Leszek Moczulski: Geopolityka wymaga dostrzegania dynamicznej rzeczywistości

Leszek Moczulski: Geopolityka wymaga dostrzegania dynamicznej rzeczywistości
Moczulski_LeszekRozmowa z prof. Leszkiem Moczulskim
Warszawa, 18.01.2010 r.
 
Leszek Sykulski: Panie Profesorze, zdarza się jeszcze obecnie, że w niektórych środowiskach podważa się naukowość geopolityki. Jak Pan widzi miejsce naszej dyscypliny w świecie nauki? Jak geopolityka powinna się pozycjonować wobec innych dziedzin wiedzy?
 
Prof. Leszek Moczulski: Zacznijmy od sprawy naukowości. Wszystkie dziedziny możemy potraktować jako przedmiot badań naukowych, ale wszystko możemy także uznać za coś, co nie jest na pewno przedmiotem badań naukowych.
 
Możemy wziąć każdą dyscyplinę, która ma wymiar intelektualny, paraintelektualny, pseudointelektualny, poddać ją analizie warsztatu naukowego – i to będzie nauka. Możemy sobie wyobrazić najdziksze, najprymitywniejsze przesądy, które z nauką nie mają nic wspólnego. Jeśli jednak zajmiemy się ich badaniem z wykorzystaniem warsztatu naukowego, będzie to nauka. Z drugiej strony ktoś może sięgnąć do np. filozofii Platona, ale przedstawić i zanalizować ją w taki sposób, że będzie to hochsztaplerstwo. Nie ma dziedzin naukowych i nienaukowych; wszystkie mogą być wykorzystane w różny sposób. Medycyna użytkowa nie jest nauką tylko umiejętnością – skądinąd bardzo cenną. Podobnie polityka stosowana – ale wiedza o niej może być nauką. Albo publicystyką, albo częścią edukacji szkolnej – itd.. Definicja nauki nie stwierdza, że takie czy inne dziedziny nie są naukowe.
 
Innym problemem jest klasyfikacja poszczególnych dziedzin. Wiele trudności stwarza rozróżnianie geopolityki i geografii politycznej. Znaczna część geografów uważa, że geografia polityczna nie jest odrębną nauką. Znaczna część geografów politycznych uważa z kolei, ze to geopolityka nie jest odrębną nauką. Takie zaprzeczanie inności dotyczy zresztą większości młodych dyscyplin naukowych. Na ogół odwołujemy się do rozróżnień najzupełniej formalnych: geopolityka stanowi cześć nauki politycznych, geografia polityczna – część nauk o ziemi. To jest prawdziwe rozróżnienie, ale niewiele z niego wynika. Nadal występuje oczywista potrzeba wnikliwej dyskusji, definiującej te dyscypliny, określającej ich wzajemny stosunek oraz to, co je odróżnia.
 
– Geopolityka jest częścią nauk politycznych. Czy zatem powinniśmy ją traktować przede wszystkim jako naukę o państwie?
 
– Nauk o państwie jest wiele. Zaczynając od nauk o polityce po nauki prawne. Geopolityka zajmuje się nie tylko państwami, ale także wszelkimi innymi podmiotami geopolitycznymi, np. grupami państw czy też ich częściami. W analizie geopolitycznej Europy końca lat 30 XX w. w Hiszpanii występować będą dwa podmioty geopolityczne, gdy np.. Tunezję – formalnie będącą wówczas osobnym państwem pod protektoratem francuskim, za podmiot geopolityczny trudno uznać.
 
– Ogólnie możemy je nazwać środkami siły.
 
– Tak, ale to nie będzie dokładnie to samo. Ośrodek siły to podmiot geopolityczny, który posiada własny potencjał geopolityczny, gdy podmiotem geopolitycznym może być np luźny sojusz państw, występujący wspólnie, razem zawierający traktaty itd, ale składający się z osobnych ośrodków siły. Można powiedzieć, że formalnie istniejącymi państwami – również takimi, jak Tunezja w 1938 r. zajmuje się bardziej geografia polityczna niż geopolityka; w przypadku Hiszpanii w tym samym czasie – geografia dostrzegać będzie jedno państwo w stanie wojny domowej.. W geopolityce najważniejsze jest dostrzeżenie procesu czasoprzestrzenny, uchwycenie ruchu, który realnie istnieje. Proces to ciągła zmiana. Geopolityka wymaga dostrzegania dynamicznej rzeczywistości, ulegającej nieprzerwanym zmianom. Więcej geopolitycznej prawdy o współczesnej Rosji dowiemy się z kierunku i skali zmian, które już nastąpiły i przebiegają nadal – niż z fotograficzne obrazy stany dzisiejszego. To ostatnie jest również ważne, lecz stanowi przedmiot geografii politycznej. Specyficznym rysem tej dziedziny nauki jest traktowanie przedmiotu badania jako w zasadzie statycznego. Wybiera się pewien okres czasowy, uznany za współczesność, zawadzający bardziej o przeszłość, mniej o przyszłość – i traktuje ten wycinek jako wartość stałą. Jeśli geografia polityczna sięga głębiej w przeszłość nazywa się geografią historyczną. Geografia cesarstwa rzymskiego jest geografią historyczną.
 
W geopolityce to przejście od czasu minionego przez teraźniejszy do przyszłego nie występuje, mamy do czynienia z pewnym ciągłym procesem. Pojęcie współczesności, teraźniejszości jest całkowicie subiektywne; przypadkowy moment, zależny nie tylko od osoby obserwatora, lecz również czasu badania. W geopolityce nie ma to większego znaczenia, co badacz uważał za współczesność – ten przypadkowy punkt obserwacji nie może być intelektualnym usprawiedliwieniem błędnego odczytania rzeczywistości. Wybitny historyk i politolog, Paul Kennedy w swojej cennej książce o powstawaniu i upadku mocarstw, analizując polityczno procesy czaso-przestrzenne z punktu obserwacji umieszczonego w połowie lat ‘80 XX w. – nie dopatrzył się trwającego już upadku ZSRR. Mit współczesności, rozrywający trwający proces historyczny, nie pozwolił mu tego przewidzieć. Ale, stwierdzono to już dawno (wprawdzie w kontekście nauk ścisłych), nie ma nauki, jeśli nie potrafi ona przewidywać. Osąd niewątpliwie jednostronny, lecz nie pozbawiony racjonalnej podstawy. Mackinder, badając cykliczne procesy, wychodzące z Heartlandu, starał się znaleźć rozwiązanie, które – rozdzielając czynniki ekspansji i potencjału, powstrzyma wybuch kolejnej wojny światowej.
 
Rozpad ZSRR był klęska nauk politycznych; odrzucenie przewidywania Mackindera stało się klęską polityki. W obu wypadkach chodziło jednak o to samo: dostrzeganie – lub nie, procesu. Wiedziano, że następują zmiany, ale rzeczywistość potraktowano statycznie – w sposób bardziej właściwy dla geografii politycznej. Tylko, że ta ostatnia dziedzina, opisująca trwającą rzeczywistość – a przez to dostarczająca cennego materiału również dla geopolityki, nie zajmuje się procesami historycznymi, w dodatku wybiegającymi w przyszłość. Rzecz jasna, wnioskowanie geopolityczne może być również błędne, podstawowym pytaniem jednak będzie, czy dostrzegło trwający proces. Książkę Kennedyego możemy traktować jako pracę historyczną, bo dotyczy zmian w czasie, ale również jako pracę geopolityczną, gdyż zajmuje się procesami tworzenia i destrukcji potęg. Cała historia polityczna jest czasoprzestrzenna, a w tym sensie zrozumienie powinno być w istocie geopolityczne.
 
Geopolityka nie bada wydarzeń historycznych, tylko bada mechanizm procesu. Bada rzeczywistość w ruchu. W geografii politycznej skonstatujemy, że obecna Rosja jest efektem rozpadu ZSRR. Nie ma w niej pytania o przyczyny tego procesu, ani o jego dalszy przebieg. To zatrzymana klatka, wycięta z długiego filmu. Geografia polityczna zajmuje się jak każda geografia opisem przestrzeni ziemskiej. Geopolityka nie opisuje przestrzeni ziemskiej, opisuje proces. Książka historyczna dotycząca XIX i XX wieku może opisywać tylko wydarzenia, nie analizując w ogóle przyczyn utworzenia świata dwubiegunowego. Historyk może postawić hipotezę, że gdyby nie było Hitlera, to nie byłoby II wojny światowej. Być może jest to prawda, ale z punktu widzenia geopolityki takie spostrzeżenia są `bezwartościowe. Z pewnych mechanizmów wynikało, że takie a nie inne procesy historyczne musiały się rozwijać, jakkolwiek mogły prowadzić nie tylko do różnych incydentów, lecz również do odmiennych w ważnych elementach skutków. W XIX w. ukształtowały się dwa mocarstwa ekspansywne, ale w ramach tego samego procesu mogło dość do odmiennych rozwiązań. To ZSRR mógł doznać klęski, a III Rzesza w przerastającej ją sytuacji ulec katastrofie potencjałowej; proces historyczny doprowadziłby jednak do tego samego, co możemy obserwować: rozbicia struktury Europy, uformowanej w czasach nowożytnych, ze wszystkimi tego skutkami dla niej i dla dla świata. Proces historyczny, jeśli potrafimy go odczytać, można opóźniać, przyspieszać, odwracać czasie i przestrzeni, doprowadzić do inaczej przebiegających wydarzeń. Oglądając je z bliska, widzimy tylko, co w danym momencie się zdarzyło; patrząc z wystarczająco dużej perspektywy, dostrzegamy mechanizm całego zjawisku przemian. Istnieje pewna logika historii, której prawie nie można zatrzymać. Możliwości polityki są przecież bardzo ograniczone. Co nie znaczy, że historia nie może dokonywać absolutnie zaskakujących zwrotów. Po prostu równolegle trwają różne procesy, ich wzajemnie oddziaływania daje zmienne skutki. Absolutnie przypadkowe zdarzenia mogą spowodować, że niezliczone niezależne od siebie decyzje i zachowania, cała masowa aktywność ludzi – a to jest materią historii, skieruje się w zupełnie nowym kierunku.
 
– W tym kontekście chciałbym zapytać Pana o modele uprawiania geopolityki. Jaki jest Pański stosunek do paradygmatu deterministycznego w geopolityce (uwzględniającego teorię determinizmu geograficznego i historycznego)?
 
– Determinizm zakłada absolutny automatyzm – to, że coś musi nastąpić w czasie i przestrzeni ponieważ poprzednio nastąpiło coś innego, albo że specyficzne warunki przestrzenne kierują wydarzenie w swoje niezmienne koleiny. Spojrzenie deterministyczne jest sprzeczne z geopolityką. Przestrzeń i czas same przez się nie determinują procesów historycznych; są ważnymi elementami rzeczywistości, Czynnikiem podstawowym jest masowa aktywność ludzi – materialna, duchowa, intelektualna, przybierająca różne kształty. Z geopolitycznego punktu widzenia wyróżniamy ośrodki siły: są to zorganizowane populacje, trwające w czasie, umieszczone w przestrzeni, posiadające własny potencjał. Jeśli szukamy w historii powtarzających się mechanizmów, to w zakresie obserwacji geopolitycznej dostrzegamy je przede wszystkim w relacjach występujących pomiędzy ośrodkami siły. Ani sam czas – w którym wszystko rozgrywa się, ani przestrzeń – na której to się dzieje, tych mechanizmów nie determinują. Sytuacja Polski może być groźna nie dlatego że Polska znajduje się w tym właśnie miejscu Europy, ani dlatego, że niebezpieczeństwo powstaje przez kumulację w czasie. Znamy czas i przestrzeń, w których pokolenia Polaków żyły w absolutnym bezpieczeństwie, wyjątkowym w ówczesnej Europie. Nieprzerwanie następują jednak zmiany potencjałowe, będące również, przynajmniej w jakimś stopniu, skutkiem świadomego wyboru. Na znacznie większym obszarze, w którym znajduje się również Polska, potencjał niektórych ośrodków siły rośnie, innych słabnie. Pomiędzy XVI a XVIII w. terytorium Rzeczypospolitej nie uległo większym zmianom, a ludność stanowiła mniej więcej tą samą część populacji europejskiej.
 
Rozwinęły się jednak dwa wielkie procesy. Pierwszym była dywersyfikacja geopolityczna Europy: zachodnia jej część, dzięki ekspansji oceanicznej, ustawicznie wzmacniała swój potencjał, gdy wschodnia – odpierająca ekspansję z zewnątrz (turecka, później rosyjską), zużywała go na obronę. Drugi proces był po części pochodną jego pierwszego: wokół nas ukształtowały się `nowe, wielkie ośrodki siły. Decydujący był stosunek potencjałów a nie charakter przestrzeni czy narastające w czasie zużycie ustrojowe Rzeczypospolitej. W tym samym czasie położenie geograficzne Francji nie zmieniło się, degradacja ustrojowa była znacznie większa i nawet doprowadziła do katastrofy wewnętrznej systemu. Wielkie potencjały – hiszpański i cesarsko-niemiecki, które w XVI w. groziły monarchii Burbonów istnieniu, teraz jednak były w rozsypce. Umożliwiło to Francuzom sięgniecie po absolutną dominację w Europie, przegraną zresztą z ich własnej winy. My też przyczyniliśmy się do własnego upadku, choć nie mieliśmy takiej szansy.. Być może obronilibyśmy się przeciwko samemu rosyjskiemu ośrodkowi siły, ale wyrósł pruski – a nie musiał powstać. Miejsce na ziemi, moment w historii – to wszystko ma swoje znaczenie, ale to nie sama przestrzeń, ani nie sam czas zdeterminują, że ludzie wybierają taki właśnie kierunek rozwojowy, tak orientują masową aktywność. Spójrzmy na ostatnie stulecie: inny kierunek rozwojowy wybrała Rosja – kierunek agresji, a inny USA – rozbudowy własnego ośrodka siły. Gdy doszło do starcia tych dwóch ośrodków, zwyciężył ten, który bardziej się rozbudował. Nie przesądzała tego geografia. Gdyby Rosja wybrała innych kierunek rozwoju, historia potoczyłaby się inaczej. Podobnie byłoby z USA, gdyby swoją ekspansję od Oceanu do Oceanu natychmiast skierowały na południe i zużywały wszystkie siły, aby politycznie i militarnie obsadzić całą przestrzeń aż po przylądek Horn. .
 
– W geopolityce mieliśmy do czynienia z paradygmatem organicystycznym. Jak Pan Profesor odnosi się do tego spojrzenia badawczego?
 
 – Teoria państwa organicznego to była metafora. Myślę, że Kjellén i inni zdawali sobie sprawę, że to jest przenośnia, że istnieją olbrzymie różnice miedzy organizmem a państwem. Organizm jest do końca przemyślany, nie ma w nim elementów zbędnych. Państwo powinno dążyć do podobnej doskonałości, ale zawsze będzie niedoskonale. Podlega ewolucji, dopasowuje się do potrzeb i konieczności, ale te zmieniają się szybciej.. To raczej gorset, niż organizm.
 
– Jak daleko można się posunąć w stosowaniu nauk biologicznych w geopolityce?
 
– Wspólnoty ludzkie i ich organizacje, takie jak państwa, powstają, rozwijają się i nikną. To sugeruje związki z biologią, w którym wszystkie żywe istoty tworzą nieprzerwanie istniejący łańcuch pokarmowy. Porządek historyczny jest inny: toczy się wprawdzie w świecie przemiany materii, ale ma własne rygory, dotyczące wszystkich żyjących kiedykolwiek populacji ludzkich. Przybiera różne postacie. Najlepiej znamy mechanizm europejski. Trwa on półtora tysiąca lat, odkąd Europa oderwała się od antycznego świata śródziemnomorskiego. Jego specyfiką jest istnienie względnie nielicznej grupy historycznych państw o własnym charakterze, ukształtowanych wcześnie – w zasadzie w tym samym czasie, a nazywanych narodowymi (nie etnicznymi!), o ogromnej trwałości. Niektóre mają wielkie załamania, nawet przerwy – lecz istnieją. Obok nich usiłują się formować inne – wykorzystujące czasową koniunkturę, ale przepadają bez następstw.
 
Podstawową cechą właściwa Europie jest różnorodność, w poważnym stopniu spowodowana charakterem przestrzeni fizycznej (w jakiejś mierze jest to ogromnie powiększona replika antycznej Grecji). Dalekowschodni odpowiednik geopolityczny Europy – Chiny, wytworzył zupełnie inny wzorzec, w którym dominuje jednorodność, unitaryzm. Europa potrafiła się łączyć, cywilizacyjnie jest jednością, prze ogromną większość historii również gospodarczą – ale nigdy nie straciło różnorodności. Chiny dzieliły się, rozpadały, walczyły same z sobą – i wracały do unitarnej jedności. Pozaeuropejskie kraje, formowane przez Europejczyków, szukały wewnętrznej jedności, tworzyły wszelkiego rodzaju melting pot – ale przy docenianiu jedności cywilizacyjnej, poszerzały europejską różnorodność. Jeszcze inaczej przebiegało to w świecie antycznym: uparte dążenie do jedności, ciągle rozrywane; inaczej w świecie islamskim – od jedności do coraz większego rozdrobnienia, podkreślającego potrzebę jedności. Biologię można sprowadzić do jednego wzorca, historia zna ich wiele
 
– Możemy powiedzieć zatem, że w geopolityce jest dopuszczalne stosowanie paradygmatu systemowego, opartego na założeniach ogólnej teorii systemów Ludwiga von Bertalanffyego?
 
– To jest podejście warsztatowe, które kumuluje wiele wcześniejszych podejść. Jest to bardzo ważny wzorzec.
 
– Zatem teorię organiczną możemy wykorzystywać praktycznie tylko w warstwie semantycznej ?
 
– To na pewno.
 
– Panie Profesorze, jak można zdefiniować pojęcie geopolityka?
 
– Określenie geopolityk może być rozciągliwe. Kim jest matematyk? Może nim być nauczyciel, może być ktoś, kto lubi rozwiązywać zadania matematyczne, czy wreszcie badacz, ale także sklepikarz sporządzający zeznanie podatkowe. Geopolityk to ktoś, kto zajmuje się geopolityką rozumianą jako ukierunkowana aktywność intelektualna. Nie korzysta z jej – nie musi uprawiać czynnej polityki, ale zajmuje się jej opisywaniem, analizowaniem w szczególnych kategoriach czasoprzestrzennych.. Może zajmować się nią na różnych poziomach. Np. publicystyka geopolityczna – i wszystkie jej pochodne, od rozjaśniania oglądu świata po wykorzystywanie dla czarnej propagandy. Edukacja geopolityczna – w takim znaczenie publicystyka nie ma na celu odczytywanie rzeczywistości, lecz przekazywanie sposobu jej odczytania. Geopolityką można zajmować się na różnych poziomach. Upowszechnianie wiedzy geopolitycznej nie musi być odczytywaniem rzeczywistości. Geopolityka naukowa (akademicka) jest natomiast sposobem odczytywania świata.
 
– Czy Pańskim zdaniem geopolityka jest nauką?
 
 – Nie każde uprawianie geopolityki jest działalnością naukową, bo wymaga stosowania się do rygorów warsztatu. Ja mogę tylko powiedzieć, że staram się uprawić geopolitykę, która jest nauką. Inni pod tą nazwą mogą uprawiać inną dziedzinę: formułować programy polityczne, komentować przebieg wydarzeń światowych. Przykładowo Aleksander Dugin, który dobił się wysokiego autorytety w niektórych srodowiskach ideowo-politycznych, zajmuje się tą częścią geopolityki, która nie jest nauką, tylko marzeniem. Marzeniem o powrocie do tej konkretnej potęgi Rosji, która właśnie rozpłynęła się w historii. Aby powrót do niej był możliwy, musiałyby przepaść Chiny, Indie, Europa – a Rosja odzyskać wszystkie szanse, które tak beztrosko roztrwoniła. Z równą wiarą można marzyć od odbudowie brytyjskiego imperium kolonialnego albo realizacji planów Bolesława Krzywoustego o inkorporacji Wieletów i Obodrzyców. Może to być ciekawa literatura, pobudzająca do myślenia, tworząca skojarzenia – ale przecież nauką nie jest.
 
– Generał Carlo Jean pisał o geopolityce jako paradygmacie.
 
– Jean nie traktuje geopolityki jako nauki, bo jej nie uprawia w takim zakresie – i ma do tego całkowite prawo. On nie bada mechanizmów geopolitycznych. Jego książka jest czymś pośrednim między traktatem strategicznym a geografią polityczną. Zastanawianie się nad klasyfikacją różnych prac, zwłaszcza znajdujących się na pograniczu różnych dziedzin, jest w jakiejś mierze żonglerką słowna. Trzeba zbadać warsztat naukowy, aby stwierdzić, do jakiej kategorii można zaliczyć daną publikację. Do warsztatu naukowego geopolityki możemy włączać cybernetykę czy badania systemowe; nie musimy sięgać do doświadczeń militarnego planowania operacyjnego – chociaż dla mnie osobiście bywa to ciekawe.
 
Dziękuję za rozmowę.
 
Rozmawiał: Leszek Sykulski
Warszawa, 18.01.2010 r.
 
 
Źródło: „Przegląd Geopolityczny” 2010, t. 2, s. 203-209.
 
 
 
 
Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót na górę