- przez admin
Mateusz Ambrożek
Współczesna debata geopolityczna posiada tę wadę, że mimo operowania pojęciami adwersarze nie doprowadzili do ich operacjonalizacji. Oskarżenia o determinizm, redukcjonizm czy obiektywizację geografii są oparte na potocznym rozumieniu powyższych terminów. Co więcej, powyższa debata nie uwzględnia tego, że wojna paradygmatyczna jest w dzisiejszej, dominującej na Zachodzie, perspektywie elementem stopniowo zanikającym na rzecz popularnego ostatnimi czasy analitycznego eklektyzmu. Propozycja Rudry Sila i Petera Katzensteina[1] wychodzi ze słusznego, moim zdaniem, założenia, że żaden pojedynczy paradygmat nie jest w stanie wyjaśnić wszystkich zjawisk. Jeżeli chcemy uniknąć wojenek paradygmatycznych, których stałymi cechami są powtarzalność w cyklicznych odstępach czasu oraz stała argumentacja, to musimy dostrzec, że to, co dla jednego paradygmatu jest zarzutem, dla drugiego jest aksjomatem, który również znajduje swoje pole do zastosowania w nauce o stosunkach międzynarodowych.
Powyższy tekst, zawierający bardzo dużo odwołań do filozofii nauki, na której – nolens volens – opiera się cała nauka przynajmniej w swoich założeniach ontologicznych i epistemologicznych, będzie miał za zadanie ukazać, że rzekome wady geopolityki mogą okazać się sporym ułatwieniem badawczym oraz systematyzującym wiedzę, zwłaszcza w perspektywie teorii stosunków międzynarodowych. Dlatego zajmiemy się w tym tekście zagadnieniem falsyfikowalności geopolityki, uniwersalizmu i redukcjonizmu oraz obiektywności geografii. Obecne będą także pewne przemyślenia związane z problematycznym aplikowaniem kryteriów badania naukowego z perspektywy geopolityki do nauk społecznych.
Przed przejściem do właściwych rozważań autor pragnie jeszcze dodać jedną osobistą uwagę. Głęboko protestuję przeciw zaklasyfikowaniu mojej skromnej osoby w debacie geopolitycznej jako geopolityka[2]. Uważam, że paradygmaty nie powinny być absolutyzowane z racji ich wewnętrznej niedoskonałości wynikającej z ich wewnętrznego redukcjonizmu (o czym jeszcze będzie mowa). Są one jedynie użytecznymi narzędziami, które pozwalają badaczom dociekać prawdy, i to w relatywnie wąskim zakresie. Chciałbym zauważyć, że oprócz geopolityki posługuję się także paradygmatem realistycznym[3], systemowym[4] oraz instytucjonalizmem[5], dostrzegając w niektórych przypadkach także i zalety konstruktywizmu[6]. Dlatego też tym bardziej uważam, że – przy całym szacunku dla środowiska geopolityków, z którym mam przyjemność współpracować – powyższa klasyfikacja jest dla mnie krzywdząca. Po drugie, uznaję krytykę tekstów mojej skromnej osoby za zasadną w pewnych przypadkach, ale i w pewnych punktach niesłuszną. Ten tekst nie będzie jednak dotyczył analizy moich tekstów ani nie będzie stanowił próby obrony stanowiska. Praca dotyczy tylko tematu zasadności stosowania geopolityki w nauce o stosunkach międzynarodowych z perspektywy filozofii nauki. Jeżeli kiedyś zostanę poproszony o komentarz do klasyfikacji w debacie geopolitycznej, będę skłonny dokładniej opisać własne stanowisko w tej sprawie.
CZY TEORIA GEOPOLITYCZNA JEST FALSYFIKOWALNA?
Najpierw wyjdźmy od tego, czy teorie geopolityczne są falsyfikowane. Warto przeanalizować w tym aspekcie dwie rzeczy. Po pierwsze, kwestia falsyfikowalności, zwłaszcza w naukach społecznych, jest zagadnieniem niezwykle skomplikowanym. Popperowskie kryterium demarkacji nie jest w naszym przypadku tak jednoznaczne, jak dla nauk przyrodniczych w kontekście stosowania pojęcia falsyfikacji. Wynika to z tego, że teorie nauk społecznych opierają się głównie na teoriach średniego zasięgu[7]. Nie składają się one ze zdań ogólnych o kwantyfikatorze dużym („dla każdego”), ale jednocześnie ich zasięg jest szerszy (ogólniejszy) od teorii zawierających zdania egzystencjalne o kwantyfikatorze małym („istnieje”). Wynika to z tego, że zjawiska w naukach społecznych podlegają ścisłej fragmentacji w zależności od epoki czy też zasięgu występowania.
Stosowanie falsyfikacji byłoby zasadne zwłaszcza przy teoriach o dużym stopniu ogólności. Wówczas wykazanie fałszu pewnego zdania bazowego automatycznie eliminuje projekt teorii. Można zatem bardzo łatwo zauważyć, że w przypadku teorii średniego zasięgu niemal każde zdanie może zostać sfalsyfikowane w zależności od ogólności danego stwierdzenia. Teorie nauk społecznych nie są bowiem w stanie konstruować pełnych wyjaśnień, lecz jedynie podstawowe ramy zjawisk, które występują w przestrzeni międzynarodowej. Jeżeli zatem trzymalibyśmy się rygorystycznie falsyfikacji, to nauki społeczne nie byłyby w stanie skonstruować jakiegokolwiek systemu teoretycznego, co groziłoby zastojem w nauce. Dla teorii w naukach społecznych bardziej zasadnym jest zatem stosowanie kryterium weryfikacji bądź konfirmacji. Zgodnie z tym tokiem rozumowania, im częściej dana teoria jest weryfikowalna, tym jest „lepsza”.
W przypadku teorii geopolitycznych jednak pojawia się kolejny problem. Elementem każdej hipotezy potencjalnej teorii geopolitycznej jest przestrzeń. Jeżeli przyjmiemy, że przestrzeń jest stałym czynnikiem stosunków międzynarodowych (tezę tę rozwinę w podrozdziale o obiektywności geografii), to wówczas wprowadzamy jednocześnie element falsyfikacji. Przestrzeń w geografii nie zmienia się lub zmienia się na tyle powoli i w niewielkim stopniu, że w potencjalnej teorii geopolitycznej wprowadza się zjawiska o charakterze odmiennym od przedmiotu badań nauk społecznych – zjawiska stałe, trwałe w czasie i przestrzeni, niebędące konstruktami społecznymi i tym samym niepodatne na bezpośredni efekt działania człowieka. Wynika z tego, że przestrzeń w geopolityce nie jest czynnikiem zależnym od zewnętrznych uwarunkowań. Nie można jej zatem zarzucić kontekstualności, co implikuje możliwość falsyfikowalności hipotezy zawierającej dane zjawiska nieprowadzącej do regressus ad infinitum, jak w przypadku nauk społecznych.
Należy się zatem zastanowić, czy jest możliwa teoria składająca się jednocześnie ze zdań tylko falsyfikowanych oraz tylko weryfikowalnych? W mojej opinii taka teoria jest możliwa, ale będzie falsyfikowalna w aspekcie przestrzeni i weryfikowalna w aspekcie społecznym. Ten eklektyzm teoretyczny wpływa na odbiór teorii i ostateczny problem z interpretacją jej zdań ogólnych. Logicznie rzecz ujmując, jeżeli przykładowa teoria składa się z dwóch zdań, z których jedno zweryfikowano, a drugie sfalsyfikowano, to hipoteza stojąca u założeń teorii musi być fałszywa. Koniunkcja zdania fałszywego i prawdziwego jest zawsze zdaniem fałszywym. Dlatego teoria geopolityczna jest falsyfikowalna, a prawdziwą może okazać się wtedy i tylko wtedy, gdy oba człony są poprawne. W praktyce może dochodzić do sytuacji, w której człon geograficzny będzie falsyfikowany, zaś człon społeczny – kontekstualnie weryfikowalny. Nie zmienia to jednak sytuacji, w której poziom poprawności teorii geopolitycznej będzie znacznie wyższy niż teorii nauk społecznych. Wynika to z 1) trwałości desygnatu aspektu geograficznego i jego niezmiennej obecności w czasie i przestrzeni, 2) kompletności eksplanacji tegoż aspektu.
Druga kwestia dotyczy historii nauki. Wraz z postępem w dziedzinie poznania, udoskonalania metod, konstrukcji nowych narzędzi jesteśmy w stanie odpowiadać na pytania, które jeszcze kilkaset lat temu zostały zagospodarowane przez filozofów[8]. Oznacza to, że na większość pytań można odpowiedzieć naukowo, wystarczy tylko zoperacjonalizować pojęcia. W geopolityce oraz longue durèe powinno być to jeszcze łatwiejsze, bo mamy czynnik wykraczający poza subiektywność – geografię. „Długie trwanie” pozwala dodatkowo spojrzeć na dany proces bez konieczności wydawania sądów na podstawie niewystarczającej liczby danych. I tak się dzieje. Przykładowo, gdy Mackinder pisze o tym, że ciężkie warunki panujące na terytorium Rosji wpływają na ekspansywność tegoż państwa[9], to możemy zoperacjonalizować twierdzenia "ciężkie warunki" i "ekspansywność" i mamy możliwość mierzenia. Gdy Spykman pisze, że panowanie nad światem można zagwarantować dzięki opanowaniu Rimlandu, możemy podobnie postąpić.
Podsumowując, zdania geopolityczne są falsyfikowalne w znacznie większym stopniu niż teorie w naukach społecznych. Wynika to z obecności trwałej przesłanki – przestrzeni – która wchodząc w interakcję z aspektem społecznym teorii powinna – przynajmniej w założeniu – doprowadzić do wystąpienia wzajemnej relacji między aspektem przestrzennym a aspektem społecznym zdań bazowych hipotezy. Potencjalna koroboracja teorii geopolitycznej może oznaczać, że jest ona wiedzą pewniejszą od wiedzy wynikającej z weryfikowalnych teorii nauk społecznych.
UNIWERSALIZM A REDUKCJONIZM
Najpierw ustalmy pojęcia. W filozofii nauki uniwersalizm nie jest w żaden sposób zdefiniowany (przynajmniej mi nic o tym nie wiadomo). Dlatego za Słownikiem Języka Polskiego PWN przyjmijmy, że jest to „dążenie do ogarnięcia pewnej całości, do objęcia jakąś działalnością wszystkich ludzi; też: cecha tego, co obejmuje sobą całość jakichś spraw, zagadnień”[10]. Redukcjonizm zaś jest poglądem, według którego „zjawiska i procesy złożone oraz rządzące nimi swoiste prawa dadzą się wyjaśniać przez sprowadzenie do zjawisk i procesów prostszych i odpowiadających im mniej skomplikowanych praw”[11].
Choć te pojęcia mają wyraźnie wyznaczone delimitacje tego, czym są od tego, czym nie są, to uniwersalizm jest ściśle powiązany z redukcjonizmem właśnie dlatego, że jest on wtórny wobec niego. By móc w naukach społecznych użyć kwantyfikatora dużego („dla każdego”) najpierw trzeba przyjąć założenie, według którego perspektywa obejmowana badaniem naukowym jest jedyną dostępną perspektywą, a także jest kompletną. Oczywiście z perspektywy emergentyzmu, który charakteryzuje przedmiot każdej nauki, takie postępowanie jest jawnym wypaczeniem, z którego wychodzi się za pośrednictwem syntezy paradygmatów.
Dlaczego jednak napisałem, że redukcjonizm jest „wybitnie paradygmatyczną” cechą? W tym miejscu należy odwołać się do natury paradygmatu. Każdy paradygmat jest zbiorem założeń, przez które interpretujemy daną rzeczywistość. Jest to obecne zarówno w kuhnowskiej definicji paradygmatu, według którego rozwija się „nauka normalna”, jak i w naukach społecznych, które zajmują się o wiele bardziej skomplikowanym obrazem przestrzeni. Jeżeli krytykujemy geopolitykę za jej redukcjonizm, to automatycznie musimy krytykować także inne paradygmaty (realizm, konstruktywizm, liberalizm, szkołę kopenhaską, angielską itp.) Jedyną zasadną krytyką geopolityki – a zatem de facto paradygmatu – w nauce o stosunkach międzynarodowych może być tylko perspektywa analitycznego eklektyzmu.
Tymczasem w debacie geopolitycznej dostrzegam bardzo ciekawą tendencję. Osoby zajmujące stanowisko antygeopolityczne próbują narzucić zasady, wedle których – jak mniemam – indeterminizm, holizm, subiektywizm oraz brak celowości są jedynymi zasadami konstytuującymi naukę o stosunkach międzynarodowych w jej założeniach filozoficzno-metodologicznych. Zgodnie z powyższym tokiem rozumowania, konstruują one własny paradygmat, który w jego opinii jest jedynym zasadnym sposobem odczytywania rzeczywistości międzynarodowej. Jeżeli tak jest w istocie, to krytycy geopolityki również popełniają zwalczany przez nich błąd redukcjonizmu.
Należy się jednak zastanowić, czy redukcjonizm jest zjawiskiem godnym tylko i wyłącznie potępienia. Na to pytanie odpowiedział Karl Popper. Jego krytyka holizmu w „Nędzy historycyzmu”[12] jest przekonywująca zwłaszcza w jednym aspekcie. Bez wyróżnienia poszczególnych klas zjawisk w przedmiocie badań niemożliwym byłoby zbadanie tegoż przedmiotu. Jeżeli zatem przyjmiemy, że każdy paradygmat wyjaśnia pewną część stosunków międzynarodowych, to automatycznie nie powinniśmy winić paradygmatu za to, że nie jest on inkluzywny i można analizować tylko pewną klasę zjawisk. Warto zauważyć jedną rzecz – to, że paradygmaty analizują odmienne klasy zjawisk nie oznacza, że któryś z nich jest istotniejszy względem pozostałych. O ile w naukach przyrodniczych mówi się o wielkich rewolucjach Newtona czy Einsteina, które były klasycznym experimentum crucis w swoich naukach, o tyle w naukach społecznych trudno ustalić, który z paradygmatów jest paradygmatem dominującym. Oznacza to, że one wszystkie egzystują wokół siebie i wzajemnie się uzupełniają, tworząc w pełni emergentny obraz rzeczywistości międzynarodowej.
Dlatego wydaje się, że w stosunkach międzynarodowych mamy teraz dylemat – czy podążać za analitycznym eklektyzmem, czy okopać się w wojnie paradygmatycznej na już ustalonych pozycjach? Moja odpowiedź na ten problem byłaby taka, że należy stopniowo wypracowywać nici porozumienia między paradygmatami, zwłaszcza w zakresie ustalenia klas zjawisk, którymi zajmują się dane paradygmaty. Dopóki tego nie uda się zrobić, pozostaje nam dalsze redukcjonistyczne interpretowanie zjawisk politycznych, które choć samo w sobie jest naturalne, to i tak sprawia, że badamy stosunki międzynarodowe w oderwaniu od ich emergentnej postaci.
DETERMINIZM
Bardzo ciekawym jest także zarzut determinizmu. W naukach społecznych jest on na tyle rozwinięty, że czasami wydaje się, że nauki społeczne są pozbawione determinizmu[13]. Jeżeli przyjmiemy najbardziej podstawową definicję determinizmu, która mówi o tym, że „wszystkie zjawiska i działania są połączone związkiem przyczynowo-skutkowym”, a także, że jest to „pogląd filozoficzny głoszący, że każde zdarzenie jest jednoznaczne i uwarunkowane swoimi przyczynami”[14], to każdy teoretyk stosunków międzynarodowych musi głęboko zaoponować przeciw determinizmowi jako rzekomej wadzie naukowej eksplanacji. Wynika to z kilku kwestii. Jeżeli w naukach społecznych jesteśmy w stanie tworzyć teorie o różnym poziomie ogólności, które spełniają także swoją funkcję predykcyjną, to znaczy, że występują pewne relacje między eksplanandum a eksplanansem, które pozwalają wyróżnić między tymi dwoma zdaniami logicznymi pewną relację kauzalną. Oznacza to, że nauki społeczne są połączone związkiem przyczynowo-skutkowym choćby w takim zakresie, w jakim wyjaśniają je teorie stosunków międzynarodowych.
Oczywiście można przyjąć, że implikowanie wyżej zakreślonego modelu nomologiczno-dedukcyjnego Carla Hempla i Paula Oppenheima[15] jest zasadne tylko częściowo. Nie neguję tego, że są pewne obszary w badaniach nad stosunkami międzynarodowymi, które muszą uzupełniać schematy teoretyczne czy to w postaci odrębnych zdań egzystencjalnych odkrywających naszą cząstkową i fragmentaryczną wiedzę o świecie, czy to jako data set teorii stosunków międzynarodowych. Mowa tu oczywiście o tzw. area studies. W moim tekście chodzi mi tylko o krytykę pewnych teorii czy paradygmatów, więc pozwolę sobie pominąć te aspekty nieteoretyczne, które są obecne w stosunkach międzynarodowych.
Należy poruszyć jeszcze jeden aspekt, ukazujący totalną krytykę determinizmu jako błąd. Tym aspektem jest tzw. dylemat determinizmu. Po raz pierwszy w nowożytności zajął się nim William James w 1884 r.[16] Najogólniej rzecz ujmując, dylemat ten sprowadza się do stwierdzenia, że determinizm i indeterminizm nie są wzajemnie sprzecznymi postawami, choćby dlatego, że wykazują wiele cech wspólnych. O ile teoria Jamesa była rozbudowaną teorią filozoficzną i operowała argumentami normatywnymi, tak ja skupię się tylko na desygnatach pojęcia i powiązaniem ich z kauzalnością w zakresie istotnym dla stosunków międzynarodowych. Przybierze ona popularną formułę kompatybilizmu.
Jedno jest pewne – determinizm i indeterminizm w naukach społecznych są obecne mimo sprzeczności obu pojęć i ich desygnatów, które przecież nie powinny ze sobą koegzystować w przestrzeni, nawet wielowymiarowej. Ludzie Zachodu, jak to podkreślał Richard Nisbett w swojej kapitalnej książce (bynajmniej geopolitycznej) „Geografia myślenia”[17] myślą w kategoriach spójności logicznej twierdzeń, co wskazuje na to, że często nie dostrzegamy sprzeczności w mechanizmach rządzących społeczeństwami. Tymczasem nawet tak prosta konstatacja o odmiennej ontologii paradygmatów, a także nierozstrzygniętym ostatecznie dylemacie agent-structure pokazuje, że można odkrywać prawdę w nauce orientując się na różne podstawy wnioskowania naukowego. Choćby w tej materii determinizm i indeterminizm wykazują podobne cechy – są prawdziwe. Jeżeli tak, to uznanie dominacji któregokolwiek z nich, ale też wykluczanie drugiego, jest sporym nadużyciem.
Możemy się zatrzymać w naszej analizie na prostej konstatacji koegzystencji obu poglądów. Tak zrobili Anthony Giddens w swojej teorii strukturacji[18], a na polu nauk o stosunkach międzynarodowych dokonał tego Alexander Wendt[19]. Ujmując powyższy problem w wymienionej już formie agent-structure uznali, że koegzystencja struktury (determinizm jako denotacja) i agenta (indeterminizm jako denotacja) jest sprzężeniem zwrotnym zależnym od aktualnych warunków występowania zjawiska. Wydaje się jednak, że takie pozostawienie sprawy jest niepocieszające, dlatego rozwińmy ten schemat, próbując poszukiwać dokładniejszych zależności między dwoma poglądami.
Powiążmy tę kwestię z rozumowaniem przyczynowo-skutkowym. Najbardziej ogólny schemat wyjaśniania zachowań aktorów w przestrzeni międzynarodowej wskazuje na sytuację, wedle której podjęcie pewnej decyzji przez jedno państwo wyznacza pole działania pozostałych państw. Dany aktor może aktywować swoją decyzję w polu działania stosunkiem do tejże decyzji, stosunkiem do podmiotu ją wydającego, interesami lub innymi subiektywnymi czynnikami. Wówczas, po agregacji wszystkich tych czynników, jak podaje klasyczny model wejścia-wyjścia Davida Eastona[20], podmiot wydaje decyzję. Wówczas ten sam lub inny aktor ustosunkowuje się do tej decyzji za pomocą tego samego schematu. Model powstały na zasadzie opisu tych interakcji wygląda następująco: decyzje aktorów podejmowane są na zasadzie relacji względem ontologicznie wcześniejszej decyzji, co wskazuje na korelat deterministyczny, zaś mechanizmy aktywujące te decyzje są klasycznie indeterministyczne. Co więcej, ten model może replikować się w warunkach sieciowości, przy czym liczba interakcji oraz motywów jest wprost proporcjonalna do grona odbiorców potencjalnych decyzji.
Należy także omówić krótko perspektywę determinizmu geograficznego. Jego definicja brzmi: „kierunek w nauce (…) zakładający, że decydującym (a zdaniem niektórych badaczy — wyłącznym) czynnikiem warunkującym wszelkie formy działalności człowieka jest środowisko geograficzne”[21]. Jeżeli przyjmiemy takie rozumienie determinizmu, to per analogiam niemożliwe jest uznanie determinizmu geograficznego za część geopolityki. Jeżeli teoria geopolityczna ma stać się częścią teorii nauk społecznych, to musi uwzględniać we własnych zdaniach ogólnych korelat niefalsyfikowany będący pochodną relacji społecznych. Satysfakcjonująca nas definicja mówiłaby o tym, że determinizm geograficzny wyznacza warunki działania jednostki, jednak nie są one decydujące, ponieważ może ona 1) ją zmieniać i dostosowywać do swoich potrzeb, 2) działać wbrew jej niektórym ograniczeniom (vide technologia). Ten swoisty racjonalizm geograficzny świadczy zatem o tym, że determinizm sensu largo (determinizm geograficzny według przytoczonej definicji Słownika Języka Polskiego PWN) jest wypaczeniem geopolityki. Nie pozostawia on bowiem miejsca dla realizacji czynników indeterministycznych.
Wniosek z powyższych rozważań jest taki, że zachowania aktorów są zarówno zdeterminowane, jak i niezdeterminowane. Geopolitycy powinni zatem odrzucać „twardy”, spencerowski determinizm jako przeczący podstawowej zasadzie wolności działania jednostki. „Miękki” determinizm jest natomiast kompatybilny z możliwością swobodnego działania jednostek i pozwala ubogacić perspektywę poznania naukowego w stosunkach międzynarodowych.
OBIEKTYWIZACJA GEOGRAFII
Krytycy geopolityki uznają, że geografia jest społecznie konstruowana i w związku z tym nie należy opierać się na niej jako trwałej przesłance działania państw. Podobnie jak w powyższych przykładach, uważam, że powyższe stwierdzenie jest tylko częściowo prawdziwe. Tak samo jak krytycy geopolityki twierdzę, że geografia (a właściwie znaczenie geografii) może być konstruowalne. Problem polega jednak na relacji między geografią jako przestrzenią (i charakterem tej przestrzeni) a geografią jako konstruktem. Stawiam tezę, że znaczenie geografii jako przestrzeni jest ontologicznie pierwotne względem geografii jako konstruktu. Nawet jeżeli przyjmiemy, że funkcjonują obok siebie wyobrażenia na temat geografii i przestrzeń jako taka, to postrzeżenia dotyczące przestrzeni muszą dotyczyć niej samej, nie zaś jakiejś abstrakcyjnej idei "geograficzności". Nawet jeżeli przyjęlibyśmy za Platonem, że istnieją istoty rzeczy (choć w nauce to stwierdzenie jest oczywistym absurdem), to desygnaty "geograficzności" będą na tyle ogólne, że nie będziemy mogli powiedzieć nic poza prostymi zdaniami egzystencjalnymi, tj. istnieją góry, rzeki, morza itp. Oznacza to, że konstruowany obraz geografii ma zawsze materialny/obiektywny/konkretny punkt odniesienia.
Geografia jest zatem obiektywna dlatego, że przedmiot poznania, którym jest przestrzeń, istnieje niezależnie od podmiotu poznającego, czyli człowieka. Tym zajmują się przecież nauki o geografii. Jak rozumiem, krytykom geopolityki chodzi jednak o to, że tworzone teorie geopolityczne są przejawem stworzonych na potrzeby wyjaśniania naukowego konstruktów geograficznych. Według tej możliwości, osoba tworząca teorię ma pewną wiedzę zapośredniczoną w systemie wartości, która w połączeniu z wiedzą zdroworozsądkową wpływa na mentalny obraz danej przestrzeni i jej roli w życiu społecznym. Zgodnie z tym przestrzeń może „pracować” w pewnych sytuacjach w sposób opisany przez twórcę teorii. W pewnych przypadkach rozumowanie krytyków jest słuszne. Wystarczy odwołać się do teorii Haushofera, która przecież jest odzwierciedleniem obrazu świata konstruowanego normatywnie przez geopolityków niemieckich.
Należy jednak odróżnić teorie dzielące przestrzeń na poszczególne strefy wpływów (zawierających normatywne postulaty) od tych, które dostrzegają znaczenie pewnych przestrzeni w kontekście procesów, np. ekspansji (posiadające charakter deskryptywny). W tym kontekście np. teoria potęgi kontynentalnej (Heartlandu), mimo wszystkich zarzutów, słusznie formułowanych względem niej, pokazuje ciekawą rzecz. Obszar Rosji (ponieważ tak również określa się obszar Heartlandu) jest na tyle dużą przestrzenią, że w przypadku procesów związanych z przekształceniem systemu międzynarodowego stanie się on czynnikiem mitygującym. I historia przecież to potwierdza – od momentu konsolidacji ziem ruskich dokonanej po zrzuceniu jarzma Złotej Ordy państwo to „rozpycha się” czy to w kierunku Bałtyku, czy to w kierunku Syberii, czy to w kierunku Oceanu Indyjskiego[22]. Dodając do tego obserwację znaną z teorii cyklu siły Charlesa Dorana[23], należy dostrzec, że Rosja posiada także swoiste cykle imperialne, które charakteryzują momenty rozpoczęcia przez nią ekspansji oraz zaprzestania jej wskutek wewnętrznej implozji. Podobnie omawiana także przeze mnie teoria potęgi półwyspowej pokazuje, że stworzenie systemu hegemonicznego oznacza podporządkowanie gospodarcze lub przynajmniej neutralizację polityczną rimlandowskiego półksiężyca[24]. Geopolitycy dostrzegli erozję hegemonii Ameryki, właśnie wtedy, kiedy coraz więcej państw w Rimlandzie przestało uznawać prymat Ameryki. Przecież dokładnie przed tym samym przestrzegał amerykańskich decydentów Zbigniew Brzeziński w „Wielkiej Szachownicy” – dzieląc obszar zbliżony do Rimlandu na odcinek zachodni, południowy i wschodni przyznawał, że pierwszy z nich powinien zostać utrzymany przez Amerykę, na drugim Ameryka powinna stosować w praktyce aktywną równowagę sił, a na trzecim powinna blokować Azję przed likwidacją przyczółków jej obecności[25].
Problem obiektywności geografii sprowadza się w tym aspekcie nie do tworzenia konstruowanych subiektywnie znaczeń geografii, lecz do próby – nawet niedoskonałej – odkrycia (sic!) roli danej przestrzeni. Zgodzę się, że to zbliża nas do konstruktywizmu, ale przecież teorie naukowe również są konstruowane i w procesie badania naukowego ich poszczególne zdania bazowe są weryfikowane bądź falsyfikowane. Dzięki rzetelności badania naukowego w postaci formułowania hipotez i ich weryfikacji przekształcamy przecież to, co subiektywne i niepewne w trwały element rzeczywistości, zgodnie z maksymą realizmu naukowego.
Ale oprócz tego zauważmy także trzeci aspekt geografii jako konstruktu. Przecież sam fakt konstruowania mentalnego obrazu danej przestrzeni przez pewną jednostkę może być obiektywnie badany za pomocą metody naukowej. Zauważmy, że fakt społeczny przybiera dwustopniową konstrukcję. Na pierwszym poziomie jest internalizowany między jednostkami. Wówczas przybiera cechę subiektywności, ponieważ jest odwzorowaniem wyobrażeń na pewien temat. Jednak sam fakt posiadania takiego obrazu może być badany za pomocą metody naukowej, dzięki czemu ten obraz mentalny zyskuje cechę obiektywności jako element rzeczywistości. Innymi słowy, nawet sam konstrukt może zostać zobiektywizowany. Na tym etapie, co ciekawe, teoria Haushofera – która jest ewidentnym konstruktem geograficznym – może być badana np. jako perspektywa geopolityków niemieckich w dwudziestoleciu międzywojennym.
PROBLEM Z GEOPOLITYKĄ
Czy to jednak oznacza, że geopolityka jako paradygmat badawczy nie jest wolna od wad? Bynajmniej. Wad jest zapewne bardzo dużo, jednak ja chciałbym się skupić na jednej, ciążącej szczególnie – w mojej opinii – na jej użyteczności w naukach społecznych. Problem z geopolityką jest związany z niekoherencją czynnika geograficznego względem przedmiotu badań teorii stosunków międzynarodowych. Generalizując, teorie SM, jako subdyscyplina nauk społecznych, zajmują się relacjami społecznymi w przestrzeni międzynarodowej. Geopolityka tymczasem stawia wyraźną granicę relacjom społecznym w postaci komponentu delimitującego możliwości działania państwa, który dodatkowo wymyka się – przynajmniej częściowo – z prostego wplecenia w relacje społeczne.
Nie dziwi zatem, że wśród badaczy w naukach społecznych geopolityka jest szczególnie krytykowana. Należy sobie jednak zadać pytanie, czy relacje społeczne nie są wyznaczane przez pozaspołeczne uwarunkowania. Dużo mówi się przecież o wpływie technologii, czy to w zakresie ułatwiania egzystencji ludzkiej, czy to jako elementu poprawy bytu społeczeństw lub nawet przekształcenia go[26]. Jednocześnie pojawia się odmienne pytanie: czy przestrzeń jest aż na tyle istotnym czynnikiem, by współcześnie uznawać jej prymarność lub przynajmniej równorzędne stanowisko względem relacji społecznych. To pytanie jest zasadne tym bardziej, że w naukach społecznych – jak słusznie zauważa Jarosław Mikołajec – nie istnieją zjawiska swoiście geograficzne[27], więc tym bardziej trudnym może okazać się zrównanie wpływu geografii i człowieka na otoczenie w nauce o stosunkach międzynarodowych.
Problem dotyczy ontologii i epistemologii geografii w zakresie nauk społecznych. O ile kwestia epistemologii jest dosyć jasna – geografia, zgodnie z wyżej zakreślonym wyjaśnieniem w podrozdziale o obiektywności geografii, jest poznawalna niezależnie od podmiotu poznającego, o tyle w przypadku ontologii mamy pewien problem. Ontologia geografii i ontologia stosunków międzynarodowych są dwiema odrębnymi sferami, wzajemnie się wykluczającymi. Ontologia geografii wyłamuje się z dylematu agent-structure, a geografia sama w sobie nie może być badana innymi paradygmatami w naukach społecznych. Skoro tak, to w mojej opinii należy podążyć pośrednią drogą dra Fyderka, który zaznacza wpływ czynników geograficznych w teorii realistycznej, nie nadając geopolityce konotacji i znaczenia paradygmatu[28].
PODSUMOWANIE
Skoro geopolityka nie jest paradygmatem, to czym jest? Nie jestem w stanie określić, czy można określić geopolitykę nauką, zostawiam to lepszym ode mnie. W mojej opinii, zgodnie z tytułem niniejszej pracy, jest elementem ontologicznego naturalizmu w naukach społecznych. Zdecydowałem się na taką klasyfikację z kilku powodów. Po pierwsze, aspekt przestrzeni geograficznej przynależy do świata przyrody, który próbujemy ujmować w relacji do nauk społecznych. Po drugie, z perspektywy dążenia wszelkich nauk do metod nauk przyrodniczych charakteryzujących się w postulacie „jedności nauki” każdy element ujmujący prawdziwie rzeczywistość międzynarodową i jednocześnie posiadający trwały desygnat powinien zostać uwzględniony w badaniach naukowych. Geopolityka jest zatem jednym z przejawów monizmu metodologicznego, co również jest istotne z perspektywy ujednolicającego metodę naukową analitycznego eklektyzmu. Po trzecie, geopolityka umieszcza geografię w tej samej klasie zjawisk, w której występują zjawiska społeczne. Wskazuje to na związek jednej i drugiej kwestii. Te trzy przesłanki wskazują, że choć geografia jest obecna w naukach społecznych, to ostateczne ustalenie jej statusu jest wysoce problematyczne. Względem przedmiotu badań nauki o stosunkach międzynarodowych geopolityka ma znaczenie delimitujące, lecz tylko częściowo wyjaśniające. Stąd też konotacja paradygmatyczna jest dla geopolityki zbyt szerokim zakreśleniem pola badawczego. Wydaje się, że założenie geopolityczności – jako element ontologicznego naturalizmu – jest jednym z głównych aksjomatów paradygmatów i właśnie w taki sposób należy określać jej miejsce w nauce o stosunkach międzynarodowych.
Autor dziękuje Wiktorowi Hunkowi, Jarosławowi Mikołajcowi, Błażejowi Sajdukowi oraz Leszkowi Sykulskiemu za cenne rady i uwagi w rozmowach, które stawały się bezpośrednią inspiracją dla twierdzeń zawartych w niniejszym artykule.
[1] R. Sil., P. Katzenstein, Beyond Paradigms: Analytic Eclecticism in the Study of World Politics, Basingstoke 2010.
[2] M. Lubina, Siedem grzechów głównych geopolityki polskiej, Puls Azji, http://pulsazji.pl/2018/12/03/siedem-grzechow-glownych-geopolityki-polskiej/?fbclid=IwAR1yet_v_RhQ5sXBNLeajvAtvUyHSl8TeR-hhea_35YFTwXkPKgOAmUEx90 [dostęp: 04.12.2018 r.]
[3] Zdaję sobie sprawę z niepopularności zjawiska autocytowania, jednak dla potrzeb nieszufladkowania zdecydowałem się na podobny krok. Zob. m.in. M. Ambrożek, Amerykanie w rozkroku. Jak powinna wyglądać strategia Waszyngtonu wobec Chin?, Klub Jagielloński https://klubjagiellonski.pl/2018/09/17/amerykanie-w-rozkroku-jak-powinna-wygladac-strategia-waszyngtonu-wobec-chin/ [dostęp: 04.12.2018 r.]
[4] Tenże, Czy Amerykanie budują porządek międzynarodowy? Kilka krytycznych refleksji, Instytut Geopolityki, https://geopolityka.net/mateusz-ambrozek-czy-amerykanie-buduja-porzadek-miedzynarodowy/ [dostęp: 04.12.2018]; Tenże, Nowe rozdanie w Europie, czyli dlaczego Niemcy są skazane na konflikt z Francją, Polskie Towarzystwo Polityki Zagranicznej, https://geopolityka.net/mateusz-ambrozek-dlaczego-niemcy-sa-skazane-na-konflikt-z-francja/ [dostęp: 04.12.2018 r.]
[5] Tenże, Siła Trójmorza a zmiana porządku międzynarodowego, Układ Sił, nr 9 (w druku)
[6] Tenże, Geopolityka i realizm a idealizm i konstruktywizm, Instytut Geopolityki, https://geopolityka.net/mateusz-ambrozek-geopolityka-i-realizm-a-idealizm-i-konstruktywizm/ [dostęp: 04.12.2018]
[7] R. Merton, Teoria socjologiczna i struktura społeczna, Warszawa 2002, s. 60-67.
[8] M. Heller, Granice nauki, Kraków 2014, s. 5-9.
[9] H. Mackinder, Geograficzna oś historii, Zielona Góra 2017, s. 10-15.
[10] https://sjp.pwn.pl/sjp/uniwersalizm;2579195.html [dostęp: 05.12.2018 r.]
[11] https://sjp.pwn.pl/sjp/redukcjonizm;2573615.html [dostęp: 05.12.2018 r.]
[12] K. Popper, Nędza historycyzmu, Warszawa 1989, s. 49-52.
[13] Częściowo można winić za ten stan socjologię historyczną, której głównym założeniem jest uznanie procesu „stawania się społeczeństwa” za kluczowy aspekt kształtowania relacji społecznych, w związku z czym odsunięto od głównego nurtu np. badania socjobiologiczne. Zob. J. Hobson, G. Lawson, What is History in International Relations [w:] Millennium: Journal of International Studies, vol. 37, no.2, s. 415–435.
[14] https://sjp.pl/determinizm [dostęp: 09.12.2018 r.]
[15] C. G. Hempel, P. Oppenheim, Studies in the Logic of Explanation [w:] Philosophy of Science, vol. 15, no. 2, 1948, s. 135-178.
[16] W. James, The Dilemma of Determinism, Whitefish 2005.
[17] R. Nisbett, Geografia myślenia. Dlaczego ludzie Wschodu i Zachodu myślą inaczej?, Sopot 2009, s. 23-36.
[18] A. Giddens, The constitution of society: Outline of the theory of structuration, Cambridge 1984.
[19] A. Wendt, The Agent-Structure Problem in International Relations Theory [w:] International Organization, 1987, vol. 41, no. 3, s. 335-370.
[20] D. Easton, The Political System. An Inquiry into the State of Political Science, New York 1957.
[21] https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/determinizm-geograficzny;3892115.html [dostęp: 10.12.2018 r.]
[22] P. Eberhardt, Koncepcja Heartlandu Halforda Mackindera [w:] Przegląd Geograficzny, t. 83, nr 2, 2011, s. 259-260.
[23] Ch. Doran, Economics, Philosophy of History, and the "Single Dynamic" of Power Cycle Theory: Expectations, Competition, and Statecraft [w:] International Political Science Review, vol. 24, no. 1, 2003, s. 13-49.
[24] M. Ambrożek, „Pękanie Rimlandu” jako sposób rywalizacji hegemonicznej, Instytut Geopolityki, https://geopolityka.net/mateusz-ambrozek-pekanie-rimlandu-jako-sposob-rywalizacji-hegemonicznej/ [dostęp: 06.12.2018 r.]
[25] Z. Brzeziński, Wielka Szachownica. Główne cele polityki amerykańskiej, Warszawa 1998, s. 34-35.
[26] K. Lieber, Grasping the Technological Peace. The Offense-Defense Balance and International Security [w:] International Security, vol. 25, no. 1, 2000, s. 71–104.
[27] J. Mikołajec, Spór o determinizm geograficzny, Gliwice 2013, s. 58-63.
[28] Ł. Fyderek, Geopolemika: Geopolityka – nauka czy ideologia?, Puls Azji, http://pulsazji.pl/2018/10/14/geopolemika-geopolityka-nauka-ideologia/ [dostęp: 10.12.2018 r.]