Roman Dmowski: Kwestia ukraińska – cz. 7

Roman Dmowski: Kwestia ukraińska – cz. 7

Pomnik_Romana_DmowskiegoPrezentujemy siódmą i ostatnią część, nieopublikowanego dotychczas, tekstu autorstwa Romana Dmowskiego poświęconego Ukrainie. Materiał pochodzi z Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Czyt. część 6.

Roman Dmowski

VII. Widoki realizacji

Przy całym znaczeniu Ukrainy dla Rosji i przy naj­dalej idącej gotowości Rosji do jej obrony, wreszcie przy całym militaryzmie tejże Rosji, można sobie wyo­brazić oderwanie od niej tego cennego kraju. Siła mili­tarna Rosji nie wystarczyłaby na prowadzenie pomyślnej wojny jednocześnie na dwóch frontach, i silne natarcie na nią z zachodu w razie jej wojny na Dalekim Wscho­dzie, która nawet w bliskiej przyszłości jest bardzo moż­liwa, musiałoby się dla niej skończyć fatalnie. Wtedy program ukraiński mógłby się stać rzeczywistością.

Na to wszakże, ażeby mogło nastąpić zajęcie Ukra­iny przez nieprzyjaciela, tym nieprzyjacielem musi być Polska i Rumunia. Żeby największe potęgi świata chciały oderwać Ukrainę od Rosji i gotowe były na to wiele poświęcić, ich chęci pozostaną tylko dobrymi chęciami, jeżeli głównymi wykonawcami ich woli nie będą Polacy i Rumuni, a przynajmniej sami Polacy.

Tu dopiero występuje cała trudność realizacji pro­gramu ukraińskiego.

Rumuni dobrze rozumieją, że za budowanie pań­stwa ukraińskiego zapłaciliby co najmniej Besarabią. Wie­dzą oni dobrze, iż wszelkie apetyty na Besarabię, które się ujawniają od czasu do czasu ze strony Sowietów, mają swoje źródło nie w Moskwie, ale w Charkowie i Kijowie. Gdyby nie hamulec moskiewski, sytuacja w tej sprawie byłaby o wiele ostrzejsza. Dla Rumunii bezpieczniej jest mieć za sąsiada wielkie państwo, którego polityka z musu przenosi swój środek ciężkości coraz bardziej do Azji, niż państwo mniejsze, które ześrodkuje swe interesy nad Morzem Czarnym. Stąd obudzenie w Rumunii zapału do odrywania Ukrainy od Rosji nie jest rzeczą łatwą.

Jeszcze ważniejsza w tej sprawie jest sytuacja, nie chcemy powiedzieć polityka, Polski. Jedno bowiem z naj­większych nieszczęść Polski tkwi w tym, że dziesięcio­lecie, które upłynęło od jej odbudowania, nie wystarczyło jej do wytworzenia programu wyraźnej, konsekwentnej polityki państwowej, odpowiadającego jej położeniu i jej interesom. Jej rozdwojenie polityczne, które wystąpiło tak jaskrawo podczas wojny światowej, nie skończyło się jeszcze, aczkolwiek zbliża się szybkimi krokami ku końcowi. Polityczny absurd, który polegał na związaniu się z państwami centralnymi i na nagięciu całego pro­gramu polityki polskiej do ich widoków, nie zlikwido­wał się od razu. Obóz, który ten absurd reprezentował, związał ze sobą na gruncie polityki wewnętrznej różnorodne żywioły, które mu dały poparcie w sprawach po­lityki zagranicznej, nie rozumiejąc ich lub uważając je za mniej ważne. To mu dało siły do narzucenia krajowi swej polityki zewnętrznej, w której nie wiadomo, co było świadomym programem, a co po prostu przyzwy­czajeniem z ubiegłych czasów, od którego nieruchawa myśl uwolnić się nie umiała.

Stąd w polityce państwa polskiego widzimy ciągły opór przeciw temu, co się narzucało, co wynikało z lo­giki położenia, ciągłe próby wykolejenia jej, nawrócenia jej na drogi, po których szła dawniej w związku z pań­stwami centralnymi. Odbiło się to fatalnie na pozy­cji międzynarodowej państwa polskiego i nawet wy­warło ujemny wpływ na politykę naszego sojusznika, Francji.

Na szczęście, doświadczenie dziesięciu lat i dojrze­wanie polityczne żywiołów, które do niedawna dla spraw polityki zewnętrznej nie miały komórek w mózgu, spra­wia, że myśl polska szybko się w tych sprawach ujed­nostajnia; na szczęście, powiadamy, bo żadne państwo dwóch kierunków polityki zewnętrznej długo nie znie­sie, i prędzej czy później za taki luksus drogo musi zapłacić.

I w stosunku do zagadnienia ukraińskiego opinia polska bliska jest zupełnego ujednostajnienia.

Położenie nasze w tej sprawie jest bardzo wyraźne. Choćbyśmy mieli najmętniejsze pojęcie o dążeniach ukraińskich, to przecie posiadamy pisany dokument, bę­dący oficjalnym programem państwa ukraińskiego. Jest nim traktat brzeski. Konspirujący z naszymi konspira­torami Ukraińcy mogą nawet szczerze dziś deklarować wiele rzeczy, ale zdrowo myśląca polityka nie może się przecie opierać na deklaracjach pojedynczych ludzi czy organizacji, czy nawet urzędowych przedstawicieli całego narodu. Musi ona patrzeć przede wszystkim na to, co tkwi w instynktach, w dążeniach ludów i w logice rze­czy. Jakiekolwiek byłoby państwo ukraińskie, zawsze musiałoby ono dążyć do objęcia wszystkich ziem, na których rozbrzmiewa mowa ruska. Musiałoby dążyć nie tylko dlatego, że takie są aspiracje ruchu ukraińskiego, ale także dlatego, że chcąc się ostać wobec Rosji, która by się nigdy z jego istnieniem nie pogodziła, musia­łoby być jak największym i posiadać jak najliczniejszą armię.

Polska tedy o wiele większą od Rumunii zapłaciła­by cenę za zbudowanie państwa ukraińskiego.

To wszakże jest tylko jedna strona rzeczy.

Niepodległa Ukraina byłaby państwem, w którym dominowałyby wpływy niemieckie. Tak by było nie tylko dlatego, że dzisiaj działacze ukraińscy konspirują z Niemcami i mają ich poparcie; i nie tylko dlatego, że o tym marzą Niemcy i że mają na obszarze ukraińskim Niem­ców i Żydów, którzy byliby dla nich oparciem; ale także, i to przede wszystkim, dlatego, że całkowite zrealizowanie programu ukraińskiego kosztem Rosji, Polski i Rumunii, ma naturalnego, najpewniejszego protektora w Niemczech i musi Ukraińców wiązać z nimi. Polska przy istnieniu państwa ukraińskiego, znalazłaby się mię­dzy Niemcami a sferą wpływów niemieckich, można powiedzieć, niemieckim protektoratem. Nie ma potrzeby unaoczniać, jakby wtedy wyglądała.

Wreszcie, jak to wyżej powiedzieliśmy, zbudowana dziś wielka Ukraina nie byłaby w swych kierowniczych żywiołach tak bardzo ukraińska i nie przedstawiałaby na wewnątrz stosunków zdrowych. To byłby naprawdę wrzód na ciele Europy, którego sąsiedztwo byłoby dla nas fatalne.

Dla narodu, zwłaszcza dla narodu jak nasz młode­go, który musi się jeszcze wychować do swych przezna­czeń, lepiej mieć za sąsiada państwo potężne, choćby nawet bardzo obce i bardzo wrogie, niż międzynarodowy dom publiczny.

Z tych wszystkich względów program niepodległej Ukrainy nie może liczyć na to, żeby Polska za nim sta­nęła, a tym mniej, żeby zań krew przelewała. I to pol­ska opinia publiczna już dziś bardzo dobrze rozumie.

My możemy być niezadowoleni z linii granicznej pokoju ryskiego, ale to nie odgrywa w naszej polityce wielkiej roli.

Możemy żałować i niewątpliwie serdecznie żałuje­my naszych rodaków, którzy nawet w większych skupie­niach dziś żyją w granicach Ukrainy sowieckiej, i dobra polskiego, które inni tam pozostawili, ale te uczucia nie mogą nas wykoleić z drogi, którą nam dyktuje dobro Polski jako całości, i jej przyszłości.

Możemy nawet współczuć wierzycielom francuskim Rosji, ale im powiemy, że ich rewindykacje, chociaż naj­bardziej uprawnione, nic nie mają wspólnego z wielkimi celami nie tylko Polski, ale i Francji.

Zdaje się, że na kwestię ukraińską w naszej poli­tyce zewnętrznej już niema miejsca.

Tym samym, wobec naszej pozycji jako sąsiada Rosji, a w szczególności Ukrainy sowieckiej, realizacja programu ukraińskiego przedstawia się więcej, niż wąt­pliwie.

***

Ostateczne wykreślenie kwestii ukraińskiej z pro­gramu naszej polityki zewnętrznej pociągnie za sobą dla naszego państwa jeden przede wszystkim doniosły sku­tek. Ustali się traktowanie kwestii ruskiej w państwie polskim jako jego kwestii wewnętrznej, i tylko we­wnętrznej. Zniknie pokusa do podpalania swego domu po to, żeby się od niego zajął dom sąsiada.

Koniec

Tekst pochodzi z 1930 roku.

Źródło: Archiwum MSWiA, sygn. K-458.

Udostępnił: Jan Stec

***

Komentarz redaktora

Od opublikowania tekstu Romana Dmowskiego Kwestia ukraińska minęło lat ponad osiemdziesiąt. Historia w tak długim okresie zweryfikowała poglądy i oceny autora zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym sensie. Dmowski prawidłowo przedstawił warunki i przyczyny powodujące niemożliwość powstania (w owym okresie) niepodległego państwa ukraińskiego. Ostatecznie powstało ono głównie w wyniku rozpadu ZSRR i do dziś jego podstawową słabością pozostają różnice i antagonizmy międzyregionalne.

Jednak porównanie warunków w jakich znajdowali się Czesi i Ukraińcy na przestrzeni XVII–XX wieku nie wydaje się trafnym przykładem. Czesi bowiem po utracie niepodległości w XVII wieku egzystowali w ramach jednego państwa – Monarchii Austro-Węgierskiej, zajmując tam przez cały okres niewoli dość wysoką pozycję. Ukraina zaś była przez cały ten czas podzielona najpierw przez Rosję i Polskę, a następnie przez Rosję i Austro-Węgry. Nietrudno udowodnić, że skutki tego podziału są widoczne do dziś.

Bardzo trafnie przedstawił autor rolę Niemiec w całości zagadnienia ukraińskiego. Niezależnie od układów geopolitycznych, Niemcy zawsze wspierali wszelkiego rodzaju ruchy nacjonalistyczne na terenach Ukrainy, licząc na zwasalizowanie przyszłego państwa ukraińskiego i wykorzystywanie ogromnych bogactw naturalnych tego rejonu (węgiel, rudy metali, doskonałe warunki rozwoju rolnictwa). Tak było w szczególności w okresie drugiej wojny światowej. Tak jest i obecnie, z tymże Niemcy odgrywając wiodącą rolę w Unii Europejskiej chcą tą drogą realizować swoje dalekosiężne cele w tym regionie.

Nie sprawdziła się, jak dotąd, teza autora, że Rosja bez Ukrainy nie może funkcjonować. Tezę tę powtarzali często politolodzy amerykańscy (Z. Brzeziński) w nieodległej przeszłości.

Na usprawiedliwienie autora stwierdzić należy, że wówczas trudno było przewidzieć, że Rosja zdoła zagospodarować ogromne bogactwa naturalne Uralu, Syberii i Dalekiego Wschodu. Umiejętnie przeprowadzone zmiany w rolnictwie spowodowały, że Rosja, która w okresie ZSRR, mając w swym składzie Ukrainę, importowało rocznie od 30–40 mln ton zbóż, dzisiaj jest ich szóstym co do znaczenia eksporterem w skali świata. Dziś bezrobocie w Rosji nie przekracza 6%. Stała się ona mekką dla gastarbeiterów nie tylko z postradzieckiego obszaru Azji Środkowej, ale także z Ukrainy i Białorusi. Osiągnięcia te byłyby zapewne dużo większe, gdyby nie dziesięcioletni okres bezwładu w okresie rządów ekipy Borysa Jelcyna, który często nazywany jest „smutą”.

Powyższe nie oznacza, że Rosja nie ma poważnych problemów gospodarczych i politycznych związanych z powstaniem państwa ukraińskiego. Wystarczy wymienić silne tendencje antyrosyjskie na terenach Zachodniej Ukrainy, trudne stosunki gospodarcze, w tym głośne i nie do końca załatwione problemy tranzytu ropy i gazu do krajów Środkowej Europy itp.

Rzeczą niezwykle istotną jest utrata przez Rosję większości wybrzeży Morza Czarnego, co przy niepewnej i zmieniającej się ciągle sytuacji na Kaukazie wyraźnie osłabia geostrategiczną pozycję Rosji jako mocarstwa. Problemy te zapewne nasilą się po ewentualnym wstąpieniu Ukrainy do UE.

I wreszcie bardzo cenny wniosek jaki wyprowadza autor, że Polska bardzo ostrożnie powinna podchodzić do wszelkich deklaracji i obietnic składanych przez czołowych polityków ukraińskich, partie polityczne itp. Wprawdzie obecnie nie mamy z Ukrainą problemów terytorialnych (choć niektóre skrajne grupy czy partie polityczne na Ukrainie usiłują je stwarzać), ale mamy ogromny bagaż tragicznych doświadczeń historycznych, co do oceny których brak jest jednomyślności. 

W okresie kampanii prezydenckiej w 2004 roku na Ukrainie polskie czynniki rządzące oraz większość partii politycznych udzieliła istotnego wsparcia Wiktorowi Juszczence, a tenże wkrótce po zwycięstwie wyborczym podjął próbę szerokiej nobilitacji faszystowskich ugrupowań OUN-UPA. Swoistym symbolem stał się tu osobisty udział W. Juszczenki w odsłonięciu pomnika Romana Klaczkiwśkiego („Kłyma Sawura”) kierującego w latach 1942–44 kampanią czystek etnicznych na Wołyniu. Te i inne działania polityków ukraińskich powinny skłaniać do ostrożności.

Reasumując, stwierdzić należy, że pomimo upływu 80 lat wiele poglądów i tez wysuwanych przez autora pozostaje aktualnymi i zasługuje na popularyzację.

Jan Stec

Fot. Pomnik Romana Dmowskiego w Warszawie. Źródło: Wikimedia Commons

Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Powrót na górę