Jakiej monografii Odry nam potrzeba? Przesłanki metodologiczne monografii wielkiej bałtyckiej rzeki

Jakiej monografii Odry nam potrzeba? Przesłanki metodologiczne monografii wielkiej bałtyckiej rzeki
prof. dr hab. Andrzej Piskozub
  
Brak polskiej monografii Odry
Monografia Odry. Wielkiej rzeki zlewiska Bałtyku, jednej z dwóch największych. Ustępującej pierwszeństwa jedynie Wiśle, dorzeczem swym sąsiadującej z Odrą od wschodu. Sytuacja taka zobowiązuje, nakazując rozważania o monografiach obu tych rzek prowadzić równolegle. Metoda taka nakazuje polskie doświadczenia z tworzenia monografii Wisły konfrontować z tymi, jakie towarzyszą przygotowywaniu koncepcji polskiej monografii Odry.
           
Profesor Karl Schlögel w swym znakomitym tekście o Odrze z 1997 roku stwierdza: “Literatura o Odrze jest do 1945 roku niemiecka, a po 1945 roku polska”.[1] Zgoda. Ale ta polska literatura odrzańska w ciągu minionych 60 lat niczego, co można by nazwać monografią Odry nie stworzyła. Niech nas nie wprowadza w błąd opasły tom, opublikowany już w 1948 roku pod tytułem “Monografia Odry”[2], gdyż był to zaledwie adresowany do polskiego czytelnika informator o rzece, która przez z górą sześć poprzednich stuleci – od powstania Królestwa Polskiego na przełomie XIII i XIV wieku – całym swym nurtem, od źródeł po ujście do Bałtyku, pozostawała poza granicami tego państwa. To pierwsze po II wojnie światowej polskie dzieło o Odrze miało na celu wypełnienie luki w wiedzy o Odrze i Nadodrzu, dostarczając o tym obszarze, jaki dopiero co znalazł się w granicach Polski , elementarnej wiedzy historycznej, spolaryzowanej jednak wybiórczo na wszelkie dawne polonica, jeśli nie tylko slavica, obszaru tego dotyczące.
           
Upłynęły trzy powojenne dekady, gdy ukazała się kolejna obszerna polska praca zbiorowa pod tytułem “Odra i Nadodrze[3]. O tej także nie można powiedzieć, aby była monografią Odry.
 
Powstała w połowie dekady lat siedemdziesiątych, zdominowana była charakterystyczną dla tej dekady “propagandą sukcesu”, prezentując polskie osiągnięcia na terenie Nadodrza i ambitne, jak się okazało nie do zrealizowania, dotyczące tego obszaru plany rozwojowe na przyszłość.
 
Nieudane polskie monografie Wisły
Stwierdźmy zatem wyraźnie: dotąd nie powstało w Polsce dzieło, zasługujące w pełni na tytuł: “Monografia Odry”. Nie powinniśmy jednak wybrzydzać na ten stan rzeczy, porównawczo spoglądając na trudności, towarzyszące powstawaniu polskiej monografii Wisły. A przecież tutaj chodziło o rzekę, której cały nurt żeglowny pozostawał w granicach przedrozbiorowego Królestwa Polskiego. Jedynie karpacki, źródłowy odcinek Wisły pozostawał poza granicami państwa, na Śląsku Cieszyńskim; lecz, ponieważ nie posiadał on praktycznie żadnego znaczenia gospodarczego,
przynależność państwowa tego źródłowego odcinka nie budziła ani zainteresowania, ani emocji.
           
Natomiast żeglowny nurt Wisły pełnił w tamtej, przed kolejowej epoce niezwykle ważną rolę drogi transportowej, umożliwiającej zamorski eksport zboża, stanowiący podstawowe źródło dochodów ówczesnego państwa polskiego. Z tej przyczyny Wisła w opinii społeczeństwa stawała się “narodową” rzeką polską. Symbolika ta ogromnie narastała w epoce porozbiorowej, kiedy to Wisła, podobnie jak i ziemie polskie, w stuleciu poprzedzającym I wojnę światową, podzielona była pomiędzy trzech zaborców: dorzecze górnej Wisły stanowiło zabór austriacki, środkowej – rosyjski, dolnej – pruski. Kiedy po pierwszej wojnie światowej odtworzyła się z tych trzech zaborów niepodległa Polska, to i Wisła zrosła się z nich w granicach międzywojennego państwa polskiego w jedno państwową całość, niby zmartwychwstałe ciało poćwiartowanego Ozyrysa, stając się symbolem odrodzenia się Polski z porozbiorowej niewoli.
           
W granicach międzywojennej Polski znalazł się także ów źródłowy, karpacki odcinek Wisły. Z rzeką, o której już w XV wieku średniowieczny historyk polski, Jan Długosz pisał: “wszystkich rzek polskich czoło i ozdoba”, wiązano w momencie odradzania się Polski z zaborów niezwykłe oczekiwania. Już w 1918 roku Stefan Żeromski prorokował starym nadwiślańskim miastom: “Rozrosną się od tysięcy fabryk stare grody: Kraków, Sandomierz, Warszawa, Płock, Toruń, Gdańsk”.[4] Z nich wszystkich, jak się wkrótce okazało, tylko ten ostatni, z przyległym do niego rejonem ujścia Wisły pozostał poza granicami międzywojennej Polski, w statusie Wolnego Miasta.
           
Czyż jednak różniło się to bardzo od pokrzyżackiej historii Gdańska, kiedy wrócił on do Królestwa Polskiego (1466-1793)? Jako międzywojenne Wolne Miasto był Gdańsk i de iure i de facto odrębnym od Polski terytorium, podczas gdy przed rozbiorami będąc de iure częścią Królestwa Polskiego, de facto stanowił on wolne miasto hanzeatyckie o bardzo rozległej autonomii.
           
W tej międzywojennej wiślanej euforii, Polska Akademia Umiejętności podjęła inicjatywę wydania monografii Wisły. W pierwszym etapie powstać miało kilkadziesiąt broszur, każda z nich napisana przez innego wybitnego specjalistę, poświęconych odrębnym aspektom problematyki wiślanej: geograficznym, historycznym, gospodarczym, technicznym, przyrodniczym, kulturowym, itd.
 
W drugim etapie broszury te miały zostać scalone w potężny tom pod tytułem: “Monografia Wisły”.W realizacji tego przedsięwzięcia potwierdziło się żartobliwe powiedzenie kanclerza Bismarcka odnoszące się do wieloosobowego zespołu patronującego powstawaniu niemieckiej encyklopedii: “Zweiundzwanzig ProfessorenVaterland, du bist verloren”. Broszury, które się ukazały, można było policzyć na palcach jednej ręki, zapał pierwszych lat powojennych rychło wygasł i całe przedsięwzięcie międzywojenne zmarło śmiercią naturalną już w powijakach.              Zapewne jedną z głównych tego przyczyn było małe zainteresowanie społeczeństwa tym przedsięwzięciem. Marzenie o reaktywowaniu Wisły jako wielkiej drogi transportowej, aktywizującej gospodarczo miasta nadwiślańskie, było w XX wieku nieziszczalną mrzonką. Już od połowy XIX wieku konkurencja ze strony transportu kolejowego była dla żeglugi wiślanej zabójczą.
           
Asymptotą ku której szybko zmierzał rozmiar przewozów towarowych na większości odcinków rzeki był zerowy poziom tych przewozów. Nowe zainteresowanie Wisłą pojawiło się w latach trzydziestych a jego przyczyną sprawczą była wielka powódź latem 1934 roku w górnej części dorzecza Wisły. Prace hydrotechniczne zabezpieczające przed powodzią okazały się pilniejszymi i ważniejszymi od niezwykle kapitałochłonnych a w konsekwencji nieopłacalnych inwestycji na rzecz poprawy funkcji transportowej rzeki, Nota bene, jest to ta sama ewolucja celów, jaką u schyłku XX wieku obserwujemy w odniesieniu do Odry.
           
Do inicjatywy ponawiającej powrót do przygotowywania monografii Wisły nie doszło w dekadzie poprzedzającej II wojnę światową a tym bardziej w trzech dekadach następujących bezpośrednio po zakończeniu tej wojny. Przyczyny tego wydają się oczywiste: zmiany terytorialne w następstwie tej wojny, w przypadku Polski nieporównywalne z żadnym innym państwem globu.
 
Na wschodzie blisko połowa międzywojennego terytorium Polski – dokładnie 46,4% , położone w dorzeczach Dniestru, Dunaju, Dniepru, Niemna i Dźwiny, ale również wschodnich rubieży dorzecza Wisły – zostało zaanektowane przez Związek Sowiecki. Reszta, obejmująca 208 tys. km2, została powiększona na zachodzie i północy o połowę rekompensatą w postaci 104 tys.km2 tzw. ”Ziem Odzyskanych”, których przeważającą większość stanowiły tereny Nadodrza, sięgające aż po Odrę i Nysę Łużycką. Pomiędzy nimi znalazł się cały nurt Wisły, od źródeł po ujście do Bałtyku i przyległe do niego obszary dorzecza Wisły. To były obszary we władaniu polskim “pewne”, przez żadnego z sąsiadów niekwestionowane. Po co więc tracić czas na ich nagłaśnianie specjalnymi o nich publikacjami?
           
Publikacje zatem po II wojnie światowej dzieliły się między dwa pogranicza: owo utracone na wschodzie i owo “odzyskane” w zamian na zachodzie. Dywagacje o pierwszym były tematem tabu w kraju, będącym sowieckim satelitą. Podejmowały go więc ośrodki emigracyjne wolnego świata, spoza “żelaznej kurtyny”. Odpowiedzią z kraju było przypominanie o “nowych ziemiach”, nad Odrą i nad Bałtykiem. Do nich właśnie należała “Monografia Odry” z 1948 roku, “Odra i Nadodrze” z 1976 roku i dalsze, im podobne.
           
Sytuacja zmieniła się przy końcu lat siedemdziesiątych, kiedy zagrożony głęboką zapaścią reżym “propagandy sukcesu”, ratunek dla siebie widział w “ucieczce do przodu”, w jeszcze bardziej awanturnicze pomysły na przyszłość. Na ich czele stanął “Program Wisła” , gigantyczny, z zupełnym zatraceniem poczucia realizmu, plan przebudowy do końca XX wieku, a więc w ciągu niewiele ponad dwóch dekad, Wisły w wielką arterię transportową, przemieszczającą w ciągu roku 200 mln t ładunków – a więc tyle, ile rekordowy w tym zakresie w Europie Ren.
           
W propagowanie “Programu Wisła” wprzęgnięto przede wszystkim resortowe w dziedzinie transportu Wydawnictwa Transportu i Łączności, co owocowało tam inicjatywą do powrotu do stworzenia wreszcie monografii Wisły. Byłem w tym czasie w radzie programowej tych wydawnictw i zaproponowano mi funkcję redaktora naukowego tego dzieła. Z tej przyczyny, wytykając w tym referacie, co w tej monografii uważam za nieudane, a co można było w niej przedstawić lepiej – jestem usprawiedliwiony tym, że dokonuję przy tym samokrytyki wobec samego siebie, jako redaktora naukowego dzieła “Wisła. Monografia rzeki”[5].
           
Co prawda, moja swoboda ruchów przy powstawaniu tej monografii była bardzo ograniczona. Nie mogłem, według własnego uznania, selekcjonować prominentnych kandydatów, zgłaszających chęć współautorstwa tej pracy zbiorowej. W rezultacie, liczba współautorów znacznie przekroczyła Bismarckowski limit “Zweiundzwanzig Professoren”: przy 30 rozdziałach naszej monografii, figurują 32 nazwiska ich współautorów. Pod tym względem nasza monografia szła tropem swej nieukończonej poprzedniczki o 60 lat naszą poprzedzającej.
           
Duży natomiast miałem wpływ – a w związku z tym i dużą odpowiedzialność – na merytoryczny układ treści tej monografii. Zdecydowałem, aby podzieloną została na cztery części w następującej kolejności: “Wisła w dziejach Polski” (6 rozdziałów), “Wisła w geografii Polski”       (7 rozdziałów), “Wisła w gospodarce Polski” (8 rozdziałów) i “Wisła w planach rozwojowych”      (9 rozdziałów). Moja specjalność naukowa to historia i geografia cywilizacji . Wykładam ją jawnie od 1989 roku. Wcześniej, w “realnym socjalizmie” PRL, była to problematyka podejrzana ideologicznie a zatem przez 20 lat (1969-1989) wykładałem ją utajoną pod szyldem historii i geografii transportu. Przywiązywałem zatem najwięcej uwagi do tych dwóch części początkowych, przedstawiających Wisłę w przekroju dziejowym i w przekroju geograficznym. Pozostałe dwie części monografii “puściłem na żywioł”, pozwalając ich współautorom na prezentację “co tam komu w duszy gra”. Z góry założyłem – i nie omyliłem się – że autorzy części gospodarczej będą przesadzali na temat gospodarczej roli Wisły, a autorzy części ostatniej będą fantazjowali o przyszłości, basując “Programowi Wisła”. Na te dwie ostatnie części spuśćmy zatem przysłowiową zasłonę miłosierdzia. Zanim, monografia się ukazała, wstrząsnął krajem sierpień 1980, zawaliła się gierkowska dekada “propagandy sukcesu” i o “Programie Wisła” zapomniano na dobre. Ostatnia część monografii straciła wiarygodność, jeszcze zanim monografia wyszła z drukarni. Ale i część o gospodarczej roli Wisły wymagałaby realistycznego przeredagowania w duchu posierpniowego przewartościowywania wcześniejszej akceptacji dla gospodarki centralnie planowanej i ręcznie sterowanej.
           
Czy zatem otwierające monografię jej części o Wiśle w dziejach i Wiśle w geografii pomyślnie wytrzymały próbę czasu i mogą obecnie służyć jako model do analogicznego ich wykorzystania, jako wzorca dla monografii Odry? Na to pytanie odpowiadam szczerze: nie, po stokroć nie! Gdybym dziś, w ponad ćwierć wieku później, bogatszy o tyle doświadczeń i uwolniony od tylu dawnych złudzeń, miał ponownie okazję zostać redaktorem monografii Wisły (czy jakiejkolwiek innej dużej rzeki) , przedstawiłbym geograficzno-historyczny aspekt tej monografii całkowicie odmiennie, aniżeli prezentuje go “Wisła. Monografia rzeki”. Nie znaczy to, że zarzucam tekstom, w obu tych częściach monografii pomieszczonym, nierzetelność faktograficzną. Autorami ich byli najlepsi polscy znawcy tematu, merytorycznie wszystko, czy też niemal wszystko jest w nich w porządku, błąd tkwi w czym innym, co nie obciąża tych autorów, lecz redaktora naukowego, zadającego im takie teksty do opracowania. W taki sposób nie wolno rozkawałkowywać ani historii, ani geografii rzeki, poddanej monograficznemu opracowaniu.
           
A jak wobec tego powinno się ten aspekt monografii rzeki przedstawiać? Na to odpowiem bezpośrednio niżej, ale już w formie uwag metodologicznych kierowanych bezpośrednio – jak to tytuł tego tekstu zapowiada – pod adresem monografii Odry, takiej, jaką chciałoby się ją widzieć z dzisiejszego punktu widzenia. Dlatego kończę w tym momencie konfrontowanie mego obecnego w tej kwestii stanowiska z utrwalonym w komentowanej wyżej monografii Wisły. Powstawała ona pod złą gwiazdą, zaprojektowana i napisana u końca dekady “propagandy sukcesu” lat siedemdziesiątych, drukowana w atmosferze posierpniowej, przynajmniej jedną z części tej monografii całkowicie dezawuującej, wydana tuż po wprowadzeniu stanu wojennego, a więc w jeszcze innej rzeczywistości, kiedy mało kto zauważył, że książka podobna w ogóle się pojawiła. Jak zresztą mógł ją zauważyć, wobec fatum, jakie nad tą monografią zawisło? Warszawski Dom Słowa Polskiego, który ją drukował, spłonął tuż po ukończeniu jej druku a w pożarze tym przepadła większa część nakładu monografii Wisły, zanim opuściła magazyn tamtejszej drukarni. Widocznie tak było pisane pierwszej i jedynej dotąd monografii Wisły, doprowadzonej do pomyślnego(?) końca.
 
Geografia historyczna ziem nadodrzańskich i nadwiślańskich.
Pierwsza i najważniejsza przesłanka metodologiczna, jaką można zalecić projektantom monografii dowolnej z dużych rzek, brzmi: dominantą takiej monografii powinna być nie prezentacja tej określonej rzeki, ale prezentacja geografii historycznej jej dorzecza. Tutaj punktem wyjścia dla dalszych rozważań jest teza polskiego geografa Michała Janiszewskiego. Dostrzega on daleko idącą korelację pomiędzy układami sieci wodnej określonego obszaru a historycznymi regionami na obszarze tym ukształtowanymi. W swej książce “Regiony geograficzne Polski”, rozpatrując w tej korelacji z siecią wodną podziały regionalne dorzeczy Wisły i Odry, formułuje on tezę o trójdzielności dorzecza, którą popiera przykładami z różnych miejsc globu. Wskazuje na dorzecze Amazonki, w którego górnej części powstała peruwiańska prowincja Loreto a w środkowej i dolnej brazylijskie prowincje Amazonas i Para. W Italii górna część dorzecza Padu to Piemont, środkowa – Lombardia, a dolna – Veneto. Górna część dorzecza Nilu to Uganda, środkową stanowi Sudan, dolną zaś Egipt. Trzy historyczne regiony francuskie nad Sekwaną to Szampania w górnej części dorzecza, Ile de France z Paryżem w środkowej a Normandia w dolnej.[6]
           
Listę potwierdzającą tezę o geograficzno-historycznej trójdzielności regionalnej obszarów nadrzecznych można długo dopełniać kolejnymi przykładami. Dunaj, największy system rzeczny Europy, dzielą na części oba przełomy rzeki poprzez pasma górskie: ten, gdzie Dunaj przeciska się między Alpami a Karpatami, rozgraniczając górną, bawarsko-austriacką część dorzecza od środkowej, nizinnej, stanowiącej terytorium historycznych Węgier; i ten drugi, przy Żelaznych Wrotach, gdzie Dunaj przeciska się między Karpatami i górami Bałkanów, przechodząc od środkowej do dolnej części dorzecza, pochylonej ku Morzu Czarnemu.
           
Klasyczny, modelowy przykład trójdzielności dorzecza, ten z jakim mamy do czynienia tak w przypadku Odry, jak i przypadku Wisły, przedstawia się następująco. Rzeka mająca w górach swe źródło, podobnie jak i źródła wielu jej najbliższych dopływów, formuje w górnej części swego dorzecza region podgórski, w którym czynnik orograficzny konkuruje z czynnikiem hydrograficznym, gdzieniegdzie nawet nad nim przeważając. W środkowej, typowo nizinnej części dorzecza, czynnikiem sprawczym jego regionalizacji jest wyłącznie czynnik hydrograficzny, związany z układem sieci rzecznej. W dolnej, przymorskiej części dorzecza, podobnie jak w środkowej dominuje czynnik hydrograficzny, lecz typu litoralnego, gdzie o zasięgu regionu nadmorskiego decyduje nie zasięg dorzecza samej tylko rzeki głównej, lecz i pobliskich rzek przymorskich, uchodzących z tamtą do wspólnego zalewu, czy też zatoki morskiej. 
           
Szczególnym przykładem tego klasycznego modelu jest dorzecze Renu, następnej po Dunaju czołowej rzeki Europy. Gdy w atlasie historycznym spojrzymy na mapę Świętego Cesarstwa Rzymskiego sprzed tysiąca lat, dostrzegamy nad Renem podgórski region Księstwa Szwabii, niżej, w części środkowej Księstwo Frankonii a nad dolnym Renem Księstwo Lotaryngii Dolnej – tutaj nazwa plemienna zastąpiona została przez historyczną pozostałość podziału imperium Karolingów pomiędzy wnuków Karola Wielkiego w 843 roku. Jeszcze na mapie z czasu dynastii Sztaufów widnieją nad Renem te trzy regiony w tych samych granicach, co wcześniej. Lecz już na mapie z XIV wieku księstwa Szwabii, Frankonii i Lotaryngii Dolnej nie istnieją, zastąpione przez rojowisko małych jednostek terytorialnych, tyle z tamtymi mając wspólnego, że również pozostawały one w granicach Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Na obu krańcach dorzecza Renu następują inne, charakterystyczne zmiany. W górskiej części Szwabii, w źródłowej części dorzecza Renu, czynnik orograficzny odnosi całkowite zwycięstwo nad czynnikiem hydrograficznym, wyodrębniając alpejską Szwajcarię. W delcie Renu, na przymorskim krańcu jego dorzecza czynnik litoralny odnosi podobne zwycięstwo, wyodrębniając nadmorskie Niderlandy. Gdy w roku 1648 pokój westfalski kończył w Europie epokę wojen wyznaniowych, zarówno Szwajcaria, jak i Niderlandy uzyskały status niepodległych państw Europy, ostatecznie sankcjonujący odrębność obydwu od Cesarstwa.
           
Powyższy zbiór przykładów przygotowuje nas do przyjrzenia się, jak zasada trójdzielności dorzeczy potwierdzała się w odniesieniu do regionów nadodrzańskich a porównawczo z nimi, także i do regionów nadwiślańskich. Zacznijmy od dorzecza Odry a jako wprowadzenie przypomnijmy trzy fragmenty cytowanego już referatu profesora Schlögela o tej rzece:
    
Odra jest zawsze oznaczana na mapach regionów lub umieszczana na marginesie map, tam gdzie jeden kraj się kończy, a drugi zaczyna. Wydaje się, że zawsze chodzi o zupełnie inne rzeki, w zależności od tego, czy jesteśmy w Szczecinie, Frankfurcie/Słubicach, Wrocławiu czy Opolu. Istnieje Odra pomorska, brandenburska, dolnoi górnośląska,”.[7]
   
 “Inżynieria wodna w wielkim styluwliczając w to budowę wałów przeciwpowodziowych i kanałówzaczyna się zapewne dopiero w momencie, w którym wskutek zdobycia Szczecina w 1720 r. oraz grabieży Śląska przez Prusy w 1742 r. bieg Odry został zjednoczony w mniej więcej jednym ręku, stając się, by tak rzec, <nurtem pruskim> (abstrahując od AustroŚląska).”[8].
    
Nie znajdujemy natomiast żadnej pracy, która poświęcona byłaby <duchowi rzeki>. Odra stanowi temat opracowań naukowych jedynie w pracach specjalistów od hydrologii i transportu, dotyczących innych zagadnień; w innych wypadkach <pojawia się> w historii każdego z poszczególnych regionów. Każdy z nichŚląsk, Pomorze, Brandenburgiama, by tak rzec, swoją własną Odrę.”[9].
           
Nic dodać, nic ująć. Wszystko, co trzeba, zostało tu powiedziane. Przejęcie kontroli nad całym żeglownym nurtem rzeki przez jedno państwo umożliwia usprawnienie “ciała” tej rzeki w jej funkcjach transportowych, czy też w zabezpieczeniu przeciwpowodziowym – ale “duch” tej rzeki, jak przedtem tak i potem pozostaje zróżnicowany i niezależny w poszczególnych regionach nadrzecznych. Zresztą i owo “ciało” rzeki ma swe odmienne potrzeby w każdym z tych regionów: na podgórskim Śląsku są nimi zbiorniki retencyjne na spływających z gór dopływach, tak ważne dla ochrony przeciwpowodziowej (jak na podgórskich dopływach Wisły w Małopolsce) oraz kanalizacja rzeki, zwiększająca jej możliwości transportowe; w Brandenburgii, na środkowym odcinku rzeki, problemem głównym było wyprostowanie nurtu rzeki, wyeliminowanie jej meandrów i zagospodarowanie dla rolnictwa uzyskanych dzięki temu terenów w rejonie Przełomu Odry (Oderbruch) oraz budowa kanałów ku zachodowi do Szprewy i Haweli oraz ku wschodowi      – przez Noteć – do Wisły; na Pomorzu, przy ujściu rzeki, budowa przejścia przez Zalew Szczeciński do Bałtyku i avant-portu Szczecina w Świnoujściu. Słowem, nawet w sferze kultury materialnej, czyli “ciała” rzeki, większość przedsięwzięć inwestycyjnych była odrębna w każdym z trzech regionów nadodrzańskich z osobna.     
           
W każdym z trzech regionów nadodrzańskich – bo tyle ich znajdujemy na mapach ze stulecia, poprzedzającego pierwszą wojnę światową. Są nimi, wymieniane przez profesora Schloegela: Śląsk (Provinz Schlesien), Brandenburgię (Provinz Brandenburg) i Pomorze (Provinz Pommern).Zasada unikania niepotrzebnego mnożenia bytów nakazuje traktować cały Śląsk jako jeden region, bez dzielenia go na część górną i dolną. Ten “problem górnośląski” zaczął się od rezygnacji Fryderyka II z aneksji tej jego części, która odtąd otrzymała nazwę Śląska Austriackiego a odżył po pierwszej wojnie światowej w związku z plebiscytem, przekazującym Polsce wschodni skrawek prowincji śląskiej (3213 km2, czyli 8% terytorium prowincji śląskiej).
           
Ten wschodni skrawek prowincji, przynajmniej w części swej był obszarem pierwotnie małopolskim. Wszedł w granice Śląska w roku 1179, kiedy to władający Małopolską Kazimierz Sprawiedliwy, podarował swemu bratankowi, księciu raciborsko-opolskiemu dwie małopolskie kasztelanie – bytomską i oświęcimską. Spora część ich obszaru została u schyłku XV wieku odkupiona, wracając do Królestwa Polskiego – ale Bytom wrócił do Polski dopiero w 1945 roku a położone na wschód od niego Katowice i Chorzów w następstwie wspomnianego plebiscytu. Spora część tego, co nosi nazwę górnośląskiego zagłębia węglowego, znajduje się zatem na terytorium pierwotnie małopolskim. Do XX wieku ślad tego przetrwał w granicy diecezji krakowskiej z wrocławską, granicy, wytyczonej jeszcze przed ową cesją na rzecz Śląska sprzed ponad ośmiu stuleci.
           
Przebieg granic średniowiecznych diecezji wyjaśnia wiele w zakresie powiązań kulturowych obszarów objętych ich granicami. Dlaczego Fryderyk II nie zajął tej części Śląska, którą odtąd nazywano Śląskiem Austriackim? Można spekulować, że go to odległe terytorium po prostu nie interesowało, choćby dlatego, że ten źródłowy obszar dorzecza Odry nie miał warunków dla istnienia tam żeglugi śródlądowej. Bardziej racjonalne wydaje się przypuszczenie, że wpłynęły na to odrębności regionalne tego terytorium, które od średniowiecza (oprócz Śląska Cieszyńskiego, należącego do diecezji wrocławskiej) podporządkowane było morawskiej diecezji ołomunieckiej i w ślad za tym przez wieki pozostawało politycznie oddzielone od dzielnicy śląskiej. Czynnik hydrograficzny wiązał ten teren ze Śląskiem, czynnik orograficzny z Morawami. Podobnie podporządkowana archidiecezji praskiej Kotlina Kłodzka, hydrograficznie była powiązana ze Śląskiem a orograficznie (i przez długi czas politycznie) z Czechami. Kotlinę Kłodzką Fryderyk II zaanektował jednak podczas podboju Śląska.
           
Dwie z tych trzech prowincji Nadodrza uformowały się jako odrębne jednostki terytorialne w XII wieku. Były to: Śląsk w górnej części dorzecza Odry i Pomorze (Ducatus Pomeraniae) przy ujściu Odry i nad Zatoką Pomorską – obie za sprawą Bolesława Krzywoustego (1102 – 1138) : Pomorze wskutek podboju, związanego z chrystianizacją tego regionu, Śląsk jako dzielnica książęca, testamentem Krzywoustego przeznaczona dla jego najstarszego syna, Władysława. Już za panowania cesarza Fryderyka Barbarossy (1152-1190) w obu tych regionach dokonały się wydarzenia, prowadzące docelowo do wejścia Nadodrza w granice Cesarstwa. Zagrożone przez Duńczyków Księstwo Pomorskie w 1181 roku oddało się pod opiekę Cesarstwa, stając się odtąd jego prowincją. Wygnany przez młodszych braci ze Śląska książę Władysław uszedł do Cesarstwa i dopiero zbrojna interwencja Barbarossy wymusiła w 1157 roku zgodę braci Władysława na jego powrót do władzy nad Śląskiem. Sam Władysław zmarł, zanim zdążył powrócić, lecz gdy w 1163 roku objęli władzę nad Śląskiem jego trzej synowie, dzielnica śląska systematycznie pogłębiała związki z Cesarstwem, by ostatecznie stać się jego częścią po objęciu przez Łokietka tronu Królestwa Polskiego w 1320 roku. Śląsk stał się wówczas lennem Czech, należących do Cesarstwa, co ostatecznie zostało przez króla polskiego zaakceptowane w 1335 roku.
           
Na środkowym Nadodrzu dopiero w połowie XIII wieku pojawiła się Brandenburgia. Wcześniej po obu brzegach środkowej Odry rozciągała się niewielka ziemia lubuska. Był to wąski pas Nadodrza, na południu sięgający ujścia Nysy Łużyckiej a na północy ujścia Warty o powierzchni niespełna 4 tys.km kw. Nazwę otrzymał od Lubusza (Lebus), położonego na zachodnim brzegu Odry. W tym to Lubuszu powstało w 1124 r. z inicjatywy Krzywoustego biskupstwo, niewątpliwie w związku z chrystianizacją nadodrzańskiego Pomorza. Biskupstwo to rychło straciło rację bytu, gdyż książęta pomorscy doprowadzili do powstania na swym terenie biskupstwa w Kamieniu, niezależnego od polskiej prowincji kościelnej. Niewielki ten kraik pozostawał pod władzą Piastów śląskich, którzy w 1250 roku sprzedali go Brandenburgii . Od tego czasu Lubusz stracił wszelkie znaczenie a jego rolę przejął założony przez Brandenburczyków Frankfurt nad Odrą. Miasto to stało się w późniejszej administracji Brandenburgii siedzibą rejencji, obejmującej dawną ziemię lubuską i wszystkie obszary brandenburskie na wschód od Odry na pograniczach Pomorza, Wielkopolski i Śląska. Terytorium tej rejencji wynosiło 19,2 tys. km kw., – pięciokrotnie więcej od historycznej ziemi lubuskiej.
           
Po ostatecznym wejściu Śląska w granice Cesarstwa (1335), cały nurt Odry znalazł się w jego granicach a za panowania Kazimierza Wielkiego (1333-1370) granica Królestwa Polskiego z Cesarstwem ustaliła się w szczegółach i przez następne wieki – aż do rozbiorów Rzeczpospolitej – ulegała tylko minimalnym zmianom, dokonywanym nieodmiennie za obustronną zgodą. Była to prawdziwa “granica pokoju” w czasach, gdy na wschodnich (Moskwa), północnych (Szwecja) i południowych (Turcja) granicach Rzeczpospolitej toczyły się coraz to ponawiane, krwawe wojny. Rzeczywistość była dokładnie odwrotna do tej, którą wmawiała społeczeństwu XX-wieczna nacjonalistyczna propaganda, z osławioną książką Z. Wojciechowskiego “PolskaNiemcy. Dziesięć wieków zmagania[10]. na czele.
           
Po obu stronach tej granicy na ziemiach nadodrzańskich z jednej, a na ziemiach nadwiślańskich z drugiej strony, wydarzenia toczyły się analogicznymi torami. Jest to uzasadnione analogią obu wielkich systemów rzecznych Odry i Wisły sąsiadujących ze sobą na południowej stronie zlewiska Bałtyku. Czym Śląsk w górnej części dorzecza Odry, tym była Małopolska w górnej części dorzecza Wisły; Czym Brandenburgia w środkowej części dorzecza Odry, tym było Mazowsze w środkowej części dorzecza Wisły; Czym Pomorze przy ujściu Odry i nad Zatoką Pomorską, tym były Prusy Królewskie przy ujściu Wisły i nad Zatoką Gdańską.
           
Gdy w XIV wieku Śląsk, Brandenburgia i Pomorze znalazły się w komplecie w granicach Cesarstwa, były one trzema, wzajemnie od siebie niezależnymi terytoriami: Śląsk jako lenno Korony św. Wacława, Brandenburgia i Pomorze jako odrębne księstwa Rzeszy. Ich integracja w jednym organizmie politycznym rozpoczęła się w roku 1637, gdy wygasła książęca dynastia pomorska a sukcesję po niej przejęła Brandenburgia. W roku 1648 przyznano jej tylko wschodnią część Pomorza, bez ujścia Odry i ziem na zachód od niej. Tamte państwo brandenbursko-pruskie opanowywało etapami, w 1720 i 1815 roku. A ponieważ wcześniej, w 1742 roku odebrało ono Habsburgom (sukcesorom korony czeskiej) Śląsk, od 1815 roku całe Nadodrze znalazło się pod władzą pojedynczego państwa – Prus.
             
Nad Wisłą analogiczny proces integracyjny dokończony został blisko trzy wieki wcześniej. Gdy utworzone w Wielkopolsce w 1295 r. Królestwo Polskie, w ćwierć wieku później ustabilizowało się na dobre, wraz z krakowską koronacją Łokietka w 1320 r., centrum państwa na blisko trzy wieki przeniosło się nad górną Wisłę, do Małopolski. Kraków stał się niemal do końca dziejów przedrozbiorowych miejscem koronacji kolejnych władców Polski (tylko ostatni z nich, król Stanisław August Poniatowski, obejmując tron w 1764 r., koronował się w Warszawie). Kraków stał się de facto stolicą Polski, chociaż żadnego formalnego aktu, przenoszącego tam stolicę Królestwa z Wielkopolski, nigdy nie wydano.
 
Nad środkową Wisłą samodzielną od 1138 roku krainą było Mazowsze, testamentem Krzywoustego ustanowione jako jedna z książęcych dzielnic piastowskich. Podobnie jak Piastowie śląscy, tak i Piastowie mazowieccy, nie poddali się władzy “króla krakowskiego”, wybierając, jak tamci, status lenników czeskiej Korony św. Wacława. Ugodą wyszehradzką z 1335 r., Kazimierz Wielki, następca Łokietka, wybrał kompromis. Zgodził się zrezygnować ze Śląska, uznając go za lenno Czech, a w zamian Czechy oddały Mazowsze w lenno Królestwa Polskiego. I stan taki trwał blisko dwa wieki, aż do wygaśnięcia linii Piastów mazowieckich w 1526 roku. Dopiero wówczas Mazowsze – można tak powiedzieć – “wróciło do Polski”.
           
Wcześniej powrót taki nastąpił na ziemiach dolnej części dorzecza Wisły. Pod względem hydrograficznym ziemie przyległe do Zatoki Gdańskiej stanowiły jedną całość regionalną. Scalenie ich było sprawą bardzo trudną, z uwagi na etniczne różnice ludności tutaj osiadłej. Na zachód od Wisły była to ludność słowiańska, zamieszkująca schrystianizowane Pomorze Gdańskie. Rządząca nim dynastia książęca, już to pozostawała w zależności lennej wobec Polski Piastów, już to zależność tę zrzucała, lecz ostatecznie w 1282 roku zawarła z wielkopolską linią Piastów układ sukcesyjny o przeżycie, który szybko przyniósł doniosłe następstwa. Dynastia gdańsko-pomorska wygasła w grudniu 1294, w roku następnym władzę nad nią objął ostatni Piast wielkopolski, Przemysław II, proklamując powstanie Królestwa Polskiego z ziem Wielkopolski i Pomorza Gdańskiego. W rok później władca ten został zamordowany i na tron polski powołano czeskich Przemyślidów. W kilka lat później (1306) i ta dynastia wygasła i w Polsce zapanowało trwające kilkanaście lat bezkrólewie, wykorzystane przez Brandenburgię, która zajęła Pomorze Gdańskie w 1306 roku. Teraz przyszła kolej na włączenie się do walki o tę dzielnicę jej sąsiada zza Wisły.
           
Na wschód od Wisły osiedli bałtyjscy Prusowie, etniczni pobratymcy Litwinów i Łotyszy. Jak tamci, opierali się długo chrystianizacji i swą wrogą postawą zagrażali chrześcijańskim sąsiadom – Mazowszu, ale i Pomorzu Gdańskiemu. Jeżeli spacyfikowanie Prusów poprzez ich chrystianizację nie powiodło się, w czasie gdy całą Polską rządził jeden władca, to sytuacja stała się beznadziejna, gdy państwo zostało podzielone na kilka dzielnic książęcych. Dlatego Konrad, książę mazowiecki, w 1236 roku zaprosił rycerski Zakon Krzyżacki do nadanej im wówczas ziemi chełmińskiej, aby z tej bazy wyjściowej dokonali chrystianizacji Prus. Krzyżacy z zadania tego wywiązali się w ciągu kilkudziesięciu lat, tworząc w Prusach swe własne Państwo Zakonne. Przez cały ten czas byli przez Piastów traktowani jako ich goście i przyjaciele i stąd, gdy Pomorzem Gdańskim zawładnęli Brandenburczycy, bezsilny wobec nich Łokietek zwrócił się do Krzyżaków o pomoc w ich usunięciu. Krzyżacy życzenie to spełnili, lecz po opanowaniu Pomorza Gdańskiego, włączyli je do Państwa Zakonnego, w którym pozostawało przez półtora wieku, pod rozciągniętą wówczas i na nie nazwą Prus.
           
W taki oto sposób ziemie nad Zatoką Gdańską zostały zintegrowane w jeden region, lecz sprawcy tej integracji ponieśli za metody swego postępowania wysoką cenę. Zrazili do siebie trwale Królestwo Polskie, które o odzyskaniu Pomorza Gdańskiego stale pamiętało, choć w XIV wieku nie posiadało wystarczającej dla dokonania tego siły. W sukurs Królestwu Polskiemu przyszła … niemiecka ludność Państwa Zakonnego. Już w czasie zmagań między Brandenburgią a Państwem Zakonnym na Pomorzu Gdańskim, sprzyjała ona wyraźnie Brandenburczykom, woląc świecką władzę i cesarską opiekę od teokratycznego Państwa Zakonnego. Z tej przyczyny to właśnie ta niemiecka ludność Gdańska ucierpiała najbardziej w osławionej “rzezi gdańskiej” w 1308 roku. Gdy zawiodła pomoc zza granicy Cesarstwa, szukano jej u króla polskiego. Po zwycięstwie grunwaldzkim 1410 roku, miasto Gdańsk złożyło hołd Jagielle, licząc na koniec rządów krzyżackich nad tym miastem. Niestety, król Jagiełło wygrał walną bitwę, lecz przegrał zawarty po niej pokój. Państwo Zakonne wyszło z tej wojny bez uszczerbku a niemiecki burmistrz Gdańska, Konrad Leczkow, wraz z grupą niemieckich rajców gdańskich, zostali za swój hołd ścięci przez Krzyżaków w Malborku. Wreszcie miara się przebrała i niemiecka ludność Państwa Zakonnego, zorganizowana w konspiracyjnym Związku Jaszczurczym, powstała w 1454 roku przeciwko Państwu Zakonnemu i oddała się pod opiekę króla polskiego. Potrzeba było długotrwałej wojny 13-letniej, aby “sprawę krzyżacką” rozstrzygnąć połowicznie. Zachodnia część Państwa Zakonnego, z Pomorzem Gdańskim i ziemią chełmińską, powróciła do Królestwa Polskiego pod nazwą Prus Królewskich, część wschodnia pod nazwą Prus Krzyżackich (później, po sekularyzacji – Prus Książęcych), pozostała przy Państwie Zakonnym, jako lenno Królestwa Polskiego. Finał tego niemiecko-krzyżackiego konfliktu tak komentuje polski historyk z doby zaborów:
   
Czyż to nie Niemcy z Chełmna, z Torunia, z Gdańska i z innych miast polskich królewskich walczyli przeciwko Krzyżakom? Nie oniż to powołali ojce nasze, abyśmy ich wybawili od Krzyżaków? Oni to prezentowali się jako Niemcy, a Krzyżaków oskarżali jako wrogów ludu niemieckiego.”[11]
           
Dolna Wisła wraz z Gdańskiem wróciły do Królestwa Polskiego, przez co proces obejmowania przez nie kontroli nad całą drogą wodną Wisły postąpił znacznie naprzód. Ale zarazem, po półtora wieku krzyżackiego eksperymentu, przestał istnieć region, obejmujący całość ziem okalających Zatokę Gdańską. Prusy podzieliły się trwale na dwa “niepełne” regiony: Prusy Zachodnie i Prusy Wschodnie. To tak, jakby region okalający Zatokę Pomorską przepołowić w strefie ujścia Odry na dwie części; co zresztą nastąpiło dwukrotnie, w podziale tej prowincji w 1648 roku między Brandenburgię i Szwecję i w 1945 roku między Niemcy i Polskę.
           
Powstanie przeciwko Zakonowi Krzyżackiemu wybuchło w 1454 roku, wręcz jak gdyby na zamówienie dziejowe, gdyż akurat w tym momencie otworzyła się dla Gdańska i dla drogi wodnej Wisły szansa dziejowa na wielki eksport do Europy Zachodniej zboża, produkowanego w dorzeczu Wisły: strefa bałtycka zastąpiła w tym strefę czarnomorską. Koniec epoki zbiegł się zaś dokładnie z utratą Gdańska przez Rzeczpospolitą w drugim jej rozbiorze. Erich Keyser, niemiecki historyk dziejów Gdańska, ukazuje to wymownie w następującym zestawieniu dwóch par dat:
  
1453 – Turcy zdobywają Konstantynopol i całkowicie zablokowują tamtędy wszelki wywóz z   
                basenu czarnomorskiego,
   1454 – bunt przeciwko Państwu Zakonnemu zwraca Polsce ujście Wisły wraz z Gdańskiem,
   1793 – dopiero w drugim rozbiorze Rzeczpospolita traci Gdańsk,
   1794 – caryca Katarzyna II na zdobytym na Turcji wybrzeżu czarnomorskim buduje Odessę i wymusza odblokowanie wyjścia na Morze Śródziemne dla handlu zbożem.[12]
           
Ta dziejowa koniunktura sprawiła, że “złota epoka” Wisły, wyprzedziła o trzy stulecia
podobne czasy dla Odry. Gdy dawna Polska kończyła się w rozbiorach, zintegrowana przez państwo pruskie droga wodna Odry rozpoczynała swą wielką karierę.
           
Ostatni etap tej wiślanej integracji dotyczył środkowego odcinka Wisły i sprowadzał się do włączenia lenna mazowieckiego do Królestwa Polskiego. Nastąpiło to w 1526 roku, kiedy wygasła mazowiecka linia Piastów. Jeśli poszukiwać analogii pomiędzy Brandenburgią nad Odrą środkową a Mazowszem nad Wisłą środkową to rysuje się ona następująco. We wczesnopiastowskiej epoce, przed podziałem dzielnicowym kraju, gdy Mazowsze było jeszcze niezorganizowanym dodatkiem do Wielkopolski, jego najważniejszym nad Wisłą ośrodkiem był Płock – taki nadwiślański Lubusz. Gdy w podziale dzielnicowym Polski okrzepło samodzielne księstwo mazowieckie, jego centrum przesunęło się do znakomicie komunikacyjnie zlokalizowanej Warszawy, będącej mazowieckim odpowiednikiem nadorzańskiego Frankfurtu. Ale upłynęło zaledwie 70 lat od wygaśnięcia lenna mazowieckiego i do tego nadwiślańskiego “Frankfurtu” przenosi się w 1596 roku stolica państwa (znowu bez formalnego aktu, jak wcześniej do Krakowa). Frankfurt staje się Berlinem! Oto sytuacja, jakiej nie doznała Brandenburgia, której stolica, choć położona w znacznej od Odry odległości, dzięki swym połączeniom kanałowym a później i liniom kolejowym stała się ogniwem pośrednim na osi Wrocław – Berlin – Szczecin, jeśli nie eliminując, to w każdym razie znacznie ograniczając w funkcji takiego łącznika nadodrzański Frankfurt.
 
Wielkopolska to także dorzecze Odry
Dotychczas była mowa o trzech tylko rozległych historycznych regionach w dorzeczu Odry: Śląsku, Brandenburgii i Pomorzu. Wszystkie one są regionami Nadodrza, rozłożonymi po obu brzegach Odry, będącej osią komunikacyjną każdego z nich. Ale dorzecze Odry, to coś więcej, niż Nadodrze: do dorzecza należeć może rozległy region (czy nawet więcej regionów), które wcale do rzeki głównej nie przylegają, pozostając w pewnym od niej oddaleniu. W dorzeczu Odry takim właśnie rozległym regionem jest Wielkopolska. A jest to region w dorzeczu Odry największy, w porównaniu z nim Śląsk, drugi co do wielkości w rankingu regionów dorzecza Odry, wyraźnie Wielkopolsce ustępuje.
 
Śląsk jest regionem górnej części dorzecza Odry, czyli sumy dorzeczy wszystkich jej lewo- i prawobrzeżnych dopływów, aż po najniżej z nich położone dorzecze Bobra włącznie. Obejmuje to obszar o powierzchni 47 tys. km kw., w którą niejako jest “wpisane” terytorium historycznej dzielnicy śląskiej. W szczegółach granice tej historycznej krainy odchylają się od zewnętrznych wododziałów tej części dorzecza w jedną czy w drugą stronę, co jednak nie zaprzecza wyraźnej korelacji między tą częścią dorzecza a historyczną krainą, jaka na jej obszarze się ukształtowała. A jest to spora część całego dorzecza Odry, liczącego 118,6 tys. km kw. Udział jej w całości dorzecza Odry wynosi 39,6%.
           
Na tej samej zasadzie Wielkopolska jest regionem podobnie “wpisanym” w dorzecze Warty z Notecią, największego prawobrzeżnego dopływu Odry. Zachodnim swym krańcem nie sięga Kostrzynia, czyli miejsca, gdzie Warta uchodzi do Odry. Tym zachodnim krańcem jest miejsce złączenia się Warty z Notecią. W średniowieczu strażnicą tego miejsca był gród Santok, nazywany z tej przyczyny “kluczem Królestwa Polskiego” (czyli “kluczem Wielkopolski”, odkąd w niej właśnie, ustanowiono w 1295 r. Królestwo Polskie).
           
W tym miejscu złączenia Warty z Notecią ta część dorzecza Odry osiąga 51,8 tys. km kw. powierzchni, co stanowi 43,7% dorzecza całej Odry. Łącznie udział Wielkopolski i Śląska w całości dorzecza Odry to 98,8 tys. km kw., czyli 83,3% . Od pozostającej reszty 19,8 tys. km kw. dorzecza Odry trzeba odjąć 4,2 tys. km kw. dorzecza Nysy Łużyckiej, historycznie stanowiącego terytorium Łużyc i wówczas okaże się, że dla Brandenburgii i Pomorza pozostaje tylko 15,6 tys. km kw, czyli 13,2% dorzecza Odry. Nadmiar liczb i wskaźników nuży słuchaczy referatu, lecz przytoczone są niezbędne dla uwidocznienia, jak potężny udział w całości dorzecza Odry mają łącznie Śląsk i   Wielkopolska , czy też wymieniając je w kolejności ich rozmiarów, najpierw Wielkopolska a po niej dopiero Śląsk.
           
Wielkopolska – ten jedyny nie nadodrzański region dorzecza Odry – dziejami swymi różni się zasadniczo od trzech regionów Nadodrza. Tamte, obejmujące swymi granicami cały nurt Odry, od średniowiecza związały swój los z Cesarstwem. Wielkopolska nigdy w granicach Cesarstwa się nie znalazła, przeciwnie, jako kolebka państwowości polskiej, przez cały czas istnienia Cesarstwa współistniała z nim jako jego sąsiad i niezależny partner. Tutaj w 966 r. proklamował Mieszko I chrzest swego państwa – zaledwie 4 lata po powstaniu Cesarstwa . Otton I , założyciel Cesarstwa i Mieszko I, najwcześniejszy z historycznych władców Polski, byli rówieśnikami. Rówieśnikami także byli Stanisław August Poniatowski – ostatni król Polski i Franciszek II – ostatni cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Pierwszego władzy pozbawił w 1795 roku ostatni z rozbiorów Rzeczpospolitej, drugiemu odebrał ją Napoleon Bonaparte, likwidując w 1806 roku jego cesarstwo. Zaiste innej skali to panorama dziejowa od tej, jaka była udziałem czy to Śląska, czy Pomorza, a nawet Brandenburgii, zanim ta przekształciła się w państwo pruskie.
           
Jako kolebka państwowości polskiej Wielkopolska ekspansję swoją kierowała nie w stronę pozostałych regionów dorzecza Odry, lecz w stronę przeciwną – ku dorzeczu Wisły, które sukcesywnie ze sobą wiązała. Najwcześniej, środkową część jej dorzecza: gdy za Mieszka I państwo jego wyłoniło się z przeddziejowego mroku, już posiadało w swych granicach Mazowsze. Zaraz po nim przyszła kolej na Małopolskę, dla której w roku 1000 ustanowiono biskupstwo w Krakowie. Od misji św. Wojciecha w 997 roku kierowało swój wzrok ku ujściu Wisły. Uwieńczone to zostało połączeniem dopiero w 1295 r. Pomorza Gdańskiego z Wielkopolską i przekształceniu jej w Królestwo Polskie. Polska etniczna to nie tylko kraj nad Wisłą, lecz i nad Wartą – a genetycznie rzecz ujmując, wcześniej kraj nad Wartą a dopiero później nad Wisłą. Gdy zaledwie nieco ponad dekadę po ostatnim rozbiorze wielonarodowej Rzeczpospolitej proklamował Napoleon Bonaparte pierwszą namiastkę Polski etnicznej – Wielkie Księstwo Warszawskie – to wydarzenie to poprzedziło powstanie przyszłego polskiego hymnu narodowego, głoszącego: “Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, / będziem Polakami, / dał nam przykład Bonaparte / jak zwyciężać mamy.”
           
Czy taka symbioza największego regionu dorzecza Odry z regionami dorzecza Wisły jest jakąś wyjątkową i nietypową anomalią? Ależ, skąd! Jej odpowiednik spotykamy w najbliższym sąsiedztwie, we wschodniej części dorzecza Wisły. Tu też w dorzeczu Wisły, ale w oddaleniu od rzeki głównej, znajduje się największy z regionów dorzecza Wisły. I analogicznie jak w przypadku Wielkopolski, jego losy dziejowe, zamiast z dorzeczem w którym się znajduje, czyniły go otwartym na kontakty z regionami, położonymi na wschód od niego.
           
Region ten jest “wpisany” w dorzecze Bugu i Narwi. Przy Serocku, tam gdzie Narew łączy się z Bugiem (a więc odpowiedniku Santoka przy zbiegu Noteci z Wartą), powierzchnia tego dorzecza osiąga 68 tys. km kw. Jest ono o ponad 31% większe od dorzecza Warty z Notecią, lecz nie zapominajmy, że dorzecze Wisły (193,9 tys. km kw.) jest o ponad 63% większe od dorzecza Odry, więc i rozmiary tutejszych regionów są większe od ich odpowiedników w dorzeczu Odry.
           
W wiekach średnich, przed unią polsko-litewską, przeważającą część tego dorzecza zamieszkiwała ludność wschodniosłowiańska, przodkowie dzisiejszych Ukraińców i Białorusinów. Na północ od Narwi, na północnych krańcach tego dorzecza, zanikało wcześniejsze osadnictwo bałtyjskie, ustępując miejsca osadnictwu przybywającemu tutaj z Mazowsza. Bowiem Mazowsze – ten nadwiślański odpowiednik Brandenburgii – wniknęło głębiej w dorzecze Bugu-Narwi, niż Brandenburgia w dorzecze Warty-Noteci. Brandenburgia nad Wartą zajęła tylko skrawek w pobliżu ujścia Noteci, nad którą założyła Driesen (Drezdenko), najstarsze z miast Nowej Marchii. Głównym rejonem jej ekspansji osadniczej było natomiast rozległe pustkowie na północ od Noteci, dokąd osadnictwo chrześcijańskie zaczęło napływać dopiero po chrystianizacji Pomorza. Od strony południowowschodniej powstawała w jego następstwie wielkopolska Krajna (czyli “ziemia na skraju”, tak jak w nazwie: Ukraina), od strony południowo-zachodniej budowała Brandenburgia swoją Nową Marchię.
           
Mazowsze nad Bugiem rozciągało się aż po Nurzec, prawobrzeżny dopływ Bugu. Gród Nur, u ujścia tego dopływu, stanowił strażnicę mazowiecką na granicy z Rusią. Stąd ku północy granice Mazowsza ciągnęły się wzdłuż Narwi i Biebrzy, nie przekraczając jednakże tych rzek, za którymi mieszkała ruska ludność późniejszego Podlasia. Największe tereny dla ekspansji osadniczej mazowieckiej istniały na północ od Narwi i Biebrzy. Były one takim samym pustkowiem, jak to na północ od Noteci, zasiedlane dopiero po chrystianizacji bałtyjskich Prusów, o ponad wiek późniejszej od chrystianizacji Pomorzan. W granicach Mazowsza znalazł cały obszar pomiędzy Narwią a granicą Państwa Zakonnego, lecz osadnictwo mazowieckie przenikało daleko poza tę granicę, aż po dział wodny na grzbietach Pojezierza Mazurskiego, pomiędzy dorzeczem Wisły a zlewiskiem Zalewu Wiślanego. Osadnictwo to, rozszerzając się na wzór wielkopolskiej Krajny, nie miało tu konkurencji, takiej jaką za Notecią była Nowa Marchia i w rezultacie zasiedliło całe pustkowie dawnej pruskiej Galindii, która od tego osadnictwa otrzymała w Prusach Wschodnich nową regionalną nazwę Mazur.
           
Dorzecze Warty powyżej ujścia Noteci wynosi 34,6 tys. km kw; dorzecze Bugu powyżej ujścia Nurca jest niewiele mniejsze, mając 31,3 tys. km kw. powierzchni. Miejsca tu zatem tyle co w Wielkopolsce, dla powstania tutaj dużej jednostki regionalnej. Jeszcze w XIII wieku wydawało się to realne, mimo katastrofalnych dla Rusi skutków najazdu mongolskiego. Na zachodnich kresach Rusi, księstwo halickie nad Dniestrem i księstwo włodzimierskie nad Bugiem przetrwały wolne od jarzma mongolskiego, chociaż coraz bardziej musiały się liczyć z możliwością uzależnienia od najbliższych sąsiadów : Węgier, Polski i Litwy. W 1215 roku Andrzej, władca węgierski obu tych księstw , przybrał tytuł ich króla: Rex Galiciae et Lodomeriae. Ponad pięć i pół wieku później Austria, uczestnicząc w pierwszym rozbiorze Rzeczpospolitej, a będąc sukcesorem węgierskiej Korony św. Stefana, z wszystkimi przywiązanymi do tej korony tytułami, uzasadniała swe prawo do rozbioru tym, że sięga po Galicję i Lodomerię. Galicję poprawnie identyfikowano z ziemiami nad Dniestrem, wokół Halicza, lecz Lodomeria była nazwą od dawna martwą. Dawne księstwo włodzimierskie nad Bugiem już w XIV wieku rozpadło się na pięć mniejszych terytoriów, z których każde włączono do innego województwa Królestwa Polskiego, bądź Wielkiego Księstwa Litewskiego: ziemia bełska, oddana za Jagiełły lennu mazowieckiemu, gdy pół wieku później wróciła do Królestwa Polskiego, przekształciła się w odrębne województwo bełskie; wcześniej wraz z ziemią chełmską należała do województwa ruskiego, później znajdując się pomiędzy województwem ruskim a ziemią chełmską, zamieniła tę ostatnią w odległą enklawę województwa ruskiego. Te dwie ziemie za Kazimierza Wielkiego znalazły się w Królestwie Polskim, pozostałe trzy w tym samym czasie w Wielkim Księstwie Litewskim. Ziemię włodzimierską, przejętą razem z Wołyniem, przekształcono w powiat włodzimierski tego województwa; w następstwie dawne stołeczne miasto Lodomerii nazywano odtąd Włodzimierzem Wołyńskim. Ziemia brzeska stała się powiatem województwa brzesko-litewskiego a ziemia drohicka przekształcona została w dwa powiaty województwa podlaskiego. Unia Lubelska 1569, tworząca Rzeczpospolitą Obojga Narodów, przeniosła województwa ukraińskie oraz województwo podlaskie z Wielkiego Księstwa Litewskiego do Korony, w następstwie czego z dawnej Lodomerii pozostała przy nim tylko ziemia brzeska.
           
Tak rozkawałkowane dorzecze Bugu nie miało szans stać się regionem dorzecza Wisły z prawdziwego zdarzenia. A przecież droga wodna Bugu odgrywała w dziejach rolę niepomiernie ważniejszą od drogi wodnej Warty. Ta ostatnia prowadziła właściwie “donikąd”, kończąc się przy źródłach Warty w pobliżu Częstochowy. A tymczasem Bug w średniowieczu był łącznikiem między Mazowszem a księstwem halickim, z którym łączyły władców Mazowsza rozległe powiązania dynastyczne. A w starożytności, na początku naszej ery, był ogniwem pomostu pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym. Tędy wiodła droga Gotów znad Zatoki Gdańskiej ku ich nowej siedzibie na ziemiach dzisiejszej Ukrainy. Oni to nadali rzece jej germańską nazwę (starogermańskie bug = ramię), z uwagi na łukowaty kształt drogi wodnej tej rzeki. Gdy Goci doszli do jej końca, znaleźli w pobliżu początek innej rzeki, która doprowadziła ich w strefę czarnomorską i którą również nazwali Bugiem (Bug Południowy – Jużnyj Boh). Profesor Tadeusz Zipser podkreśla, że ta germańska nazwa rzeki czarnomorskiej jest wyjątkiem, gdyż wszystkie sąsiednie rzeki: Dunaj, Dniestr, Dniepr, Don i Doniec są nazwami celtyckimi, z czasu przechodzenia Celtów tędy ku zachodowi ( scytyjskie danu = woda). Autor ten stawia tezę, że Goci nazywali Bugiem całą trasę wodną, którą wędrowali na południe,[13] że zatem tam, gdzie dziś jest Nowy Dwór Mazowiecki, Wisła uchodziła do Bugu a nie odwrotnie.
           
Istotnie, w tym miejscu, gdzie Wisła łączy się z Bugiem, ma ona 677 km długości, a Bug 813 km. Licząc od źródeł Bugu zatem, najdłuższa z rzek bałtyckich miałaby nie 1068, lecz 1204 km długości. Przenosząc to samo na dorzecze Odry, znajdujemy identyczna sytuację. Przy Kostrzyniu, gdzie Odra łączy się z Bugiem, ma ona 723 km długości ,Warta natomiast 808 km. Gdyby długość drugiej w rankingu rzeki bałtyckiej liczyć od źródeł Warty, miałaby ona przy ujściu do Zalewu Szczecińskiego nie 866 lecz 951 km długości. W geografii przyjęto taką właśnie zasadę,aby w sytuacji, gdy któryś z dopływów przy ujściu do rzeki głównej jest dłuższy niż rzeka główna w punkcie ich złączenia, liczyć kilometraż rzeki od źródeł tego dopływu ( nie Missisipi, lecz Missisipi-Missouri, itd.). Ale gdyby trzymać się tej zasady konsekwentnie do końca, mielibyśmy na południowym wybrzeżu Bałtyku ujście Bugu, przy którym region nadbużański znajduje się nad rzeką główną a Małopolska nad rzeki tej dopływem; oraz ujście Warty, gdzie Wielkopolska stanowi region położony nad rzeką główną, a Śląsk nad dopływem tejże.
 
Rzeki kręgosłupami regionów a granicami państw.
W tym miejscu dochodzimy do prawidłowości, potwierdzanej na każdym kroku przez geografię historyczną: główna rzeka regionu historycznego jest z reguły centralną tego regionu osią, jest regionu tego kręgosłupem. „Rzeki to szlaki komunikacyjne, ich zadaniem jest łączyć, a nie dzielić. W naszym stuleciu wykreślono na nich granice, gdyż uwalniają ludzi siedzących przy pokrytych zielonym suknem stołach od rzetelnego zbadania problemu i od myślenia. To dlatego otrzymaliśmy w XIX i XX w. tak obłąkane granice, jak na przykład rzeka Prut, Zbrucz, Bug, nie mówiąc już o Odrze i Nysie Łużyckiej.”[14]
           
Tylko w szczególnych, zazwyczaj nienaturalnych sytuacjach, rzeka odgranicza jeden region historyczny od drugiego. Państwa w swej polityce ekspansjonistycznej albo anektują w całości położony za ich granicami region historyczny, albo zadowalają się przechwyceniem jego części. Rozrywając w ten sposób, albo ignorując naturalne struktury przez wieki w regionie takim trwające, w taki sam sposób traktują często i rzekę główną regionu. Dzieląc taki region między sobą, państwa uznają często za rozwiązanie najwygodniejsze, aby rzekę główną tego regionu uczynić granicą państwową.
           
Tutaj rysuje się zasadnicza różnica pomiędzy regionami historycznymi, kształtującymi się z inicjatywy społeczności regiony te zasiedlających, a państwami odgórnie narzucającymi swą wolę tym społecznościom. Granice historycznych regionów wytyczane są pługiem osadnika, granice państw wyrąbywane są mieczem wojownika. I w tym leży przyczyna zasadniczego konfliktu interesów pomiędzy nimi.
           
Gdzie w obu rozpatrywanych w tym tekście porównawczo dorzeczach Wisły i Odry pojawiały się granice poprowadzone wzdłuż rzek i jaka była tego przyczyna? W czasach, gdy cywilizacja zachodnia dopiero ogarniała te obszary, granice rzeczne miały charakter obronny. Wzmocnione grodami, strzegącymi przejść przez te rzeki, były one barierami, strzegącymi przed niespokojnymi i niebezpiecznymi sąsiadami. Taką była północna granica Wielkopolski w pradolinie Noteci do czasu chrystianizacji Pomorza, która spacyfikowała sąsiedzkie stosunki i umożliwiła osadnictwu wielkopolskiemu ( jak również brandenburskiemu) zasiedlać zanoteckie pustkowia, przekształcając je w Krajnę i w Nową Marchię. Taką była granica na dolnej Wiśle, rozgraniczająca schrystianizowane już Pomorze Gdańskie od pogańskich Prusów . Gdy Krzyżacy dokonali ich chrystianizacji i połączyli oba te regiony w Państwie Zakonnym, granica na dolnej Wiśle znikła, będąc już niepotrzebną. Nie powróciła, gdy Państwo Zakonne zostało podzielone na Prusy Zachodnie i Prusy Wschodnie, bo odtąd Wisła była kręgosłupem i osią komunikacyjną krainy Prus Zachodnich. Zachowała się dawna granica na Wiśle pomiędzy Kujawami a ziemią chełmińską z czasów, gdy ta ostatnia była niebezpiecznym pograniczem, najeżdżanym przez pogańskich Prusów; a zachowała się dlatego, że po przekazaniu ziemi chełmińskiej Krzyżakom, jako ich bazy operacyjnej przeciwko Prusom, ten odcinek Wisły (jak i rzeka Drwęca) stał się granicą państwową pomiędzy Państwem Zakonnym a Królestwem Polskim.
           
Do czasu unii polsko-litewskiej ziemie na wschód od Wisły były niemal bezludne wobec permanentnych na nie najazdów, Wisła zaś była barierą obronną przed tymi najazdami. Jeszcze w XIV wieku, gdy gęstość zaludnienia po zachodniej stronie Wisły koło Sandomierza przekraczała 20 osób na km kw. a koło Wiślicy sięgała 30 osób na km kw., na żyznych ziemiach zawiślańskiej Małopolski przypadał średnio jeden tylko mieszkaniec na każdy kilometr kwadratowy. Sytuacja tam uległa zasadniczej zmianie w XV wieku, gdy osadnictwo ruszyło masowo w tamte urodzajne ziemie. Stworzono dla niego w 1474 roku nowe województwo lubelskie, wydzielone z zawiślańskiej części województwa sandomierskiego. Granicę pomiędzy nimi ustanowiono na Wiśle, co było reliktem tradycji z czasów przedunijnych.
           
Pomijając wszystkie te sytuacje przymusowe z czasów wczesnodziejowych, tylko jedna rzeka dorzecza Wisły była podatną do funkcji granicy międzydzielnicowej: Pilica. Jej dorzecze (9244 km kw.) było niewielkie dla rzeki o długości 342 km; z ilorazu tych liczb wynika, że dorzecze to było wąskim pasmem o szerokości 13,5 km po każdej z obu stron tej rzeki. Pilica płynie południkowo w części górnej a równoleżnikowo w części dolnej swego biegu. Na odcinku południkowym stanowiła granicę Wielkopolski z Małopolską, na odcinku równoleżnikowym granicę Małopolski z Mazowszem. Nie była to granica niewolniczo a brutalnie trzymająca się rzeki nawet tam, gdzie rozcina ona na dwoje miasta nadrzeczne. W takiej sytuacji granica międzydzielnicowa odchylała się od rzeki, jak na przykład przy ujściu Pilicy, koło mazowieckiej Warki.
           
Czas na takie, brutalnie wzdłuż rzek, ustanawiane granice międzypaństwowe, nastał dla dorzecza Wisły w dobie rozbiorów Rzeczypospolitej. Państwom zaborczym najłatwiej i najprościej przychodziło wytyczanie ich nowych granic państwowych, prowadząc je długimi odcinkami rzek. Ostatni rozbiór, dokonany w 1795 roku, ustanowił dwie takie rzeczne granice zaboru rosyjskiego: na Niemnie z zaborem pruskim i na Bugu z zaborem austriackim. Granica na Niemnie, rozrywająca na dwoje obszar rdzennych ziem litewskich, przetrwała do pierwszej wojny światowej. Granica na Bugu, rozrywająca na dwoje terytoria dawnej Lodomerii, z krótką przerwą pomiędzy obu wojnami światowymi, utrzymuje się po dziś dzień. Granica między zaborami pruskim i austriackim ustalona została w 1795 r. wyłącznie rzekami: najpierw Pilicą na całej jej długości, następnie Wisłą od ujścia Pilicy do ujścia Bugu i dalej Bugiem, najpierw jako granica prusko-austriacka, dalej jako granica rosyjsko-austriacka. Nad Wisłą granica ta przechodziła przez stołeczną Warszawę, zostawiając jej lewobrzeżną część w zaborze pruskim a prawobrzeżną w zaborze austriackim. W sumie granice roku 1795 uczyniły w dorzeczu Wisły to samo, co równe półtora wieku później, w 1945 roku w dorzeczu Odry granica, wytyczona wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej.
           
Wojny napoleońskie obaliły te granice między zaborami w głębi dorzecza Wisły ale ustanowiły nową, z zaborem austriackim, poprowadzoną między Krakowem a Sandomierzem wzdłuż górnej Wisły, dzieląc nią między dwa państwa dawna dzielnicę małopolską . Kongres Wiedeński utrzymał ją, dodając nową granicę rzeczną z zaborem pruskim wzdłuż Prosny; ta podzieliła między dwa państwa dawną dzielnicę wielkopolską.
           
Granica z Rosją na Bugu przez cały okres zaborów utrzymywała się bez zmian. Gdy lord Curzon po pierwszej wojnie światowej proponował, aby granica polsko-rosyjska nadal biegła wzdłuż Bugu a dalej lądem od nadbużańskiego Niemirowa do Grodna nad Niemnem, to nie wymyślił niczego nowego: owa “linia Curzona” była dokładnym odtworzeniem granicy rosyjskiej z 1795 roku. Pakt Ribbentrop-Mołotow z 1939 roku dokonał kolejnego rozbioru Polski i jak tamten z 1795 roku znowu poprowadził granice państwowe przede wszystkim rzekami: Pisą i Narwią na północy, Bugiem na odcinku środkowym, wreszcie Sanem na odcinku południowym. San był od średniowiecza osią ziemi przemyskiej ,“wpisanej” w jego dorzecze. W 1939 roku ziemia ta została podzielona granicą państwową. Podobnie jak i jej stołeczny Przemyśl , rozłożony po obu stronach Sanu.
           
Ani Odra, ani Nysa Łużycka nigdy przed 1945 rokiem nie były granicą , czy to pomiędzy państwami, czy pomiędzy regionami. Odra zawsze była osią komunikacyjną położonego po obu jej stronach regionu – bądź Śląska, bądź Brandenburgii ( a wcześniej ziemi lubuskiej), bądź też Pomorza. Nysa Łużycka z pozoru wydawać się może typową rzeką graniczną: wielkość jej dorzecza (4534 km kw.), przy 196 kilometrach jej długości, sprawia, że dorzecze jej jest jeszcze wątlejsze niż dorzecze Pilicy, tworząc pasmo o szerokości średnio 11,6 kilometrów szerokości po każdej stronie rzeki. W odróżnieniu od Pilicy nigdy jednak granicą międzydzielnicową nie była, lecz – jak sama jej nazwa wskazuje – zawsze była rzeką historycznych Łużyc. Kiedy państwo pruskie odebrało Saksonii większą część Łużyc, w żadnym miejscu nie uczyniło Nysy Łużyckiej granicą pomiędzy prowincjami pruskimi. Łużyce Dolne wcielono do prowincji brandenburskiej, a to co przejęły Prusy z Łużyc Górnych, włączono do prowincji śląskiej, która wskutek tego, wąskim klinem wysunęła się ku zachodowi, aż poza Nysę Łużycką.
           
Poprowadzenie granicy międzypaństwowej wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej zdemolowało cały ład kulturowy przez wieki nad tymi rzekami istniejący. Miasta nadrzeczne uległy podziałowi: Goerlitz-Zgorzelec, Guben-Gubin, Frankfurt-Słubice to tylko najważniejsze z nich. Podzieleniu między dwa państwa uległ także nadrzeczny krajobraz kulturowy – Krajobrazowy Park Mużakowski po obu stronach Nysy Łużyckiej zajmuje w tym miejsce przodujące. Przez kilkadziesiąt lat po drugiej wojnie światowej sytuacji tej nie dostrzegano, czy też starano się nie dostrzegać. Po stronie polskiej powstawały kuriozalne teksty pisane “pod” tę granicę rzeczną. Palmę pierwszeństwa przyznać tu trzeba artykułowi z 1952 roku “Najstarsza granica zachodnia Polski”, która, według jego autora biegła wzdłuż Nysy Łużyckiej, a następnie Odry aż do jej ujścia, a nad samym Bałtykiem – Świną, zostawiając wyspę Wolin przy Polsce a wyspę Uznam poza granicami Polski.[15] Pierwszeństwo w innej kategorii osobliwości należy się wywodowi, że to nie Brandenburgia, ale Wielkopolska jest dzielnicą środkowego odcinka Odry, gdyż nadodrzańska ziemia lubuska była w posiadaniu Wielkopolski już w X wieku, za panowania Mieszka I[16].
 
 Nadzieja tylko w Europie Regionów
Pora na podsumowanie tych wywodów. A zatem: jakiej monografii Odry nam potrzeba? Monografii pisanej nie z perspektywy polskiej, czy niemieckiej, ale z europejskiej, wznoszącej się ponad nacjonalistyczne uprzedzenia, jakich pełno dookoła ( uwaga ta dotyczy tylko mego, rodzimego kraju, bo tylko o nim dysponuję wiedzą ,wystarczającą dla wystawiania mu ocen – niech każdy krytycznie spogląda na swoich, a w Europie lepiej będzie). Zacznijmy więc od przewartościowania wspólnej historii obszarów nad Odrą i nad Wisłą. A tu nadzieja w najmłodszym pokoleniu, dojrzewającym już w państwie członkowskim Unii Europejskiej. Z tego właśnie pokolenia wywodzą się publikacje, na jakie, jako na przejaw nowego, europejskiego spojrzenia , pragnę się z tego miejsca powołać. Pierwsza z nich, autorstwa Marty Knoch, nosi tytuł: “Święte Rzymskie Cesarstwo (9621806) i dawna Polska (9661795). Osiem wieków dobrego sąsiedztwa[17]. Jest to antyteza do przywołanej wcześniej nacjonalistycznej książki Wojciechowskiego o trwałym konflikcie polsko-niemieckim. Autorka pokazuje, jak w wiekach przedrozbiorowych regionalne krainy dorzecza Odry i dorzecza Wisły potrafiły pokojowo współżyć i z tego doświadczenia przeszłości uczynić pragnie wzorzec dla przyszłości.
           
Teza druga: w monografii Odry nie poszukujmy abstrakcyjnego, syntetycznego “ducha rzeki”, tylko na rzekę tę spoglądajmy poprzez istniejące nad nią poszczególne regiony. Tylko poprzez nie ujawni się ów “duch”, ale jak gdyby duch w kilku osobach: duch Odry śląskiej, duch Odry brandenburskiej, duch Odry pomorskiej. Podejmujmy zatem studia dotyczące historycznych regionów Europy – nie tych tylko, które współcześnie istnieją jako administracyjne jednostki terytorialne, lecz także tych, jakie funkcjonują niejako w podziemnym “drugim obiegu”, usiłując przyspieszyć czas umożliwiający im wydobycie się na powierzchnię zintegrowanej przestrzeni europejskiej. Autorką case study w tym zakresie jest Joanna Kapcewicz . Książką “Flandria w Europie Regionów[18], otwiera drogę dla serii następnych opracowań, które radzi bylibyśmy widzieć jako przydatki do pożądanej, przyszłej monografii Odry: “Śląsk w Europie Regionów”, “Brandenburgia w Europie Regionów”, “Pomorze w Europie Regionów”.
          
Europa Regionów jako docelowa przyszłość integracji europejskiej – to lekarstwo na niedoskonałości “unitarnych” państw narodowych, broniących się przed wyrokiem, skazującym je na nieuchronne zejście z europejskiej sceny dziejowej. Arnold Toynbee kończy swą książkę “Hellenizm. Dzieje cywilizacji” taką oto przestrogą: W dziedzinie polityki, odrodzenie helleńskiego kultu ubóstwianych państw lokalnych jest dzisiaj religią panującą Zachodu i gwałtownie westernizującego się świataTragiczna historia świata helleńskiego ukazuje, że helleńska forma bałwochwalstwa jest upiorem hellenizmu, którego przygarniamy na własne nieszczęście. Świat współczesny musi egzorcyzmować tego demona zdecydowanie, jeżeli ma się on ocalić od doznania losu jego helleńskiego poprzednika.” [19]
           
Jak dojść do tej docelowej Europy Regionów? Marta Baczewska odpowiada na to pytanie tytułem swej książki: “Europa państw, czy Państwo europejskie?”[20] – i ten drugi człon tytułu jest alternatywą, za jaką się opowiada. Państwo europejskie, będące federacją mnóstwa regionów – taką, jaką w dawnej Europie stanowiło Święte Rzymskie Cesarstwo – tylko ono wydaje się być “lekarstwem na wszystko zło”. Regiony Europy to nie państwa narodowe, wodzone na pokuszenie usuwania “obcych” – tych wszystkich “przesiedlonych”, “repatriowanych”, “wypędzonych” i jak tam jeszcze wszystkie te ofiary czystek etnicznych się nazywa – a po pozbyciu się których, pozostaje wyjałowiona społeczność “Narodu”, którą tak scharakteryzował Zbigniew Herbert, jeden z najczystszych moralnie poetów w czasach PRL: “ W tej chwili społeczeństwo nasze składa się prawie w stu procentach z PolakówDla mnie Polska bez Żydów, bez Ukraińców, bez Ormian, tak jak to było we Lwowie, bez Włochów, bez rodzin pochodzenia włoskiegoprzestała być Polską. Ten ideał państwa jednonarodowego jest ideałem faszystowskim, co tu dużo gadać.[21]
           
Regiony Europy i tylko one dają nadzieję na zachowanie wieloetnicznych, pokojowo współżyjących społeczności regionalnych, a zarazem na odbudowanie ponad granicami państw, tak okrutnie przez te państwa okaleczonych z regionalnych tradycji i pamiątek kultury, czego przykłady w odniesieniu do dorzeczy Wisły i Odry pomieszczono w tym tekście.
 
 
 
Pierwodruk: Karl Schlögel, Beata Halicka, OderOdra.Blicke auf einen europäischen Strom, Peter Lang GmbH, Frankfurt am Main 2007
 




[1]             K. Schlögel, “Odra. Wstępne przemyślenia na temat miejsca pewnej europejskiej rzeki w historii kultury, (w:) “Pogranicza”, 2/2004, s.35.

[2]             A. Grodek, M. Kiełczewska-Zaleska, A. Zierhoffer, “Monografia Odry”, Poznań 1948.

[3]             G. Labuda, Wł. Magiera, E. Perycz “Odra i Nadodrze”, Warszawa 1976.

[4]             St. Żeromski, “Wisła”, Warszawa 1918.

[5]             “Wisła. Monografia rzeki.”, Praca zbiorowa pod redakcją naukową Andrzeja Piskozuba, Warszawa 1982.

[6]             M. Janiszewski, “Regiony geograficzne Polski”, Warszawa 1959, s. 21-28.

[7]             Schlögel, o. c., s.38.

[8]             Tamże, s. 43.

[9]             Tamże, s.36.

[10]           Z. Wojciechowski, Polska – Niemcy. Dzisięć wieków zmagania, Warszawa 1945.

[11]           F. Duchiński, Pisma, t. II, Raperswil 1902, s.345.

[12]           E. Keyser, Danzigs Geschiczte, Danzig 1928, s.72.

[13]           T. Zipser, Rzeki w kształtowaniu się regionów, (w:) “Rzeki. Kultura – Cywilizacja – Historia”, t. VI, Katowice 1997, s. 114.

[14]           E. von Kühnelt-Leddihn, Ślepy tor. Ideologia i polityka lewicy 1789-1994, Wrocław 2007, s. 128.

[15]           Z. Sułowski, Najstarsza granica zachodnia Polski, “Przegląd Zachodni” 1/1952, s.343 n.

[16]           Janiszewski, o. c., s.42-43.

[17]           M. Knoch, Święte Rzymskie Cesarstwo (962-1806) i dawna Polska (966-1795). Osiem wieków dobrego sąsiedztwa, Toruń 2005.

[18]           J. Kapcewicz, Flandria w Europie Regionów, Toruń 2004.

[19]           A. J. Toynbee, Hellenizm. Dzieje cywilizacji, Toruń 2002, s. 248.

[20]           M. Baczewska, Europa państw czy Państwo europejskie?, Toruń 2004.

[21]           J. Trznadel, Hańba domowa. Rozmowy z pisarzami, Paryż 1998, s. 191.
 
 
 
 
 
 
 
 

Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Powrót na górę