Sławomir Krakowczyk: Głównym celem Rosji jest doprowadzenie do krachu ekonomicznego Ukrainy

Sławomir Krakowczyk: Głównym celem Rosji jest doprowadzenie do krachu ekonomicznego Ukrainy

 OLYMPUS DIGITAL CAMERAdr Sławomir Krakowczyk

W każdej sytuacji kryzysowej, z jaką mamy do czynienia, podstawą rozwiązania istniejących problemów jest uzmysłowienie sobie przyczyn ich powstania. Analizując obecną sytuację na Ukrainie należy sobie przede wszystkim zdać sobie sprawę z powodów, jakie skłoniły Moskwę do podjęcia interwencji zbrojnej w marcu bieżącego roku, która doprowadziła do trwającego już nieomal pół roku konfliktu. Na pierwszy miejscu należy sobie uzmysłowić, że miała ona charakter całkowicie defensywny w tym znaczeniu, że jej celem była obrona zagrożonej rosyjskiej strefy wpływów, za jaką Kreml uważa Ukrainę[1].

Zmiana władzy w Kijowie, postrzegana przez Rosję jako nielegalna, naruszyła polityczne status quo w tej części Europy, uderzając w żywotne interesu Moskwy. Podobna sytuacja miała już miejsce w czasie Pomarańczowej Rewolucji, jednakże od obecnej różni się ona zasadniczo. Po pierwsze – o czym już wspomniano, a co należy raz jeszcze pokreślić – zmiana władzy została dokonana poprzez przewrót polityczny (zdaniem Rosjan – zamach  stanu, a więc w sposób nielegalny), a nie w wyniku demokratycznych wyborów, po drugie i najważniejsze, ekipa, która w tym roku przejęła władzę jest dużo bardziej radykalna, jeśli chodzi o przeorientowanie swej polityki na Zachód i bardziej antyrosyjska, od tej która przejęła władzę w 2005 roku. Już te dwa czynniki w znaczny sposób zdeterminowały charakter rosyjskich działań, dając im pozory legitymizacji w oczach Rosjan (konieczność ochrony zagrożonej przez "faszystowski zamach stanu" rosyjskojęzycznej ludności Ukrainy), jednocześnie dopingując do przedsięwzięcia stanowczych kroków.

Wizje wejścia Ukrainy do europejskich struktur gospodarczych, a z czasem być może i NATO, a przede wszystkim możliwość utraty bazy morskiej na Krymie wymuszała wręcz rosyjską interwencję. Z jednej strony bowiem w ten sposób zostałyby całkowicie pogrzebane rosyjskie plany przyszłej integracji gospodarczej Ukrainy z planowaną przez Kreml Unią Eurazjatycką, z drugiej taki rozwój wypadków stał by w rażącej sprzeczności ze strategią bezpieczeństwa narodowego Federacji Rosyjskiej z 2009 roku, zgodnie z którą jedną z najważniejszych kwestii jest niedopuszczenie do dalszego rozwoju NATO na wschód. Tym samym trudno było oczekiwać od władz w Moskwie, że będą bezczynnie się przyglądały rozwojowi wypadków. Wykreowanie sytuacji, w której rosyjskojęzyczna część ukraińskiego społeczeństwa zwróci się o wsparcie do Rosji, co w konsekwencji doprowadzi to do przejęcie władztwa nad Krymem (najważniejszym dla Rosji obszarem będącym w posiadaniu Ukrainy), bądź to w formie quasi niezależnego „państwa" na wzór Abchazji czy Osetii Północnej, bądź jako części Rosji, nie wymagało wielkiej zdolności przewidywania. Wraz z doniesieniami na temat niepokojów w Donbasie można było się domyślić, że również ten rejon będzie wkrótce miejscem rosyjskich operacji. Na tym etapie rozwój wypadków był zatem w ogólnym przynajmniej zakresie był do przewidzenia. Czy jednak da się również przewidzieć dalszy przebieg kryzysu? Podjęcie takiej próby przynajmniej w krótkiej perspektywie czasowej wymaga pogłębionej analizy. 

Źródeł rosyjskiego postępowania nie należy upatrywać jedynie w zagrożeniu rosyjskich interesów na Ukrainie. Takie postawienie sprawy stanowiłoby zbytnie uproszczenie zaciemniając obraz przyczyn obecnego konfliktu. Trzeba ich szukać dużo głębiej, a związane są one z czasami upadku Związku Radzieckego, kiedy to rozpoczęła się trwająca do dziś defensywa Rosji. Przez ostatnie ćwierćwiecze mocarstwo, które jeszcze nie tak dawno kontrolowało połowę Europy stale traci swoje polityczne i ekonomiczne wpływy w tej części świata. Upadek rosyjskiego systemu kontroli nad państwami Europy Środkowej, oddzielenie się byłych republik radzieckich, wejście byłych wasali do NATO i w ten sposób przesunięcie sił stale postrzeganego jako wróg paku obronnego pod rosyjską granicę, czy rozszerzenie Unii Europejskiej, są tylko najbardziej widocznymi przykładami spychania Rosji na kolejne pozycje obronne. Z perspektywy Europejczyka, czy Amerykanina, myśl o tym, że Zachód mógłby stanowić zagrożenie dla Rosji wydawać się może czymś śmiesznym. Jednak, jak zauważał George F. Kennan:

"U podstaw kremlowskiego neurotycznego poglądu na sprawy międzynarodowe znajduje się tradycyjne i instynktowne poczucie zagrożenia. Pierwotnie był to poczucie zagrożenia nastawionego pokojowo społeczeństwa agrarnego starającego się żyć na rozległych równinach w sąsiedztwie agresywnych ludów koczowniczych. Wraz z wejściem Rosji w kontakt z bardziej ekonomicznie rozwiniętym Zachodem, doszedł do tego strach przed sprawniejszymi, potężniejszymi i lepiej zorganizowanymi społeczeństwami tego obszaru. Lecz ten drugi typ zagrożenia dotykał raczej rosyjskich przywódców niż rosyjskiego społeczeństwa; rosyjscy przywódcy niezmiennie czuli, że ich władza jest archaiczna w swej formie, opiera się na wątłych i sztucznych podstawach psychologicznych, niezdolna do konkurowania z systemami politycznymi państw Zachodu. Z tych powodów zawsze obawiali się obcej penetracji, bezpośrednich kontaktów między światem Zachodnim i ich własnym, tego co stałoby się gdyby Rosjanie dowiedzieli się prawdy o świecie zewnętrznym a obcokrajowcy o świecie wewnątrz rosyjskim. I nauczyli się szukać bezpieczeństwa tylko poprzez cierpliwą lecz zabójczą walkę w celu całkowitego zniszczenia przeciwnika, nigdy zaś poprzez porozumienie i kompromis z nim"[2].

Diagnoza Kennana mimo, że licząca sobie już niemal siedemdziesiąt lat i odnosząca się do Związku Radzickiego u szczytu jego potęgi, potwierdza również obecna sytuacja. Strach przed ekspansją Zachodu (a tak właśnie postrzega się w Rosji zmianę władzy w Kijowie, czego dowodem są chociażby oskarżenia o inspirowanie Euromajdanu przez służby wywiadowcze USA), determinuje politykę Kremla, powodując reakcje agresywne za każdym razem, gdy uznaje on zagrożenie swoich interesów. Tak było między innymi w przypadku kolejnych etapów rozszerzenia NATO na Wschód czy planów rozmieszczenia elementów "tarczy antyrakietowej" w Polsce i Czechach. Z konieczności ówczesne rosyjskie działania musiały się ograniczyć jedynie do aspektu politycznego, choć miały one i swój wymiar militarny w postaci wzmacniania potencjału obronnego Rosji w rejonie jej zachodnich granic. Na strach przed Zachodem nakłada się obecnie dodatkowo rosyjski kompleks postimperialny, objawiający się w postaci tęsknoty za dawną potęgą z czasów ZSRR i frustracją spowodowaną, trwającą od ponad dwudziestu lat, stałą utratą wpływów politycznych w Europie. W efekcie Moskwa im bardziej spychana jest ze swych pierwotnych pozycji, tym bardzie zażarcie broni tego co jeszcze jej zostało i w miarę możliwości stara się, tak jak w czasie wojny z Gruzją w 2008 roku, odzyskać tyle ile jest w stanie. W tym kontekście należy właśnie postrzegać jej interwencję na Krymie oraz wschodniej Ukrainie.

Obok tego należy również zwrócić uwagę na aspekt wewnątrzpaństwowy. Interwencja na Ukrainie wzmocniła jeszcze bardziej pozycję prezydenta Władimira Putina doprowadzając do gwałtownego skoku jego popularności. Choć w autorytarnie rządzonej Rosji fakt ten może wydawać się bez większego wpływu, patrząc przez pryzmat możliwości zmiany sił rządzących na Kremlu, to należy pamiętać, że każda władza, nawet najbardziej opresyjna musi dbać o to, by społeczeństwo nie starało się wyrażać swojego sprzeciwu wobec niej. A w obecnej Rosji poparcia nie da się osiągnąć, jak w czasach stalinowskich, jedynie działaniami aparatu przymusu. Wydaje się, że większe problemy, niż przeciwnicy polityki Moskwy wobec Ukrainy, mogą stanowić zwolennicy bardziej bezpośredniej interwencji zbrojnej. W pewnych kręgach, zarówno społeczeństwa, jak i związanych z władzą, działania Putina mogą bowiem być uznawane za zbyt powściągliwe. W pewnym sensie Kreml jest zakładnikiem własnej antyzachodnie i antyukraińskiej propagandy. Stąd przedstawianie opcji wkroczenia na Ukrainę jako ostateczności a wręcz dążenie Zachodu do wciągnięcia Rosji w zawieruchę wojenną[3]. Działania rosyjskie należy zatem uznać za umiarkowane i racjonalne, z punkty widzenia Moskwy, która pozostawia sobie otwartą furtkę co do dalszych posunięć wobec Ukrainy.

Szybkość, z jaką Moskwa zareagowała na zmianę władzy w Kijowie, świadcząca o determinacji i znaczeniu jakie władze rosyjskie przywiązują do Ukrainy, pozwala stwierdzić, że państwa zachodnie mogą swoim postępowaniem w bardzo ograniczonym stopniu modyfikować politykę Moskwy. Wszelkiego rodzaju sankcje natury politycznej czy gospodarczej nie mają w tej kwestii większego wpływu, przynajmniej w krótkim terminie, na kierunek rosyjskiej polityki wobec Ukrainy i nie należy oczekiwać, że doprowadzą one do jej zmiany. Mówienie o tym, że Rosja swoim postępowaniem izoluje się na arenie międzynarodowej jest całkowicie nieuprawnione, gdyż izolacja taka, o ile można w ogóle o niej mówić, odnosi się jedynie do państw Unii Europejskiej oraz pozeuropejskich krajów anglosaskich (USA, Kanada czy Australia). Nie dotyczy ona jednakże państw Azji (z wyjątkiem może Japonii), Afryki czy Ameryki Łacińskiej, które na swoje stosunki z Rosją nie patrzą przez pryzmat Ukrainy.

Dlatego też, mimo niewątpliwego wpływu zachodnich sankcji na rosyjską sytuację ekonomiczną – wszak państwa te były największymi partnerami handlowymi Moskwy – ma ona możliwość przeorientowania geograficznego swojej gospodarki, poprzez zacieśnienie współpracy z partnerami z innych kontynentów niż Europa i Ameryka Północna. Tym samym dalsze zaostrzanie sankcji, w przypadku pogłębienia się konfliktu z ekonomicznego punktu widzenia może odnosić niewielki skutek. Determinacja Moskwy jest bowiem zbyt duża, a perspektywa realnych skutków sankcji zbyt odległa, by mogły one cokolwiek zmienić w jej postępowaniu. Niemniej są one niezbędne przede wszystkim z powodów politycznych. Ukazują bowiem zdecydowanie i jednolitą postawę państw Zachodu, wyrażającą sprzeciw wobec polityki Rosji. I jeśli w jakikolwiek sposób mogą one wpłynąć w krótkim okresie na postępowanie Kremla, to raczej poprzez swój wymiar polityczny, niż gospodarczy. Realnego  wpływu na gospodarkę rosyjską, w takim wymiarze, by doprowadziło to do zmiany polityki Kremla, należy oczekiwać w dopiero w dłuższej, kilkuletniej perspektywie czasowej.

Kwestie ekonomiczne mają jednak kluczowe znaczenie w obecnym konflikcie i nie chodzi tu bynajmniej o Zachód czy Rosję, ale o samą Ukrainę. Państwo to, będące już zresztą przed wybuchem konfliktu najbiedniejszym po Mołdawii krajem Europy z PKB na głowę mieszkańca trzykrotnie mniejszym niż Polska, w ciągu ostatnich kilku miesięcy znalazło się na skraju załamania gospodarczego. Koszty prowadzenia operacji zbrojnych na wschodzie kraju, zerwanie w praktyce wymiany handlowej z Rosją – do niedawna głównym partnerem gospodarczym Kijowa, objęcie działaniami zbrojnymi jednego z najbogatszych obszarów kraju – wszystko to skutkuje olbrzymimi obciążeniami ukraińskiego budżetu. To zaś koresponduje z głównym celem Rosji, czyli doprowadzeniem do krachu ekonomicznego Ukrainy i w konsekwencji wybuchu niepokojów społecznych, które doprowadziłyby do obalenia obecnej władzy w Kijowie i chaosu w państwie. Dzięki temu Rosja mogłaby, korzystając z doświadczeń września 1939 roku, "wziąć pod ochronę" rosyjskojęzycznych mieszkańców wschodniej Ukrainy chociażby poprzez wysłanie w ten rejon swoich "sił pokojowych".   

Wraz z przedłużaniem się konfliktu, prawdopodobieństwo takiego scenariusza może wzrastać, w związku z czym konieczne jest realne wsparcie dla Ukrainy ze strony Zachodu, przede wszystkim w postaci potężnych kredytów ratujących jej gospodarkę. Dowodem na powagę sytuacji jest gwałtownie postępujący spadek wartości hrywny, która w okresie od początku marca do połowy sierpnia straciła 35 % w stosunku do euro i 43 % w stosunku do dolara, a proces ten wciąż jest kontynuowany. Innym sposobem wsparcia jest pomoc wojskowa w postaci dostaw sprzętu i materiałów, o którą zabiega rząd w Kijowie. Realne wzmocnienie ukraińskich sił zbrojnych wydaje się stanowić najlepszy sposób na odwiedzenie Kremla od planów wkroczenia na Ukrainę. Poza tymi dwoma działaniami (wsparcie ekonomiczne i wojskowe) Zachodowi pozostają jeszcze oczywiście dalsze sankcje, które z punktu widzenia skuteczności oddziaływania na politykę rosyjską w krótkim okresie będą miały najmniejszy wpływ.     

Przewidzenie dalszego rozwoju wypadków, ze względu na złożoność problemu i determinację stron do rozwiązania go po swojej myśli, jest niezwykle trudne. Nawet w przypadku wzmocnienia Ukrainy pieniędzmi i uzbrojeniem z Zachodu wydaje się, że konflikt trwać będzie długo ze względu na podobny strumień wsparcia płynący ze strony Rosji w kierunku separatystów. Kreml nie może doprowadzić do ich upadku nie tylko ze względu na chęć realizację swoich celów, o których wspomniano wyżej, lecz i ze względów wizerunkowych: wewnętrznych – oczekiwania społeczeństwa ukształtowane przez kremlowską propagandę; zewnętrznych – pokazanie światu determinacji w obronie swoich interesów. Wydaje się zatem, że kryzys może trwać jeszcze wiele miesięcy, jeśli nie lat, co z kolei stawia zasadnym pytanie o możliwość przekształcenia się go w otwartą wojnę między Rosją (w wypadku wkroczenia jej wojsk na Ukrainę) a siłami NATO (ewentualna kontrofensywa w obronie suwerenności i integralności Ukrainy).

Taki scenariusz należy uznać za niemożliwy ze względu przed wszystkim na małe prawdopodobieństw otwartej interwencji rosyjskiej. Zajęcie i okupacja całej Ukrainy byłyby zbyt kosztowne pod względem politycznym (dalsze sankcje Zachodu, możliwa izolacja polityczna także ze strony innych państw niż europejskie i północnoamerykańskie), finansowym (koszty dalszych sankcji, operacji zbrojnej oraz okupacji) i militarnym (straty w sile żywej i sprzęcie zarówno w czasie działań przeciw armii ukraińskiej jak i prawdopodobnym siłom partyzanckim). Tak dużego obszaru, z przewagą ludności nierosyjskiej nie dałoby się włączyć, tak jak Krymu, do Rosji, a usadowienie w Kijowie władzy, która byłaby promoskiewska i stwarzała pozory niezależności, w sytuacji nienawiści ukraińskiego społeczeństwa wobec Rosji wydaje się równie nieprawdopodobne – wszak Ukraina to nie Czeczenia.

Rozważać można jedynie "oficjalną" inwazję sił rosyjskich wobec wschodnich ukraińskich obwodów co z kolei wyklucza i tak mało prawdopodobną reakcję militarną NATO. Jednak i takie rozwiązanie jest raczej mało prawdopodobne, gdyż z punktu widzenia Kremla, zupełnie niepraktyczne. Lepiej jest by "separatyści" i tak składający się w znacznej mierze z rosyjskich wojskowych prowadzili działania zbrojne pod szyldem walki o niezależność, niż by rosyjskie wojska miały w błyskawicznym tempie zniszczyć ukraińskie siły i zająć wschodnie obwody narażając Kreml na olbrzymie koszty, których już wspomniano.

Najbardziej prawdopodobnym i zarazem najlepszym rozwiązaniem obecnego konfliktu wydaje się zatem rozwiązanie dyplomatyczne, które jednak jest bardzo odległe. Wymaga ono jednak minimum dobrej woli wszystkich stron konfliktu, a tej brakuje przede wszystkim Rosji. Obecna sytuacja (wojna na wyniszczenie, której najistotniejszym skutkiem jest postępująca recesja ukraińskiej gospodarki i związane z nią zagrożenia) jest jej bowiem na rękę i w ogólnym zarysie rozwija się zgodnie z planami Moskwy. Co więcej wydarzenia ostatnich dni upewniają, że do czasu osiągnięcia założonych celów Kreml będzie kontynuował swoje działania militarne na wschodzie Ukrainy i w przypadku przechylania się szali zwycięstwa na stronę ukraińskiej armii wzmacniał siły "separatystów" dopływem nowych sił i środków. Z tego względu, o ile nie nastąpi gwałtowna zmiana sytuacji międzynarodowej, szanse na porozumienie polityczne w przynajmniej kilkumiesięcznej perspektywie są niewielkie.

Zachodowi pozostaje zatem kontynuować dotychczasową politykę sankcji, zwiększając jednocześnie wsparcie finansowe i militarne (dostawy sprzętu wojskowego) dla Ukrainy, by przejęła ona inicjatywę w działaniach zbrojnych na wschodzie. Przy tym powinien zostać wzmożony nacisk polityczny na Rosję – obecnie praktycznie nieistniejący – celem wymuszenia na Moskwie zaangażowania się w tworzenie procesu pokojowego w Donbasie i wycofania stamtąd swych wojsk, których obecności stale zaprzecza.         

                                                                                                                    


[1] Działanie takie z punkt widzenia każdego mocarstwa jest naturalne, niezależnie od tego czy jest to współczesna Rosja, Stany Zjednoczone okresu Zimnej Wojny, Wielka Bryania ery wiktoiańskiej czy starożytny Rzym. 

[2] http://www2.gwu.edu/~nsarchiv/coldwar/documents/episode-1/kennan.htm

[3] Patrz: http://www.youtube.com/watch?v=-ajKuTgVT70

Fot. Wikimedia Commons

Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Powrót na górę