Michał Siudak: Trójmorze

Trojmorzedr Michał Siudak

Czy zbliżająca się wizyta amerykańskiego prezydenta w Warszawie natchnie realną treścią piłsudczykowską, niezrealizowaną do dzisiaj, ideę Międzymorza, na użytek polityczny zwaną Trójmorzem? 

Projekt ten ma głębokie korzenie ideowe w polskiej myśli romantycznosocjalistycznej i antyrosyjskiej A. Mickiewicza, którego admiratorem był J. Piłsudski. W dwudziestoleciu międzywojennym usiłowano tę ideę wcielić w życie z pomocą emigracji petlurowskiej, po II wojnie światowej na temat Międzymorza w środowisku londyńskim i paryskim spisano setki stron. Owa idea stała się myślą przewodnią polskiej polityki wschodniej po 1989 roku  – stąd bezwarunkowe poparcie dla Ukrainy i niemalże urzędowa rusofobia kolejnych polskich rządów.

Nie ma co ukrywać, idea Międzymorza i polskiej roli w tym przedsięwzięciu odpowiada polityce amerykańskiej wobec Rosji i Niemiec. To nikt inny, jak śp. Z. Brzeziński był częstym gościem paryskiej „Kultury”, której sztandarowy projekt ULB (Ukraina – Litwa – Białoruś) był wersją piłsudczykowskiego Międzymorza.

Dlaczego ten projekt nie został zrealizowany? Po pierwsze, nie odpowiada interesom geopolitycznym Niemiec, które na początku lat 90-ch stały za wysadzeniem projektu Heksagonale i wojną w Jugosławii oraz Rosji, która nie życzy sobie żadnego klina amerykańskiego na swoim pograniczu. Po drugie, idei tej nie zrealizowano, ponieważ antyrosyjskie nastawienie tego projektu nie odpowiada pragmatycznym i prorosyjskim Czechom i Słowakom, Rumunom i Bułgarom, którzy odzyskali niepodległość dzięki Rosjanom, twardo stąpającym po ziemi Węgrom czy Chorwatom, kulturowo spokrewnionym z Włochami, dla których zagrożenie moskiewskie jest pytaniem raczej wirtualnym, niż realnym. Ponadto, w Europie Środkowo Wschodniej istnieje permanentny kryzys związany z delimitacją granic pomiędzy poszczególnymi narodami, np. konflikt węgiersku–rumuński, czy rumuński–bułgarski. 

Czy zatem wizyta D. Trumpa w Polsce zakończy się kolejną gadaniną i biciem piany politycznej?  Nie mam żadnych wątpliwości, że w polskich mediach prorządowych wizyta ta będzie przedstawiana jako wsparcie Polski przez USA w walce z rosyjskim imperializmem. Ja potraktowałbym tę wizytę i możliwości z niej wynikające w zupełnie innych kategoriach.

Po pierwsze,  każde zbliżenie kulturowo bliskich narodów Europy ŚrodkowoWschodniej jest warte pochwały. Bliskość naszych narodów jest faktem – dzisiaj bez większych utrudnień podróżujemy z Gdańska do Burgas i z Krakowa do Splitu. Więzi ekonomiczne pogranicza wschodnioeuropejskiego są faktem – zamkniecie południowej granicy RP byłoby nie do przejęcia przez miejscową ludność, która czerpie z tej otwartości znaczne korzyści ekonomiczne i kulturowe.

Najważniejszym pytaniem, które dotyczy ewentualnej przyszłości tego tworu politycznego jest spoiwo. Moim zdaniem – co chyba uwzględniają amerykańscy planiści – nie może to być antyrosyjskość.  Antyrosyjskość nie połączy Węgrów, Bułgarów, Chorwatów i Rumunów. Narody te złączy to, co je łączyło w przeszłości – obrona przed światem islamu. Narody Europy Środkowo – Wschodniej stanowiły swego rodzaju jedność, gdy zagrażała im inwazja islamska. Dzisiaj tym narodom, tak samo jak w historii, zagraża islam. Islam, będący narzędziem imperialnej polityki niemieckiej z Zachodu, islam wojujący (Arabia Saudyjska), atakujący Bałkany z Południa oraz ukryty islam turecki prezydenta Erdogana.

W najbliższym stuleciu będziemy mieli do czynienia z ogromnymi zmianami geopolitycznymi. Pierwszą z nich będzie upadek Europy. Patrząc na stary kontynent z punktu widzenia kulturoznawcy, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że przyszłość Londynu, Paryża czy Berlina została ukazana w hollywoodzkich superprodukcjach since–fiction typu „Mad Max”. Patrząc na to, co dzieje się ze stanem duchowym byłych wielkich narodów Europy, dochodzę do wniosku, że narody Europy ŚrodkowoWschodniej powinny przygotować się na stałą destabilizację swoich granic ze strony Zachodu. 

Największym atutem Europy Środkowo–Wschodniej w stosunkach międzynarodowych stanie się to, co jest tak potępiane przez europejskich technokratów – jedność cywilizacyjna i brak islamskiej dywersji. W kontekście wojującego islamu, straszenie i mówienie o ofensywie rosyjskiego barbarzyństwa i chęci podboju Gdańska i Warszawy przez Moskali, wydaje się być dość dziwne. Gdy sobie pogdybamy… Moskale w Gdańsku – to represje polskiej inteligencji, rozstrzelania i zsyłki na Syberię (w sumie, to co już znamy). Islamiści  –  represje, morderstwa , zamykanie kościołów, kin, teatrów, słowem, całkowita zmiana wartości naszego świata – bądźmy szczerzy Rosjanie nie zabronią noszenia krótkich spódniczek i nie zrównają z ziemią katedr katolickich.  

Według komentatorów, prezydent USA D. Trump przyjedzie do Polski budować sojusz antyrosyjski. Według mnie, aby scalić pozostałości po Europie w bloku politycznym te narody, które dzieli historia, konflikt graniczny, animozje i urazy, ale łączy wartość nie do przeceniania – pragnienie zachowania tożsamości kulturowej sięgającej od Krakowa, przez Pragę, Budapeszt, Zagrzeb, Sofię i Bratysławę.

Moim zdaniem, tę sprzyjającą koniunkturę geopolityczną należałoby wykorzystać.  

          

Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót na górę