prof. dr hab. Leszek Moczulski
Ważnym aktorem obecnego kryzysu politycznego jest Unia Europejska. Powody zaangażowania UE wynikają z perspektywy długofalowej. Aby Europa mogła konkurować w zglobalizowanym świecie z azjatyckimi potęgami demograficznymi, musi zbliżać się do nich potencjałem geopolitycznym, m. in. dysponować dostatecznie wielkim rynkiem wewnętrznym. Stąd konieczność zjednoczenia całej Europy. Te pół miliarda ludzi, którzy mieszkają obecnie na terytorium Unii Europejskiej, za 20 lat może okazać się wielkością zbyt małą. Dlatego Unia musi się rozszerzać, także poza geograficzne granice Europy. Chodzi zarówno o alternatywne kierunki, jak też kolejność w czasie. Niektórzy politycy Unii patrzą na południowy wschód, tj. na Turcję i na Gruzję, inni patrzą na południowy zachód, czyli na basen Morza Śródziemnego, północno-zachodnią Afrykę, Amerykę Łacińska. My, i liczne inne kraje członkowskie patrzą na wschód.
Po dłuższych dyskusjach ta ostatnia opcja wysunęła się na czoło. Unia Europejska nie szuka tutaj jakiś doraźnych korzyści, pragnie przyciągnąć Ukrainę do Europy bardziej politycznie, niż gospodarczo, ale także ułatwić jej transformację ekonomiczna. Wynika to z potrzeb perspektywicznych. Ukraina jest dużym krajem, ma rozwiniętą i liczącą się w świecie gospodarkę. Obecnie została pogrążona w kryzysie, stowarzyszenie z UE i związana z tym pomoc pozwolą oderwać się ode dna. Wpłyną również na rozwój i umocnienie demokracji, zdławienie korupcji itd. Wszystko to umożliwi dokonanie właściwej integracji. Trzeba pamiętać, że w przypadku wielkich krajów jest to znacznie trudniejsze i bardziej kosztowne, niż małych. Przecież wdrażanie integracji oznacza, że Europa – przynajmniej przez pierwsze dziesięciolecia, będzie dawać – nie brać.
Nawet w przypadku mniejszych krajów integracja jest trudna. Znane są kłopoty z Bułgarią, ale w porównaniu z Ukrainą to niewielki kraj. Wejście tak dużego kraku do Unii wymaga przygotowania obu stron. Obecnie bez kłopotów podpisano układ z niewielka Mołdawią. Większe kłopoty mogą być z przygotowaniem Gruzji. Ale i z nią podpisano układ stowarzyszeniowy. Ukraina to kraj rozleglejszy od Francji i z czterdziestoma paroma milionami mieszkańców byłby na czwartym miejscu w Unii. Przyjęcie takiego kraju do Unii to jest bardzo duże niebezpieczeństwo gospodarcze. Integracja wymagać będzie wielu lat przygotowań. Osobiście uważam, że szybciej niż Ukraina wejdzie do UE Białoruś – mimo, że obecnie wydaje się to nierealne.
Fiasko wileńskie z zadowoleniem przyjęły niektóre kraje UE. Odłożenia stowarzyszenia Ukrainy zwalnia niemało środków. Spora grupa krajów członkowskich ze strefy śródziemnomorskiej woli, aby zaangażować je w Afryce. Są tam bogate źródła paliw energetycznych, potrzebnych Europie zachodniej, a wzajemne stosunki gospodarcze rozwijają się od bardzo dawna. Poza wszystkim innym, kraje arabskie, albo szerzej – islamskie, stanowić mogą w XXI wieku największe zagrożenie dla Europy. Związanie Algierii czy Maroka z Unią być może rozładowałoby narastające napięcie między Europą a islamem. Takie względy powodowały, że niektóre kraje południowo-zachodnie bardziej domagały się wypuszczenia Tymoszenko, licząc, że w ten sposób nie dopuszczą do porozumienia Unii z Ukrainą. Za wschodnim kierunkiem integracji opowiadały się kraje północne i wschodnie i to politycy z tych państw przekonały Niemców, co dało nam jakąś przewagę. Ale taki wybór nie był i nie jest oczywisty dla wszystkich krajów członkowskich UE.
Dla nas, to co sie dzieje na Ukrainie ma kluczowe znaczenie. W interesie Polski jest, aby Ukraina była w Unii Europejskiej. Nie tyle z racji przeszłości – choć Europa wraca do ukształtowanych przez stulecia układów, co z racji przyszłości.
Unia Europejska musi się poszerzać, a poszerzając się, musi stworzyć szczebel pośredni. Jak w Unii będzie 38 czy 40 państw, trudno będzie Unią zarządzać. To będzie ten sam kłopot, który miała I Rzeczpospolita, która była federacją siedemdziesięciu kilku ziem i województw. Na ich terenie rządziły sejmiki, które delegowały po dwóch posłów na Sejm. Sejm był władzą ponad królem i pilnował, aby władza wykonawcza była słaba. Skończyło to się upadkiem państwa, które nie potrafiło poradzić sobie z zagrożeniami zewnętrznymi.
Podobnie jest z UE. Stąd ujawniająca się już konieczność tworzenie bloków regionalnych. Łączyć one będą suwewrene państwa o zbliżonych. Ten proces zresztą już trwa. Jeden taki blok juz powstał, obejmuje region nordycki (Szwecja, Dania, Norwegia, Finlandia). Obejmuje jedno państwo spoza Unii, ale to im wcale nie przeszkadza. Rozpoczęło się już formowania bloku zachodnio-śródziemnomorskiego. Prędzej czy później taką potrzebę zrozumieją społeczeństwa naszego regionu – Międzymorza. Obecnie największą przeszkodą są stosunki polsko-litewskie, ale to zjawisko czasowe. Ważnym członkiem takiej organizacji regionalnej powinna być Ukraina. I to wcześniej, nim uzyska pełno członkostwo w UE, gdyż taka integracja regionalna przyśpieszy znacznie europejską.
Współcześni polscy politycy wyrastają z Okrągłego Stołu i dlatego są przekonani, że zmian na Ukrainie można dokonać tak, jak w Polsce po 1989 roku, czyli stopniowo. I sugerują Ukraińcom – "Podzielcie to na etapy! Nie stawiajcie sprawy na ostrzu noża!". Nie mam nic przeciwko taktyce dwu, trzy etapowej, ale powinna być realizowana ze świadomością ostatecznego celu. Konieczne jest pełne zrozumienie, że pierwszego etapu nie nożna traktować, jakby był ostatnim.
C.d.n.
Pytał i zapisał: Mirosław Lewandowski
Opublikowano (tekst i zdjęcie) za zgodą redakcji Forum Polonus.