- przez admin
Pierwodruk: "Przegląd Geopolityczny" 2014, tom 8. Pobierz PDF.
doc. dr Grzegorz Baziur
„Kto rządzi Europą Wschodnią, panuje nad Heartlandem
kto rządzi Heartlandem, panuje nad Wyspą Światową,
kto rządzi Wyspą Światową, panuje nad Światem”.
Halford John Mackinder[1]
Obszar Europy Środkowo-Wschodniej odgrywał i nadal odrywa w historii ważną rolę pod względem politycznym, wojskowym i ekonomicznym. Państwa leżące na tym obszarze są jednak narażone na imperialną ekspansję geopolityczną i gospodarczą największego z nich – Rosji. W polityce Moskwy utarło się od wieków przekonanie, że małe narody nie mają racji bytu, a liczą się tylko państwa wielkie, które podporządkowują sobie inne narody.
W tekście niniejszego artykułu będą przedstawione niektóre aspekty regionalnej geopolityki Federacji Rosyjskiej na obszarze państw Kaukazu i Międzymorza. W tekście omówiono np. postawę Rosji i innych krajów – w tym Polski wobec wojen czeczeńskich lat 1994-1996 i po 1999 r., Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie 2004-2005, wojny rosyjsko-gruzińskiej w 2008 r. i niektórych aspektów rosyjskiej ekspansji energetycznej w kontekście rosyjskiej teorii państw bliskiej zagranicy i geopolityki rurociągów. W temacie poruszanych problemów warto – jak sądzę – zapytać, czym jest Międzymorze dzisiaj i jakie kraje obejmuje? Historycznie Międzymorze było ideą polityczną wysuniętą przez Józefa Piłsudskiego w ostatnich latach przed wybuchem pierwszej wojny światowej, w której zakładał on utworzenie federacji państw Europy Środkowo–Wschodniej. W myśl koncepcji Piłsudskiego w skład Międzymorza miał wejść tzw. obszar ABC, leżący między Adriatykiem, Bałtykiem i M. Czarnym: Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Białoruś, Ukraina, Czechosłowacja, Węgry, Rumunia, Jugosławia, a także nie wykluczano Finlandii.
Owa koncepcja federacji była śmiałą formą integracji europejskiej, która historycznie nawiązywała do jagiellońskich tradycji wielokulturowej Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Marszałek Piłsudski słusznie uważał, że jej powstanie pozwoli uniknąć państwom Europy Środkowej dominacji Niemiec lub Rosji. Trafność jego tezy potwierdziła tajna współpraca Sowietów z Niemcami w latach 1922-1933, niemiecko-sowiecki pakt o nieagresji, znany jako pakt Ribbentrop-Mołotow, wspólna agresja na Polskę we wrześniu 1939 r. i dalsze podboje ze strony Niemiec i ZSRR[2]. Po inwazji III Rzeszy na ZSRR 22 czerwca 1941 r. Sowieci zostali zmuszeni do przejścia na stronę państw walczących przeciwko agresywnej „Osi” Rzym-Berlin-Tokio. W konsekwencji zajęciu w latach 1944-1945 obszaru Europy Środkowo-Wschodniej przez Armię Czerwoną i zwycięstwa Związku Sowieckiego nad Niemcami idea niepodległości państw Międzymorza wobec ZSRR i antysowiecki prometeizm zostały skutecznie zatrzymane do 1989 r. przez stacjonujące na tym obszarze wojska sowieckie[3].
Rozpad dwubiegunowego podziału świata i Związku Sowieckiego w latach 1989-1991 doprowadził do odzyskania niepodległości przez kraje bloku wschodniego, a następnie b. republiki sowieckie. W konsekwencji wspomnianych zmian geopolitycznych na nowo odżyła dyskusja w kręgach polityków i naukowców państw Europy Środkowo-Wschodniej dotycząca roli państw Międzymorza w pojałtańskim porządku świata, w dobie procesu globalizacji i rozwoju nowych technologii informatycznych. W niniejszym artykule zostaną omówione wybrane problemy regionalnej geopolityki rosyjskiej, jak również sprzeczność jej założeń z polskimi w tym regionie Europy i ich wpływ na stosunki polsko-rosyjskie.
Wydarzenia „Jesieni Ludów” 1989 r. doprowadziły do upadku komunistycznych władz w krajach satelickich ZSRR, a i w samym Związku Sowieckim od 1985 r. toczyła się dyskusja dotycząca zmian w funkcjonowaniu imperium, a w latach 1990-1991 na szczytach władzy w Moskwie doszło do decydującej walki prezydenta Rosyjskiej SFRR, Borysa Jelcyna, z sekretarzem generalnym KC KPZR, Michaiłem Gorbaczowem o likwidację ZSRR, chociaż władze republik związkowych podejmowały działania na rzecz powstrzymania jego rozpadu. Przykładem takich działań było wystąpienie sekretarza prasowego Jelcyna, Pawła Woszczanowa dwa dni po ogłoszeniu niepodległości przez Ukrainę, 26 sierpnia 1991 r., w którym zagroził republikom związkowym rewizją granic w wypadku ich nieposłuszeństwa wobec Moskwy[4]. Była to próba realizacji koncepcji utworzenia „ZSRR-bis”. Zgodnie z założeniami Moskwy jego utworzenie pozwoliłby Rosji zachować polityczne, gospodarcze i wojskowe wpływy w b. republikach sowieckich[5]. Kiedy osiągnięcie tego celu okazało się niemożliwe, 8 grudnia 1991 r. prezydent Rosyjskiej FSRR, Borys Jelcyn, prezydent Ukrainy, Leonid Krawczuk i przewodniczący Rady Najwyższej Białorusi, Stanisław Szuszkiewicz spotkali się w Puszczy Białowieskiej na Białorusi, i podjęli tam decyzję o likwidacji Związku Sowieckiego. Po tygodniu, 15 grudnia, podczas konferencji w stolicy Kazachstanu, Ałma-acie została powołana Wspólnota Niepodległych Państw, a w sytuacji, gdy kolejne struktury państwa sowieckiego przestawały działać, 26 grudnia 1991 r. prezydent ZSRR, Michaił Gorbaczow złożył pełnomocnictwa i przekazał władzę Jelcynowi.
Po ostatecznej likwidacji ZSRR i utworzeniu Federacji Rosyjskiej naturalnym terenem jej geopolityki był obszar postsowiecki, a następnie państwa Europy Środkowo-Wschodniej, dlatego też prezydent Borys Jelcyn przywiązywał dużą wagę do ścisłej integracji wokół Rosji. Po konsolidacji „odrodzonej Rosji” w okresie prezydentury Władimira Putina Moskwa stopniowo powróciła do geopolitycznej ekspansji w regionie Międzymorza. Temu celowi służyły niewątpliwie: „polityka ochrony języka rosyjskiego” wśród mniejszości rosyjskiej w Estonii i na Łotwie, podgrzewanie konfliktu polsko-litewskiego, życzliwa postawa Rosji wobec władz białoruskich, które podjęły walkę z opozycją demokratyczną, w tym działalnością Związku Polaków na Białorusi pod kierownictwem Andżeliki Borys, próba dyskredytacji demokracji na Ukrainie w okresie Pomarańczowej Rewolucji, wojny z Czeczenią i Gruzją, wreszcie niejasna postawa władz rosyjskich w sprawie śledztwa podjętego po katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r., w której zginęło 96 osób, wśród nich prezydent RP, prof. Lech Kaczyński z małżonką, którzy lecieli z Warszawy do Smoleńska na uroczystości 70 rocznicy zbrodni katyńskiej[6].
Po upadku Związku Sowieckiego, nowa Federacja Rosyjska nie pogodziła się z utratą obszaru Europy Środkowo-Wschodniej i postanowiła stopniowo odbudować swoją „strefę wpływów” na tym obszarze. Tam też zderzyły się geopolityczne interesy Polski i Rosji i zaczął się nowy, postzimnowojenny etap walki o obszar państw Międzymorza. Władze Rosji szukały – mówiąc językiem wojskowym – „przyczółka” do odbicia się od dna całego obszaru byłego już imperium sowieckiego – na którym Związek Sowiecki znalazł się w grudniu 1991 r. w wyniku klęski gorbaczowowskiej „głasnosti” i „pierestrojki” i już w 1992 r. Moskwa ogłosiła zasady „nowej polityki zagranicznej”, w której b. republiki sowieckie określiła jako państwa bliskiej zagranicy, próbując ukryć dość nieudacznie pod tą formułą dążenie Rosji do odbudowy imperium – należało tylko znaleźć dobry przyczółek do jego rozpoczęcia[7].
Na początku lat dziewięćdziesiątych XX w. tym przyczółkiem były strategiczne surowce energetyczne, jakimi były ropa naftowa i gaz ziemny, wzrost ich wydobycia i eksport na rynki światowe, głównie do państw europejskich. Ponieważ znaczna część rosyjskich środków dewizowych pochodziła z eksportu ropy naftowej i gazu ziemnego, które są w Czeczenii, „demokratyczna Rosja” postanowiła „odzyskać” na początek kaukaską ropę i gaz niekoniecznie „demokratycznymi” metodami. Regionalna geopolityka Rosji doprowadziła do dwóch wojen czeczeńskich w latach 1994-1996 i ponownie od 1999 r. Po zwycięstwie nad Czeczenią i narzuceniu jej kontrolowanych władz przez Putina – przy milczącej akceptacji państw zachodnich, Moskwa zrozumiała, że dostała „zielone światło” w walce z terroryzmem na obszarze WNP. Nie pomogły też liczne apele do władz rosyjskich o zakończenie krwawej wojny na północnym Kaukazie – również ze strony Polski, która przyjęła czeczeńskich uchodźców, a w okresie wizyty prezydenta Putina w Polsce miały miejsce demonstracje przeciwko wojnie w Czeczenii. Szermując hasłami wolności, demokracji i praw człowieka rząd rosyjski ukazywał państwom zachodnim, przeżartym defetystyczną propagandą niedawnych jeszcze, inspirowanych przez Sowietów „ruchów pokojowych” niezbite dowody swoich imperialnych intencji. Nowa i demokratyczna Rosja będzie ponownie rozdawać karty w geopolitycznej grze o panowanie nad światem, w walce o nowe terytoria, złoża, strefy wpływów i kontrolę państw, a strategicznym celem w Europie było odzyskanie Międzymorza. Mała Czeczenia stała się, wbrew woli znakomitej większości narodu czeczeńskiego swoistym „polem doświadczalnym demokratycznej geopolityki rosyjskiej”[8].
Strategicznym punktem dla Federacji Rosyjskiej była również Ukraina, którą Moskwa zamierzała ponownie odzyskać jako część swojej strefy wpływów w ramach państw „bliższej zagranicy”. Okazją do tego była walka o prezydenturę w Kijowie między zwolennikiem opcji euroatlantyckiej, Wiktorem Juszczenką a prorosyjskim liderem Partii Regionów, Wiktorem Janukowyczem w latach 2004-2005. Polska aktywnie zaangażowała się w te przemiany demokratyczne, które przeszły do historii pod nazwą pomarańczowej rewolucji. W listopadzie 2004 r. na Ukrainie odbywały się wybory prezydenckie, ponieważ kończyła się właśnie druga kadencja prezydenta Leonida Kuczmy.
31 października 2004 r. odbyła się I tura wyborów prezydenckich, a jej zwycięzcą został Wiktor Juszczenko. Okres między I i II turą wyborów był bardzo niespokojny, gdyż zarówno ówczesny premier, Wiktor Janukowycz, jak i Wiktor Juszczenko wzajemnie oskarżali się o fałszerstwa wyborcze. Prezydent Leonid Kuczma popierający Janukowycza również wywierał naciski na Komisję Wyborczą, w tym też okresie do Kijowa przyleciał prezydent Rosji, Władimir Putin, który jawnie udzielił poparcia Janukowyczowi, wyrażającemu prorosyjskie sympatie polityczne. W tym czasie Juszczenko zagroził, że jeżeli przegra II turę wyborów, to dojdzie do rewolucji. Po ogłoszeniu wyników II tury wyborów zapanował chaos, a oficjalna informacja CKW Ukrainy głosiła, że zwycięzcą został Wiktor Janukowycz, który zdobył 49 proc. głosów[9].
W konsekwencji sfałszowania wyników obu tur wyborczych, 21 listopada 2004 r. wybuchła polityczna rewolucja. Wiktor Juszczenko, wspólnie z Julią Tymoszenko zwołali na Placu Niepodległości w Kijowie wiec polityczny w proteście przeciwko fałszerstwom wyborczym, chociaż tłumy ludzi zaczęły gromadzić się tam już kilka dni wcześniej. Centrum Kijowa stało się areną potyczek politycznych. Przemawiali liderzy ukraińskich partii politycznych, występowały zespoły muzyczne, które najbardziej znaną wówczas piosenką Razom nas bahato, nas ne podołaty! zagrzewały protestujących do walki o wolność i demokrację na Ukrainie. Oprócz demonstracji w centrum Kijowa, rewolucja objęła Lwów, Iwano-Frankowsk (Stanisławów), Charków, Truskawiec, Tarnopol, zwolennicy Wiktora Juszczenki składali liczne skargi do sądów na przebieg wyborów. Opozycja nasilała protest z każdym dniem, a zaangażowanie Polski w sprawy ukraińskie doprowadziło do mediacji Unii Europejskiej. Poza Polską, w rewolucję zaangażowanych było wiele innych państw. W konsekwencji prezydent Kuczma zmienił zdanie i Sąd Najwyższy Ukrainy uchylił decyzje Państwowej Komisji Wyborczej i nakazał powtórzenie II tury wyborów. Na korzyść opozycji działały również informacje, że rząd rosyjski nie wykluczał siłowego rozwiązania sytuacji.
W konsekwencji tych działań, 26 grudnia 2004 r. II tura wyborów została powtórzona, a jej zwycięzcą został Wiktor Juszczenko, który zdobył 52 proc. głosów. Po jego stronie opowiedziały się nawet tak bezstronne organizacje jak OBWE, a w charakterze obserwatorów wyjechało na Ukrainę kilka tysięcy Polaków. O porażce Janukowycza zadecydowała także utrata wielu dotychczasowych sojuszników, nawet odchodzący prezydent, Leonid Kuczma starał się zachowywać pozory bezstronności i w rezultacie okazało się, że obóz Juszczenki zagwarantował mu nietykalność i dożywotnią pensję prezydencką[10].
Polska od początku zaangażowała się w sprawę demokratycznych i uczciwych wyborów prezydenckich na Ukrainie. Dyplomaci polscy zabiegali w państwach zachodnich o wyraźne potępienie postawy władz ukraińskich i poparcie dla Ukraińców, którzy domagali się powtórzenia sfałszowanych wyborów, z inicjatywy polskich eurodeputowanych Parlament Europejski zaapelował też o przeprowadzenie uczciwych wyborów prezydenckich na Ukrainie. W Kijowie pojawiali się liczni, polscy politycy: ówczesny prezydent, Aleksander Kwaśniewski, b. prezydent Lech Wałęsa, przewodniczący Prawa i Sprawiedliwości, przyszły prezydent RP, Lech Kaczyński i jego następca z Platformy Obywatelskiej, Bronisław Komorowski. Z udziałem prezydenta RP, Aleksandra Kwaśniewskiego został zorganizowany ukraiński „okrągły stół”, a w obradach uczestniczyli, ze strony Ukrainy: Leonid Kuczma, Wiktor Juszczenko, premier Ukrainy, Wiktor Janukowycz i ówczesny przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy, Wołodymyr Lytwyn, ze strony państw Międzymorza prezydenci Polski – Aleksander Kwaśniewski, Litwy – Valdas Adamcus, delegat Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie – Jan Kubisz, przedstawiciel Unii Europejskiej – Javier Solana oraz deputowany rosyjskiej Dumy Państwowej, Borys Gryzłow. Obrady zakończyły się kompromisem, negocjatorzy zgodzili się na przeprowadzenie III tury wyborów i zmianę ordynacji wyborczej poprzez ograniczenie prerogatyw prezydenta na rzecz parlamentu[11].
Politycy europejscy opowiadali się wprawdzie za demokracją na Ukrainie, niewielu jednak zdecydowało się poprzeć Ukraińców, nie chcąc drażnić Moskwy. Szef dyplomacji rosyjskiej, Siergiej Ławrow ubolewał, że „ktoś usiłuje na nowo narysować linie podziału w Europie”, a państwa zachodnie, i kraje bałtyckie ingerują w sprawy ukraińskie[12]. Doradca prezydenta Putina, dyrektor Instytutu Badań Politycznych, prof. Siergiej Markow oskarżył wręcz Polskę i USA, przy udziale UE i NATO o spisek antyrosyjski. Według jego tezy pomarańczową rewolucję na Ukrainie przygotowali miejscowi Polacy, a jej pomysłodawcą byli: b. doradca bezpieczeństwa USA w okresie prezydentury Jimmiego Cartera, Zbigniew Brzeziński i działacz organizacji „Wolny Dom”, Adrian Korotnicki. Szef Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, Władimir Żyrinowski zorganizował demonstrację pod ambasadą RP w Moskwie, podczas której skandowano hasło: „Polsko, ręce precz od Ukrainy!”. Antypolskie akcenty pojawiły się też w wypowiedziach prezydenta Putina, który skrytykował udział polityków polskich w mediacjach podczas kryzysu ukraińskiego[13].
Niektórzy politycy rosyjscy posądzili też Polskę o zamiar budowania „nowej Rzeczypospolitej”. Według Konstantina Jelisiejewa „w skład tego bloku przewiduje się włączyć nie tylko Ukrainę z Litwą, ale i Białoruś – oczywiście po odsunięciu tam od władzy prezydenta Łukaszenki”[14]. Do grupy tej dołączane są także Gruzja i Azerbejdżan. Jednakże za główną siłę sprawczą dążącą do realizacji takiej koncepcji rosyjscy geopolitycy uważają USA, które – według nich – zainteresowane są, aby na pomoście bałtycko-czarnomorskim powstała geopolityczna przegroda, która oddzieliła Rosję od Europy zdominowanej przez oś niemiecko-francuską. Według Jelisiejewa – dla Polski może to skończyć się tym, że „zostanie wzięta w dwa ognie – europejski i rosyjski. I komuś tam może przyjść do głowy pomysł o nowym rozbiorze Polski”. Jelisiejew zaproponował również, aby „Polska, dla własnego dobra, stanęła na czele bloku państw – dawnych członków Układu Warszawskiego: Czech, Słowacji, Rumunii, Węgier, Bułgarii. Utworzenie takiego bloku leżałoby w interesie Rosji, choć nie musiałby on być prorosyjski. Natomiast nawet mowy nie może być o włączeniu w skład tego bloku Ukrainy, Białorusi oraz krajów bałtyckich. Stanowią one bowiem wyłączną strefę rosyjskich interesów”[15].
Pomarańczowa Rewolucja zakończyła się wygraną Wiktora Juszczenki, a ten wielki sukces Ukrainy doprowadził do zmian w relacjach wewnątrz Unii Europejskiej. Dzięki tej zmianie umocniła się pozycja Polski w odniesieniu do polityki wschodniej UE, natomiast Polska odnosząc w skali regionu sukces geopolityczny pokazała, że ma predyspozycje do przywództwa polityki wschodniej UE. Dzięki odniesionemu wówczas sukcesowi Polska podkreśliła również swoją suwerenność wobec Rosji, co było istotne w kontekście dalszego poszerzenia Unii Europejskiej na wschód, o Ukrainę, a w dalszej perspektywie Gruzję i Białoruś, aby obszar Międzymorza znalazł się w granicach Unii Europejskiej i NATO. Po dyplomatyczne klęsce, jaką Moskwa poniosła w kwestii rozszerzenia NATO na wschód o Polskę i kraje bałtyckie Rosja nie chciała nawet o tym słyszeć. W odwecie Moskwa rozpoczęła wojnę gospodarczą z Polską, zamykając swój rynek żywnościowy na polskie mięso, warzywa i owoce, która trwała do końca 2007 r. Po zmianie rządu w wyniku przegranych przez PiS wyborów parlamentarnych Moskwa podjęła dialog na temat zakończenia konfliktu z nowym rządem koalicji PO-PSL, bardziej spolegliwym wobec żądań Federacji Rosyjskiej, niż jej poprzednicy z Prawa i Sprawiedliwości.
Szczególną rolę w geopolityce Rosji pełniła strategicznie położona Białoruś. Sytuacja w tym państwie była złożona: zacofana gospodarka, narodowy kapitał w fazie „raczkującej”, często w rękach lokalnych grup mafijnych, powiązanych z rosyjską agenturą. Na tę sytuację nałożył się polsko-białoruski konflikt narodowościowy o historycznym podłożu, podsycany przez Rosję, brak świadomości narodowej wśród znacznej części obywateli Białorusi nie wzmacniały białoruskiej państwowości. Od lat dziewięćdziesiątych XX w. Rosja prowadzi na jej terytorium ekspansję gospodarczą, a tzw. korytarz białoruski Moskwa zawsze traktowała – i tak też jest obecnie – w kategoriach strategicznych, jako bramę do Europy Środkowej[16].
Na początku lat 90. XX wieku, w polityce zagranicznej Federacja Rosyjska dążyła do zachowania więzi integrujących obszar Wspólnoty Niepodległych Państw, w tym Białoruś, co było podyktowane względami bezpieczeństwa i interesami Moskwy. W 1995 r. rząd rosyjski zdefiniował swoje cele w dokumencie „Strategiczny kurs Rosji z państwami WNP”. Stwierdzono w nim, że „celem Rosji jest polityczne i ekonomiczne zintegrowanie WNP, przy czym w procesie tym należy kierować się zasadą nieszkodzenia interesom Federacji Rosyjskiej i dążyć do wzmocnienia Rosji w charakterze głównej siły kształtującej nowy układ stosunków międzypaństwowych na obszarze postsowieckim”[17]. Rosja dotowała upadające gospodarki państw WNP, w tym białoruską w zamian za udział w rosyjskich projektach integracyjnych. Ważną rolę w integracji rosyjsko-białoruskiej odegrała mentalność Białorusinów oraz historyczne i cywilizacyjno-kulturowe związki z Rosją[18].
Sytuacja uległa zmianie po dojściu Władimira Putina do władzy, który jako polityczny pragmatyk, podtrzymał ideę integracji rosyjsko-białoruskiej, dążąc do podporządkowania tego procesu geopolitycznym i ekonomicznym interesom Federacji Rosyjskiej. Strategicznym punktem działań Moskwy była sprawa tranzytu przez białoruski odcinek posowieckiego rurociągu „Przyjaźń” ropy naftowej i gazu do Polski i Niemiec. Wokół kontroli tranzytu tych surowców przez obszar Białorusi, w zamian za ich preferencyjne ceny oscylowała też polityka putinowskiej Rosji, doprowadzając ostatecznie do podporządkowania Moskwie jej ekonomii i kryzysu finansowego tego państwa[19].
Kolejną sprawą jest autorytarny sposób sprawowania władzy przez prezydenta, Aleksandra Łukaszenkę, któremu przeciwstawiają się organizacje opozycyjne. Jednak są one mocno podzielone. Trzon środowisk antyprezydenckich stanowi opozycja polityczna którą tworzy kilka ważniejszych partii politycznych, takich jak: Białoruski Front Narodowy, Zjednoczona Partia Obywatelska, Białoruska Partia Socjaldemokratyczna „Narodnaja Hramada” i Partia Pracy. Działania koordynuje Rada Koordynacyjna Sił Demokratycznych. Choć są to partie o różnej orientacji (od prawicowej do centrolewicowej), łączy je demokratyczny charakter i idea budowy suwerennego państwa. Umownie do opozycji zaliczana jest także Partia Komunistów Białorusi, jedna z dwóch działających na Białorusi partii komunistycznych oraz Partia Liberalno-Demokratyczna. Jednak o opozycyjności tych partii mówi się raczej w kontekście szerokiej opozycji, której cechą wspólną jest negatywny stosunek do polityki prezydenta Łukaszenki. Partie te tylko niekiedy i raczej ze względów koniunkturalnych przyłączają się do inicjatyw opozycji, jednak zwykle prowadzą niezależną politykę. Do opozycji zalicza się także związki zawodowe – nie tylko opozycyjne wolne ZZ, ale też białoruską Federację Związków Zawodowych, która w 2000 r. zaczęła uwalniać się spod wpływu władz. Białoruska opozycja tworzy wiele organizacji pozarządowych, a rozwój i działalność tych grup generuje polityka władz, które chcą zachować monopol wszystkich sfer życia społecznego, niszcząc – jako rzekomo niebezpieczne dla państwa – przejawy niezależnego myślenia. Działalność środowisk opozycyjnych koncentruje się głównie w Mińsku, jednak organizacje pozarządowe istnieją też na pozostałych terenach Białorusi, co w konsekwencji prowadzi do powstania społeczeństwa obywatelskiego[20].
Zarówno stosunek władz Białorusi do opozycji, jak i brak przestrzegania przez rząd w Mińsku podstawowych praw człowieka rzutuje na relacje z państwami zachodnimi i organizacjami międzynarodowymi, które solidaryzują się z działalnością opozycji i żądają liberalizacji systemu. Do ograniczenia kontaktów doszło po referendum konstytucyjnym, którego wyników oraz wyłonionego parlamentu na Zachodzie nie uznano. Państwa zachodnie uznają rząd prezydenta Aleksandra Łukaszenki za autorytarną dyktaturę[21].
W relacje Białorusi z państwami UE i NATO wpisują się też stosunki z Polską, a ich szczególne znaczenie wynika z bezpośredniego sąsiedztwa obu krajów i zamieszkiwania na Białorusi dość licznej polskiej mniejszości narodowej. Polacy wspierają wiele niezależnych białoruskich inicjatyw, przede wszystkim w ramach sektora pozarządowego, narażając się tym samym na zarzut wspomagania i finansowania białoruskiej opozycji. W związku z oskarżeniami rządu białoruskiego, dotyczącymi rzekomej „działalności antypaństwowej” ze strony ZPB, podczas kampanii wyborczej w 2006 r. doszło do niespotykanych wydarzeń, które dotyczyły działalności Związku Polaków na Białorusi – władze, wbrew prawu o stowarzyszeniach, obowiązującemu na Białorusi – postanowiły podporządkować ZPB swoim interesom politycznym, co doprowadziło do kryzysu w działalności Związku[22].
12 marca 2005 r. w Grodnie odbył się VI zjazd ZPB, podczas którego – wbrew woli władz białoruskich – na prezesa ZPB została wybrana dotychczasowa kierowniczka działu oświaty w Zarządzie Głównym ZPB, Andżelika Borys[23]. Przegrana i odejście prezesa, dr. Tadeusza Kruczkowskiego oznaczały, że utracona w 2000 r. organizacja odzyskała niezależność wobec władz białoruskich, które nie zamierzały tego tolerować. Pierwszy prezes Związku Polaków na Białorusi, Tadeusz Gawin wspominał, że na zjeździe przekonał się, że władze nie zaakceptują zwycięstwa, gdyż po raz pierwszy w historii związku nikt z obecnych przedstawicieli władz w Grodnie i Mińsku nie złożył gratulacji nowo wybranej pani prezes[24].
Po zakończeniu zjazdu władze białoruskie i KGB, w oparciu o przegranych działaczy Związku zorganizowały kampanię pisania skarg do ministerstwa sprawiedliwości w sprawie unieważnienia zarówno uchwał zjazdu, jak i wyboru Andżeliki Borys na prezesa ZPB. Mimo sprzeciwu legalnie wybranych władz Związku oraz protestu władz polskich, Ministerstwo Sprawiedliwości Białorusi 12 maja 2005 r. unieważniło marcowy zjazd ZPB i nakazało przeprowadzenie powtórnego. Do faktu unieważnienia zjazdu władze zaczęły przygotowywać opinię publiczną poprzez kampanię propagandową w państwowych środkach masowego przekazu. Reżim oczekiwał ustąpienia nowo wybranego kierownictwa ZPB, a na stanowisko prezesa powróci lojalny wobec reżimu białoruskiego dr T. Kruczkowski[25].
Wkrótce po decyzji Ministerstwa Sprawiedliwości unieważniającej zjazd, państwowa telewizja białoruska wyemitowała zrealizowany wcześniej film, w którym zarzucano Polsce ingerencję w sprawy wewnętrzne Białorusi i wspieranie Andżeliki Borys jako prezesa ZPB. W filmie wystąpili naturalnie wyłącznie proreżimowi członkowie ZPB, co niezależna prasa białoruska skomentowała jako ujawnienie agentów KGB w Związku, podkreśliła też, że sprawa unieważnienia zjazdu była na tyle ważna dla władz, że poświęcono tych, którzy jej służyli w szeregach ZPB[26]. Władze zaplanowały 27 lipca 2005 r. posiedzenie starej (sprzed marcowego zjazdu) Rady Naczelnej ZPB w Szczuczynie, namawiając jej członków do wzięcia w nim udziału. Ingerencja władz była jawna, funkcjonariusze KGB zatrzymywali i odstawiali do aresztów osoby niepokorne, a b. prezes Związku, T. Gawin w dniu obrad był przesłuchiwany przez milicję. Do Szczuczyna przyjechało 13 osób spośród 35 członków Rady Naczelnej, dlatego też nie było kworum potrzebnego do unieważnienia decyzji zjazdu.
Mimo braku kworum, zastraszeni delegaci wybrali nowy zarząd, którego z prezesem Józefem Łucznikiem, a w istniejącej sytuacji wszelkie ustalenia Rady Naczelnej włącznie z wyznaczeniem daty powtórnego zjazdu na 27 sierpnia 2005 r. w Wołkowysku były bezprawne, nadto termin zjazdu władze wyznaczyły wbrew statutowi ZPB, który przewiduje trzy miesiące na zwołanie kolejnego[27]. Posiedzenie Rady było potrzebne władzom głównie po to, aby mieć pretekst do usunięcia z użyciem siły legalnie wybranych władz ZPB z siedziby Zarządu Głównego w Grodnie. Późnym wieczorem 27 lipca funkcjonariusze grodzieńskiej milicji i białoruskiego KGB dokonali najścia na budynek ZPB i używając siły wyprowadziły z siedziby Związku wszystkich obecnych, włącznie z prezeską Związku, Andżeliką Borys[28].
Z inicjatywy władz zjazd ZBP został zorganizowany w Wołkowysku. 1 sierpnia 2005 r. przeciw ich bezprawnym działaniom zaprotestował ostro współzałożyciel i pierwszy prezes ZPB Tadeusz Gawin i wezwał do jego bojkotu, za co w trybie natychmiastowym został skazany przez Sąd Obwodowy w Grodnie na 15 dni aresztu. Celem odebrania mu możliwości wpływania na delegatów, mających wziąć udział w powtórnym zjeździe, władze zatrzymały go na kolejne 15 dni aresztu i wypuściły na wolność dopiero 1 września 2005 r.[29]. W tym czasie wielu działaczy ZPB, popierających Andżelikę Borys zostało aresztowanych, innych zastraszali funkcjonariusze KGB, a celem tych działań było osiągnięcie zaplanowanego przez władze wyniku korzystnego dla Łukaszenki. Również wobec obywateli Białorusi, którzy chcieli przyjechać do Wołkowyska i zaprotestować przeciwko bezprawiu milicja i KGB używały środków przymusu, zatrzymując ich przed wjazdem do miasta i wysyłając w drogę powrotną. Niewielkiej liczbie Polaków, którzy dotarli do Wołkowyska funkcjonariusze KGB uniemożliwili nawet przeprowadzenie rozmów z delegatami wybranymi przez władze na zjazd, nikogo też nie wpuszczono do budynku otoczonego kordonem milicji i KGB, w którym toczyły się obrady reżimowego zjazdu[30]. Po ich zakończeniu władze białoruskie pozbawiły możliwości wjazdu na Białoruś obywateli polskich, angażujących się w pomoc i wsparcie legalnego związku, m.in. prezesa Fundacji „Pomoc dzieciom z Grodzieńszczyzny”, Piotra Jankowskiego, prezeskę Podlaskiego Oddziału „Wspólnoty Polskiej” w Białymstoku, Marię Żeszko i dziennikarkę TVP, Agnieszkę Romaszewską, która przygotowywała wcześniej reportaże na temat sytuacji Polaków na Białorusi i działalności ZPB.
Władze białoruskie zwalczały rodzące się społeczeństwo obywatelskie – 20 grudnia 2005 r., na polecenie ówczesnego szefa KGB Białorusi Stiepana Sucharenki do Kodeksu Karnego Republiki Białoruś zostały wprowadzone poprawki, które pozwalały sądom orzekać karę od sześciu miesięcy do trzech lat więzienia wobec działaczy niezależnych organizacji społecznych, którzy wypowiadają się w prasie białoruskiej lub zagranicznej krytycznie pod adresem państwa białoruskiego lub jego prezydenta. Reżim zamierzał tym sposobem zmusić kierownictwo ZPB do cenzurowanej działalności kulturalnej, w której nie ma miejsca na dalszy rozwój polskości na Białorusi i patriotyczne wychowanie młodzieży polskiej. Podjęto też walkę przeciw dalszemu rozwojowi nowych szkolnictwa polskiego na Białorusi, nie dopuszczając też do przejęcia przez ZPB organów prasowych, głównie „Głosu znad Niemna” i „Magazyn Polski”, ponieważ władze obawiały się, że niezależna prasa polska znajdzie się w rękach dziennikarzy o demokratycznych poglądach politycznych, jak np. Andrzej Pisalnik i Andrzej Poczobut. Na polecenie reżimu administracja terenowa przejęła na rzecz białoruskich instytucji kulturalnych Domy Polskie, obsadzając je kontrolowanym przez nią kierownictwem i dokonując „wymiany” wszystkich niepokornych prezesów oddziałów terenowych ZPB. Po zwycięstwie Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie i objęciu tam władzy przez polityków orientacji euroatlantyckiej, reżim białoruski – przy poparciu Moskwy – oskarżył kraje NATO z Polską na czele o przygotowywanie podobnych działań destabilizacyjnych na Białorusi, szermując często hasłem o ponownym „podnoszeniu głów przez polskich panów”, co – szczególnie na wsi znalazło podatny grunt wśród b. pracowników kołchozów i sowchozów[31].
Wobec zbliżających się w 2006 r. wyborów prezydenckich, władze postanowiły ostatecznie podporządkować ZPB polityce prezydenta Łukaszenki, chcąc ukazać opinii społecznej, zwłaszcza za granicą, że rząd polski nie orientuje się w realiach białoruskich, a wspierając opozycję prowadzi błędną politykę, a nowy ZPB jako największa pozarządowa organizacja na Białorusi szanuje prezydenta i popiera jego politykę. Oficjalne poparcie przez ZPB kandydatury prezydenta Łukaszenki zostało ustalone podczas rozmów przedstawicieli władz z Tadeuszem Kruczkowskim, o czym członkowie Związku dowiedzieli się z poufnych kontaktów z sympatyzującymi z ZPB przedstawicielami władz białoruskich. Późniejsze wydarzenia potwierdziły tę wersję, gdyż prezes reżimowego ZPB Józef Łucznik podpisał się pod oświadczeniem wzywającym Polaków na Białorusi, by głosowali w wyborach na Łukaszenkę[32]. Była to jedna z największych operacji dezinformacyjnych z strony KGB RB i reżimowych mediów. Jednak paradoksalnie na całym napięciu w polsko-białoruskich stosunkach dyplomatycznych zyskali działacze białoruskiej opozycji demokratycznej, bo w lutym 2006 r. w Polsce reaktywowano nadające na Białoruś, radio „Racja”[33].
Sytuacja wokół Związku Polaków na Białorusi doprowadziła do polsko-białoruskiego konfliktu dyplomatycznego. Władze RP wystąpiły w obronie statutowej działalności ZPB. O zaangażowaniu KGB Białorusi w przygotowanie i obrady zjazdu w Wołkowysku pisał b. ambasador RP w Mińsku, Mariusz Maszkiewicz, informując o utworzeniu w każdym oddziale KGB specjalnych sztabów i Grup Operacyjnych do walki z „polską kontrrewolucją”, dlatego też funkcjonariusze całego białoruskiego aparatu państwowego przez wiele tygodni zajmowali się sprawami polskimi. W lipcu 2005 r. ówczesny minister spraw zagranicznych Polski, prof. Adam Daniel Rotfeld wezwał do Warszawy na konsultację najpierw ambasadora RP w Mińsku, Tadeusza Pawlaka, a następnie kilku niższych rangą dyplomatów polskich, a MSZ Białorusi odwołało z Polski swoich przedstawicieli. W tym okresie Andżelika Borys kilkakrotnie przyjeżdżała do Polski na zaproszenie różnych partii i organizacji, oraz władz polskich. W marcu 2006 r., przed wyborami prezydenckimi na Białorusi wielu dziennikarzy zagranicznych, w tym polskich ponownie nie wpuszczono na jej terytorium, zaś telewizja zorganizowała kampanię propagandową przeciwko Polsce i Polakom, emitując m.in. film przedstawiający Ambasadę RP Mińsku jako siedzibę agentów wywiadu polskiego, informując również kłamliwie społeczeństwo o rzekomym werbunku i szkoleniu młodzieży białoruskiej, wyjeżdżającej na studia do Polski przez polskie służby specjalne[34].
Konflikt polsko-białoruski wpłynął też negatywnie na stosunki polsko-rosyjskie, gdyż Białoruś jest sojuszniczką Rosji, dlatego też władze rosyjskie otwarcie poparły antypolską politykę Aleksandra Łukaszenki. Mimo potępienia władz w Mińsku przez Unię Europejską, która zakazała wjazdu na jej obszar kilkunastu politykom białoruskim poparcie rosyjskie dla reżimu Łukaszenki zaostrzyło i tak już napięte stosunki polsko-rosyjskie. Konflikt polsko-białoruski przycichł po wyborach prezydenckich w 2006 r., co jest związane w znacznej mierze z białoruską polityką balansowania między Moskwą a Brukselą.
19 grudnia 2010 r. na Białorusi odbyły się kolejne wybory prezydenckie, które po raz kolejny wygrał (bo nie mogło być inaczej) Aleksandr Łukaszenko. Kiedy Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła ich nieoficjalne wyniki, wskazujące, że Łukaszenko odniósł zwycięstwo ugrupowania opozycyjne zorganizowały antyprezydencką demonstrację w Mińsku, żądając zakończenia dyktatury i demokratyzacji kraju. Wówczas okazało się, że liberalizacja rządów na Białorusi była pozorna, ponieważ Łukaszenko liczył na zachodnie kredyty. Władze użyły oddziałów prewencyjnych milicji, które brutalnie rozpędziły demonstrację i zatrzymały wielu opozycjonistów, wytaczając im procesy sądowe, co spotkało się z protestami w wielu krajach świata. Aktualnie sytuacja polityczna i ekonomiczna na Białorusi jest niestabilna ze względu na dotkliwy dla społeczeństwa kryzys gospodarczy, wynikający z braku demokratycznego systemu, transformacji, wdrożenia reform ekonomicznych i nie przestrzegania przez rząd w Mińsku podstawowych praw człowieka, nadal też pogłębia się międzynarodowa izolacja reżimu Łukaszenki i uzależnienie gospodarki białoruskiej od Rosji[35].
Oceniając działania związku reżimowego i zamierzonych celów ZPB pod kierunkiem Andżeliki Borys widać, że w państwie autorytarnej dyktatury nie mogła zwyciężyć koncepcja działania związku oparta na wartościach ogólnoludzkich i europejskich. Na Białorusi nadal łamane są prawa człowieka, władze świadomie zniszczyły szkolnictwo białoruskie, a jedyne liceum im. Janki Kupały z białoruskim językiem wykładowym funkcjonuje w podziemiu. Jednak reżim A. Łukaszenki powoli chyli się ku upadkowi, a czas działa na korzyść Andżeliki Borys i autentycznego ZPB, dlatego też walka Polaków na Białorusi o należne im prawa narodowe oraz ich współpraca z tamtejszą opozycją demokratyczną zbliża ich do zwycięstwa.
Jako państwo członkowskie NATO i UE Polska aktywnie uczestniczyła w procesie umacniania wpływów euroatlantyckich na obszarze postsowieckicm, zwłaszcza na Ukrainie, w Gruzji, Mołdawii oraz częściowo w Tadżykistanie, którego władze udostępniły wojskom USA lotniska i przestrzeń powietrzną podczas wojny w Afganistanie w 2002 r. Zaniepokoiło to bardzo Moskwę, dlatego rząd rosyjski pod kierownictwem Władimira Putina postanowił rozpocząć geopolityczną kontrofensywę przeciwko USA oraz państwom NATO i UE. Jako centrum ruchu euroatlantyckiego w Moskwie wskazywano na Polskę, którą rząd rosyjski wielokrotnie oskarżał o umacnianie zachodnich wpływów geopolitycznych i ekonomicznych na obszarze postsowieckim. Tym razem jednak Rosja nie ograniczyła się wyłącznie do kampanii politycznej, ale sięgnęła po środki militarne, rozpoczynając w sierpniu 2008 r. wojnę z Gruzją, której rząd reprezentował opcję euroatlantycką. Dla Moskwy ważnym argumentem przy rozwiązaniu siłowym było peryferyjne położenie tego państwa. Dla Putina było oczywistą sprawą, że militarnie wojska rosyjskie pokonają armię gruzińską. Ważniejsza była dla Moskwy reakcja państw zachodnich, od niej zależała bowiem dalsza rozgrywką na centralnym obszarze Europy Środkowo-Wschodniej, jakim są państwa Międzymorza.
W wyniku zwycięstwa „rewolucji róż” w listopadzie 2003 r., w Gruzji został obalony prezydent Eduard Szawardnadze, a w konsekwencji wyborów prezydenckich, które odbyły się w lutym 2004 r., na prezydenta Gruzji został wybrany prozachodni polityk, Micheil Saakaszwili, który w swoim programie politycznym zapowiadał działania na rzecz wejścia Gruzji do NATO i Unii Europejskiej, przy zachowaniu dobrosąsiedzkich stosunków z Rosją według zasady: „Wolni z wolnymi, równi z równymi”.
Pomimo wielu zapowiedzi prezydenta Saakaszwilego z lat 2005-2006, dotyczących chęci ułożenia na nowo stosunków Gruzji z Federacją Rosyjską, pogarszały się one, gdyż Rosja uważała Gruzję za państwo tzw. bliskiej zagranicy. Z tego powodu rząd Federacji Rosyjskiej konsekwentnie odrzucał taką możliwość, domagając się specjalnego traktowania przez władze w Tibilisi[36]. Jednak zamierzenia prezydenta Gruzji były krytykowane – zarówno przez Rosję, jak i wśród opozycji w kraju, której działacze podważali metody i środki realizacji tej polityki. Władze Rosji nie znosiły zarówno niepodległościowej retoryki Saakaszwilego, jak i prozachodniej polityki zagranicznej, którą Federacja Rosyjska uważała za antyrosyjską. Z tych też przyczyn Rosja zdecydowanie sprzeciwiała się staraniom Gruzji o integrację z Unią Europejską i NATO, zacieśnianiu stosunków z b. krajami bloku wschodniego, zwłaszcza z Ukrainą pod rządami Wiktora Juszczenki, Polską Lecha Kaczyńskiego i Litwą Valdasa Adamkusa, a także strategicznemu partnerstwu z USA. Moskwie nie podobały się też próby uniezależnienia energetycznego od Rosji poprzez dywersyfikację dostaw gazu i ropy naftowej. Temu celowi służyło m.in. oddanie do użytku w 2005 r. ropociągu Baku-Tbilisi-Ceyhan[37]. Rosja odrzucała zarówno gruzińskie reformy, które umocniły jej państwowość, jak i dążenia do regulacji statusu Abchazji i Osetii Południowej.
W styczniu 2006 r. władze rosyjskie odcięły dostawy rosyjskiego gazu do Gruzji oraz nałożyły embargo na gruzińskie wina, produkty pochodzenia roślinnego i wodę mineralną z Borżomi, a w marcu na główne produkty eksportowe[38]. We wrześniu 2006 r. funkcjonariusze gruzińskich służb specjalnych aresztowali grupę oficerów rosyjskich, których władze Gruzji oskarżyły o szpiegostwo na rzecz GRU[39]. W odpowiedzi, jesienią 2006 r. media w Rosji rozpoczęły kampanię propagandową, skierowaną przeciw Gruzji, a rząd rosyjski odwołał ambasadora z Tibilisi. W sierpniu 2007 r. nad terytorium gruzińskim pojawiły się rosyjskie samoloty szpiegowskie. Również kryzys wewnętrzny, do którego doszło w Gruzji w listopadzie 2007 r. z powodu sprawy b. ministra obrony, Irakiego Orkuaszwilego bardzo osłabił państwo[40]. Rosja zmierzała do podważenia wiarygodności prezydenta Saakaszwilego, a wiosną 2008 r. doszło do licznych prowokacji wokół Abchazji i Osetii Południowej, co doprowadziło najpierw kryzysu w stosunkach rosyjsko-gruzińskich, a potem kraje zaczęły przygotowania do działań zbrojnych; były one szczególnie widoczne po stronie rosyjskiej[41].
Oficjalnymi przyczynami konfliktu były sporne tereny Abchazji i Południowej Osetii (spór ciągnął się od 1993 r. – G.B.), zamieszkałych przez duże skupiska ludności rosyjskiej. Jednak wojna sierpniowa – jak ją określono w publicystyce międzynarodowej – miała „drugie dno” – jak już pisano – Federacja Rosyjska nie akceptowała umacniania zachodnich wpływów, wśród nich polskich na Ukrainie, w Gruzji, zaś amerykańskich w Tadżykistanie i Turkmenistanie. Rozpoczynając wojnę z małą Gruzją Federacja Rosyjska wyraźnie ostrzegła USA oraz państwa członkowskie NATO i Unii Europejskiej, dokąd mogą sięgnąć – według Moskwy – wpływy euroatlantyckie, a odkąd prowadzi już ona własną geopolitykę.
8 sierpnia 2008 r. wojska rosyjskie, stacjonujące w Północnokaukaskim Okręgu Wojskowym zaatakowały Gruzję, działania wojenne trwały do 12 sierpnia 2008 r. Mimo pierwszych sukcesów militarnych wojska rosyjskiej 58 armii Północnokaukaskiego Okręgu Wojskowego rozpoczęły wielką ofensywę de facto rozbijając główne siły gruzińskie. W dniu 10 sierpnia Gruzini wycofali się ze stolicy Osetii Południowej – Cchinwali, jednak wojska rosyjskie kontynuowały natarcie w kierunku miasta Gori, leżącego w Gruzji właściwej. 10 sierpnia do wojny włączyły się również oddziały abchaskie, które zamierzały odzyskać kontrolę nad Górną Abchazją. Atak był kontynuowany do chwili zajęcia 11 sierpnia Zugdidi, Poti i Senaki wraz ze zniszczeniem w nich infrastruktury militarnej.
Jak wspomniano powyżej, główne działania wojenne zakończyły się 12 sierpnia po uzgodnieniu przez prezydentów Francji – Nicolasa Sarkozy'ego i Federacji Rosyjskiej – Dmitrija Miedwiediewa sześciopunktowego planu rozwiązania konfliktu. O godzinie 11.00 prezydent Rosji ogłosił zakończenie „operacji przymuszania Gruzji do pokoju”. Jednak jego oświadczenie nie oznaczało opuszczenia Gruzji przez wojska rosyjskie. Sytuacja nadal była bardzo napięta, wciąż dochodziło do licznych incydentów, np. 15 sierpnia miał miejsce ruch wojsk rosyjskich w kierunku Kutaisi, czy zbombardowania przez rosyjskie samoloty Parku Narodowego Borżomi, a 18 sierpnia wojska rosyjskie zajęły osetyjskie miasto Akhalgori, które przed wojną było pod kontrolą gruzińską i wysadzenia będącego pod rosyjską kontrolą mostu kolejowego w Kaspi, leżącego w połowie drogi między Gori a Tbilisi[42].
Klęska Gruzji była faktem, dlatego też interwencja prezydenta Sarkozy'ego i ministra spraw zagranicznych Francji Bernarda Kouchnera w imieniu całej UE uchroniła Gruzję przed zajęciem jej terytorium przez wojska rosyjskie i obaleniem rządów prezydenta Micheila Saakaszwilego. Wojna ukazała słabość Gruzji jako, brak wyszkolenia żołnierzy, fatalne dowodzenie armią, jak wykazał chaotyczny odwrót wojsk gruzińskich z Gori do Tbilisi oraz złą taktykę wojenną, np. brak zbombardowania tunelu Rockiego, co skutecznie zablokowałoby wkroczenie armii rosyjskiej do Gruzji, gdyż jest to jedyne miejsce łączące obydwa kraje w górzystym Kaukazie[43]. Morale armii upadło, społeczeństwo ogarnęła apatia, a gospodarka Gruzji wyhamowała o połowę – z 12,5 proc. wzrostu PKB w 2007 r. do 6,7 w 2008, doszło do exodusu turystów, w tzw. Gruzji właściwej pojawiło się od 100 do 150 tys. uchodźców, pod nieustannym zagrożeniem pozostaje główny szlak komunikacyjny pomiędzy wschodem a zachodem kraju. W oczach państw zachodnich, w tym członków UE Gruzja była krajem niestabilnym dla inwestorów zagranicznych i potencjalnym obszarem tranzytowym, co oddaliło perspektywę jej członkostwa w NATO i UE. Po klęsce militarnej wzrosły też napięcia wewnętrzne między prezydentem Saakaszwilim a opozycją, Gruzja straciła kontrolę nad Abchazją i Osetią Południową, zmagając się także z konsekwencjami wojny w czasie światowego kryzysu gospodarczego.
Omawiając wojnę gruzińsko-rosyjską warto zwrócić uwagę na zaangażowanie innych państw i organizacji międzynarodowych, ich pierwsze reakcje i komentarze. Najistotniejszą rolę odegrał prezydent Francji Nicolas Sarkozy, którego akcja dyplomatyczna prowadzona w imieniu 27 europejskich państw UE doprowadziła do zakończenia działań zbrojnych. Z kolei kanclerz Niemiec, Angela Merkel, która 17 sierpnia odwiedziła Tbilisi, zadeklarowała swoje wsparcie dla Gruzji i zapewniła, że kraj ten zostanie państwem członkowskim NATO, a sekretarz stanu USA, Condolezza Rice zapewniła Saakaszwilego o amerykańskim wsparciu dla integralności terytorialnej kraju i otwartej ścieżce do Sojuszu Północnoatlantyckiego a 15 sierpnia skłoniła ona prezydenta Gruzji do podpisania porozumienia Sarkozy-Miedwiediew[44].
Ze względów historycznych i obawę przed ponownym „zbieraniem ziem imperium” przez Rosję (analogicznie, jak było w latach 1919-1922) postawę silnie progruzińską przyjęli przywódcy państw Międzymorza. Podczas wiecu 12 sierpnia 2008 r. w Tbilisi, w którym uczestniczyło 150 tys. Gruzinów prezydenci: Francji – Nicolas Sarkozy, Ukrainy – Wiktor Juszczenko, Litwy – Valdas Adamkus, Estonii – Toomas Ilves, premier Łotwy – Ivars Godmanis i ówczesny prezydent Polski – Lech Kaczyński poparli władze Gruzji w walce z wojskami rosyjskimi20. Prezydent RP niezwykle mocno potępił Rosję, pytając wprost: „Kto dał Rosji szczególne prawo do godności? Dlaczego Moskwa może dawać komuś nauczki? […] Nasi sąsiedzi ze wschodu (Rosja) pokazali twarz, którą znamy od lat. Rosja uważa, że narody wokół niej powinny jej podlegać. My mówimy nie!”[45]. Zabrakło jednak wspólnego stanowiska wszystkich państw UE, ponieważ poszczególne kraje miały z Moskwą różne interesy. Brak solidarnej postawy doprowadził do rozdźwięku już podczas wypracowywania wspólnego stanowiska wobec działań militarnych Federacji Rosyjskiej wobec Gruzji[46].
Od pierwszych dni wojny unaoczniły się wyraźne tendencje: od bardzo progruzińskiej postawy państw bałtyckich i Polski, Szwecji, Danii i Wielkiej Brytanii – czemu dał wyraz przywódca Partii Konserwatywnej, David Cameron w Tbilisi, poprzez ostrożną reakcję Francji, Niemiec i Włoch, po bierną reakcję większości państw, a czasami wręcz przychylną Rosji, jak np. Słowacja. USA, choć były sojusznikiem Gruzji i prezydenta Saakaszwilego, pomimo krytycznej retoryki wobec Moskwy i wykonywania symbolicznych gestów nie zdecydowały się na żadne poważne kroki, ustępując pola liderom UE, nie mówiąc o tym, że żaden kraj nie podjął działań w celu militarnego wsparcia Gruzji[47].
Reakcje krajów WNP również nie były jednolite. Władze Ukrainy obawiały się po wojnie sierpniowej zwiększenia presji przez Moskwę na Kijów, ponieważ Federacja Rosyjska nie ukrywała sprzeciwu wobec integracji tego państwa z NATO. Jednak w przeciwieństwie do Gruzji, gdzie członkostwo w NATO ma duże poparcie w społeczeństwie, dla Ukraińców kwestia ta nie ma większego znaczenia, a pod wpływem propagandy prezydenta Janukowycza coraz większa część społeczeństwa sprzeciwia się wejściu ich kraju do struktur Sojuszu. Spornym punktem w stosunkach rosyjsko-ukraińskich jest również kwestia Krymu, głównie mieszkający tam Rosjanie i stacjonująca w Sewastopolu Flota Czarnomorska, której okręty powinny opuścić miasto do 2017 r. oraz rosyjskie starania o przejęcie kontroli nad ukraińską infrastrukturą przesyłową gazu. Dla prozachodniego wówczas rządu Ukrainy, kierowanego przez Julię Tymoszenko rosyjski atak na Gruzję był ostrzeżeniem, że jeśli polityka Ukrainy nie będzie zgodna z linią Federacji Rosyjskiej, Ukrainę może spotkać los Gruzji. Przywódcy ukraińscy zareagowali na tę groźbę dwojako: o ile prezydent W. Juszczenko potępił rosyjski atak i zdecydowanie udzielił poparcia Micheilowi Saakaszwilemu, to już premier, J. Tymoszenko zachowała daleko posuniętą wstrzemięźliwość, za co została oskarżona przez prezydenta o zdradę narodowych interesów Ukrainy i spiskowanie z Moskwą. Bezpośrednim skutkiem wojny dla Ukrainy była oddalająca się perspektywa jej wstąpienia do NATO. Do braku solidarności doszło z kilku powodów: Francja, Niemcy i Włochy postrzegają dawne kraje sowieckie jako terytorium o podwyższonym stopniu ryzyka i nie chcą drażnić Rosji, która jest dla nich głównym dostawcą surowców energetycznych. Dodatkowym argumentem, przemawiającym za zastopowaniem akcesji Ukrainy do NATO był permanentny kryzys polityczny i walka polityczna pomiędzy zwolennikami Wiktora Juszczenki i Julii Tymoszenko. Proces ten został zahamowany po odejściu Juszczenki z urzędu prezydenta w wyniku przegranych wyborów w styczniu 2010 r.[48].
Z kolei prezydent Białorusi, Aleksandr Łukaszenka poparł działania Moskwy, choć z pewnym opóźnieniem i pod presją prezydenta Dimitrija Miedwiediewa. Białoruś dopiero w marcu 2009 r. uznała niepodległość Abchazji i Osetii Południowej. Te wahania Mińska, jak i pewna liberalizacja życia politycznego na Białorusi, przyniosły pozytywną reakcję Unii Europejskiej, która zaprosiła ten kraj do udziału w projekcie Partnerstwa Wschodniego[49]. Przy tej okazji białoruski przywódca potrafił świetnie rozgrywać napięcia na linii Zachód – Rosja na swoją korzyść, wykorzystując wojnę sierpniową do targowana się z Rosją o cenę za dostawy gazu dla Białorusi. Władze Armenii, Azerbejdżanu, Kazachstanu, Mołdawii, Kirgistanu i Turkmenistanu zaapelowały o pokojowe rozwiązanie sporu. zaś Uzbekistan i Tadżykistan zajęły stanowisko neutralne[50].
Najważniejszym, bezpośrednim skutkiem wojny dla państw obszaru postsowieckiego był czytelny komunikat z Moskwy, że Federacja Rosyjska traktuje go jako swoją strefę wpływów i nie zawaha się użyć żadnych środków w celu jej utrzymania. W oczach rządów państw Europy Wschodniej i Azji Centralnej osłabieniu uległ wizerunek państw zachodnich, w tym członków NATO i UE, które zareagowały z opóźnieniem i nie potrafiły wypracować wspólnego zdania. Sam postulat o „uprzywilejowanych interesach” Moskwy w państwach b. ZSRR został umieszczony w tzw. „doktrynie Miedwiediewa” ogłoszonej przez rosyjskiego prezydenta 31 sierpnia 2008 r., w której określił on zasady polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej. Na Zachodzie przyjęto jej założenia jako neoimperialne, co doprowadziło do reorientacji polityki zagranicznej wielu państw, głównie na obszarze postsowieckim[51].
Wojna sierpniowa wpłynęła również na państwa powstałe z b. sowieckich republik środkowoazjatyckich, szczególnie Turkmenistan, posiadający znaczne złoża gazu ziemnego. W deklaracji przyjętej 28 sierpnia 2008 r. w Duszanbe przez prezydentów krajów członkowskich Szanghajskiej Organizacji Współpracy, do której oprócz Federacji Rosyjskiej należą Chiny, Kirgistan, Kazachstan, Tadżykistan i Uzbekistan politycy wyrazili ograniczone poparcie dla działań rosyjskich, wzywając do rozwiązania kryzysu poprzez rokowania i udzielili poparcia porozumieniu Sarkozy-Miedwiediew[52]. Kwestia uznania niepodległości Abchazji i Osetii Południowej została pominięta milczeniem. Rządy krajów Azji Środkowej obserwowały też wojnę sierpniową w kontekście dróg transportowych ropy i gazu do Europy Zachodniej, jednak rozbieżna postawa państw UE, brak realnych gwarancji bezpieczeństwa dla Gruzji jako kraju tranzytowego ropy rurociągiem Baku-Tbilisi-Ceyhan oraz chwiejna polityka UE w sprawie gazociągu NABUCCO, dzięki któremu kraje zachodnie zamierzały zdywersyfikować dostawy gazu z Turkmenistanu z pominięciem Rosji doprowadziły do reorientacji polityki zagranicznej tego kraju i jego powrotu do rosyjskiej strefy wpływów[53].
Również rząd Kazachstanu zastanawiał się nad wyborem rosyjskiej lub kaukaskiej drogi przesyłu ropy naftowej i gazu ziemnego na Zachód, ewentualnie do Chin, co mogło wpłynąć na geopolityczną rolę tego kraju. Chcąc „wyprzedzić Zachód” rząd rosyjski podpisał umowę z prezydentem Nazarbajewem dotycząca budowy korytarza transportowego gazu, który połączyłby Rosję z Chinami, w celu pozbawienia państw Europy Zachodniej i USA turkmeńskich zasobów gazu. W odpowiedzi na tę politykę spółki zachodnie, inwestujące w przemysł naftowy w Kazachstanie, jak np. francuska spółka Total, włoski koncern państwowy Eni, czy amerykańska spółka naftowa Conoco Phillips wycofały się z wydobycia surowca z dna Morza Kaspijskiego, a ich miejsce zajęły spółki chińskie. które w wydobycie kazachskiej ropy naftowej i gazu ziemnego w 2012 r. zainwestowały 12 z 14 mld dolarów ogólnych chińskich nakładów w gospodarkę tego kraju[54]. W sytuacji wojny rosyjsko-gruzińskiej kraje postsowieckiej Azji Środkowej zachowały daleką rezerwę, nie zajmując jednoznacznie prorosyjskiego stanowiska, licząc na współpracę ekonomiczną z krajami zachodnimi, ale też nie krytykując Rosji z powodu bliskości geograficznej i bezpośredniej możliwości interwencji zbrojnej, zniechęcając się również brakiem stanowczej reakcji państw zachodnich wobec agresji rosyjskiej podjętej przeciwko Gruzji[55].
Niebagatelna była też postawa Turcji, której władze przyjęły rosyjską agresję na Gruzję jako zagrożenie jej interesów, ponieważ jest ona trzecim ogniwem w nitce tranzytowej biegnącej przez południowy Kaukaz, obok Gruzji i Azerbejdżanu, i swoistym dystrybutorem w dostawach gazu i ropy dla krajów europejskich i USA. Jednak paradoksalnie Ankara mogła tę sytuację wykorzystać do nacisków na UE, która obawia się przyjęcia tego kraju, co może doprowadzić do ukierunkowania Turcji do bliższej współpracy z Moskwą, również w dziedzinie energetycznej. W wyniku wojny Turcja stanęła przed niezmiernie trudną sytuacją, ostatecznie nie opowiadając się po żadnej ze stron sierpniowej konfrontacji. Należy pamiętać, że 2/3 dostaw gazu importowanego przez Turcję pochodzi z Rosji31. Po zakończeniu wojny Turcja zaproponowała nowe rozwiązania konfliktów zbrojnych na Kaukazie Południowym, lansując koncepcję „Kaukaskiej Platformy Stabilności i Współpracy”. Turcy wzywali do rozwoju i pogłębienia regionalnej współpracy w celu likwidacji wszelkich zatargów, jednak z powodu sprzeczności interesów państw Zakaukazia propozycja ta nie znalazła uznania[56].
Jakie skutki przyniosła wojna sierpniowa w Gruzji? Obok strategicznych następstw wojny pięciodniowej dla państw WNP są widoczne zmiany w światowym układzie sił. Jak przyznaje większość analityków, Gruzja, która jest pionkiem w grze wielkich mocarstw stała się areną postzimnowojennej konfrontacji Rosji z USA z różnym stopniem zaangażowania i postawami państw UE i NATO, które mają swoje interesy z Rosją, względnie obawiają się polityki Moskwy. W wypadku Gruzji – starły się tam dwie mocarstwowe koncepcje: rosyjska – polegająca na powolnej odbudowie od początku rządów Władimira Putina mocarstwowej pozycji kraju z czasów Związku Sowieckiego i polityka prezydenta USA George'a W. Busha, zgodnie z założeniami której Stany Zjednoczone Ameryki powoli i sukcesywnie budują swoją strefę wpływów na obszarze postsowieckim. Polityka USA miała wpływ na dekompozycję rosyjskiej strefy wpływów, doprowadzając w 2003 r. do Rewolucji Róż w Gruzji, w 2004 do Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie, w następstwie których Amerykanie podjęli próbę wciągnięcia tych państw do NATO, oraz zainicjowali oni współpracę gospodarczą i militarną z państwami Azji Środkowej, co wiązało się z drugą wojną iracką i turkmeńskim gazem[57].
Działania administracji USA w tym regionie świata były odbierane przez Rosję w nieprzychylnie, ponieważ naruszały jej strefę wpływów. Interwencja rosyjska w Gruzji miała pokazać Zachodowi, szczególnie rządowi USA silną determinację Rosji do obrony swoich interesów i zdecydowany sprzeciw wobec tzw. polityki okrążania Rosji, która w jej mniemaniu miała polegać na wyrywaniu kolejnych obszarów ze strefy jej dawnych wpływów. Akcja militarna wywołała szok wśród głównych aktorów stosunków międzynarodowych (mało kto spodziewał się wojny mający charakter skrajnie konwencjonalny na początku XXI wieku), jak i strach wśród byłych republik sowieckich, które dobitnie zdały sobie sprawę, że ich konfrontacyjny kurs wobec Federacji Rosyjskiej może przynieść im podobną „karę” jaka spotkała Gruzję. Kwestia Abchazji i Osetii Południowej była tylko pretekstem Moskwy w jej chęci konfrontacji z Zachodem i zastopowania jego geopolitycznej i ekonomicznej ekspansji na wschód; prawdziwą przyczyną konfliktu była dominacja na obszarze postsowieckim oraz kontrola nad głównymi szlakami tranzytowymi gazu i ropy naftowej. Rosja nie zamierzała też dopuścić do umocnienia systemów demokratycznych na obszarze WNP[58].
W okresie wojny sierpniowej prezydent USA wysłał do swoich sojuszników wyraźny i niepokojący sygnał, że w sytuacji zagrożenia nie mogą liczyć na amerykańską pomoc. Jest to wymowne również dla pozostałych krajów WNP, które zaczęły zastanawiać się nad sensem podejmowania jakichkolwiek działań konfrontacyjnych wobec Rosji. Ostatecznie, na szczycie ministrów spraw zagranicznych NATO, w grudniu 2008 r. administracja Busha wycofała się z objęcia Gruzji i Ukrainy Planem Działań na rzecz Członkostwa w NATO[59]. Amerykanie ograniczyli też swoją krytyczną reakcję wobec posunięć Rosji z racji tego, że terytorium tego kraju było korytarzem transportowym dla wojsk państw Paktu Północnoatlantyckiego podczas wojny w Afganistanie. Władze USA liczą też na pomoc Moskwy w rozwiązaniu problemu programu atomowego Iranu i współpracę w wielu światowych kwestiach na forum ONZ. Prezydent Bush próbował się zrehabilitować w oczach Gruzinów przed końcem swojej drugiej kadencji, podpisując z Gruzją 9 stycznia 2009 r. deklarację polityczną pod nazwą Karty partnerstwa strategicznego obu krajów. Potwierdzała ona poparcie USA dla jej starań o integrację euroatlantycką i integralność terytorialną, określając sfery współpracy w zakresie obrony, bezpieczeństwa – w tym energetycznego, gospodarki, handlu i rozwoju demokracji[60].
Po objęciu urzędu prezydenta USA przez Baracka Obamę Gruzja ostatecznie przestała być priorytetem dla Waszyngtonu. Działo się tak z kilku powodów: zmierzającej do końca interwencji wojska amerykańskich w Iraku, zatem Gruzja nie była potrzebna Amerykanom jako baza wypadowa na Bliski Wschód), przy nowym otwarciu w stosunkach amerykańsko-rosyjskich obydwie strony starały się też unikać drażliwych tematów, nowa administracja USA skupiała się na wojnie w Afganistanie i walce ze światowym kryzysem gospodarczym. Konsekwencje zwycięstwa militarnego Rosji w wojnie sierpniowej bezpośrednio odczuła również Unia Europejska. Dzięki dyplomatycznym zabiegom prezydenta Francji, Sarkozy'ego udało się ograniczyć działania wojenne do pięciu dni, uchronić Gruzję przed całkowitym zajęciem przez wojska rosyjskie i wielce prawdopodobnym obaleniem rządów prezydenta Saakaszwilego. Niestety, kraje Unii Europejskiej pokazały po raz kolejny swoją słabość, niezdecydowanie i wewnętrzne rozdarcie[61]. Na podstawie analizy postawy politycznej państw UE można – moim zdaniem – wysunąć tezę, że zwycięska dla Rosji wojna z Gruzją była groźnym memento dla Zachodu i de facto początkiem geopolitycznej kontrofensywy Rosji przeciwko rozszerzającym się wpływom euroatlantyckim na obszarze „rosyjskiej strefy wpływów”. W geopolityczne działania Moskwy wpisuje się zarówno poparcie udzielone przez Rosję Wiktorowi Janukowyczowi podczas Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie, jak i nagła „poprawa” relacji polsko-rosyjskich po katastrofie smoleńskiej, zwłaszcza w latach 2010-2012. Po tragicznej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego państwom Międzymorza zabrakło przywódcy, a Rosja, nie mając już żadnych realnych konkurentów geopolitycznych mogła bez przeszkód przejść do próby surowcowego uzależnienia państw Europy Środkowo-Wschodniej. Jednak Polska i inne państwa Unii Europejskiej zaczęły dostrzegać rosyjskie zagrożenie gazowe i jako alternatywę wysunęły dywersyfikację surowców energetycznych, a Polska zaoferowała nawet odwierty w celu uzyskania gazu łupkowego, czego rosyjski gigant gazowy – Gazprom obawia się, zwłaszcza wobec zapowiedzi rządu USA, dotyczących rozpoczęcia eksportu skroplonego surowca do Europy[62].
Podobnie, jak UE, również NATO zostało osłabione poprzez podział wśród krajów członkowskich. Jak wspomniano, na grudniowym szczycie ministrów spraw zagranicznych krajów Sojuszu zdecydowano o nieprzyznawaniu MAP-u Gruzji i Ukrainie. Oznacza to, że perspektywa członkostwa w NATO tych krajów zdecydowanie się oddaliła. Jednak Sojusz zdecydował się na gest wobec Gruzji organizując 15 września 2008 r. wyjazdowe posiedzenie ambasadorów krajów członkowskich i ustanawiając Komisję NATO-Gruzja. Zachowanie państw NATO można interpretować w dwojaki sposób: z jednej strony nie można całkowicie odrzucić argumentów przeciwników szybkiego przyjęcia Gruzji do struktur NATO z racji nieuregulowania kwestii terytorialnych i niespełnienia w zadowalającym stopniu standardów państwa demokratycznego, z drugiej przeciwnicy tego stanowiska, traktują je jako wymówkę, wskazując że prawdziwym powodem niechęci, Francji i Niemiec wobec wejścia Gruzji do Sojuszu jest obawa przed reakcją rosyjską. Faktem jest, że Gruzja przegrała wojnę, zaś NATO wyszło z niej rozdarte, podobnie jak i Unia Europejska[63].
Na koniec trzeba zadać pytanie o konsekwencje wojny dla Rosji. Interwencja militarna armii rosyjskiej w Gruzji była efektem wzrostu asertywności i samodzielności tego państwa na arenie międzynarodowej i obronie swoich stref interesów geopolitycznych na wzór USA (Afganistan, Irak) oraz unilateralizmu Federacji Rosyjskiej na obszarze WNP. W wyniku wojny sierpniowej umocniła się wewnętrzna pozycja Władimira Putina jako przywódcy Rosji – mimo sprawowania funkcji premiera. Zwycięstwo militarne niewątpliwie pomogło mu w ponownym odzyskaniu prezydentury w wyborach z marca 2012 r., podczas gdy Miedwiediew powrócił na funkcję premiera[64]. Po zwycięstwie Rosji wśród krajów WNP zapanowało poczucie strachu, przyczyniając się do modyfikacji ich polityki zagranicznej na prorosyjską, zaś pokonaną Gruzję Moskwa skompromitowała na arenie międzynarodowej, hamując na kilka lat jej drogę do NATO i UE, bo dopiero w czerwcu 2014 r. – w związku z rosyjsko-ukraińską „wojną hybrydową” Gruzja wraz z Mołdawią i Ukrainą podpisała umowę stowarzyszeniową z Unią. Po 2008 r. Rosja rozbiła jedność państw strefy euroatlantyckiej, rozgrywka geopolityczna Rosji ukazała też władzom USA ograniczone możliwości ich oddziaływania na obszar postsowiecki. Rządowi rosyjskiemu udało się też po raz pierwszy zastopować proces dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych do Europy. Jako alternatywę, Rosja zaproponowała rozpoczęcie budowy Gazociągu Północnego, który połączy ją z Niemcami z pominięciem państw Międzymorza. Moskwa świadoma jest również swojej siły i pozycji jeśli chodzi o rozwiązywanie problemów światowych, jak np.: kwestii programu atomowego Iranu czy pomocy dla NATO w wojnie w Afganistanie[65].
Konfrontacja z Gruzją pokazała też słabości państwa rosyjskiego. Mimo wieloletniej modernizacji armii, podczas działań wojennych panował chaos, np. wystąpił brak możliwości prowadzenia działań lotniczych w nocy, brak należytej organizacji dał się też odczuć w sferze dowodzenia, dochodziło do skandalicznych zachowań i braku kultury ze strony rosyjskich żołnierzy, którzy grabili nowocześnie wyposażone gruzińskie bazy wojskowe. Po uznaniu niepodległości Abchazji i Osetii Południowej 26 sierpnia 2008 r. Rosja pozbawiła się skutecznych środków nacisku na Gruzję. Wojna sierpniowa spotęgowała też negatywne skutki kryzysu gospodarczego, który dotknął również Rosję, ponieważ na początku okresu powojennego wielu inwestorów zagranicznych wycofywało swoje udziały z jej rynku, a moskiewska giełda przeżywała największą zapaść od czasu kryzysu finansowego z 1998 r. Powojenna sytuacja pokazała, że Federacja Rosyjska ma znikomy potencjał przyciągania do siebie innych państw i budowania wokół siebie sojuszy w oparciu o wartości pozytywne, a nie strach przed odwetem lub agresją. Niepodległość Abchazji i Osetii Południowej uznały tylko Białoruś, peryferyjna Nikaragua oraz palestyński Hamas[66].
Wojny czeczeńskie lat 1994-1996 i po 1999, pomarańczowa rewolucja na Ukrainie przełomu 2004 i 2005 r. i wreszcie wojna sierpniowa w Gruzji w 2008 r. pokazały światu zachodniemu, kto jest rzeczywistym suwerenem na obszarze postsowieckim, a tym samym kto jest panem a kto sługą w stosunku do Moskwy. Rząd Federacji Rosyjskiej zdawał sobie sprawę z tego, że na obszarze Międzymorza Polska jest głównym konkurentem Rosji w geopolitycznej grze. Władze RP podnoszą też na forum Unii Europejskiej konieczność dywersyfikacji źródeł surowców, wreszcie udzielają poparcia idei rozszerzania demokracji i przestrzegania praw człowieka. Obok Polski antyimperialną postawę wobec Rosji zajęły też: Ukraina pod przywództwem Wiktora Juszczenki, Szwecja oraz państwa bałtyckie: Litwa, Łotwa i Estonia, z których Polska i Bałtowie są członkami NATO i UE. Euroatlantycka polityka tych krajów, jednoznaczne oświadczenia ich rządów w sprawie pomarańczowej rewolucji na Ukrainie i zaatakowanej przez wojska rosyjskie Gruzji, wreszcie lansowana w ramach UE kwestia dywersyfikacji źródeł energii poprzez eksploatację złóż gazu łupkowego w Polsce nie podobała się geostrategom rosyjskim, którzy – w moim przekonaniu – dążą do pełnej władzy nad Hartlandem i utworzenia pod władzą Rosji Imperium Euroazjatyckiego pod nazwą Związku Europy[67]. Historycznym kontrahentem w realizacji tych zamiarów są silne ekonomicznie Niemcy i Francja, a w dalszej perspektywie Chiny i być może Indie.
Na przełomie lat 2009-2010 rządom w Moskwie, a po części również w Berlinie i Paryżu zależało, aby po geopolitycznej pacyfikacji Ukrainy i Gruzji – choć podjętej innymi środkami w każdym z tych państw – skutecznie zneutralizować również Polskę jako nieformalnego lidera państw Międzymorza. Tragiczne skutki katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r. w której zginęła znaczna część polskiej elity politycznej i gospodarczej z prezydentem RP, Lechem Kaczyńskim, zwolennikiem niepodległości państw Międzymorza i Kaukazu była więc z pewnością na rękę autorom geostrategicznej koncepcji Związku Europy, zwolennikom nowej „osi” Paryż-Berlin-Moskwa z Warszawą – jako jej najsłabszym jej ogniwem – w tle. Jeden z członków, b. kanclerz Niemiec, Gerhard Schröder stwierdził, że: „Konkurentem Europy nie jest Rosja, lecz Ameryka i Azja. Warunkiem sukcesu Unii Europejskiej w globalnej konkurencji jest sojusz z Moskwą”[68].
Jak już wyżej wspomniano, Polska opowiadała się za członkostwem w NATO i UE państw leżących za wschodnią granicą: Ukrainy i Gruzji, za niepodległością Czeczenii. Zgodnie z imperialną zasadą divide et impera (dziel i rządź) Rosja rozgrywała (i wciąż to czyni) na swoją korzyść wszelkie spory, które osłabiają państwa powstałe po rozpadzie Związku Sowieckiego. Przykładem są choćby spory: polsko-litewski dotyczący kwestii ustaw językowych i polsko-białoruski odnoszący się do praw językowych i zrzeszania się Polaków i działalności Związku Polaków na Białorusi.
W geopolitycznym tle aktualna była sprawa dostaw z Rosji na Białoruś i Ukrainę ropy i gazu po cenach, które dyktowały rosyjskie koncerny naftowe. Strategicznym celem geoekonomii rosyjskiej w ciągu najbliższych lat jest uzyskanie większościowych udziałów w ukraińskim i białoruskim przemyśle naftowym, dlatego też wszelkie problemy wewnętrzne w krajach „strefy rosyjskiej” są dla Moskwy okazją do osłabienia ich władz, które w wypadku kryzysu politycznego lub ekonomicznego mogą Rosję „poprosić o bratnią i bezzwrotną pomoc”. W jej ramach Rosjanie zamierzają sprzedawać tym państwom ropę i gaz po cenach preferencyjnych, oczekując w zamian lojalności i uznania geopolitycznego prymatu Federacji Rosyjskiej na obszarze b. ZSSR. W kontekst rosyjskiej geopolityki ekonomicznej wpisują się wielkie gazociągi Nord-Stream i South-Stream, poprzez które Rosja zamierza eksportować gaz do Niemiec i państw Europy Zachodniej, a także na Bałkany (jako historycznej strefy wpływów Rosji), na Węgry, do Austrii i Włoch. W powyższym kontekście wspomniany wyżej polski gaz łupkowy jest realną alternatywą dla rosyjskiej ekspansji gazowej, która wiedzie w linii prostej do ekspansji geopolitycznej. Jednak powyższa kwestia wymaga odrębnych badań i omówienia w odrębnym tekście.
Źródło: "Przegląd Geopolityczny" 2014, tom 8.
[1] Halford John Mackinder (1861-1947) był jednym z czołowych twórców geopolityki państw morskich. Jego kluczowym założeniem geopolitycznym była koncepcja Heartlandu, do którego zaliczył Europę i Azję Środkową, twierdził, że opanowanie Heartlandu daje kontrolę nad Eurazją, a państwo, które będzie kontrolować obszar Eurazji, może zapanować nad światem. Zwolenniczką jego teorii jest m.in. b. sekretarz stanu USA Condoleezza Rice, a potwierdzeniem teorii jest wyścig strategiczny USA i Rosji o wpływy w Azji Środkowej – zob. – „Stańczyk” 1995, nr 1 (24).
[2] Zob. W. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia polityczna Polski 1864-1945, T. 2: 1919-1939, Warszawa 1990.
[3] M. L. Krogulski, Okupacja w imię sojuszu. Armia Radziecka w Polsce 1944-1956, Warszawa 2000; idem, Okupacja w imię sojuszu. Armia Radziecka w Polsce 1957-1993, Warszawa 2001; por. idem, Regulacje prawne dotyczące pobytu Armii Radzieckiej w Polsce i ich realizacja, Słupsk 2000.
[4] Nie dotyczyło to jedynie ówczesnych republik bałtyckich, które ogłosiły ostateczne oderwanie się od ZSRR i miały zostać państwami członkowskimi Organizacji Narodów Zjednoczonych – zob. B. Cichocki, Rosja wobec Białorusi 1992-2007, Bezpieczeństwo Narodowe, III-IV 2007, nr 5-6, s. 244.
[5] L. Bazylow, P. Wieczorkiewicz, Historia Rosji, Warszawa 2005, s. 559-566; por. M. Sielski, Wspólnota Niepodległych Państw – kronika spotkań, porozumień i zatargów, „Eurazja” nr 1, Warszawa kwiecień 1994 r.; zob. też: J. Smaga, Narodziny i upadek imperium. ZSRR 1917-1991, Kraków 1992; D. R. Marples, Historia ZSRR od rewolucji do rozpadu, Warszawa-Kraków 2006, s. 319-323.
[6] Na temat wielu katastrofy smoleńskiej z 10 IV 2010 r. są różne teorie i wiele niewyjaśnionych spraw, ponieważ inną wersję wydarzeń prezentuje oficjalna komisja rządowa pod przewodnictwem Jerzego Millera, a następnie Macieja Laska, inną rosyjska komisja gen. Tatiany Anodiny, a jeszcze inną, która mówi o zamachu komisja Antoniego Macierewicza z Prawa i Sprawiedliwości. Na podstawie dotychczasowych analiz, nie można wykluczyć żadnej z hipotez, tym bardziej, że rząd uporczywie lansuje swoją wersję tragedii. W drugim raporcie A. Macierewicza pt.: „Cztery lata po Smoleńsku. Jak zginął Prezydent RP” wiele wątków potwierdza, że nie była to li tylko katastrofa lotnicza, a raczej w pewnym sensie „sterowana” z wieży kontrolnej smoleńskiego lotniska, jak również dr Grzegorz Szuladziński, cytowany w raporcie Macierewicza pisze o wybuchu. Zarówno komisja M. Laska, jak T. Anodiny wykluczają jakąkolwiek możliwość sabotażu i dywersji w Smoleńsku – zob. Cztery lata po Smoleńsku. Jak zginął Prezydent RP, Zespół Parlamentarny ds. Badania Przyczyn Katastrofy Tu-154 M z 10 kwietnia 2010 roku pod kierunkiem A. Macierewicza, Warszawa, kwiecień 2014, s. 134-135.
[7] Mariusz Sielski zauważył, że: „Stosowany przez Kreml w latach bezpośrednio po rozpadzie ZSRR system gróźb (ograniczenia dostaw energii, podsycane przez Kreml konflikty zbrojne itp.) i zachęt (umowy o unii gospodarczej, swobodnym przepływie towarów, usług, kapitału i pracy itp.) sprawił, że pod koniec 1993 r. do WNP należały już wszystkie – poza trzema państwami bałtyckimi – byłe republiki ZSRR.W tym samym czasie Moskwie udało się nakłonić część byłych republik radzieckich do zawarcia w maju 1992 r. w Taszkencie sojuszu wojskowego (Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym), prezentowanego później przez rosyjską propagandę jako anty-NATO. Zgodnie z przyjętymi w 1993 r. koncepcją polityki zagranicznej i doktryną obronną Federacji Rosyjskiej te i inne projekty integracyjne na obszarze byłego imperium służyć miały realizacji „żywotnych interesów Rosji” na obszarze „bliskiej zagranicy”: zapobieganiu lokalnym konfliktom w sąsiedztwie rosyjskiego terytorium, obronie zewnętrznych granic WNP, utrzymaniu rosyjskiej obecności wojskowej w nowych państwach, obronie praw etnicznych Rosjan tam zamieszkujących. Potwierdzeniem tych deklaracji były rosyjskie (lub przez Rosję inspirowane) interwencje zbrojne w Mołdowie (1990-1992), Gruzji (1992-1993) i Azerbejdżanie (1993), groźba rewizji granic z Ukrainą, a także presja gospodarcza m.in. w postaci ograniczeń dostaw surowców energetycznych lub podnoszenia ich cen w stosunku do niektórych byłych republik ZSRR” – zob. M. Sielski, op. cit., s. 244-245.
[8] Na obszarze Czeczenii występuje ropa naftowa i gaz ziemny. Niedaleko Groznego znajdują się cztery rafinerie, do których płynęła ropa z Kazachstanu, rejonu Guriewskiego i Mangyszłaku a także z Tiumenii. Połączone rurociągi naftowe z Azerbejdżanu i Kazachstanu to najbardziej rentowny wariant transportu ropy na eksport z Astrachania, natomiast budowa nowych alternatywnych rurociągów zwiększyłaby cenę transportu ropy dwukrotnie. Produkowano tam również paliwo lotnicze o znaczeniu strategicznym dla Rosji. Warto stwierdzić, że wydobycie ropy w Czeczenii stanowiło zaledwie 1 proc. wydobycia rosyjskiego, jednak jest ona najlepszej jakości i nie ustępuje kuwejckiej, co zwiększa jej wartość i powoduje, że przy niewielkiej powierzchni Czeczenii, dochody z wydobycia i przetwórstwa pozwoliłyby utrzymać każdy reżim M. Kuleba, Niezłomna Czeczenia, Kraków 1997, s. 16-20.
[9] M. Szewczyk, Pomarańczowa rewolucja na Ukrainie a wsparcie Polski, portal: Twoja Europa.pl
[10] Ibidem.
[11] Ibidem.
[12] Ibidem.
[13] T. Marczak, Odwieczny rywal Rosji, „Nasz Dziennik” [wydanie specjalne] nr 84 (3710) z 10 IV 2010 r.
[14] Ibidem.
[15] Ibidem.
[16] B. Cichocki, op. cit., s. 252-254.
[17] K. Pełczyńska-Nałęcz, Dokąd sięgają granice Zachodu 1990- 2010, OSW, Warszawa 2010, s. 19.
[18] Zob. P. Maciążek, Perspektywa rozwoju relacji białorusko-rosyjskich, „Moje Opinie”, 27 X 2010 r.
[19] W 1992 r. handel Rosji z Białorusią stanowił zaledwie 18,5 proc. jej ogólnego handlu z państwami WNP, na Rosję zaś przypadało w tym samym roku aż 52 proc. handlu Białorusi – zob.: A. Eberhardt, Integracja białorusko-rosyjska a stosunki Białorusi z Unią Europejską, w: Polska i Białoruś, pod red. A. Eberhardta i U. Ułachowicza, PISM, Warszawa 2003, s. 41-42.
[20] A. Naumczuk, A. Wierzbowska, Raport Ośrodka Studiów Wschodnich 2001 – Białoruś; zob. www. Bialorus.polityka [dostęp: 2 VII 2014].
[21] Ibidem.
[22] Związek Polaków na Białorusi został utworzony 16 czerwca 1990 r. Jest on spadkobiercą i kontynuatorem działalności Polskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego im. Adama Mickiewicza w Grodnie (PSKO), które zostało utworzone 10 VIII 1988 r. przez grupę Polaków z Grodna, zajmujących się sprawą wprowadzenia języka polskiego, jako wykładowego do szkół w rejonie grodzieńskim. Inicjatywa utworzenia polskiej organizacji w Grodnie należała jednak do centralnych władz sowieckich w Moskwie i związana była z wizytą przywódcy ZSRR Michaiła Gorbaczowa w Polsce w lipcu 1988 r. Grodzieńscy Polacy dowiedzieli się o tej inicjatywie, kiedy władze podały do publicznej wiadomości zamiar utworzenia polskiej organizacji oraz listę osób wyznaczonych do realizacji tego zadania. Polaków wytypowano według kryterium pełnej lojalności wobec ZSRR. Grupa grodzieńskich Polaków utworzyła PSKO i wybrała jej władze z prezesem Tadeuszem Gawinem na czele, a jego statut został zatwierdzony przez Obwodowy Białoruski Fundusz Kultury w Grodnie, który też nadzorował PSKO pod kątem lojalności ideologicznej. Działacze stowarzyszenia postanowili utworzyć nową i niezależną od BFK organizację polską, a sprzyjała temu przyjęta w kwietniu 1990 r. w Moskwie ustawa „O swobodnym rozwoju narodowym obywateli ZSRR zamieszkujących poza granicami swoich organizmów państwowych i narodowościowych lub nie mających ich na terytorium ZSRR” – zob. K. Marczyk, Związek Polaków na Białorusi – założycielski Zjazd, „Kurier Wileński”, nr 133 z 21 czerwca 1990 oraz nr 137 z 27 czerwca 1990 r.; por. D. Werowska, Stowarzyszenie Polaków w Grodnie, „Czerwony Sztandar”, nr 194 (10845) z 21 VIII 1988 r.; zob. też: T. Gawin, Polskość na Białorusi, „Wspólnota Polska”. Kwartalnik poświęcony Polonii i Polakom za granicą, 2002 nr 3-4 (116-117), s. 41.
[23] Zob.: P. Kościński, Dramatyczny zjazd w Grodnie. Odejście kontrowersyjnego prezesa, „Rzeczpospolita” z 14 III 2005 r.
[24] T. Gawin, Kronika zdrady, op. cit., cz. I, s. 60-63.
[25] Tadeusz Kruczkowski (ur. 1961 r.), działacz Związku Polaków na Białorusi, absolwent historii Państwowego Uniwersytetu im. Janki Kupały w Grodnie, doktor nauk humanistycznych. W czasie V Nadzwyczajnego Zjazdu ZPB w listopadzie 2000 r. został wybrany na prezesa Związku i zastąpił Tadeusza Gawina. Wkrótce po wyborze oświadczył, że Związek nie będzie popierał żadnej opcji politycznej i będzie się zajmował wyłącznie sprawami polskimi, w tym szczególnie troszczył się o interesy Polaków na Białorusi. Jak twierdzą przeciwnicy Kruczkowskiego, po tym oświadczeniu organizacja zawiesiła wszystkie kontakty z białoruskimi organizacjami pozarządowymi oraz partiami opozycyjnymi. W 2005 r. Kruczkowski przegrał jednak wybory na prezesa ZPB z Andżeliką Borys, według której przyczyną jego porażki była krytyka stylu sprawowania władzy, związki z reżimem Alaksandra Łukaszenki i skandal obyczajowy, w jaki wplątany został przewodniczący. Po przegranych wyborach Kruczkowski nie zrezygnował z walki o władzę w Związku, i w lipcu 2005 r. wspierany przez milicję i OMON wdarł się do siedziby organizacji w Grodnie, skąd zostali wyrzuceni działacze ZPB oraz kierownictwo, w tym Andżelika Borys. Krytycy wytykają mu fakt, że wystąpił w antypolskim filmie, wyemitowanym przez telewizję białoruską niedługo po marcowym zjeździe ZPB w 2005 r. Kruczkowski wziął udział w tzw. zjeździe ZPB w Wołkowysku, na którym 27 VII 2005 r. delegaci wybrali na przewodniczącego Związku Józefa Łucznika. Za działania na szkodę RP w 2005 r. Tadeusz Kruczkowski dostał zakaz wjazdu na 15 lat (według innych źródeł – dożywotnio) – zob. Zniszczyć Polaków. Relacja Wacława Radziwinowicza z Grodna, „Gazeta Wyborcza” 28 VII 2005 – http://wyborcza.pl/1,75248,2843452.html [dostęp: 3 VII 2014].
[26] P. Kościński, Chcą wojny będzie wojna, „Rzeczpospolita” z 27 lipca 2005 r.
[27] W. Radziwinowicz, Białoruś: milicja wokół siedziby Związku Polaków, „Gazeta Wyborcza” z 27 VII 2005 r.; por. idem, Polscy działacze zatrzymani na Białorusi, „Gazeta Wyborcza” z 28 VII 2005 r.; T. Gawin, Kronika zdrady, op. cit., cz. II, s. 10. Zob. też: Statut ZPB art. 3.10.
[28] P. Kościński, Atak na Związek Polaków, „Rzeczpospolita” z 28 VII 2005 r.
[29] T. Gawin, Kronika zdrady, op. cit., cz. I, s. 25-27.
[30] M. Maszkiewicz, Towarzyszu, będziecie teraz Polakiem, „Gazeta Polska” z 31 VIII 2005 r.
[31] W antypolskiej kampanii propagandowej władze białoruskie straszyły ludność „powrotem polskich panów” i nową „okupacją polską” Białorusi przez wojska NATO.
[32] „Grodzieńska Prawda”, nr 30 z 16 III 2006.
[33] Radio „Racja” powstało 3 XI 1999 r. i nadawało audycje dla mniejszości białoruskiej w Polsce, oraz na obszary Białorusi (Brześć). Oficjalnie ze względów finansowych jego działalność została zawieszona w X 2002 r., tj. w latach rządów koalicji SLD-PSL, ale w lutym 2006 r. zostało reaktywowane przez część b. dziennikarzy radia, a od 2009 r. nadaje z Białej Podlaskiej – http://pl.wikipedia.org/wiki/Bia%C5%82oruskie_Radio_Racja [dostęp: 3 VII 2014].
[34] Zob. W. Radziwinowicz, Białoruska kampania, „Gazeta Wyborcza”, 20 II 2006.
[35] B. Cichocki, op. cit., s. 243-277; por. A. Eberhardt, op. cit., s. 41-42.
[36] Państwa bliższej zagranicy – część tzw. bliskiej zagranicy (byłe republiki Związku Radzieckiego), gdzie rosyjski wpływ na wydarzenia jest czymś naturalnym, a polityka tych krajów winna być podporządkowana interesom Moskwy. Jak słusznie zauważył znawca problematyki rosyjskiej i sowieckiej, prof. Richard Pipes: „Brak świadomości dużej części Rosjan, że rządzą wieloma narodami nierosyjskimi (według spisu ludności ZSRR z 1926 r., jedynie 54 proc. obywateli kraju stanowili Rosjanie), miał poważne konsekwencje. Gdy w 1991 r. ZSRR się rozpadł, Rosjanie zrozumieli, że utracili imperium i nie do końca wiedzą, kim są. Aby odzyskać zachwianą tożsamość, popierają teraz wysiłki rządu Władimira Putina zmierzające do odbudowy rosyjskiej hegemonii nad „bliską zagranicą” – zob. R. Pipes, Nieznośnie bliska zagranica, „Wprost” 2006, nr 51 / 52.
[37] W. Wojtasiewicz, Strategiczne następstwa konfliktu gruzińsko-rosyjskiego z rozróżnieniem na wymiar regionalny i globalny, „Międzynarodowy Przegląd Polityczny” nr 25 z 22 II 2010 r.
[38] M. Falkowski, B. Cichocki, J. Wróbel, Rosyjskie sankcje ekonomiczne wobec Gruzji i Mołdawii, „Wiadomości OSW”, z 20 IV 2006, www.osw.waw.pl [dostęp: 3 VII 2014].
[39] M. Falkowski, Czy rosyjsko-gruzińska „zimna wojna” przerodzi sie w otwarty konflikt?, „Wiadomości OSW”, z 27 VII 2006, www.osw.waw.pl [dostęp: 3 VII 2014].
[40] Przyczyną kryzysu z jesieni 2007 r. była narastająca frustracja społeczna, związana z kosztami radykalnych reform społecznych, przeprowadzanych w Gruzji od 2003 r. Obok kwestii socjalno-ekonomicznych ważnym problemem w odczuciu społeczeństwa były: brak przejrzystości procesu politycznego (m.in. oskarżenia o korupcję) i niepokojąco wysoka kontrola władzy wykonawczej nad kluczowymi instytucjami państwa demokratycznego, min. sądownictwem. Aresztowanie b. ministra obrony, Irakiego Okruaszwilego doprowadziło rozbitą opozycję do zjednoczenia, która wykorzystała niezadowolenie społeczne, a jej przywódcy postanowili ponownie zaistnieć na scenie politycznej. Protesty w wymiarze politycznym, jak i społecznym pozostały bardzo niejednorodne. Kryzys wewnętrzny w Gruzji wykorzystała jednak Rosja, której celem była dyskredytacja Gruzji na Zachodzie, jako kraju niedemokratycznego i niestabilnego, niezdolnego do integracji i współpracy z NATO i UE – zob. K. Strachota, Przełom w kryzysie gruzińskim, „OSW” 2007, nr 11, s. 2-4.
[41] Do grudnia 2007 r. Federacja Rosyjska utworzyła dwie nowe jednostki na Kaukazie Północnym, dwie brygady piechoty górskiej mające swoje siedziby w Botlichu (Dagestan) i w Zielenczuckiej (Karaczajo-Czerkiesja), Rosjanie zbudowali też drogę z Botlichu do granicy z Gruzją oraz zmodernizowali linię kolejową od granicy rosyjskiej do abchaskiego miasta Oczamczire, która najpewniej została użyta do nielegalnego przerzucania sprzętu wojskowego. W maju 2008 r. Federacja Rosyjska powiększyła też kontyngenty swoich wojsk tzw. sił pokojowych w Abchazji i Osetii Południowej, Rosjanie zorganizowali też ćwiczenia wojskowe „Kaukaz 2008” na Kaukazie Północnym, zaś od 15 lipca 2008 r. budowali w szybkim tempie infrastrukturę wojskową: obozy polowe, punkty zaopatrzenia, którą potem wykorzystali do ataku na Gruzję. 5 sierpnia oddziały rosyjskie ewakuowały 800 cywili z Osetii Południowej do Osetii Północnej (wchodzącej w skład Federacji Rosyjskiej) a media rosyjskie zaczęły ostrą, antygruzińską kampanię. Jednak również po stronie gruzińskiej czynione były pewne przygotowania do siłowego uregulowania kwestii osetyjskiej i abchaskiej. Do pierwszej próby zbrojnego podporządkowania zbuntowanych republik separatystycznych doszło tuż po objęciu władzy przez Saakaszwilego wiosną i latem 2004 r. Działania takie podjęła administracja „reformatorów”, po udanym obaleniu przywódcy separatystycznej Adżarii, Asłana Abaszydze. Jednak akcje te nie przyniosły spodziewanych rezultatów i Gruzini musieli uznać swoją porażkę. Władze Gruzji zmieniły koncepcję na bardziej pokojową i wiosną 2008 r. zaproponowały Abchazom i Osetyjczykom szeroką autonomię w ramach państwa gruzińskiego. Podobną ofertę przygotował i przedstawił Abchazom minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmaier, jednak zostały one odrzucone, gdyż separatyści opowiadali się za swoją pełną niepodległością – zob. R. Grodzki, Wojna rosyjsko-gruzińska 2008: przyczyny, przebieg i skutki, Zakrzewo 2009; por. W. Wojtasiewicz, op. cit.
[42] Zob. M. Falkowski, Kalendarium konfliktu rosyjsko-gruzińskiego, „Tydzień na Wschodzie”, nr 26 (60), z 20 VIII 2008, s. 2-4.
[43] T. Szulc, Zakłamana wojna, „Raport: Wojsko-Technika-Obronność”, wrzesień 2008, s. 24.
[44] W. Wojtasiewicz, Strategiczne następstwa konfliktu rosyjsko-gruzińskiego z rozróżnieniem na wymiar regionalny i globalny – http://www.mpp.org.pl/25/25_3.html [dostęp: 3 VII 2014].
[45] M. Wójcik, Politycy o wystąpieniu prezydenta, „Dziennik”, 14-15 VIII 2008, s. 6.
[46] W. Wojtasiewicz, op. cit. [dostęp: 3 VII 2014].
[47] Ibidem.
[48] Ibidem.
[49] W. Konończuk, Trudny sojusznik. Białoruś w polityce Rosji, Prace Ośrodka Studiów Wschodnich, Warszawa, wrzesień 2008.
[50] A. Jarosiewicz, W. Konończuk, T. A. Olszański, Konsekwencje wojny w Gruzji dla stosunków Rosji z państwami obszaru WNP, „Tydzień na Wschodzie”, nr 26(60), z 20 VIII 2008, s. 18.
[51] „Doktryna Miedwiediewa”, „Tydzień na Wschodzie”, nr 27(61), z 3 IX 2008, s. 13.
[52] Szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Duszanbe, „Tydzień na Wschodzie”, nr 27(61), z 3 IX 2008, s. 18.
[53] W. Wojtasiewicz, op. cit. [dostęp: 3 VII 2014].
[54] Turkmenistan – gazowy powrót do Rosji, „Przegląd Prometejski” z 4 VI 2011.
[55] Zob. A. Osavoliyk, Kazachstan: zmiana kluczowych gracy w sektorze wydobycia ropy naftowej – http://odfoundation.eu/a/1013,kazachstan-zmiana-kluczowych-graczy-w-sektorze-wydobycia-ropy-naftowej [dostęp: 3 VII 2014].
[56] W. Wojtasiewicz, op. cit. [dostęp: 3 VII 2014].
[57] A. Jarosiewicz, W. Konończuk, T.A. Olszański, Konsekwencje wojny w Gruzji dla stosunków Rosji z państwami obszaru WNP, „Tydzień na Wschodzie”, nr 26 (60) z 20 VIII 2008, s. 18.
[58] W. Wojtasiewicz, op. cit. [dostęp: 3 VII 2014].
[59] Posiedzenie szefów dyplomacji NATO: Gruzja i Ukraina bez MAP, „Wiadomości OSW”, z 3 XII 2008.
[60] Gruzja zawarła z ustępującą administracją USA umowę o strategicznym partnerstwie, „Wiadomości OSW”, z 12 I 2009.
[61] Pierwszym polem rozbieżności wewnątrz Unii była kwestia wspólnego stanowiska wobec akcji militarnej Federacji Rosyjskiej w Gruzji. Po wewnętrznym sporze, kraje członkowskie UE wydały komunikat mówiący o nieproporcjonalnej reakcji Rosji. 1 września 2008 r. miało miejsce nadzwyczajne posiedzenie Rady Europejskiej w Brukseli w sprawie wojny w Gruzji i stosunków z Rosją. Jednak nie nałożono na Moskwę sankcji gospodarczych i finansowych, tylko ograniczono się do wyrażenia ubolewania z powodu ofiar konfliktu oraz potępienia jednostronnego uznania niepodległości Abchazji i Osetii Południowej przez Federację Rosyjską. Unia wyznaczyła też Specjalnego Przedstawiciela UE ds. konfliktu, wysłała misji pokojowej do Gruzji, oraz kontynuowała pomoc humanitarną, uruchomiła też polską i szwedzką propozycję programu Partnerstwa Wschodniego. Komisja Europejska zaapelowała też do Moskwy o wypełnienie 6-punktowego porozumienia Sarkozy-Miedwiediew. W późniejszym okresie Komisja Europejska podjęła decyzję o udzieleniu Gruzji pomocy o wartości 500 mln euro na odbudowę zniszczeń wojennych – zob. M. Falkowski, W. Konończuk, M Menkiszak, T. A. Olszański, Nadzwyczajny szczyt Unii Europejskiej. Reakcje gruzińskie i rosyjskie, „Tydzień na Wschodzie”, nr 27(61), z 3 IX 2008, s. 5-6; por. M. Sabat, Implikacje wojny w Gruzji na relacje Zachód-Gruzja, „Biuletyn Międzynarodowy Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego”, nr 20, październik 2008, s.4; zob. też: M. Frichova, Gruzja po wojnie sierpniowej – wpływ na zaangażowanie Unii Europejskiej, „Międzynarodowy Przegląd Polityczny” 2008, nr 1(24), s. 28.
[62] Doktryna Miedwiediewa, „Tydzień na Wschodzie”, nr 27 (61) z 3 IX 2008, s. 13.
[63] Zob. J. Boonstra, Georgia and Russia: short war with a long aftermath, FRIDE's Comments, VIII 2008, s. 5; por. M. Madej, NATO after the Gorgian Conflict: A new course or business as usual?, The Polish Institute of International Affairs Strategic Files, 01.2009 Warszawa, s. 1.
[64] M. Kaczmarski, Konsekwencje wojny Rosji z Gruzją. Konsekwencje dla polityki rosyjskiej – wewnętrznej i zagranicznej, „Tydzień na Wschodzie”, nr 27(61), z 3 IX 2008, s. 2.
[65] W. Wojtasiewicz, op. cit. [dostęp: 3 VII 2014].
[66] Ibidem.
[67] Zob. S. Karaganow, Związek Europy – ostatnia szansa? „Gazeta Wyborcza”, 25 VII 2010; por. J. M. Jaskólska, P. Jakucki, Zabójczadoktryna Kraganowa – http://piotrjakucki.salon24.pl/233459,zabojcza-doktryna-karaganowa [dostęp: 3 VII 2014].
[68] L. Sykulski, „Od Trójkąta Kaliningradzkiego do Związku Europy”. Integracja od Lizbony po Władywostok – wyzwanie XXI wieku, „Geopolityka” 2011, nr 3, s. 3.
Ryc. Wikimedia Commons