Artur Brzeskot
Można uznać bez krzty przesady, że Leszek Sykulski ugruntował swą pozycję jednego z czołowych geopolityków w kraju swymi licznymi monografiami i artykułami naukowymi.[1] Jego książka Geopolityka a bezpieczeństwo Polski (2018) jest wyrafinowanym rozszerzeniem zawartych tam myśli.[2] W książce Sykulskiego można podziwiać wiele rzeczy, ponieważ wykorzystuje swój pierwszorzędny umysł analityczny, aby prezentować argumenty zarówno wyczerpujące, jak też logicznie uzasadnione. Choć największą zaletą Jego pracy, co nie znaczy poprawną teoretycznie, jest roztoczenie koncepcji defensywnego świata.[3] W mojej opinii Sykulski musiał użyć takiej perspektywy chcąc zmodyfikować teorię tranzytowości W. Wakara (tzw. wakaryzm). Niestety modyfikacja ta ma poważne wady, które ograniczają jej praktyczną przydatność, jako wskazówki dla zrozumienia istoty polityki międzynarodowej i znaczenia geopolitycznego położenia Polski.[4]
W naukach społecznych istnieją w zasadzie dwa sposoby oceny teorii z zakresu geopolityki i stosunków międzynarodowych. Pierwszy, to analiza wewnętrznej logiki danego teorematu np. jego podstawowych pojęć, założeń i logicznej spójności. Drugi, to zapis historyczny. A więc jak dobrze dana koncepcja wyjaśnia przeszłe i obecne zachowanie państw, i oczywiście jak przydatne może być wyjaśnienie ich przyszłych działań.
Nie zgadzam się z niektórymi głównymi elementami teorii Sykulskiego.[5] Na przykład nie sądzę, aby geoekonomia, która stanowi sedno Jego argumentacji, była użyteczną koncepcją.[6] Nie zgadzam się również z niektórymi Jego twierdzeniami, że przyjęcie przez Polskę teorii tranzytowości zamiast samodzielnego bytu geopolitycznego pozwoli nam uniknąć konfrontacji z Niemcami i Rosją lub że szansą dla Polski może być włączenie się w projekt Jedwabnego Szlaku realizowanego przez Chiny.[7] Rekomendowane przez Sykulskiego idee geopolityczne i projekty gospodarcze nawet gdyby były przyjęte nie rozwiązują w dalszym ciągu istotnych problemów teoretycznych np. sygnalizowania intencji przez państwa i ich niestrategicznego zachowania w systemie międzynarodowym.[8] Mam tu na myśli przede wszystkim wrogie zamiary i nadmiernie ryzykowne strategie, które mogą skrywać zarówno nasi potężni sąsiedzi ? Niemcy i Rosja ? jak i mocarstwa spoza regionu np. Chiny (do tej kategorii należy wliczyć też mocarstwa morskie np. Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię).
Chciałbym jednak na bok odłożyć moją krytykę zagadnień i podstaw teoretycznych, a zamiast tego przeprowadzić test teorii tranzytowości na własnych warunkach. A dokładniej rzecz ujmując na podstawie założeń teorii realizmu ofensywnego. Teorii w której świat jest niebezpieczny, a wojny wbrew powszechnej opinii czasami się opłacają.[9] Dlatego w dalszej części tego tekstu uznaję koncepcję tranzytowości za praktyczny przewodnik, i w związku z tym pytam, jak użyteczny jest on dla zrozumienia w jaki sposób Polska i mocarstwa sąsiadujące z nią mogą maksymalizować swoje bezpieczeństwo w niesprzyjających warunkach? A więc w świecie, gdzie pozytywne aspekty życia międzynarodowego, jak i szanse na sukces występują niezmiernie rzadko.
Wielka transformacja elit
Przejdźmy zatem do meritum. Teoria Sykulskiego zawiera w sobie dwa zasadnicze defekty, które ograniczają jej użyteczność. Po pierwsze, Jego koncepcja jest normatywna, a nie wyjaśniająca (eksplanacyjna). Zatem, aby mogła ona działać w praktyce musi dokonać się wielka transformacja elit w myśleniu i postrzeganiu polityki międzynarodowej. Ale Sykulski nic nam o tym nie mówi, jak może dojść do tej radykalnej zmiany. Po drugie, biorąc pod uwagę fakt, że tak wiele zachowań wielkich mocarstw z przeszłości przeczy Jego teorii istnieje uzasadniony powód by sądzić, że niewiele się zmieni w przyszłości.
Jeśli ktokolwiek spojrzy na zapis historyczny, choćby wyłącznie na XVI i XVII wiek, i zastanowi się jak postępowały ówczesne wielkie mocarstwa w Europie i na jej obrzeżach (Francja, Anglia, Niderlandy, Hiszpania, Portugalia, Austria Habsburgów, Szwecja, imperium otomańskie i I Rzeczypospolita Obojga Narodów), szybko dostrzeże, że ich polityka zagraniczna nie była spójna z jakąkolwiek tranzytowością. Wskazane mocarstwa jeśli w ogóle rozumiały tranzyt to przede wszystkim w kategoriach utartych szlaków wojennych przebiegających przez terytorium swych sąsiadów. W rezultacie teoria ta źle sobie radzi z rozliczeniem przeszłych i obecnych działań państw w systemie. Dlaczego tak jest? Musimy wziąć pod uwagę fakt, że mocarstwa prowadzą czasami politykę w sposób lekkomyślny, by powiedzieć nadmiernie zuchwały, zamiast racjonalny. Wówczas nasz defekt z tranzytowością staje się bardziej jasny. Zdarza się, iż decydenci państwowi np. monarchowie, dyktatorzy, liderzy demokratyczni, duchowi przywódcy (poziom jednostki), a nawet aparaty urzędnicze państw (poziom państwa) dokonują złych kalkulacji, a przez to źle oceniają równowagę sił (balance of power) i własne położenie geopolityczne.[10] Problemów z kalkulacjami nastręcza też anarchiczna struktura systemu międzynarodowego i określona dystrybucja potęgi ? wielobiegunowa lub dwubiegunowa (poziom systemu).[11]
Choć teoria tranzytowości nie przyjmuje ani nie odrzuca założenia racjonalnego państwa można ten element odnaleźć w skonstruowanej przez Sykulskiego wizji świata ? świata, który jest bezpieczny, bo jest logiczny i racjonalny.[12] W takich realiach (defensywnych) na drugi plan schodzi agresywna geopolityka, w której mocarstwo [A] jest otoczone przez mocarstwa [B] i [C], gdzie [A] działa zawsze w złowieszczym cieniu przemocy. Natomiast kładzie się nacisk na wykorzystanie jego [A] właściwości geograficznych i geopolitycznych, które mają zapewnić jemu [A] sprzyjanie sąsiadów i sukces gospodarczy.
W mojej ocenie główny problem Sykulskiego polega na tym, że przyjmuje On a priori, że ograniczenia geopolityczne powinny zniechęcać mocarstwa do przyjmowania agresywnych strategii i rozpętywania wojen (dotyczy to również Polski). Dla takich geopolityków – z samej definicji – położenie każdego ośrodka siły powinno popychać je do defensywy, czyli utrzymania status quo, a nie pogarszania tego. To wyjaśnia dlaczego geopolitycy mogą być defensywni.[13] Jednak nie tak wygląda realny świat! Mocarstwa czasami zachowują się agresywnie i mają skłonność do wzajemnego angażowania w intensywną rywalizację o bezpieczeństwo, pomimo korzystnych lub niekorzystnych uwarunkowań geopolitycznych, co niestety może prowadzić do niszczycielskich wojen. Oczywiście, dla defensywnych geopolityków takie wyczyny są lekkomyślne wręcz nieracjonalne przeczą ich bardzo głęboko zakorzenionemu przekonaniu, że geografia może mieć dobroczynny wpływ na bezpieczeństwo kraju i jego rozwój gospodarczy. W sumie taka geopolityka (defensywna) zawsze stwarza więcej szans niż zagrożeń.
Stąd też bierze się zawoalowana krytyka Sykulskiego, aby nie wracać – tym bardziej obecnie, kiedy Polska nie leży już na pomoście bałtycko-czarnomorskim, lecz na przesmyku bałtycko-karpackim – do nieaktualnych, kontrowersyjnych i szkodliwych koncepcji ofensywnych geopolityków takich jak Adolf Bocheński, Władysław Studnicki etc., czy nawet współczesnych strategów, jak George Friedman, którzy w swoich pracach podkreślali lub wciąż podkreślają fatalizm naszego położenia.[14] Właściwie Sykulski próbuje przełamać za pomocą teorii tranzytowości przekleństwo geopolityczne naszego kraju wciśniętego między dwa wielkie mocarstwa Niemcy i Rosję. Wniosek, jeśli nie możemy uzyskać nad nimi przewagi, a nawet gdybyśmy mogli to uczynić, to bezpieczniej będzie się z nimi dogadać, na racjonalnych zasadach niż ryzykować wojnę, a tranzytowe położenie, rzekomo wykorzystane na naszych warunkach, może nam w tym pomóc.
Powinniśmy jeszcze zastanowić się nad elementem racjonalności państw w teoriach, koncepcjach i generalnie naukach społecznych, ponieważ ten wątek będzie nam niezbędny w celu ostatecznej falsyfikacji teorii tranzytowości.[15] Niektórzy teoretycy stosunków międzynarodowych dość zręcznie ominęli ten problem. Na przykład wybitny realista defensywny Kenneth Waltz nalegał, aby jego teoria polityki międzynarodowej nie zawierała założenia racjonalnego państwa.[16] Niemniej Waltz logicznie i przekonująco wyjaśnił dlaczego tak uczynił, ponieważ jego teoria nie wyjaśnia zachowania aktorów, lecz międzynarodowe rezultaty.[17] Waltz przyznawał, że do wyjaśnienia poczynań państw jest potrzebna osobna teoria polityki zagranicznej, której on nie dostarczał ? nie miał nawet takich intencji.[18]
Dwóch innych uznanych realistów defensywnych Jack Snyder i Stephen Van Every?a także dostrzegają wiele przejawów niestrategicznego zachowania mocarstw w systemie.[19] Jednak w przeciwieństwie do wyżej opisywanego Waltz?a, zarówno Snyder jak i Van Every’a próbują to wyjaśnić.[20] Właściwie, każdy z nich wymyślił złożoną teorię zawierającą dwa istotne elementy: 1) element realistyczny, który może uwzględnić przypadki, w których wielka potęga dostrzega niebezpieczeństwa w prowadzeniu zbyt agresywnej polityki i tym samym wykazuje powściągliwość w swoim zachowaniu oraz 2) element na poziomie jednostki, który tłumaczy tak częste lekkomyślne, czy zbyt ryzykowne strategie. Innymi słowy ich teorie biorą pod uwagę zarówno zachowania strategiczne jak i niestrategiczne. Snyder i Van Every’a dobrze wpasowują się w tradycję realizmu naukowego, ponieważ realistyczny element ich teorii jest zasadniczo teorią polityki międzynarodowej, a jednocześnie ich fundamentalny aspekt teorii jest teorią polityki zagranicznej.
W przeciwieństwie do Snydera i Van Every Sykulski nie zaproponował złożonej teorii z realistycznym komponentem na poziomie jednostki lub państwa, ponieważ nie próbuje wyjaśnić, jak zachowywały się wielkie mocarstwa w przeszłości ani nie przewiduje tych zachowań w przyszłości. Sykulski podobnie jak Waltz, oferuje teorię systemową (teorię tranzytowości). Waltz nazywa to teorią polityki międzynarodowej. Oczywiście przy zachowaniu właściwej dystynkcji między geopolityką, gdzie najważniejszym czynnikiem jest geografia (położenie geopolityczne państwa), a realizmem naukowym, gdzie najważniejszym aspektem jest potęga (dystrybucja siły w systemie). Jednak istnieje zasadnicza różnica między Waltz?em, a Sykulskim. Jak zauważono Waltz przyznaje, że jego teoria może wyjaśnić tylko rezultaty międzynarodowe, nawet jeśli nie może wyjaśnić zachowania państw. Wniosek: teoria Waltza ma predyspozycje do posiadania dużej mocy wyjaśniania, ponieważ jej dziedzina jest ograniczona. Sykulski nie czyni tak precyzyjnego rozróżnienia (państwo/system), to oznacza, że Jego teoria jest nieograniczona, tym samym przyznaje, że jej moc wyjaśniania jest niewielka. W nieograniczonej dziedzinie/domenie o niezbyt jasno sformułowanej koncepcji/teorii trudno jest wykryć regularności o charakterze praw i zaproponować sposób wyjaśnienia zaobserwowanych regularności. W rezultacie Sykluski pozostaje z niewielkim wyborem, jak tylko powiedzieć politykom, w jaki sposób państwa powinny kalkulować, biorąc pod uwagę główny czynnik geograficzny (własne położenie geopolityczne), a nie jak faktycznie to czynią. Można uznać, że Jego normatywna teoria dostarcza racjonalną i logiczną podstawę (ale nieprawdziwą) do oceny, w jaki sposób państwa powinny myśleć o swoim status quo w systemie międzynarodowym, i o strategicznych wyborach przed którymi stoją. Problem jednak polega na tym, że aktorzy w polityce międzynarodowej nie zawsze myślą racjonalnie, ich kalkulacje mogą być obarczone błędami, czasami nawet nieodwracalnymi.
Z powyższych względów mój recenzyjny wywód na temat normatywnego charakteru teorii Sykulskiego rodzi bardzo ważne pytanie. Czy uda się Jemu przekonać obecnych i przyszłych decydentów politycznych, aby myśleli o świecie w sposób, który zaleca? Problem przed którym stoi, polega na tym, że historia jest pełna przykładów państw, które nie działały zgodnie z nakazami Jego wersji geopolityki ? defensywnej geopolityki. W rzeczywistości fakt, że aktorzy w polityce międzynarodowej mogą postępować w sposób nierozważny, prawdopodobnie oznacza, że zachowania niestrategiczne są głęboko powiązane nie tylko ze strukturą systemu międzynarodowego (realizm naukowy), ale także z geografią (geopolityka).[21] Wniosek, żeby teoria Sykulskiego stała się użyteczna konieczna będzie wielka transformacja państw i elit politycznych. W efekcie Sykulski będzie musiał wykonać syzyfową pracę, promowania swoich pomysłów nie tylko wśród establishmentu zajmującego się polityką zagraniczną i bezpieczeństwa w Warszawie, Berlinie, Moskwie i Pekinie ? etc., ale w stolicach całego świata, dodajmy pomysłów, które z czasem będą wpływały na bieg wydarzeń w polityce międzynarodowej. W przeciwnym razie Jego teoria będzie miała niewielkie znaczenie nie tylko w obrębie, ale też i poza środowiskiem akademickim, czego chyba nie chce autor żadnej teorii normatywnej.
Powtórzmy, Sykulski nie ma wyjaśnienia, jak zmienić zachowanie państw i sprawić by działały one strategicznie (choć nawet strategiczne zachowania nie wykluczają użycia siły), tym samym Jego teoria tranzytowości nie może być przewodnikiem po realnym świecie z którego mogą skorzystać takie podmioty geopolityczne jak Polska, Niemcy, Rosja i Chiny bądź jakakolwiek inna konfiguracja mocarstw. Powodem, dla którego nie ma On takiego wyjaśnienia jest brak teorii polityki zagranicznej. Gdyby posiadał taką teorię, jak proponuje ją Van Every’a, Snyder lub nawet Mackinder (Going Concern – Działającego Przedsiębiorstwa) mógłby wyjaśnić, kiedy państwa działają w zgodzie z nakazami geografii, a kiedy te nakazy ignorują. Na przykład Snyder odnajduje pierwiastki nieracjonalności państw w skartelizowanych systemach politycznych, gdzie potężne grupy interesu popierające siebie za wykonane usługi są szczególnie podatne na zbyt ryzykowne strategie. Z drugiej strony Snyder zauważa, że mocarstwa demokratyczne jak i jednolite oligarchie prawdopodobnie nie będą zagrzewały do agresywnej polityki. Z kolei Mackinder podkreśla problem nieracjonalności mocarstw w hipotezie wywiedzionej z Going Concern, która mówi m.in.: zarówno wolny handel w stylu laissez-faire jak i drapieżna protekcja są politykami charakterystycznymi dla imperium, (przyp. aut. A.B. i nieuchronnie prowadzą ku zbyt ryzykownym, a w efekcie nieracjonalnym zachowaniom, czyli) obie prowadzą do wojny.[22] Wniosek, jeśli demokracja wciąż będzie rozprzestrzeniała się na świecie, jak proponował to po zakończeniu zimnej wojny Francis Fukuyama, i jeśli uda się nam znaleźć równowagę między wolnym handlem (liberalizm), a protekcjonizmem (nacjonalizm), można oczekiwać, że coraz więcej państw będzie mitygować swoje zachowanie ku bardziej roztropnemu, co w rezultacie doprowadzi do spokojniejszego świata.[23] Niemniej to są relacje Snydera i Mackindera, które wyrastają z komponentu ich teorii polityki zagranicznej.[24] Sykulski nie ma takiej narracji, zatem nie ma wyjaśnienia, jak spowodować wielką transformację w postrzeganiu i myśleniu elit o polityce międzynarodowej transformacji, której Jego teoria niestety wymaga.
Polska w Jurassic Park i problem z drapieżnikami
Istnieje jeszcze inny problem z teorią Sykulskiego ? przede wszystkim dla decydentów politycznych, którzy chcieliby z niej skorzystać. Opis geohistorii świata[25] i Polski[26], który Sykulski oferuje (w przeciwieństwie do Jego defensywnej koncepcji) podkreśla ekspansjonizm w polityce międzynarodowej połączony z lekkomyślnością. Właściwie jest to prawdą, nierozważny ekspansjonizm był i jest w polityce międzynarodowej obecny, choć trudno zmierzyć jego częstotliwość.[27] To oczywiście nie oznacza, że każde działanie mocarstw było niemądre lub niestrategiczne. Sykulski jednak słusznie odnajduje kilka przykładów niefortunnych zachowań państw w systemie. Niektóre z tych kazusów dotyczą m.in. Polski ? zarówno z przeszłości jak i teraźniejszości. Na przykład państwo pierwszych Piastów i jego ekspansja na Zachód i Wschód była naznaczona chaotycznością, krótkotrwałością i złą oceną układu sił.[28] Podobnie było z nieudaną ekspansją Jagiellonów na kierunku Południowo-Wschodnim w celu umocnienia wpływów nad Morzem Czarnym.[29] W końcu nadmiernie optymistyczna strategia królów elekcyjnych I Rzeczypospolitej-Obojga Narodów w celu zdobycia hegemonii w Europie Środkowo-Wschodniej też zakończyła się porażką ? pomimo przejściowych sukcesów (np. opanowanie Inflant, zdobycie i okupacja Moskwy 1610-1612 r.).[30] Według Sykulskiego III RP także realizuje zbyt ryzykowną strategię, która wywołuje kontrowersje w kraju i zagranicą (vide: idea Trójmorza).[31]
Jeśli ujmiemy to bardziej globalnie to zarówno Francja Napoleona I, czy ekstremalne przypadki wilhelmińskich Niemiec, nazistowskich Niemiec i imperialnej Japonii nie wyróżniają się zbyt jaskrawo na tle geopolitycznej lekkomyślności państwa polskiego z przełomu XVI i XVII wieku. Wszystkie wskazane mocarstwa, w adekwatnych dla siebie goehistorycznych epokach rozpoczęły wielkie wojny (lub serie wojen), które ostatecznie zakończyły się ich anihilacją. Taki obraz świata oznacza, że państwa, które zdecydują się działać w zgodzie z dictum teorii tranzytowości będą musiały – rzecz ujmując metaforycznie ?-funkcjonować w Jurassic Park, czyli w otoczeniu bezwzględnych drapieżników. Zauważmy, że powyższy opis świata jest zasadniczo odmienny od defensywnej wizji geopolityki, w której geografia prawie zawsze sprzyja bezpieczeństwu i rozwojowi – ekonomicznemu i społecznemu – państwa. Świata, w którym większość państw sądzi, że geopolityka skutecznie mityguje skłonności do naruszenia własnego status quo. W końcu świata, w którym państwa rzadko mogą sobie pozwolić na to, by maksymalizacja potęgi stała się ich celem, choćby z tego powodu, że polityka międzynarodowa jest zbyt poważną grą.
Idźmy dalej. Z narracji Sykulskiego można wyciągnąć wniosek, że państwa racjonalne zwykle kładą nacisk na współpracę gospodarczą (aspekty geoekonomiczne) niż na konkurencję militarną, a kiedy już konkurują to robią to w powściągliwy sposób. W Jego teorii nie ma miejsca na wojnę, nie ma miejsca na pogoń za hegemonią. Stąd też zapewne bierze się Jego sceptycyzm wobec koncepcji romeryzmu. Zatem nie ma większych wątpliwości, że gdyby wszyscy aktorzy w systemie przyjęli teorię Sykulskiego, świat byłby znacznie spokojniejszy. Ale problem polega na tym jak dojść do takiego stanu rzeczy? Jest mało prawdopodobne, aby wielkie mocarstwa uległy defensywnej kalkulacji. O wiele bardziej jest możliwe, że jedno lub dwa mniejsze-średnie państwa uznają logikę Sykulskiego za przekonywującą i poważnie zastanowią się nad jej przyjęciem. Załóżmy, że postąpią tak Węgry i Polska sojusznicy w NATO i UE. Niemniej oba te państwa wciąż będą funkcjonowały w świecie, w którym pewna liczba wielkich mocarstw może działać lekkomyślnie (vide: USA, Chiny i Rosja). Co to oznacza dla Węgier i Polski? Jak wpłynie to na ich krajową i zagraniczną politykę?
Warto zauważyć, że książka Geopolityka a bezpieczeństwo Polski określa kilka strategii 1) romeryzm; 2) wakaryzm; i 3) europejski federalizm. W mojej ocenie wakaryzm, czyli teoria tranzytowości określa strategię lub przynajmniej zawęża zakres strategii, które Polska powinna realizować wobec racjonalnych państw tutaj chodzi o Niemcy i Rosję. Problem jednak polega na tym, że III RP nie może zakładać, że zawsze będzie stawiać czoła racjonalnym przeciwnikom. Wręcz przeciwnie Polska jako gracz przyjmujący teorię tranzytowości nieuchronnie napotka rzeczywistość, w której nieracjonalność będzie stanowić realny świat.
W związku z tym istnieje uzasadniony powód, by sądzić, że nasze państwo będzie musiało prowadzić w przyszłości politykę w zgodzie z dictum ofensywnej geopolityki, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo. W rezultacie Polska będzie przyczyniała się do rywalizacji między państwami. W szczególności w świecie, w którym wielkie mocarstwa jak Niemcy i Rosja mają duży potencjał historyczny do nadmiernego ryzyka. Poza tym Polska będzie miała silną motywację do zachowania swojego status quo w Europie, ponieważ jest on obecnie bardzo korzystny. Być może nawet podjęcia konkretnych kroków w celu zwiększenia własnego udziału w światowej potędze w celu jeszcze większego zabezpieczenia swojej suwerenności, którą III RP odzyskała po zakończeniu zimnej wojny i rozpadzie Związku Sowieckiego. Państwa, które znajdują się w tak niebezpiecznej sytuacji geopolitycznej jak Polska mają uzasadnione powody by realizować ryzykowne strategie, co nie znaczy, że są to strategie nieracjonalne. W istocie Polska może być państwem dla którego ofensywność będzie stanowić logiczną alternatywę, aby przetrwać.
Spróbujmy przeprowadzić niewielką symulację intelektualną na potrzeby tej recenzji. Wyobraźmy sobie, że aktor [A] przyjmujący teorię tranzytowości w świecie, w którym funkcjonują wielkie mocarstwa [B], [C] i [D] ogarnięte nierozważnym imperializmem, ryzykuje że jedno lub więcej z nich, może go zaatakować, być może w celu jego zniszczenia.[32] Nawet jeśli żaden konkurent nie pasuje w tej chwili do powyższego opisu, aktor [A] nie może być pewny, że zawsze tak będzie. Tutaj pojawia się problem sygnalizacji intencji, czyli uciążliwej nieznajomości dyspozycji obcych rządów. Zwłaszcza, że jak wynika z geohistorycznego opisu, który oferuje Sykulski, rewizjonistyczne mocarstwa pojawiają się od czasu do czasu w systemie międzynarodowym. Wniosek, roztropny aktor [A] zamiast liczyć na sprzyjanie sąsiadów lub dalej położonych mocarstw (np. sojuszników zamorskich), będzie nieustannie myślał o tym, jak najlepiej przygotować się na ewentualne pojawienie się groźnego rywala.
Zapewne, gdyby wyłonił się na scenie międzynarodowej pretendent chcący naruszyć regionalną lub nawet globalną balance of power defensywni i ofensywni geopolitycy doradziliby zagrożonemu aktorowi [A] równoważenie wewnętrzne i zewnętrzne. Właściwie środki te należą do dwóch kategorii starań: 1) wewnętrzne balansowanie: to dążenie do zwiększenia potencjału gospodarczego, siły militarnej i rozwoju mądrych strategii; 2) zewnętrzne balansowanie: to dążenie do wzmocnienia i poszerzenia własnego sojuszu i jednocześnie osłabienia i pomniejszenia innego. Jednak należy zwrócić uwagę na jedną rzecz, zagrożony aktor [A] napotka na trzy główne dylematy utrudniające opracowanie skutecznej polityki równoważenia wewnętrznego i zewnętrznego.
Po pierwsze, trudniej jest odstraszać i bronić się w kontaktach z potężniejszymi i tym bardziej lekkomyślnymi państwami niż z przeciwnikami, którzy zachowali zdolność strategicznego kalkulowania. Z definicji, mocarstwa ulegające dezorientacji mogą czasem prowadzić politykę, która narusza strategiczną logikę. To oznacza, że mocarstwa takie mogą zainicjować wojnę w sytuacji, kiedy racjonalne państwo wykaże się większą roztropnością. Wynika to z faktu, że wewnętrzne względy polityczne (patologia wewnętrznego systemu politycznego) mogą skłonić mocarstwa [B], [C] i [D] do realizowania strategii, które są nadmiernie ryzykowne. Z tego powodu wskazani aktorzy prawdopodobnie będą mieli również dużo więcej problemów z oceną równowagi sił i własnego położenia geopolitycznego niż inni ? z czym zwykle borykają się wszystkie państwa w systemie międzynarodowym (vide: ograniczenia strukturalne i geograficzne)[33].
Po drugie, zagrożony gracz [A] nie może być pewien, że jego balansujący sojusznicy przyjdą z pomocą, kiedy będą potrzebni, choćby dlatego, że koalicje równoważące zawsze borykają się z problemem działań zbiorowych (tzw. problem kolektywnej obrony). Po prostu istnieje możliwość, że sojusznicy mogą zachowywać się głupio. W takim przypadku koalicja balansująca może nie zdążyć na czas odstraszyć potencjalnego agresora. Można by przyznać, że strategia balansowania nie zawsze jest skuteczna i czasami kończy się wojną, ale można by też argumentować, że taka koalicja w końcu zawiązałaby się, a zagrożenie ostatecznie zostałoby wyeliminowane.[34] Oczywiście, jest to możliwe, może nawet prawdopodobne, ale trudno to zagwarantować. Co więcej, zagrożony podmiot [A] lub jego sojusznicy musieliby jeszcze stoczyć wojnę, aby sprawdzić agresora, a to przedsięwzięcie wiązałoby się z ogromnymi kosztami, których z pewnością racjonalne państwo chciałoby uniknąć.
Jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie trudności związane z zapewnieniem skutecznego działania strategii powstrzymywania w świecie, w którym może istnieć pewna liczba nierozważnych mocarstw, najlepszym sposobem na to, aby zagrożony gracz [A] mógł przetrwać, jest bycie szczególnie potężnym. W związku z tym aktor [A] powinien za wszelką cenę dążyć do zdobycia limitu swojej potęgi ? co nie oznacza z marszu aspiracji do hegemonii. Ponadto, zagrożony gracz [A] powinien realizować ryzykowne strategie w celu zachowania przewagi nad innymi państwami, a przynajmniej nad swoimi sąsiadami. Choćby z tego powodu, że zawiązanie balansującej koalicji, która mogłaby zniechęcić go od tego celu, byłoby niezwykle trudnym przedsięwzięciem. Wniosek: wojna prewencyjna powinna być poważną opcją dla gracza [A] stojącego w obliczu rywala, który może pewnego dnia stać się pretendentem do hegemonii.
Logika jest tutaj prosta. Im potężniejszy jest pierwszy gracz [A] w stosunku do innych państw w systemie [B], [C], [D] ? etc. tym mniej prawdopodobne jest, że lekkomyślne państwo zaatakuje go. Oczywiście nie ma gwarancji, że państwo skłonne do głupiego zachowania nie rozpocznie przegranej wojny, ale jest to mniej prawdopodobne, jeśli potencjalny agresor jest słabszy. Wreszcie, racjonalne państwo, które posiada przeważającą siłę militarną nad swoimi sąsiadami w subregionie, regionie ? etc., będzie najprawdopodobniej w stanie samodzielnie pokonać lekkomyślnego przeciwnika lub przeciwników i nie będzie musiało polegać na koalicji równoważącej. W ten sposób problem nieskutecznego balansowania zostanie wyeliminowany.
Niemniej zagrożone państwo [A] napotyka na kolejny (trzeci) dość kłopotliwy dylemat. Jeśli podejmie ono zbyt ofensywne działania, aby chronić się przed swoimi lekkomyślnymi przeciwnikami [B], [C], [D] ? etc. istnieje ryzyko, że ci ostatni poczują się jeszcze bardziej zagrożeni i zareagują z jeszcze większą siłą. Racjonalny aktor [A] nastawiony na obronę siebie może zrobić wszystko, co w jego mocy, aby nie sprowokować lekkomyślnych państw w systemie, ale trudno będzie jemu osiągnąć ten cel. Głównym powodem jest znany w studiach strategicznych dylemat bezpieczeństwa, który mówi, że działania podejmowane przez państwo [X] w celu zwiększenia własnego bezpieczeństwa zazwyczaj zmniejszają bezpieczeństwo innych państw [X?], [X?], [X?] ? etc. Pomimo tej tendencji, a może właśnie z tego powodu, państwo [A] powinno próbować zwiększyć swą potęgę kosztem swych beztroskich wrogów, podnosząc tym samym własne szanse na przetrwanie w Jurassic Park.
Limity teorii tranzytowości
Konkluzje są oczywiste – uzasadniona może być polityka danego państwa w zgodzie z teorią tranzytowości jedynie w świecie, w którym większość lub wszystkie wielkie mocarstwa zaakceptowałyby logikę Sykulskiego. Jednak w świecie państw bezustannie zagrożonych, czyli otoczonych przez lekkomyślnych rywali (jak również strategicznie kalkulujących), Jego teoria nie sprawdzi się, ponieważ we wskazanych realiach czasami ma sens agresywna polityka np. wojna prewencyjna. Zapewne takie zachowanie nie doprowadzi do spokojniejszego świata, który znajduje się w centrum zainteresowania defensywnej geopolityki. Ta tragiczna rzeczywistość utrudni Sykulskiemu przekonanie światowych przywódców do przestrzegania Jego teorii (nadzieją byłoby urobienie wszystkich bądź prawie wszystkich). W przeciwnym razie grozi Jemu utknięcie z wieloma nierozwiązanymi problemami teoretycznymi np.: 1) wrogich intencji naszych sąsiadów Niemiec i Rosji oraz innych mocarstw USA, ChRL, Wielkiej Brytanii, Francji etc.; 2) lekkomyślnego ekspansjonizmu, czyli możliwości niestrategicznego zachowania państw w systemie; 3) problemu obrony zbiorowej, a więc (nie)wiarygodności naszych gwarancji bezpieczeństwa w NATO i UE.
Niestety, Sykulski nie ma żadnego wyjaśnienia, w jaki sposób przekonać obecnych i przyszłych decydentów politycznych do działania jakie preferuje defensywna geopolityka. Dopóki nie wymyśli inteligentnej strategii marketingowej, która może rozwiązać ten fundamentalny problem, Jego teoria może zainteresować jedynie kolegów po fachu –naukowców (geopolityków, realistów, historyków, politologów, socjologów etc). Oczywiście, nie ma w tym nic złego, choć odważę się zasugerować, że miał On nadzieję na coś więcej.
***
Recenzja została przyjęta do wydania w nr 3/2020 półrocznika “Nowa Geopolityka”.
***
Przypisy
[1] Wykaz tych prac jest dostępny na stronie internetowej dra Leszka Sykulskiego http://leszeksykulski.pl/
[2] L. Sykulski, Geopolityka a bezpieczeństwo Polski, Warszawa 2018. Wskazana książka ma charakter naukowy, nie dlatego, że dodano do niej słowniczek pojęć, bibliografię, przypisy, ryciny i indeksy (geograficzny i osobowy). Naukowość tej pracy wynika przede wszystkim z tego, że Sykulski wywodzi i sprawdza dwie główne hipotezy z dwóch teorii (narracji, koncepcji, filozofii, konstrukcji myślenia ? etc.) wakaryzmu i romeryzmu. Pierwsza hipoteza wakaryzm mówi, że najważniejszym czynnikiem geograficznym wpływającym na bezpieczeństwo Polski jest położenie na tzw. przesmyku bałtycko-karpackim. Druga hipoteza romeryzm określa to położenie na tzw. pomoście bałtycko-czarnomorskim. Oczywiście testowanie obu tych twierdzeń nie jest zadaniem prostym, wymaga ono subtelności, ponieważ relacje między teorią, a rzeczywistością są nieuchwytne. Mam tu na myśli, choćby pytania dotyczące prawdy i fałszu, które są równie istotne, jak kwestie użyteczności i bezużyteczności. Sykulski np. stawia pytanie Jakie znają ? najwięksi piewcy idei jagiellońskiej, Międzymorza/Trójmorza ? strony internetowe, gazety czy książki ważne dla kultury słowackiej, litewskiej czy ukraińskiej? Pomijam znaczenie soft-power w geopolityce i trafność sformułowanego pytania. Ważne jest to, aby zwrócić uwagę, że same testy można dość łatwo zaprojektować, niemniej ich przeprowadzenie może stanowić duże wyzwanie, tym bardziej w takich dziedzinach jak geopolityka, które nie podlegają eksperymentom. Poza tym, fakt że udało się podważyć jedną hipotezę nie robi jeszcze zbyt wielkiego wrażenia. Aby jakakolwiek koncepcja była pozbawiona wiarygodności i użyteczności, należy sfalsyfikować wiele wywiedzionych z niej twierdzeń, testowanych na wiele różnych sposobów m.in. przez: zwykłą falsyfikację, tworzenie trudnych testów falsyfikujących, porównywanie cech świata rzeczywistego i teoretycznego, porównywanie zachowania w dziedzinach o podobnej i odmiennej strukturze. Ostatecznie Sykulski odnajduje więcej potwierdzeń w teorii tranzytowości i tę właśnie teorię (zmodyfikowaną do obecnych procesów zachodzących w polityce międzynarodowej) rekomenduje rządzącym elitom w Polsce, nawet jeśli jej użyteczność i wiarygodność pozostawia wiele do życzenia.
[3] Koncepcja defensywnego świata mówi nam, że świat jest bezpieczny, a wojny w nim nie opłacają się.
[4] L. Sykulski, Geopolityka a bezpieczeństwo ? op. cit., s. 212. Modyfikację teorii tranzytowości (tzw. wakaryzm) odnajduję w wielu miejscach książki Sykulskiego, choć najprecyzyjniej ujęte jest to w pojęciu dywidenda geograficzna.
[5] Pisząc o teorii Sykulskiego używam zamiennie słowa teoria i koncepcja, jednak bardziej mam na myśli koncepcję, bo jest to coś mniej złożonego. Nie widzę tutaj nadużycia z mojej strony, ponieważ pojęcia teoretyczne mogą być koncepcjami (vide: koncepcja potęgi) lub też mogą być założeniami (vide: potęga jest skupiona w punkcie).
[6] L. Sykulski, Geopolityka a bezpieczeństwo ? op. cit., s. 12 i 164. W teorii tranzytowości geoekonomia jest kluczowym elementem, jak ujął to sam Sykulski wakaryzm był prefiguracją geoekonomicznego spojrzenia na miejsce i rolę Polski w Europie.
[7] Ibidem, s. 164, 166-167. Sykulski m.in. twierdzi, że Polska może wykorzystać swoje tranzytowe położenie między Niemcami i Rosją, i stać się beneficjentem tzw. dywidendy geograficznej. W mojej ocenie położenie geograficzne naszego kraju nie musi wcale nam gwarantować sukcesu.
[8] Pisząc o nieracjonalności państw nie mam na myśli, że są one nieracjonalne expressis verbis. Tu nieracjonalność oznacza błędną kalkulację strategiczną, a w rezultacie zbyt ryzykowną strategię. Zob. więcej, J. J. Mearsheimer, Reckless States and Realism, International Relations, Vol. 23, No. 2 (June 2009), s. 241-256; A. Brzeskot, Nieracjonalność mocarstw, https://geopolityka.net/artur-brzeskot-nieracjonalnosc-mocarstw/
[9] W polskiej literaturze przedmiotu więcej na temat realizmu ofensywnego zob. A. Wojciuk, Dylemat Potęgi.
Praktyczna teoria stosunków międzynarodowych, Warszawa 2010, s. 41-56. Dla bardziej zainteresowanych realizmem ofensywnym polecam współczesnych przedstawicieli tej szkoły m.in. Gilpin (1981), Liberman (1996), Schweller (1996), Labs (1997), Zakaria (1998), Mearsheimer (2001), Elman (2004).
[10] L. Sykulski, Geopolityka a bezpieczeństwo ? op. cit., s. 27. Geopolityka ignoruje rolę jednostek w historii, choć osobiście uważam, że nie jest to jej wadą, ponieważ geopolityka to przede wszystkim podejście systemowe. Zob. więcej, A. Brzeskot, Bliscy kuzyni: realizm i geopolityka, https://geopolityka.net/artur-brzeskot-bliscy-kuzyni-realizm-i-geopolityka/
[11] Przekładając moje dywagacje teoretyczne na język bardziej współczesny i praktyczny oznaczają one ni mniej ni więcej, że ani Niemcy ani Rosja nie mają żadnych podstaw strategicznych do tego, aby zaatakować Polskę militarnie. Z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, najważniejsi decydenci polityczni obu tych państw (Niemiec i Rosji), czyli kanclerz Merkel i prezydent Putin to przywódcy racjonalni, ich aparaty urzędnicze też spełniają warunek racjonalności. Choć kanclerz Merkel w rozmowie telefonicznej z prezydentem Obamą w 2014 r. sugerowała postradanie zmysłów przez Putina, kiedy Rosja anektowała Krym, co okazało się fałszywym zarzutem, jak pokazała dalsza saga tej historii. Po drugie, zbyt ryzykownemu zachowaniu w Europie nie sprzyja dwubiegunowa struktura systemu USA-Rosja. W takich warunkach geopolitycznych teoria tranzytowości oczywiście ma jakieś swoje uzasadnienie, czyli dobrosąsiedzkiej współpracy w ramach tranzytu gospodarczego np. Rosja-Polska-Niemcy. Niemniej nie możemy zakładać, iż polityka naszych sąsiadów nie zmieni się (vide: problem intencji) i że do władzy w Berlinie i Moskwie nie dojdą politycy rewizjonistyczni, a więc zarówno Niemcy jak i Rosja nie ulegną patologii wewnętrznego systemu politycznego prowadzącego ich rządy do niestrategicznych zachowań (vide: zbyt ryzykowne strategie). Poza tym nie można też zakładać, że dwubiegunowość tak bardzo korzystna dla Polski będzie trwała wiecznie. Jeśli w Europie pojawi się wielobiegunowość, czyli tzw. koncert mocarstw mogą również uwidocznić się na horyzoncie zarówno dla Berlina jak i Moskwy strategiczne podstawy do użycia siły gospodarczej i militarnej przeciwko Polsce.
[12] L. Sykulski, Geopolityka akademicka ? między nauką a paradygmatem. Spór wokół semiotyki geopolitycznej,
[w:] R. Domke (red.), Między historią a geopolityką, Częstochowa 2009, s. 184. Badania geopolityczne opierają się na racjonalnych faktach.
[13] W rzeczywistości defensywni geopolitycy nie są naiwnymi idealistami, proponują oni jedynie tylko trochę bardziej optymistyczną narrację polityki międzynarodowej niż ofensywni geopolitycy. Niemniej uznają oni bezsporny fakt, że geografia i system międzynarodowy sprzyjają tworzeniu silnych bodźców do tego, aby państwa odczuwały bezustanną potrzebę posiadania większej potęgi w celu zapewnienia sobie przetrwania. Zasadnicza różnica między defensywnymi geopolitykami, a ofensywnymi polega przede wszystkim na tym, iż ci pierwsi uważają, że bezkompromisowość w polityce światowej nie tworzy strategicznego sensu dla wielkich mocarstw, czyli dążenia do regionalnej hegemonii, ponieważ ich rywale będą zawiązywali koalicje równoważące, aby pokrzyżować taki plan lub nawet zniszczyć pretendenta. Hipotetycznie defensywni geopolitycy mogliby rekomendować politykę państwu x? w stylu Fryderyka Wielkiego lub Bismarcka, którzy wzmacniali pozycję państwa pruskiego na arenie międzynarodowej, ale jednocześnie rezultatem ich polityki nie było naruszenie równowagi sił w Europie, a nawet jeśli to czynili, to udawało się im zrobić krok do tyłu i zaniechać zbyt ryzykownej strategii unikając tym samym tragedii. Na zasadzie odwrotności, defensywni geopolitycy odradzaliby państwu x? politykę nadmiernego ryzyka, jaką preferowali Kaiser Wilhelm i Adolf Hitler, która doprowadziła Niemcy do ruiny. Inny czynnik dający powody do optymizmu (defensywnej geopolityce) to broń nuklearna. To jest bardzo trudne dla wielkich mocarstw dokonywać dużych podbojów, kiedy inni rywale posiadają także ten rodzaj potęgi. Zob. więcej A. Brzeskot, Chiny i ich wzrost potęgi wg teorii realizmu defensywnego w nauce o stosunkach międzynarodowych, https://mil.link/pl/chiny-i-ich-wzrost-potegi-wg-teorii-realizmu-defensywnego-w-nauce-o-stosunkach-miedzynarodowych/
[14] L. Sykulski, Geopolityka a bezpieczeństwo ? op. cit., s. 156-164; G. Friedman, Następna dekada, Kraków 2012, s. 167-171.
[15] Używam powszechnie stosowanej zbitki słownej falsyfikacja teorii, choć uważam że przy każdej teorii można jedynie postawić pytanie Jaką ma ona siłę wyjaśniania?, a nie Czy jest ona prawdziwa bądź fałszywa?
[16] K. N. Waltz, Struktura teorii stosunków międzynarodowych, Warszawa 2010, s. 122.
[17] Ibidem, s. 77.
[18] Ibidem, s. 177-178.
[19] J. Snyder, Myths of Empire, Ithaca 1991; S. Van Evera, Causes of war, Ithaca 1999.
[20] Źródła niestrategicznego zachowania państw odnajdujemy m.in. u H. J. Mackinder, Demokratyczne ideały a
rzeczywistość, Warszawa 2019. Mackinder oferuje teorię Działającego Przedsiębiorstwa, która wyjaśnia zbyt ryzykowne strategie wielkich mocarstw niezgodnością dwóch ekonomicznych skrajności wolnego handlu i protekcjonizmu. Porównuje to metaforycznie do zderzenia dwóch pociągów pośpiesznych kursujących na tej samej linii, ale w przeciwnych kierunkach; J. A. Hobson, Imperialism: A Study, London 1902. Z kolei Hobson stworzył teorię Imperializmu Ekonomicznego, który wyjaśnia nieracjonalność państw m.in. nadprodukcją, nadwyżką kapitału i złą dystrybucją siły konsumenckiej; W. Lenin, Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu, Warszawa 1987. Lenin w ogromnej mierze oparł się na twierdzeniach Hobson?a, choć zmodyfikował jego tezy w punkcie, iż wyłącznie państwa kapitalistyczne są skazane na nieracjonalne zachowania prowadzące je ostatecznie do samo-anihilacji.
[21] Problem polega na tym, że zachowania racjonalne w warunkach ograniczeń strukturalnych nie dają pożądanych rezultatów. Innymi słowy, jeśli każde państwo jest zmuszone troszczyć się o siebie, natomiast nikt nie jest w stanie zadbać o system, a nawet jeśli znajdzie się kilka państw, które nie będą zbyt zapobiegliwe w sprawach własnego bezpieczeństwa to i tak nie zmieni to tragicznej sytuacji struktury systemu. Jeśli chodzi o ograniczenia geograficzne to mają one wpływ na racjonalność aktorów przez ich fizyczne położenie (vide: potęga lądu lub morza), totalność ekspansji lądu vs. punktowość ekspansji morza, czy państwa są lub nie są położone na szlakach o strategicznym (komunikacyjnym) znaczeniu lub obronnym (vide: otoczone przez wyżyny, pasma górskie, oceany ? etc.). Oba aspekty wymagają dalszej refleksji.
[22] H. J. Mackinder, Demokratyczne ideały a rzeczywistość, Warszawa 2019, s. 171.
[23] F. Fukuyama, The End of History, The National Interest, Summer ? 1989, s. 3-18.
[24] Osobiście uważam, że Mackinder i Snyder, jak wielu im podobnych politologów błędnie przyjęli założenia, iż badanie oddziałujących na siebie elementów (państw) wyczerpuje kwestię, czyli obejmuje wszystkie istotne aspekty, zarówno na poziomie ośrodków siły (państwa), jak i na poziomie struktury systemu (systemu międzynarodowego). Różnice w jakości elementów (np. różnice reżimowe ? w połowie demokratyczne wilhelmińskie Niemcy vs. demokratyczne Imperium Brytyjskie) nie są bezpośrednio związane z rezultatami ich zachowania. Podobnie jak różnice we wzorach ich interakcji (np. różnice interakcyjne ? wysoki obserwowalny i policzalny poziom relacji i transakcji wilhelmińskie Niemcy vs. Imperium Brytyjskie) nie muszą wcale wskazywać na znaczący charakter tych interakcji.
[25] L. Sykulski, Geopolityka a bezpieczeństwo ? op. cit., s. 47-65.
[26] Ibidem., s. 129-139.
[27] Właściwie są teoretycy stosunków międzynarodowych, którzy uważają, iż zjawisko nieracjonalności w polityce światowej jest powszechne. Uważa tak np. Ch. Glaser, Rational Theory of International Politics: The Logic of Competition and Cooperation, Princeton 2010. Są też i tacy teoretycy, którzy uważają, iż występuje ono raczej rzadko, a jeśli już się pojawi, to można je określić bardziej, jako anomalię teoretyczną albo błąd krytyczny. Uważa tak np. J. J. Mearsheimer, The Tragedy of Great Power Politics, New York ? London 2001.
[28] L. Sykulski, Geopolityka a bezpieczeństwo ? op. cit., s. 134-135.
[29] Ibidem., s. 136.
[30] Ibidem., s. 137.
[31] Ibidem., s. 156-157.
[32] A. Dugin, Czekam na Iwana Groźnego, https://geopolityka.net/aleksander-dugin-czekam-na-iwana-groznego/ Tę sytuację dotyczącą ekspansjonizmu mocarstw symptomatycznie ujął Aleksander Dugin: My Rosjanie i Niemcy rozumujemy w pojęciach ekspansji i nigdy nie będziemy rozumować inaczej. Nie jesteśmy zainteresowani po prostu zachowaniem własnego państwa czy narodu. Jesteśmy zainteresowani wchłonięciem, przy pomocy wywieranego przez nas nacisku, maksymalnej liczby dopełniających nas kategorii. Nie jesteśmy zainteresowani kolonizowaniem tak jak Anglicy, lecz wytyczaniem swoich strategicznych granic geopolitycznych bez specjalnej nawet rusyfikacji, chociaż jakaś tam rusyfikacja powinna być. Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno-geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana w istnieniu niepodległego państwa polskiego w żadnej formie. Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy. Nie dlatego, że nie lubimy Polaków czy Ukraińców, ale dlatego, że takie są prawa geografii sakralnej i geopolityki.
[33] Zob. przypis 22.
[34] Proces tworzenia i podtrzymywania sojuszy realnych jest bardzo skomplikowany, udaje się to tylko pod presją wojny. Na przykład sześć lub siedem mocarstw z okresu międzywojennego (Francja, Wielka Brytania, III Rzesza, Związek Sowiecki, Italia, Japonia i Stany Zjednoczone) przystąpiły do formowania rzeczywistych bloków dopiero w dwa lata po rozpoczęciu II wojny światowej, kiedy wiele państw przestało już istnieć m.in. Polska.