Michał Kędzierski: Naddniestrze. Powtórka z Krymu?

Michał Kędzierski: Naddniestrze. Powtórka z Krymu?
Michał Kędzierski
 
Już ponad 22 lata na terenie Mołdawii funkcjonuje klasyczne państwo w państwie – Naddniestrzańska Republika Mołdawska. Mimo międzynarodowego zaangażowania nie udało się pokojowo rozwiązać problemu nieuznawanej republiki. Czy proeuropejskie aspiracje Mołdawii, sprzeczne z interesami Rosji i Naddniestrza, doprowadzą do przełomu w konflikcie?
 
Separatystyczne państwo zajmuje niewielki obszar na lewym brzegu Dniestru – zaledwie 4160 km2 – tyle, co połowa najmniejszego w Polsce województwa opolskiego. Mieszkańcy Naddniestrza dzielą się właściwie na trzy równe liczebnie części: Mołdawian, Ukraińców i Rosjan. Po tej stronie Dniestru od stuleci mieszkali Słowianie. Do drugiego rozbioru Polski w 1793 roku część dzisiejszego Naddniestrza leżała nawet w graniach Rzeczypospolitej. Później jednak tereny te trafiły w objęcia Rosji, a potem ZSRR. Na drugim brzegu rzeki większość stanowiła natomiast ludność romańska – Mołdawianie, którym zawsze bliżej było do sąsiadów z Rumunii. Po drugiej wojnie światowej oba brzegi Dniestru połączono w Mołdawską Socjalistyczną Republikę Radziecką, nie bacząc na różnice dzielące zamieszkującą je ludność. 
 
Podczas Jesieni Ludów w latach 1989–1991, kiedy rozpadał się blok wschodni, w Mołdawii również nasiliły się nastroje narodowe. Parlament w Kiszyniowie uznał język mołdawski za jedyny język urzędowy w państwie. Tym samym postawił posługującą się do tej pory swobodnie językami rosyjskim i ukraińskim ludność słowiańską w roli obywateli drugiej kategorii. W Mołdawii coraz popularniejsze stawały się również (obecne do dziś) hasła zjednoczenia z Rumunią. O tym nie chcieli nawet słyszeć Rosjanie i Ukraińcy z lewej strony Dniestru. 28 sierpnia 1991 roku lokalne władze ogłosiły niepodległość Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej, nieuznaną do dzisiaj przez żadne państwo na świecie.
Mołdawia, rzecz jasna, nie pogodziła się z oderwaniem się najbardziej uprzemysłowionej części państwa i na wiosnę 1992 roku zaatakowała separatystów. Podczas jednej z potyczek oddziały mołdawskie przypadkowo ostrzelały pozostającą jeszcze w Mołdawii radziecką 14. Armię, co dało Rosji wygodny pretekst do wmieszania się w konflikt po stronie Naddniestrza. To przesądziło o porażce interweniujących Mołdawian. Borys Jelcyn zmusił wówczas na Kremlu przywódców Mołdawii i Naddniestrza do zaakceptowania rosyjskich warunków porozumienia rozejmowego, które zakładało wojskową obecność Rosji w regionie jako gwaranta pokoju. Moskwa de facto uznała niezależność separatystycznej republiki, zostając jednocześnie jej sponsorem i protektorem.
 
Sponsor z Moskwy
 
Funkcjonowanie Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej jest dziś ściśle uzależnione od stosunków z Moskwą, która w znacznym stopniu utrzymuje jej gospodarkę. Rosyjskie dostawy gazu, za które Naddniestrze właściwie nie uiszcza opłaty (Rosja nalicza dług gazowy Mołdawii), umożliwiają prowadzenie działalności poradzieckim zakładom przemysłowym. Dzisiaj są one głównymi pracodawcami oraz płatnikami do budżetu republiki i zaopatrują rynki wszystkich ościennych państw. Niskie ceny rosyjskiego gazu pozwalają na utrzymanie konkurencyjności naddniestrzańskiej produkcji przemysłowej, która dzięki temu jest po prostu tańsza niż u innych dostawców, płacących za energię stawki rynkowe. 
 
Eksport stanowi lwią część dochodów do budżetu republiki, jednak nie umożliwia w żadnym wypadku sfinansowania wydatków, w tym przede wszystkim ogromnych świadczeń socjalnych. Naddniestrze może i tutaj liczyć na pomoc sponsora – Rosji, która każdego roku udziela separatystycznej republice „pomocy humanitarnej” w wysokości od kilkudziesięciu do kilkuset milionów dolarów, finansując w ten sposób 30-50% wydatków budżetowych. Ponadto każdy emeryt otrzymuje co miesiąc z Moskwy dodatek do emerytury w wysokości 15 dolarów. Pomoc finansowa ze strony Rosji nie jest bynajmniej bezinteresowna. Podczas prywatyzacji majątku zdecydowana większość przemysłu naddniestrzańskiego trafiła właśnie w ręce rosyjskie.
 
Kluczową dziedziną dla państwa nieuznawanego przez społeczność międzynarodową jest obronność. Władze Naddniestrza, strasząc swoje społeczeństwo widmem kolejnej mołdawskiej interwencji i przyłączenia do Mołdawii (a następnie do Rumunii), nie szczędzą pieniędzy na armię. Także tutaj wydatną pomoc Naddniestrze uzyskuje od Rosji, która bierze udział w szkoleniu oraz dozbrajaniu naddniestrzańskich oddziałów. Dzięki temu stoją one na wyższym poziomie niż armia mołdawska. Zdaniem specjalisty od problematyki Naddniestrza Marcina Kosienkowskiego separatystyczna republika w przypadku ewentualnej agresji Mołdawii obroniłaby się sama, bez pomocy stacjonujących w regionie jednostek rosyjskich. Należy jednak zaznaczyć, że sama obecność armii rosyjskiej z pewnością zniechęca władze w Kiszyniowie do podjęcia jakichkolwiek radykalniejszych rozwiązań.
 
W geopolitycznej grze
 
Jeśli nie siłą, to układem. Mołdawia od lat prowadzi żmudne negocjacje z Naddniestrzem, które w założeniu miałyby zakończyć się powrotem separatystycznej republiki. Regularnie wysyła też pojednawcze gesty, jak wówczas gdy zgodziła się na prowadzenie eksportu przez naddniestrzańskie firmy i umożliwiła im posługiwanie się mołdawskimi pieczęciami celnymi (bez nich towary naddniestrzańskie nie mogłyby przekroczyć żadnej granicy). Władze w Tyraspolu, stolicy Naddniestrza, domagają się jednak, przy poparciu Rosji, by zjednoczone państwo mołdawskie miało formę konfederacji, w której trzy części – Naddniestrze, Mołdawia i Gagauzja (obecnie autonomia w granicach Mołdawii) otrzymałyby równe prawo głosu, a więc i prawo weta w przypadku kluczowych rozstrzygnięć, takich jak przystąpienie do organizacji międzynarodowych czy sojuszy. Na takie rozwiązanie nie chce się zgodzić Mołdawia, której z pewnością zablokowałoby to drogę do zjednoczonej Europy, bowiem i Naddniestrzu i Gagauzji zdecydowanie bliżej jest do rosyjskiej Unii Celnej niż do Unii Europejskiej. 
 
Dla Rosji, która już raz w 2003 roku prawie nakłoniła władze w Kiszyniowie do zgody na formułę konfederacyjną (w ostatniej chwili prezydent Mołdawii pod wpływem zachodnich dyplomatów wycofał swoją zgodę), oznaczałoby to zablokowanie europejskich aspiracji państwa, które, zdaniem Moskwy, jako członek WNP pozostaje w jej strefie wpływów. Jest to o tyle ważne, że zakończona sukcesem integracja pierwszego państwa-członka WNP z Unią Europejską mogłaby stanowić groźny precedens i naruszenie geopolitycznego ładu.
 
Naddniestrze jak Kaliningrad
 
Tymczasem Mołdawia jest dla Rosji ważna z punktu widzenia utrzymania wpływów w regionie czarnomorskim oraz na Ukrainie. Dlatego też dla Kremla Naddniestrze nie jest celem, lecz środkiem do celu – zatrzymania prącej na Zachód Mołdawii. Gdyby udało się nakłonić władze w Kiszyniowie do porzucenia unijnych aspiracji i przyłączenia się do wschodnich projektów integracyjnych, Moskwa bez mrugnięcia okiem zaprzestałaby finansowania i ochrony Naddniestrza, co już parokrotnie udowadniała, zmniejszając skalę pomocy w miarę postępów w negocjacjach z Mołdawią. 
 
W tej plątaninie interesów z pewnością najsłabszym graczem jest właśnie Naddniestrze. Sami mieszkańcy lewego brzegu Dniestru opowiadają się za (uwaga!) przyłączeniem do Rosji w formie eksklawy na wzór Obwodu Kaliningradzkiego. W 2006 roku w referendum, w którym udział wzięło 79% uprawnionych do głosowania, 98% poparło tę właśnie opcję, zaś reintegrację z Mołdawią wskazało 3,3% głosujących. Natomiast władze w Tyraspolu, wbrew Rosji, najchętniej zachowałyby aktualny stan rzeczy, który umożliwia im rządzenie w kraju „ciasnym, ale własnym”. Niejednokrotnie były już przywódca separatystycznej republiki Igor Smirnow hamował trójstronne negocjacje, czym wywoływał wściekłość rosyjskich negocjatorów. Być może dlatego w 2011 roku po dwudziestu latach rządów Rosja wycofała swoje poparcie dla niego, przypieczętowując tym samym jego klęskę w wyborach prezydenckich. Nowy „prezydent” Jewgienij Szewczuk uchodzi za bardziej uległego wobec Moskwy i bardziej otwartego na negocjacje. Nowy, skłonniejszy do pertraktacji przywódca Naddniestrza miał pokazać Mołdawianom, że zjednoczenie jest możliwe, o ile Kiszyniów zrezygnuje z zachodnich aspiracji. Przedstawiciele rządzącego Mołdawią od 2009 roku Sojuszu na rzecz Integracji Europejskiej, mimo iż tradycyjnie podjęli rozmowy, nie ulegli jednak ani kuszeniu przez Moskwę, ani jej groźbom i sankcjom gospodarczym i konsekwentnie dążą do integracji z UE. Obecny premier Mołdawii Iurie Leanca stwierdził nawet, że akcesja do Unii Europejskiej „nie jest możliwością, lecz koniecznością”.  
 
Co przyniesie listopad?
 
Dążenia te mogą zostać wynagrodzone w listopadzie 2013 roku podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie, na którym Mołdawia chce podpisać umowę stowarzyszeniową z UE. Jej główną częścią jest utworzenie pogłębionej strefy wolnego handlu (DCFTA). Problemem jest jednak negatywny stosunek Naddniestrza, prawnie części Mołdawii, do przystąpienia do DCFTA. Władze w Tyraspolu zadecydowały bowiem, że ich celem jest integracja z tworzoną przez Rosję Unią Celną, co wykluczałoby przyłączenie do strefy wolnego handlu UE. Bruksela nie może zgodzić się na to, żeby przyjąć całe terytorium Mołdawii do DCFTA, czyli objąć nim również Naddniestrze, jeśli władze w Kiszyniowie nie będą w stanie kontrolować przepływu towarów przez granicę ukraińsko-naddniestrzańską. Objęcie zaś strefą wolnego handlu Mołdawii bez Naddniestrza wymaga stworzenia granicy celnej między nimi, co wykluczyłoby produkcję naddniestrzańską z unijnych preferencji celnych i pogłębiło podział wewnątrz państwa, poważnie osłabiając szanse na jego reintegrację. Trzeciego wyjścia – zawieszenia podpisania umowy stowarzyszeniowej Mołdawii z UE nie chce nikt z wyjątkiem Rosji i Naddniestrza. Oznaczałoby to dla Unii klęskę prowadzonej z sukcesami polityki wobec Kiszyniowa i sygnał słabości, a nawet porażki, w stosunkach z Rosją. 
 
Bardzo prawdopodobne jest jednak, że do takiego rozstrzygnięcia listopadowego szczytu w Wilnie będzie dążyła Rosja. W czasie niedawnego kryzysu politycznego w Mołdawii Moskwa wspierała partie polityczne dążące do rozpisania nowych wyborów, których zwycięzcą według sondaży zostałaby prorosyjska partia komunistyczna. Po porażce tej polityki Rosja zaczęła ponownie zacieśniać więzy z Naddniestrzem, pogłębiając m.in. kontrolę nad naddniestrzańskimi resortami siłowymi. W Tyraspolu po raz pierwszy oficjalną wizytę złożył rosyjski minister obrony Anatolij Serdiukow. Do kierowania lokalnym KGB sprowadzono zaś oficera FSB z Rosji. Zdaniem analityków ma to świadczyć o przygotowywaniu się przez Moskwę do kryzysu w regionie, którego rezultatem miałoby być zablokowanie zachodnich aspiracji Kiszyniowa przed szczytem w Wilnie. Trudno jest wyobrazić sobie gorsze tło dla świętowania sukcesu integracji Mołdawii z UE niż wewnętrzny kryzys z jej udziałem, nawet jeśli byłby sprowokowany przez drugą stronę. 
 
Niewykluczone również, co zasugerował Siergiej Gubiarow z rosyjskiego MSZ, że w razie „utraty przez Mołdawię suwerenności lub neutralnego statusu”, Moskwa uzna niepodległość Naddniestrza. Podobnie wyraził się rosyjski wicepremier Dmitrij Rogozin podczas wrześniowej wizyty w Mołdawii, mówiąc o konsekwencjach integracji kraju z Unią Europejską. Według części komentatorów również rządzącym w Kiszyniowie prozachodnim politykom nie zależy już na reintegracji państwa, bowiem zamieszkująca lewy brzeg Dniestru ludność słowiańska za bardzo sprzyjałaby Rosji i hamowałaby europeizację państwa. Czyżby zbliżało się więc rozstrzygnięcie konfliktu? 
 
Źródło: Nowa Politologia.Tekst ukazał się pierwotnie w 11 numerze Przeglądu Spraw Międzynarodowych Notabene (październik-grudzień 2013)
 
Photo: www.kremlin.ru, CC 3.0
Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Powrót na górę