Marek Magierowski: Ciemne chmury nad Pałacem Zarzuela

Marek Magierowski: Ciemne chmury nad Pałacem Zarzuela

Palacio_Real_de_MadridMarek Magierowski

Córka króla Juana Carlosa ma poważne kłopoty z wymiarem sprawiedliwości. Hiszpańska monarchia pogrążyła się w największym kryzysie od lat.

Hiszpańską rodzinę królewską przez lata omijały skandale obyczajowe, a Juan Carlos cieszył się dużym zaufaniem społecznym. Szanowany król, podziwiana i zawsze uśmiechnięta królowa Zofia, książę Filip, któremu kibicowała cała Hiszpania, gdy startował w olimpijskich zawodach żeglarskich. Wreszcie dwie córki: Elena i Cristina, pozostające nieco w cieniu, ale za to nie sprawiające żadnych kłopotów wizerunkowych.

W porównaniu z brytyjską Royal Family, targaną burzliwymi, pozamałżeńskimi romansami i wyśmiewaną w tabloidach, hiszpańska Familia Real sprawiała wrażenie nieskazitelnej. Gdy w 2004 roku Filip ożenił się z piękną prezenterką telewizyjną Letizią Ortiz Rocasolano, wydawało się, że kolorowe magazyny na Półwyspie Iberyjskim będą się przez kilka ładnych lat zajmowały głównie opisywaniem garderoby księżniczki oraz publikowaniem słodkich zdjęć jej dwóch córek (przyszły na świat odpowiednio w 2005 i 2007 roku).

Niestety, wkrótce nad Pałac Zarzuela nadciągnęły ciężkie chmury, a na jego murach pojawiły się pierwsze, głębsze rysy. Zaczęło się od pierwszego w dziejach monarchii rozwodu: w 2010 roku Elena, pierwsza córka Juana Carlosa, zakończyła swój związek z bankierem Jaime de Marichalarem. Potem zaczęły krążyć nieprzyjemne pogłoski o anoreksji Letizii, okraszone, rzecz jasna, szczegółowymi analizami fotografii jej szczupłych ramion. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść – za sprawą Iñakiego Urdangarina, męża infantki Cristiny. Byłego reprezentanta Hiszpanii w piłce ręcznej, przedsiębiorcy oraz bohatera najgłośniejszej afery finansowej we współczesnej historii Hiszpanii.

Dostarczyciel „ciekawych pomysłów”

Urdangarin został oskarżony o zdefraudowanie blisko 6 mln euro i unikanie płacenia podatków. Wraz ze swoim biznesowym partnerem Diego Torresem „wysysał” z budżetów władz kilku prowincji fundusze na organizację różnych imprez z pogranicza biznesu, sportu i kultury, wykorzystując otaczający go mir królewskiego zięcia i prestiżowy tytuł "księcia Palmy", nadany mu w 1997 roku w prezencie ślubnym przez Juana Carlosa. Niektóre imprezy, owszem, odbywały się, ale płatności za nie wielokrotnie przekraczały rzeczywisty koszt. Inne nie odbywały się w ogóle.

Pieniądze wpływały na konto charytatywnej fundacji Nóos. Zasilały ją zresztą finansowo także różne instytucje prywatne: firma Lagardere Ressources uiszczała co roku 200 tys. euro za „opracowanie strategii biznesowej i komunikacyjnej”. Podobną kwotę przelewała firma Motorpress Iberica – za „usługi doradcze”. Z kolei Mixta África, przedsiębiorstwo budowlane z Barcelony, płaciło Urdangarinowi 6 tys. euro miesięcznie za "dostarczanie ciekawych pomysłów". Obrotny zięć dość szybko się bogacił. Między rokiem 2002 a 2009 jego roczne dochody wzrosły 18-krotnie: z 30 tysięcy do ponad 570 tysięcy euro.

Urdangarin "przepuszczał" też pieniądze przez firmę Aizoon, w której połowę udziałów miał on, a drugą połowę Cristina. Przez długi czas hiszpańskie media głośno zastanawiały się, czy Cristina wiedziała o szemranych transakcjach małżonka i czy wymiar sprawiedliwości zajmie się również jej udziałem w podejrzanym procederze.

Złowrogi scenariusz

Urdangarin został postawiony w stan oskarżenia jesienią 2011 roku. W kwietniu 2013 roku prowadzący sprawę sędzia śledczy José Castro przedstawił zarzuty także Cristinie, ale zostały one odrzucone przez sąd w Palma de Mallorca. Wreszcie ponowił próbę 7 stycznia br. Według Castro księżniczka popełniła "przestępstwo podatkowe", brała udział w praniu pieniędzy, a nawet… nielegalnie zatrudniała pomoc domową. Przedstawiony przez niego dokument, wyliczający wszystkie nieczyste sprawki Cristiny, ma aż 227 stron. Pierwsze przesłuchanie infantki – występującej oficjalnie jako Cristina Federica de Borbón y Grecia – ma się odbyć 8 marca.

To, co spotkało Cristinę, w hiszpańskim systemie prawnym nosi nazwę "imputación". Świadek przestaje być świadkiem i staje się podejrzanym, zyskując m.in. prawo do formalnej obrony. Nie jest jeszcze jednak oskarżonym.

Teoretycznie Cristinie grozi nawet sześć lat więzienia, choć mało kto wierzy, by jej proces się kiedykolwiek zaczął, nie wspominając już o posyłaniu jej za kratki. Wielu ekspertów jest zdania, że sędzia Castro nieco się zagalopował, że na jego decyzje zbyt duży wpływ mają osobiste ambicje, a ponadto nikt nie wyobraża sobie, aby rodzina królewska nie wykorzystała wszystkich możliwych środków – łącznie z delikatnymi naciskami na "odpowiednio organy" – w celu powstrzymania wstydliwego i złowrogiego scenariusza.

Familia Real robiła dotąd wszystko, by izolować Urdangarina i wytworzyć wrażenie, iż to on sam – i nikt inny – jest odpowiedzialny za finansowe oszustwa. Od dwóch lat nie jest zapraszany na żadne oficjalne uroczystości, pozbawiono go nawet osobnej strony internetowej na oficjalnym portalu Domu Królewskiego. Cristina jednak trwa przy jego boku, wierzy w jego niewinność i ani myśli o rozwodzie, a to oznacza, że po części sama stała się ofiarą operacji pod tytułem "Odcinamy się od niegodnego zięcia". Od kilku dni trwają spekulacje, czy Cristina zrezygnuje ze swoich przywilejów dynastycznych, co dla społeczeństwa byłoby na pewno ważnym sygnałem. W dodatku wyłącznie symbolicznym, gdyż Cristina jest dopiero na siódmym miejscu w kolejce do tronu. Ale także takiego gestu infantka na razie nie rozważa, licząc na to, że jeżeli nie jej mąż, to przynajmniej ona zostanie ostatecznie oczyszczona z wszelkich zarzutów. Jedyne ustępstwo z jej strony to wyjazd do Genewy, gdzie dziś mieszka i pracuje – z dala od rodzinnego kraju, od kamer telewizyjnych i wścibskich paparazzi.

Czekając na Filipa

Dla 76-letniego Juana Carlosa to kolejny cios w wizerunek – których w ostatnich dwóch latach nie brakowało. W 2012 roku media znęcały się nad nim, gdy król wyruszył na polowanie do Botswany i pozował do zdjęć przy ustrzelonym słoniu. Zważywszy, iż działo się to w samym środku ciężkiego kryzysu w Hiszpanii, przy 25-procentowym bezrobociu i tysiącach ludzi eksmitowanych z obciążonych hipoteką mieszkań, luksusowe safari musiało się odbić negatywnym echem. Podczas wycieczki do Afryki Juan Carlos doznał też poważnej kontuzji biodra – od tamtej pory był już trzykrotnie operowany. Mniej więcej w tym samym czasie Hiszpanie zaczęli plotkować o jego romansie z Niemką Corinną zu Sayn-Wittenberg, która m.in. zajmowała się organizowaniem polowań króla.

Od wielu miesięcy notowania Juana Carlosa spadają: według niedawnego sondażu dziennika "El Mundo" monarchię popiera już tylko 41 proc. Hiszpanów. 62 proc. ankietowanych życzyłoby sobie, aby król abdykował na rzecz dużo bardziej lubianego Filipa (który, notabene, bardzo skrupulatnie unika kontaktów z Cristiną i jej mężem, nie broni ich publicznie, dbając o to, by skandal nie obryzgał błotem również jego).

„Należy mieć zaufanie do wymiaru sprawiedliwości. Zawsze szanowaliśmy decyzje prokuratury” – stwierdził Rafael Spottorno, szef gabinetu Juana Carlosa i jego rzecznik. Nie wiadomo, jak zachowa się Dom Królewski, gdy pętla wokół Cristiny zacznie się zaciskać. Jedno jest pewne: abdykacja króla i  koronacja Filipa gwałtownie poprawiłyby notowania monarchii. Czy jest to jednak cena, którą Juan Carlos byłby gotów zapłacić za jej uratowanie?

 

Marek Magierowski–  od stycznia 2013 r. publicysta tygodnika „Do Rzeczy”. Wcześniej pracował m.in. w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”, w latach 2006-2011 był zastępcą redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”. Zajmuje się tematyką Unii Europejskiej, gospodarką, zmianami cywilizacyjnymi, a także bezpieczeństwem międzynarodowym.

 

Źródło: Nowa Politologia

Fot. Wikimedia Commons

Print Friendly, PDF & Email

Komentarze

komentarze

Powrót na górę