Bartosz Kanclerski: Kapitulanci i Szarlatani

Bartosz Kanclerski: Kapitulanci i Szarlatani

ChessBartosz Kanclerski

Niniejsza rozprawa powstała przypadkiem, pod wpływem emocji, po przeczytaniu tekstu który został umieszczony w serwisie onet.pl 28.10.2018 r. pt. „Geopolityka czyli przekaz rodem z Kremla”, w odpowiedzi na tekst publicystyczny z którym się nie zgadzam w zupełności. Ów tekst został napisany przez Witolda Jurasza, byłego dyplomatę, aktualnie publicystę oraz członka zarządu fundacji Ośrodka Analiz Strategicznych.

Piętnowanie Myśli

Pierwszymi zarzutami wobec Polskich geopolityków jest to, że nie formułują konkretnych stwierdzeń mówionych wprost co i gdzie trzeba zrobić. Również mają czelność podważać spójność interesów USA, NATO oraz UE.

Otóż ów autor tekstu od samego początku narzuca narrację, że polscy wykładowcy akademiccy nie powinni się zajmować analizą aktualnej sytuacji międzynarodowej, jakie procesy aktualnie zachodzą. Czy przypadkiem nie zachodzi zmiana w relacjach międzynarodowych. Pozostaje pytanie, dlaczego? Czy nie są dość inteligentni? Obyci w świecie? Posiadają za małą wiedzę? A może powód jest taki, by Polacy zostawili myślenie o ich przyszłości innym, „bardziej światłym” narodom? Niemcom, Francuzom, Amerykanom?

Dyplomata piszący tekst, do którego się odnoszę, wymaga od wykładowców akademickich by narzucili słuchaczom swoją narrację, jak ma być kierowana polityka zagraniczna. Widać jak na dłoni, że nie rozumie na czym polega polemika akademicka. Wykładowca powinien zachęcić słuchaczy do własnych przemyśleń oraz do wyrobienia sobie zdania. W tym konkretnym przypadku, gdzie szukać siły dla państwa Polskiego. Czy mamy wierzyć w Amerykańskie deklaracje, że nadal będą hegemonem? A może orientować się na słabnącą Unię Europejską? Geopolitycy pokazują drogi, możliwości i zagrożenia płynące z danego kierunku politycznego. Natomiast nie narzucają swojej interpretacji a już na pewno, jak by chciał autor o zgrozo, by stworzyli program polityczny. Tworzeniem programów politycznych niech zajmują się politycy, to ich domena.

Następnie w tekście możemy przeczytać „polemikę” z kierunkami możliwego kursu dyplomacji w stosunkach międzynarodowych przez Rzeczpospolitą. Przyjrzyjmy im się bliżej.

Pierwszą "narkotyczną wizją" przedstawioną przez dyplomatę jest postawienie Polski na równi z Niemcami, Francuzami, czy Rosją. Jego argumentem jest to, że Polska jest zbyt słaba pod każdym względem, by stać się dla tych graczem samodzielnym graczem i powinniśmy znać swoje miejsce w szeregu. Takie stwierdzenie zakrawa to o politykę wstydu, którą dobrze wyraził jeden prominentny polityk: „Polska jest brzydką panną na wydaniu”. Według autora powinniśmy "szukać" rozwiązań, jednak sam nie mówi gdzie i jakich. Aż bije po oczach hipokryzją. Wydaje się że mamy szukać ale nie znaleźć. Pomimo iż wszystkie rozwiązania podane przez Polskich myślicieli m.in. Bocheńskiego, Kwiatkowskiego i innych w naszej historii leżą na stole. Wystarczy je zmodyfikować do naszych czasów, a tym właśnie zajmują się geopolitycy.

Kolejna pod „pióro” idzie inicjatywa Trójmorza. Autor słusznie zauważa, że nie jest to samo co Międzymorze, ale popełnia zasadniczy błąd. „Trójmorze tym różni się od Międzymorz , że nie obejmuje Ukrainy” I Białorusi jak powinien zaznaczyć publicysta. Nie ma Międzymorza bez obszaru Białorusi, o czym mówi m.in. dr Leszek Sykulski oraz inni. Jednak przede wszystkim Trójmorze jest inicjatywą głównie gospodarczą, natomiast Międzymorze jest projektem politycznym co podkreślają wykładowcy, natomiast autor nie raczył o tym wspomnieć. Z założenia więc nie może być to alternatywa.

W projekcie Trójmorza Polska jest liderem i musi być liderem, ponieważ znajduje się w takim miejscu w Europie, które spaja wszystkie państwa w tej części kontynentu. Ponadto RP ma największy potencjał terytorialny, ludnościowy, największą armie itd. Dlatego czy to wypowiedzi prezydenta Czech Miloš Zeman czy prezydent Chorwacji Kolinda Grabar-Kitarović, mówią o tym otwarcie, co dyplomata neguje.

Każdy kto twierdzi że Chiny mają lub będą mieć w przyszłości wpływ na nasz region jest „oszustem intelektualnym"! Muszę przyznać, że większej głupoty nie słyszałem od dawna w polityce międzynarodowej. Nie trzeba być ekspertem w dziedzinie stosunków międzynarodowych, a wręcz wystarczy obejrzeć od czasu do czasu serwis informacyjny by dowiedzieć się o "Nowym Jedwabnym Szlaku", inicjatywie "16+1". Nie wspominając już o budowie całego miasta przemysłowego na Białorusi której autor-dyplomata jest chargé d’affaires! Tutaj mamy do czynienia z paskudną manipulacją a wręcz kłamstwem. Natomiast nacisk jest położony na: „jakie jest stanowisko Pekinu w sprawie chociażby Donbasu”. Odpowiem. Takie samo jak Polska miała w sprawie filipińskich rybaków.

Kolejnym twierdzeniem jest że geopolityka wpycha nas w sidła Rosji, ponieważ dyskusja akademicka według autora, podważa ustalony z góry porządek polityczny które „powinien” trwać wiecznie. Swoją tezę próbuje oprzeć o geopolityków, z którymi rzekomo rozmawiał ale kto to był? Tego niestety publicysta nie raczył podać.

Tekst w dalszej części zauważa wojnę na Ukrainie i że dzięki temu mamy bazy NATO na naszym terenie. Padło stwierdzenie: „jeśli ktoś nie zauważa, że do Polski trafiły czołgi amerykańskie, których do chwili wybuchu wojny nie było, to jest politycznie niewidomy”, jednak już w następnym zdaniu dodaje, że jest ich za mało by nas obronić. Następnie autor stwierdził, że wojna jest mało prawdopodobna więc można wysnuć wniosek że nie mamy czym się martwić i nie powinniśmy oddawać się w objęcia Rosji. Co to ma wspólnego ze sobą? Także nie wiadomo. Jednak na pewno nie wyznaje starej maksymy Wergiuliusza, Qui desiderat pacem, praeparet bellum.

W domyśle autor tekstu którego twierdzenia postanowiłem obalić, przyjął twierdzenie o sojuszu z Rosją za poddanie się jej woli. Jednak prawda jest z goła inna, jest to jedna z dróg które mogła by obrać nasza polityka zagraniczna jednak na zasadach partnerskich a nie poddańczych. Ta teza natomiast jest bardzo niepopularna a wręcz przeciwnie jest odrzucana przez większą część geopolityków ze względu na wspólną historię, którą mamy z ośrodkiem siły z Kremla. Jednak jest to jedna z wielu dróg wyboru przed Polską dyplomacją która jest możliwa i tylko i wyłącznie dyskutowana, ale nie jak by chciał autor forsowana.

Niestety to nie koniec bredni wypisywanych w tym tekście. W następnych dwóch akapitach publicysta sam sobie zaprzecza. Z jednej strony mówiąc że Amerykanie nie dojdą do porozumienia z Rosją, gdy już ledwie kilka zdań dalej stwierdzić że mogą dojść do porozumienia.

Zmienia tylko aktora bo zamiast Polski podstawia Ukrainę jako przedmiot gry mocarstw, a stawką jest przeciwstawienie się Chinom.

Kolejno w tym oraz następnym akapicie, znów powołuje się na twierdzenia rzekomo czołowego Polskiego geopolityka który twierdzi: "że nie wiadomo" po co jest ta Ukraina" i zadaje pytanie jaki Polska ma interes w wojnie na Ukrainie", Po przeczytaniu reszty tego akapitu, ręce autora tekstu który państwo czytają opadły. Pozostała część zawiera twierdzenia czołowych ówczesnych Polskich wykładowców geopolityki takich jak Jacek Bartosiak czy Leszek Sykulski. Publicysta dopuścił się tutaj manipulacji, oczerniając środowisko geopolityczne nazywając ich kapitulantami, natomiast tezę by nie oddawać Ukrainy za darmo oraz że jest nam potrzebna jako bufor wypowiadaną przez wykładowców od lat, przypisał sobie…

W ostatnia część „opinii” dyplomaty narzuca narrację jak by to Polscy wykładowcy geopolityczni nie rozumieli czynników które występują w przestrzeni międzynarodowej tj. gospodarka, systemy polityczne, historia, związki kulturowe, soft power. Natomiast do głoszenia teorii geopolitycznych używali tylko i wyłącznie geografii, co jest oczywiście nieprawdą. Wszystkie z powyższych czynników wynikają z geografii, bo dla przykładu Szwajcarzy nie będą handlować rybami morskimi nie mając dostępu do morza, lub Polska ma zupełnie inną historie i relacje z Niemcami z racji swojego położenia niż Japonia. Jednak publicysta nie widzi w tym żadnego powiązania.

Autor poddaje pod zasadność prawa geopolityczne bo przecież: ”Geopolityka powstała 100 lat temu”, w innych czasach a teraz już jej prawidła nie działają. To stwierdzenie jest błędne. Bo handel odbywa się tymi samymi szlakami handlowymi co 100 lat temu, zmieniła się natomiast łatwość przekazu i to że możemy dzisiaj zamówić dmuchanego smoka z Chin kilkoma kliknięciami na naszym smartfonie. Jednak to co wynika z geografii czyli handel morski który obsługuje według danych z 2018 roku aż 92% całego handlu światowego. Geografia i położenie geograficzne i dostęp do ciepłych wód ma ogromne znaczenie. To jest powód dla którego państwa które mają dostęp do morza lub oceanów w większości są lepiej rozwinięte i bogacą się szybciej. To był powód dla którego z małej wioski rybackiej powstał jeden z najnowocześniejszych portów w Gdyni za czasów II RP. A mówienie że każde państwo ma równe szanse na rozwój jest brednią.

Na koniec autor pozostawił najbardziej irracjonalny powód dla którego nie zgadza się z geopolityką i „kapłanami geopolityki”. Geopolitycy używają trudnych słów! Uważa że studenci, słuchacze oraz co gorsza wysoko postawieni politycy „fascynują się” geopolityką bo w natłoku trudnych słów takich jak „heartland” czy „rimland” nie rozumiejąc jej „zostali dopuszczeni do wiedzy tajemnej”. Oznacza to że w Polsce przyszłe elity oraz aktualne są omamieni i nie zdają sobie sprawy z tego co robią. Za sianie takiej „informacji” i zwodzenie czytelników powinna się należeć nagroda za najgorszą publicystykę.

Zadziwiające z jaką łatwością dyplomacie przychodzi obrażanie w taki sposób choćby prezydentów wszystkich aktualnych mocarstw USA, Chiny którzy mają wokół siebie geopolityków. Czyżby oni też nie rozumieli, że przemawiają do nich „szarlatani” natłokiem trudnych słów których nie rozumieją?

Na zakończenie publicysta apeluje: „Niechaj więc nasi geopolitycy zdobędą się na odwagę i sfomuują program bez słów "pomost czarnomorsko – bałtycki", "heartland" i "rimland". Jeśli tego nie potrafią, to znaczy, że albo sami nie wiedzą co głoszą, albo używają słów do ukrywania myśli.” Ponieważ poprzez używanie trudnych słów będą odbierani jako agentura Kremla.

To tak jak by zabronić pogodynce w programie o pogodzie używać słów – deszcz, słońce czy wiatr. Będzie się dało zrozumieć, tylko powstaje jedne zasadne pytanie: po co?

 

Netografia
https://wiadomosci.onet.pl/swiat/geopolityka-czyli-przekaz-rodem-z-kremla-opinia/9t92dsw?utm_source=wiadomosci_viasg&utm_medium=nitro&utm_campaign=allonet_nitro_new&srcc=ucs&utm_v=2
https://www.chinskiraport.pl/blog/nowy-jedwabny-szlak/
https://www.pism.pl/publikacje/biuletyn/nr-121-1563
https://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/chiny-zbuduja-duze-miasto-na-bialorusi-ma-byc-brama-do-europy,329182.html
http://www.portalspozywczy.pl/technologie/wiadomosci/transport-morski-stal-sie-wiodacy-w-obsludze-handlu-swiatowego,162447.html

* * * 

W związku z toczącą się w polskich mediach debatą o geopolityce, zachęcamy Czytelników do nadsyłania  swoich tekstów, które będą głosem w dyskusji. Mejl: redakcja[at]geopolityka.net.

 

 

Komentarze

komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót na górę