Andrzej Zapałowski: Nie musimy być ambasadorem Ukrainy

Andrzej Zapałowski: Nie musimy być ambasadorem Ukrainy

right_sector_odessaZ dr. Andrzejem Zapałowskim, historykiem, wykładowcą akademickim, ekspertem ds. bezpieczeństwa, prezesem rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, rozmawia Mariusz Kamieniecki.

Jak ocenia Pan decyzję parlamentu Ukrainy, który potępił uchwałę polskiego Sejmu i Senatu w sprawie uznania zbrodni wołyńskiej za ludobójstwo i ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP?

– W polityce międzynarodowej jest pewna celowość działań. Jeżeli się zastanowić nad głosowaniem dwóch trzecich ukraińskich posłów w tej właśnie sprawie, to widać wyraźnie, że zareagowali w ten właśnie sposób w strachu przed własnym elektoratem, któremu przez lata wbijali w głowy, że OUN i UPA to chluba Ukrainy. Tak naprawdę ci posłowie są już zakładnikami własnego nacjonalistycznego zaplecza. Wymaganie od tej części ukraińskich parlamentarzystów racjonalności i trzeźwego spojrzenia na historię to mniej więcej tak jakby od człowieka uzależnionego oczekiwać trzeźwej oceny swojego postępowania.

W uchwale ukraińskiego parlamentu pojawia się wątek o „upolitycznieniu tragicznych stronic ukraińsko-polskiej historii”. Czy mówienie prawdy to polityka…?

– Dla tej części posłów ukraińskich wszystkie działania to tylko polityka i biznes. I właśnie przez ten pryzmat także oceniają uchwałę polskiego Sejmu i Senatu. Ci ludzie są odporni, co więcej, zamknięci, na argumenty i głusi na fakty. O upolitycznieniu ludobójstwa, do którego doszło na Wołyniu, moglibyśmy mówić w sytuacji, kiedy zaczęlibyśmy z Ukraińcami negocjować stanowisko w tej sprawie.

Skoro ukraińscy deputowani twierdzą, że uchwała polskiego parlamentu „przekreśla osiągnięcia wieloletniego dialogu historycznego”, to może proszę przypomnieć naszym Czytelnikom, jak na przestrzeni lat ten dialog wygląda?

– Zasadniczo on się zaczął od konferencji, których organizatorem było środowisko 27. Wołyńskiej Dywizji AK i Związek Ukraińców w Polsce. W większości wspomniane konferencje odbywały się w Rembertowie, w siedzibie Akademii Obrony Narodowej. Po konferencjach wychodziły publikacje z referatami stron i protokoły rozbieżności. Wyszło, o ile się nie mylę 10 tomów. Wspomniane konferencje zerwał Związek Ukraińców w Polsce, który reprezentował także państwo ukraińskie. Poza tym były jeszcze spotkania polskich i ukraińskich historyków.

Jak Ukraińcy wyobrażają sobie dialog historyczny, pojednanie, o których jest także mowa w uchwale ukraińskiego parlamentu?

– Problem jest w tym, że na czele ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej stoi Wołodymyr Wiatrowicz – osoba jednoznacznie zdyskwalifikowana przez środowiska naukowe na świecie jako kłamca historyczny i manipulator. Większość historyków ukraińskich prezentuje stanowisko narzucane przez ten urząd, bo w innym przypadku mogłoby to doprowadzić do utraty przez nich pracy. Są oczywiście ukraińscy historycy, którzy rzetelnie starają się podchodzić do tych tematów, ale są to bardziej rodzynki w torcie.

Jak decyzja Werchownej Rady ma się do gestu prezydenta Ukrainy podczas szczytu NATO w Warszawie, a także do późniejszej wspólnej deklaracji prezydentów Dudy i Poroszenki w Kijowie odnoszącej się do 25-lecia relacji polsko-ukraińskich, gdzie pozytywnie oceniono m.in. wysiłki na temat wyjaśniania trudnych momentów wspólnej przeszłości?

– Oficjalne gesty strony ukraińskiej to tylko gra polityczna, a nie chęć realnego przeproszenia i wypracowania porozumienia w tej sprawie. Takie postawy jak prezydenta Petra Poroszenki w Warszawie to bardziej taktyka dyplomatyczna, która w rzeczywistości nie przekłada się na politykę państwa. Tym bardziej tego pozoranctwa nie należy traktować poważnie.

Czy uchwała, o której rozmawiamy, nie jest uderzeniem w polską rację stanu i z jaką reakcją powinna się spotkać ze strony polskiego rządu?

– Polski rząd powinien zachować milczenie i daleko idącą powściągliwość, a w wymiarze politycznym i gospodarczym na arenie międzynarodowej przestać spełniać rolę ambasadora Ukrainy. Nasze społeczeństwo oczekuje zaprzestania przez polski rząd finansowania państwa, które jawnie działa przeciwko polskim interesom. Nie może być tak, że my będziemy w pewnym sensie utrzymywać kraj kąsający rękę, która pomaga mu przetrwać.

Co oznaczałaby bierność wobec takiego zachowania?

– Po trzykroć naiwność, która będzie skutkowała z czasem coraz bardziej zwielokrotnionym tupetem ze strony Ukrainy. To także będzie wskazówką dla innych państw, że Polska jest krajem, który można upokarzać i eliminować z poważnej gry. Warto pamiętać, że w polityce międzynarodowej duże znaczenie ma prawdopodobieństwo odwetu politycznego.

Czy i w jaki sposób ta uchwała może wpłynąć na stosunki polsko-ukraińskie?

– Myślę, że w dwóch wymiarach. Po pierwsze, w społeczeństwie polskim dochodzi do coraz większego upowszechnienia wiedzy o ludobójstwie na Wołyniu. Tutaj pewną cezurą będzie film pt. „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego. To, że Ukraina dezawuuje fakty w tej sprawie, spowoduje wzrost postaw społecznych w postaci dystansowania się od tego państwa. Już dziś analitycy polityczni wskazują, iż spadek poparcia dla obecnego rządu występuje przy działaniach „na siłę” wspierających Ukrainę. Po drugie, presja społeczna będzie powodowała zmianę nastawienia głównych partii politycznych do Kijowa.

Czy w tym kontekście potrzebna jest rewizja polityki Polski wobec Ukrainy, zwłaszcza polityki historycznej, i czym na dłuższą metę może oznaczać jej brak?

– Tak jak pan zauważył, Ukraińcy wykorzystują politykę historyczną do osiągania swoich celów, a nie do dążenia do obiektywnej prawdy. Proszę zwrócić także uwagę, iż główne dzieła historyczne z zakresu ludobójstwa to nie dokonania zawodowych historyków, np. książka „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945” Władysława i Ewy Siemaszków. To oni dokonywali zwrotów w polskiej polityce historycznej. Pytanie: gdzie w tym czasie było setki profesorów historii? Tych doktorów, którzy pisali prawdę, nierzadko nie dopuszczało się do habilitacji. Proszę zobaczyć, na uczelnie Polski Wschodniej, ile jest tam jeszcze niezbadanych białych plam z tego tematu.

Co spowodowało, że mimo wcześniejszych zapowiedzi ukraińscy deputowani nie zajęli się projektami rezolucji adresowanej do polskich parlamentarzystów o m.in. upamiętnienie „ofiar ludobójstwa dokonanego przez państwo polskie na Ukraińcach w latach 1919-1951”?

– Ta część ukraińskiej klasy politycznej, która głosowała za potępieniem uchwały polskiego parlamentu, jest wyrachowana, ale w większości z całą pewnością nie jest głupia i naiwna. Uchwała, o której pan mówi, wywołałaby kompromitację ukraińskiego parlamentu w świecie poprzez jawne zakłamanie historii i naciąganie faktów. Przecież największe uniwersytety w Europie i Stanach Zjednoczonych mają katedry zajmujące się Europą Wschodnią. Ich pracownicy zazwyczaj są zapleczem dla wielu polityków. Ich zdanie w tej sprawie kompromitowałoby całe państwo ukraińskie.

Jaka jest Pańska ocena planów uhonorowania przez prezydentów Andrzeja Dudę i Petra Poroszenkę tych Polaków i Ukraińców, którzy – jak to określił prezydencki minister Krzysztof Szczerski – „zachowali człowieczeństwo w czasach tragedii i zbrodni”?

– W tym wypadku nie sądzę, żeby potrzebne nam było towarzystwo. Każde państwo powinno honorować takie osoby z osobna. Korzystajmy z doświadczeń innych, np. Izrael nie robi tego razem z Niemcami. Polska ma wobec wielu Ukraińców dług wdzięczności i powinna go zadośćuczynić. Jeżeli Ukraina ma takich Polaków i jeśli tak bardzo chce, to niech ich sama uhonoruje.

 

Artykuł opublikowany pierwotnie na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/166361,nie-musimy-byc-ambasadorem-ukrainy.html

 

Fot. Wikimedia Commons

Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Powrót na górę