dr Michał Siudak
Właśnie odbywa się kolejne spotkanie trójstronnej grupy kontaktowej w sprawie Ukrainy. Szefowie republik donieckiej i ługańskiej odmówili wzięcia udziału w mińskim spotkaniu. Zamiast tego, wysłali swoich delegatów – czują się zapewne pełnoprawnymi przywódcami pełnoprawnych państw i nie mają zamiaru uczestniczyć w spotkaniach na szczeblu dyplomatycznym tak niskiej rangi.
Rozmowy w Mińsku skończą się oczywiście austriackim gadaniem oraz opublikowaniem komunikatu w stylu „wicie – rozumicie, przełomu ni ma, a ale zawsze, wicie – rozumicie, przełom mieć możecie. Negocjacje w tym formacie zawsze spełzną na niczym, ponieważ osiągnięcie porozumienia i wygaszenie konfliktu na Ukrainie nie jest niemożliwe bez udziału Stanów Zjednoczonych. Nie wiemy tylko, czy USA nie chce usiąść przy stole rokowań, czy przebiegły gracz jakim jest W. Putin, woli na obecnym etapie przeciągać wojnę na Ukrainie i razem z europejskimi partnerami „europeizować Europę”. Wydaje się, że „europeizacja Europy” idzie pełną parą o czym może świadczyć odmowa austriackiego sądu wydania do USA znanego ukraińskiego aferzysty, oj przepraszam, miało być oczywiście biznesmena, i darczyńcy Majdanu – Dmytra Firtasza. Przebywał on w areszcie domowym po wpłaceniu przez nieznanych rosyjskich dobroczyńców zawrotnej kwoty 125 mln euro. Amerykanie zapewne planowali wycisnąć go jak cytrynę w jakimś nowym Guantanamo, ale któraś europejska razwiedka była szybsza i wycisnęła Firtasza jako pierwsza, a w zamian obiecała nie wydawanie go amerykańskim specjalistom od razgawora pa – duszach.
Nie ma najmniejszych złudzeń, że konflikt na Ukrainie jest na rękę Federacji Rosyjskiej i póki co, Kreml odnosi z niej największe korzyści. Przede wszystkim, poprawia kiepską sytuację demograficzną za pomocą tysięcy uchodźców, którzy są dla Rosjan elementem „socjalnie bliskim” w przeciwieństwie do ludów nieeuropejskich z którymi jest więcej w Rosji kłopotu niż pożytku. Im więcej ludzi wyjedzie z Ukrainy, tym dla Moskwy lepiej. Rosja jest w stanie błyskawicznie podbić armię ukraińską, ale nie jest w stanie okupować tak dużego obszaru. Depopulacja Ukrainy i „zmiękczanie” jej mieszkańców daje nadzieję na zapanowanie nad znaczną częścią terytorium tego państwa w przyszłości.
Rosjanie wcale nie muszą się silić, aby „zmiękczyć” Ukraińców – robi to za nich obecna władza ukraińska, która nie ma zielonego pojęcia w jaki sposób przeprowadzić reformy gospodarcze. A sytuacja ekonomiczna i społeczna na Ukrainie jest bliska katastrofy i ciągle się pogarsza. Lawinowy wzrost przestępczości, pogłębiająca się anarchia i chaos, niezadowolenie społeczne i zwykła bieda może spowodować, że Ukraińcy stwierdzą w pewnym momencie, że jest im obojętne, kto rządzi w ich kraju, byleby była praca i porządek.
Władza ukraińska robi wszystko, aby zwycięzcą w konflikcie na wschodzie kraju został W. Putin i Rosja. Ukraińcy powinni zdać sobie jak najszybciej sprawę, że sprawa Ługańska, Donbasu i Krymu jest już zamknięta. I nie pomogą deklaracje prezydenta P. Poroszenki, który jest moim zdaniem prawdziwym nieszczęściem dla tego kraju, że wojna zakończy się tylko wtedy, gdy Ukraina odzyska utracone ziemie. Władze powinny już dawno siąść do stołu negocjacyjnego i nawet za cenę daleko idących ustępstw ratować to, co pozostało z Ukrainy. Na marginesie, casus Ukrainy powinien być bardzo poważnym ostrzeżeniem dla władz polskich w kontekście Śląska. Gdyby nie daj Boże, Katowice czy Gliwice podążyły śladem DNR i ŁNR, będzie poważny problem. Władze w Warszawie niestety bagatelizują problem, a ciche kibicowanie niektórych polskich środowisk sukcesom tzw. „Noworosji” może się nam w przyszłości odbić bardzo nieprzyjemną czkawką.
Wracając do tematu, pytanie na dzisiaj brzmi: „ile można uratować z Ukrainy?”, a nie: „jak odbić utracone prowincje?” Kontynuowanie wojny oznacza nieuchronny rozpad kraju, otwarta pozostaje tylko kwestia czy wschodnia granica Ukrainy będzie przebiegać na Dnieprze, czy na Zbruczu, a może gdzieś pomiędzy.
Warto jeszcze tylko zapytać, czy władza kijowska kontroluje wszystkie oddziały walczące na wschodzie kraju. Takie samo pytanie można odnieść do separatystów, którzy są ręcznie sterowani z Moskwy. Należy jednać pamiętać, że separatyści to pobratymcy najsłynniejszego anarchisty świata Nestora Machny i żeby ich kontrolować, należałoby przy jednym kozaku postawić jednego agenta FSB.
Przedłużająca się wojna nie służy ani wizerunkowi Ukrainy, ani wizerunkowi Stanów Zjednoczonych na świecie, czego ci ostatni zdają się chyba nie zauważać. Z punktu widzenia propagandy, której Rosjanie są niedoścignionymi mistrzami, Ukraińcy i ich amerykańscy sojusznicy „na starcie” są na straconej pozycji, ponieważ usiłując odbić utracone prowincje, Ukraińcy muszą ostrzeliwać własne terytorium i własnych obywateli. A trzeba przyznać, że zachowują się przy tym jak słoń w składzie porcelany. Przynajmniej w sferze polskiego Internetu wygrywa narracja rosyjska.
Reasumując, na dzień dzisiejszy zwycięzcą konfliktu na Ukrainie jest Rosja i nic nie wskazuje na to, aby w przyszłości sytuacja miała się zmienić. „Wyszarpywanie” Ukrainy i „przeciąganie” jej na stronę Zachodu nie zakończy się niczym dobrym, bo po pierwsze primo, Ukraińcy musieliby tego chcieć, a póki co, ci ze Wschodu nie chcą, po drugie primo, na to musiałaby zgodzić się Rosja, a ta się nie zgodzi, chyba że pod warunkiem rozpadu kraju, na co najwyraźniej grają władze na Kremlu. Wtedy czekałaby nas nowa odsłona paktu Ribbentrop – Mołotow i podzielenie Europy Środkowo – Wschodniej na strefę wpływów niemieckich (m. inn. Polska i „Nowa Ukraina”)oraz rosyjskich (m.in. Białoruś, „Noworosja”).
Ale na to nie zgodzą się Amerykanie, więc wojna na Ukrainie będzie trwać w najlepsze. A gdy do tej układanki dodamy jeszcze interesy Izraela na Ukrainie, Rosji i Bliskim Wschodzie…, to jedyną nadzieją ratunku Ukrainy pozostaje modlitwa.
Fot. ntv.ru