, instytucje publiczne mają swój wymiar geograficzny, który może generować koszty, jeżeli próbuje się go zreformować. Mogą one zamykać gospodarki w niekompatybilnym lub wymuszonym środowisku geograficznym.

Trzeci przykład – handel międzynarodowy – proponuje jeszcze inny punkt widzenia: centralnym zagadnieniem nie jest już tutaj w takim stopniu stopniowe zróźnicowanie przestrzeni czy rosnący koszt pokonywania odległości, lecz granica – a więc efekt dyskontynuacji lub nielinearności. Państwa sprzeciwiają się barierom wymiany, na przykład taryfom celnym. Tymczasowe ograniczenia są równie irracjonalne, skoro pomniejszają prywatne i zbiorowe zyski z wymiany. Dotykamy tutaj trudnego i ciekawego problemu epistemologicznego: w potocznym ujęciu ekonomicznym rynek jest przede wszystkim fundamentem współpracy lub integracji. Będzie mu więc trudno uświadomić sobie własne zewnętrzne granice. To dlatego ekonomiści zawsze łatwiej zdają sobie sprawę ze skutków stopniowego zróżnicowania w ujęciu wewnętrznym, w którym podmioty mogą dostosować się do marży, niż ze sformalizowania wyraźnych granic czy nieciągłości. Są one najczęściej spychane na margines dyskusji, jako czynniki o charakterze krótkotrwałym. Państwo, polityka, suwerenność – to najczęściej spotykane wyrażenia, do których nawiązuje dyskurs ekonomiczny, co jest konieczne i mylące zarazem.

Dodajmy, że to teoretyczne wyobrażenie handlu międzynarodowego jawi się jako potężne i trwałe. Owe zasady, zaproponowane przez Ricardo na początku XIX wieku, są jeszcze dzis szeroko akceptowane. W każdym razie globalizacja spowodowała interesującą ewolucję, obowiązkowo ignorowaną przez klasyczną ekonomię polityczną oraz przez powojennych teoretyków. Aż do lat 80. XX wieku, liberalizacja handlu postawiła przed sobą przede wszystkim problemy redukcji taryf celnych. To proste wyobrażenie tego, czym może być granica ekonomiczna: celnik pobiera opłatę w Calais, Strasburgu lub Menton. Od tamtego czasu badacze i rządzący skierowali swoją uwagę na to, co nazywa się barierami pozataryfowymi, co oznacza wielorakie normy przyjmowane przez kazde państwo w celu wewnętrznej ochrony konsumenta i środowiska (lecz nie krajowego producenta). Możemy tutaj generalnie wskazać normy bezpieczeństwa samochodów czy zabawek, warunki wejścia na rynek farmaceutyczny, dozwolone lub zabronione pestycydy, możliwości wykonywania zawodu lekarza, bakiera czy adwokata.

Ta ogromna masa regulacji wewnętrznych wkrótce stanie się celem międzynarodowych porozumień: będzie się negocjowało na przykład prawo konkurencji w każdym kraju, które – jeżeli jest zbyt łagodne lub jeżeli faworyzuje dane przedsiębiorstwo o strategicznym znaczeniu dla kraju – wpływa na międzynarodową konkurencję. Pomyślmy także o prawie własności intelektualnej i jego wpływie na bezpieczeństwo wymiany. Handel programami komputerowymi, bestsellerami czy markami handlowymi z Chinami czy Rosją jest bez wątpienia bardziej ryzykowny obecnie niż sprzedaż zboża do tych krajów w latach 70. XX wieku, ponieważ to, co robili oni ze zbożem mało nas obchodziło, natomiast inaczj rzecz się ma z programami komputerowymi. Ostatni przykład: podczas gdy kraje Europy Środkowej i Wschodniej negocjowały przystąpienie do Unii Europejskiej w latach 90., zbiór aktów prawnych miał podobno zajmować nie mniej niż 80 000 stron, które trzeba było zaimplementować do prawa estońskiego, polskiego, bułgarskiego etc. Doszliśmy zatem do szerokiej i bardzo materialnej definicji przestrzeni gospodarczych oraz ich granic. Co więcej, kwestia tych wewnętrznych regulacji jest dzisiaj sprawą zasadniczą, a zarazem bardzo trudną do negocjacji. Jednak nie możemy nic więcej zrobić w obliczu korpusu urzędniczego, który wyznacza linię, wydaje akt prawny i dzieli naturalną przestrzeń wymiany. Odchodzimy od idei narodowych przestrzeni gospodarczych, które są konstruowane, regulowane i rządzone, lecz tkwią w szczególnego rodzaju historii instytucjonalnej i ekonomicznej, mocno złożonej, związanej z formowaniem się państwa, lecz także z powstawaniem przemysłu i licznych zawodów. Przeszliśmy od granicy do terytorium.

Gospodarki narodowe w ujęciu terytorialnym

Z historycznego punktu widzenia, gospodarki kapitalistyczne czy liberalne tworzyły się na fundamencie indywidualnych praw o charakterze gospodarczym: na przykład prawa do swobodnego zbycia własnej ziemii i prawa do zatrudniania, ogólnie rzecz biorąc prawa do wymiany, inwestowania, eksportowania, zadłużania się, spekulowania, a nawet prawa do upadłości. Jednakże tego typu prawa, określane jedynie w skali kantonalnej czy w wymiarze jakiegoś włoskiego średniowecznego miasta, nie tworzą zbyt zamożnej gospodarki. U zarania europejskiego rozkwitu gospodarczego należało więc zintegrować przestrzeń gospodarczą i prawną, a także, w praktye, otworzyć wspólnoty lokalne na wymianę w łonie gospodarki narodowej – to pojęcie nieistniejące w Europie przed XVII w. To nierzadko brutalne doświadczenie wkrótce zarysowało nową kartografię, w której pieniądze i dobra cyrkulowały na równi z ideami i obywatelami. Doświadczeniem najbardziej uderzającym było bez wątpienia to francuskie: od lata 1789 roku zastąpiono 300 lokalnych reżimów prawnych, 65 ogólnych i 15 najwyższych sądów prowincjalnych jednym i integralnym porządkiem prawnym. Francuzi stali się równymi sobie obywatelami, lecz także podmioty gospodarcze w ten sam sposób zaczęły ze sobą konkurować.

Stopniowo, począwszy od końca XIX wieku, prawne ramy w narodowym, terytorialnym rozumieniu nabyły drugą funkcję: poza ustaleniem i potwierdzeniem naczelnych zasad gry społecznej czy też pewnego rodzaju cywilnej konstytucji podobnej do wielkich napoleońskich kodeksów, prawo stało się stopniowo instrumentem regulacji, dalece bardziej finezyjnej, również w polityce gospodarczej. Etapy tego procesu są znane: pierwsze legislacje społeczne, reglamentacje w zakresie zdrowia i transportu publicznego, prawo konkurencji. Następnie, poczynając od lat 20. XX wieku i zwłaszcza lat 50., dodano do tego ciąglę rozrastający się zbiór przepisów prawa socjalnego, środowiskowego, bankowego etc.

Jego rezultat nabrał konkretnych kształtów pod postacią coraz bardziej złożonej struktury instytucji i polityk publicznych, wyrażanych w ramach społecznych kompromisów i innych porozumień dotyczacych redystrybucji pomiędzy kategoriami społecznymi. Stopniowo owa tkanka normatywna znacząco zagęściła narodową przestrzeń gospodarczą, tworząc de facto przeszkodę dla wymiany międzynarodowej. Od lat 20. to nowe wyzwanie dla świata handlu jest wyraźnie dostrzegane przez rządy, prawników i lobbies. Czasy powojenne cechowały się zatem zadziwiającą spójnością, jeszcze dzisiaj stawianą w złym świetle: do końca lat 70. wewnętrzna regulacja gospodarek została znacząco wzmocniona przez prawo i porozumienia społeczne; w tym samym czasie bariery taryfowe zostały zredukowne, wspierając również proces równoległy do międzynarodowej integracji gospodarczej, która w szerokim zakresie przyczyniła się do wzrostu gospodarczego. Geografia gospodarek narodowych i geometria ich granic handlowych mogą zatem mieć miejsce w modelu bardzo dynamicznego wzrostu, którego jednak czas życia jest znacząco ograniczony. Osiągnął on swoje granice, kiedy najważniejsza z taryf celnych została wymazana, to znaczy w latach 70. Odtąd zróżnicowanie instytucjonalne i prawne narodowych przestrzeni stało się przeszkodą, a więc zasadniczym wyzwaniem w negocjacjach handlowych w o wiele bardziej złożonej ekonomice politycznej. To zwrot z lat 80.: być może te wewnętrzne regulacje stały się nieskuteczne, nadmierne i chroniące tylko partykularne interesy. Do tego ich zróżnicowanie, które dzieli przestrzeń ekonomiczną, narzuca się w tym momencie jako znaczące zagadnienie międzynarodowej polityki handlowej w czasach, gdy kwestia taryf została rozwiązana.

Doświadczenie europejskie

Odpowiedź europejska – Jednolity Rynek – jest najbardziej interesująca. Od osiągnięcia unii celnej i przystąpienia Zjednoczonego Królestwa, dostrzeżono wyraźnie, że znaczenie norm stanowi odtąd główną przeszkodę w pogłębieniu integracji. Zrazu usiłowanu porozumieć się co do pewnej liczby jednolitych przepisów, zanim zostałyby one przyjęte na jedolitych warunkach przez każdy kraj członkowski, jednak na próżno. Każdy projekt stykał się natychmiast z lobbies broniącymi swych pozycji, żądającymi, by rząd narzucił proponowane przez nich rozwiązania, dopasowane do ich metod produkcji. W rezultacie otrzymano serię nierozwiązywalnych konfliktów, państwo przeciw państwu, w których każdy bronił partykularnych interesów.

"Rozwiązanie Delorsa" jest znane. Wynegocjowano wspólne europejskie normy zanim zaczęły być przestrzegane przez wszystkich. Każdy miał swobodę narzucenia swoim producentom najbardziej surowych ograniczeń. Ale każdy kraj był zobowiązany takze do dopuszczenia na swój rynek produktów wszystkiech europejskich producentów, jeżeli tylko przestrzegali oni minimalnych wymagań. Z prostego punktu widzenia ekonomii politycznej ten manewr był wyjątkowo udany: zamiast udawać się do Brukseli w celu prowadzenia wojny pozycyjnej, krajowe lobbies zwróciły się do swoich rządów, aby te dopasowały jak najszybciej normy krajowe do standardów europejskich, by móc wchodzić na obce rynki.. W rezultacie tego stali się oni siłą doprowadzającą do redukcji znaczenia granic i wzrostu znaczenia konkurencji. Zazwyczaj podmioty prywatne zajmują dużo bardziej dwuznaczne pozycje w tej materii.

Lecz to nie wszystko. Nie można nie zauważyć, że na Jednolitym Rynku deregulacja naśladowała ruch administracji Reagana, choć z kilkuletnim opóźnieniem. Jednak jej skutek jest bardziej subtelny. Z pewnością ukształtowano spory pakiet państwowych regulacji, bardziej lub mniej tradycyjnych i usprawiedliwionych. Jednak ogólnie rzecz biorąc, zbiór europejskich przepisów okazał się być wyraźnie bardziej wymagający niż w Stanach Zjednoczonych. W miejsce strategii frontalnej deregulacji, zyski w rozumieniu konkurencji i efektywności gospodarczej mogły być osiągnięte jednocześnie przez integrację rynku europejskiego. W sumie udało się odnaleźć poprzez europejską konstrukcję powojenną dynamikę opartą na elastycznym połączeniu terytorialnej regulacji i otwarcia na konkurencję. Co więcej, ten normatywny aparat wywiera odtąd potężny wpływ na całość światowej gospodarki. Ponieważ rynek europejski jest jednym z najbardziej istotnych i narzuca najbardziej wymagającą normę, jego dobrowolna akceptacja staje się często przepustką na inne, mniej wymagające rynki. Poza tym, dla kraju takiego jak przykładowo Turcja, przyjęcie acquis communautaire jest także, w wymiarze wewnętrznym, instrumentem racjonalizacji, modernizacji, utworzenia lub ukształtowania reguł gry (każdy wybierze tutaj termin, który preferuje). Chodzi zatem na raz o strategię "graniczną" wejścia na rynek europejski i strategię wewnętrzną lub "terytorialną" restrukturyzacji państwa i jego stosunku do uczestników rynku, czy – bardziej ogólnie – społeczeństwa obywatelskiego. Można tu dostrzec wyłanianie się imperializmu w wersji soft – innego możliwego konceptu geograficznego. Jednak o ile skutek dominacji jest dostrzegalny, można zauważyć także racjonalny rachunek: gdyby kazdy kraj musiał przekształcić dla siebie całe instrumentarium kapitalistycznej gospodarki, całość byłaby kosztowna jako proces, złożona w sensie rezultatu i niezbyt efektywna dla wzrostu. Wracamy zatem do dylematów średnowiecznych miast kupieckich. Jest to główną cechą globalnej historii prawa gospodarczego. Opiera sie ona przede wszystkim na wielowiekowym "kopiuj-wklej", to znaczy na strategiach prawnego przeszczepiania, dobrowolnego lub nie, o charakterze imperialnym lub nacjonalistycznym. Idąc dalej, jest to główna przyczyna, dla której międzynarodowe oddziaływanie europejskiej tradycji prawnej i państwowej pozostaje tak silne na całym świecie. Podstawowe elementy gospodarki liberalnej, indywidualistycznej, są najczęściej pochodzenia angielskiego lub francuskiego. Znaczenie tej przestrzennej historii jest prawdopodobnie nieusuwalne.

Trzy zasady koordynacji przez prawo

Ta krótka lekcja historii i geografii pozwala w praktyce zidentyfikować trzy proste modele, za pomocą których państwa i podmioty prywatne zarządzają problemami granic ekonomicznych, pogłębiają je, manipulują nimi lub omijają je, wpisując je w strategie wymiany, inwestycji i de(de)lokalizacji.

– Metoda najbardziej polityczna lub najbardziej europejska opiera się na prawie międzynarodowym i traktatach. To zazwyczaj przez dyrektywy europejskie państwa porozumiewają się wzajemnie, wtłaczając de swego prawa krajowego treści, które wspólnie ustaliły. To także metoda Światowej Organizacji Handlu (WTO), która dobrze pokazuje swoje ograniczenia: o ile zgoda na otwarcie handlu jest rzadko kwestionowana, o tyle negocjacje na temat granic liberalizacji, czyli otwarcia nowych sektorów na konkurencję, są już wyjątkowo trudne. Runda z Doha daje temu świadectwo już od lat. W przeciwieństwie do czasów, w których stawką były wyłącznie bariery taryfowe, teraz negocjuje się reguły gry wewnętrznej w krajach członkowskich. A więc dotyka się kompromisów społecznych, organizacji systemu konkurencji, strukturyzacji przestrzeni produkcyjnej. Przestrzeń wewnętrzna i zewnętrzna jest więc wąsko związana z samej definicji; przejawia się to także w narzucaniu nowych zasad handlu międzynarodowego.

– Druga metoda: wzajemne uznanie norm Odwołuje się ona do bardziej "horyzontalnej" logiki, ustalonej na zasadzie wzajemności, lecz także suwerenności: każde państwo pozostaje zdolne do swobodnej legislacji, jednak wszyscy uznają wspólnotowe prawa, które pozwalają na swobodny przepływ osób i dóbr. W czystej postaci jest to marzenie liberalne, suwerenistyczne i humanistyczne z XIX wieku: każdy ma swój paszport narodowy, ponieważ jesteśmy przede wszystkim obywatelami (czy też handlowcami) włoskimi czy belgijskimi, lecz paszporty przepływają swobodnie między granicami państw, przynajmniej pomiędzy "narodami cywilizowanymi". Dziś w Europie wzajemne uznawanie swoich praw pod warunkiem poszanowania dyrektyw europejskich mówi coś więcej: uznaje się narodowe legislacje we wnętrzu wspólnoty praw sformalizowanych przez acquis communautaire.

– W końcu model hegemoniczny, również reprezentowany przez Europę, w którym problemy granic nie są poruszane ani przez traktaty, ani przez negocjacje, ani przez wzajemność, lecz przez jednostronne przystąpienie. Znajdujemy się tutaj w reżimie soft power, tak bardzo bronionym przez Brukselę, który przecież jest władzą: implikuje relację asymetryczną opartą na strategii "przeszczepu prawnego" lub transferu instutucjonalnego, który nie wymaga negocjacji, lecz stanowi efekt dominacji lub raczej racjonalnego wyboru dokonanego przez kraj peryferyczny, decydujący się przystąpić do normy dominującej. To dla niego najlepsze rozwiązanie, nawet jeśli nie miał on nic do powiedzenia i jest tylko "obywatelem drugiej kategorii", czy też pariasem. Zamiennie, ten model idzie w parze z konceptem świata, w którym panuje konkurencja pomiędzy twórcami norm lub pomiędzy tradycjami prawnymi. Tak jak w przypadku lobbies wywierających presję na swoje rządy w celu przyjęcia prawa europejskiego, działanie i prywatne interesy będą tutaj kształtować ustalenie znaczenia i ewolucję granicy.

Historia i geografia bez końca

Podczas gdy przyjęcie klasycznej lub westfalskiej postaci granicy odpowiadało najpierw zewnętrznej cesze suwerenności, która dawała państwom dyskrecjonalną (lub despotyczną) zdolność do ograniczania jednostkowych wyborów, od tej pory chodzi raczej o międzynarodowy zasięg oddziaływania praw indywidualnych i norm kolektywnych, które co do najważniejszych aspektów pozostają dzisiaj ustalane na planie narodowym. Oto paradoks: jak nigdy dotąd, różne podmioty mogą handlować poza granicami na swoich własnych prawach, lecz także spekulować, delokalizować, organizować się, ścierać, protestować, omijać, manipulować.

Z jednej strony ekonomiczny podział pracy jest więc bardziej otwarty i nieokreślony: jego kartografia jest bardzo oddalona od dawnej siatki państw terytorialnych. Stąd rodzi się idea, że fakt polityczny, ale również zdolność do rządzenia wspólnym dobrem, są u schyłku: terytoria, które stają się płynne i ruchliwe, skutecznie pozwalałyby podmiotom gospodarczym na woluntarystyczne stowarzyszanie się lub uchylanie się od odpowiedzialności. Lecz oto z drugiej strony podział i różnorodność przestrzeni stale są aktualne, zarówno w zglobalizowanej gospodarce, jak i w negocjacjach międzynarodowych. To dlatego znane, acz dwuznaczne sformułowanie – put the state back in! – jest w rzeczywistości fałszywe. Państwo nigdy nie odeszło od gry, ponieważ poprzez swoje prawo w szczególności konstutuuje porządek gospodarczy, ochrania go i wyznacza mu granice.

Jaki by nie był schyłek zdolności dyskrecjonalnych państw, jaki by nie był osąd na temat obecnej formy ich suwerenności, tworzą one największy fragment praw obywatelskich i gospodarczych i są one ostatecznym obrońcą rynków: jeżeli dynamika wymiany szwankuje i jeśli podział pracy grozi zapaścią, interweniują w koniecznym zakresie i bronią społeczeństwa. W ciągu ostatnich lat mogliśmy to obserwować z bliska. Chodzi tutaj o pewien dawny, lokalny (to znaczy: o wymiarze narodowym) pakt konstutuujący. Na tyle, na ile to współczesne i liberalne porozumienie na temat praw i ich gwarancji pozostanie w mocy, obecny świat, z pewnością zintegrowany, nie będzie w żadnym razie na drodze do finalnej unifikacji czy ujednolicenia. To dlatego z wielu punktów widzenia świat jest całkiem nieegalitarny, podzielony i despotyczny, jak Francja ancien régime'u. Ale to także dlatego współczesna globalizacja nie świadczy ani o końcu historii, ani o końcu geografii.

Źródła:

• BENTON L., Law and Colonial Cultures. Legal Regimes in World History, 1400-1900, Cambridge, Cambridge University Press, 2002.

• KAHLER M., et DAVID A.L., Governance in a Global Economy, Princeton, Princeton University Press, 2003.

• RAINELLI M., La nouvelle théorie du commerce international, Paris, La Découverte, Collection Repères, 2003.

• SGARD J., BROUSSEAU E. et SCHEMEIL Y., « Delegation without borders, on individual rights, sovereignty and global ordering », Sciences-Po/Ceri, mimeo, 2010.

• STONE SWEET A., The Judicial Construction of Europe, Oxford, Oxford University Press, 2004.

 

Tłumaczenie z francuskiego: dr Mateusz Hudzikowski

 

Autor jest profesorem Sciences Po Paris. Pracuje w Centre d'Etudes et de Recherches Internationales (CERI). Posiada doktorat z ekonomii. Specjalizuje się w Rosji i Europie Wschodniej. Bada wpływ kryzysu na gospodarki krajów rozwijających się.

Tekst oryginalny:  Jérôme Sgard, "Qu’est-ce qu’une frontière économique dans une économie globalisée ?", CERISCOPE Frontières, 2011, [en ligne], consulté le 10/05/2013, URL : http://ceriscope.sciences-po.fr/content/part4/qu-est-ce-qu-une-frontiere-economique

Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Powrót na górę