Andrzej Piskozub: Polityka regionalna Unii Europejskiej jako stymulator rozwoju turystyki

Andrzej Piskozub: Polityka regionalna Unii Europejskiej jako stymulator rozwoju turystyki
prof. dr hab. Andrzej Piskozub 
           
„Siła turystyki w regionach”: to hasło, zaczerpnięte z branżowej „Travel Trade Gazette” niech służy jako motto tego opracowania, dowodzącego że odpowiednia polityka regionalna Unii Europejskiej ma szanse stać się potężnym stymulatorem rozwoju turystyki i towarzyszących jej usług. Rzecz w tym jednak, aby były to regiony w pełni samorządne, a do tego posiadające własną osobowość kulturową, jako regiony historyczne o wielowiekowej tradycji.W tym kierunku postępuje decentralizacja największych państw członkowskich Unii Europejskiej, a wraz z nią tworzenie się zrębów przyszłej federacji europejskiej, w której nie dzisiejsze państwa narodowe, ale właśnie owe historyczno-kulturowe regiony tworzyć będą podstawowe jednostki terytorialne owego docelowego państwa europejskiego[1].
           
Akces Polski do Unii Europejskiej z dniem 1 maja 2004 roku, zbiegł się w czasie z niezwykle doniosłą nominacją przedstawiciela Polski, profesor Danuty Huebner, na komisarza Unii Europejskiej, kierującego właśnie polityką regionalną UE. Gdy nominacja ta została przez polskie mass-media nagłośniona, szerokie kręgi społeczeństwa naszego kraju zostały poinformowane, że jest to, co do znaczenia, druga w kolejności po komisji finansowej UE, najważniejsza komisja zintegrowanej Europy. Z czego znaczenie tej komisji się bierze? Stąd, iż Komisja Polityki Regionalnej UE, przyznając bardzo zróżnicowane fundusze inwestycyjne poszczególnym regionom Europy, jest potężnym „wyrównywaczem” szans rozwojowych poszczególnych obszarów Unii, przyspieszającym awans społeczny i gospodarczy regionów wcześniej zapóźnionych z obrzeża UE.
 
Przypomnijmy sobie dotychczasowe sukcesy w rozwoju takich zapóźnionych obszarów Irlandii, Portugalii, Hiszpanii, Italii, Grecji – aby per analogiam wyobrazić sobie możliwości w tym zakresie otwierające się przez dziesiątką nowych członków UE, przyjętych do Unii 1 maja 2004 roku. Pamiętajmy przy tym, iż potencjał Polski, mierzony liczbą jej ludności, jest niemal tak duży, jak łączny potencjał pozostałych dziewięciu nowych członków Unii; zaś wielkość przyznawanych nakładów, aczkolwiek nie proporcjonalna z zaludnieniem określonego obszaru, jest przecież w pewnej z wielkością tego zaludnienia korelacji. Do tego, z szesnastu polskich województw,odtąd traktowanych jako regiony UE, pięć zostało zakwalifikowanych jako szczególnie zapóźnione, a zatem wymagające odpowiednio zwiększonego dofinansowania ze strony Unii. Są wśród nich wszystkie cztery województwa „ściany wschodniej”, od 2004 roku będące obrzeżem Unii Europejskiej: podkarpackie, lubelskie, podlaskie i warmińsko-mazurskie; dopełnia ich liczbę, „zapóźniony dołek” we wnętrzu kraju, jakim jest województwo świętokrzyskie.
           
Pomijam w tym opracowaniu przegląd dotychczasowych dziejów polityki regionalnej integrującej się Europy, gdyż to już zamknięta przeszłość. Chcę się tu zająć dniem dzisiejszym, a jeszcze bardziej prognozą przyszłej polityki regionalnej Unii Europejskiej, tak jak ją postrzegam jako specjalista tak z zakresu historii i geografii cywilizacji, jak i z zakresu geografii historycznej.
 
Zakładam, że dotychczasowy rozwój integracji europejskiej, to dopiero faza wstępna, można rzec, Problem jednak w tym, ze raczkowanie owego procesu integracyjnego. Jest on jak dotąd, i będzie nadal, wyboistą drogą przez mękę w przezwyciężaniu egoistycznych interesów poszczególnych państw członkowskich Unii – dopóki będzie im przysługiwał fatalny w skutkach przywilej liberum veto, blokujący wszelkie konstruktywne projekty przekształcania obecnego związku „suwerennych” w swym mniemaniu i ambicjach państw członkowskich Unii w prawdziwie zintegrowane federalne państwo europejskie.
           
Czym było w skutkach owo fatalne prawo liberum veto uczą dzieje przedrozbiorowej poprzedniczki Unii Europejskiej – naszej unijnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Sparaliżowana przez owo liberum veto, zniosła je w Konstytucji Trzeciego Maja 1791 roku. Lecz konstytucja ta nigdy nie weszła w życie. Zagrożeni utratą tego przywileju posłowie, wezwali do pomocy w jej obaleniu carską Rosję. Jej interwencja wojskowa zniszczyła nie tylko próby konstytucyjnej reformy Rzeczypospolitej Obojga Narodów, lecz zarazem i ową naszą dawną ojczyznę, dobitą w rozbiorach 1793 i 1795 roku. Czy historia ta się powtórzy w odniesieniu do obecnej Unii Europejskiej? I dla niej przygotowano projekt konstytucji, poważnie ograniczający korzystanie przez zrzeszone w UE państwa narodowe z prawa liberum veto. Problem z wprowadzeniem tej konstytucji w życie polegał na tym, że musiały ją ratyfikować jednomyślnie wszystkie państwa członkowskie UE. Konstytucja została w ratyfikacji odrzucona przez dwa państwa „starej” Unii – Francję i Holandię. Wówczas opracowano złagodzoną wersję reformy UE, pod nazwą Traktatu Lizbońskiego. Tym razem „hamowniczymi” procesu integracji Europy stały się dwa państwa poszerzonej w 2004 roku Unii – Polska i Czechy, odwlekające ratyfikację i przyjmujące Traktat Lizboński jako ostatnie z 27 państw członkowskich UE. W obu przypadkach jako „konia trojańskiego” tej dywersji wykorzystywano Irlandię – jedyne państwo członkowskie Unii, którego konstytucja wymaga, aby wszelkie tego typu procesy ratyfikacyjne zatwierdzane były w powszechnym głosowaniu ludności; a w nim w obu przypadkach najpierw odrzucono projekt reformy Unii, aby dopiero w powtórzonym głosowaniu powszechnym przyjąć go, za cenę doraźnych korzyści dla Irlandii za to ustępstwo.
           
Obok federalizacji UE, drugim warunkiem usprawnienia polityki regionalnej Unii jest odbiurokratyzowanie machiny urzędniczej UE: nie wolno bowiem dopuszczać, aby biurokratyczna bezduszność blokowała lub utrudniała szanse „wyjścia z dołka” zwłaszcza najbiedniejszych okolic poszerzonej w XXI wieku z 15 do, na razie, 27 państw członkowskich Unii Europejskiej. Świadomie użyłem tutaj określenia „okolica” jako synonimu „regionu”, bo przecież łacińskie regio, z którego ten termin się wywodzi, to właśnie okolica: może być nią zarówno wieś, jak miasto, zarówno gmina, jak powiat, zarówno województwo, jak ponadwojewódzka „okolica”, czyli Kraj. Kraj – nie tylko w znaczeniu odrębnego „suwerennego” państwa, ale także dużej prowincji, o szerokich uprawnieniach autonomicznych, jak niemieckie Landy, czyli dosłownie Kraje, tego modelowego dla Europy państwa federalnego, zarówno w czasach jego dawnej cesarskiej przeszłości, jak i we współczesnej Republice Federalnej Niemiec. Stąd Lech Bądkowski, pomorski regionalista, swej doniosłej publikacji propagowaniu tej idei poświęconej, nadał właśnie tytuł O krajowości[2]. O krajowości, czyli federalizacji Polski na ponadwojewódzkie historyczne „krainy naczelne”, jak Wielkopolska i Małopolska i Mazowsze i Śląsk i Pomorze – polskie odpowiedniki niemieckich Landów.
           
Znacznie wcześniej Władysław Studnicki przedłożył Józefowi Piłsudskiemu w 1929 roku Projekt konstytucji decentralistycznej ze znamiennym podtytułem: „Szkodliwość centralizmu. Podział na kraje”. Artykuł pierwszy tego projektu konstytucyjnego głosił: „Polska dzieli się na siedem krajów, posiadających autonomię gospodarczą i kulturalną, określoną przez Konstytucję Państwa Polskiego[3]. KażdyztychkrajówposiadałbywłasnySejmKrajowy, zaś cały projekt nawiązywał do podobnie rozbudowanej samorządności dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
 
Tylko typowo polski kaprys spowodował, że projekt konstytucyjny Studnickiego nie został wzięty pod uwagę przy opracowywaniu konstytucji kwietniowej; gdy jeden z prominentnych rozmówców Piłsudskiego zauważył na jego biurku w Belwederze broszurę Studnickiego i zapytał: „Co to jest, Panie Marszałku?” – ten odpowiedział, żartując: „A to Studnicki proponuje mi siedem sejmów, podczas gdy ja z obecnym jednym nie potrafię sobie poradzić.” Bezmyślnie wiernopoddańcze otoczenie Piłsudskiego potraktowało ten żart jako dyrektywę i ów projekt konstytucji decentralizacyjnej nie doczekał się wykorzystania.
           
W projekcie tym Władysław Studnicki tak uzasadniał szkodliwość polityki centralizacyjnej: Poszczególne prowincje Polski słabo się rozwijają gospodarczo, gdyż nie posiadają własnych organów polityki ekonomicznej, własnego sejmu, który rozważałby sprawy podniesienia rolnictwa, przemysłu, handlu, rozwoju środków komunikacji, który byłby wyrazicielem potrzeb i interesów kraju i jego zbiorowym mózgiem gospodarczym, bo nie posiadają też rządu krajowego, wyrosłego z miejscowego gruntu, orientującego się w potrzebach kraju[4]. Gdy zastanawiamy się nad regionalnym rozwojem turystyki i towarzyszących jej usług, powyższa uwaga Studnickiego także i do nich w całej rozciągłości się odnosi.
           
Eugeniusz Kwiatkowski tak w 1946 roku oceniał szkodliwość międzywojennej polskiej polityki centralizacyjnej: Tak np. przed wojną nasza młoda biurokracja pragnęła wszystko załatwić sama, pragnęła, ze złym skutkiem zresztą, wyręczyć całe społeczeństwo w jego rozlicznych funkcjach. Z wielką szkodą dla państwa sparaliżowany został samorząd miejski, gospodarczy i terytorialny, samorząd narodowy i regionalny, samorząd instytucji społecznych i oświatowych[5]   
           
Feliks Konecznyw Polskim Logos a Ethos, ćwierć wieku przed tą wypowiedzią Kwiatkowskiego zalecał odradzającemu się z zaborów państwu polskiemu pozbycie się przez zaborców narzuconej mu biurokracji i powrót do tradycji samorządnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, piętnując ową biurokrację tymi słowami: Polsce została ona narzucona dopiero przez państwa zaborcze, a wznowione państwo polskie dopóty nie odnajdzie samo siebie, dopóty będzie się błąkało po manowcach, póki nie wytnie ze siebie tego pasożytnego nowotworu; jeżeli zaś nie zdobędziemy się na powrót do ustroju samorządnego, niepodległość sama będzie ciągle wystawiona na sztych, gdyż Polska biurokratyczna nie zdobędzie się na właściwą ewolucję społeczno-państwową. W razie dłuższego utrzymania państwowości biurokratycznej musiałby nastąpić rozłam między państwem a społeczeństwem, skutkiem czego państwo nie mogłoby się nigdy wzmocnić i nie mogłoby w ogóle stawiać sobie żadnego celu poza najprymitywniejszą walką o byt. Zachodzi tu bowiem wypadek uprawiania polityki – w tym polityki administracyjnej – wbrew strukturze społecznej, ewolucyjnie wyrobionej. Biurokracja nie należy zgoła, do ewolucji polskiej, a nawet jest duchowi narodowemu zgoła przeciwna. Zaprowadzono ją u nas przemocą obcego panowania, a pozostawiono po odzyskaniu niepodległości tylko siłą bezwładności, która nareszcie jednak przestanie działać… [6] .             
             
Niestety, przez cały „polski” wiek XX, pozostawało to niezmiennie „pobożnym życzeniem”.
Biurokracja w Polsce trwała w okresie międzywojennym, rozrastając się zwłaszcza w latach sanacyjnej dyktatury (1926-1939), utrzymywała się w Polsce Ludowej, gdzie wróżony przez Konecznego „rozłam między państwem a społeczeństwem” apogeum swe osiągnął w latach 80., podczas narzuconego społeczeństwu stanu wojennego. Również po roku 1989, w tak zwanej III RP, pleni się ona nadal. Wybrzydzającym obecnie (i słusznie), na biurokratyczne źdźbło dostrzegane w brukselskim oku, przypomnieć wypada biurokratyczną belkę, tkwiącą w oku miejscowym. Mamy zatem ewidentną receptę, na stymulację rozrostu inicjatyw lokalnych w dziedzinie turystyki i w towarzyszących jej usługach: pozbycie się narośli centralizacyjno-biurokratycznych i zastąpienie ich przez samorządność, dominującą w regionach wszystkich szczebli.
           
Władysław Studnicki tak przeciwstawiał osiągnięcia tradycyjnej decentralizacji Niemiec, fatalnym następstwom centralizacji władzy w porewolucyjnej Francji: Centralizacja w sprawach wspólnych, samodzielność w sprawach lokalnych, były czynnikiem wspaniałego rozwoju gospodarczego Niemiec od ich zjednoczenia w 1871 r. Ujemnym przykładem centralizacji państwowej wielkiego państwa może być Francja, która od wielkiej rewolucji francuskiej wielokrotnie zmieniała formę państwową, lecz zawsze pozostawała centralistyczną. Przy centralizacji państwowej rozwija się nadmiernie stolica na koszt lokalnych centrów. W stolicy koncentruje się życie umysłowe i gospodarcze; stolica rozwija się niepomiernie, wyciągając wszystkie żywotne soki z państwa; wszyscy czujący w sobie zdolności, posiadający ambicję wysunięcia się na jakiekolwiek bądź wybitne stanowisko, spieszą do stolicy, tam osiadają. Tymczasem gdyby prowincja miała odpowiednie centry, mogłyby one rozwinąć się samodzielnie i promieniować na całe państwo. Dzięki samodzielności poszczególnych części Rzeszy, Niemcy posiadają takie ośrodki naukowe, jak Heidelberg, Lipsk, nauki i sztuki jak Monachium itd., znakomite politechniki na prowincji jak Karlsruhe, Darmstadt itd. Centralizacji Francja zawdzięcza, ze posiada właściwie jedno tylko centrum umysłowe, bo uniwersytety prowincjonalne francuskie sa słabizną, gdy decentralistyczne Niemcy rozwinęły świetnie uniwersytety rozrzucone na całym swym terytorium [7].
           
Z osiadłym w Kanadzie Konradem, synem Władysława Studnickiego, poznałem się w 1964 roku, podczas jego pierwszych powojennych odwiedzin Polski. Od tego czasu jesteśmy w stałym kontakcie, konfrontując poszczególne opinie jego ojca ze współczesną rzeczywistością. Po swej podróży w 2004 roku po francuskiej prowincji, zachwycał się jej obecnym rozkwitem, tak odmiennym od jej stanu z okresu międzywojennego. Wystarczyło pół wieku uczestnictwa w procesie europejskiej integracji, aby dawne historyczne regiony Francji odżyły po półtora wieku ich regresu, spowodowanego przez unitarne państwo, stworzone przez „wielką” rewolucję francuską, godną poprzedniczkę rosyjskiej rewolucji bolszewickiej z 1917 roku.
           
Jest to wzorzec postępowania dla Polski i innych postkomunistycznych państw Europy, przyjmowanych do UE od 2004 roku. Idea decentralizacyjnej ewolucji Francji była starsza od powojennego procesu integracji europejskiej. By się o tym przekonać, wystarczy zajrzeć do niesłusznie później zapomnianego dwutomowego dzieła wydanego w 1934 roku pod tytułem Ruch regionalistyczny w Europie. Autorami jego rozdziałów odnoszących się do poszczególnych państw europejskich byli pochodzący z tych państw wybitni regionaliści, zaś redaktorem tej zbiorowej pracy był, także niesłusznie po wojnie zapomniany Aleksander Patkowski, uznawany w okresie międzywojennym za animatora i czołowego patrona regionalizmu polskiego[8] .
           
W dziele tym znajdujemy mapę podziału regionalnego Francji, odchodzącą od sztucznego, porewolucyjnego podziału Francji na niewielkie departamenty, o rozmiarach zbliżonych do małych województw polskich z podziału administracyjnego z lat 1975-1990, kiedy istniało ich aż 49; zamiast departamentów, na mapie tej znajdujemy znacznie większe jednostki terytorialne, nazwami i zasięgiem zbliżone do przedrewolucyjnych francuskich regionów historycznych. W końcu lat 60. minionego wieku, w związku z procesem integracji europejskiej, za podstawę jej funkcjonowania przyjęto podział Francji na 21 „regionów planowania” o nazwachhistorycznychregionówfrancuskich i o zasięgu podobnym, jak na tamtej międzywojennej mapie. Faktycznie one to stanowią obecny podział terytorialny Francji, chociaż formalnie nadal istnieje obumierający podział Francji na 90 departamentów.
           
Francja stanowi tu wzorzec ewolucji, w podobnym kierunku przebiegającej w innych państwach integrującej się Europy. W omawianej międzywojennej pracy znajdujemy mapy podziału regionalnego innych wielkich państw europejskich: Hiszpanii, Niemiec, Italii, niemal identycznego z obecnym podziałem administracyjnym tych państw. Nawiązują one do regionów historycznych w państwach tych ukształtowanych w głębokim średniowieczu, jeśli nie już w antyku. Taką jest tradycja włoska, zwłaszcza w cispadańskiej (położonej na południe od Padu) części Italii. Wystarczy spojrzeć w atlasie historycznym na jej podział regionalny sprzed dwóch tysięcy lat, kiedy powstawało Imperium Romanum. Znajdujemy tam te same co dziś nazwy historycznych regionów: Kampania, Lacjum, Toskania, Liguria, Venetia, Emilia, Umbria, Apulia, o zasięgu takim jak dziś, albo bardzo do niego zbliżonej. We wszystkich tych przykładach widzimy manifestację tradycji i tożsamości, z którymi dawna cywilizacyjna przeszłość Europy odnajduje się w obecnej cywilizacji europejskiej. W omawianej pracy brak rozdziału dotyczącego Grecji. A szkoda, gdyż antyczna tradycja historycznych regionów Hellady jest jeszcze o wiele wieków dawniejsza od tradycji italskiej. Tutaj także proszę porównać nazwy i zasięg regionów antycznych, z obecnym podziałem administracyjnym Grecji: w szczególności na Peloponezie, zbieżność obu tych podziałów jest nieomal całkowita.  
           
Stąd istotne jest, aby i dzisiejszy podział administracyjny Polski miał za podstawę jej przedrozbiorowy podział na regiony historyczne, o ich zasięgu zmodyfikowanym tylko o tyle, ile wymagają tego wymogi współczesności. Przyjęcie takiego podziału, analogicznego do regionów historycznych w innych państwach europejskich, byłoby najlepszą demonstracją polskiej tradycji i polskiej tożsamości w zintegrowanej Europie. Byłobytorealizacjątestamentupolitycznego Maurycego Mochnackiego, tak piszącego w epoce Powstania Listopadowego: Żeby wskrzesić naród, trzeba wynaleźć zatracone jego jestestwo, z bacznym względem na modyfikacje, którymi je czas zmienił i przekształcił. Nie improwizujemy Polski, ale z grobu wywołujemy Ojczyznę. Nie sporządzamy bez planu i architektów fantastycznego gmachu, ale wygrzebujemy z gruzów starożytną budowlę. We wskrzeszeniu ducha owych instytucji, owych praw i obyczajów, które niegdyś zdobiły republikańską monarchię polskiego narodu, mieści się wielka myśl politycznej restauracji[9] .
           
Należąc w latach 1990-1991 do funkcjonującego przy Urzędzie Rady Ministrów zespołu do opracowania koncepcji zmian w organizacji terytorialnej państwa, opublikowałem w biuletynie tego zespołu mój projekt autorski podziału Polski na dziewięć dużych województw, ze stolicami w największych miastach Polski[10] . Byłyby one partnerami we współpracy z podobnie dużymi regionami historycznymi Unii Europejskiej, jak Bawaria w Niemczech, Lombardia we Francji, Burgundia we Francji, czy Katalonia w Hiszpanii. Komentując ten projekt, geograf Teofil Lijewski zauważył, iż jego zdaniem posiada on jedną lukę: brak dziesiątego województwa ze stolicą w Katowicach. W odpowiedzi stwierdziłem, że o ile pozostałe są odpowiednikami dużych Landów niemieckich, ten byłby znacznie mniejszym, ograniczonym do otoczenia zagłębia górnośląskiego, odpowiednikiem niemieckiego Kraju Saary. Z takim uzupełnieniem lista województw Polski, nawiązujących do tradycji regionów historycznych, byłaby następująca: Wielkopolska z Poznaniem i Wielkopolska Wschodnia z Łodzią; Śląsk z Wrocławiem i Śląsk Wschodni z Katowicami; Małopolska z Krakowem i Małopolska Wschodnia z Lublinem; Mazowsze z Warszawą i Mazowsze Wschodnie z Białymstokiem, Pomorze ze Szczecinem i Pomorze Wschodnie z Gdańskiem[11] . Są to w sumie podwojone nazwy pięciu najdawniejszych „krain naczelnych Polski”.
           
Pogląd, jakoby klasyfikowanie regionów było czynnością skomplikowaną, z uwagi na ich rozmaitość i różnorodność, polega na nieporozumieniu. Typizacja regionów, istotna z punktu widzenia obsługi turystyki, prowadza je do trzech zaledwie grup:
             regionów geograficznych, badanych przez geografię fizyczną,
             regionów historycznych, badanych przez geografię historyczną,
             regionów administracyjnych, badanych przez geografię polityczną.
           
Geografia fizyczna wyodrębnia, bada i opisuje wyłącznie regiony przyrodnicze, powstałe bez ingerencji człowieka, dane przez naturę: góry, wyżyny, niziny, depresje, pojezierza, sieć wodną, wybrzeża, morza i oceany, itp. Istniały one przed pojawieniem się ludzi, chociaż oni, wykorzystując je dla swoich potrzeb, ingerują w to środowisko naturalne, przekształcając je z rozmaitym skutkiem. Między geografią fizyczną a geografią historyczną oraz geografią polityczną istnieje zasadnicza różnica: obie one nie zajmują się badaniami przyrody, lecz badaniami kultury, czyli rzeczywistości tworzonej przez człowieka. Różnica między geografią polityczną a geografią historyczną jest uwarunkowana przez różnice pomiędzy regionami administracyjnymi a regionami historycznymi. Regiony administracyjne to regiony obecnie istniejące; regiony historyczne można określić, jako „byłe regiony administracyjne”. Kiedy jakiś podział administracyjny zostaje zastąpiony przez następny, odmienny od dotąd obowiązującego, wówczas ten usunięty od razu przestaje być przedmiotem zainteresowania geografii politycznej, stając się odtąd przedmiotem zainteresowania geografii historycznej. Wynika z tego, że obie te dyscypliny naukowe zajmują się tym samym obszarem rzeczywistości, z tym, że geografia polityczna jego teraźniejszością, a geografia historyczna jego przeszłością.
           
W praktyce relacje pomiędzy geografią historyczną a geografią polityczną są zróżnicowane. Państwo przejmujące w swe granice ościenny region historyczny, może go przekształcić we własny region administracyjny. W tej sytuacji odrębność i osobowość takiego regionu historycznego trwa nadal. Gorzej jest, gdy w wyniku sporu dwóch lub większej liczby państw, o jakiś region historyczny, zostaje on przez te państwa rozerwany na części i sztucznie między nie podzielony. Jeśli podział taki utrzymuje się przez czas długi, lub wręcz bez końca, świadomość pierwotnej jego całości terytorialnej zanika. Z licznych tego w Europie przykładów, przytoczmy najpierw te z naszego najbliższego otoczenia. Podział w XV wieku regionu wschodniopruskiego między Królestwo Polskie i Krzyżaków trwał ponad trzy wieki, aż do pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej. W tym czasie Reformacja spowodowała trwałe zróżnicowanie kulturowe na katolicką Warmię i protestancką resztę podzielonego regionu. Po drugiej wojnie światowej region wschodniopruski został ponownie, zupełnie groteskowo „pod linijkę”, podzielony między Rosję i Polskę. Pokój westfalski w połowie XVII wieku podzielił Księstwo Pomorskie pomiędzy Szwecję i Brandenburgię; w efekcie Szwecja posiadała ujście Odry ze Szczecinem przez 72 lata a za Odrą, w tzw. Vorpommern i na Rugii panowała 167 lat – aż do 1815 roku. Po drugiej wojnie światowej ten region zachodniopomorski został ponownie podzielony między dwa państwa, podobnie jak w XVII wieku, z tym że to, co wcześniej otrzymała Brandenburgia, teraz przyznano Polsce, a to czym tak długo rządzili Szwedzi, teraz pozostawiono w Niemczech. W XVIII wieku Prusy zdobyły na Austrii niemal cały Śląsk, ale część regionu górnośląskiego pozostała przy pokonanych, jako tzw. Śląsk Austriacki, po pierwszej wojnie światowej podzielony między Czechosłowację i Polskę. Wówczas też przecięto granicą państwową dwa inne historyczne regiony Europy: w wyniku plebiscytu Szlezwik został podzielony między Niemcy i Danię, a ponad połowę austriackiego Tyrolu – bez plebiscytu i z całkowitym zignorowaniu zasady samostanowienia narodów – przekazano Italii. Jako ostatni przypomnijmy, dokonany wzdłuż Odry po drugiej wojnie światowej, podział Brandenburgii pomiędzy Polskę i Niemcy. Obecnie próbie reintegracji tak podzielonych regionów historycznych ma służyć ponadpaństwowa instytucja euroregionów.
           
Osobny problem stanowi około 40 miast europejskich, przeciętych granicą państwową. Tu niewątpliwy region historyczny, jakim jest miasto o wielowiekowej metryce, z politycznych przeszkód nie może stać się jednym regionem administracyjnym. W Polsce główne przykłady to Goerlitz/Zgorzelec oraz Guben/Gubin przedzielone Nysą Łużycką, Frankfurt/Słubice przedzielone Odrą oraz Cieszyn przedzielony Olzą. Wszystkie są miastami Unii Europejskiej, na obszarze objętym układem z Schengen, zapewniającym swobodne przekraczanie granicy państwowej. Z nich najbardziej zaawansowane było ponowne połączenie w jedno miasto Goerlitz ze Zgorzelcem. W sprawę zaangażowały się urzędy miejskie i burmistrzowie obu miast. Przeszkodą nie do pokonania okazała się obecna konstytucja polska, w której takiego rozwiązania po prostu nie przewidziano a brak odpowiedniego zapisu w konstytucji uznano za fakt definitywnie uniemożliwiający reintegrację tego historycznego miasta.
           
Trzema podstawowymi typami regionów geograficznych są: regiony hydrograficzne, dominujące we wnętrzu naszego nizinnego kraju, regiony orograficzne, dominujące na jego górskim południowym pograniczu, wreszcie regiony litoralne najego morskiej północnej granicy. Jaka jest ich relacja z regionami historycznymi? Nie ulega wątpliwości, że odpowiednie warunki geograficzno-przyrodnicze ułatwiają, czy wręcz zachęcają do korelacji z nimi zasięgu regionów historycznych. Ale zachęta, to nie przymus: to posybilizm, lecz nie determinizm geograficzny. Ów posybilizm sprawił, iż dzielnica śląska jest w znacznym stopniu zbieżna z górną i środkową częścią dorzecza Odry, dzielnica wielkopolska z obszarem dorzecza Warty i Noteci, dzielnica małopolska z górną, a dzielnica mazowiecka ze środkową częścią dorzecza Wisły. Nad Bałtykiem z regionami litoralnymi skorelowane są zasięgi dwóch dalszych dzielnic: na zachodzie Księstwa Pomorskiego, rozłożonego wokół wybrzeży Zatoki Pomorskiej a na wschodzie krzyżackiej dzielnicy pruskiej, rozłożonej wokół wybrzeży Zatoki Gdańskiej. Góry na południowej granicy (z wyjątkiem Tatr), raczej „nikczemnej postury”, nie sprzyjały powstaniu tu imponujących regionów historycznych o podłożu orograficznym. To nie potężne Alpy, na których okrakiem osiadły imponujące regiony historyczne Sabaudii, Szwajcarii i Tyrolu; dwa z nich jednakże uległy erozji politycznej: najpierw Sabaudia na zachodzie, podzielona między Francję i Italię, następnie Tyrol na wschodzie, na południe od głównego łańcucha alpejskich grzbietów oddany Italii. Nawet jednak na owym południowym pograniczu Polski czynnik orograficzny spowodował zaludnienie tych pasm górskich osadnictwem etnicznie odmiennym od ich otoczenia: niemieckim na zachód, wołosko-rusińskim na wschód od Tatr.
           
Region historyczny jest samoistną całością kulturową, posiadającą własne odrębności stylu budownictwa wiejskiego, świeckiej i kościelnej architektury miejskiej, obyczajów, folkloru i rozmaitych dalszych tradycji dziejowych. Dla turysty możliwość całościowego, a nie tylko cząstkowego poznania określonego regionu Europy jest sprawą istotną. Powinno się to brać pod uwagę wszędzie tam, gdzie granice państw poszarpały historyczne struktury regionalne w obrębie Unii, lecz kategorycznym nakazem jest pilnowanie, aby podobnego rozrywania historycznej tkanki regionalnej nie dokonywały wewnątrzpaństwowe podziały administracyjne.
           
Jak w świetle nowego podziału administracyjnego przedstawia się kompatybilność regionów Polski z regionami pozostałych państw członkowskich UE? Międzywojenny podział Polski na województwa uznawany był za pozaborową prowizorkę, wymagającą gruntownej reformy. Tymczasem w Polsce Ludowej zasadnicze zręby tej prowizorki trwały do 1975 roku. Dopiero wtedy dotychczasowe 17 województw powiększono do liczby 49, likwidując zarazem istniejące 317 powiatów. Można tę gierkowską reformę krytykować, za takie czy inne jej usterki, ale jednego jej odmówić nie można: że była to rewolucyjna w jej odwadze zmiana. U schyłku XX wieku, postanowiono raz kolejny zreformować podział administracyjny kraju. W jaki sposób? Z dawnych 17 województw sprzed 1975 roku odtworzono ich 16, a z dawnych 317 powiatów odtworzono 315.Walka o odtworzenie województwa koszalińskiego, jedynego z dawnych pominiętego, nie ustaje. Może przy okazji odtworzy się również ostatnie dwa „brakujące” powiaty? Jak oceniać taką „reformę” Chyba tylko słowami Wyspiańskiego: „Tak upływa nam życie nasze. Synowie nasi zburzą, co my budujemy. Burzymy, co zbudowali ojcowie nasi”[12]. Błędne koło. Z tą tylko odmianą, że reanimowanym województwom nadano nazwy historycznych krain. Skwitowałem to w 1998 roku na VI Kongresie Regionalnych Towarzystw Kultury referatem zatytułowanym: „Powrót do historycznych regionów, czy tylko do ich nazw?” Odtworzone województwa z ich niby-historycznymi nazwami, niewiele mają wspólnego z historycznymi regionami, niegdyś w tych stronach Europy istniejącymi. I co z nich za partnerzy do współpracy z autentycznie historycznymi regionami Unii Europejskiej?
           
Przetestujmy tę sytuację na przykładzie historycznego regionu, któremu Zygmunt Gloger dał piękną nazwę: „Prusy Polskie, czyli Królewskie”[13]. Trzy główne miasta tej krainy, autor ten charakteryzuje następująco: „Toruń piękny, Elbląg mocny, Gdańsk bogaty[14]. Teraz nazwę tej historycznej krainy zmieniono na: województwo pomorskie. Czy słusznie? Przed rozbiorami wszystkie te miasta znajdowały się w Prusach Królewskich, ale tylko Gdańsk w ówczesnym województwie pomorskim; Toruń był w województwie chełmińskim, Elbląg w województwie malborskim. Po rozbiorach Rzeczypospolitej wszystkie one nadal były w jednej prowincji, z tym tylko, że nazwa jej wtedy brzmiała: Prusy Zachodnie. W podziale Polski na 49 województw każde z tych trzech miast było stolicą „własnego” województwa: toruńskiego, gdańskiego i elbląskiego. W trakcie przygotowywania obecnego podziału administracyjnego Polski, wszystkie te trzy miasta optowały za znalezieniem się w jednym województwie. Zadecydowano inaczej: Gdańsk znalazł się w województwie pomorskim, jako jego stolica, Toruń wcielono do województwa kujawsko-pomorskiego a Elbląg do województwa warmińsko-mazurskiego. Historyczna jedność Prus Królewskich została w ten sposób całkowicie zignorowana.
           
Po wprowadzeniu w 1999 roku w życie tej „reformy” administracyjnej kilkakrotnie wypowiadałem się publicznie, że „reforma” ta jest wielkim niewypałem. Polityka regionalna Unii Europejskiej, przy takiej „regionalizacji” Polski, może w tym miejscu Europy przedstawiać się nieszczególnie. A tymczasem docelowa przyszłość zintegrowanej Europy to państwo federalne, którego podstawowymi składnikami będą nie państwa narodowe, ale prężne regiony historyczne. Tak docelową przyszłość zintegrowanej Europy przedstawia Denis de Rougemont, w opublikowanym w 1970 roku „Liście otwartym do Europejczyków”. Autor jest Szwajcarem, a więc obywatelem państwa, które „znając siłę swoich pieniędzy” a nie chcąc się nimi dzielić z innymi, dotąd pozostaje poza Unią Europejską. Lecz skądinąd jest to państwo federalne, a jego 26 kantonów to miniatury przyszłych regionów Europy. Czterojęzyczny naród szwajcarski, bez konfliktów narodowościowych, stanowi model przyszłej Europy Regionów, która powstanie, gdy jej historyczne regiony przezwyciężą obecną dominację państw narodowych i zajmą ich miejsce.
           
Kiedy to nastąpi? W swej książce Denis de Rougemont przewidywał, że jest to „wielkie zadanie polityczne najbliższych 20 lat”[15]. Od wydania tej książki minęło już 40 lat a proroctwo de Rougemonta wydaje się nadal dalekim od spełnienia. Ewolucja ustrojowa nowożytnej Europy, w której państwa wyznaniowe musiały ostatecznie zejść ze sceny politycznej i ustąpić miejsca świeckim europejskim państwo dynastycznym, była wyboistą „drogą przez mękę”, na której punktem przełomowym stał się Pokój Westfalski, kończący w 1648 roku wojnę 30-letnią. Dwa wieki później Wiosna Ludów 1848 roku stała się następnym punktem przełomowym procesu, którego finałem było zejście państw dynastycznych z europejskiej sceny politycznej, zdominowanej odtąd przez państwa narodowe. Że epoka ich dominacji dobiega obecnie końca, widać gołym okiem. Ale jak długo na ten koniec trzeba będzie czekać? Czy aż do połowy obecnego stulecia? Sekwencja poprzednich lat przełomowych: 1648, następnie 1848, sugeruje dla kolejnego przełomu rok 2048. Czy tak, jak George Orwell książką „Rok 1984” rzucił w obieg datę, która szybko stała się datą-symbolem, tak podobną datą-symbolem stanie się rok 2048, w którym będziemy oczekiwać nadejścia europejskiej Wiosny Regionów.



 


[1]    M. Baczewska, Europa państw czy państwo europejskie?, Toruń2004.

[2]    L. Bądkowski, O krajowości, „Dziennik Bałtycki” 1990, nr 173, s.3.

[3]    Wł. Studnicki, Zagadnienia ustrojowe. Projekt konstytucji decentralistycznej, Warszawa 1929, s.1.

[4]    Tamże, s. 5-6.

[5]    E. Kwiatkowski, Wczoraj, dziś i jutro Polski na morzu, Warszawa 1946, s. 8.

[6]    F. Koneczny, Polskie Logos a Ethos. Roztrząsanie o znaczeniu i celu Polski, Poznań 1921, t. I, s. 265-266.

[7]    Studnicki, o. c., s. 47.

[8]    A. Patkowski (red.), Ruch regionalistyczny w Europie, T. I-II, Warszawa 1934.

[9]    M. Mochnacki, Restauracja Polski, „Dzieła”, t. IV, s.55.

[10] A. Piskozub, Aspekt geograficzny regionalizacji Polski, Przedruk w: „Z perspektywy III Rzeczypospolitej” , Toruń 2003, s.7-16.

[11] A. Piskozub, Dziedzictwo tradycji historycznej jako podstawa współczesnej tożsamości regionalnej ziem polskich w jednoczącej się Europie, Przedruk w: „Z perspektywy…” o. c., s. 375.

     [12]    St. Wyspiański, Wyzwolenie, Kraków 1959, s. 13.

[13]    Z. Gloger, Geografia historyczna ziem dawnej Polski, Kraków 1903, s. 144.

[14]    Tamże, s. 148.

[15] Denis de Rougemont, List otwarty do Europejczyków”, Warszawa 1995, s.182.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Powrót na górę