dr Michał Siudak
Niemalże w żadnej analizie politologicznej poświęconej wizycie D. Trumpa w Polsce nie zadano pytania, dlaczego inicjatorami Trójmorza i gospodarzami szczytu, zakończonego właśnie w Warszawie, jest Polska i Chorwacja? Czy strategiczne położenie tych państw jest tutaj kluczowe?
Moim zdaniem jest ono bardzo ważne, aczkolwiek nie najistotniejsze. Najważniejsze jest coś zupełnie innego.
Po pierwsze, oprócz Polaków, to nikt inny jak Chorwaci, potrzebują wiz do USA. Dla naszych południowych słowiańskich braci Stany były najważniejszym kierunkiem emigracji, sięgającej – podobnie jak w Małopolsce – XIX wieku. Po drugiej wojnie światowej wielu działaczy ustaszowskich znalazło schronienie, a także było wykorzystywanych do walki propagandowej z reżimem J. Tity przez służby amerykańskie. Można zaryzykować twierdzenie, że Chorwaci – oprócz Polaków – są najbardziej proamerykańskim narodem z bloku Trójmorza. Co więcej, prezydent Chorwacji, Kolinda Grabar – Kitarović, ukończyła Los Alamos High School w Nowym Meksyku, od 1995 roku pracowała na stanowisku dyrektora departamentu do spraw Ameryki Północnej w ministerstwie spraw zagranicznych Chorwacji, a od 1997 r. w ambasadzie Chorwacji w Kanadzie. W 2003 roku uzyskała mandat do Zgromadzenia Chorwackiego z ramienia HDZ (chorw. Hrvatska demokratska zjednica). Partia ta utrzymywała liczne kontakty z ustaszowską emigracją w USA, Kanadzie i Australii.
Jednak stosunki chorwacko-amerykańskie najsilniejsze oparcie mają w latach 1991-1995 i słynnej, aczkolwiek mało w Polsce opisanej, operacji z 1995 roku, znanej pod kryptonimem „Burza” (chorw. Oluja). W jej wyniku armia chorwacka przejęła Krajinę. Uważa się, że jej autorami byli chorwaccy generałowie Ante Gotovina, Ivan Čermak i Mladen Markač lecz tak naprawdę logistycznym i intelektualnym zapleczem tej operacji byli Amerykanie oraz oficerowie pochodzenia chorwackiego, wykształceni w szkołach wojskowych w USA i Australii. Po pokoju z Dayton, to właśnie oni, uzyskawszy chorwackie obywatelstwo, budowali struktury wojskowe i aparat bezpieczeństwa państwa.
Polskę i Chorwację – oprócz postawy proamerykańskiej – łączy jeszcze jedno – katolicyzm, przywiązanie do wartość chrześcijańskich, konserwatyzm społeczno – obyczajowy oraz gorący patriotyzm.
Wreszcie, kolejnym czynnikiem, wygodnym z puntu widzenia Amerykanów, jest relatywnie wysoka „antyniemieckość” oby narodów. Wśród Chorwatów, szczególnie tych usposobionych patriotycznie i narodowo, dominującym jest przekonanie, że po rozpadzie Jugosławii w Chorwacji pozostało jedno przedsiębiorstwo o nazwie „Dalmacja”, które pracuje od początku maja do końca września. Za likwidację przemysłu – podobnie jak w Polsce – wymienione chorwackie środowiska narodowo – patriotyczne obarczają Niemców. W zeszłym roku, można było w Dalmacji przeczytać wielkie bilbordy polityczne informujące, że Chorwaci nie życzą sobie islamskich imigrantów, których powinna zabrać do sobie kanclerz A. Merkel.
Chorwaci i Polacy – to również kliny antyrosyjskie Trójmorza. Polacy, przez swoje doświadczenie historyczne bezpośrednio, zaś Chorwaci pośrednio. Wiemy, że stosunki chorwacko – serbskie są nie należą do łatwych, zaś Serbia jest tradycyjnym sojusznikiem Rosjan na Bałkanach. Ponadto, skoro zdaniem obecnej administracji amerykańskiej Unia Europejska jest projektem niemieckim, a Serbia aspiruje do Wspólnoty, poprzez Chorwatów można wpływać na ten proces, z czego Chorwaci umiejętnie korzystają. Ostatnio, niezadowoleni ze stanu szkolnictwa chorwackojęzycznego pod jurysdykcją Belgradu, zablokowali unijne negocjacje i wyjechali z Brukseli.
Pora zatem na odpowiedź na pytanie postawione w tytule. Z intelektualnego punktu widzenia Trojmorze (Międzymorze) jest głęboko zakorzenione w myśli politycznej zainteresowanych narodów oraz Ukraińców, których na szczyt nie zaproszono. Jednak każda myśl geopolityczna potrzebuje politycznego i finansowego akuszera. W wypadku obecnego projektu Trójmorza- są to Stany Zjednoczone – z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Czy zainteresowane narody zdobędą się na wysiłek, aby coś z rozgrywki mocarstw ugrać dla siebie, czas pokaże. Należy pamiętać, że skoro najważniejszy przywódca współczesnego świata pofatygował się do Warszawy (nieformalnej stolicy Międzymorza), to znaczy, że region od Splitu do Warszawy jest bardzo ważny w rozgrywce geopolitycznej mocarstw i grzechem zaniedbania byłoby tego nie wykorzystać.