Adam Kowalczyk
Październikowe zwycięstwo Giorgi Margwelaszwilego w wyborach prezydenckich w Gruzji zakończyło symbolicznie dekadę rządów jego poprzednika Micheila Saakaszwilego oraz związanego z nim obozu politycznego. Popularny w Polsce „Misza”, wraz z wiernym sobie Zjednoczonym Ruchem Narodowym, po porażce w wyborach parlamentarnych w 2012 r. oddał tym samym pełnię władzy koalicji Gruzińskie Marzenie. Wydaje się, że nadszedł czas na pierwsze oceny i próby podsumowania dekady rządów Saakaszwilego, a także całego środowiska politycznego, na czele którego od Rewolucji Róż stał były już prezydent Gruzji.
Silne państwo à rebours
Aby jednak w pełni móc pokazać i zrozumieć skalę przemian w Gruzji w latach 2003-2013, trzeba cofnąć się do nieodległych lat 90-tych. Wówczas bowiem, bez cienia wątpliwości, należało zakwalifikować Gruzję do kategorii państw upadających (ang. failing states), a w najlepszym wypadku do państw słabych (ang. weak states). Dekada lat 90-tych to w przypadku Gruzji atrofia podstawowych funkcji państwowych – upadek policji i wymiaru sprawiedliwości, erozja systemu legitymizacji władzy, niezdolność do skutecznego zarządzania służbami publicznymi czy też brak państwowego monopolu na przemoc połączony z istnieniem prężnie rozwiniętej przestępczości zorganizowanej. Skutkowało to zapaścią gospodarczą, skrajnym zubożeniem społeczeństwa i niemożnością zapewnienia bezpieczeństwa własnym obywatelom. W roku 2003 Gruzja nadal tonęła w marazmie, niebywałej korupcji i nepotyzmie. Nie posiadała kontroli nad całością swego terytorium (Abchazja, Osetia Płd.), a nad innymi regionami sprawowała kontrolę wyłącznie teoretyczną (Adżaria, Dżawachetia). Mieszkańcy nie dostawali od państwa należnych rent, emerytur i pensji. W kraju nie było nawet regularnych dostaw prądu oraz ciepłej wody. Tak właśnie prezentowała się Gruzja, gdy w wyniku Rewolucji Róż w 2003 r. przejmował w niej władzę Saakaszwili.
Skala gruzińskich osiągnięć
Jednym z głównym celów, które zostały postawione wówczas przez nowego prezydenta, była likwidacja szalejącej korupcji. Aby ów cel zrealizować, podjęto wówczas szereg zdecydowanych działań: dokonano zmiany kadry urzędniczej stawiając na osoby młode (często świeżo po studiach), zorientowane na Zachód i prezentujące inną, nie post-sowiecką kulturę polityczną, wprowadzono zasadę rotacji na stanowiskach administracyjnych oraz znacząco (nawet 15-20-krotnie) podniesiono pensje osobom pracującym na stanowiskach w administracji przy jednoczesnym zaostrzeniu kar za przestępstwa korupcyjne. Postawiono zarzuty skorumpowanym urzędnikom (także deputowanym, sędziom, a nawet wiceministrom), a najbardziej przekupne, sprzedajne i zepsute instytucje państwowe, jak np. policję drogową, rozwiązano i zbudowano od podstaw. Jakie przyniosło to następstwa? Zorientowaną na obywatela, przejrzystą, kompetentną oraz działającą w myśl przepisów i zasad etycznych administrację państwową. Nie można zapominać także o znienawidzonej przed „Rewolucją Róż” policji, która w 2010 roku według badań Transparency International została uznana za najmniej skorumpowaną na świecie w oczach obywateli danego państwa.
Radykalnej przebudowie została poddana sfera gospodarcza. Nastąpiła daleko posunięta deregulacja, skrajnie ułatwiono założenie własnej firmy (dziś wystarczy do tego wyłącznie Internet), znacząco odchudzono biurokrację, zlikwidowano niepotrzebne urzędy, ministerstwa oraz departamenty. System podatkowy został znacząco uproszczony, zaś same stawki podatkowe obniżone, dzięki czemu Gruzja zaczęła absorbować ogromne ilości kapitału zagranicznego oraz nowych inwestycji. Korzystny klimat inwestycyjny oznaczał także rozpoczęcie gruntownej prywatyzacji. Skutkiem przytoczonych powyżej działań jest niebagatelny awans Gruzji we wszystkich rankingach wolności gospodarczej, z 8 miejscem w 2014 roku w prestiżowym „Doing Business” na czele (dla porównania Polska zajęła 45 miejsce). Wreszcie, po konflikcie rosyjsko-gruzińskim, udało się rządzącemu obozowi znaleźć nowe, nierosyjskie rynki zbytu dla gruzińskich towarów, co zapobiegło załamaniu się gruzińskiego eksportu oraz siłą rzeczy poprawiło jakość gruzińskich produktów
Dojście do władzy Saakaszwilego rozpoczęło także proces reorientacji polityki zagranicznej prowadzonej przez Gruzję. Tbilisi obrało jednoznacznie prozachodni kurs, jednoznacznie opowiadając się za intensyfikacją współpracy z Sojuszem Euroatlantyckim oraz Unią Europejską. Gruzja, blisko kooperując z NATO w misjach w Kosowie, Afganistanie i Iraku, rozpoczęła budowę lojalnego i pewnego sojusznika „zachodu”, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Zmodernizowała swoją armię dostosowując ją w dużym stopniu do standardów armii natowskich. Z drugiej strony Saakaszwili do czasu wyborów parlamentarnych w 2012 r. aktywnie dążył do zacieśnienia relacji z Unią Europejską, aktywnie uczestnicząc m.in. w programie Partnerstwa Wschodniego. Po przegranych przez jego partię wyborach parlamentarnych nieco usunął się w cień, oddając stery nowej ekipie rządzącej. Jednakowoż nie zmienia to faktu, iż w ogromnej części jest on architektem parafowania na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie (11.2013 r.) Umowy Stowarzyszeniowej oraz Umowy o Wolnym i Pogłębionym Handlu pomiędzy Brukselą a Tbilisi. W pewnym stopniu to także polityka Saakaszwilego pozwoliła w trudnych ekonomicznie dla Gruzji czasach na uzyskanie kredytów od Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Jak ważny jest klimat polityczny w negocjacjach z tą instytucją pokazuje nam przykład Węgier, czy nawet pogrążonej w kryzysie fiskalnym i politycznym Ukrainy. Nie wolno zapominać również o pokojowym sposobie odzyskania przez Gruzję kontroli nad niesterowalną przed 2003 r. Adżarią. Fakt ten jest tym ważniejszy, iż terytorium Adżarii to istotny węzeł komunikacyjny tj. jedyna dobrej jakości droga łącząca Gruzję z Turcją, kolej do portu w Batumi (i sam port) oraz terminal naftowy.
W sferze symbolicznej jednoznacznie odcięto się czasów sowieckich. Usunięto symbolikę związaną z poprzednim ustrojem, ograniczono dostęp do stanowisk państwowych byłych wysokich funkcjonariuszy partii komunistycznej. Wizja forsowana przez Saakaszwilego odniosła skutek – daleko posunięta dekomunizacja oraz lustracja okazała się skuteczniejsza niż w większości państw Europy Środkowej po 1989 r. Zerwanie z przeszłością miało wymiar zresztą nie tylko symboliczny wymiar – to za czasów Saakaszwilego w Gruzji z powrotem pojawiły się, rzadko w latach 90-tych widziane, regularne dostawy prądu i ciepłej wody.
Za czasów prezydentury Saakaszwilego znacząco zmodernizowano też gruzińską edukację oraz naukę przystosowując je do zachodnich norm i standardów m.in. poprzez postawienie na naukę języka angielskiego wprowadzanie do edukacji wyższej rozwiązań opartych na systemie bolońskim, komputeryzację szkół czy unifikację egzaminów na studia wyższe. Dość stwierdzić, iż nakłady na edukację i szkolnictwo wyższe zostały procentowo zrównane z kilkoma krajami dzisiejszej UE.
Metamorfoza miała miejsce także w dziedzinie gruzińskiej infrastruktury. Lata 2003-2013 to okres wielkich inwestycji w tym zakresie. Nastąpiła wówczas dynamiczna rozbudowa miast. Powstały nowe, wysokiej jakości drogi i mosty, stare zaś w większości wyremontowano. Przebudowano połączenia kolejowe i zainwestowano w nowe terminale lotnicze w Tbilisi oraz Batumi. Skutek? Oprócz znaczącej poprawy komfortu życia samych Gruzinów, nastąpił konsekwentny wzrost liczby odwiedzających ten kraj turystów. W Gruzji pojawiły się nowe pensjonaty i hotele o wysokim standardzie, także znanych na świecie sieci hotelowych, jak Radisson, Marriott, Sheraton czy Hilton. Rozwinięto również sieć informacji turystycznej. Za egzemplifikację udanej inwestycji infrastrukturalnej, przynoszącej dochody z turystyki, może posłużyć otwarty w styczniu 2010 roku nowy kurort narciarski – Mestia. Ogromnym ułatwieniem dla odwiedzających Gruzję było zniesienie wiz dla obywateli Unii Europejskiej oraz innych krajów, między innymi Turcji, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Szwajcarii i Japonii. Co ciekawe, pomimo konfliktu z 2008 r., Gruzja pozostaje turystyczną destynacją dla wielu obywateli rosyjskich.
Cena transformacji i błędy obozu rządzącego
Rewolucja to nie przechadzka po Newskim Prospekcie zwykł mawiać kiedyś Włodzimierz Lenin. Jeśli miast „rewolucji” wstawimy słowo „transformacja”, to ów cytat będzie adekwatny do opisania całości przemian ustrojowych, politycznych, gospodarczych i kulturowych w państwach byłego Związku Sowieckiego lub od niego zależnych. Proces ten, rozpoczęty podczas „Jesieni Narodów” nabrał w Gruzji dynamiki dopiero pod rządami prezydenta M. Saakszwilego. Nie ulega bowiem wątpliwości, że tak radykalna i dogłębna przebudowa, a w zasadzie podźwignięcie państwa z ruiny, musi generować poważne koszty społeczne, czego akurat my jako Polacy powinniśmy po „terapii szokowej” L. Balcerowicza i jego zachodnich inspiratorów mieć pełną świadomość.
Nie udało się Saakaszwilemu uniknąć znaczących pomyłek, niedociągnięć i błędów w prowadzonej w latach 2003-2013 polityce gospodarczej. Przede wszystkim zauważalny jest ewidentny brak zrównoważenia inwestycji zagranicznych w Gruzji. Oznacza to zbyt duży udział inwestycji podmiotów zagranicznych i międzynarodowych w rynek finansowy i nieruchomości, przy równoczesnym zaniedbaniu innych, równie kluczowych (a może nawet i długoterminowo ważniejszych) branż. Kolejnym istotnym defektem jest niewydolność, a czasem wręcz zapaść niektórych sektorów gruzińskiej gospodarki np. sektora rolniczego. Kolejnym problemem jego niezwykle niska wydajność (około 50% zatrudnionych w rolnictwie, niecałe 10% PKB). Co więcej, tajemnicą poliszynela jest, że niejasne powiązania niektórych polityków czy urzędników związanych z biznesem, a kojarzonych ze Zjednoczonym Ruchem Narodowym, powodowały wypływanie części pieniędzy ludzi obozu władzy na Cypr czy Kajmany.
Obrany model transformacji gospodarczej oprócz boomu inwestycyjnego i wszystkich pozytywnych skutków wcześniej warunkował dalekosiężne, dotkliwe społecznie konsekwencje. Jednym z najważniejszych skutków tamtejszego modelu transformacji jest ogromna skala ubóstwa (od 20-30%). Współczynnik Giniego, obrazujący rozwarstwienie, wynosi tam 0,408 – jest wyższy niż w jakimkolwiek kraju Europy, a zarazem zbliżony do skrajnie rozwarstwionych pod tym względem USA. Kolejnym z nich jest z pewnością wzrastający od 2003 r. się permanentnie wysoki poziom bezrobocia według różnych obliczeń zbliżające się nawet do 17% (plus bezrobocie ukryte). Natomiast w grupie wiekowej 16-24 lata niezatrudnionych w 2011 roku było aż 35,6% młodych Gruzinów. Kolejnym elementem jest zarzucenie przez Saakaszwilego i jego ekipę jakiegokolwiek dialogu społecznego skutkujący słabą pozycją związków zawodowych i marginalizacją praw pracowniczych. Za swoistą „wisienkę na torcie” można uznać proces komercjalizacji służby zdrowia, w skutek którego sytuacja szerokiego segment u gruzińskich obywateli stała się w zakresie opieki zdrowotnej iście dramatyczna.
Dekada 2003-2013 to także czas daleko posuniętych słabości dotykających najważniejszych aspektów gruzińskiej demokracji oraz szeroko rozumianej polityki wewnętrznej. Brak zawodowej służby cywilnej przed Rewolucją Róż, połączony z nową polityką kadrową, spowodował przemieszanie się aparatu partyjnego z aparatem państwowym i zawłaszczenie wielu prominentnych posad przez ludzi związanych z Zjednoczonym Ruchem Narodowym. Widać to np. w obszarze sądownictwa i wymiarze sprawiedliwości, gdzie pomimo powziętych reform, dyspozycyjność i zależność sędziów od klasy politycznej stanowi od Rewolucji Róż przykry konstans. Saakaszwili nie stworzył także skutecznych mechanizmów kontroli nad resortami siłowymi, które w niektórych aspektach zaczęły przypominać swoiste „państwo w państwie”, co jest zjawiskiem typowym dla reżimów niedemokratycznych. Na domiar tego w opisywanej dekadzie opozycja parlamentarna i pozaparlamentarna była stale marginalizowana m.in. poprzez utrudnienia w dostępie do najważniejszych kanałów telewizyjnych, zaś sposób przywództwa politycznego obozu władzy oraz utrudnienia administracyjne niekorzystnie wpływały na powstanie i działalność jakichkolwiek ruchów opozycyjnych. Państwo gruzińskie po 2003 r. osłabiło zarazem znacznie siłę oraz pozycję sektora pozarządowego i NGOsów, które w fermencie procesów politycznych i społecznych zagubiły po 2003 r. ich tradycyjną rolę, stając się niejako zapleczem kadrowym dla administracji.
„Mała wojna, która wstrząsnęła światem”
Nie ulega wątpliwości, że jednym z najpoważniejszych aktów oskarżenia wobec Saakaszwilego zarówno w oczach opinii międzynarodowej, jak i na arenie wewnętrznej, jest kwestia rosyjsko-gruzińskiej wojny z 2008 r. Dokładna opis przyczyn i przebiegu owego konfliktu wymagałaby osobnej analizy, warto jednakowoż przypomnieć pewne wątki z nim związane, a następnie powiązać je z decyzjami i postawą M. Saakaszwilego oraz jego obozu politycznego. Warto oddać głos Georgijowi Chaindrawie, gruzińskiemu politykowi i reżyserowi filmowemu, byłemu ministrowi ds. rozwiązywania konfliktów, którego opinia na temat tego konfliktu odzwierciedla stanowisko niemałej części gruzińskiego społeczeństwa:
Saakaszwili jest idiotą. I przestępcą. Bo człowiek, który nie rozumie, że Rosja i jej wojenna machineria były, są i pozostaną imperialistyczne, człowiek, który nie potrafi przewidywać na dwa ruchy do przodu, który nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się w polityce międzynarodowej, jest idiotą. Kompletnym. On wciągnął Gruzję w wojnę z Rosją, której Gruzja nie jest w stanie prowadzić.
Nie podlega dyskusji, że pod względem militarnym wojna z 2008 r. była dla Gruzji porażką. Porażka ta mogła być jeszcze bardziej dotkliwa, wszakże nie wolno zapominać, iż w tych gorących dniach rosyjskie czołgi były zaledwie o 2 godziny drogi od Tbilisi. Wyłącznie dzięki politycznej decyzji Kremla rosyjskie wojska zostały wycofane, a w Gruzji nie został zainstalowany np. marionetkowy, uzależniony od Kremla rząd. Wynika z tego, iż Saakaszwili decydując się na otwarty konflikt ze stroną rosyjską postawił w zasadzie na szali niepodległość Gruzji. Kolejnym rezultatem konfliktu była terytorialna utrata przez Gruzję Abchazji i Osetii Płd. Jeśli chodzi o reperkusje międzynarodowe, to po wojnie reputacja Saakaszwilego w UE uległa drastycznemu pogorszeniu. Za symptomatyczny możemy uznać raport szwajcarskiej dyplomatki Heidi Tagliavini, która wychodząc z założenia „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek” przypisała jednak bezpośrednią odpowiedzialność za wybuch wojny stronie gruzińskiej. Sam dokument można krytykować za jego niekompletność, pomijanie wielu aspektów oraz bagatelizujący rolę Moskwy – nie przeszkadzało to jednak, aby został zaakceptowany przez UE, dla której był najzwyczajniej w świecie wygodny, ponieważ nie zadrażniał ponad miarę stosunków z Federacją Rosyjską.
Niemniej po kilku latach trzeba podkreślić, że sprawa wybuchu wojny nie jest tak jednoznaczna, jak kreśli ją większa część zachodniej opinii publicznej. Zasadne jest postawienie pytania, czy wojna rosyjsko-gruzińska w ogóle była do uniknięcia. Według niektórych badaczy i analityków, po szczycie NATO w Bukareszcie w 2008 r. nie istniał już inny niż otwarty konflikt pomiędzy Rosją a Gruzją scenariusz. Warto zastanowić się nad tezą, czy do wybuchu konfliktu w ogóle by doszło, gdyby Gruzja uzyskała na powyższym spotkaniu postulowany przez USA czy Polskę Membership Action Plan, zamiast mętnych i niejasnych deklaracji zachodnich polityków, które w konsekwencji mogły ośmielić Kreml do podjęcia określonych kroków. Wydaje się, że niejasny do sierpnia 2008 r. status Abchazji i Osetii Płd. mógł nie być prawdziwą przyczyną rozpoczęcia konfliktu. Powinno się zwrócić uwagę także na takie stanowisko, albowiem wydaje się, że przyczyny wojny rosyjsko-gruzińskiej nie były tak czarno-białe, jak chcieliby tego politycy zachodni, za wszelką cenę usiłujący utrzymać dobre relacje z Moskwą. Jak bowiem pisał nieżyjący już Ron Asmus, znakomity analityk, a także zwolennik akcesji Gruzji do NATO w swojej głośnej książce Mała wojna, która wstrząsnęła światem. Gruzja, Rosja i przeszłość Zachodu:
Prawdziwym powodem wojny był konflikt między Gruzją a Rosją narastający wokół starań Tbilisi o wyzwolenie się ze swojej quasi-kolonialnej podległości wobec Moskwy i połączenie z demokratycznymi państwami Zachodu. Doszło do tej wojny, ponieważ Gruzini pragnęli zagwarantować sobie bezpieczeństwo, suwerenność i niepodległość poprzez zbliżenie z Zachodem, wejście do struktur NATO, a następnie Unii Europejskiej. Moskwa była tymczasem w równym stopniu zdeterminowana, aby nie dopuścić do takiego obrotu wydarzeń i by utrzymać Gruzję w swojej strefie wpływów. Kreml był więc gotów wykorzystywać i manipulować konfliktami dotyczącymi Abchazji i Osetii Płd., żeby skutecznie sabotować prozachodnie aspiracje Gruzinów, osłabić demokratycznie wybrany rząd M. Saakaszwilego oraz doprowadzić do zmiany władzy.
Nawet jeśli uznamy słuszność powyższego cytatu, musimy pamiętać, że poprzez konflikt z 2008 r. Gruzja poniosła spektakularną porażkę, a Rosja osiągnęła finalnie swój cel – proces rozszerzenia NATO został zablokowany, znienawidzony przez rosyjskich decydentów Saakaszwili poniósł w oczach zachodniej opinii publicznej ogromne straty wizerunkowe, a Gruzja straciła znaczną część swojego terytorium.
Dlaczego era Saakaszwilego dobiegła końca?
Koszty transformacji i powstałe patologie oraz słabości państwa gruzińskiego na niwie ekonomiczno-społecznej z transformacją związane wbrew pozorom nie musiały być najważniejszymi przyczynami końca ery Saakaszwilego. Odczuwalne w Gruzji było zmęczenie sposobem sprawowania władzy przez jego obóz polityczny, a szerzej irytacja i zniecierpliwienie, spowodowane całokształtem realizowanej w latach 2003-2012 polityki wewnętrznej. Znaczna część społeczeństwa słusznie krytykowała brak niezależności mediów i sądownictwa oraz restrykcyjną politykę władzy wobec przeciwników politycznych. Autorytatywny model przywództwa w wykonaniu Saakaszwilego przestawał być skuteczny i społecznie popularny wraz z procesem stopniowego wyczerpywania się jego charyzmatyczności. Charyzmatyczności, dodajmy, stanowiącej podstawy jego legitymizacji. Wydaje się, że, zmęczeni kosztami radykalnej transformacji politycznej, gospodarczej i mentalnościowej, gruzińscy obywatele dokonali personalizacji wszystkich problemów i bolączek Gruzji, skupiając je jak w soczewce na osobie popularnego w Polsce „Miszy”.
„Georgia. Europe started here”
Starając się dokonać bilansu prezydentury Saakaszwilego oraz jego obozu politycznego należy podjąć próbę „zważenia” analizowanych w niniejszym tekście osiągnięć oraz porażek będących udziałem byłego już prezydenta i jego otoczenia. Nie ulega kwestii, że Saakaszwili nie jest politykiem bez wad, zaś jego styl sprawowania władzy i ogromne koszty społeczne reform mogą, a nawet powinny zostać oceniane negatywnie. Nie dziwi to, że nawet liberalni ekonomiści czy komentatorzy krytykują brak zastosowania przy tak radykalnej przebudowie modelu ekonomicznego jakichkolwiek „poduszek bezpieczeństwa” dla uboższej części społeczeństwa. Saakaszwilemu zdarzały się również kardynalne błędy, jak np. ocena sytuacji, własnego potencjału i nastawienia otoczenia międzynarodowego w przededniu wojny rosyjsko-gruzińskiej. Prawdą jest także to, że to m.in. poprzez przyzwalanie na istnienie i funkcjonowanie w życiu publicznym rozmaitych patologicznych mechanizmów byłemu prezydentowi skończył się po prostu społeczny kredyt zaufania, legitymizacja bazująca na jego autorytecie i charyzmie.
Jestem jednak daleki od czarnowidztwa w ocenie Micheila Saakaszwilego. Dzięki jego rządom Gruzja stała się absolutnym wyjątkiem na terenie całego obszaru postradzieckiego. Oprócz wymownych osiągnięć w infrastrukturze, gospodarce czy edukacji wykonał niebywałą pracę pozbywając się trapiącej Gruzję niczym rak korupcji. Drakońska terapia wstrząsowa pozwoliła na napływ do niezwykle ubogiej i zacofanej Gruzji dużego kapitału zagranicznego, którego przyciąganie i stabilne funkcjonowanie jest bolączką większości państw byłego ZSRR. Z państwa upadłego (w najlepszym wypadku państwa słabego) uczynił Gruzję krajem o gospodarce wolnorynkowej, z wolnymi, demokratycznymi wyborami i o prozachodniej orientacji geopolitycznej. Trudno zaprzeczyć, że czyni to dzisiejszą Gruzję państwem absolutnie wyjątkowym w skali całego regionu Europy Wschodniej i Kaukazu Płd., o Azji Centralnej nie wspominając.
Bezsprzecznie Gruzja może funkcjonować dziś jako alternatywa dla powszechnie przyjętego po 1991 r. modelu rozwojowego na obszarze postsowieckim. Sam zaś Saakaszwili może być przykładem skuteczności, woli politycznej i wizji reformatorskiej dla innych przywódców w regionie. Aby zobaczyć prawdziwą skalę osiągnięć Saakaszwilego należy spojrzeć na Gruzję oraz na inne państwa postsowieckie i porównać ich rozwój i położenie w 2003 i 2013 roku. Kończąc chciałbym sparafrazować Pawła Kowala, który odpowiadając jakiś czas temu krytykom sytuacji politycznej i gospodarczej na Ukrainie pytał – gdzie byłaby dziś Ukraina gdyby nie Pomarańczowa Rewolucja? Postawmy więc takie następujące pytanie – gdzie byłaby dziś Gruzja, gdyby nie Rewolucja Róż i dekada rządów Micheila Saakaszwilego?
Autor jest doktorantem na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego oraz magistrantem studiów euroazjatyckich w Instytucie Nauk Politycznych UW.