- przez admin
Z dr. Andrzejem Zapałowskim, historykiem, wykładowcą akademickim, ekspertem ds. bezpieczeństwa, prezesem rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Czy film „Wołyń” może być odczytany przez Ukraińców jako kość niezgody w relacjach z Polską?
– Myślę, iż tylko część nacjonalistycznych ukraińskich elit i ich zaplecze polityczne może uznać obraz „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego za film o wydźwięku antyukraińskim. Oczywiście będą oni starali się narzucić taki tok myślenia masom społecznym, co w początkowym okresie może im się udać. Jednakże w dłuższej perspektywie Ukraińcy ten film przyjmą poprawnie. Dlaczego kultura nie może być przestrzenią, która łączy, a nie dzieli? – W przypadku filmu „Wołyń” mamy do czynienia z dziełem fabularnym, które jest w najmniejszych detalach przesiąknięte realnym odniesieniem do rzeczywistości historycznej. W tym filmie dzieli przede wszystkim pokazanie prawdziwej roli, jaką w tradycji części tego narodu odegrał nacjonalizm ukraiński.
Co powoduje, że strona ukraińska pozbawia się możliwości zapoznania z tym filmem, dlaczego nie chce, aby jego pokaz doszedł do skutku?
– To przed wszystkim strach przed ujawnieniem manipulacji, jaka w ostatnich latach była i nadal jest obecna w życiu społecznym Ukrainy. Dla przeciętnego Ukraińca obejrzenie tego filmu będzie powodowało pytanie, jak to jest, że państwo będące „adwokatem” Ukrainy w Unii Europejskiej przedstawia tak różną od ukraińskiej interpretację historii. I tego obawiają się przedstawiciele władz, a zwłaszcza środowiska, które hołdują ideologii nacjonalizmu ukraińskiego. Wygląda na to, że historia w stosunkach polsko-ukraińskich ciągle jest balastem, a nie pomostem… – I nadal będzie balastem dopóty, dopóki Ukraina przynajmniej w części nie przyjemnie prawdy. Władze Rosji to zrobiły w odniesieniu do Katynia. Szef ukraińskiego parlamentu Andrij Parubij zwrócił się do polskich polityków, aby w interesie przyjaznych stosunków Polski i Ukrainy, biorąc pod uwagę wspólny front przeciwko rosyjskiemu imperializmowi, nie dokonywali żadnych ocen filmu „Wołyń”.
Jak Pan ocenia to pouczanie i sam ton…?
– To kolejny przykład, próba gry ludobójstwem na Wołyniu przez elity państwa ukraińskiego. Wszystko wskazuje, iż destabilizacja na Ukrainie – w różnych formach – będzie trwała jeszcze przez lata i pytanie brzmi: czy polscy politycy w tej sytuacji mają na ten temat milczeć? Apel Andrija Parubija odzwierciedla niski poziom tamtejszej elity politycznej, tym bardziej że sformułowanie takiego apelu przez przewodniczącego parlamentu jest faktycznie stanowiskiem państwa ukraińskiego.
Z jednej strony mamy odwołanie filmu „Wołyń”, z drugiej zaś ukraińskie władze z okazji Dnia Obrońców Ojczyzny oddają hołd UPA na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, gdzie padają słowa: „Gdyby nie było żołnierzy UPA, nie byłoby dziś Sił Zbrojnych Ukrainy”…
– Mało tego, jeden z wiceministrów obrony narodowej Ukrainy zaproponował, aby kolory banderowskie stały się oficjalnymi barwami sił zbrojnych tego państwa. Jest to nic innego jak forma zmuszenia m.in. Polaków, aby pod tą ukrytą formą oddawać honory barwom, które de facto symbolizują zbrodnie dokonane na naszym narodzie. To nic innego jak naigrawanie się z Polski i Polaków, a zarazem dowód na to, że części środowisk ukraińskich wcale nie chodzi o pojednanie, a wprost przeciwnie – o podsycanie antypolskich nastrojów. Tym bardziej takie działania powinny się spotkać ze zdecydowaną reakcją.
Wierzy Pan, że nadejdzie czas, kiedy historia przestanie być ciężarem dla nowego pokolenia Polaków i Ukraińców?
– Mam taką nadzieję, ale aby do tego doszło, w tym celu powinniśmy pomagać Ukraińcom zrzucić banderowski balast, zamiast go tolerować, a w niektórych przypadkach także niestety wspierać. Tylko prawda wyzwala.
Chciałbym poruszyć jeszcze kilka innych kwestii, a mianowicie Stany Zjednoczone, Kanada i Unia Europejska kontynuują sankcje wobec Rosji, a Ukraina, jak wiele wskazuje, nie. O co w tej sprawie może chodzić?
– To prawda, Ukraina nadal może się pochwalić ok. 10-procentową wymianą zagraniczną z Rosją, z którą niby prowadzi wojnę. Ponadto budżet Ukrainy jest jedną wielką katastrofą finansową, dlatego co innego mówią, a co innego rzeczywiście robią. W innym wypadku nie mieliby nikogo, komu mogliby „wcisnąć” wytworzoną własną produkcję. W tej sytuacji jest im wygodniej, aby to inni prowadzili wojnę gospodarczą z Rosją w ich imieniu niż oni sami. To obłudne, ale takie są fakty.
Czy politycy zachodni mają klapki na oczach, że tego nie widzą?…
– Owszem, widzą to, ale górę bierze interes. Na zachodzie mamy dwa poziomy stosunków z Rosją. Pierwszy to poziom polityczny, który charakteryzuje się deklaratywną konfrontacją przy jednoczesnych częstych wzajemnych spotkaniach. Drugi to poziom biznesu, który trwa w najlepsze, co więcej, jest rozwijany. Przykładem są tu chociażby misje gospodarcze Niemiec i Włoch na Krymie.
Jak podchodzi Pan do informacji podanej przez ministra Macierewicza, że Polska rozważa budowę śmigłowca wspólnie z Ukrainą. Chodzi o firmę Motor Sicz?
– Przez najbliższe lata możemy mówić tylko o wspólnych remontach określonych zespołów śmigłowców. Nic więcej. Proszę pamiętać, iż tak naprawdę nie wiadomo, co będzie z Ukrainą w najbliższej przyszłości, a tym bardziej z samym przedsiębiorstwem Motor Sicz. Penetracja tego obszaru przez Rosję jest tak duża, że zanim dojdzie do czegokolwiek, to pewne rozwiązania techniczne szybciej mogą się znaleźć na biurkach konstruktorów w Moskwie niż w Warszawie.
Czy mimo wszystko nie jest ryzykowne nawiązywanie współpracy z tym podmiotem i w ogóle z Ukrainą, która wyraźnie nie jest życzliwa Polsce?
– Obecnie Ukraina rozpaczliwie szuka kapitału, więc obieca każdemu wszystko, aby tylko otrzymać pieniądze. Wystarczy zobaczyć, jak Kijów realizuje zaliczkowane kontrakty na eksport uzbrojenia. Niektóre państwa czekają już latami na zamówiony i co więcej – na zapłacony towar. My także możemy latami czekać na efekty tej współpracy w postaci nowinek technicznych dla śmigłowców. Nie robi się takich projektów z państwem będącym w stanie wojny, nawet wojny wewnętrznej, bo jej wynik nie jest absolutnie pewny. Wiaczesław Bogusłajew, prezes ukraińskich zakładów Motor Sicz, w jednym z wywiadów w ubiegłym roku powiedział wyraźnie, że przez polski rynek otwiera się dla nich rynek europejski.
Wygląda na to, że Polska ma być trampoliną dla ukraińskiego koncernu, a co my będziemy z tego mieli?…
– Pytanie tylko, gdzie niby miałby być budowany w formie finalnej ten śmigłowiec? Dla mnie jest pewne, iż nie chodzi tu o śmigłowiec, ale o zdobycie dla Motor Sicz zamówień od zachodnich koncernów na określone podzespoły. Ukraińcy chętnie zastąpią polskich podwykonawców nie tylko w produkcji podzespołów do śmigłowców, ale także do samochodów osobowych. Dlatego wyciągając rękę do Ukrainy, trzeba się z tym liczyć i dbać przede wszystkim o polski interes narodowy.
Dziękuję za rozmowę.
Artykuł opublikowany na stronie: http://naszdziennik.pl/polska-kraj/168861,dlaczego-polscy-politycy-milcza.html