Piotr Wilczyński: Koncepcje państwa we współczesnej myśli politycznej

Piotr Wilczyński: Koncepcje państwa we współczesnej myśli politycznej

emblemat2dr Piotr L. Wilczyński

Obserwacje funkcjonowania współczesnego państwa pozwalają historykom oraz politologom przełomu XIX i XX wieku uchwycić kilka istotnych tendencji i zmian zachodzących w jego charakterze. Na tle tych zmian pojawiają się przeróżne projekty, a nawet konkretne plany politycznej przebudowy świata i instytucji państwa jako organizacji społeczeństwa posiadającej atrybuty państwowości (terytorium, obywateli, rząd, budżet, podmiotowość międzynarodową, własną politykę itd.). Ewolucja państwa stanowi dziś jeden z najciekawszych, a zarazem kontrowersyjnych tematów rozważań. Świadczy o tym wielość i różnorodność koncepcji wysuwanych przez wybitnych uczonych. Niemal niemożliwe jest przez to ujęcie tematu w pełni, ale można zwrócić uwagę na najciekawsze ze współczesnych koncepcji państwa. Według niektórych uczonych właśnie dobiega kresu ten etap w rozwoju ludzkości, w którym państwa narodowe były głównymi aktorami na arenie dziejów. Poniżej przedstawiono charakterystykę procesów rozwoju współczesnych państw w aspekcie ideologicznym oraz cywilizacyjnym. Charakterystyka ta stanowi kontekst rozważań nad istotą państwa oraz nad jego przyszłością w warunkach określonych przez procesy globalizacji.

1. Podstawowy dylemat ideologiczny

Dominującym obecnie ustrojem na świecie jest liberalna demokracja. Państwa o takim systemie politycznym zaliczają się do najbogatszych, najpotężniejszych, a ideologia ta szybko rozprzestrzenia się na tereny dotychczas przez nią nie zajęte. Szczególnie po II wojnie światowej oraz zakończeniu zimnej wojny i upadku Związku Radzieckiego ekspansja była bardzo widoczna. Pogląd, że to właśnie liberalno-demokratyczny ustrój ma stanowić podłoże „końca historii” (w rozumieniu F. Fukuyamy) wywodzi się prawdopodobnie od G. Hegla. Twierdził on, że nowożytne państwo liberalno-demokratyczne, powstałe w następstwie rewolucji francuskiej, było urzeczywistnieniem czegoś, co nazwał on „chrześcijańskim ideałem wolności”[1].

Nie miało to na celu nadanie państwu rangi boskiej czy metafizycznej, ale miało wprowadzić chrześcijańskie wartości w życie polityczne. Wartości te utożsamiano z trzema ideałami rewolucji francuskiej, jakimi były wolność, równość i braterstwo. Nie wydaje się, aby Hegel miał słuszność w tym punkcie swojej doktryny, gdyż zestaw ten nie najlepiej oddaje istotę religii chrześcijańskiej. Dla wielu nie mniej istotne od trzech haseł francuskich rewolucjonistów są takie wartości jak sprawiedliwość, miłosierdzie, umiłowanie pokoju i inne cnoty, wypunktowane chociażby w formie Ośmiu Błogosławieństw. Pytanie, czy państwo liberalno-demokratyczne powstałe w wyniku rewolucji francuskiej jest urzeczywistnieniem idealnego ustroju z chrześcijańskiego punktu widzenia pozostaje więc nadal otwarte. Sugestia Hegla natrafia jednak na dalsze przeszkody. Rewolucja francuska wprowadzająca model liberalno-demokratyczny, odbyła się w sposób odbiegający od chrześcijańskich zasad życia społeczeństw i odsunęła od władzy element boski (władza monarsza bowiem oficjalnie pochodziła od Boga). Kościół również został pozbawiony wpływu na losy państwa, a jego rola w życiu społeczeństwa radykalnie zredukowana, także pod wpływem idei głoszonych przez głośnych filozofów epoki Oświecenia (m.in. Woltera). Ideał wolności pozostawał jeszcze długo po rewolucji nieosiągnięty, skoro tysiące czarnych niewolników wciąż płynęły przez Atlantyk, a w większości krajów Europy nadal chłopi zmuszani byli do odrabiania pańszczyzny. Także równość, wprowadzona kosztem milionów ofiar wojen napoleońskich, pozostawała w sferze marzeń: ciągle istniały podziały na tzw. równych (chłopstwo i proletariusze) i równiejszych (burżuazję), żyjących w nieporównywalnie lepszych warunkach. To też stało się źródłem procesów, które wywołały rewolucję socjalistyczną. To właściwie ona wprowadziła wymarzoną „równość”, prawie wszystkich czyniąc równie biednymi. Braterstwo natomiast ukazało swoje oblicze w obydwóch wojnach światowych… W tych okolicznościach, po zweryfikowaniu przemyśleń G. Hegla, opinia o chrześcijańskim kontekście omawianego ustroju wydaje się nie prawdziwa. F. Fukuyama przytacza jednak także anglosaską wersję teorii liberalnej-demokracji czerpaną z Hobbesa i Locke’a[2] pozostawiając analizującemu jego pracę możliwość porównania tych dwóch typów ustroju.

Dla Hobbesa i Locke’a oraz ich następców, autorów konstytucji amerykańskiej, społeczeństwo liberalno-demokratyczne opiera się na umowie społecznej, w  której obywatele obustronnie zgadzają się nie ingerować w swoje życie i własność. Ustrój liberalno-demokratyczny nie jest w tej postaci odwzorowaniem wolności, równości i braterstwa, jak to obiecywał Hegel, utożsamiając ten ustrój niemalże z rajem na ziemi i doskonałością, lecz odbiciem uniwersalnych wartości ludzkich, nie tylko chrześcijańskich. Różnica między Heglem a anglosaską teorią Locke’a i Hobbesa polega m.in. na tym, że dla tych drugich najważniejszym prawem jest prawo do życia i dążenia do szczęścia, z reguły rozumiane jako prawo posiadania własności prywatnej. Hegel natomiast twierdził, że jest nim godność każdego człowieka jako wolnej, uznawanej przez wszystkich osoby. Zgoda na uznawanie wszystkich przez wszystkich ma być odzwierciedleniem chrześcijańskich wartości charakterystycznych dla cywilizacji zachodniej. Z powyższego opisu może się wydawać, że państwo heglowskie jest w zasadzie zgodne z państwem z wizji Locke’a. Heglista jednak ma krytyczny stosunek do liberalizmu Locke’a i odrzuciłby wniosek, że w Locke’owskich Stanach Zjednoczonych Ameryki lub Wielkiej Brytanii znajduje swój wyraz ostatnie stadium historii. Można by zestawić heglowsko-locke’owski spór ze współczesnymi dylematami akademickimi o inspiracjach ekologicznych: czy bardziej warto być (uznawanym), czy też mieć (prywatną własność). W koncepcji heglistowskiej posiadanie jest wtórne i wynika z pozycji społecznej (czyli uznania), zaś dla zwolenników Locke’a, pozycja społeczna wynika z zasobności ekonomicznej. W jednych społeczeństwach zapewnienie sobie stabilności wymaga ciężkiej pracy i pomysłowości, które owocowały zdobyciem wysokiej pozycji w społeczeństwie, gdzie za awansem ekonomicznym idzie poprawa pozycji społecznej (amerykański model pucybuta). Gdzie indziej rzeczywistość nie wynagradza pracowitych i zapobiegliwych w ten sposób, i większość dąży do kariery poprzez zapewnienie sobie jak najlepszej pozycji wyjściowej, co nie wymaga pracy i przemyślności ale raczej polega na wykorzystaniu koneksji i własnego tupetu. Obserwacja życia politycznego w Polsce przekonuje, że ten drugi, heglistowski model całkowicie panuje w naszej rzeczywistości społecznej.

Istotna różnica między tymi dwoma teoriami jest następująca: Hegel głosił liberalizm w życiu społecznym i polityce, oraz demokrację w gospodarce, natomiast Locke odwrotnie, stosowałby demokrację w społeczeństwie i polityce, a liberalizm w gospodarce. Jest to zbliżony podział poglądów jaki tradycyjnie istnieje między lewicą a prawicą, a jednocześnie wyznacza to główną linię podziału wśród współczesnych politologów, ekonomistów oraz szerokich kręgów społeczeństwa. Po jednej stronie stoją zwolennicy poszanowania w życiu społecznym tradycyjnych wartości, takich jak wolność (zwłaszcza ekonomiczna), własność (oczywiście prywatna) i sprawiedliwość (bez przymiotników), co w sferze gospodarczej implikuje konieczność przestrzegania zasad laissez faire (ekonomia klasyczna Adama Smitha, współczesna szkoła chicagowska Miltona Friedmana). Z drugiej strony barykady znajdują się zwolennicy wolności w życiu społecznym (liberalizm obyczajowy), poszerzania wszelkich swobód dla rozmaitych mniejszości pod hasłami obrony praw człowieka, przy jednoczesnym dążeniu do wzrostu roli coraz liczniejszych instytucji państwowych, regulujących życie gospodarcze za pomocą koncesji, licencji, limitów i coraz bardziej skomplikowanych przepisów prawnych. 

Mimo, że z punktu widzenia racjonalności, model pierwszy jest o wiele bardziej atrakcyjny, obecnie państwa liberalno-demokratyczne istnieją przeważnie w wersji heglowskiej. Heglowską koncepcję przyjęły w dużym stopniu nawet Stany Zjednoczone. M. Weber zwraca uwagę, że koncepcja ta sprzyja biurokratyzacji[3]. Podobnie widzi to Feliks Koneczny, który etatyzację i biurokratyzację w Europie wiąże ze stopniowym zanikiem wartości typowych dla cywilizacji zachodniej (łacińskiej), na rzecz cech przypisywanych bizantynizmowi, których nośnikiem było nie tylko państwo rosyjskie (radzieckie), ale nawet cesarskie Niemcy i Trzecia Rzesza[4].

Według Webera decydującą przyczyną rozprzestrzeniania się organizacji biurokratycznej jest jej czysto techniczna przewaga nad wszystkimi innymi formami rządów. Demokracja ulega biurokratyzacji, ale należy wspomnieć że nie tylko państwa demokratyczne wykazują taką tendencję. Biurokratyzacja najlepiej rozbudowywana jest w ogromnym stopniu w państwie typu heglowskiego, natomiast, jak wskazuje Weber, państwo typu locke’owskiego może skutecznie ten proces hamować. Ale jak twierdzi Fukuyama, nie ma już państw z rodzaju tzw. nocnych stróżów, lecz raczej opiekuńcze „państwa dobrobytu”. Interpretując Hegla, Fukuyama argumentuje, że uniwersalne państwo homogeniczne będzie ostatnim stadium ludzkiej historii, ponieważ w zupełności zaspokaja potrzeby człowieka[5]. Nie wydaje się to jednak przekonujące, gdyż nikt nie dowiódł, że uznanie zapewniane przez współczesne państwo liberalno-demokratyczne zaspokaja ludzkie pragnienie uznania. Trudno też przypuścić, aby wszyscy ludzie zadowolili się tym, że są uznawani jedynie za równych wszystkim pozostałym. Warto w tym miejscu zapytać, co czekałoby w tym idealnym ustroju tych wszystkich, którzy nie oparliby się typowemu dla rodzaju ludzkiego dążeniu do wybicia się ponad przeciętność.

A jeśli nawet jest prawdą, że dla zachodniego kręgu kulturowego ustrój liberalno-demokratyczny może być najbardziej pożądanym zakończeniem historii, gdyż najbardziej podoba się on zachodniej opinii publicznej to jednak trzeba zwrócić uwagę na fakt, że człowiek żyje nie tylko na Zachodzie. W innych regionach naszego globu istnieją przecież cywilizacje o zupełnie innych systemach wartości i światopoglądach. Teraz dynamiczna ekspansja wartości demokratycznych ulega zahamowaniu z przyczyn związanych ze stagnacją demograficzną w państwach przyjmujących te wartości za swoje. Stwierdzają  to liczni politolodzy. Zachód chyli się już ku upadkowi i może stać się terenem ekspansji idei i wartości innych cywilizacji. Masowy napływ do Europy przedstawicieli odmiennych kultur i rozprzestrzenianie się egzotycznych religii (buddyzm, hinduizm) oraz ideologii i stylów życia (zen, kung-fu i inne wschodnie sztuki walki, taoizm, joga), propagowanych przez coraz liczniejsze organizacje, może okazać się wstępem do stopniowej erozji podstaw cywilizacji zachodniej, a w tym także erozji ideologii państwowych. 

2. Państwo w kontekście wielości cywilizacji

Na istnienie wielości i różnorodności cywilizacji we współczesnym świecie zwrócił uwagę ostatnio harwardzki uczony Samuel Huntington. Podkreśla on nieuchronny proces względnego spadku znaczenia cywilizacji zachodniej w świecie nie tylko w aspekcie demograficznym i ekonomicznym, ale także politycznym i kulturowym[6]. Gdy cywilizacja wchodzi w stadium uniwersalne, społeczeństwa tracą zdolność do realistycznej oceny sytuacji i popadają w przekonanie, że same stanowią najwyższą formę ewolucji rodzaju ludzkiego. Angielski geograf polityczny P. Taylor nazywa to urazem posthegemonicznym, obserwowanym w Wielkiej Brytanii już pod koniec XIX wieku[7]. Wielu uczonych wskazywało na przejawy tego typu sytuacji we współczesnym społeczeństwie zachodnim. Dla Arnolda Toynbee’ego jest to niechybny znak zbliżającego się schyłku rozwoju naszej cywilizacji i nadchodzącego upadku Zachodu. Co prawda Zachód różni się od wszystkich innych cywilizacji, jakie istniały do tej pory, miał bowiem przemożny wpływ na wszystkie pozostałe kręgi kulturowe dzięki globalizacji. Mimo, że Zachód dał początek także procesom modernizacji i industrializacji, które objęły cały świat w opinii Huntingtona i innych historia oraz porównania cywilizacji sugerują jednak, że dotychczasowy rozwój cywilizacji zachodniej nie odbiegał w istotny sposób od ewolucji innych cywilizacji na przestrzeni dziejów. Odrodzenie Islamu i gospodarczy dynamizm Azji dowodzą, że inne cywilizacje żyją i mają się dobrze, i co najmniej potencjalnie zagrażają Zachodowi. Konflikt między cywilizacjami według Huntingtona kiedyś nastąpi, ale z drugiej strony stopniowy schyłek Zachodu, który zaczął się na początku XX wieku może jeszcze potrwać dziesiątki, a może nawet setki lat.

Odmienny światopogląd reprezentuje K. Quigley. Według Quigleya wygląda na to, że Zachód wychodzi teraz z fazy, po której mógł upaść – fazy konfliktów wewnętrznych – i staje się strefą bezpieczeństwa. Zachód tworzy teraz swój odpowiednik uniwersalnego imperium w postaci złożonego systemu instytucji opartych na współpracy międzynarodowej, która ucieleśniać ma wierność Zachodu ideałom demokracji i pluralizmu. Według Quigleya dopiero teraz zaczyna się faza, którą przyszłe pokolenia nazywać będą „złotym wiekiem”[8]. Której z tych prognoz należy przyznać rację? Pesymistycznej Huntingtona, czy optymistycznej Quigleya? Patrząc na współczesną Europę (Unię Europejską), należałoby skłonić się ku koncepcji Huntingtona. Zachód, jeśli utożsamiać go z Europą istotnie chyli się ku upadkowi. Wskaźniki wzrostu gospodarczego i inwestycji mamy bardzo niskie w porównaniu z krajami Azji Wschodniej, a wielkim problemem staje się upadek instytucji ubezpieczeniowych i emerytalnych, co wiąże się z długoletnim kryzysem demograficznym. Szokujące są dane z ostatnich lat na temat ucieczki kapitału z Europy, a zwłaszcza z Niemiec, gdzie koszty działalności gospodarczej są najwyższe na świecie. Zachód to jednak nie tylko Europa. O wiele optymistyczniejszy obraz Zachodu uzyskujemy, kiedy patrzymy nań przez pryzmat Stanów Zjednoczonych Ameryki. Udział tego państwa w światowym handlu i produkcji po 11 września 2001 znowu rośnie, a w ostatnich latach gospodarka amerykańska osiąga wyjątkowo dobre rezultaty, czemu sprzyja stosunkowo niski kurs dolara. Stany Zjednoczone Ameryki, czyli Zachód, wciąż przewodzą w dziedzinie badań naukowych i wynalazków technicznych. Poważnym problemem staje się natomiast rozłam w cywilizacji zachodniej na część europejską z silnymi nastrojami antyamerykańskimi, oraz zwolenników opcji amerykańskiej i bardziej liberalnego modelu gospodarki. Nie przeszkadza to jednak w niczym, aby liczni politycy europejscy potępiali „liberalizm” jako ideologię odpowiedzialną za gospodarcze trudności. Ilustracją rozpowszechniania antyliberalnego nastawienia społeczeństwa za sprawą propagandy jest okres ostatnich wyborów parlamentarnych i prezydenckich w Polsce. Motyw antyliberalny, cokolwiek miałoby to oznaczać, brzmiał wówczas ze strony kandydatów wielu opcji i, co należy przyznać, okazał się orężem skutecznym. Okazuje się, że we współczesnej demokracji wybory można wygrać strasząc lud nie tylko tym, co jest, ale także czymś, czego nie ma, co bardzo odległe i raczej egzotyczne (wszak o liberalizmie obecnie można mówić jedynie w odniesieniu do tzw. oaz podatkowych, czyli maleńkich krajów zachowujących duży stopień wolności gospodarczej i zarazem najlepiej prosperujących). Jeszcze poważniejszym od zamieszania pojęciowego zagrożeniem wydaje się upadek moralny społeczeństw zachodnich i brak poczucia jedności w narodach. Narastają zachowania aspołeczne, przestępczość, narkomania, HIV, rozkład rodziny, kult folgowania własnym potrzebom i słabnące zainteresowanie kulturą. Zatem opinia Quigleya staje się nieadekwatna w świetle wyżej wymienionych faktów. Zachód musi uporać się z powyższymi tendencjami, dostarczającymi argumentów o wyższości innych, konkurencyjnych cywilizacji, w których nie ma tradycji państwa narodowego.

3. Istota państwa i kwestia jego przetrwania

Do ważnych tendencji historycznych widocznych w czasach obecnych należy zmniejszanie roli państwa i jego prestiżu. Jak twierdzi Piotr Ferdynand Drucker, proces ten dotyka w szczególności państwa narodowe w przeciwieństwie do państw biurokratycznych, czy wyznaniowych, głównie islamskich[9]. Argumentuje on, iż przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ostatniego wieku jest końcem pewnego etapu historii, wyznaczonym przez upadek wielkich ideologii faszyzmu i komunizmu[10]. W ostatnich stuleciach państwo narodowe było instytucją potężną i dominującą, ale już od lat czterdziestych jego rola jako głównego organu władzy ulega redukcji. To wydarzenia z lutego 1991 roku, kiedy międzynarodowa koalicja wystąpiła przeciwko inwazji Iraku na Kuwejt, były według Druckera końcem czterystuletniej epoki, w której niezależne państwa narodowe były głównymi, a często jedynymi aktorami międzynarodowej sceny politycznej.     

Ostatnia dekada minionego wieku szczególnie obfitowała w publikacje poświęcone upowszechnianiu kultury kosmopolitycznej, globalizacji, kształtowaniu się społeczeństwa ogólnoświatowego (global civil society). Poniższy fragment wydaje się najbardziej reprezentatywny:

„Suwerenność zanika. Państwa stają się coraz mniej zdolne co wykonywania swych podstawowych i tradycyjnych funkcji. Ogólnoświatowe trendy coraz częściej wpływają na decyzje poszczególnych rządów. Tożsamość staje się coraz bardziej złożona, kiedy ludzie będąc lokalnymi patriotami, chcą jednocześnie wpływać na globalne wartości i styl życia. Tradycyjny podział na politykę wewnętrzną i zagraniczną jest mniej zauważalny niż kiedykolwiek. Rośnie świadomość, że tworzymy historię współczesnego świata. […] System międzynarodowy, który się obecnie rozwija […] jest tekturowym pudełkiem na jaja, w którym umieszczono skorupki suwerenności państwa, zaś obok smaży się już omlet społeczności globalnej”[11].

Inni autorzy pisali o powstawaniu kultury transnarodowej[12], lub unitarnej kultury globalnej[13], które to pojęcia w sposób jednoznaczny degradują państwa, a w szczególności państwa narodowe. Spotkać można również skrajny pogląd, że globalizacja spowoduje całkowity zanik państw narodowych[14].

Czym spowodowana jest ta degradacja? D. Ikeda zaznacza, że zwłaszcza po zakończeniu drugiej wojny światowej występuje ona szczególnie w krajach wysoko rozwiniętych. Ikeda wraz z Toynbeem wyrażają opinię, że zjawisko to spowodowane jest doświadczeniami z nacjonalizmem z II wojny światowej, co powoduje upadek idei państwa narodowego. Innym powodem jest intensyfikacja wymiany kulturalnej, ekonomicznej i rozwój komunikacji (internet). Trzecim powodem jest trend wielkiego biznesu i związków zawodowych do organizowania własnych grup społecznych wykraczających poza przynależności narodowe. Toynbee i Ikeda[15] na udowodnienie swoich poglądów dają przykład osądzania pokonanych za przestępstwa przeciwko pokojowi i ludzkości. Jeszcze po pierwszej wojnie światowej ani Wilhelm II, ani jego generałowie nie zostali uznani za winnych czynów kryminalnych. Zupełnie inaczej było po II wojnie światowej, ponieważ idea, że państwo i jego wola są święte, uległa załamaniu. Z wymienionymi potencjalnymi źródłami degradacji roli państwa współgra wprowadzenie przez autorów amerykańskich do literatury geograficzno-politycznej pojęcia ruchów antypaństwowych (anti-statist movement). Przyczyn ich aktywizacji upatruje się w procesach towarzyszących schyłkowi ery modernizmu oraz problemom związanym z rozpadem hegemonii (post-hegemonic decay)[16].

Za najistotniejsze przyczyny spadku znaczenia państw (de-statization of political system)  M. Keating podaje transnacjonalizację techniki, internacjonalizację społeczeństw, rozwój transnarodowych korporacji i dyplomacji ekonomicznej oraz transnarodowej sieci produkcji i handlu, co prowadzi do denacjonalizacji przestrzeni ekonomicznej[17]. Coraz częściej zwraca uwagę na postępujący rozdział między państwem a gospodarką. Wcześniej produkty miały określoną narodowość, gdyż ich produkcja miała miejsce przeważnie w jednym państwie. Obecnie pochodzenie produktu nie jest już odpowiednim kryterium dla jego określenia, jak i określenia przedsiębiorstwa, a dobrobyt danego państwa nie wiąże się ściśle z lokalizacją produkcji[18]. Napisy „made in …” na opakowaniach produktów nie mówią już nic, gdyż każdy komponent danego produktu może pochodzić z innego państwa. Trend ten prowadzi do zanikania w państwie funkcji właściciela podmiotów gospodarczych. Angażując się w mniejszym stopniu w rozwój gospodarczy bezpośrednio, bardziej koncentruje się na tworzeniu długookresowych politycznych podstaw tego rozwoju. Jeżeli dodać do tego intensyfikację wymiany kulturalnej, to powstanie obraz stanowiący prawdziwe zagrożenie dla terytorialnej i funkcjonalnej integralności państw, mogący zburzyć utrwalony, westfalski system państw narodowych[19].

Czy zatem mamy do czynienia z początkiem końca epoki państwa narodowego? A jeśli nie państwo narodowe to jakie? Nie wszyscy autorzy zgadzają się z całkowitą degradacją roli państwa. M. Mann uważa nawet, że siła państwa jest w okolicznościach procesów globalizacji lekceważona, a właściwe jest raczej oczekiwanie na jego przebudowę i przystosowanie do nowych warunków (reengineering under globalization)[20]. Z kolei J. Chodorowski[21] wskazuje na wizje tworzenia supermocarstw ponadnarodowych. Toynbee i Ikeda zgodnie twierdzą, że ideałem jest zjednoczenie świata pod jednym światowym rządem i że państwo w naszym rozumieniu powinno zniknąć. Chodorowski natomiast broni suwerenności państwa narodowego i krytykuje wszelkie pomysły zjednoczenia świata.

Jest bardzo wiele wizji zjednoczenia świata. Ze względu na zasięg terytorialny supermocarstwa, jego wizje są albo globalne, albo regionalne. Oba rodzaje występują w dwóch odmianach, zależnie od proponowanych dróg realizacji: albo są pragmatyczne (oddolne), albo konstytucyjne (odgórne).       

Przykładem pragmatycznej odmiany wizji globalnej jest wizja lansowana przez funkcjonalistów[22], zalecających przejęcie przez organizacje międzynarodowe suwerenności przysługującej państwom. Miałoby się to odbyć drogą reform gospodarczych. W ten sposób miałoby się osłabić więzy lojalności łączące obywateli z ich państwami, a wzmocnić z organizacjami międzynarodowymi.

Przykładem natomiast odmiany konstytucyjnej tego typu wizji jest plan autorstwa J. Burnhama, który opowiadał się za utworzeniem superpaństwa jako światowego imperium amerykańskiego. Jego twórcą i włodarzem miały być Stany Zjednoczone Ameryki[23].

Typowo pragmatyczną wizją superpaństwa regionalnego jest wizja Europy regionalnej przedstawiona przez D. de Rougemont[24]. Ten sam charakter ma wizja skonstruowana przez F. Grossa[25], która chociaż nie opiera superpaństwa na strukturze nowych regionów, a na obecnym podziale politycznym, jednak podobnie jak projekt de Rougemonta zasadza się na fundamencie zmian w świadomości obywateli, na wytworzeniu się obok świadomości narodowej świadomości europejskiej, w czym dużą rolę ma odegrać wzrost dobrobytu.

Klasycznym przykładem wizji regionalnej konstytucyjnej jest wizja zjednoczenia Europy w formie supermocarstwa federalnego, autorstwa H. Brugmansa: państwa narodowe porzucą centralizm i zamienią się w federacje regionalne, a następnie zawrą ze sobą umowę o utworzeniu jednej federacji europejskiej[26]. Jak się wydaje jest to obraz najbliższy rzeczywistości, którą pragną stworzyć architekci jednego supermocarstwa europejskiego. Wizja ta korzysta z atrakcyjności, jaka tkwi w federalnej organizacji wewnętrznej państw. Państwo europejskie jest rozumiane jako etap na drodze do supermocarstwa światowego.

Powyższe przykłady teorii zjednoczenia świata pochodzą jednak z okresu, gdy można było optymistycznie spoglądać na arenę międzynarodową. Stąd bierze się konieczność weryfikacji ówczesnych poglądów ze współczesnymi faktami, szczególnie po 11 września 2001. Funkcjonaliści przekonują o potrzebie przejęcia kontroli nad obywatelami przez organizacje międzynarodowe. Jednak one mogą spełniać funkcje państw? Nie mają one własnych armii, aby bronić przed choćby terroryzmem. Często stawiana przez funkcjonalistów na piedestale większa lojalność ludzi wobec organizacji niż wobec państw polega wyłącznie na związku pracodawca-pracownik, w związku z czym z chwilą zatrzymania finansowania organizacji przez państwo, lojalność ta zniknie. Drugi omawiany powyżej typ wizji unifikacyjnych, oparty na zjednoczeniu pod władzą Stanów Zjednoczonych, wydaje się również absurdalny. Zgadza się, że w latach pięćdziesiątych, gdy Burnham napisał swą pracę, Stany Zjednoczone były u szczytu swej potęgi i mogły myśleć o zawładnięciu światem, jednak na przykładzie choćby wojny w Wietnamie, czy interwencji w Somalii uwidoczniło się, że z czasem ich potęga, zdolności i przewaga względem innych mocarstw maleje. Wizje zjednoczenia regionalnego zatem, wydają się bardziej prawdopodobne. Mimo to jest do nich mnóstwo zastrzeżeń. Co do wizji Brugmansa, pochodzącej również z lat pięćdziesiątych można śmiało stwierdzić, że jest już nieaktualna. Potwierdzają to trudności z kompletną integracją Unii Europejskiej, przy choćby ustalaniu treści wspólnotowej konstytucji. Dalsza ekspansja Unii również napotyka trudności jak na przykład niechęć mieszkańców UE wobec przyłączenia Turcji, lub odwrotnie – veto Norwegii wobec akcesji. W związku z powyższym najbardziej prawdopodobną wydaje się wersja Europy regionów Grossa i de Rougemonta. Trzeba zwrócić uwagę na to, że jej realizacja posuwa się wolno, ale systematycznie naprzód, a mimo to jest bagatelizowana. Kończąc tą bardzo skróconą analizę projektów na zjednoczenie świata należy więc postawić pytanie: czy rzeczywiście jest to tylko utopijne, nieszkodliwa projekcja w przyszłość mało pobożnych życzeń ich autorów? Czy też zjednoczenie świata jest w ogóle możliwe? Aby w przeszłości zjednoczyć świat, potrzebne były wielkie wojny. Takie były cele patologicznych przywódców jak niektórzy cesarze rzymscy, Hitler, Lenin i Stalin oraz wielu innych militarystów i ideologów z różnych epok. Wojny te nigdy nie przyniosły zjednoczenia narodów, lecz wzrost ich nacjonalizmów i nienawiści do przeciwników. Mocarstwa, które chciały zdobyć hegemonię, musiały zwykle stawić czoło silnej koalicji, której, jak pokazuje historia, nie mogły dać rady. Mieliśmy co prawda w historii różnych hegemonów, lecz ich hegemonia nie opierała się tylko na armii…

Zagadnienie hegemonii, znajdujemy w twórczości P. Taylora. Wychodząc od teorii długich cyklów rozkwitu i upadku mocarstw J. Modelskiego oraz koncepcji przemian systemów światowych I. Wallersteina, sformułował on oryginalną teorię hegemonii[27]. Według Taylora w czasach nowożytnych status hegemona uzyskały Niderlandy w XVI wieku, kiedy to połowa światowej floty pływała pod banderą Zjednoczonych Prowincji, Anglia w XIX wieku kiedy nad imperium zawsze świeciło słońce i USA w XX wieku, których rozwój techniczny umożliwił podbój Kosmosu. Najważniejszymi warunkami uzyskania tytułu hegemona były akumulacja kapitału, przodownictwo w najważniejszych dziedzinach życia, rozwijanie wynalazczości i nowoczesnych technologii. Hegemon to lider kulturowy cywilizacji, który zastępuje agresję militarną ekspansją ekonomiczną, realizowaną za pomocą polityki otwartych drzwi. Właśnie dlatego takie potęgi militarne, jak Hiszpania w XVI wieku, Francja w XVIII wieku, ZSRR ani Niemcy w XX wieku nie uzyskały statusu hegemona. Najbardziej ciekawa jest odpowiedź na pytanie o przyszłość światowego systemu polityczno-gospodarczego. Taylor, tak samo jak Huntington, rozwiewa nadzieję na odbudowę przez USA ich pozycji sprzed 50 lat.

4. Spojrzenie w przyszłość

Rozpad ZSRR stanowił eliminację jednego z możliwych kandydatów na hegemona. USA były ostatnim według Taylora hegemonem, a tym co ma nastąpić po ich upadku jest stan określony mianem ultrahegemonii. Będzie to sytuacja, gdzie żadne państwo nie osiągnie dominacji, a o sprawach politycznych i gospodarczych świata decydować będą międzynarodowe korporacje i instytucje finansowe. Widzimy więc podobieństwo przewidywań Taylora z wcześniej ukazanymi poglądami. Rola państw zostanie zredukowana, a najważniejszymi punktami na mapie będą wielkie miasta, ośrodki światowego kapitalizmu oraz okręgi przemysłu wysokich technologii. Taylor rozwinął swoją koncepcję („city centered view of the world”) w ostatniej publikacji na łamach Political Geography[28], gdzie opisał przejście od porządku opartego na traktacie westfalskim do sytuacji, w której istotą systemu światowego jest sieć miast, przy czym czynnikiem spójności tej sieci są m.in. agendy ONZ i organizacje pozarządowe. Przejście od hegemonii państw do ultrahegemonii miast i technopolii nie obejdzie się bez światowego kryzysu. Taylor wskazuje na nieuchronność upadku światowego konsumpcjonizmu i kapitalizmu jako podstawy rozwoju gospodarczego, wskazując na konieczności związane z wyczerpywaniem się zasobów ziemskich.

W tych okolicznościach za najbardziej prawdopodobny scenariusz rozwoju świata uważa Taylor ekofaszystowską wizję biologa G. Hardina. Posługuje się on metaforą Ziemi jako statku kosmicznego. Na jego pokładzie znajduje się coraz więcej pasażerów, zaczyna dokuczać deficyt pewnych zasobów, żywności, wreszcie brak miejsca. Dlatego będzie musiał nastać czas, gdy jedni pasażerowie będą musieli wyrzucić za burtę innych. Powrócą dawne nacjonalizmy, odrodzi się faszyzm i wszystko to w imię ochrony „matki Ziemi”. Koncepcja Hardina nie wydaje się sprzeczna z koncepcją ultrahegemonii. Wieczna wojna jaka według niego nastanie, toczona będzie przez wielkie korporacje o środki produkcji i ochronę przed zagładą i skażeniem własnego terytorium. Pociągnie to za sobą destrukcję cywilizacji i cofnięcie się w rozwoju.

Mimo to podobne scenariusze możemy dziś znaleźć jedynie w filmach science-fiction dlatego jego wizja jest dla czujnych obserwatorów rzeczywistości raczej scenariuszem do jednego z nich niż poważną naukową teorią. Deficyt zasobów i żywności istniał zawsze i nie jest on tylko charakterystyczny dla naszych czasów. Już w latach siedemdziesiątych straszono w licznych raportach, że zasoby ropy naftowej przy ówczesnym wydobyciu starczą na dwadzieścia pięć lat, czyli tak samo jak dziś. G. Hardin jak i przytaczający go Taylor chyba nie zauważa, że zasoby wyczerpywane można zastępować innymi, zaś żywność produkowana w samej Ameryce Północnej mogła by wystarczyć na zaspokojenie potrzeb całej ludzkości i to jeszcze z nawiązką. Dobrze, że jako alternatywę Taylor przytacza utopijny model „głęboko ekologiczny”, wymagający jednak radykalnych i głębokich zmian w świadomości społecznej. Mimo niewątpliwej atrakcyjności dla ekologów i biologów koncepcji Taylora, wskazać trzeba na jego niekonsekwencję i pominięcie pewnych istotnych, choć często niedocenianych zagadnień. Po pierwsze, nie znajdujemy odpowiedzi na pytanie, jaki rodzaj ekonomii zastąpi kapitalizm krytykowany za niszczenie przyrody. Działacze ekologiczni nie sformułowali dotychczas żadnej alternatywy. Po drugie, Taylor nie tłumaczy, czy redukcji roli państwa na arenie międzynarodowej towarzyszyć będzie podobna tendencja w sferze polityki wewnętrznej, czy też w myśl lewicowych ideologów, umiędzynarodowienie i kosmopolityzm połączone zostaną ze wzrostem etatyzmu. Po trzecie, Taylor unika odniesień do kwestii demokracji. Zdaje się on nie dostrzegać coraz częściej ostatnio krytykowanych wad tego „bożyszcza XX wieku”. Można przypuszczać, że pominięcie tych spraw wynikało z konieczności zachowania „politycznej poprawności” w stosunku do grup powszechnie uznawanych, a w zasadzie wykreowanych przez media na głównych orędowników „postępu” rozumianego jako połączenie nowoczesnej techniki z demokracją w polityce, tolerancją w życiu społecznym i priorytetową rolą tzw. światopoglądu społeczno-ekologicznego. W okolicznościach rozlicznych trudności na jakie napotyka współczesne państwo zdominowane przez ideologię „demokratycznego socjalizmu” popieraną przez liczne awangardowe ruchy ekologiczne, feministyczne i inne, w sytuacji spadku prestiżu i roli politycznej państwa narodowego oraz znaczenia całej cywilizacji zachodniej w świecie należy stwierdzić, że te dominujące obecnie nurty intelektualne i tendencje polityczno-kulturalne w sposób fałszywy oceniają współczesną rzeczywistość i stosunek człowieka do świata. Oceny aktualnej sytuacji i proponowane scenariusze rozwoju i ewolucji politycznej świata, stanowią najbardziej kontrowersyjną i intrygującą część poglądów historyków i politologów. Nikt tak naprawdę nie jest w stanie w pełni przewidzieć wszystkiego i dlatego może nawet się okazać, że wszystkie proponowane scenariusze, lub część z nich, będą jedynie mało znaczącymi szczegółami wielkiego procesu, który opisał Stanisław Cat Mackiewicz w książce „Herezje i Prawdy”:

W porządku historycznym leży stopniowe rozszerzanie się władzy: najpierw rządzą monarchowie, potem szlachta, potem mieszczaństwo, potem wszyscy. Potem, jak w Rzymie, przychodzi kryzys, dyktatura, barbaria zalewa kraj i wszystko, cała historia, zaczyna się od początku.

Literatura

Booth K. Security and anarchy: utopian realism in theory and practice. International Affairs 67(3). 1990.

Brugmans H. Federalisme dans l’Europe en denevir. Neuchatel. 1961.

Burnham J. Walka o świat . Paryż. 1956.

Chandhoke N. The limits of global civil society. (w:) Glasius M., Kaldor M., Anheier H. (red.) Global civil society 2002, Oxford. 2002.

Chodorowski J. Czy zmierzch państwa narodowego?. Poznań. 1996.

Drucker P. F. Społeczeństwo pokapitalistyczne. Rezygnacja z państwa narodowego. Warszawa. 1999.

Fukuyama F. Koniec historii. Kraków. 1999.

Gross F. Federacje i konfederacje europejskie. Rodowód i wizje. Warszawa. 1994.

Hardin G. The tragedy of the world commons (w:) Hardin G., Boden J. (red.) Managing the commons. San Francisco. 1977.

Hegel G. Wykłady z filozofii dziejów. Warszawa. 1958.

Hobbes T. Elementy filozofii. Warszawa. 1957.

Höffe O. Etyka państwa i prawa. b.m.w. 1992.

Huntington S. Zderzenie cywilizacji. Warszawa. 2000.

Ikeda D., Toynbee A. J. Wybierz życie. Dialog o ludzkiej przyszłości. Warszawa. 1999.

Jewtuchowicz A. Terytorium i współczesne dylematy jego rozwoju. Łódź. 2005.

Jones M., Jones R. Nation states, ideological power, and globalization: can geographer catch the boat? Geoforum 35(4), 2004.

Keating M. Nations against states. Londyn. 2001.

Kirby A. Is the state our enemy? Political Geography Quarterly 16(1), 1997.

Koneczny F. O wielości cywilizacyj. Kraków. 1935.

Locke J. Dwie rozprawy o sposobie rządzenia. Londyn. 1985.

Mackiewicz S. Herezje i prawdy. Warszawa. 1970.

Mann M. Has globalization ended the rise of the nation-state? Review of International Political Economy, 1997.

Marden P. Geographies of dissent: globalization,identity and the nation. Political Geography Quarterly 16(1), 1997.

Mitrany D. The progress of international government. Yale. 1993.

Modelski J. Long cycles of world politics. Londyn. 1981.

Myrdal G. Beyond the welfare state. New Haven. 1960.

Ohmae K. The End of The Nation State, The Rise of Regional Economics. Nowy Jork. 1995.

Quigley C. Ewolucja cywilizacji. Wprowadzenie do analizy historii. Warszawa. 1996.

Rougemont D. de The responsibilities of Europe vis-a-vis the NIEO: A minority view (w:) Laszlo E., Kutzman J.N. Western Europe & the new international economic order. Nowy Jork. 1980.

Smith A. Towards a global culture? Theory, Culture and Society 7(2,3), 1991.

Taylor P.J. The way the modern world works. World Hegemony to World Impasse. Chichester. 1996.

Taylor P.J. New political geographies: Global civil society and global governance through world city networks. Political Geography Quarterly 24(6), 2005.

Toynbee A.J. A study of history. Londyn. 1961.

Toynbee A.J. Cywilizacja w czasie próby. Warszawa. 1991.

Toynbee A.J, Ikeda D. Wybierz życie. Dialog o ludzkiej przyszłości. Warszawa. 1999.

Wallerstein I. The politics of the world economy. Cambridge. 1984.

Weber M. Gospodarka i społeczeństwo. Warszawa. 2002.

Wilczyński W. Czekając na ultrahegemona. Fronda 25/26, 2002.

 


[1] Hegel G. Wykłady z filozofii dziejów. Warszawa, 1958, t.2, s.295-362.

[2] Fukuyama F. Koniec historii. Kraków, 1999, s. 89-103.

[3] Weber M. Gospodarka i społeczeństwo. Warszawa, 2002, s. 171-204.

[4] Koneczny F. O wielości cywilizacyj. Kraków, 1935, s. 236-316.

[5] Fukuyama F. Koniec historii. Kraków, 1999, 86-103.

[6] Huntington S. Zderzenie cywilizacji. Warszawa, 2000, s.137-185.

[7] Taylor P. J. The way  the modern world works. World Hegemony to World Impasse. Chichester, 1996, s.34-78.

[8] Quigley C. The evolution of civilizations. Indianapolis, 1979, s.333-422.

[9] Według podziału państw ze względu na rodzaj legitymizacji władzy. Można w nim wyróżnić państwa narodowe, wyznaniowe, policyjne, biurokratyczne, dynastyczne, plemienne, państwa-miasta itd.

[10] Drucker P. F. Społeczeństwo pokapitalistyczne .Rezygnacja państwa narodowego, Warszawa, 1999, s.15-18.

[11] Booth K. Security and anarchy: utopian realism in theory and practice. International Affairs 67(3), 1990, s. 542. (tłum. własne)

[12] Smith A. Towards a global culture? Theory, Culture and Society 7(2,3), 1991, s. 171-192.

[13] Marden P. Geographies of dissent: globalisation, identity and the nation. Political Geography Quarterly 16(1), 1997, s. 37-64.

Chandhoke N. The limits of global civil society. (w:) Glasius M., Kaldor M., Anheier H. (red.) Global civil society 2002, Oxford, 2002, s. 198-220.

[14] Ohmae K. The End of The Nation State, The Rise of Regional Economics, Nowy Jork, 1995, s. 5- 17.

[15] Toynbee A. J., Ikeda D. Wybierz życie. Dialog o ludzkiej przyszłości. Warszawa, 1999, s 35-91.

[16] Kirby A. Is the state our enemy? Political Geography Quarterly 16(1), 1997, s. 1-12.

[17] Keating M. Nations against states. Londyn, 2001, s.67-98.

[18] Jewtuchowicz A. Terytorium i współczesne dylematy jego rozwoju. Łódź, 2005.

[19] Jones M., Jones R. Nation states, ideological power and globalisation. Geoforum 35(4), 2004, s. 409-424.

[20] Mann M. Has globalisation ended the rise of the nation state? Review of International Political Economy 4, 1997, s. 427-492.

[21] Chodorowski J. Czy zmierzch państwa narodowego? Poznań, 1996, s. 3-78.

[22] Do najwybitniejszych funkcjonalistów należą D. Mitrany autor książki The progress of international government Yale, 1993; oraz G. Myrdal autor m. in. Beyond the welfare state, New Haven, 1960.

[23] Burnham J. Walka o świat, Paryż, 1956, s. 45-61.

[24] de Rougemont D. The responsibilities of Europe vis-avis the NIEO: a minority view (w:) Laszlo E., Kutzman J. N. (red.) Western Europe and the new international economic order. Nowy Jork, 1980, s. 39-59.

[25] Gross F. Federacje i konfederacje europejskie. Rodowód i wizje. Warszawa, 1994, s.102-148.

[26] Brugmans H. Federalisme dans l’Europe en denevir. Neuchatel. 1961, s. 5-31.

[27] Taylor P. J. The way  the modern world works. World Hegemony to World Impasse. Chichester, 1996, s.78-131.

[28] Taylor P. J. New political geographies: Global civil society and globalgovernance trough world city networks. Political Geography Quarterly 24(6), 2005, s. 703-730.

 

ŻRÓDŁO: Wilczyński P. L., Wybrane koncepcje państwa we współczesnej myśli politycznej, (w:) Trzciński K. (red.) Państwo w świecie współczesnym, ASPRA-JR, Warszawa 2006, s. 81-96.

Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Powrót na górę